- W empik go
Usłysz Dusze - ebook
Usłysz Dusze - ebook
Uciekamy przed samym sobą, tracimy kontakt z duszą i czujemy się niepełni, niekompletni, wybrakowani. Dopóki nie żyjemy swoim własnym życiem, dopóki nie jesteśmy sobą, przeżywamy ciągłe frustracje i niezadowolenie. Jeszcze kil- kanaście lat temu uciekałam przed tym, kim jestem, nie pozwalałam sobie, by zwyczajnie być sobą. I czułam się nie- szczęśliwa. Dlatego chcę podkreślić, że najistotniejsze jest, by być sobą – na to nigdy nie jest za późno. Ta książka ma za zadanie pomóc lu- dziom w rozwijaniu swojej intuicji, w komunikowaniu się z samym sobą oraz z innymi, także tymi, którzy odeszli na drugą stronę.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W życiu możliwe jest wszystko, jeśli umiemy zrozumieć siebie i sobie zaufać. Nauczmy się świadomego życia. Tylko wtedy będziemy w stanie wziąć odpowiedzialność za swoje życie, przebudzić się do niego i żyć w zgodzie z sobą. Kiedy stajemy się świadomi, doceniamy i cieszymy się tym, czego doświadczamy.
Każdy z nas ma swojego wewnętrznego przewodnika, który nigdy nie kłamie. On wie, co jest dla nas dobre. Niektórzy nazywają go głosem intuicji, inni po prostu głosem duszy albo zwyczajnie – duszą. Ten głos istnieje w nas od zawsze.
Wszyscy mamy zawsze przy sobie doskonałe narzędzia, żeby żyć świadomie, pięknie i lekko. Kluczem jest rozumienie siebie i tych, których spotykamy po drodze.
Jesteśmy zabiegani, swobodnie posługujemy się urządzeniami elektronicznymi, a gubimy się sami ze sobą. Celem tej książki jest przekonanie czytelników, że można się wyciszyć i poznać siebie. Chcę zachęcić każdego do rozpoznania jego własnej drogi i odzyskania poczucia sensu.
Jesteśmy w stanie lepiej radzić sobie z problemami i stresem, który często doprowadza do konfliktów. Żyjąc w ciągłym pędzie, nie umiemy rozmawiać ani słuchać – siebie, a tym bardziej innych.
Chodzi o to, żebyśmy byli sobą i nie dawali się zamknąć w klatce cudzych oczekiwań. Żyjąc dla kogoś, pod czyjeś dyktando, stajemy się nerwowi, przeżywamy stany depresyjne, nie spełniamy się, bo walczymy z samym sobą. A rozwijając swój potencjał, wsłuchując się w siebie, idąc drogą własnego życia, właśnie tego, które zostało nam dane i które tylko my możemy przeżyć, czujemy się zharmonizowani, a nasze życie staje się zrównoważone. Patrząc na innych, podążajmy swoją drogą, a to przyniesie nam poczucie równowagi. Nie wolno dać się zamykać w cudzych oczekiwaniach i wyobrażeniach o nas. Wypełnijmy życie naszymi własnymi oczekiwaniami, marzeniami i pragnieniami. Każdy ma prawo do szczęścia, sukcesu, niezależnie od tego, jaki jest jego status. Nie dajmy się zamknąć, zaszufladkować.
Posłuchaj siebie, żebyś mógł słuchać innych. Tylko rozumiejąc samego siebie, jesteś w stanie widzieć i słyszeć innych. Dopóki nie znamy samych siebie, nie damy rady pojąć drugiego człowieka.
Chciałabym prosto i jasno przekazać konkretne sposoby, jak korzystać ze swoich zasobów, jak korzystać z intuicji, by poprawić swoją komunikację. Tylko jeśli jesteśmy otwarci na komunikację z samym sobą, możemy rozumieć innych ludzi.
Uciekając przed samym sobą, tracimy kontakt z duszą i czujemy się niepełni, niekompletni, wybrakowani. Dopóki nie żyjemy swoim własnym życiem, dopóki nie jesteśmy sobą, przeżywamy ciągłe frustracje i niezadowolenie. Jeszcze kilkanaście lat temu uciekałam przed tym, kim jestem, nie pozwalałam sobie, by zwyczajnie być sobą. I czułam się nieszczęśliwa. Dlatego chcę podkreślić, że najistotniejsze jest, by być sobą – na to nigdy nie jest za późno.
Ta książka ma za zadanie pomóc ludziom w rozwijaniu swojej intuicji, w komunikowaniu się z samym sobą oraz z innymi, także tymi, którzy odeszli na drugą stronę.
Dedykuję ją wszystkim, którzy chcą otworzyć się na samych siebie.OD WYDAWCY
Honorata to nietuzinkowa, bezpretensjonalna osoba, która w swojej pierwszej książce pragnie podzielić się z innymi własnymi duchowymi odkryciami. Jednak przede wszystkim zapoznaje otwartych i poszukujących ludzi z metodami, którymi posługuje się w swoich codziennych działaniach. Przy pracy nad książką, po przegadanych godzinach i wymianie wielu maili, miałem okazję dość dobrze ją poznać. Cenię w niej i podziwiam radość, jaką potrafi czerpać z życia i umiejętność opowiadania o tym. To rzadki dar, kiedy ktoś odkrywa coś istotnego, co zmienia trajektorię jego życia i jednocześnie pragnie się tym podzielić z drugim człowiekiem. Po co? Żeby pomagać, żeby także inni usłyszeli… własną duszę. Wierzcie mi, Honoratę chcielibyście poznać także osobiście. Czysta, dobra energia.
Artur CieślarKIM JESTEM
Jestem uczniem życia.
Nauczyłam się być sobą – taka jaka jestem, w równowadze z moim światem fizycznym i duchowym. Dzięki temu uzyskałam poczucie wolności i radości. Tymczasem przez wiele lat stałam z boku. Skupiałam się na tym, żeby nikomu nie sprawić przykrości. Widziałam więcej niż inni i byłam postrzegana jako przemądrzała, zadufana w sobie i wszystkowiedząca. Faktycznie, mam swoje zdanie, ale czy to źle?
Zawsze czułam, że wszystkim – bliskim, znajomym, a nawet wrogom – mam pokazywać lepszą stronę życia.
Nie chcę w tej książce pisać o sobie, tylko o swojej pracy terapeutycznej, ale uznałam, że moją wiarygodność dla czytelnika mogę zbudować jedynie na szczerości. Dlatego pozwalam sobie na – możliwie jak najkrótszą – opowieść o swojej drodze. Nie jest ważna moja historia, nie chcę jej szczegółowo opowiadać, chcę tylko pokazać, jak doszłam do tego, że wiem, że można żyć naprawdę pięknie.
Teraz jestem osobą spełnioną na każdym poziomie. Oczywiście, mam problemy, bo jestem człowiekiem, nie aniołem ani żadnym innym bytem eterycznym. Ale radzę sobie z nimi, bo żyję w zgodzie ze sobą. Twardo stąpam po ziemi, podchodzę do życia z optymizmem, uważam, że nie ma rzeczy niewykonalnych. Nawet z tego, co ciemne, wyciągam to, co najpiękniejsze. Byłam w moim życiu szczęśliwa i nieszczęśliwa, biedna i bogata. Dziękuję mu za wszystkie doświadczenia.
Istnieje zło, mrok, strach i ból, ale we wszystkim szukam diamentów.
Urodziłam się w Brzegu – to mała miejscowość – w zamożnej rodzinie, jako najstarsze z czworga dzieci. Tata miał stadninę koni i garbarnię, a jego pasją było uczenie młodzieży wuefu. Mama zaś zajmowała się domem. Szybko poczułam się dorosła i samodzielna. Kiedy miałam sześć lat, rodzice kupili duże mieszkanie i zaczęli budowę domu. To były czasy, kiedy fakt, że ktoś ma pieniądze, traktowano z podejrzliwością. Jednak ojciec dał radę. Cztery lata później stanął dom i warsztat. Oni przeprowadzili się, a ja zostałam w mieście i tam chodziłam do szkoły. Tylko w weekendy odwiedzałam rodziców. Dopiero jako czterdziestolatka zapytałam mamę, dlaczego wtedy zostawili mnie samą.
