- promocja
- W empik go
Unexpected Arrivals. Więź Tom IV - ebook
Unexpected Arrivals. Więź Tom IV - ebook
Właśnie wtedy, gdy wydaje ci się, że wszystko już zrozumiałeś, wszechświat postanawia przechylić twój świat na swoją oś.
Miałem plan i szedłem do przodu, aż do dnia, w którym mój świat został wywrócony do góry nogami.
To wyzwanie, na które nie byłem przygotowany, ale z którym musiałem się zmierzyć.
Jak połączyć życie, które wydawało ci się, że masz z tym, które prowadzisz?
Jeden oddech.
Jedna sekunda.
Jedna minuta.
Jedna godzina.
Dzień po dniu uczysz się żyć ze swoją niespodziewaną więzią.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-7923-1 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Seth
Siedzę na trawniku w ogrodzie Ridge’a i Kendall i przyglądam się ich dziecku. Knox pokazuje mi, że walczy jak ninja. Przezabawny dzieciak.
– Seth, widzis? – pyta.
– Tak. Jesteś najlepszym ninją w historii – chwalę go.
– Mama też tak mi mówi. – Szczerzy się i znów, ku mojemu rozbawieniu, wymierza powietrzu kopniaka.
– Finley! – woła jakaś kobieta.
Unoszę wzrok i dostrzegam dziewczynkę o ciemnych kręconych włosach, która biegnie w kierunku stawu. Goni ją jakaś kobieta, zapewne matka. Mała ma jednak sporą przewagę. Mimo że staw został ogrodzony z troski o bezpieczeństwo dzieci, zrywam się na równe nogi i odcinam dziewczynce drogę. Pochylam się i biorę małą na ręce. Dziecko zamiera w moich objęciach, wpatruje się we mnie wielkimi zielonymi oczami.
– Nad wodą bywa niebezpiecznie – przestrzegam.
Dziewczynka jest mała, podobnej postury jak Everly, więc ma zapewne ze dwa latka.
– Dziękuję – odzywa się kobieta, stanąwszy przy nas. Wyciąga ręce do dziewczynki, której do niej niespieszno. Mała palcem dotyka mojego zarostu, wzbudzając u mnie śmiech. – Ogromnie przepraszam. Córka rzadko przebywa wśród mężczyzn. Mam na imię Mara – przedstawia się. – A to Finley.
– Cześć, Finley – mówię, wpatrując się w dziewczynkę. Nie chcę napędzić jej strachu, zwłaszcza że jestem nieznajomym, który porwał ją na ręce. – Mam na imię Seth. Powtórzysz? – Zielonooka tylko się we mnie wpatruje. Przenoszę spojrzenie z malutkiej na jej matkę, której widok zapiera mi dech w piersi. Z oddali zauważyłem, że kobieta ma ciemne kręcone włosy podobnie jak jej córeczka. Niespodziewanie jej oczy wywierają na mnie wielkie wrażenie. Zielone tęczówki Finley są piękne. Zaś jej mamy… powalają niczym grom z nieba. – Ja… – Odchrząkuję i odzywam się raz jeszcze: – Mam na imię Seth.
– Dziękuję. – Kobieta uśmiecha się życzliwie.
– Nie ma sprawy. – Z trudem odrywam od niej wzrok, bo jeszcze pomyśli, że jestem czubkiem. Albo – co gorsza – w ogrodzie pojawi się jej mąż, który nakopie mi za kosmate myśli. Chociaż Mara powiedziała, że jej córka nie jest przyzwyczajona do towarzystwa mężczyzn. Zerkam na dłoń kobiety. Nie zdobi jej obrączka. – Nad wodą bywa niebezpiecznie, skarbie – przestrzegam ponownie Finley.
– Nie podchodź sama do stawu – dodaje Mara. – Chodźmy po soczek. – Mała, zamiast wziąć mamę za rękę, kładzie głowę na moim ramieniu. Kobieta wybałusza oczy i przeskakuje wzrokiem z córki na mnie. – N-nigdy się tak nie zachowuje przy obcych, a szczególnie przy mężczyznach. – Wpatruje się we mnie, jakby cudem było, że jej dziecko pozwala mi się tulić. Nerwowo przygryza wargę i przestępuje z nogi na nogę.
– Masz ochotę na soczek? – pytam córkę Mary. Dziewczynka kiwa głową. Przenoszę wzrok na jej matkę. – Chodźmy po soczek – mówię, po czym zwracam się do chłopca: – Knox, ninja też powinien się napić, bo musi dbać o prawidłowe nawodnienie organizmu.
– Soczku – stwierdza i odbiega w kierunku patio.
– Wezmę ją – mówi Mara, a ja ruszam znacznie wolniejszym tempem za chłopcem.
– Poradzę sobie. Jesteś moją nową kumpelką? – pytam Finley. Dziewczynka z zadowoleniem wtula się w moje ramię. Powoli zmierzam ku patio.
– Dzieliłam z Amelią pokój na studiach – mówi po chwili ciszy Mara.
– A ja się z nią wychowałem – wyjaśniam.
– Tak słyszałam. Amelia usiłuje mnie przekonać, abym się tu przeprowadziła. Dlatego przyjechałam na rozmowę o pracę.
– Czym się zajmujesz? – pytam.
– Specjalizuję się w kadrach.
– Nieustanny cyrk na kółkach – śmieję się.
– Można tak to ująć. A ty?
– Pracuję z Tylerem, Markiem i Kentem u Ridge’a.
– W Beckett Construction?
– Czytasz mi w myślach? – pytam żartobliwie.
Wskazuje logo na moim T-shircie z odciętymi rękawami i omiata wzrokiem ręce, po czym wraca spojrzeniem do mojej twarzy.
– Koszulka cię zdradziła. – Posyła mi uśmiech. Oczy jej iskrzą. – Dziękuję – mówi przy schodkach na patio. Tym razem, nie pozostawiając małej wyboru, bierze ode mnie Finley. Macham do dziewczynki, która posyła mi uśmiech ponad ramieniem mamy.
Stoję nieruchomo, jak skamieniały, i obserwuję oddalające się kobietę i dziecko. W życiu nie czułem takiego pociągu jak do Mary. Przenigdy. Z jej słów wywnioskowałem, że sama wychowuje córkę, a to duża odpowiedzialność. Cholera, lubię, a właściwie uwielbiam dzieci. Ostatnio ktoś z mojej paczki co chwilę zostaje ojcem. Ale chyba nie jestem gotowy, by późną nocą karmić malucha czy deptać walające się po podłodze klocki. Dlatego tym razem odpuszczę sobie piękną, pociągającą kobietę.ROZDZIAŁ 1
Seth
Gdy otworzę oczy, łupanie w głowie na pewno przybierze na sile, tak samo jak wrażenie, że pomieszczenie wiruje. Aby się z nim uporać, zsuwam jedną nogę z materaca. Kiedy szybko dosięgam posadzki, przypominam sobie, że jestem u Marka i leżę na dmuchanym materacu. Nie otwierając oczu, wspominam miniony wieczór.
Mara.
