Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Urocza dla Ciebie - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
6 kwietnia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Urocza dla Ciebie - ebook

Britt i Zander są najlepszymi przyjaciółmi, odkąd poznali się trzynaście lat temu. Britt nie ma pojęcia, że przez ten cały czas Zander był w niej szaleńczo zakochany.

Niezależna i żądna przygód Britt Bradford ma talent do tworzenia czekoladek, które sprzedaje w Słodkiej Sztuce, swoim sklepie.

Zander Ford jest uznanym pisarzem, a ostatnie półtora roku spędził w podróży po świecie. Osiągnął bardzo wiele, lecz nadal brakuje mu tego, co ma dla niego szczególne znaczenie – serca Britt.

Kiedy wuj Zandera umiera w tajemniczych okolicznościach, ten wraca do Waszyngtonu zbadać sprawę. Britt jest gotowa, by mu pomóc. Wspólne śledztwo jeszcze bardziej zbliża ich do siebie, jednak wiedzą, że romans może zagrozić tej wyjątkowej przyjaźni.

Czy zgłębiając zagmatwaną przeszłość wujka, odkryją również, co tak naprawdę ich łączy?

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66297-47-0
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział pierwszy

Minęło pięćset jedenaście dni, odkąd widział ją po raz ostatni. Pięćset jedenaście pustych i monotonnych, a czasami okrutnie samotnych dni, w których nie było Britt Bradford. Pięćset jedenaście dni będących pasmem udręki dobiegającej wreszcie końca, ponieważ Zander Kingston Ford wrócił do domu.

W kwietniowy poranek przemierzał drogę wzdłuż rozłożystych drzew wiśniowych, których pokryte jasnoróżowymi kwiatami gałęzie rozpościerały się nad wejściem do Osady Historycznej Merryweather. Wsunął dłonie w kieszenie bluzy, po czym rozejrzał się, chłonąc każdy szczegół wioski niczym właściciel ziemski doglądający swojej posiadłości.

Bardzo dobrze znał tę osadę, to miasto i ten zakątek stanu Waszyngton. To miejsce, bardziej niż jakiekolwiek inne na ziemi, stało się jego domem. Krajobraz wokół budynków był bujniejszy niż przed jego wyjazdem, a ścieżki pokryte świeżo posypanym żwirem. Wszystko inne pozostało dokładnie takie, jak je zapamiętał Zander. Głęboka zieleń trawników otaczających trzynaście historycznych budowli, a pomiędzy nimi szarawe pnie osik. Bladoszare chmury znad Pacyfiku. Drewniany szyld wiszący przed sklepem z czekoladą Britt, na którym widniał zapisany czarnymi literami napis „Słodka Sztuka”. Wszystkie sklepy sąsiadujące z budynkami osady były jeszcze zamknięte, ale Zander wiedział, że Britt zaczynała swoją pracę na zapleczu kuchennym już o szóstej rano. W ciągu całego swojego życia mężczyzna zdobył wiedzę w wielu zakresach: technologii, pisania, sportów ekstremalnych, podróży, historii. Ale prawdziwym ekspertem był tylko w jednym temacie – Britt. Dzisiejszego poranka, zaraz po przebudzeniu, w jego ciele toczyła się bitwa pomiędzy oczekiwaniem a lękiem. Oczekiwanie, ponieważ desperacko pragnął ją znów zobaczyć. Lęk, ponieważ półtora roku temu opuścił Merryweather z kilku powodów, z których najistotniejszym była ona.

Znajdował się w połowie wioski w drodze do Słodkiej Sztuki, kiedy drzwi sklepu otworzyły się i wyszły z niego dwie kobiety. Jedną z nich była Britt. Rozpoznałby tę naturalną pewność siebie w jej postawie, nawet gdyby był dwa razy dalej. Kobieta nie była ani wysoka, ani niska, ale jednocześnie szczupła i silna. Idealnie proporcjonalna. Zander zwolnił kroku, wstrzymując oddech.

Kobiety zatrzymały się na ganku Słodkiej Sztuki i rozmawiały. Britt miała na sobie biały fartuch i legginsy. Ciemnobrązowe włosy związała w kok na czubku głowy, tak jak prawie zawsze, kiedy robiła czekoladę.

Gdy kobiety się pożegnały, Britt odwróciła się w jego kierunku, plecami do sklepu. Omiotła spojrzeniem otoczenie i osłaniając dłonią oczy, zatrzymała wzrok na Zanderze. Przez moment poczuł, że serce mu zamarło, ale po chwili zaczęło bić szybkim i mocnym rytmem.

Krzycząc z radości, zbiegła po schodach Słodkiej Sztuki i pomknęła w jego kierunku. Wioska wydawała się pogrążona we śnie, ale nawet gdyby na ulicach było mnóstwo ludzi, zareagowałaby w taki sam sposób. Nic nie byłoby w stanie jej powstrzymać.

Z jego szerokiego uśmiechu biła radość – głęboka, szczera radość. Rozpostarł ramiona i chwycił ją w objęcia, dwukrotnie obracając w powietrzu. Później ostrożnie postawił ją na nogi, czule podtrzymując. Przytuliła go mocno i przez kilka długich chwil przyciskała twarz do jego piersi. Trzymał w objęciach i przytulał swoją Britt. Jej jedwabiste włosy muskały jego brodę, a rześkie perfumy – te, których zaczęła używać we Francji po ukończeniu szkoły kulinarnej – wypełniły jego zmysły zapachem kwiatów, jeżyn, pomarańczy i słońca. Zachłannie chłonął każde doznanie, próbując zatrzymać je w pamięci. Spojrzała na niego i się uśmiechnęła. I tak po prostu, stojąc pośrodku Osady Historycznej Merryweather i wpatrując się w jej twarz, kiedy nie dzieliły ich żadne kontynenty, poczuł, że największa część jego duszy – część, której przez półtora roku brakowało – wróciła na swoje miejsce.

Kochał ją.

Przyjemność, której doznał w sercu, została natychmiast stłamszona przez ból. Miłość do Britt była jego największym zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem, ponieważ ona go nie kochała. Nieodwzajemnione uczucie nie było Zanderowi obce, dlatego wydawałoby się, że nie powinno sprawiać mu większej udręki, ale tu chodziło o Britt. Byli przyjaciółmi. Zawsze uważała go jedynie za swojego bardzo dobrego przyjaciela.

Położyła dłonie na jego ramionach.

– Wróciłeś.

– Obiecałem ci, że wrócę.

Przypominała wojowniczą księżniczkę. Jej brwi wyrażały determinację, brązowe oczy w kształcie migdałów ukazywały zaciętą kreatywność, a podbródek eksponował niezależność. Miała pełne usta i prosty, smukły nos.

– Jesteś wyższy – powiedziała Britt.

– Nie. Nadal mam metr osiemdziesiąt.

– W takim razie ja zmalałam.

– Nic się nie zmieniłaś.

Wydawała się zadowolona jego odpowiedzią.

– Wyglądasz na zmęczonego.

– Bo jestem. Za to ty wyglądasz na wypoczętą.

– Bo jestem. Masz dłuższe włosy niż zwykle.

– Wiem. Wkurza mnie to.

Britt przechyliła głowę, uważnie mu się przyglądając.

– Już zapomniałam, że masz tak piękne błękitne oczy.

– A ja zapomniałem, że masz kilka małych piegów na kościach policzkowych.

– Zapomniałeś o moich piegach?

– Przyznaję, że tak.

– Jestem oburzona – powiedziała. – Schudłeś?

– Może parę kilo.

– A ja przytyłam?

– Absolutnie nie.

– Powiedziałbyś tak samo, nawet gdybym przybrała na wadze.

– Tak – przyznał. – Ponieważ nie jestem głupi.

Zacisnęła jasnoróżowe usta.

– Długo cię nie było, Zander.

– Wiem.

– I byłeś tak bardzo daleko stąd.

Skinął głową.

– Tęskniłam za tobą.

– Ja też za tobą tęskniłem. – Słowa nie oddawały potęgi uczuć. Zupełnie jakby nazwano Mount Rainier wzgórzem. Dopóki nie opuścił jej na tak długo, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo był bez niej nieszczęśliwy.

Cofnęła się i oparła ręce na biodrach.

– Zupełnie... nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.

– Ja też. – Rzeczywiście, po tak długim czasie bycie znowu tutaj, z nią, było surrealistyczne. Ostatnie osiemnaście miesięcy zmieniły go, ale samolubnie miał nadzieję, że tak długi czas nie zmienił nic w Britt. Podczas jego nieobecności wykonywała te same małomiasteczkowe czynności, którymi zajmowała się od lat. Dlatego był przekonany, że nie przegapił w jej życiu niczego, przez co żałowałby, że nie było go przy niej.

– Jestem zaskoczona, że jesteś tak wcześnie na nogach. Czy nie powinieneś spać do południa? – zapytała.

– Powinienem. – Po tym, jak dotarł o północy do Zajazdu Bradfordwood, należącego do matki Britt, pozwolił sobie jedynie na czterogodzinny sen.

– Co się stało? Nie mogłeś zasnąć?

– Nie. – „Ponieważ nie mogłem się doczekać, żeby cię zobaczyć”. – Z powodu zmiany stref czasowych.

– Jak długo trwała podróż z Tokio?

– Z Tokio poleciałem do Honolulu, stamtąd do Vancouver. Cała podróż samolotami zajęła mi dwadzieścia osiem godzin. Potem wynająłem samochód i wreszcie dotarłem na miejsce.

– Straszne. – Britt wzięła Zandera pod ramię i ruszyli w stronę Słodkiej Sztuki. – Cieszę się, że wróciłeś do domu, ale przykro mi, że z tak smutnego powodu.

– Mnie też.

Trzy dni temu ciotka Carolyn zadzwoniła do niego do Japonii, aby poinformować go o nagłej śmierci męża. Wiadomość ta sprawiła, że poczuł się jak uderzony obuchem w głowę. Od ponad dziesięciu lat wujek Frank był dla niego jak ojciec. Nawet wtedy, gdy Zander szukał dostępnego lotu do Waszyngtonu, w jego głowie wybrzmiewała tylko jedna myśl: „To nie może być prawdą. Frank na pewno nie umarł”. Jego podświadomość toczyła bój z rzeczywistością. A jaka była rzeczywistość? Wujek Frank był pracowitym, rzetelnym człowiekiem z ogromnym poczuciem humoru, oddanym mężem i ojcem dla córek bliźniaczek i dwóch bratanków. W zeszłą sobotę znaleziono go martwego na miejscu kierowcy w jego ciężarówce. Powodem nagłej śmierci najwyraźniej był zawał.

– Jak sobie radzi Carolyn? – zapytała Britt.

– Tak, jak się można spodziewać.

– A ty?

– W porządku.

– Naprawdę?

– Tak – powiedział. – A co u ciebie?

– W porządku.

– Nie wpakowałaś się ostatnio w żadne kłopoty?

– Ostatnio nie.

– Byłaś grzeczna? – W jego pytaniu pojawiła się nutka niedowierzania.

– Nie powiedziałam, że byłam grzeczna. – Rzuciła mu ostre spojrzenie. – Po prostu powiedziałam, że ostatnio nie wpakowałam się w kłopoty.

– Spotykasz się z kimś?

„Boże, proszę, powiedz, że nie”.

– Teraz nie.

Podczas jego podróży mieli regularny kontakt poprzez SMS-y i wideorozmowy, ale celowo unikał pytania o jej chłopaków, ponieważ nie chciał wiedzieć.

– Spotykałam się z jednym facetem, Anthonym, ale zerwaliśmy trzy miesiące temu.

– Byłaś sama przez całe trzy miesiące? – Średnia przerwa między chłopakami Britt to dwie i pół sekundy.

– Wiem! Jestem z siebie dumna.

– Czemu twój związek z Anthonym się rozpadł?

– Ciągle mi przerywał. Nigdy nie mogłam dokończyć zdania.

Zander otworzył na oścież tylne drzwi Słodkiej Sztuki i przytrzymał je, wpuszczając Britt pierwszą do środka, po czym wszedł za nią do kuchni, która zajmowała tyły sklepu. W powietrzu unosiły się intensywne zapachy czekolady i kawy. Ściany, pokryte białymi kafelkami, gustownie współgrały z ladami ze stali nierdzewnej. Na półkach znajdowały się składniki do wyrobu czekolady oraz turkusowe, szare i białe miski.

Britt wskazała mu taboret obok kuchennej wyspy.

– Usiądź tam.

– Mogę pomóc...

– Jesteś zmęczony podróżą i niewyspany. Usiądź.

Zander posłusznie zajął wskazane miejsce, a Britt krzątała się po kuchni, przygotowując sobie stanowisko do pracy i opowiadając nowinki o swojej rodzinie. Jej starsza siostra, Nora, była zajęta planowaniem ślubu, który miał się odbyć za sześć tygodni. Natomiast najstarsza siostra, Willow, wyszła za mąż zeszłego lata i mieszkała z mężem w pobliskim Shore Pine. Rodzice dziewczyn zakończyli dwuletni pobyt w Afryce jako misjonarze.

Gdy Britt uprzątnęła kuchnię, umyła ręce, po czym chwyciła z półki mały talerz.

– Poczekaj sekundę. – Zniknęła za wahadłowymi drzwiami do swojego sklepu i wróciła z czterema czekoladkami na talerzu. Przez chwilę stała przy blacie kuchennym, przyglądając się wielkanocnym jajkom z białej czekolady, bez wątpienia zastanawiając się, czy dodać je do swojego zestawu. Nawet gdy było cicho i spokojnie, Britt promieniowała energią. Zander wyczuwał każdą cząstkę żywiołowości, którą emanowała wokół.

Dołożyła wielkanocne jajko na talerz i postawiła go przed przyjacielem, a ten z zaciekawieniem przyjrzał się czekoladkom.

– Co my tu mamy?

– Ty mi powiedz.

Pokręcił ramionami jak bokser przygotowujący się do walki. Britt roześmiała się.

– Miło jest nakarmić kogoś, kto ma wysublimowany smak pod kątem czekolady. Wreszcie!

– Nie znalazł się nikt z wyrafinowanym podniebieniem?

– Nie. Wszyscy są nowicjuszami. Jesteś jedyną osobą, która w pełni skorzystała na moim wyjątkowym szkoleniu.

Wziął jedną ręcznie robioną ciemną czekoladkę. Wiele wyciągnął z jej szkolenia, ale to nie wszystko – przeczytał także sporo książek na temat czekolady.

– Wiedziałam, że najpierw wybierzesz tę – powiedziała z zadowoleniem.

Ciemna czekolada z orzechami od bardzo dawna była jego ulubioną kombinacją. Pozwolił, by pralina rozpuściła się w ustach, a potem powoli ją przeżuwał. Był pewien, że zapamiętał smak czekolady jej produkcji, ale kiedy teraz ponownie ją skosztował, zdał sobie sprawę, jak bardzo się mylił. Jego pamięć daleka była od symfonii smaków, która otuliła go oszałamiającymi doznaniami.

Britt skrzyżowała ręce i oparła się biodrem o blat wyspy, czekając, aż zgadnie. Wiedział, że do ciemnych czekoladek używała siedemdziesięciodwuprocentowej gorzkiej czekolady albo sześćdziesięcioczteroprocentowej, albo pięćdziesięciopięcioprocentowej półsłodkiej. Do lżejszych, słodszych wyrobów wykorzystywała trzydziestoośmioprocentową czekoladę mleczną lub dwudziestodziewięcioprocentową białą.

– Sześćdziesięcioczteroprocentowa gorzka czekolada – powiedział – z orzechami makadamia i likierem grand marnier.

– To rum, a nie grand marnier.

– Nie jesteś ze mnie dumna?

Britt pokręciła głową.

– Byłabym dumna, gdybyś zatrzymał się na orzechach makadamia. Próbowałeś zabłysnąć, ale nie udało ci się. – Jej oczy błyszczały rozbawieniem.

– Stać mnie na więcej.

– Udowodnij. – Podała mu serwetkę i szklankę wody z lodem, którą popijał, tak jak nauczyła go robić przy zmianie smaku czekoladek, po czym zjadł truflę.

– Siedemdziesięciodwuprocentowa gorzka czekolada zanurzona w białej i zmieszana z korzenno-dyniową przyprawą.

– Tak!

Uniósł brwi w geście triumfu.

– Zadowolona?

– Zadowolona – rzekła. – Nawet mimo tego, że znowu chciałeś zabłysnąć, odgadując przyprawę korzenno-dyniową.

– Tak, ale tym razem byłem pewien. Choć dawno mnie tu nie było, wciąż jestem ekspertem od czekolady.

– Możesz być ekspertem...

– Nie każdy może zostać mistrzem czekolady.

– ...jeśli uda ci się odgadnąć skład pozostałych trzech czekoladek.

– Doskonale radzę sobie z ludźmi wywierającymi na mnie presję.

– A ja doskonale sobie radzę w nauce pokory tych, których kubki smakowe pogorszyły się podczas międzynarodowych podróży.

– Masz natychmiast wypluć te słowa. – W każdym kraju, który odwiedził, szukał czekolady. Próbował ją, przesyłał Britt zdjęcia i wysyłał najlepsze praliny do Waszyngtonu, żeby mogła ich skosztować. Jeśli nie zasługiwał na miano znawcy czekolady, to nie dlatego, że był kiepskim ekspertem, ale dlatego, że był zbyt rozkojarzony, patrząc na Britt – kobietę, która miała na sobie fioletowe buty do tenisa, która pomalowała krótkie paznokcie na szaro i której imię było wyszyte kursywą na fartuchu...

Zjadł czekoladkę w kształcie kopuły.

Przez lata modlił się, aby Britt zakochała się w nim lub żeby on zdołał się odkochać. Bóg nie odpowiedział na żadną modlitwę. Więc kiedy Zander wyruszył w podróż, miał nadzieję, że upływ czasu odmieni jego serce. Jednak miłość okazała się potężniejsza niż siła woli.

Niż odległość.

Niż czas.

Chciał być dla Britt kimś znacznie ważniejszym niż przyjaciel. Ale gdyby jej to powiedział, ta z pewnością zaczęłaby się nad nim litować i być może wkroczyliby w nieszczęśliwy związek. Wyznanie uczuć mogłoby zniszczyć ich wyjątkową przyjaźń, po czym musieliby udawać, że nic się nie stało. Nie chciał robić ani mówić niczego, co mogłoby narazić ich relację na szwank. Bo chociaż ich zażyłość czasami była dla niego torturą, była również najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła mu się w życiu.

Britt nie mogła wyjść z podziwu i zachwytu. Zander był w jej kuchni. Zander!

Jej Zander.

Jego obecność była dla niej zarówno obca, jak i znajoma. Bardzo znajoma. Bardzo obca.

– Trzydziestoośmioprocentowa mleczna czekolada z orzechami laskowymi i cynamonem – powiedział.

– Znowu poprawnie.

Poznała go zaledwie kilka dni po tym, jak oboje rozpoczęli pierwszy rok nauki w liceum w Merryweather. Wtedy Zander był tak chudy, oporny i nieufny jak zranione zwierzę. Jego dzieciństwo w niebezpiecznej dzielnicy Saint Louis nie należało do beztroskich, a kiedy miał dwanaście lat, jego ojciec trafił do więzienia i wtedy w jego życiu rozpętało się prawdziwe piekło. Zander oraz jego starszy brat, Daniel, spędzili następne dwa lata z uzależnioną od narkotyków mamą, aż do dnia, w którym ich dom i „cały dobytek” strawiły płomienie. Britt zajęło wiele lat, aby móc swobodnie rozmawiać z Zanderem o tamtych chwilach.

Dopiero po pożarze opieka społeczna zabrała chłopców matce i przekazała pod opiekę jej siostrze Carolyn Pierce i jej mężowi Frankowi. Zander przyjechał do Waszyngtonu zmęczony życiem i wycofany. Britt musiała bardzo się starać, by zasłużyć na przyjaźń, ale prawie nic, czego dokonała, nie okazało się tak wartościowe.

Patrzyła, jak zjada czekoladę z preparowanym ryżem.

Czternastoletni chłopiec, którego kiedyś znała, już dawno zniknął. Teraz stał przed nią światowy, dorosły Zander, który odniósł ogromny sukces i nie musiał już niczego udowadniać.

Kiedy stała dziś na werandzie Słodkiej Sztuki i dostrzegła smukłą sylwetkę zbliżającego się Zandera, jego ciemne włosy i rozpoznała tę introspekcyjną naturę samotnika, zadrżała. Na szczęście, gdy lepiej się przyjrzała, odetchnęła z ulgą, widząc, że jej przyjaciel nadal przypomina siebie sprzed wyjazdu. Jego blada skóra wyraźnie kontrastowała z kruczoczarnymi włosami. Miał wyraziste, mocno zarysowane kości policzkowe, nos i szczęki. Jego brwi były kształtne, a rzęsy długie i gęste. Ze swoimi lekko przygnębionymi i zwykle poważnymi rysami twarzy Zander mógłby uchodzić za dziewiętnastowiecznego poetę. Włożył dziś ubranie, które pamiętała sprzed wyjazdu – szarą koszulkę z napisem „Atari” na przodzie i ulubioną parę jeansów. Nie dodał też nic do tatuaży, które ozdabiały jego ramiona. Mimo tego intuicja podpowiadała jej, że coś w nim się jednak zmieniło. Przez półtora roku sam podróżował po świecie. Każdy, kto doświadczył czegoś takiego, musiał wrócić do domu odmieniony. Dojrzalszy. Bardziej samodzielny. Fakt, że jej przyjaciel nie był dokładnie taki jak przed wyjazdem, nie powinien jej dziwić ani nie powinna nad tym ubolewać. Nie powinna też martwić się powściągliwością, jaką widziała w jego niebieskich oczach. Potrzebowała czasu, aby zachęcić go do opuszczenia tarczy, za którą się skrywał. Najważniejsze, że Zander uważał, że ona wcale się nie zmieniła. Tak przecież jej powiedział: „Nic się nie zmieniłaś”, mimo że to nieprawda. Odkąd widział ją ostatnio, została zraniona w sposób, o którym nie miał pojęcia, i dzięki Bogu, że tego nie zauważył.

– Trzydziestoośmioprocentowa mleczna czekolada – powiedział – z preparowanym ryżem, orzechami pekan, pistacjami i kandyzowaną skórką pomarańczową.

– Pudło. Preparowany ryż, migdały, pistacje i kandyzowana skórka pomarańczowa.

– Cholera. W takim razie teraz spróbuję wielkanocnego jajka, ponieważ jestem zdeterminowany, by zachować tytuł czekoladowego eksperta. – Włożył czekoladkę do ust i zmrużył oczy, analizując jej skład. – Dwudziestodziewięcioprocentowa biała czekolada jako otoczka jajka, a wewnątrz solone karmelowe nadzienie.

– Pisanka była zbyt łatwa.

– Miło z twojej strony, że mi ją wybrałaś.

– Sama jestem zaskoczona własną hojnością.

– Każda z tych czekoladek była pyszna, Britt.

– Dziękuję. – Wstawiła talerzyk do zlewu. – Napijesz się kawy?

– Poproszę.

– Nadal pijesz kawę z mlekiem?

– Tak. – Podążył za nią do sklepu. – A ty nadal pijesz cappuccino?

– Tak. – Podeszła do ekspresu do kawy. – Po raz pierwszy jesteś w Stanach od ukazania się twojej książki. Widziałeś ją na lotnisku w Vancouver?

– Prawdę mówiąc, tak.

– Jest wszędzie. W Walmarcie, w Targecie, w sklepach spożywczych. Za każdym razem, gdy ją zauważam, chcę natychmiast wziąć ją z półki i wręczyć wszystkim ludziom w sklepie. To może wydać się niedorzeczne, ale jestem z tej książki niesamowicie dumna, mimo że nie wniosłam do niej nawet najmniejszego wkładu.

– Miałaś pewien wkład. – Starym nawykiem wsunął kciuki w szlufki spodni. – Kiedy powiedziałem ci, że myślę o napisaniu książki, umocniłaś mnie w wierze, że jestem w stanie to zrobić. A gdy pracowałem nad wstępnym szkicem, przynajmniej pięć razy namawiałaś mnie, żebym się nie poddawał.

– Ponieważ jesteś moim przyjacielem, ale również wiedziałam, że dzięki tej książce odniesiesz sukces. I miałam rację.

W jej policzku pojawił się uroczy dołeczek.

– Czy znasz jakieś akcje na giełdzie, dzięki którym można odnieść sukces?

– Nie musisz inwestować w żadne akcje. Zarobisz mnóstwo pieniędzy dzięki pisaniu.

Trzy lata wcześniej Zander zaczął pisać thriller trafnie zatytułowany Geniusze. Jednym z bohaterów był geniusz zwerbowany przez FBI, aby przechytrzyć i złapać innego, złego geniusza. Powieść miała mroczną, błyskotliwą i pełną zwrotów akcji fabułę. Garstka wydawców przystąpiła do wojny licytacyjnej o rękopis, który ostatecznie został mocno przebity przez zwycięskiego wydawcę. Kwota, jaką otrzymał Zander, pozwoliła mu zrezygnować z posady w branży technicznej w Merryweather, zapakować laptopa do torby i pisać podczas zagranicznych podróży. Dziewięć miesięcy temu powieść Geniusze została wydana i natychmiast zajęła miejsce na szczycie listy bestsellerów New York Timesa, gdzie nadal królowała.

Britt wyjęła z szafki dwa kubki. Kiedy pochyliła się i zamknęła drzwiczki, skarciła się w myślach, ponieważ wewnętrzny przymus domykania drzwi i szuflad był kolejnym z jej starych nawyków.

Usiedli przy barze rozciągającym się wzdłuż ściany. Radość, którą odczuwała, dawała jej ciepło niczym promienie słońca. Lubiła częstować nieznajomych czekoladą i kawą, ale największą przyjemność czerpała z częstowania Zandera. Zwłaszcza teraz, kiedy potrzebował pocieszenia po śmierci wuja.

Dmuchnęła w piankę swojego cappuccino. Miała dużą rodzinę i szeroki krąg przyjaciół. Zander miał tylko brata, wujka Franka, Carolyn i ją. Kiedy wuj umarł, Zander stracił jednego z najbliższych członków rodziny, a ona była gotowa zrobić wszystko, żeby mu pomóc.

– Nikki słyszała, że Frank wyszedł z pracy w piątek po południu i nikt go nie widział aż do tragicznego odkrycia jego ciała w ciężarówce następnego dnia.

– To prawda. Carolyn sądzi, że dostał zawału w piątek w drodze z pracy do domu.

– Dlaczego został odnaleziony dopiero następnego dnia? – spytała.

Zander wzruszył jednym ramieniem.

– Zaparkował swoją ciężarówkę idealnie na poboczu drogi – odparł. – Dopiero dzień później ktoś podejrzliwy wezwał policję.

– Znaleziono go przy Shadow Mountain Road?

– Tak.

– Ale to nie jest po drodze do domu.

– Nie, nie jest. Carolyn uważa, że miał w tamtych rejonach coś do załatwienia i tam dostał zawału.

– Biedny Frank – powiedziała Britt. – Biedna Carolyn.

– To koszmarne, że zmarł tak niespodziewanie, a fakt, że Carolyn nie było przy nim w takim momencie, jeszcze pogarsza sprawę.

– Piątkowa noc musiała być dla niej okropna.

– To prawda. Odchodziła od zmysłów, próbując bezskutecznie dodzwonić się do niego na komórkę.

– To okropne.

– Pójdę z nią na posterunek policji. Mają przekazać nam wstępne wyniki z autopsji.

Wpis w dzienniku Zandera, cztery lata temu:

Britt to najbliższa mi osoba, ale nie jesteśmy wystarczająco blisko. „Niewystarczająco blisko” zaczyna doskwierać mi jak łańcuch. Więzi mnie w ciasnym pomieszczeniu, kiedy wiem, że na zewnątrz znajdują się góry i oceany. Nie mogę do nich dotrzeć.

Jestem przykuty łańcuchem.

Znam Britt, ale nie wiem, jak to jest ją pocałować. Nie wiem, jak to jest szczerze powiedzieć jej, co do niej czuję.

Jestem przykuty łańcuchem.Rozdział trzeci

Dlaczego, do cholery, miałabym zgodzić się, żeby zjeść jednocześnie ciemną czekoladę i czerwoną papryczkę? – zapytała Nikki Clarkson następnego popołudnia. – Gdybym chciała zjeść czerwoną papryczkę, Britt, zamówiłabym chili w gospodzie Na Wolnym Ogniu. Poza tym wiesz, jak bardzo nie lubię gorzkiej czekolady. Moja ulubiona ma dużą ilość mleka i musi być bardzo słodka, dlatego dziękuję serdecznie za twoją propozycję.

– Nie sądzisz, że próbowanie nowych rzeczy jest radością dla każdej duszy? – odrzekła na to Britt. Tylko niebiosa wiedziały, jak wielką rozkosz jej dusza czerpie z każdej nowości w życiu. Umarłaby chyba z nudów, gdyby musiała codziennie robić i jeść to samo, i patrzeć na te same rzeczy.

– W tym momencie mojej duszy dostarczy radości mleczna czekoladka z orzechem pekan. – Nikki wycelowała w gablotę wystawową Słodkiej Sztuki długi paznokieć z francuskim manicure’em. – Wezmę trzecią od końca, ponieważ jest największa.

Britt sięgnęła po wskazaną czekoladkę, narzekając na konwencjonalnych klientów.

Dwukrotna wdowa Nikki pracowała dla Nory jako kierownik biura w Osadzie Historycznej Merryweather i była jedną ze stałych klientek sklepu Britt. Jej dzisiejszy strój, podkreślający figurę, przypominał ubiór z czasów jej świetności w latach osiemdziesiątych. Brązowe włosy miała spięte ozdobną spinką, grzywkę spryskaną lakierem, a niektóre pasma loków po bokach opadały jej luźno na ramiona.

– Proszę się nie przejmować narzekaniem Britt – powiedziała Maddie stojąca za kasą. Niedawno zakończyła rozmowę telefoniczną z nowożeńcami mającymi słabość do popcornu w białej czekoladzie z orzeszkami makadamia. – To jej stara śpiewka. Britt zawsze się denerwuje, jak coś nie idzie po jej myśli.

Maddie była koleżanką Britt z liceum oraz pracownicą Słodkiej Sztuki odpowiedzialną za sferę biznesową. Obsługiwała klientów, zarządzała sklepem internetowym, prowadziła księgowość, zamawiała towar, organizowała weekendowy personel i nie tylko.

– Nikki – odezwała się przymilnie Britt. – Chcesz pracować w Słodkiej Sztuce? Wkrótce zwolni się stanowisko Maddie.

Kobieta głośno się zaśmiała.

– Nie chcesz, żebym tu pracowała, uwierz mi. Byłabym rozkojarzona, ilekroć wszedłby jakiś przystojny mężczyzna. Już wiesz, dlaczego Nora trzyma mnie na piętrze, z dala od odwiedzających bibliotekę, jakbym była siostrą klauzurową lub osobą z chorobą zakaźną, którą nie jestem!

– Siostrą klauzurową czy osobą z chorobą zakaźną?

– Ani jedną, ani drugą!

– À propos przystojnych mężczyzn... Widziałaś się może z Zanderem, odkąd wrócił do miasta? – zapytała Maddie stałą klientkę.

– O tak. Akurat byłam w biurze, kiedy przyjechał przywitać się z Norą. – Mimo że Nikki jeszcze nie zapłaciła, uczciwość nie powstrzymała jej od wydobycia czekoladki z papierka i ugryzienia. Jęknęła podczas przeżuwania. – Zander zawsze miał specjalne miejsce w moim sercu. Jest taki spokojny i przezorny! Przypomina mi sierotę z powieści Dickensa. Pełen tragizmu, zamyślony, a zarazem wspaniały.

Britt nie mogła się doczekać, kiedy powie Zanderowi, że Nikki porównała go do sieroty Dickensa.

– Te tatuaże na jego ramionach sprawiają, że ciekawa jestem tych, których nie widać – powiedziała kobieta.

Britt uniosła brwi.

Nikki się uśmiechnęła.

– Chodzi mi o tatuaże powyżej klatki piersiowej. – Rzuciła serwetką w Britt. – Jeśli nie mogę mieć Zandera dla siebie, bo – spójrzmy prawdzie w oczy – jest dla mnie trochę za młody...

Jeżeli „trochę” dla Nikki oznaczało trzydzieści lat, to miała rację.

– ...to chciałabym, żeby zainteresował się tobą, Britt – dokończyła. – Kiedy tak dużo nie pyskujesz, to nie jesteś wcale taka zła.

– Tak! – zawołała Maddie. Złote pasemka połyskiwały pośród jej ciemnych loków. – Dziękuję ci.

– Dziękujesz jej, bo stwierdziła, że nie jestem wcale taka zła? – spytała Britt.

– Dziękuję jej, ponieważ podziela moje przekonanie, że ty i Zander powinniście być razem.

Britt fuknęła z lekceważeniem. Dlaczego ludzie nie mogli zaakceptować faktu, że mężczyzna i kobieta są przyjaciółmi? Tylko przyjaciółmi? Przez lata wiele osób podejrzewało, że umawia się z Zanderem, a Maddie była największą orędowniczką połączenia ich w parę. Britt czuła, że jej siostry podzielą ten pogląd, jeśli tylko da im okazję. Irytowało ją to, ponieważ wszyscy myśleli, że związek z mężczyzną jest lepszy od przyjaźni z nim, kiedy doświadczenie podpowiadało jej coś zupełnie przeciwnego. Od dnia, w którym poznała Zandera, z jego powściągliwą osobowością, w trudnej do przebicia zbroi, chciała, żeby został jej przyjacielem. Być może dlatego, że chłopcy w związkach byli tacy przelotni... fałszywie mili i w konsekwencji mało znaczący. A może dlatego, że na początku nie poczuła fizycznego pociągu do Zandera. Oczywiście od tamtej pory zdarzyło się kilka wyjątków, ale po co zastanawiać się nad wyjątkami, skoro one tylko potwierdzają regułę? Ona i Zander byli przyjaciółmi. Tak o sobie myśleli. To była ich dynamika – jak najbardziej właściwa, niezmienna i przez długi, długi czas niezniszczalna.

Britt mu ufała. Doceniała go pod każdym względem. Lubiła go i zarazem kochała. A ostatnio dołączyła do tego fizyczna fascynacja, która niemal przyćmiewała resztę. Jednak przyjaźń nie była nagrodą pocieszenia. Nie była czymś gorszym. I nie można było jej niczym zastąpić!

– Może Zander ukrywa się w kuchni? – zapytała Nikki. – Mogłabym trochę z nim poflirtować.

– Nie, nie ma go tutaj – odpowiedziała Britt. A szkoda, bo czas mijał znacznie wolniej, gdy nie było go w pobliżu. – Jak chcesz wiedzieć, to nie mam w zwyczaju chowania mężczyzn w mojej kuchni.

– Może powinniśmy mieć taki zwyczaj – zasugerowała Maddie. – Proponuję Leo na to miejsce.

Od ponad trzech miesięcy Maddie umawiała się z przystojnym profesorem historii Leo Donnellym. Oboje byli w sobie szaleńczo zakochani. Podobnie jak Willow i Corbin, a także Nora i John. Początkowo Britt była zachwycona każdym z tych związków, ale teraz, kiedy wszyscy wokół byli tak obrzydliwie wpatrzeni w siebie, że nie widzieli poza sobą świata, za ich plecami znudzona przewracała oczami.

– Odmawiam płacenia moim pracownicom, które będą rozpraszane przez swoich chłopaków – oznajmiła Britt.

Maddie westchnęła i skierowała się w stronę kuchni.

– Ona jest tyranem – powiedziała jeszcze do starszej kobiety, zanim zniknęła za drzwiami.

Nikki zwróciła się do Britt:

– Nie spotkałaś jakichś nowych przystojnych kawalerów w wieku pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu lat?

– Nie, ja...

Drzwi wejściowe Słodkiej Sztuki otworzyły się i pojawił się w nich wysoki, długowłosy mężczyzna.

– Clint! – zawołała radośnie Britt.

– Dzień dobry. – Jak zwykle miał na sobie jeansy i wysokie buty. Na goły tors założył skórzaną kamizelkę, a na głowę kowbojski kapelusz ozdobiony pawim piórem. Ubierał się jak kowboj, choć nigdy tak naprawdę nim nie był.

Nikki spojrzała groźnie na Britt.

– Dopiero co cię pytałam, czy nie spotkałaś jakichś nowych kawalerów – rzekła oskarżycielskim tonem.

– Clint nie jest nowy. On pracuje w... Chciałam tylko powiedzieć, że pracujesz dla moich rodziców w Bradfordwood jako ogrodnik – dodała głośniej, zwracając się do Clinta, aby wciągnąć go do rozmowy.

– Nie zapominaj, że pracuję również jako lokaj.

– Chcesz mi powiedzieć – wtrąciła się Nikki – że trzymałaś w tajemnicy mężczyznę, który wie, jak uprawiać ogród i sprzątać?

Udało jej się jednocześnie wprawić Britt w oburzenie i docenić Clinta.

– Nie wiedziałam, że trzymam go w tajemnicy – odparła Britt. – Założę się, że już się wcześniej widzieliście.

– Czy jest pan wolnego stanu? – zagadnęła Nikki.

– Tak, jestem.

Kobieta gwizdnęła.

– Dzisiaj jest mój szczęśliwy dzień.

– Nazywam się Clint Fletcher – przedstawił się i podał jej dłoń.

– Ja również jestem wolna. Miło mi pana poznać. – Nikki z uśmiechem na ustach uścisnęła dłoń mężczyzny.

Pomimo zuchwałości, jaką sugerował wygląd Clinta, jego usposobienie można było określić jako nieśmiałe. Czasem brakowało mu pewności siebie, ale zawsze był chętny do pomocy. Jego zjawienie się wywołało w Nikki połączenie zainteresowania i obawy.

– Clint – powiedziała Britt, wskazując dłonią starszą kobietę. – To dla mnie wielki zaszczyt przedstawić ci Nikki Clarkson. Pracuje dla Nory w bibliotece.

– Często przychodzisz do osady historycznej, Clint? – zapytała Nikki.

– Właściwie to nie. To chyba mój drugi lub trzeci raz. – Wyciągnął kartkę z tylnej kieszeni i podał ją Britt. – Casey chciałby w Niedzielę Wielkanocną obdarować każdego gościa zajazdu czekoladą. Zaproponowałem, że przyjdę osobiście do ciebie z zamówieniem. – Casey pracował jako zarządca w Zajeździe Bradfordwood.

– Cudownie. Dzięki.

Nikki oparła się o gablotę, eksponując imponujące biodro.

– Ile masz lat, Clint?

– Sześćdziesiąt.

Jej mocno umalowane oczy się rozszerzyły. Britt nie mogła powstrzymać śmiechu. Oglądanie tej kobiety w akcji było najlepszą rozrywką w mieście.

– Jestem w tym samym wieku! – wykrzyknęła. – Kiedy masz urodziny?

Nikki była o dwa miesiące młodsza od Clinta.

– Perfekcja w każdym calu – powiedziała starsza kobieta. – Co takiego robisz, że jesteś w tak dobrej formie?

– Cóż, kiedyś byłem zawodowym artystą.

– A dokładniej jakim?

– Aktorem – odpowiedział nieśmiało. – Ale to dzięki żonglerce zdołałem płacić swoje rachunki.

– Żonglerka – powtórzyła Nikki z podziwem w głosie.

– Oprócz pracy, którą wykonuję dla Bradfordów, nadal występuję na scenie, ale ponieważ już nie żongluję, musiałem znaleźć inny sposób na utrzymanie formy, więc zająłem się pilatesem.

– Wspaniale – odrzekła kobieta. – Zrezygnowałam z ćwiczeń w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym drugim, ale ostatnio myślałam, że doskonale poradziłabym sobie w pilatesie.

– Britt? – zawołała Maddie z kuchni.

– Przyjdę za minutkę. Nie mogę przegapić tak doskonałego przedstawienia.

Jej słowa sprawiły, że Maddie natychmiast pojawiła się w sklepie.

– Jakiego przedstawienia?

Britt wskazała głową na Clinta i Nikki.

– Interakcja między tym dwojgiem.

– Przydałoby się trochę więcej prywatności – skomentowała Nikki.

– Jesteś w moim sklepie – przypomniała jej Britt. Objęła dłońmi brodę i zamrugała kilka razy. – Kompletnie się mną nie przejmujcie.

Maddie zrobiła to samo co Britt.

– Mną również – rzekła.

Nikki z wściekłością wzięła głęboki oddech i zwróciła się do Clinta:

– Nic dziwnego, że Britt nie ma chłopaka.

– Miałam wielu chłopaków... – odpowiedziała dziewczyna.

– Ale nie udało ci się utrzymać przy sobie ani jednego.

– Nie chciałam utrzymać przy sobie ani jednego.

– W każdym razie... – Nikki spojrzała na Clinta wzrokiem mówiącym: „Ci niedojrzali ludzie są tacy męczący”. – ...kiedy są twoje następne zajęcia z pilatesu? Z przyjemnością się przyłączę.

Dla nastoletniego Zandera zjawienie się w domu Franka i Carolyn było jak przybycie na wyspę, gdzie mógł zaznać upragnionego spokoju po wyprawie na wzburzonym morzu. Mała sypialnia z podwójnym łożem przykrytym narzutą w granatowo-białe paski emanowała ładem i harmonią. Połacie bujnych drzew otaczających dom wprawiały w dobry nastrój, natomiast jedzenie, które mu podali – zapiekanki, frytki, tacos i sałatka z kurczaka – gwarantowało stabilizację, podobnie jak rzetelność Carolyn i poczucie humoru Franka.

W te dni, kiedy Daniel miał trening baseballu po lekcjach i nie mógł zawieźć Zandera do domu, Carolyn zawsze czekała na niego na szkolnym parkingu w swoim subaru. Ani razu nie zapomniała. W niedzielne wieczory Frank nalegał, by Daniel i Zander oglądali z nim komedie. Czuł się zobowiązany, aby zapoznać ich z kinową klasyką, jak Płonące siodła czy Monty Python i Święty Graal.

Patrząc na dom Pierce’ów okiem dorosłego człowieka, Zander widział jego skromność. Dwupiętrowy budynek został wzniesiony ponad dwadzieścia lat temu bez użycia wyobraźni. Front był monotonny, jego boki szare, a okiennice czarne. Ani Frank, ani Carolyn nie mieli ręki do roślin, więc przed domem rosły jedynie żywopłoty. Jednak wnętrze było przepełnione kolorem. Carolyn kolekcjonowała kunsztownie wykonane witraże – gama różnych rozmiarów i kształtów pokrywała każdy centymetr powierzchni ścian. Siedząc w salonie, można było poczuć się jak w szklarni.

Kiedy Carolyn wprowadziła do salonu Kurta Shawa, ten zdecydował się usiąść w zwietrzałym fotelu, w którym Frank zawsze oglądał telewizję. Courtney i Sarah zajęły miejsca na kanapie. Bliźniaczki wyglądały tak jak ich ojciec, gdyby był kobietą i miał trzydzieści dwa lata. Obie miały jego ciemne włosy, orzechowe oczy i szeroki uśmiech uwypuklający policzki. Nie żeby Zander widział uśmiech którejkolwiek z nich w ciągu ostatnich dni. Mieszkały dziesięć minut od siebie w Seattle, chodziły do tego samego kościoła i często się spotykały. Były niezwykle łaskawe, dzieląc się matką i ojcem z nim i Danielem. Zwłaszcza że bracia, którzy w dzieciństwie spędzili czas z Courtney i Sarah tylko kilka razy, byli dla dziewcząt praktycznie obcymi ludźmi, a nagle przenosili się do ich dawnych sypialni.

Carolyn usiadła naprzeciwko Zandera. Wyglądała równie krucho jak wtedy, kiedy ostatnio pojawili się na posterunku policji. Czy jej szyja była wystarczająco silna, aby podtrzymać sznur brzoskwiniowych koralików, który dziś założyła?

Wcześniej Zander starał się jak najłagodniej przedstawić jej podejrzenia Nory co do tożsamości Franka. Mimo to wiadomość ta wstrząsnęła zarówno Carolyn, jak i jej córkami. Wszystkie trzy wyglądały na zszokowane, a w dodatku pełne obaw, że zaraz dostaną następny cios.

– Zander powiedział wam, że znalazł informacje na temat drugiego Franka Pierce’a, prawda? – Kurt zapytał Carolyn.

– Tak.

– Dwie osoby są przypisane do jednego aktu urodzenia – przypomniał detektyw. – Co oznacza, że jedna z nich używała tego dokumentu nielegalnie. Sprawdziłem odciski palców pani męża i okazało się, że to nie do niego należy akt urodzenia.

Zander skupił uwagę na Kurcie.

– Zatem... – Głos Carolyn ugrzązł w gardle. Po chwili odchrząknęła i powiedziała: – Mój mąż nie był Frankiem Pierce’em?

– Nie.

– Więc kim?

– To James Richard Ross. Czy kiedykolwiek słyszała pani to nazwisko?

Zdumienie wypełniło jej oczy.

– Nigdy w życiu. Powiedział pan: „James Richard Ross”?

– Tak.

– Czy pan... jest całkowicie pewien, detektywie Shaw? Że mój mąż był tą drugą osobą?

– Tak, proszę pani. W zupełności. – Wyciągnął z teczki trzy kartki i rozłożył je na ławie. – Urodził się w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym czwartym roku w Chicago. Jego matka miała pięcioro dzieci, starsze od niego i młodsze, z trzema różnymi mężczyznami.

Carolyn i jej córki wpatrywały się w policjanta szklanymi oczami.

– Pani mąż rzucił liceum w drugiej klasie – kontynuował Kurt. – Nie dlatego, że miał złe oceny i sobie nie radził, bo z tego, co się dowiedziałem, był zdolnym uczniem. Sądzę, że wykazywał większą potrzebę zarobienia pieniędzy niż zdobycia wykształcenia. W spisie powszechnym z tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego roku nie był wymieniony jako członek gospodarstwa domowego matki, co oznacza, że opuścił dom przed ukończeniem szesnastego roku życia. – Pochylił się nad kartkami i wskazał na zdjęcie nastolatka. Czarno-biała fotografia przedstawiała pozbawioną emocji twarz dziecka z fryzurą Johna Lennona. – Czy to jest pani mąż?

Kobieta wzięła ze stołu odbitkę i przyglądała jej się z lekko drżącymi dłońmi. Zander wiedział – bez wątpienia wszyscy tutaj wiedzieli – jaka będzie jej odpowiedź. Nastolatek niezaprzeczalnie był Frankiem.

– Tak – odparła w końcu Carolyn. – To jest mój mąż.

– Aresztowano go trzykrotnie – powiedział Kurt. – Raz w wieku siedemnastu lat za spożywanie alkoholu. Drugi, kiedy miał dwadzieścia cztery lata, za pijaństwo i zakłócenie porządku i trzeci raz, gdy miał dwadzieścia sześć lat, za napad na stację benzynową.

Na blacie kuchennym paliło się kadzidełko, które pachniało goździkami.

– Co ukradł ze stacji benzynowej? – spytała Sarah.

– Wszystkie pieniądze z kasy oraz sejfu, a także jedzenie i piwo. Przestępstwo popełnił razem z przyjacielem. Czy nazwisko Ricardo Serra brzmi wam może znajomo?

Wszyscy potrząsnęli głowami.

– James i Ricardo odsiedzieli wyrok za przestępstwo – oznajmił policjant. – Pani mąż został zwolniony z więzienia w listopadzie tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego trzeciego roku.

– Poznałam go półtora roku później – rzekła Carolyn.

– Znalazłem dokumenty potwierdzające, że James Richard Ross pracował wówczas w Seattle. Jednak po tym okresie znika on z rządowych rejestrów.

Courtney wsparła ręce na szczycie ciążowego brzucha.

– Myśli pan, że mój tata odwrócił się od przeszłości i zaczął wszystko od nowa?

– Tak. Jak wytłumaczył pani brak własnej rodziny? – Kurt zapytał Carolyn.

– Powiedział, że kiedy miał cztery lata, jego ojciec porzucił matkę, a gdy skończył jedenaście, ona zmarła i trafił do rodziny zastępczej.

Ujawnienie tylu kłamstw sprawiło, że Zander poczuł, jakby fundamenty tego domu miało w każdej chwili zburzyć trzęsienie ziemi.

Dziś był piątek, a w poniedziałek wszyscy mieli uczestniczyć w pogrzebie Franka. Nekrologi i informatory zostały już wydrukowane i wyraźnie wskazywały, że urodził się w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym piątym roku jako Frank Joseph Pierce. Jaki napis Carolyn miała teraz umieścić na nagrobku swojego męża? Czy z perspektywy czasu nadal będzie w stanie wierzyć w swój związek z Frankiem? A ich córki w swoje relacje z ojcem? Czy Zander zdoła wierzyć w więź, która łączyła go z wujem? Czy też kłamstwa mężczyzny zakwestionują wszystko?

Nie.

Miał w życiu tak niewiele dobrych relacji rodzinnych. Musiał trzymać się swojej wiary w miłość wuja Franka do niego.

– Kiedy spotkaliśmy się na posterunku, wspomniałeś, że z nogi Franka usunięto nabój – powiedział Zander do Kurta. – Czy analiza kuli może dostarczyć nam przydatnych informacji?

– Przydatnych informacji dotyczących okoliczności strzelaniny? – zapytał policjant.

– Dokładnie. – Gdyby Zander poznał okoliczności strzelaniny, która miała miejsce niedługo przed tym, jak Carolyn poznała męża, być może zrozumiałby przyczynę tej zmiany tożsamości.

– To mało prawdopodobne. Badania balistyczne dostarczą nam jedynie informacji dotyczącej broni, z której wystrzelono pocisk. Gdybyśmy mieli do czynienia z przestępstwem, wtedy można by było przebadać kulę. – Zwrócił się bezpośrednio do Carolyn: – Jednak w obecnej sytuacji nie możemy, ponieważ przyczyną śmierci pani męża był zawał serca.

– Rozumiem – odpowiedziała.

Detektyw wstał i pożegnał się.

– Odprowadzę cię. – Zander podprowadził go do wyjściowych drzwi. – Czy uważasz, że zmiana tożsamości Franka mogła mieć coś wspólnego z jego śmiercią?

– A ty tak myślisz?

Zander skinął głową.

– W dokumentacji, którą nam dostarczyłeś, nie dostrzegłem niczego, co mogłoby zmotywować człowieka do zmiany tożsamości. Co jeśli zaangażował się w jakąś niebezpieczną akcję po zwolnieniu z więzienia, wskutek której podjął decyzję, aby stać się kimś innym?

– I? – Zatrzymali się w pobliżu samochodu Kurta.

– I echo tamtych wydarzeń powróciło w zeszły piątek, żeby go prześladować?

Detektyw obracał kółkiem na klucze wokół palca wskazującego.

– Po trzydziestu pięciu latach w uśpieniu? – zapytał.

– Może.

– Byłbym skłonny przyjrzeć się tej możliwości, gdybym miał dowody wskazujące na morderstwo. A nie mam. Frank zmarł na atak serca.

– Może wywołany ekstremalnym stresem?

– O wiele bardziej prawdopodobna jest naturalna przyczyna, jaką był zator. Kiedy czekaliśmy na wyniki z autopsji, wspólnie z szefem sprawdziliśmy ciężarówkę Franka wzdłuż i wszerz. Szukaliśmy odcisków palców i włókien. Przejrzeliśmy jego telefon, przeanalizowaliśmy bilingi telefoniczne, jego domowy i służbowy komputer, historię przeglądarki i niczego niezwykłego nie znaleźliśmy.

Innymi słowy – Kurt wypełnił wzorcowo swoje obowiązki służbowe. Wysilił się nawet bardziej, niż musiał, odnajdując informacje o Jamesie Richardzie Rossie i dzieląc się nimi z rodziną. Jednak jako reprezentant policji z Merryweather nie mógł już zrobić nic więcej w sprawie odległej przeszłości Franka.

– A co z faktem, że Frank zaginął na kilka godzin przed śmiercią? – zapytał Zander. – Czy to nie wzbudziło twoich podejrzeń?

– To dziwne, ale nie, nie wzbudziło moich podejrzeń. Nie jest niczym niezwykłym, że ludzie znikają na całą noc, albo nawet na jeden dzień.

– Jednak w przypadku Franka takie zachowanie było bardzo niezwykłe.

– Rozumiem cię. Jednak twój wuj był dorosłym człowiekiem, który jeśli tylko chciał, mógł zniknąć na całą noc.

Zander podziękował detektywowi i wrócił do pustego salonu. Jego ciotka i kuzynki przeniosły się do kuchni. Ich ściszone głosy dochodziły do niego w strzępach. Z ławy, która niegdyś była oazą spokoju, spoglądały na niego kartki z informacjami o Franku. Wpatrywał się w jedną po drugiej, a w piersi narastał mu smutek. Smutek, ponieważ nigdy więcej nie zobaczy Franka, ale także smutek z powodu trudnego dzieciństwa, któremu wujek musiał stawić czoło. Co przydarzyło się nastolatkowi na zdjęciu? Co widziały jego oczy, gdy stał się dorosły? Co wydarzyło się po jego wyjściu z więzienia? Co zmotywowało go do porzucenia prawdziwej tożsamości Jamesa Richarda Rossa?

Nie mógł już liczyć na policję z Merryweather. Nie mógł także zlecić badania pocisku, ale mógł się skontaktować z krewnymi Franka w Chicago i poprosić ich o informacje. Mógł przeszukać artykuły w gazetach pod kątem strzelanin, które miały miejsce w pobliżu Enumclaw w 1985 roku. Zrobi wszystko, co w jego mocy, aby odkryć tajemnice Franka, ponieważ poprosiła go o to Carolyn. Ponieważ uczucie niepokoju związane ze śmiercią wujka wzrastało w nim, zamiast maleć. I ponieważ była szansa, że dzięki poznaniu prawdy zdoła zapewnić bezpieczeństwo Carolyn, Courtney i Sarah.

Wiadomości wymienione przez Britt i Zandera:

Britt: Zapomniałam Ci wcześniej powiedzieć, że pewnego dnia przyszła do sklepu Nikki Clarkson. Stwierdziła, że przypominasz jej sierotę Dickensa. Czy to nie jest przezabawne?

Zander: Sierotę Dickensa?

Britt: Powiedziała, że ta postać jest pełna tragizmu, zamyślona i piękna.

Britt: W każdym razie jestem pewna, że powiedziała piękna. A może wspaniała.

Britt: Chyba była wspaniała.

Zander: Przyjmę, że jest wspaniała jak ja, gdyż to szczera prawda.

Britt: Naprawdę tak jest.

Zander: Zgadzam się też z tym, że jestem sierotą i jestem zamyślony.

Britt: Ale nie zgadzasz się z określeniem tragizmu?

Zander: Nie. Brzmi, jakbym był biedakiem. Może powiesz Nikki, że jestem teraz wielką gwiazdą?

Britt: No pewnie. Zaraz po tym, jak skończę robić wszystko, co jest możliwe do zrobienia we wszechświecie.

Zander: Przynajmniej Nikki powinna awansować mnie na bogatą wersję sieroty Dickensa.

Britt: Bardziej podoba mi się Dickensowska wersja bogatego sieroty.

Britt: Razem ze słowem Dickensowska. Podoba mi się to. Dickensowski.

Britt: Zander Ford, bogata Dickensowska sierota.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: