Upojny miesiąc w Rzymie - ebook
Upojny miesiąc w Rzymie - ebook
Sławny architekt Emilio Andreoni oskarżył swoją narzeczoną Gisele o zdradę i odwołał ślub. Nigdy nie dał jej prawa do obrony. Dwa lata później dowiaduje się, że jego podejrzenia były niesłuszne. Jedzie do Gisele, by przeprosić i odbudować związek. Ona nie chce o tym słyszeć, lecz Emilio zrobi wszystko, by naprawić swój błąd. Proponuje jej milion dolarów, by pojechała z nim na miesiąc do Rzymu. Liczy, że tam Gisele zmieni zdanie…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-291-1678-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Emilio siedział w rzymskiej kafejce w pobliżu swego biura, gdy w końcu zdołał pojąć, jak wygląda prawda. Czytając artykuł o bliźniaczkach, które w wyniku nielegalnej adopcji rozdzielono tuż po narodzinach, poczuł, że brak mu tchu. Zręcznie napisany tekst przedstawiał intrygującą, a zarazem gorzką historię bliźniaczek połączonych po latach przypadkowym zrządzeniem losu. Stało się to w jednym z domów handlowych w Sydney, gdzie sprzedawca wziął jedną z nich za drugą.
– Jedną za drugą… – powtórzył półgłosem.
Odsunął kawę i odchylony na oparcie krzesła zapatrzył się na tłum przechodniów. Turyści i robotnicy, młodzi i starzy, żonaci i samotni – wszyscy obojętnie go mijali, nie wiedząc o tym, że ziemia usuwa mu się spod stóp.
Czyli to nie Gisele była bohaterką tego wyuzdanego nagrania…
Oślepiony gniewem nie chciał nawet słuchać jej protestów. Błagała, szlochając, by uwierzył w jej niewinność, ale on był twardy jak głaz.
Jakże się mylił.
Zalana łzami, uderzała go w pierś swymi drobnymi pięściami, apelując do jego sumienia, on jednak tylko się odwrócił i odszedł bez słowa. Zerwał z nią wszelkie kontakty i przysiągł sobie, że nic tego nigdy nie zmieni.
Skandal, który wybuchł po ujawnieniu sekstaśmy, omal nie doprowadził jego firmy do ruiny. Z trudem przywrócił jej dawną opinię za cenę osiemnastogodzinnej, a czasem całodobowej pracy, bezsennych nocy, niekończących się podróży i rozregulowanego zegara biologicznego. Ale bez względu na stopień wyczerpania nie potrafił już spokojnie spać. Niczym automat finalizował projekt po projekcie i podpisywał kolejne umowy, aż w końcu, sterowany nieokiełznaną ambicją i żądzą sukcesu zdobył milionową fortunę.
I przez cały ten czas trwał w niezłomnym przekonaniu, że Gisele zdradzała go i oszukiwała.
Straszliwe poczucie winy ścisnęło go za gardło. Chełpił się zawsze słusznością swych osądów. Zmierzał, zdaniem niektórych bezwzględnie, do perfekcji we wszystkich dziedzinach życia. Omyłkę traktował jak klęskę.
A przecież się pomylił.
Spojrzał na swój telefon. Wciąż miał w „kontaktach” jej numer. Traktował go jako ostrzeżenie, by nikomu nie ufać i nigdy nie tracić czujności. Nie posądzał się o sentymenty, ale gdy na ekranie pojawiło się jej imię, poczuł, że palce mu drżą. Przez chwilę wpatrywał się w wyświetlacz, lecz w końcu stwierdził, że telefonując ni z tego, ni z owego, by wymamrotać „przepraszam”, nie wystawi sobie najlepszego świadectwa. Winien jej jest osobiste przeprosiny. Tyle przynajmniej mógł zrobić. Pragnął naprawić swój błąd i dalej spokojnie żyć.
Wcisnął klawisz szybkiego łączenia.
– Carla, odwołaj wszystkie moje spotkania w przyszłym tygodniu – polecił sekretarce – i zabukuj mi bilet do Sydney najszybciej, jak się da. Muszę załatwić coś ważnego.
W chwili gdy wszedł, Gisele pokazywała jakiejś młodej matce ręcznie haftowaną pelerynkę do chrztu. Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, gdy ujrzała w drzwiach jego wysoką, zgrabną sylwetkę, tak bardzo nieprzystającą do tego małego butiku z dziecięcymi ubrankami.
Czuła, że to nastąpi, od momentu, gdy dowiedziała się o istnieniu swojej siostry bliźniaczki. Wyobrażała sobie, jak zatriumfuje, gdy Emilio Andreoni pojawi się, by wyznać, jak bardzo się mylił. Wierzyła, że patrząc na niego, nie poczuje nic, absolutnie nic poza nienawiścią, na którą po stokroć zasługiwał za okrutną bezwzględność, z jaką ją potraktował, a także za to, że odmówił jej nawet prawa do obrony.
Tymczasem na jego widok podłoga zaczęła wirować jej przed oczami, a emocje, które dotąd hamowała z gorzką determinacją, nagle wymknęły się spod kontroli. Jak to możliwe, by jego widok mógł spowodować fizyczny ból? I że gardło ściska jej żelazna pięść, gdy objęło ją spojrzenie jego czarnych jak węgiel oczu?
Od czasu zerwania zaręczyn widziała go w prasie wiele razy, ale choć zawsze sprawiało jej to ból, był on niczym w porównaniu z przenikającym ją teraz cierpieniem.
Wciąż był taki sam ze swą opaloną, oliwkową skórą, prostym rzymskim nosem i przenikliwym spojrzeniem przepastnych oczu. Tylko jego silnie zarysowana szczęka wyglądała w tej chwili tak, jakby przez ostatnie dwie doby nie oglądała maszynki do golenia, a lekko falujące kruczoczarne włosy były nieco dłuższe niż wtedy, gdy widziała go po raz ostatni. Wiły się wokół kołnierzyka koszuli i trudno było nie odnieść wrażenia, że przeczesał je tylko palcami. Oczy przesłonięte długimi, gęstymi rzęsami, zaczerwienione i podbite, wskazywały, jak uznała, na nieprzespaną noc spędzoną zapewne z jedną z jego wielu przygodnych kochanek.
– Proszę mi wybaczyć – zwróciła się do klientki. – Muszę panią na chwilę zostawić.
Zbliżyła się do niego. Stał obok gabloty z ubrankami dla wcześniaków, dotykając dłonią maleńkiej kamizelki z wyhaftowaną na kołnierzyku różową różyczką o zielonych listkach. Patrząc na to, jak miniaturowa się wydaje na tle tej silnej dłoni, pomyślała, że bez trudu mógłby utrzymać w niej Lily.
– Czym mogę służyć? – spytała, patrząc na niego niepewnie.
Objął ją spojrzeniem swoich ciemnych oczu i długo nie spuszczał z niej wzroku.
– Myślę, że wiesz, dlaczego tu jestem, Gisele – odparł głębokim, aksamitnym głosem, za którym tak długo tęskniła. Miała wrażenie, że pieszczotliwie głaszcze jej skórę, że spływa niczym miód od podstawy czaszki w dół.
Z trudem panowała nad swymi odruchami. Nie mógł zauważyć, że wciąż na nią działa, nawet jeśli była to tylko reakcja fizyczna. Musiała udowodnić, że nie zdołał zrujnować jej życia, że dała sobie radę, że jest samodzielna i odnosi sukcesy. I że teraz on już nic dla niej nie znaczy. Wciągnęła powietrze i uniosła podbródek, usiłując nadać głosowi chłodny, rzeczowy ton.
– Oczywiście – odparła z zawodowym półuśmiechem. – Jak mogłabym nie wiedzieć. Mamy przecież pięćdziesięcioprocentową przecenę na wszystkie śpioszki. Dysponujemy błękitnymi, różowymi i żółtymi. Niestety, zabrakło nam już białych.
Jego spojrzenie nie drgnęło nawet na moment. Działało jak dawniej z obezwładniającą siłą.
– Czy moglibyśmy porozmawiać gdzieś prywatnie? – spytał.
Wyprostowała ramiona.
– Jak widzisz, mam teraz klientkę – odparła, wskazując ręką młodą kobietę, która przeglądała wieszaki.
– To może będziesz wolna w porze lunchu? – spytał, przyglądając jej się z uwagą.
Gisele zastanawiała się, czy nie zauważył, że jej kremowa cera straciła dawny blask, a cienie pod oczyma są zbyt ciemne, by mogła je ukryć nawet pod najgrubszą warstwą make-upu. Zawsze najwyżej cenił sobie doskonałość. Nie tylko w pracy, ale w każdej dziedzinie. Ona zaś, niestety, ją utraciła, choć odzyskała w końcu dobre imię i oczyściła reputację.
– Jestem sprzedawcą i właścicielką tego sklepu – odpowiedziała hardo. – I nie miewam przerw na lunch.
Krytycznym spojrzeniem objął maleńki butik z ubrankami dla dzieci. Kupiła go kilka tygodni po tym, jak brutalnie usunął ją ze swojego życia zaledwie kilka dni przed ich ślubem. Bez reszty zaangażowała się wtedy w przekształcenie podupadłego sklepiku w ekskluzywny butik, a wytężona praca pomogła jej przetrwać okres załamania, jaki przeżywała przed dwoma laty.
Po utracie Lily starzy przyjaciele, a także jej matka, sugerowali, by sprzedała ten sklep. Ona jednak miała wrażenie, że spędzając w nim całe dni, zatrzymuje na nieco dłużej swoją małą, kruchą córeczkę. Pośród ręcznie haftowanych kocyków, kapturków i buciczków, które wykonywała dla innych dzieci, czuła się bliżej niej. Nie umiała z tego zrezygnować pomimo bólu, jaki sprawiał jej widok nowiutkich wózków, które świeżo upieczone matki wprowadzały tu codziennie. Żadna z nich nie wiedziała, jak trudno było jej się powstrzymać od dotknięcia bezcennych małych zawiniątek leżących wewnątrz. Nikt też nie wiedział, jak podczas długich bezsennych nocy tuliła do siebie kocyk, który wyhaftowała w króliczki, by owinąć nim maleńkie ciałko Lily w ciągu kilku krótkich godzin jej życia.
Znów poczuła na sobie wzrok Emilia.
– No to kolacja – powiedział. – Nie pracujesz po szóstej, prawda?
Z irytacją patrzyła, jak młoda matka wychodzi ze sklepu, niewątpliwie speszona jego dominującą obecnością.
– Czy jesteś z kimś związana? – Spojrzał na nią badawczo.
Z trudem zachowywała spokój. Czy naprawdę sądził, że po tym, co przeżyła z jego winy, byłaby zdolna rzucić się z miejsca w czyjeś ramiona? Do diabła, nawet teraz czuła, że jej zdradzieckie ciało reaguje na jego niepokojącą obecność tak samo jak dawniej. Jej zmysły gwałtownie się ocknęły, a nogi lekko drżały, gdy przypomniała sobie, jak uczył ją wszystkiego, co wiedziała o wzajemnej fizycznej bliskości dwojga kochanków, jak on i tylko on pokazał jej, że jej ciało potrafi zarówno czerpać, jak i dawać rozkosz.
– To chyba nie twoja sprawa – odparła, unosząc głowę.
Jego wargi nieznacznie drgnęły.
– Wiem, że to dla ciebie trudne, Gisele – powiedział. – Podobnie jak i dla mnie.
– Jasne. Przecież nigdy nie pomyślałeś, że mógłbyś popełnić błąd – ucięła ostro. – Chociaż wydaje mi się, że próbowałam ci to uświadomić.
Jego twarz, zamknięta i odległa, nie wyrażała żadnych emocji.
– Nie jestem dumny ze swego postępowania – powiedział. – Ale na moim miejscu zrobiłabyś to samo.
– Mylisz się, Emilio – zaprotestowała. – Zrobiłabym wszystko, żeby wyjaśnić, skąd wzięło się to nagranie.
– Na miłość boską, Gisele – wyrzucił gwałtownie. – Sądzisz, że nie szukałem wyjaśnień? Powiedziałaś mi, że jesteś jedynaczką. Przecież nigdy nie słyszałaś o swojej siostrze bliźniaczce. Jak mogłem wpaść na równie nieprawdopodobny pomysł? Oglądając tę taśmę, widziałem na niej ciebie. Twoje srebrzyste blond włosy, szarobłękitne oczy i nawet twoje ruchy. Czy miałem jakiś wybór? Jak mogłem nie uwierzyć własnym oczom?
– Owszem, miałeś wybór. – Rzuciła mu nieprzejednane spojrzenie. – Mogłeś mi uwierzyć pomimo tego dowodu, a nie przyjmować go bez zastrzeżeń. Ale nie kochałeś mnie dość mocno. Wcale mnie nie kochałeś. Miałam odegrać rolę idealnej żony uwieszonej na twoim ramieniu. To przeklęte nagranie splamiło mój obraz, więc nie nadawałam się już do użytku. Gdyby prawda wyszła na jaw po dwu minutach lub dwu godzinach, a nie po dwu latach, nie miałoby to zapewne takiego znaczenia. Ale twoja firma zawsze stała na pierwszym miejscu, bo tylko ona się dla ciebie liczyła.
– Odwołałem wszystkie zawodowe sprawy, by tu przyjechać i cię zobaczyć – odparł, marszcząc brwi.
– No to mnie zobaczyłeś. Możesz teraz wsiąść do swojego prywatnego odrzutowca i wracać do domu. – Rzuciła mu wyniosłe spojrzenie i obróciła się na pięcie, by odejść.
– Do diabła, Gisele – mruknął, łapiąc ją za rękę i przytrzymując w miejscu.
Czując na nagim ramieniu stalowy uścisk jego palców, obróciła się, by spojrzeć mu w twarz. Jego dotyk palił jak płomień. Parzył skórę jak rozżarzona pieczęć. Gdy utkwił w niej spojrzenie swych przepastnych oczu, czuła, że obręcz ściska jej gardło. Za żadną cenę nie chciała się zatracić w ich ciemnej głębi. Nigdy więcej. Wystarczy, że zrobiła to raz. Nie można popełnić w życiu większego błędu, niż zakochać się w człowieku niezdolnym do miłości i zaufania.
Nie chciała, by aż tak się do niej zbliżył. Czuła bijące od niego ciepło, a jej nozdrza bezwiednie chłonęły zapach płynu po goleniu – ostrą, odurzającą mieszankę piżma i lemonki. Dostrzegła lekki zarost na jego nieogolonej twarzy i nagle zapragnęła poczuć pod palcami dotyk szorstkiej, męskiej skóry. Widziała surową linię jego pięknie wykrojonych ust – tych samych, które od pierwszego pocałunku zawładnęły wszystkimi jej zmysłami. Wystarczyło, by zamknęła oczy, a znów czuła je na swych wargach.
Ocknęła się nagle, przypominając sobie, że to właśnie z tych ust padły słowa, które śmiertelnie ją zraniły. Dotąd brzmiały w jej uszach i nie mogła zapomnieć ani wybaczyć oskarżeń, które niemal złamały jej życie. Brutalnie obrzucono ją stekiem fałszywych oskarżeń i pozbawiono nadziei na szczęśliwą przyszłość. Samotna, porzucona i przytłoczona ciężarem cierpienia, z najwyższym wysiłkiem brnęła przez każdy kolejny dzień.
Gdy dwa miesiące po powrocie do Sydney okazało się, że jest w ciąży, w mroku, który ją osaczał, rozbłysła nowa nadzieja. Na krótko. Jej radość zgasła kilka tygodni później wraz z wynikiem drugiego USG. Jeszcze teraz zastanawiała się nad tym, czy nie była to kara. Czy los nie zemścił się za to, że zataiła przed nim fakt, że oczekuje dziecka. Ale przecież zerwał ich zaręczyny i nie życzył sobie żadnych kontaktów, ona zaś była zbyt załamana i zraniona, by starać się je nawiązać.
A także zbyt przepełniona gniewem.
Chciała, by poniósł karę za to, że jej nie ufał, a nienawiść dodawała jej sił.
– Dlaczego utrudniasz wszystko jeszcze bardziej? – odezwał się Emilio.
Z wysiłkiem opanowała gniew.
– Myślisz, że tu wpadniesz, wybąkasz coś w rodzaju przeprosin, a ja ci wszystko wybaczę? – syknęła. – Otóż wiedz, że nigdy ci nie wybaczę. Słyszysz? Nigdy!
Oczy mu pociemniały.
– Nie oczekuję wybaczenia – powiedział. – Ale chciałbym, żebyś spróbowała się zachować jak osoba dorosła i przynajmniej mnie wysłuchała.
– Będę się zachowywać jak dorosła, jeśli przestaniesz mnie trzymać za rękę jak niesforne dziecko. – Spojrzała na niego z wściekłością. – Puść.
Ucisk jego palców osłabł, wciąż jednak nie zdejmował dłoni z jej ramienia. Z trzepotaniem serca poczuła, że przesunął opuszkiem kciuka w miejsce, gdzie uderza jej puls. Czy rozpozna jego nierówny rytm? – myślała w panice, podczas gdy krew w jej żyłach zaczęła krążyć w zawrotnym tempie.
– Spotkajmy się wieczorem na kolacji – zaproponował.
– Powiedziałam już, że jestem zajęta – odparła, spuszczając wzrok.
Emilio ujął ją pod brodę, przenikając uważnym spojrzeniem.
– A ja wiem, że to kłamstwo – stwierdził ze spokojem.
– Szkoda, że nie byłeś tak dobrym detektywem dwa lata temu – wypaliła, uwalniając się w końcu z jego uścisku. Wymownie spojrzała na zegarek.
– Przyjadę po ciebie o siódmej – oświadczył. – Gdzie mieszkasz?
Ogarnęło ją przerażenie. Nie chciała, żeby wchodził do jej mieszkania. To był jej azyl, jedyne miejsce, gdzie czuła się na tyle bezpieczna, by nie ukrywać swego cierpienia. No i jak miałaby mu wytłumaczyć wszystkie zdjęcia Lily? Nie zamierzała z nim dzielić krótkiej historii życia ich dziecka. Nie była na to gotowa. Nigdy nie będzie na to gotowa.
– Zdaje się, że nie rozumiesz, co mówię, Emilio. – Spojrzała na niego wojowniczo. – Nie chcę cię w ogóle widzieć. Ani dziś, ani jutro wieczór. Nigdy. Przeprosiłeś i na tym koniec. A teraz, proszę, wyjdź, nim zawołam ochronę.
Na jego twarzy pojawił się wyraz lekkiego rozbawienia.
– Jaką ochronę? – spytał. – Przecież każdy może tu wejść i opróżnić kasę, gdy tylko się odwrócisz, a ty nie zdołasz zrobić nic, by temu zapobiec. Nie masz tu nawet zwykłych kamer przemysłowych.
Zacisnęła usta. Była wściekła, że wytknął jej tak oczywisty brak. Zaledwie kilka dni wcześniej zwróciło to uwagę jej matki… przybranej matki, poprawiła się w myślach. Ostrzegła ją, by nie ufała zbytnio klientom. Ale nieufność nie leżała w jej charakterze. Przez to tak gorzko doświadczył ją los. Za swą naiwność i ufność wobec Emilia zapłaciła wysoką cenę.
Przez długą chwilę uważnie się jej przyglądał.
– Czy ostatnio chorowałaś? – zapytał, przerywając milczenie.
Zastygła, czując badawcze spojrzenie jego oczu, których nie odrywał od jej twarzy.
– Mhm… dlaczego pytasz?
– Jesteś blada i dużo szczuplejsza niż wtedy, gdy byliśmy razem.
– Nie odpowiadam już twoim standardom? – Twardo odparła jego spojrzenie. – Całe szczęście, że odwołałeś nasz ślub. Małżeństwo ze straszydłem nie służyłoby twojej karierze.
Zmarszczył brwi.
– Źle mnie zrozumiałaś – zaprzeczył. – Mówiłem, że jesteś blada, a nie, że zbrzydłaś. Wciąż jesteś jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie widziałem.
Była zdumiona, jak łatwo przychodzi jej teraz sarkazm. Dawniej oblałaby się rumieńcem, wniebowzięta tym komplementem. Teraz jednak gotowała się ze złości na samą myśl, że próbuje nią manipulować, by uzyskać przebaczenie. Tracił tylko czas. Dawno wykreśliła ze swego słownika słowo „przebaczam”.
Podeszła do lady, jakby chciała się zabarykadować.
– Zachowaj swoje tanie komplementy dla kogoś, kto uwierzy w nie na tyle, by dać ci się zaciągnąć do łóżka – warknęła. – Na mnie to już nie działa.
– Myślisz, że dlatego tu jestem? – spytał spokojnie.
Atmosferę przepełniał erotyzm, który ją obezwładniał. Złapała dłońmi brzeg kontuaru, szukając oparcia, a jej serce gwałtownie przyspieszyło, gdy jego wzrok spoczął na jej ustach. Palił ją niczym żagiew, parzył swą intensywnością, ale odpowiedź nasunęła jej się niezwłocznie.
– Myślę, że jesteś tu po to, by uspokoić własne sumienie – odrzekła. – Nie przyjechałeś tu dla mnie. Przyjechałeś dla siebie.
Upłynęła długa chwila, nim się odezwał.
– Przyjechałem tu dla nas obojga – powiedział. – Oczywiście chciałbym się uwolnić od poczucia winy. Ale żadne z nas nie zdoła prowadzić normalnego życia, dopóki ta rana będzie się jątrzyć.
Gisele uniosła głowę z wyniosłą miną.
– Ja prowadzę normalne życie – oświadczyła.
Przez nieskończenie długie sekundy mierzył się z nią wzrokiem, lecz gdy w końcu przemówił, jego głos zabrzmiał miękko.
– Czyżby, _cara_? Naprawdę tak uważasz?
Raz, drugi i trzeci zamrugała, usiłując powstrzymać piekące łzy, ale w końcu uzyskała pewność, że nie wymkną jej się spod powiek.
– Oczywiście – potwierdziła chłodno. – Choć pewnie wolałbyś usłyszeć, że od chwili, gdy ze mną zerwałeś, wprost usychałam z tęsknoty.
Jego usta przybrały wyraz rezygnacji.
– Tym trudniej byłoby mi udźwignąć ciężar winy.
Stał przed nią nieruchomo – wysoki, dominujący, opanowany. Czy rzeczywiście czuł się winny, czy po prostu drażnił go fakt, że tym razem się pomylił. Nie znała nikogo równie dumnego i upartego jak on.
– Możesz spokojnie spać, Emilio – zapewniła. – Wykreśliłam cię z pamięci, gdy tylko wysiadłam z samolotu. Od wielu miesięcy nawet o tobie nie pomyślałam.
Zatrzymał na niej wzrok o moment dłużej, niżby sobie tego życzyła.
– Zostanę tutaj do końca tygodnia – powiedział, wręczając jej wizytówkę. – Jeśli zmienisz zdanie co do naszego spotkania, zadzwoń.
Gdy brała wizytówkę z wytłoczonymi srebrem literami, jej ręka lekko zadrżała pod dotykiem jego dłoni. Tak mocno zacisnęła palce na kartoniku, że jego brzegi wbiły jej się w skórę.
– Na pewno nie zmienię zdania – oświadczyła z żelazną determinacją, dobitnie wymawiając każde słowo.
Dopiero gdy wyszedł, wypuściła powietrze z płuc długim, nierównym strumieniem. Spojrzała na zgniecioną w dłoni wizytówkę. Ostry brzeg wbił się w jej skórę aż do krwi. Było to dotkliwe przypomnienie, że jeśli pozwoli, by Emilio Andreoni znów się do niej zbliżył, jedyną osobą, która na tym ucierpi, będzie właśnie ona.