Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Unexpected Arrivals. Więź Tom IV - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 kwietnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Unexpected Arrivals. Więź Tom IV - ebook

Właśnie wtedy, gdy wydaje ci się, że wszystko już zrozumiałeś, wszechświat postanawia przechylić twój świat na swoją oś.

Miałem plan i szedłem do przodu, aż do dnia, w którym mój świat został wywrócony do góry nogami.

To wyzwanie, na które nie byłem przygotowany, ale z którym musiałem się zmierzyć.

Jak połączyć życie, które wydawało ci się, że masz z tym, które prowadzisz?

Jeden oddech.

Jedna sekunda.

Jedna minuta.

Jedna godzina.

Dzień po dniu uczysz się żyć ze swoją niespodziewaną więzią.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7923-1
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Seth

Sie­dzę na traw­niku w ogro­dzie Ridge’a i Ken­dall i przy­glą­dam się ich dziecku. Knox poka­zuje mi, że wal­czy jak ninja. Prze­za­bawny dzie­ciak.

– Seth, widzis? – pyta.

– Tak. Jesteś naj­lep­szym ninją w histo­rii – chwalę go.

– Mama też tak mi mówi. – Szcze­rzy się i znów, ku mojemu roz­ba­wie­niu, wymie­rza powie­trzu kop­niaka.

– Fin­ley! – woła jakaś kobieta.

Uno­szę wzrok i dostrze­gam dziew­czynkę o ciem­nych krę­co­nych wło­sach, która bie­gnie w kie­runku stawu. Goni ją jakaś kobieta, zapewne matka. Mała ma jed­nak sporą prze­wagę. Mimo że staw został ogro­dzony z tro­ski o bez­pie­czeń­stwo dzieci, zry­wam się na równe nogi i odci­nam dziew­czynce drogę. Pochy­lam się i biorę małą na ręce. Dziecko zamiera w moich obję­ciach, wpa­truje się we mnie wiel­kimi zie­lo­nymi oczami.

– Nad wodą bywa nie­bez­piecz­nie – prze­strze­gam.

Dziew­czynka jest mała, podob­nej postury jak Everly, więc ma zapewne ze dwa latka.

– Dzię­kuję – odzywa się kobieta, sta­nąw­szy przy nas. Wyciąga ręce do dziew­czynki, któ­rej do niej nie­spieszno. Mała pal­cem dotyka mojego zaro­stu, wzbu­dza­jąc u mnie śmiech. – Ogrom­nie prze­pra­szam. Córka rzadko prze­bywa wśród męż­czyzn. Mam na imię Mara – przed­sta­wia się. – A to Fin­ley.

– Cześć, Fin­ley – mówię, wpa­tru­jąc się w dziew­czynkę. Nie chcę napę­dzić jej stra­chu, zwłasz­cza że jestem nie­zna­jo­mym, który porwał ją na ręce. – Mam na imię Seth. Powtó­rzysz? – Zie­lo­no­oka tylko się we mnie wpa­truje. Prze­no­szę spoj­rze­nie z malut­kiej na jej matkę, któ­rej widok zapiera mi dech w piersi. Z oddali zauwa­ży­łem, że kobieta ma ciemne krę­cone włosy podob­nie jak jej córeczka. Nie­spo­dzie­wa­nie jej oczy wywie­rają na mnie wiel­kie wra­że­nie. Zie­lone tęczówki Fin­ley są piękne. Zaś jej mamy… powa­lają niczym grom z nieba. – Ja… – Odchrzą­kuję i odzy­wam się raz jesz­cze: – Mam na imię Seth.

– Dzię­kuję. – Kobieta uśmie­cha się życz­li­wie.

– Nie ma sprawy. – Z tru­dem odry­wam od niej wzrok, bo jesz­cze pomy­śli, że jestem czub­kiem. Albo – co gor­sza – w ogro­dzie pojawi się jej mąż, który nako­pie mi za kosmate myśli. Cho­ciaż Mara powie­działa, że jej córka nie jest przy­zwy­cza­jona do towa­rzy­stwa męż­czyzn. Zer­kam na dłoń kobiety. Nie zdobi jej obrączka. – Nad wodą bywa nie­bez­piecz­nie, skar­bie – prze­strze­gam ponow­nie Fin­ley.

– Nie pod­chodź sama do stawu – dodaje Mara. – Chodźmy po soczek. – Mała, zamiast wziąć mamę za rękę, kła­dzie głowę na moim ramie­niu. Kobieta wyba­łu­sza oczy i prze­ska­kuje wzro­kiem z córki na mnie. – N-ni­gdy się tak nie zacho­wuje przy obcych, a szcze­gól­nie przy męż­czy­znach. – Wpa­truje się we mnie, jakby cudem było, że jej dziecko pozwala mi się tulić. Ner­wowo przy­gryza wargę i prze­stę­puje z nogi na nogę.

– Masz ochotę na soczek? – pytam córkę Mary. Dziew­czynka kiwa głową. Prze­no­szę wzrok na jej matkę. – Chodźmy po soczek – mówię, po czym zwra­cam się do chłopca: – Knox, ninja też powi­nien się napić, bo musi dbać o pra­wi­dłowe nawod­nie­nie orga­ni­zmu.

– Soczku – stwier­dza i odbiega w kie­runku patio.

– Wezmę ją – mówi Mara, a ja ruszam znacz­nie wol­niej­szym tem­pem za chłop­cem.

– Pora­dzę sobie. Jesteś moją nową kum­pelką? – pytam Fin­ley. Dziew­czynka z zado­wo­le­niem wtula się w moje ramię. Powoli zmie­rzam ku patio.

– Dzie­li­łam z Ame­lią pokój na stu­diach – mówi po chwili ciszy Mara.

– A ja się z nią wycho­wa­łem – wyja­śniam.

– Tak sły­sza­łam. Ame­lia usi­łuje mnie prze­ko­nać, abym się tu prze­pro­wa­dziła. Dla­tego przy­je­cha­łam na roz­mowę o pracę.

– Czym się zaj­mu­jesz? – pytam.

– Spe­cja­li­zuję się w kadrach.

– Nie­ustanny cyrk na kół­kach – śmieję się.

– Można tak to ująć. A ty?

– Pra­cuję z Tyle­rem, Mar­kiem i Ken­tem u Ridge’a.

– W Bec­kett Con­struc­tion?

– Czy­tasz mi w myślach? – pytam żar­to­bli­wie.

Wska­zuje logo na moim T-shir­cie z odcię­tymi ręka­wami i omiata wzro­kiem ręce, po czym wraca spoj­rze­niem do mojej twa­rzy.

– Koszulka cię zdra­dziła. – Posyła mi uśmiech. Oczy jej iskrzą. – Dzię­kuję – mówi przy schod­kach na patio. Tym razem, nie pozo­sta­wia­jąc małej wyboru, bie­rze ode mnie Fin­ley. Macham do dziew­czynki, która posyła mi uśmiech ponad ramie­niem mamy.

Stoję nie­ru­chomo, jak ska­mie­niały, i obser­wuję odda­la­jące się kobietę i dziecko. W życiu nie czu­łem takiego pociągu jak do Mary. Prze­nigdy. Z jej słów wywnio­sko­wa­łem, że sama wycho­wuje córkę, a to duża odpo­wie­dzial­ność. Cho­lera, lubię, a wła­ści­wie uwiel­biam dzieci. Ostat­nio ktoś z mojej paczki co chwilę zostaje ojcem. Ale chyba nie jestem gotowy, by późną nocą kar­mić malu­cha czy dep­tać wala­jące się po pod­ło­dze klocki. Dla­tego tym razem odpusz­czę sobie piękną, pocią­ga­jącą kobietę.ROZDZIAŁ 1

Seth

Gdy otwo­rzę oczy, łupa­nie w gło­wie na pewno przy­bie­rze na sile, tak samo jak wra­że­nie, że pomiesz­cze­nie wiruje. Aby się z nim upo­rać, zsu­wam jedną nogę z mate­raca. Kiedy szybko dosię­gam posadzki, przy­po­mi­nam sobie, że jestem u Marka i leżę na dmu­cha­nym mate­racu. Nie otwie­ra­jąc oczu, wspo­mi­nam miniony wie­czór.

Mara.

Bez prze­rwy o niej myślę. W dniu, w któ­rym się pozna­li­śmy, wykra­dłem z tele­fonu Ame­lii jej numer. Pierw­szy raz napi­sa­łem do niej już w czerwcu pod pozo­rem, że chcę tylko zapro­po­no­wać pomoc w prze­pro­wadzce. Chcia­łem zro­bić dobry uczy­nek i cią­gle o niej myśla­łem. Na szczę­ście, a może nie­stety, kiedy się do niej ode­zwa­łem, dowie­dzia­łem się, że nie dostała jesz­cze odpo­wie­dzi od poten­cjal­nego pra­co­dawcy, więc nawet nie zapro­po­no­wa­łem pomocy. Przy­znam, że fakt ten nieco mnie roz­cza­ro­wał, bo gdyby Mara się prze­pro­wa­dziła, mógł­bym ją widy­wać. Zaofe­ro­wa­łem pomoc, aby dowie­dzieć się, czy pla­nuje prze­pro­wadzkę, bez zasię­ga­nia infor­ma­cji u Ame­lii czy żon kum­pli. Cho­lera, samym spy­ta­niem przy­ja­ciół o Marę otwo­rzył­bym puszkę Pan­dory, a nie sądzi­łem, by była to odpo­wied­nia pora na zdra­dze­nie, że dziew­czyna mi się spodo­bała.

Cho­ciaż już parę mie­sięcy temu wyga­da­łem się Mar­kowi. Roz­ma­wia­li­śmy o związku z samotną matką, a ja nie wyobra­ża­łem sobie, bym to ja spo­ty­kał się z kobietą z dziec­kiem. No dobrze, może cza­sami o tym myśla­łem, ale to cho­ler­nie poważna sprawa. Myślę o tym od Dnia Pamięci, czyli chwili, w któ­rej pozna­łem Marę.

Tam­tego dnia zaczę­li­śmy… pisać ze sobą. Roz­ma­wiamy na luzie, a mimo to w życiu nie pro­wa­dzi­łem bar­dziej pasjo­nu­ją­cych poga­du­szek z kobietą, pole­ga­ją­cych na przy­kład na tym, że wysy­łam jej frag­ment tek­stu pio­senki, a ona ma odgad­nąć jej tytuł i wyko­nawcę, po czym odpo­wiada cyta­tem z filmu, a moim zada­niem jest podać jego tytuł. Wyimki prze­waż­nie pocho­dzą z kome­dii roman­tycz­nych. Gdy­by­śmy noto­wali wyniki, oka­za­łoby się, że Mara pro­wa­dzi.

Sta­ra­łem się prze­ko­nać ją, by przy­je­chała w ten week­end, ale powie­działa, że zapla­no­wały z Fin­ley cało­nocną bab­ską imprezkę. Nie­wiele bra­ko­wało, abym zapy­tał, czy mogę się na nią wbić. Dziew­czynce należy jed­nak zapew­nić sta­bilny dom, a nie wiem, czy pod­jął­bym się tego zada­nia. Poza tym nikt nie ma poję­cia, że roz­ma­wiam z Marą. Zresztą wcale nie musimy nikomu o tym mówić. Jeste­śmy po pro­stu dwiema oso­bami, które cza­sami ze sobą roz­ma­wiają i bar­dzo czę­sto do sie­bie piszą. Jak gdyby ni­gdy nic wysy­łam dziew­czy­nie wia­do­mo­ści, zamiast wyjść na mia­sto i zna­leźć laskę do łóżka. Co zabawne, jed­no­ra­zowe przy­gody stra­ciły dla mnie cały urok od spo­tka­nia z Marą.

– Połóż temu kres – jęczy jakaś kobieta.

Z tru­dem otwie­ram oczy i odwra­cam się powoli. Na mate­racu leży Ame­lia, któ­rej wyraz twa­rzy odzwier­cie­dla moje samo­po­czu­cie.

– Jeste­śmy za sta­rzy na takie popi­jawy – stwier­dzam.

– Nie dobi­li­śmy jesz­cze nawet trzy­dziestki – mówi chyba gło­śniej, niż zamie­rzała, i się krzywi.

– Dawno nie wla­łem w sie­bie tyle alko­holu – wyznaję.

– I ja.

Wiem, że się­gną­łem po kie­li­szek, pra­gnąc zapo­mnieć o Marze i tych jej dużych zie­lo­nych oczach. O jej dłu­gich, ciem­nych puklach, które chciał­bym ujrzeć na swo­jej poduszce. Wła­śnie dla­tego piłem. Nie mam nato­miast poję­cia, dla­czego Ame­lia ude­rzyła w gaz.

– Dobrze się czu­jesz? – pytam.

– Nie – odpiera ze śmier­telną powagą.

Śmieję się, mimo że radość wywo­łuje u mnie pie­kielne męki.

– Wyj­dziesz z tego.

– Muszę siu­siu. – Odwraca się i siada powoli. Pod­piera się łok­ciami o kolana i pociera oczy. Wstaje i gwał­tow­nie odrywa nogę od pod­łogi. – Fujka. Co do… – Opusz­cza wzrok.

– Co się stało? – pytam. Odwraca się do mnie pobla­dła. Wtem zauwa­żam, że ma na sobie moją koszulkę. Wło­ży­łem ją na imprezkę. Nie mogę sobie przy­po­mnieć, dla­czego ma na sobie mój T-shirt. – Co się stało? – powta­rzam.

– Seth… – mówi, krę­cąc głową.

– No co? – Kiedy sia­dam, koł­dra opada mi do bio­der, a zimne powie­trze owiewa fiuta. Wtem zaczy­nam łączyć fakty. Ona ma na sobie moją koszulę. Ja jestem goły. To może ozna­czać tylko… – Czy my…?

Dziew­czyna opusz­cza wzrok do pod­łogi, a potem wraca nim do mnie.

– Tak. Chyba za potwier­dze­nie wystar­czy nam zużyty kon­dom, na który wła­śnie nadep­nę­łam.

– A… – zaczy­nam.

Przy­ja­ciółka wcina mi się w słowo.

– To się ni­gdy nie stało. – Wzdryga się. – O Boże, upra­wia­łam seks z face­tem, któ­rego mam za brata. To jakaś forma kazi­rodz­twa. Chyba się zrzy­gam. – Wybiega z pokoju.

Opa­dam na mate­rac i przy­swa­jam fakty. Prze­spa­łem się z Ame­lią, która od dzie­ciń­stwa należy do mojej paczki. Jak mogłem do tego dopu­ścić?

– Kent jesz­cze śpi – mówi, wró­ciw­szy kilka minut póź­niej. Na­dal jest blada. Pod­nosi ubra­nia i rzuca mi moje. – Zamknij oczy, to się prze­biorę.

– Poważ­nie? Przed chwilą…

Uci­sza mnie gestem.

– Nie będziemy o tym roz­ma­wiać. Ni­gdy. Prze­nigdy.

– A musimy…

– Nie musimy – odzywa się sta­now­czo. – Przy­kro mi, ale tylko się przy­jaź­nimy. Ni­gdy nie połą­czy nas nic wię­cej.

– To dobrze.

– Dobrze?

– Jasne. Myśla­łaś, że powiem coś innego?

– Nie wiem. Chcia­łeś poroz­ma­wiać, a nie mamy o czym roz­ma­wiać. Pod wpły­wem alko­holu popeł­ni­li­śmy błąd. Uda­wajmy po pro­stu, że to nie miało miej­sca.

– A jeśli Kent nas sły­szał? – pytam. Pomimo zamro­cze­nia wiem, że ist­nieje taka moż­li­wość.

– Zmu­simy go, aby poprzy­siągł mil­cze­nie. Albo wszyst­kiego się wyprzemy.

– Słusz­nie. Powiemy, że to nie­prawda.

– Kurwa – mam­ro­cze Ame­lia.

– Czaję. To nie miało miej­sca – powta­rzam. Myśla­łem, że przy­ja­ciółka zechce to prze­dys­ku­to­wać. Kobiety tak już mają, prawda? O wszyst­kim roz­ma­wiają.

– Jesteś świetny, Seth, ale… – Ame­lia zamyka oczy i nabiera głę­boko powie­trza. – Jesteś dla mnie jak brat. Nie wyszłoby nam, nie lecę na cie­bie.

– Rety. – Uno­szę dłoń. – A kto mówił, że ja lecę na cie­bie?

Wska­zuje na mnie.

– Zało­ży­łam, że ci się podo­bam, kiedy rzu­ci­łeś to całe „poroz­ma­wiajmy”.

– Źle myśla­łaś. Popeł­ni­li­śmy błąd.

– To prawda. Prze­biorę się i pójdę na górę, żeby przy­szy­ko­wać śnia­da­nie. To nie miało miej­sca. – Ame­lia posyła mi zna­czące spoj­rze­nie. Kiwam głową. Przy­ja­ciółka wycho­dzi i po chwili znów zagląda do pokoju. – Zro­bisz coś z tym? – Wska­zuje na zużytą pre­zer­wa­tywę.

– Posprzą­tam tu – zapew­niam. Przy­naj­mniej zacho­wa­li­śmy na tyle roz­sądku, aby się zabez­pie­czyć. Cud, że w ogóle mia­łem przy sobie gumkę, bo od pół roku ich nie uży­wam. Tele­fon zaczyna wibro­wać, kiedy pod­no­szę go z pod­łogi. Na ekra­nie wyświe­tla się imię Mary. Odblo­ko­wuję urzą­dze­nie.

Mdli mnie.

Odno­szę wra­że­nie, że ją zdra­dzi­łem. Mara nie jest jed­nak moją kobietą, nawet jeśli bar­dzo bym tego chciał.

MARA: _Szczę­śli­wego nowego roku._

Załą­czyła sel­fie z córką. Zdję­cie przed­sta­wia dziew­czynkę, która śpi wtu­lona w pierś mamy, i kobietę uno­szącą dur­no­watą czapkę z nama­lo­wa­nymi sztucz­nymi ogniami.

JA: _Szczę­śli­wego nowego roku. Wygląda na to, że powi­ta­łaś go sama._

MARA: _Mała zasnęła o wpół do dzie­wią­tej._

JA: _Sza­lona imprezka._

MARA: _My to potra­fimy zaba­lo­wać. LOL_

JA: _LOL_

MARA: _Oj. Zapo­mnia­łam zapy­tać. Czy pro­po­zy­cja pomocy w prze­pro­wadzce jest jesz­cze aktu­alna? Wiem, że zło­ży­łeś ją przed kil­koma mie­sią­cami, ale może mógł­byś poświę­cić mi chwilę?_

Wstaję i zaczy­nam krą­żyć po pokoju, nie przej­mu­jąc się swoją nago­ścią ani tym, że ktoś może tu wejść. Sta­ram się opa­no­wać nerwy. Mara tu zamieszka? A może gdzieś dalej? Poznam odpo­wiedź na te pyta­nia tylko w jeden spo­sób.

JA: _Oczy­wi­ście._

MARA: _Dzię­kuję. Dosta­łam tę robotę. Dasz wiarę? Zapro­po­no­wali mi ją w pół roku po roz­mo­wie._

Nie do wiary. Mimo to mam ochotę zadzwo­nić do jej przy­szłego pra­co­dawcy i mu podzię­ko­wać. Mara się prze­pro­wa­dza. Zamieszka w moim mie­ście… czym skom­pli­kuje nie­które sprawy. Czym innym jest z nią pisać, a czym innym mieć świa­do­mość, że będę mógł ją zoba­czyć, kiedy będę miał ochotę na spo­tka­nie.

JA: _Zadzwo­nili w końcu? Dziś?_

MARA: _Nie, dwa dni temu. Sta­ra­łam się naj­pierw upo­rząd­ko­wać sprawy i cią­gle zapo­mi­na­łam zapy­tać, czy mi pomo­żesz._

JA: _Wskaż czas i miej­sce, a się tam sta­wię._

MARA: _Dzię­kuję, Seth._

JA: _Gdzie zamiesz­kasz?_

MARA: _Udało mi się zna­leźć uro­czy domek. Mały, ale nam wystar­czy._

JA: _Na wyna­jem?_

MARA: _Tak._

Nie chcę, by wpro­wa­dziły się do jakiejś rudery. Mogę znać wła­ści­cieli, bo to małe mia­steczko, dla­tego o nich pytam.

JA: _Pamię­tasz, jak nazywa się wła­ści­ciel?_

MARA: _Tak. M. Adams. Zapo­mnia­łam, jak ma na imię._

Mark?

JA: _Mark Adams?_

MARA: _Tak! Znasz go?_

Śmieję się.

JA: _Tak. Też go znasz. To Mark. Pozna­łaś go w Dzień Pamięci._

MARA: _Ten Mark? Mark od Dawn?_

JA: _To wła­śnie on._

MARA: _Rety, jaki ten świat jest mały._

MARA: _Muszę się zbie­rać. Poje­dziemy z Fin­ley po kar­tony i zaczniemy się pako­wać._

JA: _Uwa­żaj­cie na sie­bie. Daj znać, kiedy zaczniesz prze­wo­zić rze­czy._

MARA: _Może w ten week­end? Pracę zaczy­nam w przy­szłym tygo­dniu._

Nie spo­dzie­wa­łem się, że Mara prze­pro­wa­dzi się tak szybko, jed­nak pamię­tam, że bar­dzo tęskni za Ame­lią, z którą jest zżyta. Nie­wąt­pli­wie to ze względu na przy­jaźń chce w tak krót­kim cza­sie spa­ko­wać cały swój doby­tek i prze­nieść się do miej­sco­wo­ści odda­lo­nej o nie­mal trzy godziny drogi od tej, w któ­rej obec­nie mieszka.

JA: _Prze­ślij mi adres._

MARA: _Dzię­kuję, Seth. Bar­dzo._

JA: _Nie ma sprawy._

Pospiesz­nie wkła­dam pod­nie­sione z pod­łogi ubra­nie, przy czym uświa­da­miam sobie, że nie mam koszulki. Klnę i otwie­ram ostroż­nie drzwi, aby przejść do toa­lety. Kent obu­dził się już dawno i wstał z kanapy. Ni­gdzie nie widać też Ame­lii. Biorę parę list­ków papieru toa­le­to­wego i namie­rzam wzro­kiem koszulkę, która leży zło­żona na bla­cie. Wkła­dam ją przez głowę, a potem wycho­dzę z łazienki, by wyrzu­cić pre­zer­wa­tywę. Wciąż nie mogę uwie­rzyć, że prze­spa­łem się z Ame­lią. Przy­ja­ciółka słusz­nie zauwa­żyła, że nasze zbli­że­nie nasuwa na myśl kazi­rodz­two. Poza tym zako­chuję się w kobie­cie, którą widzia­łem tylko raz i która prze­pro­wa­dza się z córką tutaj, do mojego mia­steczka. Może jed­nak nie­które marze­nia się speł­niają.

Wyrzu­cam pre­zer­wa­tywę, zbie­ram butelki po piwie i idę na górę. Wyraz twa­rzy przy­ja­ciół odzwier­cie­dla nieco moje samo­po­czu­cie, cho­ciaż widać, że naj­go­rzej czu­jemy się ja i Ame­lia.

– Chodź­cie na śnia­da­nie! – woła pogod­nie Ken­dall.

– Zawsze jest taka rado­sna o poranku? – pytam Ridge’a.

– Tak. Dziś ma dodat­kowy powód do szczę­ścia. Dzieci całą noc nie było w domu. – Kum­pel uśmie­cha się sze­roko, kle­pie mnie po ramie­niu i wcho­dzi do kuchni, w któ­rej żony moich przy­ja­ciół szy­kują śnia­da­nie.

– Dzię­kuję – zwra­cam się do kobiet i idę za Ridge’em.

– Oj, ależ nie ma za co. Jesz­cze nam nie dzię­kuj. – Reagan posyła mi wil­czy uśmiech. – Faceci sprzą­tają.

– Jedze­nie tak pięk­nie pach­nie, że bez narze­ka­nia wypu­cuję gary.

Kum­ple zga­dzają się ze mną.

– Tak! – mówi Ame­lia. Wszy­scy zamie­ramy i patrzymy w jej stronę. – Oj, prze­pra­szam. – Uśmie­cha się. – Mara wła­śnie napi­sała, że dostała tamtą pracę.

– Rany, sporo się nacze­kała na odpo­wiedź – zauważa Reagan.

– To prawda. Cie­szę się, że zamieszka bli­żej mnie.

– Miło. Ev będzie miała kole­żankę – stwier­dza Ken­dall.

– Pomo­że­cie jej w prze­pro­wadzce? Mark, chyba wynaj­mie twój dom – mówi Ame­lia, nie odry­wa­jąc spoj­rze­nia od ekranu.

– To moż­liwe, bo ktoś ma się nie­długo wpro­wa­dzić. Agen­cja pode­słała mi dane nowego najemcy, ale nie mia­łem jesz­cze czasu na nie spoj­rzeć. To dla­tego płacę im za opiekę nad domem. Ja mia­łem na gło­wie Daisy i ślub.

– Gdzie będzie pra­co­wała Mara? – pyta Dawn.

Mam ochotę wyca­ło­wać dziew­czyny, bo same z sie­bie zdra­dzą mi wszystko, co mnie inte­re­suje.

– U mnie – mówi, ku naszemu zdu­mie­niu, Ridge.

– Słu­cham? – pytam.

– Zatrud­ni­łem ją. Mama coraz czę­ściej pomaga przy dzie­ciach, a ja chcę spę­dzać wię­cej czasu w domu. Nade­szła już pora, by kogoś zatrud­nić.

– Dla­czego ocią­ga­łeś się z decy­zją? – pytam. Wiem, że nie powi­nie­nem się na niego gnie­wać za to, że zatrud­nił Marę dopiero teraz. Pomimo tego się złosz­czę, bo w prze­ciw­nym wypadku prze­pro­wa­dzi­łaby się tu już jakiś czas temu.

– Nie wie­dzia­łem, że to ona. Spę­dziła z nami Dzień Pamięci, a w następny wto­rek sta­wiła się na roz­mowę o pracę. Nie mogłem się zde­cy­do­wać, czy prze­ka­zać część obo­wiąz­ków komuś spoza rodziny. Prze­ko­nała mnie dopiero roz­mowa z Ken­dall.

– Potrze­bu­jemy kogoś od kadr? – pyta Kent.

– Tak i nie. Z pro­wa­dze­niem przed­się­bior­stwa wiąże się sporo for­mal­no­ści, któ­rymi zaj­muje się mama, a chciał­bym ją odcią­żyć. Mara będzie wypła­cać wyna­gro­dze­nia i uisz­czać rachunki. Mnie zosta­nie tylko zło­żyć pod­pis, a to da mi wię­cej czasu, który mogę poświę­cić rodzi­nie albo pracy fizycz­nej. W dru­gim przy­padku wzro­sną nasze dochody.

– Mara będzie pra­co­wała z biura. Będzie przyj­mo­wała zle­ce­nia, odpo­wia­dała na pyta­nia o ter­miny i ukła­dała Ridge’owi har­mo­no­gram wycen. Obo­wiązki znacz­nie wykra­czają poza typowe dla sta­no­wi­ska spe­cja­li­sty do spraw kadr, czyli zgodne z jej wykształ­ce­niem, ale chyba jest gotowa pod­jąć wyzwa­nie – dodaje Ken­dall.

– Tele­fon dzwoni non stop – zauważa Tyler.

– Tak. Mam nadzieję, że dzięki Marze będę mógł w końcu nor­mal­nie pra­co­wać. Cie­szy mnie, że firma jest rodzinna, ale sporo pra­cuję fizycz­nie, a roboty biu­ro­wej nie zno­szę – wyznaje Ridge.

– To dla­czego tak długo ocią­ga­łeś się z pod­ję­ciem decy­zji? – pytam raz jesz­cze, sta­ra­jąc się nie oka­zać iry­ta­cji, jaką wywo­łała u mnie myśl, że przez pół roku trzy­mał Marę w nie­pew­no­ści. Gdyby kum­pel szyb­ciej się zde­cy­do­wał, może spo­ty­kał­bym się z Marą zamiast z nią pisać. Cho­ciaż może wymie­nia­jąc się wia­do­mo­ściami, mie­li­śmy szansę się poznać. Poza tym Mara nie jest moją dziew­czyną.

– Ze względu na mamę, która nie­chęt­nie zre­zy­gno­wała z pracy. Długo ją prze­ko­ny­wa­li­śmy, by dała sobie spo­kój. Latami się wszyst­kim zaj­mo­wała. Nie porzu­ciła obo­wiąz­ków, nawet kiedy tata prze­szedł na eme­ry­turę. Pora, by rodzice wresz­cie zaczęli cie­szyć się życiem.

– I wnu­kami – wtrąca Reagan. – Prze­ko­na­ły­śmy ją z Ken­dall dopiero obiet­nicą, że czę­ściej będziemy pod­rzu­cać jej dzieci.

– Mara roz­po­czyna pracę w ponie­dzia­łek. Świet­nie by było, gdy­by­ście pomo­gli jej w prze­pro­wadzce, bo jest samotną matką – mówi Ken­dall. – Wspo­mniała też, że nie ma bli­skiej rodziny, więc przy­da­łaby jej się pomoc.

– Zadzwo­nię do Helen i zapy­tam, czy zaj­mie się dłu­żej Daisy – mówi Dawn.

Mark pry­cha.

– Pro­blem pojawi się, kiedy będziemy chcieli zabrać córkę od tej zło­dziejki dzieci.

– Mark! – beszta go żona. – Mówisz o wła­snej matce.

– To zło­dziejka dzieci – mam­ro­cze kum­pel.

– Rodzice opie­kują się Knok­sem i Ev – mówi Ken­dall.

– A moi rodzice zaj­mują się bliź­nia­kami – oznaj­mia Tyler.

– Świet­nie – wtrąca Ame­lia, uno­sząc wzrok znad tele­fonu. – Bar­dzo wam dzię­kuję za pomoc. Poko­cha­cie Marę, która wspa­niale odnaj­dzie się w naszej paczce.

Tego się wła­śnie oba­wiam.

Cho­ciaż z każdą chwilą obawa coraz bar­dziej zaczyna przy­po­mi­nać eks­cy­ta­cję.ROZDZIAŁ 2

Mara

W dniu prze­pro­wadzki mam w gło­wie istny mętlik. Dobrze się czuję w obec­nym domu. Prze­pro­wadzka do miej­sco­wo­ści odda­lo­nej o nie­spełna trzy godziny drogi od tego cie­płego gniazdka to wielka sprawa. Prze­ogromna. Na szczę­ście Ridge i Ken­dall zacho­wali się nie­sa­mo­wi­cie i pomo­gli mi zna­leźć miesz­ka­nie. Dopóki nie zapi­szę córeczki do żłobka, będzie się nią opie­ko­wała mama Ken­dall – Sonia. Ame­lia ma dobre zda­nie o bli­skich kole­żanki, którą zna od dzie­ciń­stwa. Przy­ja­ciółka jest dla mnie jak rodzina, więc na pewno zadbała o to, by Fin zna­la­zła się w dobrych rękach. Mimo że lubię obecny dom, jestem gotowa zamiesz­kać bli­żej Ame­lii, za którą tęsk­nię. Poza tym kon­takt z kimś prócz mnie i pań ze żłobka na pewno pozy­tyw­nie wpły­nie na córkę. Pra­gnę, aby moja mała w prze­ci­wień­stwie do mnie miała wokół sie­bie wiele bli­skich osób.

Według Ken­dall Sonia, która nie­dawno prze­szła na eme­ry­turę, narzeka na nad­miar czasu wol­nego i opie­kuje się wnu­kami na zmianę z mamą Ridge’a.

Patrzę na zegar. Została mi jesz­cze godzina do przy­jazdu Setha. A wła­ści­wie jego i reszty kawa­le­rii. Ame­lia naj­wy­raź­niej zaprzę­gła do pomocy całą paczkę. Odczu­wam wyrzuty sumie­nia, ponie­waż wszy­scy mar­nują week­end, aby mi pomóc. Przy­ja­ciółka jed­nak zapew­niła, że nie powin­nam się tym mar­twić. Seth powie­dział to samo, kiedy wspo­mnia­łam mu w wia­do­mo­ści, że wyrzu­cam sobie, iż zaję­łam im week­end. Odparł: „Rodzi­nie należy poma­gać”. Nie wda­łam się z nim w dys­ku­sję nie dla­tego, że nie mia­łam ochoty na sprzeczkę, a dla­tego, że z oszo­ło­mie­nia nie byłam w sta­nie wymy­ślić porząd­nej ripo­sty. Mną przez pewien czas opie­ko­wały się jedy­nie osoby, któ­rym za to zapła­cono. Nie przy­wy­kłam do tego, by ktoś trosz­czył się o mnie bez­in­te­re­sow­nie.

Roz­glą­dam się przez chwilę po domku. Fin­ley bawi się na pod­ło­dze w salo­nie. Do pudeł tra­fiło już wszystko prócz kilku jej zaba­wek. Ostat­nie kosme­tyki i rze­czy z kuchni spa­ko­wa­łam po wcze­snym śnia­da­niu. Zostało mi tylko pozbie­rać zabawki.

Puka­nie do drzwi wyrywa mnie z zamy­śle­nia. Wszy­scy mieli się zja­wić o dzie­sią­tej, a przed chwilą wybiła dopiero dzie­wiąta. Pod­cho­dzę do drzwi i wyglą­dam przez znaj­du­jące się przy nich okienko. Serce od razu zaczyna bić mi szyb­ciej.

Seth wsu­nął dło­nie do kie­szeni zapewne po to, aby nie wysta­wić skóry na chłód. Wiem, co skrywa jego kurtka. Wystar­cza­jąco długo gapi­łam się na niego, kiedy się widzie­li­śmy, by zapa­dły mi w pamięć jego umię­śnione ramiona. Pro­szę mnie nie oce­niać. Od dawna nie mia­łam faceta i ni­gdy nie spo­ty­ka­łam się z rów­nie… musku­lar­nym jak Seth.

– Hej – witam się, otwie­ra­jąc drzwi.

– Dobe­rek. – Posyła mi chło­pięcy uśmiech, na któ­rego widok serce wcale mi nie zwal­nia.

– Dzień dobry. – Odsu­wam się, aby prze­pu­ścić go w przej­ściu. Sły­szę tupot małych stóp na drew­nia­nej pod­ło­dze i zaraz zatrzy­muje się przy mnie Fin­ley. Córka wpa­truje się w Setha. Przy­glą­dam się mu, gdy przy­kuca, aby z nią poroz­ma­wiać.

– Hej, cukie­reczku. Pamię­tasz mnie? – pyta.

Fin­ley stoi nie­ru­chomo i wbija w niego wzrok.

– Cie­szysz się z prze­pro­wadzki? – dopy­tuje.

Córka odpo­wiada mil­cze­niem.

– Tro­chę peszą ją obcy ludzie. Zwłasz­cza męż­czyźni – wyja­śniam, mimo że Seth już to wie.

– Coś wspo­mi­na­łaś – odpo­wiada, spo­glą­da­jąc na mnie, po czym znów sku­pia się na mojej córce. – Jeśli mamu­sia się zgo­dzi, dam ci pre­zent. – Unosi torebkę z lokal­nej pie­karni, którą jakimś spo­so­bem prze­oczy­łam. – Mamu­siu?

– Śmiało, ale zja­dły­śmy już śnia­da­nie, więc może nie być głodna.

– Mówimy o dziecku, a ja przy­nio­słem donuty. Fin­ley. – Seth sta­wia torbę na pod­ło­dze i wyciąga z niej małe pudełko. Poka­zuje mojej córce jego zawar­tość. – Masz ochotę? – pyta, wsta­jąc.

Fin­ley kiwa głową i bie­rze go za rękę.

– Poka­żesz mi kuch­nię? – prosi męż­czy­zna, mimo że widzi każde pomiesz­cze­nie, bo dom jest na pla­nie otwar­tym.

Fin­ley entu­zja­stycz­nie cią­gnie go do małej kuchni, w któ­rej stoi stół przy­go­to­wany do trans­portu. Seth sta­wia na nim pudełko i siada na krze­śle, a potem wyciąga ręce do Fin­ley. Mała pod­cho­dzi do niego, jakby znała go od lat, i siada na jego kola­nach.

– Te są dla cie­bie – mówi Seth, wycią­ga­jąc z torebki małego donuta. Z kie­szeni kurtki wyj­muje narę­cze ser­we­tek i kła­dzie je na stole. Na jed­nej umiesz­cza pączka, a następ­nie kła­dzie wypiek przed Fin­ley.

Córka wyciąga rękę, dźga pal­cem donuta, przy czym nabiera na opuszkę cukru pudru i wsa­dza sobie palec do buzi. Unosi wzrok i uśmie­cha się.

– Smaczne, prawda?

Tym razem mała sięga po całego pączka i przy­mie­rza się, aby wziąć kęs. Chyba ani jej, ani jemu nie prze­szka­dza, że umo­ru­sała sie­bie i jego cukrem.

– Mogę spró­bo­wać? – pyta Seth. Mała pod­suwa mu wypiek. Ku mojemu zdu­mie­niu on naprawdę bie­rze kęs. Nie­któ­rzy ludzie, zwłasz­cza ci bez wła­snych pociech, nie­mal wpa­dają w panikę na myśl, że mie­liby ugryźć coś, co jadło dziecko. – Mniam.

– Mniam – powta­rza Fin­ley. Bie­rze kolejny kęs.

Wpa­truję się w męż­czy­znę, który prze­ko­nuje do sie­bie moją córkę, jakby takie miał zada­nie. Wra­cam się po torebkę z pozo­sta­łymi wypie­kami i sta­wiam ją na kuchen­nym stole.

– Dasz mamusi kęsa? – pytam Fin­ley. Córeczka pod­suwa mi roz­mo­kłego pączka, ale zanim się nachylę, odsuwa wypiek i roze­śmiana wbija w niego ząbki. – Ty łobu­ziaro. – Łasko­czę ją po bokach. Mała wierci się na kola­nach Setha. – Lubi cię – mówię do niego.

– Wia­domo. Mnie łatwo polu­bić, prawda, Fin?

– Co cię spro­wa­dza o tak wcze­snej godzi­nie? – pytam, zmie­nia­jąc temat. Roz­pa­ko­wuję torbę i z jed­nego pudełka wyj­muję pączka w pole­wie.

– Powie­dzia­łem przy­ja­cio­łom, że kupię po dro­dze śnia­da­nie, ale chyba wybra­łem się odro­binę za wcze­śnie. – Pod­suwa małej kolej­nego donuta, któ­rego dziew­czynka ocho­czo chwyta. – Wła­ści­wie – prze­szywa mnie wzro­kiem – to nie­prawda. Chcia­łem się z tobą zoba­czyć, zanim wszy­scy przy­jadą.

Moje policzki pokry­wają się rumień­cem.

– Spójrz na sie­bie – mówię do Fin­ley, sta­ra­jąc się zmie­nić temat. Biorę ser­wetkę i wycie­ram córce buzię. Mimo że wykręca głowę, udaje mi się zetrzeć cukier z jej twa­rzy.

– Hej. – Seth kła­dzie rękę na mojej. – Prze­pra­szam. Nie chcia­łem spra­wić, byś poczuła się nie­swojo.

– Ja tylko… nic się nie stało – zapew­niam.

– To dobrze. Chcia­łem się z tobą zoba­czyć. Pomy­śla­łem, że może w tym tygo­dniu zje­dli­by­śmy razem kola­cję. Opro­wa­dził­bym was po mia­steczku.

– Jest maleń­kie.

Seth śmieje się cicho.

– Face­towi nie wolno zapro­sić dwóch pięk­nych dziew­czyn na kola­cję?

– Jestem samotną matką – przy­po­mi­nam.

– A ja jestem sin­glem. – Szcze­rzy zęby.

– Gryź – mówi Fin­ley, pod­su­wa­jąc Sethowi roz­mok­nię­tego pączka.

– Oj, nie. Kupi­łem je dla cie­bie. Są tylko dla Fin­ley.

– Moje. – Mała zaczyna ścią­gać ze stołu małe pudełko. Na szczę­ście Seth reaguje w porę.

– Po jed­nym, robaczku. – Męż­czy­zna daje pstry­czek w nos Fin­ley, która uśmie­cha się sze­roko z peł­nymi ustami. – Te naprawdę są dla niej – mówi, pod­su­wa­jąc pudełko bli­żej dziecka. – Pomy­śla­łem, że łatwiej jej będzie jeść mniej­sze pączki.

Na myśl o tro­sce, jaką wyka­zał się w sto­sunku do mojej córki, serce zaczyna łopo­tać mi w piersi.

– To słod­kie. Dzię­kuję.

– Nie ma za co. Czy gest jest na tyle słodki, byście umó­wiły się ze mną na kola­cję?

– Seth… – zaczy­nam. Prze­rywa mi puka­nie do drzwi. – Zosta­niesz z nią? – pytam. Odejdę tylko na jakieś sześć metrów, ale męż­czy­zna jest nie­zna­jo­mym. A może jed­nak zna­jo­mym. Pro­wa­dzi­li­śmy luźne poga­wędki, dzięki któ­rym chyba udało mi się go poznać. Otwie­ram drzwi i natych­miast mocno ści­ska mnie Ame­lia.

– Gdzie moja Fin? – pyta, odsu­wa­jąc się.

– Zajęta! – woła z kuchni Seth.

Ame­lia wygląda za róg.

– Co tu robisz o tak wcze­snej porze? – pyta.

– Kona­łem z głodu, więc zaje­cha­łem po śnia­da­nie. Spę­dzi­łem w pie­karni mniej czasu, niż prze­wi­dzia­łem.

– Fin­ley, chodź do cioci – mówi Ame­lia, wcho­dząc do kuchni. Wyciąga ręce do mojej córeczki. Mała kręci jed­nak głową i wtula się w Setha.

– Co się stało? – pyta przy­ja­ciółka, kuca­jąc. – Nie uści­skasz mnie?

Fin­ley, nie zwra­ca­jąc na nią uwagi, bie­rze kęs kolej­nego donuta.

– Fin – odzywa się łagod­nie Seth. – Cioci będzie smutno, jeśli jej nie uści­skasz – mówi mojej córce.

Mała patrzy na niego, a potem prze­nosi wzrok na Ame­lię. Zafa­scy­no­wana obser­wuję, jak siada pro­sto, wyciąga rączki i obej­muje prze­lot­nie moją przy­ja­ciółkę. Już po chwili wtula się w Setha.

– Jak spra­wi­łeś, że tak szybko się do cie­bie prze­ko­nała? – pyta Ame­lia. Pod­nosi się i zaraz siada przy stole. Wyj­muje z pudełka donuta.

– Przy­nio­słem pączki. – Seth wzru­sza ramio­nami.

– Mnie się wydaje – zaczy­nam, sia­da­jąc – że polu­biła cię już w Dzień Pamięci. Pamię­tasz, usi­ło­wa­łam wtedy ją zła­pać, a ty odcią­łeś jej drogę i wzią­łeś ją na ręce. – Patrzę na Ame­lię. – Fin­ley potem wolała tulić się do niego. Seth zaniósł ją na patio.

– Ktoś tu się chyba w kimś pod­ko­chuje – stwier­dza przy­ja­ciółka, zer­ka­jąc prze­lot­nie w moją stronę, po czym łasko­cze moją córkę po odzia­nej w skar­petkę stópce. Mała się śmieje i odsuwa nogę.

– Napi­je­cie się cze­goś? Mam wodę w lodówce tury­stycz­nej. – Wska­zuję na małe urzą­dze­nie sto­jące na pod­ło­dze. – Butelki chło­dzą się na lodzie. – Moja przy­ja­ciółka wybrała sobie nie­od­po­wied­nią porę na zgry­wa­nie swatki, bo zje­chali się do mnie wszy­scy ich przy­ja­ciele.

– Nie, dzięki – mówią wszy­scy jed­no­cze­śnie.

Wstaję i nale­wam Fin­ley wody do kubka nie­kapka. Córka nie chce jed­nak wziąć ode mnie naczy­nia. Podaję je zatem Sethowi.

– Popij – mówi męż­czy­zna. – Pączki są smacz­niej­sze z wodą. – Ocza­ro­wana nim córeczka bie­rze od niego kubek i upija parę spo­rych łyków.

– Powoli popa­dam w kom­pleksy – żar­tuję, cho­ciaż zasko­czyło mnie, jak szybko polu­biła go Fin­ley.

– Kobiety mnie kochają – chwali się Seth.

– O bra­cie. – Ame­lia prze­wraca oczami. – Jeśli ego jesz­cze tro­chę ci uro­śnie, to nie zmie­ścisz się w drzwiach.

– Sły­szysz, Fin? Nabi­jają się ze mnie.

Śmie­jemy się z Ame­lią, więc i dziew­czynka wybu­cha prze­sad­nie śmie­chem, mimo że nie ma poję­cia, co nas roz­ba­wiło.

*

Paczka przy­ja­ciół spa­ko­wała cały mój doby­tek na naczepy swo­ich pick-upów w jakąś godzinę. Oczy­wi­ście uwi­nęli się tak szybko dla­tego, że wszystko było już przy­go­to­wane do trans­portu. Nieco mi smutno z powodu prze­pro­wadzki. To do tego domu przy­wio­złam Fin­ley po jej naro­dzi­nach. To tutaj moja córka wypo­wie­działa pierw­sze słowa, posta­wiła pierw­sze kroki. Nikt mi nie odbie­rze wspo­mnień. Mimo to prze­pro­wadzka wywo­łuje melan­cho­lię.

– Gotowa zamiesz­kać w nowym domu? – pytam Fin­ley.

– Nowy dom – powta­rza i kiwa głową.

Wiem, że nie ma poję­cia, o czym mówię. Mimo to cie­szę się, że przy­jęła ocho­czo moje słowa. Tak naprawdę nikogo nie opusz­czamy. Jasne, córeczka ma kole­gów i nauczy­cielki ze żłobka, ale jest za mała, by odczuć skutki zerwa­nia kon­tak­tów. Cóż, liczę też, że jest za mała, by to zro­zu­mieć. Ja nie mam żad­nej rodziny, o któ­rej ist­nie­niu bym wie­działa.

– Wszystko spa­ko­wane? – pyta Seth.

– Tak. Rozej­rzę się jesz­cze dla pew­no­ści.

– Chodź, cukie­reczku. – Seth wyciąga rękę do Fin­ley. Mała nie­mal wyska­kuje z moich rąk, by się do niego przy­tu­lić. – Przej­dziemy się z mamą po domu i spraw­dzimy, czy cze­goś nie zosta­wiła.

– My już ruszymy w drogę – mówi Ridge.

– Ja zostanę. Jeśli Mara zapo­mniała jakichś rze­czy, które nie zmiesz­czą się do jej samo­chodu, to wrzucę je do swo­jego pick-upa – odpo­wiada Seth.

– Dzię­kuję za pomoc. Dzięki wam mniej się stre­suję prze­pro­wadzką.

– Jeste­śmy od tego, by poma­gać – mówi Kent.

Seth i Ame­lia powie­dzieli coś podob­nego.

– Mam klucz do two­jego domu. Nie masz nic prze­ciwko, byśmy wsta­wili rze­czy? Potem usta­wimy je według two­jego uzna­nia – pro­po­nuje Mark.

– Świet­nie. Dzię­kuję.

Faceci machają na poże­gna­nie, a dziew­czyny mnie ści­skają.

– Będę się zbie­rać – mówi Ame­lia. – Widzimy się za kilka godzin.

– Bez­piecz­nej drogi. – Obej­muję ją mocno.

Miesz­ka­ły­śmy razem na stu­diach i szybko się zaprzy­jaź­ni­ły­śmy. Kiedy Ame­lia wpro­wa­dziła się z powro­tem do rodzi­ców, zro­biło mi się smutno i zaczę­łam sza­le­nie za nią tęsk­nić. Przy­znam, że moż­li­wość zamiesz­ka­nia bli­sko przy­ja­ciółki dodała sporo uroku nowej pracy. Oczy­wi­ście nie bez zna­cze­nia były też ela­styczne godziny, które odpo­wia­dają mi jako samot­nej mamie. Ucie­szy­łam się, że będę mogła przyjść do pracy z cho­rym dziec­kiem, bo znaczną część dnia spę­dzę sama w biu­rze. Ridge i Ken­dall zapew­nili, że nie będzie pro­blemu, abym brała wolne czy dosto­so­wy­wała godziny według potrzeb. Mimo wszystko popro­si­łam, by wpi­sali sto­sowne posta­no­wie­nia do umowy – nie z powodu nie­uf­no­ści, a wykształ­ce­nia. To dzięki niemu uwa­żam, że coś miało miej­sce, tylko jeśli zostało spi­sane na papie­rze.

Patrzę na Setha i Fin­ley.

– Chyba już pora jechać. – Ruszam kory­ta­rzem, a oni idą za mną. W pokoju Fin­ley zale­wają mnie wspo­mnie­nia z nią zwią­zane. Zaglą­dam do szafy i spraw­dzam, czy niczego przy­pad­kiem nie zosta­wi­łam. Mój wzrok napo­tyka jed­nak pustkę. – Przejdźmy dalej – mówię. Emo­cje chwy­tają mnie za gar­dło. Seth i Fin­ley ruszają za mną do łazienki, w któ­rej w jed­nej z szu­flad znaj­duję ręcz­niki do rąk. – Ups.

Fin­ley powta­rza.

W pozo­sta­łych poko­jach i łazien­kach nie natra­fiam już na żadną zapo­mnianą rzecz. W kuchni też nie znaj­duję nie­spo­dzianki.

– Spa­ko­wa­li­śmy pralkę i suszarkę – przy­po­mi­nam sobie. – Wydaje mi się, że możemy już jechać. – Z torebki leżą­cej na bla­cie wyj­muję bre­lo­czek i odpi­nam od niego klucz, który następ­nie kładę na widoku. – Wła­ści­ciel powie­dział, że przy­je­dzie do tego domu.

– Gotowa? – pyta Seth.

– Tak, tylko włożę małej kurtkę. – Ubie­ram córkę z pomocą Setha, bo Fin­ley nie chce do mnie podejść, a potem zapi­nam ją po samą szyję.

– Zaniosę dziecko do samo­chodu. – Seth uśmie­cha się sze­roko.

– Naprawdę zaczy­nam popa­dać w kom­pleksy.

– Aj, kocha­nie. Prze­pra­szam. Fin­ley, pokaż mamusi, że ją kochasz – odzywa się do dziecka. Nachyla się z nim na rękach i skła­nia, aby mnie objęło i uca­ło­wało. Mała posłusz­nie speł­nia prośbę, po czym mości się u męż­czy­zny na rękach. – Pobie­gnę uru­cho­mić nasze samo­chody. Zostań chwilę z mamą, dobrze? – Córka kiwa głową i wyciąga do mnie rączki, jakby Seth ją zacza­ro­wał. – Podaj mi klucz. – Kładę pilot na jego wycią­gnię­tej ręce. – Zaraz wra­cam.

– Jak myślisz, Fin­ley? Polu­bimy Setha?

– Lubię Sefa. – Córka poka­zuje zęby w sze­ro­kim uśmie­chu.

Chi­cho­czę.

– Mamu­sia też go lubi.

– Jeju, ochło­dziło się. – Seth wraca, pocie­ra­jąc ręce. – Pojadę za wami. Pamię­tasz drogę?

– Tak. Nie musisz jechać w naszym tem­pie – zapew­niam.

Męż­czy­zna prze­ka­zuje mi spoj­rze­niem, że będzie jechał za nami aż do Jack­son i że w żaden spo­sób go od tego nie odwiodę.

– Dobrze – daję za wygraną. – Dzię­kuję.

– I to mi się podoba – mówi. – Posadźmy cię w samo­cho­dzie. – Wyciąga ręce do Fin­ley. – Gotowa? – pyta mnie.

Pota­kuję, mimo że posmut­nia­łam. Tylko jeden krok dzieli mnie od roz­po­czę­cia nowego roz­działu w życiu.

– Tak – mówię, ale tonem zdra­dzam myśli.

– Podejdź. – Seth tuli mnie wolną ręką, co bar­dzo podoba się Fin­ley. Córeczka obej­muje mnie za głowę, a potem sto­imy przez chwilę wtu­leni w sie­bie.

– My, papa – mówi Fin­ley. Seth i ja odsu­wamy się i posy­łamy jej uśmiech.

– Tak, papa – przy­znaję.

Męż­czy­zna pomaga mi posa­dzić córkę w fote­liku i całuję ją w czu­bek nosa, po czym zamyka drzwi.

– Zadzwoń, gdy­byś musiała się zatrzy­mać czy coś. Będę tuż za tobą.

– Seth, dzię­kuję za wszystko.

Ujmuje moją twarz w duże szorst­kie dło­nie.

– Chcia­łem ci pomóc. – Sło­wami mówi nie­wiele, nato­miast spoj­rze­nie ma bar­dzo wymowne. On też to czuje. Na pewno. Sza­leń­stwem jest, że tak szybko nawią­zała się mię­dzy nami więź, bo prze­cież widzie­li­śmy się tylko dwa razy. Mimo to coś nas połą­czyło. Poza tym dzięki wia­do­mo­ściom odno­szę wra­że­nie, że znamy się od lat.ROZDZIAŁ 3

Seth

Kum­ple posta­wili pick-upy wzdłuż ulicy, zosta­wia­jąc nam miej­sca na pod­jeź­dzie. Cze­kam, aż Mara zapar­kuje swo­jego path­fin­dera, zanim wjeż­dżam tyłem na pod­jazd. Nie spie­szy mi się do wyj­ścia z samo­chodu. Mia­łem nadzieję, że zosta­nie jesz­cze sporo do roz­pa­ko­wa­nia, ale wszyst­kie rze­czy są już wyła­do­wane. Przy­ja­ciele byli zasko­czeni tym, że poje­cha­łem wcze­śniej do Mary. Znają mnie na tyle długo, by bez trudu mnie przej­rzeć. Szybko odgadną – zwłasz­cza Ame­lia i żony – toż­sa­mość kobiety, o któ­rej myślę nie­ustan­nie, a z którą widzia­łem się tylko raz.

To Mara.

– Sef! – woła mnie ktoś. Odwra­cam się i dostrze­gam przy swoim pick-upie Marę i Fin­ley.

Biorę klu­cze i tele­fon i otwie­ram ostroż­nie drzwi.

– Wejdźmy do środka.

– Dobrze się czu­jesz? – Mara przy­gląda mi się bacz­nie, jakby mogła przej­rzeć mnie na wylot.

– Jasne. – _Chyba że pytasz o ten pociąg, jaki do cie­bie czuję. O to, jak mocno chcę cię poca­ło­wać, obry­so­wać pal­cem każdy cen­ty­metr two­jej skóry i uczy­nić cię moją. Poza tym mam się wręcz świet­nie_.

– Sef – powta­rza Fin­ley, wycią­ga­jąc do mnie rączki, cho­ciaż trzyma ją Mara.

Biorę ją na ręce i bujam.

– Spójrz na swój nowy dom. Cie­szysz się z prze­pro­wadzki?

Dziecko przy­gląda mi się przez chwilę, po czym patrzy na budy­nek. Kładę rękę na krzyżu Mary i pro­wa­dzę ją na fron­tową werandę. Nie zli­czę nawet, ile razy gości­łem w tym domu. Z chło­pa­kami urzą­dzamy na zmianę wie­czorki pokera, które koń­czymy, zasy­pia­jąc na pod­ło­dze czy kana­pie. Gry­wa­li­śmy też w daw­nym domu Marka, ale kum­ple się poże­nili. Cóż, wszy­scy – prócz mnie i Kenta – mają żony i dzieci, dzięki któ­rym nasza rodzina się powięk­sza. Szcze­rze mówiąc, cho­ler­nie cie­szę się ich szczę­ściem, ale też nieco im zazdrosz­czę. Na­dal urzą­dzamy wie­czorki pokera, jed­nak nie prze­strze­gamy już pie­czo­ło­wi­cie tej tra­dy­cji. Rozu­miem, że przy­ja­ciele zmie­nili tryb życia ze względu na żony i dzieci. Jed­nak cza­sami odzywa się we mnie potwo­rek zwany zazdro­ścią.

– Kocha­nie, jeste­śmy w domu! – wołam od progu.

Mara idzie przed sie­bie, odsu­wa­jąc się ode mnie.

– Domu – papu­guje Fin­ley.

– Ty łobu­ziaro. – Łasko­czę ją po bokach, uży­wa­jąc tego samego okre­śle­nia jak Mara. Śmiech dziecka jest naj­słod­szym dźwię­kiem, jaki sły­sza­łem w życiu. – Śmie­jesz się jak prze­drzeź­niacz – żar­tuję.

– Chodź do cioci. – Ame­lia wyciąga ręce do Fin­ley.

Mała kręci głową, po czym wtula się w moją pierś.

– Oj, cukie­reczku. Spójrz, cioci jest smutno. – Dziew­czynka odwraca się tylko na tyle, by rzu­cić okiem na Ame­lię, która wygina nie­we­soło dolną wargę. – Chyba trzeba ją uści­skać. Utu­lisz ją? – pytam.

Dziew­czynka kiwa głową. Siada pro­sto i wyciąga rączki do Ame­lii.

– Nie ma wąt­pli­wo­ści, że poświęca ci całą uwagę – mówi Mara, sta­nąw­szy przy mnie. – Prze­waż­nie nie może się docze­kać bie­ga­nia wkoło jak małe tor­nado, a przy tobie cią­gle chce być na rękach.

– Tylko ona? – pytam, zanim zdo­łam się powstrzy­mać.

Ame­lia na szczę­ście zapro­wa­dziła już Fin­ley do jej nowego pokoju, więc nie usły­szała moich słów.

Policzki Mary pokry­wają się deli­kat­nym rumień­cem. Powta­rza, że jest samotną mamą, takim tonem, jakby fakt ten miał mnie prze­ra­zić.

– Wiem. Masz uro­czą córeczkę, która już mnie ogrom­nie lubi. – Zna­czą­cym uśmie­chem wzbu­dzam u kobiety radość. Cie­szę się, że ją taką widzę. Gdy się śmieje, odchyla nie­znacz­nie głowę w tył, a w jej oczach migają iskierki. Omi­jał mnie ten widok, kiedy tylko ze sobą pisa­li­śmy. Kiedy Mara stoi przy mnie, nie jestem w sta­nie ode­rwać od niej wzroku.

– Jakieś kobiety na pewno padają ci do stóp – odpiera.

– Ale nie ta, któ­rej pra­gnę – wyznaję szcze­rze. Opie­ra­łem się pocią­gowi i porząd­nie prze­my­śla­łem sprawę. Wiem, z czym się wiąże zwią­zek z samotną mamą. Zdaję sobie sprawę, że idzie z nim w parze odpo­wie­dzial­ność. Ale wiem też, co się sta­nie, jeśli się z nią nie zwiążę. Mara zna­la­złaby dla sie­bie i Fin­ley innego faceta, a mnie to nie odpo­wiada.

– Co masz na myśli, Seth?

– Przez ostat­nich sześć czy sie­dem mie­sięcy myśla­łem tylko o tobie. Wiem, że jesteś samotną mamą. Zdaję sobie sprawę z tego, z czym to się wiąże. Mnie to nie prze­raża, Mara. Mała jest cząstką cie­bie. – W tej chwili już nie potra­fię wyobra­zić sobie Mary bez Fin­ley. Według mnie są nie­ro­ze­rwal­nie ze sobą złą­czone.

– Nie chcę, żeby się do cie­bie przy­wią­zała, a potem cier­piała, kiedy mnie zosta­wisz.

– Już się przy­wią­zała. Nie ochro­nisz jej przed cier­pie­niem. Nie ustrze­żesz jej przed życiem. Ale – mówię i kładę palec na jej pod­bródku, aby ode­rwała wzrok od pod­łogi i spoj­rzała mi w oczy – nie mam zamiaru was skrzyw­dzić.

– Co to zna­czy? Chcesz się ze mną uma­wiać?

– Tak – odpo­wia­dam bez chwili waha­nia.

– Nie będziemy się spie­szyć – zga­dza się, ku mojemu zasko­cze­niu. – Wiem, że już się tro­chę pozna­li­śmy, ale roz­mowa przez wia­do­mo­ści to co innego niż roz­mowa twa­rzą w twarz. Fin­ley dowie się o naszej zna­jo­mo­ści. Nie mogę skryć cię na zawsze w tele­fo­nie.

– Ty wyznacz tempo – mówię.

Roz­luź­nia się i powoli unosi kąciki ust. Mam ochotę wypiąć pierś i powie­dzieć światu, że ten uśmiech to moja zasługa. Co ta kobieta ze mną wyczy­nia?

Kiwa głową.

– Ja wyzna­czę tempo.

– Co spro­wa­dziło taką powagę na wasze twa­rze? – pyta Ame­lia.

Fin­ley chi­cho­cze u niej na rękach.

– Meble – odpo­wia­dam, sta­ra­jąc się zała­go­dzić sytu­ację.

Naprawdę to ona ma wyzna­czyć tempo roz­woju naszej zna­jo­mo­ści. Rów­nież od niej zależy, kiedy dowie­dzą się o nas przy­ja­ciele. A skoro o przy­ja­cio­łach mowa, moje rela­cje z Ame­lią są takie, jakby w zeszły week­end do niczego mię­dzy nami nie doszło. Trudno mi jesz­cze pogo­dzić się z myślą, że upi­li­śmy się tak bar­dzo, że wylą­do­wa­li­śmy ze sobą w łóżku. Już ni­gdy nie wleję w sie­bie tyle alko­holu. Przeni­gdy.

– Zawo­łam chło­pa­ków, żeby pomo­gli mi roz­ła­do­wać pick-upa. – Mija­jąc Marę, ści­skam ją za ramię. Mam ochotę dać jej buziaka, ale nasz pierw­szy poca­łu­nek nie powi­nien być prze­lotny. Za pierw­szym razem pra­gnę się nią roz­ko­szo­wać.

Żony roz­pa­ko­wują w kuchni kar­tony i wykła­dają ich zawar­tość na blat.

– Hej, gdzie faceci?

– W garażu – odpo­wiada Reagan, wska­zu­jąc na pro­wa­dzące do niego drzwi.

– Co tam? – pytam kum­pli.

– Nie chcemy wcho­dzić kobie­tom w drogę. – Mark wska­zuje na drzwi, przez które przed chwilą wsze­dłem.

– Jeste­śmy tra­ga­rzami – mówi Kent, napi­na­jąc mię­śnie rąk.

– No to w drogę, tra­ga­rze. Musimy roz­ła­do­wać mojego pick-upa.

– Sły­sze­li­śmy, jak pod­je­cha­łeś. Dla­czego dopiero tu przy­sze­dłeś? – pyta Tyler.

– Musia­łem przy­wi­tać się z dziew­czy­nami – wci­skam im wymówkę, bo prze­cież nie powiem, że nama­wia­łem piękną Marę na randkę. Po pierw­sze, ni­gdy nie daliby mi o tym zapo­mnieć, a po dru­gie, to ona wyzna­cza tempo.

– Roz­pa­kujmy wszyst­kie rze­czy. Mara na pewno chcia­łaby odpo­cząć – mówi Ridge. Otwie­ra­jąc boczne drzwi, wpusz­cza do środka chłodne stycz­niowe powie­trze.

Roz­pa­ko­wa­nie mojego pick-upa zaj­muje naszej piątce może z kwa­drans.

– Co teraz? – pytam Marę.

Kobieta obej­muje wzro­kiem kar­tony i meble i wzdy­cha.

– Nie mam poję­cia – śmieje się.

– Może zaczniemy od usta­wie­nia mebli? Zaczniemy tutaj, a potem prze­nie­siemy się do waszych pokoi, a tobie zosta­nie wypa­ko­wać rze­czy z kar­to­nów – pro­po­nuję.

– Dobrze. – Roz­gląda się wokół, jakby sta­rała się roz­pla­no­wać w gło­wie wystrój pomiesz­cze­nia.

– Kiedy Mark tu miesz­kał, tam stała kanapa, a tam druga, mniej­sza. – Dawn opo­wiada o wystroju.

– Super. Zróbmy tak samo.

– Na pewno? – pytam.

Mara pota­kuje.

– To logiczne, a ja nie jestem wybredna. Bierzmy się do roboty.

– Przejdź do następ­nego pomiesz­cze­nia i roz­pla­nuj je sobie w gło­wie. Szybko się tu uwi­niemy. – Omi­jam ją wzro­kiem, gdy wycho­dzi z salonu.

Roz­sta­wiamy meble w dzie­sięć minut, z któ­rych więk­szość poświę­ci­li­śmy na usu­wa­niu z drogi kar­to­nów.

– Pomóc ci tutaj? – pytam, wcho­dząc do głów­nej sypialni.

– Nie. Podoba mi się to roz­miesz­cze­nie łóżka i komody. Zaj­rzę do Fin­ley.

Prze­cho­dzę za Marą do pokoju miesz­czą­cego się po dru­giej stro­nie kory­ta­rza.

– Zło­ży­łem jej łóżeczko – mówi Tyler. – Dobrze się trzyma.

– Dzię­kuję. Ogrom­nie doce­niam waszą pomoc. Za pierw­szym razem skła­da­łam łóżeczko kilka dni.

Mam ochotę zapy­tać ją o tatę Fin­ley. Ni­gdy o niego nie wypy­ty­wa­łem, a ona też o nim nie wspo­mi­nała. Wiem tylko, że facet nie udziela się w życiu córki. Jeśli jed­nak mamy być razem, to w pew­nej chwili trzeba będzie poru­szyć jego temat. Będę też musiał wyznać Marze, że prze­spa­łem się z Ame­lią. Na tę myśl prze­szywa mnie dreszcz.

Kurwa, skoń­czę z piciem.

– Tutaj też może tak zostać. Nie wiem, jak mam wam podzię­ko­wać. Znacz­nie mi uła­twi­li­ście prze­pro­wadzkę.

– Do usług – mówi Tyler, odwra­ca­jąc się do wyj­ścia. – Reags! Konam z głodu – woła do żony.

– Zamó­wię coś – mówi Mara, zmie­rza­jąc do drzwi.

– Hej. – Biorę ją za rękę. – Nie kupuj im żar­cia. – Jedze­nie dla całej mojej paczki kosz­to­wa­łoby ją małą for­tunę.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: