Umalmu - ebook
Umalmu - ebook
Wiersze z Umalmu to raporty z uprawy – roślin, idei, relacji, wspólnot. Poeta nie utyskuje na katastrofę, tylko intensyfikuje działania przeciw niej. Staje po stronie kompetencji miękkich, siły bezsilnych, relacji w kontrze do racji, wspólnoty w miejsce własności. Nie wstydzi się czułości, deklaruje kruchość. Choć w tomie pobrzmiewają dada, zaum, surreal czy šalamunizm, teksty nie sprowadzają się do wyzwolonych natężeń rozsadzających potencjometry, lecz niosą w sobie przesłanie, wizję, wręcz utopię. Pełne „bitu i litu” wiersze Woźniaka są muzyczne i obrazowe, etyczne i interwencyjne (lecz bez dydaktyzmu i publicystyki), karmią się dadaistycznymi kawałkami, ale czytelnikom fundują wege michę soczystej filozofii. Szamańska poetyka Umalmu burzy granice między ludźmi, zwierzętami, roślinami, rzeczami: ludzkie niestrudzenie fluktuuje w zwierzęce, przelewa się w roślinne, urzeczowione, maszynowe, pojęciowe etc. Ta aktywistyczna poezja – nadmiarowa, wybuchowa, językowo napęczniała – jest w nieustannym pędzie, a po drodze zagarnia wszystkich i wszystko.
Spis treści
I wtedy powiedziałem znajdę
Pokrzywizny
Porwałem się runo mięs
Zimny ślad
I was in despair
Pierwszy raz będę spał sam
Białe tętno
Makita
Kruchość o wschodzie końca
Kiedy to wszystko legnie
Legło nam żyćko
Dziw jak być
Śnię głęboki fluks, miętoszenie nieb
Fliks
As we walk each other home
Zlep
Żytem go
Ktoś mi dzisiaj powiedział
Sen susz nas wywali na zbitą pyrę pięknej twarzy
Żył człowiek na owocu, jego soki
Duszę słońce na planecie lawendowe światło
Nights of the red light
Krajobraz po pełni
Ruszam na ziemniaki hapsem bita
Kiedy przytrafi się kość
Poruszam nogami, aż wywołują trzęsienie
Jak stałem krzywo
Odpocznij ziarno opłacz klatki wypuść pawie przemiel zrycie
Od paru miesięcy mieszkam w namiocie
Po tętno padli na mech
Rwie się rdzeń
| Kategoria: | Poezja |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68310-90-0 |
| Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
te krzywizny i zaświecę je
na buraczany albo słomiasty
maź. Niech kiwa rdzeń,
leje się porzeczka, a zguby
i wieszcze wiją grona
kolebek, ale tylko przez
chwilę, by raz a słodko
uwolnić pragnienie.
.
Pokrzywizny
Szukam kolorów na Ziemi wyławiając
osę ze zmielonej mirabelki. Widzę
jak twoje stopy kurzą ja
błonki najdrobniejszych śpiewów.
Łyczek więcej to ewolucja!
A mam też część co się troszczy.
W ogóle to gadałem dzisiaj
z bordo wy myśl asz.
Z tych stóp drugi język
zapłonie grzybnią.
Jabłka są dziś wyjątkowo.
Dzień jest dziś
wyją.
Wilki ludzkich miszmaszy.
Msze w kościele takie czasy.
Opróżniam nocleg dłońmi ssaka.
Muskam pola.
Mieszkam w walącym
nocniku. Rozkładam.
Myślę na pyszne kiście.
Dawno nie jeździłem na rowerze
chociaż kocham wiatr.
Nadciąga muzyka pięknych ludów.
Jestem neuroprzekaźnikiem musów.
W jelicie czai się przyjaciel snów.
Obgryzam nów znów.
Ubierasz się w piżamę której nie ma.
Ładujesz błoto na moją mordę.
Odlatujesz zagrożonym gatunkiem papużki
na świąteczny deser wiolonczeli.
Te obrazy malujesz podczas suszy
gdzie tur dyszy tłoczy dusz tusz tuczy mózg mus
zagubionej bransolety. Wziąłem ją
jak wygłodniały zwierz pamięci.
Teraz w lesie jest wilgotno.
Mam spuściznę biedy.
Duchowego pustostanu.
Krew mi jęczy.
Komar dręczy
a to tylko trochę przyjemności.
Trąbka jazzczłowieka mówi wciąż to samo:
samo się nie zrobi synu. Potrzebujesz
mięsa i kości
perki której udręka to rytm serca
zawiniętego w sreberko w pajęczynkę puszczy.
Recykling duszy to jedno krzesło pośród śliw
ślij prędko jak jesień liść licz na tętno drzwi.
Siedź albo bieg.
Dziś wieszam pokrzywy.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------