Bez przerwy o niej myślę. W dniu, w którym się poznaliśmy, wykradłem z telefonu Amelii jej numer. Pierwszy raz napisałem do niej już w czerwcu pod pozorem, że chcę tylko zaproponować pomoc w przeprowadzce. Chciałem zrobić dobry uczynek i ciągle o niej myślałem. Na szczęście, a może niestety, kiedy się do niej odezwałem, dowiedziałem się, że nie dostała jeszcze odpowiedzi od potencjalnego pracodawcy, więc nawet nie zaproponowałem pomocy. Przyznam, że fakt ten nieco mnie rozczarował, bo gdyby Mara się przeprowadziła, mógłbym ją widywać. Zaoferowałem pomoc, aby dowiedzieć się, czy planuje przeprowadzkę, bez zasięgania informacji u Amelii czy żon kumpli. Cholera, samym spytaniem przyjaciół o Marę otworzyłbym puszkę Pandory, a nie sądziłem, by była to odpowiednia pora na zdradzenie, że dziewczyna mi się spodobała.
Chociaż już parę miesięcy temu wygadałem się Markowi. Rozmawialiśmy o związku z samotną matką, a ja nie wyobrażałem sobie, bym to ja spotykał się z kobietą z dzieckiem. No dobrze, może czasami o tym myślałem, ale to cholernie poważna sprawa. Myślę o tym od Dnia Pamięci, czyli chwili, w której poznałem Marę.
Tamtego dnia zaczęliśmy… pisać ze sobą. Rozmawiamy na luzie, a mimo to w życiu nie prowadziłem bardziej pasjonujących pogaduszek z kobietą, polegających na przykład na tym, że wysyłam jej fragment tekstu piosenki, a ona ma odgadnąć jej tytuł i wykonawcę, po czym odpowiada cytatem z filmu, a moim zadaniem jest podać jego tytuł. Wyimki przeważnie pochodzą z komedii romantycznych. Gdybyśmy notowali wyniki, okazałoby się, że Mara prowadzi.
Starałem się przekonać ją, by przyjechała w ten weekend, ale powiedziała, że zaplanowały z Finley całonocną babską imprezkę. Niewiele brakowało, abym zapytał, czy mogę się na nią wbić. Dziewczynce należy jednak zapewnić stabilny dom, a nie wiem, czy podjąłbym się tego zadania. Poza tym nikt nie ma pojęcia, że rozmawiam z Marą. Zresztą wcale nie musimy nikomu o tym mówić. Jesteśmy po prostu dwiema osobami, które czasami ze sobą rozmawiają i bardzo często do siebie piszą. Jak gdyby nigdy nic wysyłam dziewczynie wiadomości, zamiast wyjść na miasto i znaleźć laskę do łóżka. Co zabawne, jednorazowe przygody straciły dla mnie cały urok od spotkania z Marą.
– Połóż temu kres – jęczy jakaś kobieta.
Z trudem otwieram oczy i odwracam się powoli. Na materacu leży Amelia, której wyraz twarzy odzwierciedla moje samopoczucie.
– Jesteśmy za starzy na takie popijawy – stwierdzam.
– Nie dobiliśmy jeszcze nawet trzydziestki – mówi chyba głośniej, niż zamierzała, i się krzywi.
– Dawno nie wlałem w siebie tyle alkoholu – wyznaję.
– I ja.
Wiem, że sięgnąłem po kieliszek, pragnąc zapomnieć o Marze i tych jej dużych zielonych oczach. O jej długich, ciemnych puklach, które chciałbym ujrzeć na swojej poduszce. Właśnie dlatego piłem. Nie mam natomiast pojęcia, dlaczego Amelia uderzyła w gaz.
– Dobrze się czujesz? – pytam.
– Nie – odpiera ze śmiertelną powagą.
Śmieję się, mimo że radość wywołuje u mnie piekielne męki.
– Wyjdziesz z tego.
– Muszę siusiu. – Odwraca się i siada powoli. Podpiera się łokciami o kolana i pociera oczy. Wstaje i gwałtownie odrywa nogę od podłogi. – Fujka. Co do… – Opuszcza wzrok.
– Co się stało? – pytam. Odwraca się do mnie pobladła. Wtem zauważam, że ma na sobie moją koszulkę. Włożyłem ją na imprezkę. Nie mogę sobie przypomnieć, dlaczego ma na sobie mój T-shirt. – Co się stało? – powtarzam.
– Seth… – mówi, kręcąc głową.
– No co? – Kiedy siadam, kołdra opada mi do bioder, a zimne powietrze owiewa fiuta. Wtem zaczynam łączyć fakty. Ona ma na sobie moją koszulę. Ja jestem goły. To może oznaczać tylko… – Czy my…?
Dziewczyna opuszcza wzrok do podłogi, a potem wraca nim do mnie.
– Tak. Chyba za potwierdzenie wystarczy nam zużyty kondom, na który właśnie nadepnęłam.
– A… – zaczynam.
Przyjaciółka wcina mi się w słowo.
– To się nigdy nie stało. – Wzdryga się. – O Boże, uprawiałam seks z facetem, którego mam za brata. To jakaś forma kazirodztwa. Chyba się zrzygam. – Wybiega z pokoju.
Opadam na materac i przyswajam fakty. Przespałem się z Amelią, która od dzieciństwa należy do mojej paczki. Jak mogłem do tego dopuścić?
– Kent jeszcze śpi – mówi, wróciwszy kilka minut później. Nadal jest blada. Podnosi ubrania i rzuca mi moje. – Zamknij oczy, to się przebiorę.
– Poważnie? Przed chwilą…
Ucisza mnie gestem.
– Nie będziemy o tym rozmawiać. Nigdy. Przenigdy.
– A musimy…
– Nie musimy – odzywa się stanowczo. – Przykro mi, ale tylko się przyjaźnimy. Nigdy nie połączy nas nic więcej.
– To dobrze.
– Dobrze?
– Jasne. Myślałaś, że powiem coś innego?
– Nie wiem. Chciałeś porozmawiać, a nie mamy o czym rozmawiać. Pod wpływem alkoholu popełniliśmy błąd. Udawajmy po prostu, że to nie miało miejsca.
– A jeśli Kent nas słyszał? – pytam. Pomimo zamroczenia wiem, że istnieje taka możliwość.
– Zmusimy go, aby poprzysiągł milczenie. Albo wszystkiego się wyprzemy.
– Słusznie. Powiemy, że to nieprawda.
– Kurwa – mamrocze Amelia.
– Czaję. To nie miało miejsca – powtarzam. Myślałem, że przyjaciółka zechce to przedyskutować. Kobiety tak już mają, prawda? O wszystkim rozmawiają.
– Jesteś świetny, Seth, ale… – Amelia zamyka oczy i nabiera głęboko powietrza. – Jesteś dla mnie jak brat. Nie wyszłoby nam, nie lecę na ciebie.
– Rety. – Unoszę dłoń. – A kto mówił, że ja lecę na ciebie?
Wskazuje na mnie.
– Założyłam, że ci się podobam, kiedy rzuciłeś to całe „porozmawiajmy”.
– Źle myślałaś. Popełniliśmy błąd.