– To był twój wybór. Nie chciałaś mieszkać na wsi.
– Mamo, ale ja miałam jedenaście lat! Byłam jeszcze dzieckiem.
– Już wtedy byłaś dorosła, odpowiedzialna i samodzielna, nie pamiętasz?
Oczywiście, że pamiętam. Sama szykowałam się do szkoły. Faktycznie, zachowywałam się odpowiedzialnie i… dorośle. Sama odrabiałam zadane lekcje. Nigdy wieczorem nie wychodziłam z domu. Nie zapraszałam nikogo do mieszkania. Czułam w sobie naturalny porządek.
Dlatego rodzice pozwolili mi już wtedy żyć po swojemu, za co jestem im bardzo wdzięczna. Niektórzy mogliby ich potępiać, ale niesłusznie, bo właśnie dzięki nim jestem, kim jestem i robię, co robię. Tato umiał mówić, że dał mi życie, że dał bogactwo – odpowiednie do mojego charakteru. To właśnie rodzice dostrzegli we mnie samodzielność i stworzyli warunki, w których mogłam się rozwijać po swojemu. Troszczyli się o moje bezpieczeństwo, ale nie prowadzili mnie za rączkę, nie kontrolowali na każdym kroku. Dzięki temu rozwinęłam samodzielność i odpowiedzialność.
Ponieważ często przebywałam sama, szybko odkrywałam siebie. Większość czasu spędzałam na czytaniu książek i rozmawianiu ze sobą, ale także z innymi. Dyskoteki i plotki mnie nie interesowały. Dorastając, nie otaczałam się mnóstwem kolegów i koleżanek, bo wewnętrznie rozmawiałam z innymi. Zawsze czułam, że ktoś jest przy mnie. Wiele osób dziwi się, że się tego nie boję. Ale ja nigdy się nie bałam. Chciałam tylko, żeby ktoś mnie zrozumiał. Od dziecka rozmawiałam z duszami, które odeszły oraz potrafiłam czytać ludzkie myśli.
Zawsze lubiłam i potrafiłam wspierać innych. Wydawało mi się to naturalne, wręcz organiczne.
Naprzeciwko mieszkała moja ciocia. Głęboko wierząca katoliczka, bardzo dobry człowiek. To ona nauczyła mnie modlitwy, którą codziennie rano odmawiam od ponad czterdziestu lat.
Gdy wujek poważnie zachorował, ciocia była przerażona. Bała się, że jej ukochany mąż umrze. Pamiętam, że bez wahania powiedziałam jej, że na pewno jeszcze nie teraz. Dosłownie czułam, słyszałam, że nie umrze. Rzeczywiście wyzdrowiał.
Innym razem jedna z koleżanek zwierzyła się, że jej rodzice zamierzają się rozstać.
– Spokojnie. Kto ma na imię Irena1?
– Moja kochana babcia. A skąd wiesz? Umarła w kwietniu.
– To ona właśnie przyszła powiedzieć, że twoi rodzice się nie rozejdą. Mało tego, będziesz miała siostrę.
I tak się stało.
Miałam wtedy sześć lat!
Kolejna historia. Z tatą pojechaliśmy na obóz sportowy do Ełku. Któregoś dnia poszliśmy na plażę bez ojca. Zdecydował się pozostać w domku kempingowym. Wtedy wewnątrz usłyszałam głos:
– Wróć do kempingu – coś mi nakazało.
Bez wahania wróciłam do kempingu, a tam stały biało-czerwone damskie buciki – do dziś dokładnie je pamiętam. Pukam, pukam, ale tata nie otwiera.
Pobiegłam do domku nauczycieli i powiedziałam, że ojciec nie otwiera drzwi, że może coś się stało. Jedna z jego koleżanek poszła tam razem ze mną. Tata w końcu otworzył i przytulił mnie mocno. A zza jego pleców wyłoniła się pewna młoda i atrakcyjna nauczycielka.
W mojej głowie usłyszałam pytanie: Jak mógł to mamie robić? Czułam, że to nie w porządku i nie chciałam, żeby tak zostało. Nazajutrz, kiedy poszliśmy na śniadanie, poprosiłam, żeby dał mi klucze, bo chcę po coś wrócić do domku. Bez wahania zabrałam pieniądze i uciekłam do domu, do Brzegu. To kawał drogi – z Ełku na Śląsk. To niesamowite, że nikt po drodze nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Przejechałam bezpiecznie przez całą Polskę, dotarłam do domu, czułam czyjąś ochronę.
Miałam chyba ze dwanaście lat, kiedy ojciec zorganizował dla mnie i mojej siostry wyjazd na kolonie.
– Tato – powiedziałam. – W życiu na kolonie nie pojadę. Żeby mi ktoś mówił, co mam robić?
– Pojedziesz z siostrą do Zalesia, koło Warszawy. Będzie wam się podobało.
Kiedy wsiadaliśmy do pociągu, powiedziałam:
– Ojciec, to jest twój błąd.
Pierwszej nocy szybko zasnęłam. Kolejnej, o drugiej nad ranem, poprosiłam siostrę, żeby zdjęła piżamkę i ubrała się, bo uciekamy. Wychowawcom napisałam karteczkę: Proszę się nie martwić, drogę do domu znam.
Na dole był stróż, ale jakoś nie zauważył, kiedy przechodziłyśmy. Stałyśmy się niewidoczne. Dookoła gęsty las, nie miałam pojęcia, w którą stronę iść. Kierowałam się przed siebie, instynktownie. Wreszcie znalazłyśmy jakąś ulicę, a na niej przystanek autobusowy. Okazało się, że wszystkie nocne autobusy w Warszawie jadą na Dworzec Centralny. Niedługo odjeżdżał pociąg do Brzegu. Kiedy wysiadłyśmy, podszedł do mnie taksówkarz, którego znałam i powiedział:
– Honorata, już was policja szuka w całej Polsce. Zabiorę was do domu.
Kiedy w ośrodku kolonijnym odkryli rano, że zniknęłyśmy, natychmiast zadzwonili do mamy.
Ona od razu zapytała, czy nie zostawiłam żadnej wiadomości. Zaskoczeni znaleźli w pokoju moją kartkę i odczytali jej. Mama spokojnie wyjaśniła:
– To nic złego im się nie stanie. Trafią do domu.
I tak się stało.
Szkołę wspominam bardzo dobrze. Z niektórymi nauczycielami utrzymuję dobry kontakt po dziś dzień. Kiedy odwiedzam moje miasto, lubię wracać pamięcią do tamtych czasów. Jako nastolatka doradzałam swoim koleżankom, a czasami nawet nauczycielkom. Przychodziły do mnie albo szłyśmy na spacer i zanim zaczęły opowiadać o swoich kłopotach, podawałam im rozwiązanie. Czułam, że to zupełnie naturalne, ale wszyscy zazwyczaj bardzo się dziwili, skąd i jak mogę to wszystko wiedzieć i rozumieć.
Koło osiemnastego roku życia zaczęło mi to przeszkadzać, zbuntowałam się przeciwko sobie. Taki wiek. Chciałam się uwolnić od tego, że każdego potrafię jakby zeskanować, że umiem zobaczyć, kim jest, czy oszukuje, czy nie. Chciałam przestać być „inna”, chciałam, żeby ludzie mnie zaakceptowali, żeby traktowali mnie jako zwykłą dziewczynę. I właśnie wtedy zadziałałam przeciwko sobie, wbrew sobie.
Przez jakiś czas starałam się wyprzeć część samej siebie. Źle się z tym czułam, coraz gorzej – opisałabym to jako oddzielenie, osamotnienie, niezgodę z samą sobą.
I tak, niejako w ramach buntu, postanowiłam, że zostanę prawnikiem. Jednak stało się inaczej – w końcu nie zdawałam na studia. Rodziców co prawda stać było na moje utrzymanie, ale ja wolałam sama zarabiać na siebie. Kiedy miałam dwadzieścia lat, ojciec zaproponował mi, żebym pracowała w jego firmie. Zgodziłam się. Nie traktował mnie ulgowo, dzięki czemu mnóstwo się nauczyłam.
Szybko wyszłam za mąż. Niestety w moim małżeństwie natychmiast zapanowała nierównowaga. To ja dbałam o wszystko, to ja nas utrzymywałam – decyzyjnie, ale i materialnie. Jednak dziękuję byłemu mężowi za każdą spędzoną chwilę. On także przyczynił się do tego, kim jestem teraz.
W wieku dwudziestu czterech lat doszłam do wniosku, że czas na zmiany. Poczułam, że na dłuższą metę nie nadaję się do takiego biznesu, że się do czegoś zmuszam. Wtedy odkupiłam niewielki lokal gastronomiczny i zaaranżowałam go na potrzeby mojego nowego zajęcia. Skupiłam się na tym, co dla mnie najważniejsze, czyli… byciem medium. Chociaż wtedy nie umiałam jeszcze tego nazwać. Po prostu zrobiłam to, co czułam, według tego, co chciałam, co słyszałam.
Prawdziwe medium nakieruje Cię na dobrą drogę, pokaże możliwości, ale niczego na Tobie nie wymusza. Umożliwi, żebyś sam to zobaczył. Jest rodzajem terapeuty, przewodnika. Uświadamia, że możesz wybrać dobry kierunek. Pokazuje swoją wiedzę, żebyś Ty wykorzystał swoją.
I tak zaczęli przychodzić do mnie ludzie, a ja pomagałam im w radzeniu sobie z problemami. Niektórzy odwiedzali mnie systematycznie. Ale nie odbywało się to jeszcze tak jak obecnie. Dopiero teraz mam pewność, że robię to z pełną świadomością i odwagą.
Nigdy nie przywiązywałam się do niepowodzeń. Wiedziałam, że przeminą. Podnosiłam się i szłam dalej. W kolejnych doświadczeniach szukałam lekcji życia. Nie zwalałam winy na innych, lekcje życia odrabiałam, niezależnie od tego, czy były dobre, czy złe.
Zrozumiałam, że przez parę lat nie żyłam w zgodzie z sobą samą, pomimo tego, że wcześnie się usamodzielniłam. W sprawach praktycznych decydowałam za siebie, ale w głębi serca podporządkowywałam się oczekiwaniom ludzi – po to, by nie czuć się inna, odrzucona. To były moje najcięższe lata walki samej z sobą.
Dzisiaj już nie wracam do tego. Doceniam, jak pięknie teraz żyję. Bolesna przeszłość minęła. Była najlepszą szkołą życia. Bardzo dziękuję wszystkim – a w szczególności rodzicom – za to, że mogłam tak szybko wydorośleć, a także za to, kim jestem, co robię, co osiągnęłam, za to, że czuję się spełniona i szczęśliwa, za to, że mogę pomagać ludziom, by na najgłębszym poziomie zaufali samym sobie.
Ostateczną decyzję, że mam skupić się na byciu medium, terapeutką, podjęłam po tym, co zrobiła moja bratowa.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam dziewczynę mojego brata, od razu uświadomiłam sobie, że stanie się coś złego. Powiedziałam na głos, że jest złym, przebiegłym człowiekiem. Wiele razy powtarzałam to rodzinie. Pamiętam taką rozmowę:
– Mniej więcej w wieku dwudziestu pięciu lat zrobi coś strasznego…
– Przestań. No coś ty… Mam żal do ciebie, że takie rzeczy opowiadasz.
Co z tego, że wiedziałam, że wydarzy się tragedia? Kiedy dowiedziałam się, że ona zostanie żoną mojego brata, zrozumiałam, że nikt już nie zechce usłyszeć moich słów. Mama, dla której syn był zawsze oczkiem w głowie, całkowicie zaakceptowała jego partnerkę. Mama i moje siostry złościły się, że tak źle o niej mówiłam.
– Dlaczego tak czujesz? Przecież ona jest dobra.
Bo niby była dobra. A ja czułam, że manipuluje ludźmi, robiąc maślane oczy.
– No nie, znowu Honorata coś mówi, coś „widzi” – wyśmiewały mnie.
Tylko ojciec myślał podobnie jak ja.
Miała około dwudziestu pięciu lat, kiedy z kochankiem zaplanowała morderstwo. Do dokonania zbrodni namówiła młodą dziewczynę. Wręczyła jej broń i przekonała, by strzeliła mojemu bratu w tył głowy. Jej kochanek wykopał w lesie dół, by zakopać ciało. Kiedy wjechali do lasu, samochód nieoczekiwanie ugrzązł. Rozdzielili się, pozostawiając zwłoki. Wtedy zmieniła plan działania. Bratowa pobiegła do pobliskich zabudowań i szlochała, że porwali jej męża. Opowiadała, że zabrali autostopowicza, który chyba męża zabił, a jej jakimś cudem udało się uciec.
Wieczorem przyjechała do mnie mama, żeby powiedzieć, że dostała telefon z policji. Zanim się odezwała, powiedziałam:
– Nie żyje… Zabiła go…
– Jak możesz tak mówić?!
Zbrodnia, choć opracowana w najdrobniejszych szczegółach, okazała się wielce niedoskonała. To duch zatrzymał ich samochód. Gdyby nie to, że auto ugrzęzło, zatrzymało się, nie byłoby ciała, nie dałoby się odkryć sprawców. Wszyscy ze współczuciem pomagaliby wdowie. To ja wyczułam, znów usłyszałam, że ona jest w ciąży i powiedziałam o tym policji. Podczas przesłuchania zaprzeczyła, ale po badaniu musiała się przyznać. Długo jeszcze upierała się, że to dziecko mojego brata, ale DNA jednoznacznie wskazało, że to nieprawda.
– Jak możesz ją oskarżać? Ona tak cierpi! – powtarzało mi wiele osób z rodziny.
W dniu pogrzebu wiele się dla mnie zmieniło. Kiedy przywieźli ciało brata, stałam już w kaplicy. Przyjechałam dużo wcześniej. Rozmawiałam z nim. Zanim ludzie zaczęli się schodzić, poczułam, że ktoś bierze mnie za rękę i wyprowadza na zewnątrz. Tak, to był duch. Kiedy odeszłam, przyjechała jego żona.
Po pewnym czasie podeszła do mnie nasza mama.
– Wracaj, wiesz, co się dzieje…? Ona chce mu założyć obrączkę na palec, ale jakoś nie wchodzi.
Byłam przerażona:
– Mamo, co ty mówisz? Chcesz pozwolić, by morderczyni założyła mu obrączkę?
– Jak możesz?! To jego żona… Ona go kocha i bardzo cierpi.
Nawet mama stała po jej stronie.
Wtedy bez słowa odwróciłam się od niej, wyszłam z cmentarza i pomaszerowałam przed siebie. Tutaj też prowadził mnie mój przewodnik i ochronił przed patrzeniem na fałsz i obłudę. Bratowa podczas całego pogrzebu kilka razy urządzała przedstawienie – histeryzowała i krzyczała, jak bardzo go kocha. Szła do grobu z moją siostrą pod rękę i rozpaczała.
Duch przewodnik zabrał mnie stamtąd oszczędzając mi tych żałosnych scen. Do kaplicy przyszedł też kochanek bratowej. Przyniósł kwiaty, ale nie uczestniczył w pogrzebie do końca, bo… został zatrzymany.
Przy wyjściu z cmentarza i na nią czekała policja:
– Jest pani aresztowana.
Odparła spokojnie:
– Ale za co?
Wskazałam policji wiele szczegółów, wszystkich jej wspólników, byłam oskarżycielem posiłkowym w sądzie. Moje intuicje przydały się w odkryciu, jak przerażająca była to zbrodnia.
Kiedy rozpoczął się proces, wydawało się, że dostanie wyrok 10 lat więzienia. Starała się przedstawić siebie w jak najlepszym świetle, jednak zebrane dowody skłoniły sąd do skazania jej na 25 lat, a jej wspólników na 15 i 13. Przyczyniłam się do tego, że mordercy mojego brata ponieśli zasłużoną karę.
Jeden z prawników, zaskoczony tak surowym wyrokiem sądu, zapytał mnie:
– Kto panią kierował?
– Siła wyższa i prawda — odpowiedziałam bez wahania.
„Ignoranci chcą cię ukarać za mówienie prawdy. Nigdy nie przepraszaj za to, że masz rację ani za to, że wyprzedzasz swój czas. Jeśli wiesz, że masz rację, wyraź swoje myśli. Prawda jednego wciąż jest prawdą”.
Mahatma Gandhi
Ta tragedia bardzo mocno mnie naznaczyła. W moim sercu na zawsze pozostanie rana. Długo wyrzucałam sobie, że kiedy zobaczyłam ją pierwszy raz, wprost mówiłam o tym, co widzę, ale nie byłam wystarczająco przekonująca. Poza wszystkim sporo ludzi w rodzinie i wśród znajomych całkowicie się ode mnie się odcięło. Mówili, że oskarżałam ją bez powodu, oceniałam, posądzałam.
Nie zwariowałam. Ale bardzo mnie zmieniło tamto zdarzenie. Miałam wtedy trzydzieści lat. Boleśnie odczułam, że nie wolno mi, że nie mam prawa zamykać się na swój dar. Zyskałam pewność siebie, tego, co widzę, słyszę i czuję jako medium. Zdecydowanie otworzyłam się na łączność z duchowością.
Umiejętność odzyskiwania sił po trudnych doświadczeniach możliwa jest wtedy, kiedy jesteśmy świadomi. Najłatwiej żyć nie najsilniejszym ani najinteligentniejszym, ale najbardziej elastycznym i świadomym.
Chcę przekazać innym, czego się nauczyłam, na co sobie dałam przyzwolenie, a nie płakać, że niektórzy bali się mnie, jeszcze kiedy byłam dzieckiem, bo natychmiast wychwytywałam, kiedy kłamią. Latami zamykałam się i otwierałam, przez jakiś czas wręcz walczyłam przeciwko sobie. Kiedyś moje życie nie było pełne, wiele wątków mieszało się. Popełniłam wiele błędów. Ale przetrwałam, pomimo strasznych przeżyć – jak śmierć mojego brata, którą oczami umysłu zobaczyłam wcześniej, a której nie udało mi się zapobiec.
Kilka lat temu mój serdeczny starszy kolega powiedział:
– Wiedźmo, czas już wyjść z lasu.
Ale wtedy jeszcze nie umiałam tego zrobić. Powoli wychodzę z ukrycia i pokazuję coraz większym grupom ludzi, że warto być sobą.
Rok 2000 to prawdziwy przełom w moim życiu. Wtedy pojęłam do końca, że chcę i że będę szła swoją własną drogą, że będę ufać sobie, że nigdy więcej sobie nie zaprzeczę, nie oddalę się od siebie, nie będę przed sobą uciekać. Dziś wiem, kim naprawdę jestem i jakie w tym życiu jest moje zadanie. Chcę je realizować.
To był wtorek, poczułam, że mam wyjechać do Anglii. W niedzielę byłam już tam z dziećmi. Czułam błogość i spokój, jakbym wróciła do siebie do domu. Wiedziałam, że coś mnie tu czeka. Nie chciałam pracować dla kogoś ani u kogoś, chciałam założyć wielką agencję nieruchomości i mieć dom nad samym morzem. I tak się stało w ciągu trzech lat.
Poczułam się wreszcie scalona, kompletna, i wszystko poszło jak z płatka, chociaż wszędzie chodziłam ze słownikiem – znajomość angielskiego nie przyszła jak za pstryknięciem palca. Moje zainteresowania prawnicze połączyłam z łatwością nawiązywania kontaktów z ludźmi i to zbudowało sukces. Wyrażałam intencję, że w ten sposób też będę pomagać ludziom. Chciałam im dawać poczucie bezpieczeństwa, bo posiadanie własnego miejsca na ziemi stanowi jego ważny element. Jeśli zaufasz temu, co jest w Tobie, co jest częścią Ciebie, to wszystko przychodzi lekko – tak właśnie przyszły nieruchomości.
Trudne doświadczenia, bolesne poszukiwania, ciągła praca nad sobą i z innymi doprowadziły mnie do głębszego zrozumienia siebie i zaakceptowania świata, doprowadziły mnie do tego, kim teraz jestem.
Odkąd połączyłam się ze swoim sercem i zrozumiałam samą siebie, moje życie zaczęło inaczej pachnieć, nabrało żywszych kolorów. Kiedy stałam się całą sobą, odzyskałam wolność. Odkąd rozwijam się i uważnie pojmuję wszystkie aspekty, odkąd pomagam innym w rozwoju, mam pewność, że wszyscy jesteśmy duszą, duchem, umysłem i nie warto grzęznąć jedynie w świecie fizycznym i jego prawach.
Można powiedzieć, że mam dwie matki: jedna dała mi życie – to Polska, druga pokazała drogę – to Anglia. Obie są bardzo bliskie mojemu sercu. Anglię kocham dlatego, że właśnie tutaj zrozumiałam, że to, co mam w sobie nie jest czymś, czego mam się wstydzić, co mam ukrywać. To dzięki ludziom, których poznałam w Anglii, poczułam, że mogę się rozwijać, uwalniać swoją duszę, zaspokajać pragnienia, naprawdę zrozumieć życie, wszechświat, a także świadomie inspirować siebie i innych, zadając najważniejsze pytania: kim jestem, dokąd zmierzam i kim chcę być? To tutaj moje światy: fizyczny i duchowy, zaczęły współgrać, moje życie zaczęło płynąć swobodnie i rozwijać się w dobrym kierunku. Na mojej drodze pojawiły się osoby podobne do mnie.
Siła wyższa przyciągnęła mnie w miejsce, gdzie pracowały wspaniałe medium – dzisiaj są moimi serdecznymi koleżankami – Val Farrow i Bronia West. To właśnie one uświadomiły mi, że jestem jedną z nich i pomogły rozwijać się, wskazały, na czym szczególnie powinnam się skupić. Miało to dla mnie ogromne znaczenie i jestem im za to ogromnie wdzięczna.
To w Anglii rozwinęłam swoje umiejętności – skończyłam hipnoterapię w East Anglian Institute of Hypnotherapy, studiowałam w The Arthur Findlay Spiritual College London Stansted – The World’s Foremost College for the Advancement of Spiritualism and Psychical Sciences. Choć już jako dziecko wiedziałam, jak to robić, teraz moje umiejętności potwierdza oficjalny dokument.
Systematycznie chodzę na potrzebne warsztaty. Nadal chcę się rozwijać. Dzisiaj sama prowadzę wiele takich warsztatów. Szybko rozeszła się wieść, że mam intuicję, że skutecznie pomagam ludziom w rozwiązywaniu nawet najtrudniejszych czy najbardziej nietypowych problemów życiowych.
Nie ma żadnej sprzeczności w tym, że odniosłam sukces w biznesie, a jednocześnie jestem medium – prowadzę terapie z pomocą dusz, które odeszły i czytam ludzkie myśli. Choć może wydawać się to skrajnie różnym podejściem do życia, jest wręcz przeciwnie – wewnętrzna integracja pozwala zarówno twardo stąpać po ziemi, jak i odczytywać ukryte przekazy duchowe i pomagać innym.
Chcę to wyraźnie podkreślić – rozmawiam z drugą stroną, czyli duszami, potrafię łączyć się z myślami innych, a w biznesie stoję mocno na ziemi. Te aspekty nie wykluczają się. Zarządzam sporą firmą, zatrudniam pracowników – także ich zachęcam do kierowania się intuicją. Jednocześnie prowadzę terapię, organizuję warsztaty, robię odczyty. Kiedy przyjechałam w odwiedziny do Polski po kilkunastu latach, już całkiem śmiało, bez obaw mówiłam, że jestem medium, terapeutką, ale też bizneswoman. Bo czuję się zharmonizowana, kompletna.
------------------------------------------------------------------------
1 Kieruję się zasadami zaufania, zachowuję całkowitą dyskrecję, dlatego wszystkie imiona i szczegóły, które mogłyby ewentualnie pozwolić zidentyfikować ludzi, z którymi pracowałam, w tym przede wszystkim moich klientów, zostały zmienione.