Upojne noce - ebook
Upojne noce - ebook
Cole Hunter, szef stacji telewizyjnej, czuje niechęć do nowej producentki Taryn Quinn. Początkowo odrzuca jej pomysł na program wakacyjny, uważając, że nie ma w nim nic ciekawego. Zgadza się jednak dać Taryn szansę i oboje lecą na wybraną do zdjęć wyspę. Bardzo szybko Taryn, piękna i kusząca, sprawia, że Cole marzy tylko o niej i o wspólnych upojnych nocach...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-0734-8 |
Rozmiar pliku: | 698 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy Cole Hunter wpadł do pokoju, wszyscy zamilkli i podnieśli wzrok. Cole nie zamierzał przepraszać. Nie znosił, kiedy pozostawiano go w nieświadomości, zwłaszcza gdy dotyczyło to osoby, którą najbardziej szanował.
Dawniej ojciec Cole’a był niezniszczalnym, godnym podziwu, a często też budzącym postrach szefem wielkiego imperium medialnego. Ostatnio jednak Guthrie Hunter się wycofał. Odpowiedzialność za Hunter Enterprises spadała głównie na barki Cole’a, najstarszego z czwórki rodzeństwa, zwłaszcza w chwilach krytycznych, gdy coś złego działo się w Sydney czy, jak obecnie, w oddziałach w Los Angeles i Nowym Jorku.
Asystentka ojca poderwała się na nogi. Cole spojrzał na nią wymownie i szedł prosto do drzwi z emblematem Hunter Enterprises. Jak ma dbać o interesy firmy, kiedy nie jest informowany? Nie może naprawić czegoś, o czym nie wie. Wszedł do gabinetu bez pukania.
Odwracając się, by zamknąć drzwi, zerknął na zdumione twarze gości w poczekalni, między innymi na kobietę o niebieskich oczach i jasnych jak len włosach. Pracował w telewizji i ładne kobiety widywał codziennie, ale prawdziwa piękność pojawia się raz na milion. Cole sądził, że zjawiła się na przesłuchanie, a skoro miał je prowadzić sam Guthrie, musiało to być coś specjalnego.
Kolejna rzecz, o której nie miał pojęcia.
Zacisnął zęby i zatrzasnął drzwi. Spojrzał na lśniące drewniane biurko stojące na tle ściany wypełnionej blaskiem nagród. W skórzanym fotelu siedział siwowłosy mężczyzna ze słuchawką przy uchu. Źródła Cole’a mówiły, że od drugiej próby zamachu na życie ojca minęły trzy godziny. Guthrie pewnie się zastanawiał, czemu pierworodny tak długo zwlekał.
Zatrzymując się pośrodku gabinetu, Cole zacisnął dłonie. Pomimo złości starał się mówić spokojnie.
– Ten, kto jest za to odpowiedzialny, nie ujrzy światła dziennego, dopóki oba bieguny się nie spotkają. – Poczuł nieznany mu ucisk w gardle i opuścił ręce. – Na Boga, tato, przecież ktoś do ciebie strzelał. Ten drań na tym nie skończy.
Guthrie rzucił do słuchawki kilka słów pożegnania, po czym odłożył ją na widełki.
– Wszystko jest pod kontrolą.
– Tak jak miesiąc temu, kiedy twój samochód zepchnięto na pobocze?
– Policja uznała, że to był wypadek.
Cole wzniósł oczy do nieba.
– Tablice rejestracyjne należały do skradzionego auta.
– Co nie znaczy, że to był zamach na moje życie.
– Powiem ci, co to znaczy. Dopóki sprawa nie zostanie rozwiązana, będziesz miał ochronę. Bez dyskusji.
Sześćdziesięciodwuletni Guthrie podniósł się żwawo jak trzydziestolatek. Cole się wyprostował.
– Pewnie ucieszy cię informacja, że już załatwiłem ochroniarza – odrzekł Guthrie. – Jest też prywatnym detektywem.
– Dlaczego nic o tym nie wiem?
– Synu, dopiero przyjechałem. – Starszy mężczyzna wyszedł zza biurka i położył dłoń na ramieniu Cole’a. – Masz dość problemów. Wszystko jest pod kontrolą.
Cole się skrzywił. Ojciec się oszukuje.
Cztery lata temu, gdy dochodził do siebie po operacji wszczepienia bypasów, a Cole’owi stuknęła trzydziestka, rodzinne imperium zostało podzielone. Każdy z synów otrzymał równą działkę. Na miejscu w Sydney Cole odpowiadał za australijską telewizję kablową. Dex, średni syn, kiedy nie gonił za spódniczkami, kierował produkcją filmową w Los Angeles. Najmłodszy z synów Guthriego z pierwszego małżeństwa, Wynn, w Nowym Jorku zawiadywał działem mediów drukowanych. Teagan, siostra Cole’a, robiła swoje w Waszyngtonie.
Na początku Cole jeżył się, że córeczka tatusia nie chce pomóc w prowadzeniu firmy. Hunter Enterprises przynosiło niezłe dochody i zarabiało także na operacje Teagan w dzieciństwie, a później na jej suknie od modnych projektantów. Co prawda, kiedy trzy najważniejsze pozycje w firmie zostały zajęte, dla Teagan pozostało podrzędne stanowisko, tak więc z troską obserwując problemy, z jakimi zmagali się bracia, Cole cieszył się, że niesforna Teagan wybrała inną drogę.
Oczywiście kochał braci i siostrę. Mieli cudowną matkę, utalentowaną piękność z Georgii. Ilekroć mówiła nowemu znajomemu, że Cole i Wynn urodzili się w Atlancie, promieniała z dumy. Młodzi Hunterowie przychodzili na świat co dwa lata i byli z sobą blisko. Niestety wspólne kierowanie ogromnym przedsięwzięciem stanowiło wielkie wyzwanie. Ostatnio z powodu braku powściągliwości Dexa i nadgorliwości Wynna reputacja Hunter Enterprises ucierpiała. Dla dobra wszystkich Cole był zdeterminowany, by objąć kierownictwo wszystkich oddziałów firmy.
Guthrie z kolei chciał, by jego dzieci dogadywały się i razem pracowały. Zdaniem Cole’a udawanie szczęśliwej rodziny, gdy ojciec ożenił się po raz drugi, i to z wyrachowaną kobietą, było prawie niemożliwe.
Cole podszedł do okna z widokiem na promy mijające się na błękitnych wodach portu w Sydney.
– Wolałbym porozmawiać o zorganizowaniu całodobowej ochrony z Brandonem Powellem.
– Wiem, że od lat przyjaźnisz się z Brandonem, a jego firma należy do najlepszych, ale mówiąc szczerze, chcę, żeby mój ochroniarz miał jasność, kto mu płaci.
– Sugerujesz, że Brandon zachowałby się nieprofesjonalnie?
– Mówię tylko, że chciałbyś od niego wyciągnąć każdy szczegół, także to, co dzieje się pod moim dachem, a to nie wchodzi w rachubę. Wiem, że nie akceptujesz Eloise… – Guthrie westchnął. – Dzięki niej jestem szczęśliwy.
– Tak samo jak z mamą?
– Tak jak ty będziesz kiedyś z kimś szczęśliwy, mam nadzieję.
Cole ruszył do drzwi. Pożądanie i miłość to dwie różne rzeczy. Mężczyzna w wieku ojca powinien zdawać sobie z tego sprawę. Cole wiedział o tym świetnie.
Jakby na dowód tego pierwszą rzeczą, jaka przyciągnęła wzrok Cole’a, gdy znalazł się znów przed gabinetem, była długonoga blondynka o pełnych ustach. Żaden mężczyzna nie przepuściłby okazji, by poczuć miękkość tego ciała. Ale to było tylko pożądanie.
Pewnego dnia miał nadzieję spotkać kobietę, którą z dumą nazwie matką swoich dzieci. Którą będzie szanował z wzajemnością. Jego macocha nie wie, co znaczy szacunek. Nie byłby zdziwiony, gdyby za próbami zamachu stała Eloise. Niezależnie od słów Guthriego, Cole nie będzie miał skrupułów, by dowiedzieć się, czy Brandon podziela jego opinię. Głos ojca odwrócił uwagę Cole’a od błękitnookiej kobiety. Stając u boku syna, Guthrie uniósł brwi.
– Widzę, że już poznałeś naszą nową producentkę, Taryn Quinn.
Producentkę? To znaczy, że ona stoi z drugiej strony kamery, a nie przed obiektywem? Cole spojrzał znów na kobietę. Skoro ojciec z nim tego nie omówił, na razie zadowoli się tą krótką prezentacją. Czeka go ważne spotkanie i masa dokumentów do przejrzenia.
– Miło mi panią poznać – mruknął i chciał odejść, ale ona już się podniosła, wyciągając dłoń. Cole całym sobą poczuł ciepło jej uśmiechu.
– Pan zapewne jest Cole – rzekła, gdy ujął jej rękę.
Niezależnie od kiepskiego nastroju Cole się uśmiechnął. Cóż, chwilę może jej poświęcić.
– Więc jest pani producentką?
– Programu, który zatwierdziłem w zeszłym tygodniu – wtrącił ojciec. – Nie miałem okazji o tym z tobą pomówić.
– Co to za program? – spytał Cole.
– Na temat wakacyjnych podróży – odparła Taryn.
Kątem oka Cole zobaczył, że Guthrie bawi się paskiem platynowego zegarka, jak zawsze, gdy czuł się niekomfortowo. No i słusznie. Ostatni podobny program pilotowany przez Hunter Enterprises zmarł szybką i zasłużoną śmiercią. Jeśli w kryzysowych czasach widzowie mieliby przełknąć kolejny program na temat wakacyjnych wypraw, każdy odcinek musiałby przynosić wyjątkowe atrakcje. A co z budżetem? Sponsorzy pomagają obniżyć koszty, ale taka współpraca wiąże się z ograniczeniami. Niezależnie od uroku Taryn, Cole odrzuciłby jej pomysł, gdyby to od niego zależało.
– Panie Hunter, dzwoni Rod Walker z Hallowed Productions – odezwała się recepcjonistka.
Guthrie podrapał się w brodę i zawrócił do gabinetu. Zatrzymał się tuż za masywnymi drzwiami.
– Taryn, niedługo wpadnę i pogadamy. Na razie, Cole, umieściłem panią Quinn obok Romana. Zrób mi przysługę.
Cole wsunął dłonie do kieszeni spodni. Domyślał się, co to za przysługa. Nie przyłoży do tego ręki.
– Mam spotkanie…
– Dopilnuj, żeby Taryn się rozgościła – rzekł Guthrie z przyjazną miną, ale chłodnym tonem.
Taryn skinęła Guthriemu głową, po czym odwróciła się do jego syna o urodzie hollywoodzkiego amanta.
– Pana ojciec jest uprzejmy – rzekła, gdy drzwi się zamknęły – ale jeśli jest pan zajęty, proszę się mną nie przejmować. – Usiadła, krzyżując nogi i sięgając po gazetę. Cole stał jak wmurowany, i to tak długo, że Taryn zaczęła się zastanawiać, czy przed odejściem spodziewa się może jej ukłonu. Podniosła wzrok znad artykułu.
– Nie mogę przełożyć spotkania – wyjaśnił Cole.
– Rozumiem.
– Ojciec niedługo będzie wolny. Rod też jest zajęty.
Skinęła głową i wróciła do lektury. Kiedy przekartkowała magazyn i doszła do stron z plotkami, kątem oka dojrzała, że Cole zerknął na zegarek.
– Mój gość w południe odlatuje do Melbourne – podjął.
– W takim razie powinien się pan pospieszyć.
Cole’a Huntera łatwo było rozgryźć. Był piekielnie ambitny, co akurat rozumiała. Niczego nie da się porównać ze zdobyciem pozycji na szczycie dającej poczucie finansowego i osobistego bezpieczeństwa.
Taryn dorastała z ciotką. Jedno z ulubionych powiedzonek Vi brzmiało: „Na każdym kroku, w każdy możliwy sposób inwestuj w siebie”. Oznaczało to dobre wykształcenie, dbanie o kondycję fizyczną, lojalność wobec przyjaciół i, gdy tylko to możliwe, unikanie kłopotów.
Cole emanował seksualną energią, która wywoływała w Taryn dziwny dreszcz, a ona z jakiegoś powodu przyciągnęła jego uwagę. To kazało jej zachować dystans. Nieważne, kim jest Cole, co o sobie myśli, z iloma kobietami się przespał. Oczywiście nie będzie nieuprzejma, ale to Guthrie Hunter ją zatrudnił.
Cole przeniósł ciężar ciała na drugą nogę i zmrużył oczy, jakby teraz widział ją w innym świetle.
– Prawdę mówiąc – rzekł w końcu – ten pokój obok Romana jest po drodze. – Gdy otworzyła usta, natychmiast dodał. – Nalegam. – Wyciągnął rękę.
Taryn, czując, że nie ma wyboru, chwyciła dłoń Cole’a i zgodnie z oczekiwaniem poczuła ten sam dreszcz co za pierwszym razem. Oczywiście tego nie okazała. Starała się patrzeć obojętnie i spokojnie oddychać. Pełne satysfakcji spojrzenie Cole’a mówiło jej, że zdawał sobie sprawę z tego, co czuła, gdyż doświadczył tego samego.
Kiedy szli głównym korytarzem, wyobrażała sobie ciocię Vi, która ostrzegawczo kręci głową. Taryn się z nią zgadzała. Cole Hunter to kłopoty.
Dzięki Bogu, że nie będą razem pracowali.