– To prawda. Przebiorę się i pójdę na górę, żeby przyszykować śniadanie. To nie miało miejsca. – Amelia posyła mi znaczące spojrzenie. Kiwam głową. Przyjaciółka wychodzi i po chwili znów zagląda do pokoju. – Zrobisz coś z tym? – Wskazuje na zużytą prezerwatywę.
– Posprzątam tu – zapewniam. Przynajmniej zachowaliśmy na tyle rozsądku, aby się zabezpieczyć. Cud, że w ogóle miałem przy sobie gumkę, bo od pół roku ich nie używam. Telefon zaczyna wibrować, kiedy podnoszę go z podłogi. Na ekranie wyświetla się imię Mary. Odblokowuję urządzenie.
Mdli mnie.
Odnoszę wrażenie, że ją zdradziłem. Mara nie jest jednak moją kobietą, nawet jeśli bardzo bym tego chciał.
MARA: _Szczęśliwego nowego roku._
Załączyła selfie z córką. Zdjęcie przedstawia dziewczynkę, która śpi wtulona w pierś mamy, i kobietę unoszącą durnowatą czapkę z namalowanymi sztucznymi ogniami.
JA: _Szczęśliwego nowego roku. Wygląda na to, że powitałaś go sama._
MARA: _Mała zasnęła o wpół do dziewiątej._
JA: _Szalona imprezka._
MARA: _My to potrafimy zabalować. LOL_
JA: _LOL_
MARA: _Oj. Zapomniałam zapytać. Czy propozycja pomocy w przeprowadzce jest jeszcze aktualna? Wiem, że złożyłeś ją przed kilkoma miesiącami, ale może mógłbyś poświęcić mi chwilę?_
Wstaję i zaczynam krążyć po pokoju, nie przejmując się swoją nagością ani tym, że ktoś może tu wejść. Staram się opanować nerwy. Mara tu zamieszka? A może gdzieś dalej? Poznam odpowiedź na te pytania tylko w jeden sposób.
JA: _Oczywiście._
MARA: _Dziękuję. Dostałam tę robotę. Dasz wiarę? Zaproponowali mi ją w pół roku po rozmowie._
Nie do wiary. Mimo to mam ochotę zadzwonić do jej przyszłego pracodawcy i mu podziękować. Mara się przeprowadza. Zamieszka w moim mieście… czym skomplikuje niektóre sprawy. Czym innym jest z nią pisać, a czym innym mieć świadomość, że będę mógł ją zobaczyć, kiedy będę miał ochotę na spotkanie.
JA: _Zadzwonili w końcu? Dziś?_
MARA: _Nie, dwa dni temu. Starałam się najpierw uporządkować sprawy i ciągle zapominałam zapytać, czy mi pomożesz._
JA: _Wskaż czas i miejsce, a się tam stawię._
MARA: _Dziękuję, Seth._
JA: _Gdzie zamieszkasz?_
MARA: _Udało mi się znaleźć uroczy domek. Mały, ale nam wystarczy._
JA: _Na wynajem?_
MARA: _Tak._
Nie chcę, by wprowadziły się do jakiejś rudery. Mogę znać właścicieli, bo to małe miasteczko, dlatego o nich pytam.
JA: _Pamiętasz, jak nazywa się właściciel?_
MARA: _Tak. M. Adams. Zapomniałam, jak ma na imię._
Mark?
JA: _Mark Adams?_
MARA: _Tak! Znasz go?_
Śmieję się.
JA: _Tak. Też go znasz. To Mark. Poznałaś go w Dzień Pamięci._
MARA: _Ten Mark? Mark od Dawn?_
JA: _To właśnie on._
MARA: _Rety, jaki ten świat jest mały._
MARA: _Muszę się zbierać. Pojedziemy z Finley po kartony i zaczniemy się pakować._
JA: _Uważajcie na siebie. Daj znać, kiedy zaczniesz przewozić rzeczy._
MARA: _Może w ten weekend? Pracę zaczynam w przyszłym tygodniu._
Nie spodziewałem się, że Mara przeprowadzi się tak szybko, jednak pamiętam, że bardzo tęskni za Amelią, z którą jest zżyta. Niewątpliwie to ze względu na przyjaźń chce w tak krótkim czasie spakować cały swój dobytek i przenieść się do miejscowości oddalonej o niemal trzy godziny drogi od tej, w której obecnie mieszka.
JA: _Prześlij mi adres._
MARA: _Dziękuję, Seth. Bardzo._
JA: _Nie ma sprawy._
Pospiesznie wkładam podniesione z podłogi ubranie, przy czym uświadamiam sobie, że nie mam koszulki. Klnę i otwieram ostrożnie drzwi, aby przejść do toalety. Kent obudził się już dawno i wstał z kanapy. Nigdzie nie widać też Amelii. Biorę parę listków papieru toaletowego i namierzam wzrokiem koszulkę, która leży złożona na blacie. Wkładam ją przez głowę, a potem wychodzę z łazienki, by wyrzucić prezerwatywę. Wciąż nie mogę uwierzyć, że przespałem się z Amelią. Przyjaciółka słusznie zauważyła, że nasze zbliżenie nasuwa na myśl kazirodztwo. Poza tym zakochuję się w kobiecie, którą widziałem tylko raz i która przeprowadza się z córką tutaj, do mojego miasteczka. Może jednak niektóre marzenia się spełniają.
Wyrzucam prezerwatywę, zbieram butelki po piwie i idę na górę. Wyraz twarzy przyjaciół odzwierciedla nieco moje samopoczucie, chociaż widać, że najgorzej czujemy się ja i Amelia.
– Chodźcie na śniadanie! – woła pogodnie Kendall.
– Zawsze jest taka radosna o poranku? – pytam Ridge’a.
– Tak. Dziś ma dodatkowy powód do szczęścia. Dzieci całą noc nie było w domu. – Kumpel uśmiecha się szeroko, klepie mnie po ramieniu i wchodzi do kuchni, w której żony moich przyjaciół szykują śniadanie.
– Dziękuję – zwracam się do kobiet i idę za Ridge’em.
– Oj, ależ nie ma za co. Jeszcze nam nie dziękuj. – Reagan posyła mi wilczy uśmiech. – Faceci sprzątają.
– Jedzenie tak pięknie pachnie, że bez narzekania wypucuję gary.
Kumple zgadzają się ze mną.
– Tak! – mówi Amelia. Wszyscy zamieramy i patrzymy w jej stronę. – Oj, przepraszam. – Uśmiecha się. – Mara właśnie napisała, że dostała tamtą pracę.
– Rany, sporo się naczekała na odpowiedź – zauważa Reagan.
– To prawda. Cieszę się, że zamieszka bliżej mnie.
– Miło. Ev będzie miała koleżankę – stwierdza Kendall.
– Pomożecie jej w przeprowadzce? Mark, chyba wynajmie twój dom – mówi Amelia, nie odrywając spojrzenia od ekranu.
– To możliwe, bo ktoś ma się niedługo wprowadzić. Agencja podesłała mi dane nowego najemcy, ale nie miałem jeszcze czasu na nie spojrzeć. To dlatego płacę im za opiekę nad domem. Ja miałem na głowie Daisy i ślub.
– Gdzie będzie pracowała Mara? – pyta Dawn.
Mam ochotę wycałować dziewczyny, bo same z siebie zdradzą mi wszystko, co mnie interesuje.
– U mnie – mówi, ku naszemu zdumieniu, Ridge.
– Słucham? – pytam.
– Zatrudniłem ją. Mama coraz częściej pomaga przy dzieciach, a ja chcę spędzać więcej czasu w domu. Nadeszła już pora, by kogoś zatrudnić.
– Dlaczego ociągałeś się z decyzją? – pytam. Wiem, że nie powinienem się na niego gniewać za to, że zatrudnił Marę dopiero teraz. Pomimo tego się złoszczę, bo w przeciwnym wypadku przeprowadziłaby się tu już jakiś czas temu.
– Nie wiedziałem, że to ona. Spędziła z nami Dzień Pamięci, a w następny wtorek stawiła się na rozmowę o pracę. Nie mogłem się zdecydować, czy przekazać część obowiązków komuś spoza rodziny. Przekonała mnie dopiero rozmowa z Kendall.
– Potrzebujemy kogoś od kadr? – pyta Kent.
– Tak i nie. Z prowadzeniem przedsiębiorstwa wiąże się sporo formalności, którymi zajmuje się mama, a chciałbym ją odciążyć. Mara będzie wypłacać wynagrodzenia i uiszczać rachunki. Mnie zostanie tylko złożyć podpis, a to da mi więcej czasu, który mogę poświęcić rodzinie albo pracy fizycznej. W drugim przypadku wzrosną nasze dochody.
– Mara będzie pracowała z biura. Będzie przyjmowała zlecenia, odpowiadała na pytania o terminy i układała Ridge’owi harmonogram wycen. Obowiązki znacznie wykraczają poza typowe dla stanowiska specjalisty do spraw kadr, czyli zgodne z jej wykształceniem, ale chyba jest gotowa podjąć wyzwanie – dodaje Kendall.
– Telefon dzwoni non stop – zauważa Tyler.
– Tak. Mam nadzieję, że dzięki Marze będę mógł w końcu normalnie pracować. Cieszy mnie, że firma jest rodzinna, ale sporo pracuję fizycznie, a roboty biurowej nie znoszę – wyznaje Ridge.
– To dlaczego tak długo ociągałeś się z podjęciem decyzji? – pytam raz jeszcze, starając się nie okazać irytacji, jaką wywołała u mnie myśl, że przez pół roku trzymał Marę w niepewności. Gdyby kumpel szybciej się zdecydował, może spotykałbym się z Marą zamiast z nią pisać. Chociaż może wymieniając się wiadomościami, mieliśmy szansę się poznać. Poza tym Mara nie jest moją dziewczyną.
– Ze względu na mamę, która niechętnie zrezygnowała z pracy. Długo ją przekonywaliśmy, by dała sobie spokój. Latami się wszystkim zajmowała. Nie porzuciła obowiązków, nawet kiedy tata przeszedł na emeryturę. Pora, by rodzice wreszcie zaczęli cieszyć się życiem.
– I wnukami – wtrąca Reagan. – Przekonałyśmy ją z Kendall dopiero obietnicą, że częściej będziemy podrzucać jej dzieci.
– Mara rozpoczyna pracę w poniedziałek. Świetnie by było, gdybyście pomogli jej w przeprowadzce, bo jest samotną matką – mówi Kendall. – Wspomniała też, że nie ma bliskiej rodziny, więc przydałaby jej się pomoc.
– Zadzwonię do Helen i zapytam, czy zajmie się dłużej Daisy – mówi Dawn.
Mark prycha.
– Problem pojawi się, kiedy będziemy chcieli zabrać córkę od tej złodziejki dzieci.
– Mark! – beszta go żona. – Mówisz o własnej matce.
– To złodziejka dzieci – mamrocze kumpel.
– Rodzice opiekują się Knoksem i Ev – mówi Kendall.
– A moi rodzice zajmują się bliźniakami – oznajmia Tyler.
– Świetnie – wtrąca Amelia, unosząc wzrok znad telefonu. – Bardzo wam dziękuję za pomoc. Pokochacie Marę, która wspaniale odnajdzie się w naszej paczce.
Tego się właśnie obawiam.
Chociaż z każdą chwilą obawa coraz bardziej zaczyna przypominać ekscytację.ROZDZIAŁ 2
Mara
W dniu przeprowadzki mam w głowie istny mętlik. Dobrze się czuję w obecnym domu. Przeprowadzka do miejscowości oddalonej o niespełna trzy godziny drogi od tego ciepłego gniazdka to wielka sprawa. Przeogromna. Na szczęście Ridge i Kendall zachowali się niesamowicie i pomogli mi znaleźć mieszkanie. Dopóki nie zapiszę córeczki do żłobka, będzie się nią opiekowała mama Kendall – Sonia. Amelia ma dobre zdanie o bliskich koleżanki, którą zna od dzieciństwa. Przyjaciółka jest dla mnie jak rodzina, więc na pewno zadbała o to, by Fin znalazła się w dobrych rękach. Mimo że lubię obecny dom, jestem gotowa zamieszkać bliżej Amelii, za którą tęsknię. Poza tym kontakt z kimś prócz mnie i pań ze żłobka na pewno pozytywnie wpłynie na córkę. Pragnę, aby moja mała w przeciwieństwie do mnie miała wokół siebie wiele bliskich osób.
Według Kendall Sonia, która niedawno przeszła na emeryturę, narzeka na nadmiar czasu wolnego i opiekuje się wnukami na zmianę z mamą Ridge’a.
Patrzę na zegar. Została mi jeszcze godzina do przyjazdu Setha. A właściwie jego i reszty kawalerii. Amelia najwyraźniej zaprzęgła do pomocy całą paczkę. Odczuwam wyrzuty sumienia, ponieważ wszyscy marnują weekend, aby mi pomóc. Przyjaciółka jednak zapewniła, że nie powinnam się tym martwić. Seth powiedział to samo, kiedy wspomniałam mu w wiadomości, że wyrzucam sobie, iż zajęłam im weekend. Odparł: „Rodzinie należy pomagać”. Nie wdałam się z nim w dyskusję nie dlatego, że nie miałam ochoty na sprzeczkę, a dlatego, że z oszołomienia nie byłam w stanie wymyślić porządnej riposty. Mną przez pewien czas opiekowały się jedynie osoby, którym za to zapłacono. Nie przywykłam do tego, by ktoś troszczył się o mnie bezinteresownie.
Rozglądam się przez chwilę po domku. Finley bawi się na podłodze w salonie. Do pudeł trafiło już wszystko prócz kilku jej zabawek. Ostatnie kosmetyki i rzeczy z kuchni spakowałam po wczesnym śniadaniu. Zostało mi tylko pozbierać zabawki.
Pukanie do drzwi wyrywa mnie z zamyślenia. Wszyscy mieli się zjawić o dziesiątej, a przed chwilą wybiła dopiero dziewiąta. Podchodzę do drzwi i wyglądam przez znajdujące się przy nich okienko. Serce od razu zaczyna bić mi szybciej.
Seth wsunął dłonie do kieszeni zapewne po to, aby nie wystawić skóry na chłód. Wiem, co skrywa jego kurtka. Wystarczająco długo gapiłam się na niego, kiedy się widzieliśmy, by zapadły mi w pamięć jego umięśnione ramiona. Proszę mnie nie oceniać. Od dawna nie miałam faceta i nigdy nie spotykałam się z równie… muskularnym jak Seth.
– Hej – witam się, otwierając drzwi.
– Doberek. – Posyła mi chłopięcy uśmiech, na którego widok serce wcale mi nie zwalnia.
– Dzień dobry. – Odsuwam się, aby przepuścić go w przejściu. Słyszę tupot małych stóp na drewnianej podłodze i zaraz zatrzymuje się przy mnie Finley. Córka wpatruje się w Setha. Przyglądam się mu, gdy przykuca, aby z nią porozmawiać.
– Hej, cukiereczku. Pamiętasz mnie? – pyta.
Finley stoi nieruchomo i wbija w niego wzrok.
– Cieszysz się z przeprowadzki? – dopytuje.
Córka odpowiada milczeniem.
– Trochę peszą ją obcy ludzie. Zwłaszcza mężczyźni – wyjaśniam, mimo że Seth już to wie.
– Coś wspominałaś – odpowiada, spoglądając na mnie, po czym znów skupia się na mojej córce. – Jeśli mamusia się zgodzi, dam ci prezent. – Unosi torebkę z lokalnej piekarni, którą jakimś sposobem przeoczyłam. – Mamusiu?
– Śmiało, ale zjadłyśmy już śniadanie, więc może nie być głodna.
– Mówimy o dziecku, a ja przyniosłem donuty. Finley. – Seth stawia torbę na podłodze i wyciąga z niej małe pudełko. Pokazuje mojej córce jego zawartość. – Masz ochotę? – pyta, wstając.
Finley kiwa głową i bierze go za rękę.
– Pokażesz mi kuchnię? – prosi mężczyzna, mimo że widzi każde pomieszczenie, bo dom jest na planie otwartym.
Finley entuzjastycznie ciągnie go do małej kuchni, w której stoi stół przygotowany do transportu. Seth stawia na nim pudełko i siada na krześle, a potem wyciąga ręce do Finley. Mała podchodzi do niego, jakby znała go od lat, i siada na jego kolanach.
– Te są dla ciebie – mówi Seth, wyciągając z torebki małego donuta. Z kieszeni kurtki wyjmuje naręcze serwetek i kładzie je na stole. Na jednej umieszcza pączka, a następnie kładzie wypiek przed Finley.
Córka wyciąga rękę, dźga palcem donuta, przy czym nabiera na opuszkę cukru pudru i wsadza sobie palec do buzi. Unosi wzrok i uśmiecha się.
– Smaczne, prawda?
Tym razem mała sięga po całego pączka i przymierza się, aby wziąć kęs. Chyba ani jej, ani jemu nie przeszkadza, że umorusała siebie i jego cukrem.
– Mogę spróbować? – pyta Seth. Mała podsuwa mu wypiek. Ku mojemu zdumieniu on naprawdę bierze kęs. Niektórzy ludzie, zwłaszcza ci bez własnych pociech, niemal wpadają w panikę na myśl, że mieliby ugryźć coś, co jadło dziecko. – Mniam.
– Mniam – powtarza Finley. Bierze kolejny kęs.
Wpatruję się w mężczyznę, który przekonuje do siebie moją córkę, jakby takie miał zadanie. Wracam się po torebkę z pozostałymi wypiekami i stawiam ją na kuchennym stole.
– Dasz mamusi kęsa? – pytam Finley. Córeczka podsuwa mi rozmokłego pączka, ale zanim się nachylę, odsuwa wypiek i roześmiana wbija w niego ząbki. – Ty łobuziaro. – Łaskoczę ją po bokach. Mała wierci się na kolanach Setha. – Lubi cię – mówię do niego.
– Wiadomo. Mnie łatwo polubić, prawda, Fin?
– Co cię sprowadza o tak wczesnej godzinie? – pytam, zmieniając temat. Rozpakowuję torbę i z jednego pudełka wyjmuję pączka w polewie.
– Powiedziałem przyjaciołom, że kupię po drodze śniadanie, ale chyba wybrałem się odrobinę za wcześnie. – Podsuwa małej kolejnego donuta, którego dziewczynka ochoczo chwyta. – Właściwie – przeszywa mnie wzrokiem – to nieprawda. Chciałem się z tobą zobaczyć, zanim wszyscy przyjadą.
Moje policzki pokrywają się rumieńcem.
– Spójrz na siebie – mówię do Finley, starając się zmienić temat. Biorę serwetkę i wycieram córce buzię. Mimo że wykręca głowę, udaje mi się zetrzeć cukier z jej twarzy.
– Hej. – Seth kładzie rękę na mojej. – Przepraszam. Nie chciałem sprawić, byś poczuła się nieswojo.
– Ja tylko… nic się nie stało – zapewniam.
– To dobrze. Chciałem się z tobą zobaczyć. Pomyślałem, że może w tym tygodniu zjedlibyśmy razem kolację. Oprowadziłbym was po miasteczku.
– Jest maleńkie.
Seth śmieje się cicho.
– Facetowi nie wolno zaprosić dwóch pięknych dziewczyn na kolację?
– Jestem samotną matką – przypominam.
– A ja jestem singlem. – Szczerzy zęby.
– Gryź – mówi Finley, podsuwając Sethowi rozmokniętego pączka.
– Oj, nie. Kupiłem je dla ciebie. Są tylko dla Finley.
– Moje. – Mała zaczyna ściągać ze stołu małe pudełko. Na szczęście Seth reaguje w porę.
– Po jednym, robaczku. – Mężczyzna daje pstryczek w nos Finley, która uśmiecha się szeroko z pełnymi ustami. – Te naprawdę są dla niej – mówi, podsuwając pudełko bliżej dziecka. – Pomyślałem, że łatwiej jej będzie jeść mniejsze pączki.
Na myśl o trosce, jaką wykazał się w stosunku do mojej córki, serce zaczyna łopotać mi w piersi.
– To słodkie. Dziękuję.
– Nie ma za co. Czy gest jest na tyle słodki, byście umówiły się ze mną na kolację?
– Seth… – zaczynam. Przerywa mi pukanie do drzwi. – Zostaniesz z nią? – pytam. Odejdę tylko na jakieś sześć metrów, ale mężczyzna jest nieznajomym. A może jednak znajomym. Prowadziliśmy luźne pogawędki, dzięki którym chyba udało mi się go poznać. Otwieram drzwi i natychmiast mocno ściska mnie Amelia.
– Gdzie moja Fin? – pyta, odsuwając się.
– Zajęta! – woła z kuchni Seth.
Amelia wygląda za róg.
– Co tu robisz o tak wczesnej porze? – pyta.
– Konałem z głodu, więc zajechałem po śniadanie. Spędziłem w piekarni mniej czasu, niż przewidziałem.
– Finley, chodź do cioci – mówi Amelia, wchodząc do kuchni. Wyciąga ręce do mojej córeczki. Mała kręci jednak głową i wtula się w Setha.
– Co się stało? – pyta przyjaciółka, kucając. – Nie uściskasz mnie?
Finley, nie zwracając na nią uwagi, bierze kęs kolejnego donuta.
– Fin – odzywa się łagodnie Seth. – Cioci będzie smutno, jeśli jej nie uściskasz – mówi mojej córce.
Mała patrzy na niego, a potem przenosi wzrok na Amelię. Zafascynowana obserwuję, jak siada prosto, wyciąga rączki i obejmuje przelotnie moją przyjaciółkę. Już po chwili wtula się w Setha.
– Jak sprawiłeś, że tak szybko się do ciebie przekonała? – pyta Amelia. Podnosi się i zaraz siada przy stole. Wyjmuje z pudełka donuta.
– Przyniosłem pączki. – Seth wzrusza ramionami.
– Mnie się wydaje – zaczynam, siadając – że polubiła cię już w Dzień Pamięci. Pamiętasz, usiłowałam wtedy ją złapać, a ty odciąłeś jej drogę i wziąłeś ją na ręce. – Patrzę na Amelię. – Finley potem wolała tulić się do niego. Seth zaniósł ją na patio.
– Ktoś tu się chyba w kimś podkochuje – stwierdza przyjaciółka, zerkając przelotnie w moją stronę, po czym łaskocze moją córkę po odzianej w skarpetkę stópce. Mała się śmieje i odsuwa nogę.
– Napijecie się czegoś? Mam wodę w lodówce turystycznej. – Wskazuję na małe urządzenie stojące na podłodze. – Butelki chłodzą się na lodzie. – Moja przyjaciółka wybrała sobie nieodpowiednią porę na zgrywanie swatki, bo zjechali się do mnie wszyscy ich przyjaciele.
– Nie, dzięki – mówią wszyscy jednocześnie.
Wstaję i nalewam Finley wody do kubka niekapka. Córka nie chce jednak wziąć ode mnie naczynia. Podaję je zatem Sethowi.
– Popij – mówi mężczyzna. – Pączki są smaczniejsze z wodą. – Oczarowana nim córeczka bierze od niego kubek i upija parę sporych łyków.
– Powoli popadam w kompleksy – żartuję, chociaż zaskoczyło mnie, jak szybko polubiła go Finley.
– Kobiety mnie kochają – chwali się Seth.
– O bracie. – Amelia przewraca oczami. – Jeśli ego jeszcze trochę ci urośnie, to nie zmieścisz się w drzwiach.
– Słyszysz, Fin? Nabijają się ze mnie.
Śmiejemy się z Amelią, więc i dziewczynka wybucha przesadnie śmiechem, mimo że nie ma pojęcia, co nas rozbawiło.
*
Paczka przyjaciół spakowała cały mój dobytek na naczepy swoich pick-upów w jakąś godzinę. Oczywiście uwinęli się tak szybko dlatego, że wszystko było już przygotowane do transportu. Nieco mi smutno z powodu przeprowadzki. To do tego domu przywiozłam Finley po jej narodzinach. To tutaj moja córka wypowiedziała pierwsze słowa, postawiła pierwsze kroki. Nikt mi nie odbierze wspomnień. Mimo to przeprowadzka wywołuje melancholię.
– Gotowa zamieszkać w nowym domu? – pytam Finley.
– Nowy dom – powtarza i kiwa głową.
Wiem, że nie ma pojęcia, o czym mówię. Mimo to cieszę się, że przyjęła ochoczo moje słowa. Tak naprawdę nikogo nie opuszczamy. Jasne, córeczka ma kolegów i nauczycielki ze żłobka, ale jest za mała, by odczuć skutki zerwania kontaktów. Cóż, liczę też, że jest za mała, by to zrozumieć. Ja nie mam żadnej rodziny, o której istnieniu bym wiedziała.
– Wszystko spakowane? – pyta Seth.
– Tak. Rozejrzę się jeszcze dla pewności.
– Chodź, cukiereczku. – Seth wyciąga rękę do Finley. Mała niemal wyskakuje z moich rąk, by się do niego przytulić. – Przejdziemy się z mamą po domu i sprawdzimy, czy czegoś nie zostawiła.
– My już ruszymy w drogę – mówi Ridge.
– Ja zostanę. Jeśli Mara zapomniała jakichś rzeczy, które nie zmieszczą się do jej samochodu, to wrzucę je do swojego pick-upa – odpowiada Seth.
– Dziękuję za pomoc. Dzięki wam mniej się stresuję przeprowadzką.
– Jesteśmy od tego, by pomagać – mówi Kent.
Seth i Amelia powiedzieli coś podobnego.
– Mam klucz do twojego domu. Nie masz nic przeciwko, byśmy wstawili rzeczy? Potem ustawimy je według twojego uznania – proponuje Mark.
– Świetnie. Dziękuję.
Faceci machają na pożegnanie, a dziewczyny mnie ściskają.
– Będę się zbierać – mówi Amelia. – Widzimy się za kilka godzin.
– Bezpiecznej drogi. – Obejmuję ją mocno.
Mieszkałyśmy razem na studiach i szybko się zaprzyjaźniłyśmy. Kiedy Amelia wprowadziła się z powrotem do rodziców, zrobiło mi się smutno i zaczęłam szalenie za nią tęsknić. Przyznam, że możliwość zamieszkania blisko przyjaciółki dodała sporo uroku nowej pracy. Oczywiście nie bez znaczenia były też elastyczne godziny, które odpowiadają mi jako samotnej mamie. Ucieszyłam się, że będę mogła przyjść do pracy z chorym dzieckiem, bo znaczną część dnia spędzę sama w biurze. Ridge i Kendall zapewnili, że nie będzie problemu, abym brała wolne czy dostosowywała godziny według potrzeb. Mimo wszystko poprosiłam, by wpisali stosowne postanowienia do umowy – nie z powodu nieufności, a wykształcenia. To dzięki niemu uważam, że coś miało miejsce, tylko jeśli zostało spisane na papierze.
Patrzę na Setha i Finley.
– Chyba już pora jechać. – Ruszam korytarzem, a oni idą za mną. W pokoju Finley zalewają mnie wspomnienia z nią związane. Zaglądam do szafy i sprawdzam, czy niczego przypadkiem nie zostawiłam. Mój wzrok napotyka jednak pustkę. – Przejdźmy dalej – mówię. Emocje chwytają mnie za gardło. Seth i Finley ruszają za mną do łazienki, w której w jednej z szuflad znajduję ręczniki do rąk. – Ups.
Finley powtarza.
W pozostałych pokojach i łazienkach nie natrafiam już na żadną zapomnianą rzecz. W kuchni też nie znajduję niespodzianki.
– Spakowaliśmy pralkę i suszarkę – przypominam sobie. – Wydaje mi się, że możemy już jechać. – Z torebki leżącej na blacie wyjmuję breloczek i odpinam od niego klucz, który następnie kładę na widoku. – Właściciel powiedział, że przyjedzie do tego domu.
– Gotowa? – pyta Seth.
– Tak, tylko włożę małej kurtkę. – Ubieram córkę z pomocą Setha, bo Finley nie chce do mnie podejść, a potem zapinam ją po samą szyję.
– Zaniosę dziecko do samochodu. – Seth uśmiecha się szeroko.
– Naprawdę zaczynam popadać w kompleksy.
– Aj, kochanie. Przepraszam. Finley, pokaż mamusi, że ją kochasz – odzywa się do dziecka. Nachyla się z nim na rękach i skłania, aby mnie objęło i ucałowało. Mała posłusznie spełnia prośbę, po czym mości się u mężczyzny na rękach. – Pobiegnę uruchomić nasze samochody. Zostań chwilę z mamą, dobrze? – Córka kiwa głową i wyciąga do mnie rączki, jakby Seth ją zaczarował. – Podaj mi klucz. – Kładę pilot na jego wyciągniętej ręce. – Zaraz wracam.
– Jak myślisz, Finley? Polubimy Setha?
– Lubię Sefa. – Córka pokazuje zęby w szerokim uśmiechu.
Chichoczę.
– Mamusia też go lubi.
– Jeju, ochłodziło się. – Seth wraca, pocierając ręce. – Pojadę za wami. Pamiętasz drogę?
– Tak. Nie musisz jechać w naszym tempie – zapewniam.
Mężczyzna przekazuje mi spojrzeniem, że będzie jechał za nami aż do Jackson i że w żaden sposób go od tego nie odwiodę.
– Dobrze – daję za wygraną. – Dziękuję.
– I to mi się podoba – mówi. – Posadźmy cię w samochodzie. – Wyciąga ręce do Finley. – Gotowa? – pyta mnie.
Potakuję, mimo że posmutniałam. Tylko jeden krok dzieli mnie od rozpoczęcia nowego rozdziału w życiu.
– Tak – mówię, ale tonem zdradzam myśli.
– Podejdź. – Seth tuli mnie wolną ręką, co bardzo podoba się Finley. Córeczka obejmuje mnie za głowę, a potem stoimy przez chwilę wtuleni w siebie.
– My, papa – mówi Finley. Seth i ja odsuwamy się i posyłamy jej uśmiech.
– Tak, papa – przyznaję.
Mężczyzna pomaga mi posadzić córkę w foteliku i całuję ją w czubek nosa, po czym zamyka drzwi.
– Zadzwoń, gdybyś musiała się zatrzymać czy coś. Będę tuż za tobą.
– Seth, dziękuję za wszystko.
Ujmuje moją twarz w duże szorstkie dłonie.
– Chciałem ci pomóc. – Słowami mówi niewiele, natomiast spojrzenie ma bardzo wymowne. On też to czuje. Na pewno. Szaleństwem jest, że tak szybko nawiązała się między nami więź, bo przecież widzieliśmy się tylko dwa razy. Mimo to coś nas połączyło. Poza tym dzięki wiadomościom odnoszę wrażenie, że znamy się od lat.ROZDZIAŁ 3
Seth
Kumple postawili pick-upy wzdłuż ulicy, zostawiając nam miejsca na podjeździe. Czekam, aż Mara zaparkuje swojego pathfindera, zanim wjeżdżam tyłem na podjazd. Nie spieszy mi się do wyjścia z samochodu. Miałem nadzieję, że zostanie jeszcze sporo do rozpakowania, ale wszystkie rzeczy są już wyładowane. Przyjaciele byli zaskoczeni tym, że pojechałem wcześniej do Mary. Znają mnie na tyle długo, by bez trudu mnie przejrzeć. Szybko odgadną – zwłaszcza Amelia i żony – tożsamość kobiety, o której myślę nieustannie, a z którą widziałem się tylko raz.
To Mara.
– Sef! – woła mnie ktoś. Odwracam się i dostrzegam przy swoim pick-upie Marę i Finley.
Biorę klucze i telefon i otwieram ostrożnie drzwi.
– Wejdźmy do środka.
– Dobrze się czujesz? – Mara przygląda mi się bacznie, jakby mogła przejrzeć mnie na wylot.
– Jasne. – _Chyba że pytasz o ten pociąg, jaki do ciebie czuję. O to, jak mocno chcę cię pocałować, obrysować palcem każdy centymetr twojej skóry i uczynić cię moją. Poza tym mam się wręcz świetnie_.
– Sef – powtarza Finley, wyciągając do mnie rączki, chociaż trzyma ją Mara.
Biorę ją na ręce i bujam.
– Spójrz na swój nowy dom. Cieszysz się z przeprowadzki?
Dziecko przygląda mi się przez chwilę, po czym patrzy na budynek. Kładę rękę na krzyżu Mary i prowadzę ją na frontową werandę. Nie zliczę nawet, ile razy gościłem w tym domu. Z chłopakami urządzamy na zmianę wieczorki pokera, które kończymy, zasypiając na podłodze czy kanapie. Grywaliśmy też w dawnym domu Marka, ale kumple się pożenili. Cóż, wszyscy – prócz mnie i Kenta – mają żony i dzieci, dzięki którym nasza rodzina się powiększa. Szczerze mówiąc, cholernie cieszę się ich szczęściem, ale też nieco im zazdroszczę. Nadal urządzamy wieczorki pokera, jednak nie przestrzegamy już pieczołowicie tej tradycji. Rozumiem, że przyjaciele zmienili tryb życia ze względu na żony i dzieci. Jednak czasami odzywa się we mnie potworek zwany zazdrością.
– Kochanie, jesteśmy w domu! – wołam od progu.
Mara idzie przed siebie, odsuwając się ode mnie.
– Domu – papuguje Finley.
– Ty łobuziaro. – Łaskoczę ją po bokach, używając tego samego określenia jak Mara. Śmiech dziecka jest najsłodszym dźwiękiem, jaki słyszałem w życiu. – Śmiejesz się jak przedrzeźniacz – żartuję.
– Chodź do cioci. – Amelia wyciąga ręce do Finley.
Mała kręci głową, po czym wtula się w moją pierś.
– Oj, cukiereczku. Spójrz, cioci jest smutno. – Dziewczynka odwraca się tylko na tyle, by rzucić okiem na Amelię, która wygina niewesoło dolną wargę. – Chyba trzeba ją uściskać. Utulisz ją? – pytam.
Dziewczynka kiwa głową. Siada prosto i wyciąga rączki do Amelii.
– Nie ma wątpliwości, że poświęca ci całą uwagę – mówi Mara, stanąwszy przy mnie. – Przeważnie nie może się doczekać biegania wkoło jak małe tornado, a przy tobie ciągle chce być na rękach.
– Tylko ona? – pytam, zanim zdołam się powstrzymać.
Amelia na szczęście zaprowadziła już Finley do jej nowego pokoju, więc nie usłyszała moich słów.
Policzki Mary pokrywają się delikatnym rumieńcem. Powtarza, że jest samotną mamą, takim tonem, jakby fakt ten miał mnie przerazić.
– Wiem. Masz uroczą córeczkę, która już mnie ogromnie lubi. – Znaczącym uśmiechem wzbudzam u kobiety radość. Cieszę się, że ją taką widzę. Gdy się śmieje, odchyla nieznacznie głowę w tył, a w jej oczach migają iskierki. Omijał mnie ten widok, kiedy tylko ze sobą pisaliśmy. Kiedy Mara stoi przy mnie, nie jestem w stanie oderwać od niej wzroku.
– Jakieś kobiety na pewno padają ci do stóp – odpiera.
– Ale nie ta, której pragnę – wyznaję szczerze. Opierałem się pociągowi i porządnie przemyślałem sprawę. Wiem, z czym się wiąże związek z samotną mamą. Zdaję sobie sprawę, że idzie z nim w parze odpowiedzialność. Ale wiem też, co się stanie, jeśli się z nią nie zwiążę. Mara znalazłaby dla siebie i Finley innego faceta, a mnie to nie odpowiada.
– Co masz na myśli, Seth?
– Przez ostatnich sześć czy siedem miesięcy myślałem tylko o tobie. Wiem, że jesteś samotną mamą. Zdaję sobie sprawę z tego, z czym to się wiąże. Mnie to nie przeraża, Mara. Mała jest cząstką ciebie. – W tej chwili już nie potrafię wyobrazić sobie Mary bez Finley. Według mnie są nierozerwalnie ze sobą złączone.
– Nie chcę, żeby się do ciebie przywiązała, a potem cierpiała, kiedy mnie zostawisz.
– Już się przywiązała. Nie ochronisz jej przed cierpieniem. Nie ustrzeżesz jej przed życiem. Ale – mówię i kładę palec na jej podbródku, aby oderwała wzrok od podłogi i spojrzała mi w oczy – nie mam zamiaru was skrzywdzić.
– Co to znaczy? Chcesz się ze mną umawiać?
– Tak – odpowiadam bez chwili wahania.
– Nie będziemy się spieszyć – zgadza się, ku mojemu zaskoczeniu. – Wiem, że już się trochę poznaliśmy, ale rozmowa przez wiadomości to co innego niż rozmowa twarzą w twarz. Finley dowie się o naszej znajomości. Nie mogę skryć cię na zawsze w telefonie.
– Ty wyznacz tempo – mówię.
Rozluźnia się i powoli unosi kąciki ust. Mam ochotę wypiąć pierś i powiedzieć światu, że ten uśmiech to moja zasługa. Co ta kobieta ze mną wyczynia?
Kiwa głową.
– Ja wyznaczę tempo.
– Co sprowadziło taką powagę na wasze twarze? – pyta Amelia.
Finley chichocze u niej na rękach.
– Meble – odpowiadam, starając się załagodzić sytuację.
Naprawdę to ona ma wyznaczyć tempo rozwoju naszej znajomości. Również od niej zależy, kiedy dowiedzą się o nas przyjaciele. A skoro o przyjaciołach mowa, moje relacje z Amelią są takie, jakby w zeszły weekend do niczego między nami nie doszło. Trudno mi jeszcze pogodzić się z myślą, że upiliśmy się tak bardzo, że wylądowaliśmy ze sobą w łóżku. Już nigdy nie wleję w siebie tyle alkoholu. Przenigdy.
– Zawołam chłopaków, żeby pomogli mi rozładować pick-upa. – Mijając Marę, ściskam ją za ramię. Mam ochotę dać jej buziaka, ale nasz pierwszy pocałunek nie powinien być przelotny. Za pierwszym razem pragnę się nią rozkoszować.
Żony rozpakowują w kuchni kartony i wykładają ich zawartość na blat.
– Hej, gdzie faceci?
– W garażu – odpowiada Reagan, wskazując na prowadzące do niego drzwi.
– Co tam? – pytam kumpli.
– Nie chcemy wchodzić kobietom w drogę. – Mark wskazuje na drzwi, przez które przed chwilą wszedłem.
– Jesteśmy tragarzami – mówi Kent, napinając mięśnie rąk.
– No to w drogę, tragarze. Musimy rozładować mojego pick-upa.
– Słyszeliśmy, jak podjechałeś. Dlaczego dopiero tu przyszedłeś? – pyta Tyler.
– Musiałem przywitać się z dziewczynami – wciskam im wymówkę, bo przecież nie powiem, że namawiałem piękną Marę na randkę. Po pierwsze, nigdy nie daliby mi o tym zapomnieć, a po drugie, to ona wyznacza tempo.
– Rozpakujmy wszystkie rzeczy. Mara na pewno chciałaby odpocząć – mówi Ridge. Otwierając boczne drzwi, wpuszcza do środka chłodne styczniowe powietrze.
Rozpakowanie mojego pick-upa zajmuje naszej piątce może z kwadrans.
– Co teraz? – pytam Marę.
Kobieta obejmuje wzrokiem kartony i meble i wzdycha.
– Nie mam pojęcia – śmieje się.
– Może zaczniemy od ustawienia mebli? Zaczniemy tutaj, a potem przeniesiemy się do waszych pokoi, a tobie zostanie wypakować rzeczy z kartonów – proponuję.
– Dobrze. – Rozgląda się wokół, jakby starała się rozplanować w głowie wystrój pomieszczenia.
– Kiedy Mark tu mieszkał, tam stała kanapa, a tam druga, mniejsza. – Dawn opowiada o wystroju.
– Super. Zróbmy tak samo.
– Na pewno? – pytam.
Mara potakuje.
– To logiczne, a ja nie jestem wybredna. Bierzmy się do roboty.
– Przejdź do następnego pomieszczenia i rozplanuj je sobie w głowie. Szybko się tu uwiniemy. – Omijam ją wzrokiem, gdy wychodzi z salonu.
Rozstawiamy meble w dziesięć minut, z których większość poświęciliśmy na usuwaniu z drogi kartonów.
– Pomóc ci tutaj? – pytam, wchodząc do głównej sypialni.
– Nie. Podoba mi się to rozmieszczenie łóżka i komody. Zajrzę do Finley.
Przechodzę za Marą do pokoju mieszczącego się po drugiej stronie korytarza.
– Złożyłem jej łóżeczko – mówi Tyler. – Dobrze się trzyma.
– Dziękuję. Ogromnie doceniam waszą pomoc. Za pierwszym razem składałam łóżeczko kilka dni.
Mam ochotę zapytać ją o tatę Finley. Nigdy o niego nie wypytywałem, a ona też o nim nie wspominała. Wiem tylko, że facet nie udziela się w życiu córki. Jeśli jednak mamy być razem, to w pewnej chwili trzeba będzie poruszyć jego temat. Będę też musiał wyznać Marze, że przespałem się z Amelią. Na tę myśl przeszywa mnie dreszcz.
Kurwa, skończę z piciem.
– Tutaj też może tak zostać. Nie wiem, jak mam wam podziękować. Znacznie mi ułatwiliście przeprowadzkę.
– Do usług – mówi Tyler, odwracając się do wyjścia. – Reags! Konam z głodu – woła do żony.
– Zamówię coś – mówi Mara, zmierzając do drzwi.
– Hej. – Biorę ją za rękę. – Nie kupuj im żarcia. – Jedzenie dla całej mojej paczki kosztowałoby ją małą fortunę.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki