- W empik go
Upadek - ebook
Upadek - ebook
Historia K.C. Carter – przyjaciółki Tate z Dręczyciela.
K.C. zawsze wiedziała, że za wszelką cenę powinna unikać brata Jareda, Jaxona Trenta. W końcu miała chłopaka, Liama, a Jax zdecydowanie nie był wierny dziewczynom, z którymi się spotykał. Jednak nie potrafiła zaprzeczyć, że zawsze kiedy znajdował się w pobliżu, jej serce płonęło.
Gdy po dwóch latach nieobecności wraca do rodzinnego miasteczka, nie jest już tą samą dziewczyną. Jeden błąd popełniony na studiach okrył ją złą sławą na kampusie i przysporzył wielu kłopotów. Teraz wraca w rodzinne strony z poczuciem porażki.
Na miejscu odkrywa, jak wiele się zmieniło. Jednak jest coś, co pozostało niezmienne. To, jak Jax rozpalał jej zmysły. I teraz nie jest już nastolatkiem, a mężczyzną, bardzo seksownym mężczyzną.
Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8320-566-3 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
K.C.
Trzy lata. Miałam chłopaka przez całe trzy lata, a i tak doświadczyłam więcej orgazmów, gdy byłam sama.
– Cholera, kochanie, to takie dobre – wyszeptał zaspany tuż przy mojej szyi, po czym wilgotnymi wargami leniwie przesunął po mojej skórze.
Pakowanie. Zapomniałam dopisać tego do listy rzeczy do zrobienia na jutro. Nie to, żebym zapomniała spakować się przed wyjazdem na studia, ale musiało to trafić na listę, by później zostać odfajkowane.
– Jesteś taka seksowna. – Rybie usta Liama łaskotały mnie podczas krótkich cmoknięć. Niegdyś sprawiały, że chichotałam, teraz miałam ochotę go ugryźć.
Przypominam sobie również, że muszę skoczyć do apteki. Chciałam zaopatrzyć się w tabletki, bym nie musiała martwić się o nie przez dłuższą chwilę. Pakowanie i apteka. Pakowanie i apteka. Pakowanie i apteka. Nie zapomnij, K.C.
Liam wcisnął biodra między moje nogi, na co tylko przewróciłam oczami.
Wciąż mieliśmy na sobie ubrania, ale nie byłam pewna, czy zdawał sobie z tego sprawę.
Parsknęłabym śmiechem, gdybym nie była tak pijana. Rzadko się upijam, ale zrobiłam to dzisiaj, bo byłam na imprezce urządzanej na pożegnanie lata. I choć nigdy nie czułam obezwładniającej ochoty na seks, to uwielbiałam fakt, że przy każdej sposobności Liam próbował dobrać mi się do majtek. Sprawiał, że czułam się pożądana.
Ale dziś nici z tego.
– Liam – mruknęłam. Obróciłam głowę i popchnęłam go w tors. – Dość na dziś, okej? Zamknijmy samochód i przejdźmy się do ciebie.
Siedzieliśmy w jego aucie od ponad pół godziny, podczas której próbowałam pobłażać jego fantazji o seksie w miejscu publicznym, a on starał się… Kurde, nawet nie wie, czego chciał.
Miałam wyrzuty sumienia, że ostatnio nie interesowała mnie intymność. Czułam się winna, że nie współpracowałam z nim dzisiaj, tak jak tego chciał, że w myślach dopisywałam punkty do mojej listy jutrzejszych zajęć, podczas gdy on próbował – podkreślam, próbował – uprawiać ze mną seks.
Nie kochaliśmy się już od dawna i nie wiedziałam, na czym polegał mój problem.
Liam wtulił twarz w moją szyję i poczułam na sobie ciężar jego ponad osiemdziesięciokilogramowego ciała.
Nie ruszył się, więc westchnęłam, odprężając się na siedzeniu pasażera w jego camaro, choć moje mięśnie płonęły od nieustannego podtrzymywania jego sylwetki.
Poddał się. Dzięki Bogu.
Zaraz jęknęłam, gdy zauważyłam, że leży na mnie zupełnie nieruchomo i równomiernie oddycha.
Świetnie. Zasnął.
– Liam – szepnęłam, nie wiedząc dlaczego, skoro byliśmy sami w aucie zaparkowanym w ciemnej, cichej uliczce za domem mojej przyjaciółki Tate Brandt.
Uniosłam głowę i powiedziałam do niemal całkowicie przysłoniętego blond włosami ucha:
– Pobudka, Liam! – pisnęłam, skoro wyciskał ze mnie resztki tlenu.
Jęknął, ale ani drgnął.
Uderzyłam potylicą w zagłówek i zazgrzytałam zębami. Co miałam teraz, do cholery, zrobić?
Byliśmy dziś na Pętli na ostatnim wyścigu, nim rozpoczniemy studia. Z tej okazji Tate i jej chłopak Jared urządzili imprezę w jego domu, który stoi po sąsiedzku. Powiedziałam mamie, że będę spać u przyjaciółki, choć tak naprawdę planowałam spędzić tę noc z Liamem.
Który teraz smacznie spał.
Dom Tate był zamknięty, nie umiałam prowadzić samochodu swojego chłopaka i naprawdę nie zamierzałam dzwonić do matki, by mnie stąd odebrała.
Złapałam za klamkę, uchyliłam drzwi i wysunęłam spod Liama prawą nogę. Popchnęłam go w pierś, aby go podnieść na tyle, by wywinąć się jakoś spod niego, aż w końcu wyczołgałam się z auta. Jęknął, ale nie otworzył oczu, przez co zaczęłam się zastanawiać, ile tak naprawdę wypił.
Pochyliłam się i zobaczyłam, jak jego pierś unosi się i opada miarowo. Wzięłam kluczyki, które wcześniej upuścił na podłogę, a także torebkę i komórkę, po czym zatrzasnęłam drzwi samochodu.
Liam nie mieszkał daleko stąd. I choć wiedziałam, że to przesada, zamierzałam obudzić Tate. Jeśli Jared pozwolił jej w ogóle zasnąć.
Wygładziłam dłońmi białą, letnią sukienkę bez ramiączek i w sandałkach szłam chodnikiem. To zbyt ładny strój na wyścig, ale chciałam należycie się prezentować na późniejszej imprezce. To ostatnia okazja, by spotkać się z niektórymi osobami. Przynajmniej na jakiś czas.
Ściskając niewielką torebkę – na tyle małą, by zmieścił się w niej telefon i trochę pieniędzy – przemierzyłam niewielkie wzniesienie i weszłam na podwórko Jareda, po czym wspięłam się po frontowych stopniach jego domu. W środku nie paliły się żadne światła, ale wiedziałam, że wciąż ktoś tam jest, skoro na ulicy stało kilka nieznajomych mi samochodów i słyszałam wydobywający się ze środka bas oraz słowa piosenki o kimś „pokonanym przez chorobę”.
Złapałam za klamkę, weszłam do budynku i zerknęłam do salonu.
Zamarłam. Co do…?
W pomieszczeniu panował mrok, nie paliła się ani jedna lampa, połyskiwał jedynie niebieski wyświetlacz w wieży stereo.
Może w domu paliło się światło gdzieś indziej. Może wciąż byli tu ludzie. Jednak teraz nie byłam już tego taka pewna.
Mogłam jedynie tak stać, oczy piekły mnie od łez, gardło się zaciskało, gdy dostrzegłam, że nagi Jaxon Trent leży na jakiejś dziewczynie.
Natychmiast odwróciłam wzrok i zamknęłam oczy.
Jax. Pokręciłam głową. Nie. Miałam to gdzieś. Dlaczego serce przyspieszyło mi tak gwałtownie?
Jaxon Trent to młodszy brat chłopaka Tate. I nic więcej. Dzieciak.
Dzieciak, który mnie obserwował. Który rzadko się odzywał. Który wydawał się dla mnie zagrożeniem, kiedy stał tuż obok.
Dzieciak, który z każdym dniem coraz bardziej przypominał mężczyznę.
I w tej chwili nie zamierzał zaprzestać tego, co robił. Rzuciłam się do drzwi, nie chcąc, by któreś z nich mnie dostrzegło, ale…
– Jax – wydyszała dziewczyna. – Mocniej. Proszę.
Zatrzymałam się, niezdolna postawić kolejny krok. Wyjdź, K.C., nawet się nie waż zostać.
Chwyciłam za klamkę, sapiąc, ale ani drgnęłam. Nie mogłam się ruszyć. Nie wiedziałam, dlaczego drżały mi dłonie. Przygryzłam dolną wargę i ponownie wychyliłam się zza rogu, aby zobaczyć go z partnerką.
Serce waliło mi jak młotem. I bolało.
Dziewczyna, której nie rozpoznałam ze szkoły, leżała całkowicie naga na brzuchu na kanapie. Jax leżał przy jej plecach – i wnioskując po dżinsach opuszczonych poniżej tyłka oraz ruchu bioder – znajdował się w niej.
Nawet się nie rozebrał, by się z nią kochać. Nie mógł też patrzeć jej w twarz. Nie zdziwiło mnie to. Z arogancją, jaką prezentował w szkole, Jax mógł robić to, co chciał, i z tego korzystał.
Podtrzymywał się na jednej ręce, drugą złapał ją za twarz i obrócił, nim pochylił się i pocałował ją w usta.
Liam nigdy mnie tak nie całował. Ani ja jego.
Dziewczyna z długimi, jasnymi włosami, które opadły na jej ramiona, pocałowała go równie intensywnie. Ich żuchwy poruszały się w jednym rytmie, gdy Jax lizał i skubał zębami.
Chłopak wbijał się w nią powolnymi, rozkosznymi ruchami umięśnionych bioder. Puścił jej twarz i przesunął dłonią po plecach, a następnie wcisnął palce pod jej ciało i objął pierś. Nic nie wyglądało na wymuszone. Każda część jego ciała była zaangażowana w ten akt i wyglądało na to, że czuł się wspaniale.
Dlaczego miałoby być inaczej? Przecież z jakiegoś powodu pożądały go wszystkie dziewczyny w tym mieście. Przystojny, uroczy, pewny siebie. Nie w moim typie, lecz nie mogłam zaprzeczyć jego seksowności. Według Tate miał w sobie domieszkę krwi rdzennych mieszkańców Ameryki.
Cerę o barwie toffi miał gładką, nieskazitelną, ciepłą, a długie włosy ciemnobrązowe, niemal czarne. Kończyły się w połowie jego pleców. Często wiązał je w kucyk z tyłu głowy. Nigdy nie widziałam go z rozpuszczonymi.
W tej chwili musiał mieć ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, ale pewnie niebawem dogoni brata. Widywałam go na boisku do lacrosse’a w szkole i na siłowni, w której oboje ćwiczyliśmy.
Napiął w tej chwili biceps i triceps, gdy utrzymywał się nad dziewczyną, którą posuwał. Dzięki wpadającej przez okno poświacie księżyca, widziałam jego umięśnione plecy, które zwężały się przy pasie.
Nie zmienił tempa ruchów bioder, gdy szeptał jej do ucha. Zapewne wydał jej polecenie, by opuściła stopę na podłogę, ugięła kolano i wygięła plecy.
Jax odchylił głowę do tyłu i obnażył zęby, wchodząc w nią głębiej, czemu się przyglądałam, bezwiednie śledząc palcem bliznę na nadgarstku.
Chciałam się kiedyś tak poczuć. Pragnęłam być tak zdyszana jak ta dziewczyna. Zdesperowana. Rozpalona, spragniona.
Niegdyś dobrze mi było z Liamem, ale potem spieprzył wszystko po całości. Pozwoliłam mu wrócić, bo wiedziałam, że nasz związek jest tego wart.
Ale teraz, na widok tego… zrozumiałam, że czegoś nam brakowało.
Nie wiedziałam nawet, że z oka wymknęła mi się łza, ale poczułam, że skapnęła na moją sukienkę. Zamrugałam gwałtownie i otarłam twarz.
Wtem coś zwróciło moją uwagę. Zamrugałam ponownie, bo w pomieszczeniu był jeszcze ktoś. Kolejna dziewczyna, niemal naga, jedynie w bieliźnie.
Stłumiłam sapnięcie i znów przełknęłam ślinę.
Co u licha?
Przeszła przez pokój – musiała stać przy oknie, ponieważ aż do tej chwili jej nie widziałam – pochyliła się i głęboko pocałowała Jaxa.
Żółć podeszła mi do gardła.
– Rety! – warknęłam i zatoczyłam się do tyłu. Uderzyłam w ścianę naprzeciwko drzwi. Pozbierałam się, otworzyłam je i wybiegłam z domu, nie oglądając się za siebie.
Zeskoczyłam ze schodków i twardo wylądowałam na trawniku. Puściłam się pędem, gdy ktoś krzyknął za mną:
– Stój!
Nie zatrzymałam się. Pieprzyć Jaxona Trenta. Nie wiedziałam, dlaczego byłam zła i kogo to obchodziło?
Przemierzyłam trawnik, dotarłam na chodnik, pragnąc, bym miała na stopach znoszone trampki zamiast tych pięknych sandałków, które klapały mi o pięty.
– Stój albo powalę cię na ziemię, K.C.! – rozbrzmiała za mną głośna groźba Jaxa, więc natychmiast znieruchomiałam.
Cholera. Rozejrzałam się na boki, szukając drogi ucieczki. Nie przewróciłby mnie przecież, prawda?
Obróciłam się powoli i zobaczyłam, że schodzi ze stopni. Podszedł do mnie, dzięki Bogu, mając na sobie spodnie. Ale chyba nie było mu trudno je włożyć, skoro tylko je zsunął. W tej chwili ciemne, sprane dżinsy wisiały mu nisko na biodrach, dzięki czemu miałam niezły widok na mięśnie jego brzucha. Miał ciało pływaka, ale nie sądziłam, by faktycznie pływał. Ponieważ pas spodni zatrzymał się tuż nad linią włosów łonowych, nie przypuszczałam, by nosił jakieś bokserki… czy cokolwiek innego. Pomyślałam o tym, co znajdowało się bezpośrednio pod materiałem i w moim podbrzuszu zrodziło się ciepło. Zacisnęłam uda.
Spuściłam wzrok, zastanawiając się, jak mogłam go tak podglądać. Przecież to jeszcze dzieciak. Czy wyprawiał takie rzeczy z wieloma dziewczynami?
Stanął przede mną i popatrzył z góry, skoro był wyższy ode mnie o ponad piętnaście centymetrów.
– Co tu robisz? – zapytał surowo. Zacisnęłam usta i skrzywiłam się, unikając nawiązania kontaktu wzrokowego. – Wyszłaś z tym swoim beznadziejnym chłopakiem jakąś godzinę temu – wytknął. Nadal nie patrzyłam mu w twarz. – K.C.! – Kilkukrotnie pstryknął mi palcami przed nosem. – Omówmy to, co tam widziałaś. W środku nocy weszłaś bez zaproszenia do mojego domu i zobaczyłaś, jak we własnych czterech ścianach uprawiam seks. Idźmy dalej. Dlaczego włóczysz się sama po ciemku?
W końcu uniosłam wzrok i parsknęłam. Zawsze tak robiłam, by ukryć rumieniec na widok jego niebieskich tęczówek. Był dziki i mroczny, więc te oczy zupełnie do niego nie pasowały, ale nigdy nie wydawały się złe. Miały barwę tropikalnego morza. Kolor nieba zaraz przed burzą. Tate nazywała je lazurowymi. Ja mówiłam, że są z piekła rodem.
Skrzyżowałam ręce na piersi i odetchnęłam głęboko.
– Liam wypił za dużo, by mógł prowadzić, okej? – rzuciłam. – Zasnął w samochodzie.
Spojrzał na miejsce, w którym stało auto mojego chłopaka, i zmrużył oczy, nim wrócił wzrokiem do mnie.
– To dlaczego nie możesz odwieźć go do domu? – zagadnął.
– Bo nie potrafię obsługiwać manualnej skrzyni biegów.
Zamknął oczy i pokręcił głową. Przeczesał włosy palcami, ale w połowie się zatrzymał i złapał kosmyki w pięść.
– Twój chłopak to jebany debil – warknął, po czym z irytacją opuścił rękę.
Westchnęłam, nie zamierzając o nim rozmawiać. Jax od początku nie dogadywał się z Liamem i choć nie wiedziałam dlaczego, założyłam, że głównie z winy tego pierwszego.
Znałam młodego Trenta od ponad roku i choć dowiedziałam się o nim tego czy owego – interesowały go komputery, nie wychowywali go wspólnie rodzice, a mamę brata traktował jak swoją własną – wciąż stanowił dla mnie zagadkę. Miałam jedynie świadomość, że niekiedy mi się przyglądał, ostatnio nawet z pogardą – jakby był rozczarowany.
Uniosłam głowę i odpowiedziałam oschle:
– Wiedziałam, że Tate została na noc u Jareda i nie chciałam budzić jej taty, by pozwolił mi się zatrzymać w jej domu. Planowałam nakłonić ją, by pomogła mi dostarczyć Liama do domu, po czym pozwoliła spać u siebie. Jest na górze? – zapytałam.
Pokręcił głową i nie byłam pewna, czy miał na myśli „nie” czy „chyba sobie jaja robisz”.
Wsadził rękę do kieszeni, wyciągnął z niej klucze.
– Odwiozę cię do domu.
– Nie – odparłam pospiesznie. – Powiedziałam mamie, że zostanę na noc u Tate.
Zmrużył oczy, jakby mnie oceniał. Tak, okłamywałam matkę, aby móc spędzić noc z chłopakiem. I tak, miałam osiemnaście lat i wciąż nie zdobyłam wolności osoby dorosłej. Przestań tak na mnie patrzeć.
– Nie ruszaj się – polecił, obrócił się i odszedł w stronę domu.
Niecałą minutę później wyszedł z powrotem i skierował się do sąsiedniego budynku. Ruchem głowy polecił, bym podążyła za nim. Założyłam, że ma klucz, więc dogoniłam go, gdy wchodził po schodach.
– Co z Liamem? – Nie mogłam zostawić chłopaka w aucie na całą noc. Co jeśli coś mu się stanie? Albo się przeziębi? Ale tata Tate dostanie szału, jeśli spróbuję wnieść go do domu…
Otworzył drzwi – nie wiedziałam, czy miał klucz Tate czy Jareda – i wszedł do ciemnego przedpokoju. Obrócił się do mnie i teatralnie przesadnym gestem zaprosił do środka.
– Poproszę Jareda, by pojechał za mną, gdy odprowadzę auto tego fiuta do domu, okej? – Przymrużył oczy, wyglądał na znudzonego.
– Nie zrób mu krzywdy – ostrzegłam i przekroczyłam próg.
– Nie zrobię, ale na to zasługuje.
Obróciłam się do niego, unosząc brwi.
– O, masz się za lepszego, Jax? – zapytałam z uśmiechem. – Wiesz w ogóle, jak mają na imię tamte lafiryndy?
Zacisnął usta.
– To nie są żadne lafiryndy, K.C. To przyjaciółki. W dodatku ja dopilnowałbym, by moja dziewczyna potrafiła obsługiwać manuala, i nie upiłbym się tak bardzo, by nie zadbać o jej bezpieczeństwo.
Natychmiastowa odpowiedź chłopaka mnie zawstydziła, więc spuściłam wzrok, bo poczułam, że rumienię się od wyrzutów sumienia.
Dlaczego próbowałam go obrazić? Tak, zalazł mi za skórę, ale nie był złym człowiekiem. W szkole z pewnością zachowywał się lepiej niż w przeszłości jego brat. Jax szanował nauczycieli i przyjaźnił się z każdym uczniem.
Niemal z każdym.
Odetchnęłam głęboko i wyprostowałam plecy, gotowa uporać się z własną dumą.
– Dziękuję. Dzięki, że odwieziesz go do domu – powiedziałam, podając mu kluczyki. – Ale co z twoimi… – Pomachałam ręką, próbując znaleźć właściwe słowo. – Twoimi… partnerkami?
– Poczekają – odparł z uśmieszkiem.
Przewróciłam oczami. Jaaasne.
Zdjęłam gumkę z koka i rozpuściłam mahoniowe włosy, które rozsypały się wokół moich ramion. Zaraz jednak uniosłam wzrok i zobaczyłam zbliżającego się do mnie Jaxa.
– Chyba, że chcesz, żebym odesłał je do domu, K.C. – zasugerował i stanął tak, że jego klatka piersiowa niemal musnęła moją.
Miałby je odesłać?
Pokręciłam głową, starając się nie myśleć o jego flircie. W ten sam sposób zareagowałam zeszłej jesieni, gdy go poznałam, oraz za każdym razem później, gdy rzucał niewybrednymi uwagami. To moja bezpieczna i znana reakcja, bo nie mogłam pozwolić sobie na inną.
Ale tym razem nie szczerzył zębów w uśmiechu i się nie wymądrzał. Mógł zatem mówić poważnie. Czy gdybym powiedziała, by je odesłał, zrobiłby to?
A kiedy powoli przesunął miękkim palcem po moim obojczyku, przez chwilę naprawdę rozważałam jego pomysł.
Gorący oddech Jaxa na mojej szyi, zmierzwione włosy wokół nagiego ciała, rozerwane ubrania na podłodze, gdy przygryzałby moje wargi i sprawiał, bym się pociła…
O Jezu. Gwałtownie wciągnęłam powietrze i rozejrzałam się wokół, mrużąc oczy, aby odzyskać jakąkolwiek kontrolę nad własnymi myślami. Co jest?
Wtem Jax parsknął śmiechem.
I nie był to śmiech pełen współczucia. Nie brzmiał, jak wesołość z powodu dowcipu. Nie. Ten śmiech mówił, że to ja byłam żartem.
– Spokojnie, K.C. – Patrzył na mnie, jakbym była żałosna. – Doskonale zdaję sobie sprawę, że twoja cipka jest dla mnie zbyt drogocenna.
Słucham?
Odtrąciłam jego rękę od siebie.
– Wiesz co? – Zacisnęłam dłoń w pięść. – Nie wierzę, że to mówię, ale sprawiasz, że Jared wychodzi przy tobie na dżentelmena.
Gówniarz nadal szczerzył zęby.
– Kocham brata, ale wyjaśnijmy sobie coś. – Pochylił się. – W ogóle nie jesteśmy podobni.
Tak. Serce nie przyspieszało mi przy Jaredzie, włoski na rękach też nie stawały mi przy nim dęba. Nie śledziłam go wzrokiem w każdej sekundzie, gdy przebywaliśmy w tym samym pomieszczeniu. Jax i Jared bardzo się od siebie różnili.
– Tatuaże – mruknęłam.
– Co?
Cholera! Czy powiedziałam to na głos?
– Eee… – wydusiłam, gapiąc się szeroko otwartymi oczami w jego nagą pierś. – Tatuaże. Jared ma tatuaże. A ty nie. Jak to? – zapytałam, w końcu unosząc wzrok.
Zmarszczył brwi, ale nie wyglądał na wkurzonego. Bardziej na… zdumionego.
Jared miał rysunki na plecach, ramieniu, ręce i części torsu. Nawet jego kumpel Madoc Caruthers miał jeden. Można by pomyśleć, że obracając się w takim towarzystwie, Jax też jakiś sobie sprawi. Ale nie. Jego szczupły tors i ramiona pozostały wolne od wzorów.
Czekałam, gdy wpatrywał się mnie, po czym językiem zwilżył wargi.
– Mam tatuaże – szepnął. Wyglądał, jakby się zamyślił. – Zbyt wiele.
Nie miałam pojęcia, co dostrzegłam w tej chwili w jego oczach, ale wiedziałam, że nigdy wcześniej tego nie oglądałam.
Cofnął się, nie patrząc mi w oczy, po czym odwrócił się i wyszedł z domu. Zamknął drzwi na klucz i cicho zszedł z ganku.
Chwilę później słyszałam, że boss Jareda i camaro Liama zostały uruchomione i pognały ciemną ulicą.
Jakąś godzinę później, nadal leżałam w łóżku Tate, wodząc palcem po obojczyku, rozmyślając o Jaxonie Trencie, którego nie znałam.ROZDZIAŁ 1
K.C.
Dwa lata później…
Shelburne Falls to średniej wielkości miasteczko w północnym Illinois. Nie za małe, ale wystarczająco duże, by mieć własne centrum handlowe. Gołym okiem było widać, jak jest malownicze. Słodkie w swojej oryginalności. Nie było w nim dwóch identycznych budynków. Gościnne, bo ludzie tutaj pytali, czy nie pomóc zanieść zakupów do samochodu.
Tajemnice trzymano za zamkniętymi drzwiami, choć zawsze wypatrywały ich jakieś wścibskie oczy. Niebo było niebieskie, szelest liści na wierzbie brzmiał jak muzyka, dzieci bawiły się na zewnątrz, a nie przyklejały się do komputerów na całe dnie.
Uwielbiałam to miejsce. Ale również nienawidziłam tego, kim tu byłam.
Kiedy dwa lata temu wyjechałam na studia, obiecałam sobie, że każdego dnia będę próbowała być lepszą osobą. Chciałam zostać uważną partnerką, godną zaufania przyjaciółką, idealną córką.
Rzadko wracałam do domu, bo poprzednie wakacje postanowiłam spędzić jako wychowawczyni na obozie letnim w Oregonie, po czym odwiedzić współlokatorkę Nik w jej domu w San Diego. Mama chwaliła się moimi licznymi zajęciami, dawni przyjaciele zdawali się za mną nie tęsknić, więc wszystko szło, jak należy.
Shelburne Falls nie było złym miastem. Właściwie prezentowało się perfekcyjnie. Ale ja nie byłam w nim idealna i nie chciałam wracać do domu, dopóki nie zdołam pokazać, że jestem silniejsza, twardsza i mądrzejsza.
Jednak wszystko się posypało. Po całości.
Nie tylko wróciłam dużo wcześniej, niż planowałam, to jeszcze mój przyjazd nastąpił za sprawą nakazu sądowego. Dobra robota, K.C.
Odezwał się mój telefon, więc zamrugałam, bo wyrwał mnie z zamyślenia. Poprawiłam kołdrę, usiadłam na łóżku i przesunęłam palcem po ekranie smartfona.
– Tate. – Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, nie siląc się nawet na powitanie. – Wcześnie wstałaś.
– Przepraszam. Nie chciałam cię obudzić. – Radość w jej głosie stanowiła ulgę.
– Nie obudziłaś. – Zsunęłam nogi z materaca, wstałam i się przeciągnęłam. – Właśnie się zbierałam.
Przyjaźniłam się z Tate od czasów szkolnych. I nadal to trwało. Chociaż w czwartej klasie liceum nasza relacja uległa zmianie. Nie wspierałam jej, gdy mnie potrzebowała, a teraz przez to trzymała lekki dystans, gdy byłam w pobliżu. Nie winiłam jej za to. Nawaliłam i nie miałam odwagi, by o tym pogadać. Ani przeprosić.
Pomimo często powtarzanych „mądrości” matki, powinnam z nią szczerze porozmawiać. „Przepraszanie to poniżanie samej siebie, K.C. Nic nie jest prawdziwym błędem, dopóki się do tego nie przyznasz. Do tego czasu to tylko kwestia różnicy zdań. Nigdy nie przepraszaj. W ten sposób okażesz swoją słabość”.
Ale Tate mi wybaczyła. Chyba uznała, że ja bardziej potrzebuję jej przyjaźni niż ona tego, bym się pokajała.
Jednak mimo wszystko byłam pewna dwóch rzeczy. Kochała mnie, ale już mi nie ufała.
Żuła coś, a ja usłyszałam w tle zamykające się drzwi lodówki.
– Chciałam się tylko upewnić, że się zadomowiłaś i wszystko jest dobrze.
Wciągnęłam na siebie białą koszulkę na ramiączkach i podeszłam do drzwi balkonowych.
– Tate, bardzo dziękuję tobie i twojemu tacie za to, że mogę się tu zatrzymać. Czuję się, jakbym była dla was ciężarem.
– Żartujesz? – palnęła wysokim z zaskoczenia głosem. – Zawsze jesteś mile widziana. Zostań tak długo, jak będziesz chciała.
Po tym, gdy przybyłam wczoraj wieczorem do Shelburne Falls – samolotem, potem taksówką – wypakowałam wszystkie swoje ubrania w dawnym pokoju Tate, wzięłam prysznic i przegrzebałam szafki kuchenne w poszukiwaniu jakiegokolwiek jedzenia, by wiedzieć, co dokupić. Okazało się, że nie było to potrzebne. Szafki i lodówka były pełne świeżych produktów, co było dziwne, zważywszy na fakt, że tata przyjaciółki od maja przebywał w Japonii i pozostanie tam do jesieni.
– Dzięki – powiedziałam, zwieszając głowę. Miałam wyrzuty sumienia z powodu jej hojności. – Mama być może w lecie zmieni zdanie.
– O co jej chodzi? – zapytała szczerze.
Parsknęłam gorzkim śmiechem, otworzyłam drzwi na balkon, aby wpuścić letnią bryzę.
– Moja policyjna kartoteka nie pasuje do jej liliowo-białego salonu. O to właśnie jej chodzi, Tate.
Matka mieszkała zaledwie kilka przecznic dalej. Bawiło mnie, że naprawdę sądziła, iż utnie plotki, nie pozwalając mi mieszkać w domu, podczas gdy będę odrabiać tu prace społeczne. Te zdziry z Klubu Rotary i tak będą cały czas mieć ją na językach.
A to nie było śmieszne. Nie powinnam się śmiać.
– Twoja policyjna kartoteka – przedrzeźniała mnie Tate. – Nie sądziłam, że doczekam tego dnia.
– Nie nabijaj się ze mnie, proszę.
– Nie nabijam się – zapewniła. – Jestem z ciebie dumna.
Co?
– Nie z powodu złamania prawa – dodała pospiesznie – ale ponieważ się broniłaś. Wszyscy wiedzą, że też byłabym notowana, gdyby Jared i Madoc się za mnie nie podkładali. Popełniłaś błędy, jak my wszyscy, ale jeśli mam być szczera, ten dupek Liam dostał dokładnie to, na co zasłużył. Zatem tak, jestem z ciebie dumna.
Milczałam, bo wiedziałam, że chciała poprawić mi nastrój w związku z tym, że rzuciłam chłopaka – nieco brutalnie – po pięciu latach związku.
Pokręciłam głową i odetchnęłam świeżym, porannym powietrzem. Wszyscy popełniają błędy, ale nie każdy zostaje za to aresztowany.
Mogłam zachowywać się lepiej. O wiele lepiej. I tak będzie teraz.
Wyprostowałam plecy, jedną ręką trzymałam telefon, a w drugiej oglądałam paznokcie.
– Kiedy będziesz w domu? – zapytałam.
– Dopiero za kilka tygodni. Madoc i Fallon polecieli wczoraj na wakacje do Meksyku, a Jared do końca czerwca jest na obozie komandoskim. Wkrótce zamierzam odwiedzić ojca, ale na razie korzystam z okazji, gdy nie ma Jareda, by upiększyć mieszkanie.
– Ach – dumałam, wpatrując się pustym wzrokiem w drzewo koło sąsiedniego domu. – Będą świece zapachowe i dekoracyjne poduszki – droczyłam się.
– Nie zapominaj o falbankach na klapę sedesu i kinkietach.
Zaśmiałyśmy się, choć u mnie było to wymuszone. Nie lubiłam słuchać o jej życiu, do którego nie należałam. Tate i Jared wyjechali na studia i mieszkali razem w Chicago. Chłopak poszedł na kierunek wojskowy, a teraz był na szkoleniu na Florydzie. Jego przyjaciel Madoc – mój kolega z klasy z liceum – ożenił się i również studiował w Chicago z Jaredem, Tate i swoją żoną Fallon, którą niezbyt dobrze znałam.
Tworzyli ekipę, a ja nie byłam już jej częścią i nagle zrobiło mi się ciężko na sercu. Brakowało mi przyjaciół.
– W każdym razie – ciągnęła – wkrótce wszyscy będą w domu. Myślimy o biwaku czwartego lipca, więc wyświadcz sobie przysługę i przygotuj się. Zaszalej. Nie kąp się dzisiaj. Włóż majtki i biustonosz nie do kompletu. Kup seksowne bikini. Bądź dzika. Rozumiesz?
Seksowne bikini. Biwak. Tate, Fallon, Jared, Madoc i ich zwariowane pomysły. Dwie pary i piąte koło u wozu.
Jaaasne.
Spojrzałam na sąsiedni, ciemny dom, gdzie niegdyś mieszkał chłopak przyjaciółki. Mieszkał tam również jego brat Jax i nagle zapragnęłam zapytać o niego Tate.
Zaszalej.
Pokręciłam głową, łzy napłynęły mi do oczu.
Tate, Jared, Fallon, Madoc…
Wszyscy dzicy.
Jaxon Trent i szanse, które mi dał, a których nie wykorzystałam.
Łzy popłynęły w milczeniu.
– K.C.? – naciskała Tate, gdy milczałam. – Świat ma wobec ciebie plany, kochana. Niezależnie od tego, czy jesteś na nie gotowa, czy też nie. Możesz być kierowcą albo pasażerem. A teraz kup sobie seksowne bikini na biwak. Rozumiesz?
Przełknęłam wielką gulę w gardle i przytaknęłam.
– Rozumiem.
– A teraz otwórz górną szufladę w komodzie. Zostawiłam ci tam dwa prezenty, gdy byłam w domu w zeszły weekend.
Zmarszczyłam brwi i podeszłam do mebla.
– Niedawno byłaś w domu?
Szkoda, że się nie spotkałyśmy. Nie widziałyśmy się już chyba z półtora roku.
– Chciałam się upewnić, że jest czysto – odparła, a ja skierowałam się do komody. – I że będziesz mieć co jeść. Przepraszam, że nie zostałam, aby się z tobą przywitać.
Otworzyłam szufladę i natychmiast zamarłam. Dech uwiązł mi w gardle i oczy mało co nie wyszły z orbit.
– Tate? – pisnęłam jak myszka.
– Podoba ci się? – zapytała z ekscytacją, a jej uśmiech był niemal widoczny nawet przez telefon. – Wodoodporny.
Włożyłam do szuflady drżącą dłoń i wyjęłam fioletowy wibrator z „króliczymi uszami”, który nadal miał plastikowe opakowanie.
Boże.
– Wielki! – palnęłam i upuściłam zarówno telefon, jak i urządzenie. – Cholera. – Zgarnęłam komórkę z dywanika i przycisnęłam do siebie, śmiejąc się głośno. – Jesteś walnięta. Wiesz o tym?
Usłyszałam zachwycający dźwięk jej śmiechu i natychmiast sama zaczęłam rechotać.
Wcześniej to ja byłam bardziej doświadczona. Kto mógł przypuszczać, że to właśnie ona kupi mi pierwszy wibrator?
– Mam dokładnie taki sam – wyznała. – Pomaga podczas nieobecności Jareda. Tak jak i wściekła muzyka z iPoda – dodała. O, tak. Ponownie zerknęłam do szuflady i zobaczyłam iPoda Touch, okręconego słuchawkami. Musiała wrzucić na niego jakieś utwory. – To pomoże ci zapomnieć o tym dupku – rzuciła, mając na myśli Liama. Powód, dla którego wpadłam w kłopoty.
– Może pomoże też zapomnieć o K.C. Carter – zadrwiłam. Pochyliłam się, podniosłam wibrator i zaczęłam się zastanawiać, jakich wymaga baterii. – Dziękuję, Tate. – Miałam nadzieję, że usłyszy szczerość w moim głosie. – Naprawdę czuję się nieco lepiej.
– Skorzystaj z obu tych rzeczy – poleciła. – Dziś. Do tego użyj w którejś chwili słowa „skurwysyn”. Od razu poprawi ci się humor. Wierz mi. – Rozłączyła się bez pożegnania.
Odsunęłam telefon od ucha i wpatrywałam się w niego z dezorientacją.
Mówiłam „skurwysyn”, tylko nigdy na głos.
***
– Jestem pewny, że się denerwujesz, ale po pierwszym dniu będzie o wiele lepiej. – Dyrektor Masters pędził korytarzami mojej dawnej szkoły średniej, a ja próbowałam za nim nadążyć. – A po dziesięciu dniach – kontynuował – będzie ci tu wygodnie jak w starych butach.
W duchu wyznałam, że nigdy nie pozwolono mi zachować butów na wystarczająco długo, aby stały się wygodne, ale uwierzyłam mu na słowo.
– Nie rozumiem – wyznałam zdyszana, gdy niemal biegłam przy nim, próbując nadążyć. – Jak ktoś bez doświadczenia w nauczaniu i bez wykształcenia w tym kierunku może pomóc ośmiu dzieciakom przejść do ostatniej klasy.
To najgłupsza rzecz, jaką w życiu usłyszałam.
Kiedy dowiedziałam się, że zostanę odesłana do domu do prac społecznych, lekko się zirytowałam, a równocześnie odczułam sporą ulgę. Chociaż z pewnością nie chciałam, aby ktokolwiek dowiedział się o tej głupocie, przez którą zostałam aresztowana, nie miałam także gdzie mieszkać w wakacje w Phoenix. Okazało się, że przyjazd tutaj był mi na rękę.
Nawet jeśli matka stwierdziła, że lepiej będzie, jak zamieszkam u Brandtów, zamiast zawstydzać ją moją obecnością w naszym domu, wciąż myślałam, że to lepsze niż włóczenie się po Arizonie, wiedząc, że mój były zajmuje nasze mieszkanie z kimś innym.
Ale żebym miała kogoś uczyć? Czyj to był posrany pomysł?
– Nie będziesz uczyć – odparł dyrektor, obracając głowę jedynie na tyle, bym mogła dostrzec jego profil. – Będziesz dawać korepetycje. To różnica. – Zatrzymał się i obrócił twarzą do mnie. – Pozwól, że powiem ci coś o nauczaniu. Możesz mieć najlepszych nauczycieli na świecie z najlepszymi naukowymi dyplomami, na które można wydać fortunę, a człowiek nadal będzie zawodny. Uczniowie wymagają uwagi. I tyle. – Pomachał dłońmi między nami. – Potrzebują wykładu jeden na jeden, dobrze? Dostałaś ośmioro siedemnastolatków i nie zostaniesz z nimi sama. Są inni korepetytorzy oraz nauczyciele prowadzący zajęcia w wakacje. Będą tu też cheerleaderki, członkowie zespołu muzycznego, a na boisku niemal każdego dnia zobaczysz chłopców z drużyny lacrosse’a. Wierz mi, w lecie szkoła tętni życiem. Będziesz miała wiele kół ratunkowych, gdybyś ich potrzebowała.
– Każdego korepetytora prowadzi pan za rękę?
Uśmiechnął się i ruszył dalej.
– Nie. Jednak innych nie przydzielił mi tu sąd w ramach odbycia kary.
Ech. Błoga niepamięć na dosłownie pięć sekund.
– Przepraszam. – Skrzywiłam się. – Wiem, że to bardzo niezręczna sytuacja.
– Bardzo niefortunna.
Uwielbiałam werwę w jego głosie. Z naszym dyrektorem zawsze się tak łatwo rozmawiało.
– Chyba dobrze, że mogłaś wrócić do domu na wakacje, aby odbyć karę. I to w dość komfortowym miejscu, które znasz.
No właśnie…
– Jak znalazłam się w tym projekcie? – zaryzykowałam pytaniem, ściskając brązową skórzaną listonoszkę Tate, którą rano znalazłam w jej szafie.
– Prosiłem o ciebie.
Tak, ale…
– Informacje o tobie dostałem mailem – wyjawił. – Znam cię, ufam ci… w większości kwestii i wiem, że potrafisz pisać. Pani Penley nadal na wzór pokazuje twoje wypracowania innym uczniom. Dasz wiarę?
Pokręciłam głową i weszłam za nim schodami na pierwsze piętro, gdzie mieściła się moja sala.
Kochałam pisać. Od zawsze. Nie radziłam sobie, jeśli chodziło o ustne prezentacje, debaty czy odpowiadanie, ale niech mi ktoś da długopis, papier i nieco czasu, a idealnie sformułuję myśli.
Gdyby tylko ktoś to zredagował, byłabym w siódmym niebie.
– Wiem również – kontynuował – że masz doświadczenie w pracy z dzieciakami na wakacyjnym obozie, więc chyba dasz radę.
Klapki stukały o posadzkę na piętrze.
– Ale mówił pan, że informacje o mnie przyszły mailem? – zagadnęłam. – Kto go do pana wysłał?
– Nie mam pojęcia. – Zmarszczył brwi, patrząc na mnie z ciekawością. – Pomyślałem, że pewnie jakiś urzędnik do przepychania dokumentów w wydziale przydzielania kar. – W tej samej chwili zatrzymał się przed tym, co niegdyś było i może nadal jest, laboratorium chemicznym doktora Portera. – A to przypomina mi – pomachał palcem – że okoliczności tego, jak tu trafiłaś, nie muszą być upubliczniane. Wierzę, że nie muszę o tym mówić, lecz chcę, by było to jasne. Te dzieciaki nie wiedzą, dlaczego tu jesteś. Rozumiesz?
– Tak, proszę pana. Oczywiście. – Zawstydzona, zacisnęłam palce na pasku torby. – I dziękuję, że powierza mi pan to zadanie.
Zmiękło spojrzenie jego niebieskich oczu, a na twarzy rozciągnął się uśmiech.
– To będzie twoja sala. – Ruchem głowy wskazał na laboratorium doktora Portera, po czym podał mi teczki, które trzymał. – Oceny opisujące każdego z uczniów, notatki nauczycieli, plany poszczególnych lekcji, kopie materiału do przerobienia. Zapoznaj się z tym wszystkim i do zobaczenia w poniedziałek.
Odszedł, a mnie nie pozostało nic innego, jak zacząć czytać. Miałam tak wiele wątpliwości. Dzieciaki to siedemnastolatkowie. Co jeśli nie będą chciały słuchać kogoś, kto był zaledwie kilka lat starszy? Czy będą sprawiać problemy? Oczywiście Jared i Jaxon Trent nie chodzili już do tej szkoły, ale byłam pewna, że na ich miejscu pojawiły się nowe gnojki. I dlaczego korepetycje z pisania wypracowań miały odbywać się w laboratorium chemicznym? Czy nie musiałam złożyć odcisków palców, by pracować z nieletnimi?
Chwila. Przecież je ode mnie pobrano.
Zaśmiałam się pod nosem, bo uznałam, że to lepsze niż płacz. Rety, ale się pozmieniało.
Człowiek w liceum ma się za mądrego, tworzy plany, które zawsze się sprawdzają. Myśli, że odniesie sukces, ciężką pracą zarobi pieniądze, bo jest kimś ważnym, i zaraz po szkole średniej stanie się osobą, którą zawsze chciał być.
Nikt mu jednak nie mówi, że w wieku dwudziestu lat będzie miał jeszcze większy mętlik w głowie, niż miał w wieku siedemnastu. Patrząc przez okienko w drzwiach klasy, czułam, że przeszedł mnie dreszcz, gdy pomyślałam, czy w wieku dwudziestu pięciu lat będę jeszcze bardziej zdezorientowana, niż jestem teraz. Wcześniej rozpościerała się przede mną prosta droga, a teraz było na niej tyle wybojów, że ledwie byłam w stanie nią podążać.
W dodatku tego lata będę się poruszać na piechotę. Skoro straciłam prawo jazdy na rok, pozwoliłam, by Nik pojechała moim samochodem do San Diego. Pocieszałam się tym, że nie miałam w rodzinnym mieście żadnych przyjaciół – przynajmniej w tej chwili – przez których brak możliwości jazdy autem stałby się kłopotem.
Szkoła i siłownia. Od czasu do czasu sklep spożywczy. Tylko do tych miejsc będę się udawać, a wszystkie znajdowały się w dobrej dla zdrowia odległości spacerem od domu Tate.
Postanowiłam do niego wrócić, nie wchodząc do sali, dopóki to naprawdę nie będzie konieczne. Zasłużyłam na tę karę, ale to nadal nie ułatwiało sytuacji, w której całe lato będę musiała spędzić w zatęchłym budynku i to z ludźmi, którzy równie mocno jak ja nie chcieli w nim przebywać.
Wyszłam z liceum, wygrzebałam iPoda z kieszeni i wsadziłam słuchawki do uszu. Kiedy przewijałam listę utworów, mimowolnie się uśmiechnęłam, uświadamiając sobie, że nie rozpoznaję żadnego tytułu.
Uwielbiałam gust muzyczny Tate, ale przez lata znudziły mi się kłótnie z matką o piosenki, które dobiegały z mojego pokoju, więc się poddałam. Przestałam słuchać muzyki w ogóle. Rzadko włączałam cokolwiek, bo nieustannie jej głos wdzierał się do mojej głowy i wszystko niszczył.
Kliknęłam na Take Out the Gunman Chevelle, podkręciłam głośność, aż rozbolały mnie uszy, mimo to uśmiechnęłam się, gdy popłynął seksowny głos, a w mojej piersi wybuchły sztuczne ognie. Nie słyszałam już głosu matki. Nic poza grzmotem muzyki, przez co się zaśmiałam, a moje serce przyspieszyło. Szłam do domu, kiwając głową do rytmu.
Na ulicach panował spokój, od czasu do czasu przejeżdżało jakieś auto, a słońce rozgrzewające mi nogi sprawiło, że zdałam sobie sprawę, jak bardzo tęskniłam za wakacjami w rodzinnym mieście.
Otaczały mnie gęste, zielone drzewa, których liście tańczyły na wietrze. Czułam zapach świeżo skoszonej trawy i grillowanych potraw. Dzieci podbiegły do samochodu z lodami, który przystanął przy krawężniku.
Uwielbiałam to wszystko, po raz pierwszy od bardzo dawna byłam spokojna, nawet pomimo kłopotów, w jakie się wpakowałam.
Zdałam sobie sprawę, że nikt na mnie nie czeka, nikt mnie nie obserwuje, nikt mi nie przeszkadza. Matka w końcu zadzwoni. W poniedziałek będę musiała iść do szkoły. Jesienią wrócę na politologię.
Ale w tej konkretnej chwili byłam wolna.
I cholerne zgrzana. Przeciągnęłam palcami po czole, by otrzeć nieco potu. To jedyna rzecz, w której Arizona wygrywała z Shelburne Falls. Mniej tam wilgoci.
Ale musiałam ubrać się elegancko. Włożyłam białą, dzianinową spódnicę, w której moje opalone nogi wyglądały naprawdę niesamowicie, natomiast u góry postawiłam na klasyczną, cienką, białą bluzkę. Pot spływał mi po plecach, więc rozpięłam guziki i zdjęłam ją, po czym przewiesiłam przez listonoszkę. Zostałam w topie na ramiączkach.
Ciemne włosy kończyły mi się za łopatkami. Rozwiewał je wiatr i kleiły mi się do spoconych pleców, przez co pożałowałam, że ich nie spięłam.
Skręciłam, by przejść na drugą stronę opustoszałej ulicy, i nagle poczułam, że serce podeszło mi do gardła.
O nie…
Spojrzałam przez rozległy trawnik na parking, na którym przed Applebaum’s Bagels stało camaro Liama. Auto mojego byłego chłopaka, który dwukrotnie mnie zdradził i powinien zostać na wakacje w Phoenix. Cholera!
Odchyliłam głowę i zamknęłam oczy. Niech szlag trafi moje przeklęte szczęście.
Zacisnęłam zęby, a każdy mięsień w moim ciele się spiął.
Wzdrygnęłam się jednak zaskoczona. Nagłe wibracje rozpoczęły się w stopach i powędrowały w górę nóg.
Otworzyłam oczy, obróciłam się i dostrzegłam, że stoję pośrodku ulicy, przez którą zamierzałam przejść, gdy moją uwagę przykuło camaro Liama. Zamrugałam i spojrzałam szeroko otwartymi oczami na samochód – a właściwie mnóstwo samochodów, które stały, a ich kierowcy wpatrywali się we mnie, czekając, aż ruszę zadek z drogi. Ile czasu tu byli, nim ich zauważyłam?
Przeszedł mnie dreszcz i zapomniałam o Liamie. Ledwie zauważyłam sportowe samochody, bo skupiłam wzrok jedynie na tym na czele. Czarny z przyciemnianymi szybami.
Mustang GT należący do Jaxona Trenta.