- W empik go
...usłysz mnie - ebook
...usłysz mnie - ebook
Pisane prostym językiem wiersze z pewnością będą zrozumiałe dla każdego czytelnika. Nasycone dużą dozą miłości, bólem a także wiarą i nadzieją na lepsze jutro. Inspirowane uważną obserwacją otoczenia oraz osobistymi przeżyciami autorki. Jej zmaganiem się z chorobą, tęsknotą za tym co bezpowrotnie utraciła, a także umiłowaniem do natury i bezsilnością wobec zła które nas otacza. To przeplatanka smutku i radości, często z morałem i optymistycznym spojrzeniem w przyszłość.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8245-206-8 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Piszę a serce mi każde słowo dyktuje
Jedno mnie smuci drugie raduje
To jak dyktando w szkolnej ławce
Nie chce wyraz pasować zawsze
Słowa składam w zdania
Nie lada to wyzwanie
tak ze sobą je połączyć
By większego znaczenia nabrały
By czegoś uczyły
Lub jakąś historię opowiadały
Serca, więc pytam za każdym razem
Ono jest moim drogowskazem
Wskazuje taki kierunek
Gdzie się nie zagubię
Gdzie życia mojego historia
I życia mego sens
Gdzie rozterki, ból i przeżywanie
Gdzie miłość i z losem zmaganie
Z grubsza taką właśnie mają moje wiersze treść
Jest w nich też przesłanie
Do przemyśleń dane
Może ktoś pójdzie po rozum do głowy
Jak już się bardziej zastanowi
Zmieni swoje na świat spojrzenie
Przestanie żyć złudzeniem,
Co by to nie było
Mniej tego czy więcej
To i tak na pewno ucieszę się więcejZwykła dziewczyna
Zwykła dziewczyna,
Jakich wiele na świecie
Skromna i miła
Czasem chodzi
w śmiesznym berecie
Ani piękna, ani brzydka
Szukająca sensu życia
Wady ma i wielkie marzenia
Podąża własną drogą
Szukając tych marzeń spełnienia
Przeciera ciągle szlaki nieznane
Z nadzieją na szczęście
Idąc prosto przed siebie
Potrafi też mówić bez sensu
Często…
Wtedy, gdy w tłumie się zgubi
A on otacza ją gęsto
Myszy też nie lubi
Tak jak to dziewczyny
Wtedy nie zwleka
Na stół ucieka
I stroi głupie miny
Krzyku głośnego się boi, ·Kiedy osiąga wyżyny
Płacząc, bo jest po prostu głośny
Bez przyczyny…
Zwykła kobieta, jakich wiele na świecie,
Co złą minę skrywa pod uśmiechem
Robiąc ją często dobrą do złej gry
Zwykła kobieta tu opisana
Chce przede wszystkim kochać i być kochanaJej portret
Pomaluj moją duszę
Kolorami nasyć́ każdy dzień́
Niech się w niej już nie pojawia
Ani szarość́, ani czerń́.
Pomaluj moje ciało
Atłasem lub jedwabiem
Takim, co zmęczeniu
przyniesie ukojenie
Będzie cudownym balsamem na ran wygojenie
Pomaluj moją twarz tę wychodzącą z cienia, ·
Co w blasku światła lekko się̨ zarumienia
Pomaluj moje oczy, w których blask nie gaśnie, ·
Lecz z wielkiego szczęścia
świecą̨ coraz jaśniej.
Pomaluj moje usta gotowe na pocałunki
Całe pokryte kolorem czerwonej szminki
Tak by wyglądem kusiły
uwagę wszystkich zwracały
i jeszcze przy tym pięknie się uśmiechały się.
Pomaluj moje stopy
Dłonie moje pomaluj
Pędzlem miejsce przy miejscu
Farby do tego nie żałuj
A jak już̇ skończysz i pomalujesz mnie całą
Tak żeby ani kawałka ciała bez barwy nie zostało.
Spójrz na mnie
Dłoń́ swoją mi podaj i poprowadź́ mnie
Do bram życia w kolorach
Bym je mogła szeroko otworzyć I ożyć́…
Taka barwna i kolorowa
Będę̨ chyba na takie życie gotowa?
Więc już̇ nie zwlekaj,
Tylko mnie pomaluj…
Czekam…!Tęsknota
Tam gdzie szczęście ma swe imię̨
Gdzie tęsknota ma spełnienie
Tam gdzie miłość́ moja wielka
i moje pragnienia.
Gdzie dzieciństwo, dorastanie i dorosłość?·
Tam gdzie jest po prostu
To coś!
Tam gdzie uśmiech najpiękniejszy
Gdzie słońca blask
Gdzie plaża i piach
Gdzie wszystko jest takie moje
Gdzie każdy kamień́ me kroki pamięta
A każda ulica zapach mych perfum
Tam byłam, tam żyłam
Tam ciągle jestem
Tam dusza ma pozostała i serce
Tam mój uśmiech i wiatr we włosach
I właściwie wszystko to, co kocham
I spieczona twarz od słońca
Szum lasu i fal
Przecież̇ tam spędziłam
Kilkadziesiąt lat
Tam piach na plaży o mnie opowiada
O tym jak często tam chodziłam
O tym, jaka szczęśliwa wtedy byłam
Gdzie jest teraz tamta dawna ja?
Czy ktoś́ jeszcze mnie pamięta?
Czy taką ktoś́ mnie zna?
Skoro takiej jaką byłam nie pamiętam nawet ja…!?Kamienna droga
Deszcz drogę pokrywa po której stąpam
Kamienną, twardą, brudną od błota
Niebo zakryte całe chmurami
Twarz moja przykryta
powietrzem
Oddycham i chcę powietrza więcej
W strugach deszczu stoję pochylona
Nad taflą wody zebranej w kałuży
Niczym do lustra zaglądam
Szukając swego odbicia
Wiatr myśli moje kołysze
Przeżywam życie
Chwile…
Serce okryte bólem
Żal tłumi
Cicho płaczę
Może to deszcz na policzki kapie?
Marzenia w snach ukryte
Przemykają jakby tuż obok
Czasem lubię tak w deszczu stać i moknąć
I choć dusza zdaje się
W tym deszczu łkać
To ja będę tak stać..
W oczekiwaniu na słońceNiepewność
Pytam siebie...dokąd idziesz?
Dokąd myśli wiodą̨ Cię̨?
I czy znajdziesz czego szukasz
Pośród tego co jest złe?
Idę̨ szukać pięknych dróg
Wśród tych krętych i budzących lęk
Tam gdzie jest nieznany smutek, ból wszelki, płacz i gniew
Widzieć chcę promyk nadziei
W beznadziei
Nikt mnie nie zatrzyma
Szukam jasnych i radosnych dni
Pośród ciemnych groźnych chmur
W pioruny zaklętych
Chcę uciszyć rozszalałe i groźne odmęty
Zło w dobro chcę zamienić
To którego dziś wszyscy
tak bardzo szukamy!
Otworzyć chcę przed nim zamknięte bramy
By wpuścić je do środka
I się z nim spotkać
Rękę̨ mu podać na zgodę̨
Blasku w szarości szukam
Tego co świeci jaśniej od słońca
By rozjaśniał każdy dzień
Zieleni traw, szumu lasu
Chcę zagubić się̨ tam
Bez poczucia czasu
Muzyki w ciszy idę̨ szukać
Chcę usłyszeć jej dźwięk
Niech w eter popłynie nuta
i anielski śpiew
Ciszy wśród krzyku
Krzyk przeszkadza i mocno rani
Chcę ugasić ten zły ogień
Co tak mocno parzy
Czy odnajdę tyle siły w sobie
By to zrobić?
Bozie mój daj mi znak
I małą podpowiedźSmutek
Smutek jest jak mgła co osnuwa ziemię
W każdy zakamarek się wciśnie
W każdą szparę wejdzie
Biegnę we mgle
Jej drobne krople
Osiadają̨ mi na twarzy
Białym woalem oczy zakryte
Widzą bardzo niewiele
Odrobiny światła szukam
by biec nieco śmielej
Dusi mnie ciężkie powietrze
Wdziera się do gardła
I ściska wściekle
Przeklęte…
Wielka to siła
Niepojęte..
Z trudem łapię oddech
Ale biegnę̨ dalej
Pod stropami szelest liści
Gałęzi słychać trzask
Jedna z nich mocno
uderza mnie w twarz
Łza w oku się zakręciła
Po policzku popłynęła
Dłonią̨ ją otarłam
Ona na murawę spadła
Na liściu się rozprysnęła
Potem ziemia ją skradła
Pochłonęła..
Dalej biegnę jak we mgle
No bo niby czemu nie?
Mgła układa włosy w loki
Od wilgoci
Twarz piecze od gałęzi uderzenia
Oddech się zmienia
Dużo lżej mi się oddycha
Powietrze niemal łykam
Zieleń mnie w koło otacza
Pod stopami ziemia
Istnienie…
Przemijanie …
Rozstanie…
W samotności trwanieZupa życia
Szarość dnia, słońca blask
Dziki śmiech, cichy płacz
Nienawiść i miłość
Z nią̨ serca drżenie
Teraźniejszość i wspomnienia
Deszcz, wiatr i burze
Po nich kałuże
Zwiędły kwiat
Ból i strach
Tak od lat
Miesza się̨ życia smak
Po same brzegi wypełniony wielki gar
Zupa życia, nie zawsze ma dobry smak
Lecz od chwili narodzenia
Codziennie jest nam serwowana do jedzenia
Kiedy nocą̨ smacznie śpimy
Rankiem kiedy się̨ budzimy
Zupa ciągle się̨ gotuje
W garze wrzątek bulgocze
i gorącem paruje
Od rana gdy tylko otworzysz oczy
Gotowa jest do jedzenia
I to nigdy się nie zmienia
Chochlą w garze teraz mieszaj
i nalewaj… i nalewaj…
Lej tyle ile będziesz chciał
Bylebyś tylko radę zjeść dał
Nie ma żadnych ograniczeń́
Nikt ilości tu nie liczy
I tylko od Ciebie zależy
Czy jadł ją będziesz na dużym
czy na małym talerzuUśmiech
Trzeba umieć się uśmiechać
Nawet jeśli z oczu płyną̨ gorzkie łzy
Kiedy ból ciągle dokucza
Trwając nieprzerwanie
kilka długich dni
Gdy kąciki ust opadają̨
Zastygając w brzydkim grymasie
Musisz sobie dać z nimi radę
W możliwie szybkim czasie
Siłę̨ musisz w sobie odnaleźć
By móc z uśmiechem dalej żyć
Wszak szpetny grymas szkodzi nawet Twej urodzie
Trzeba umieć się uśmiechać
Nawet kiedy serce łka
Bo nawet ten mały uśmiech wielką siłę w sobie maZaczarowana
Zaczarował mnie świat tysiącem barw
Wokół nas mieniąc się kolorami tęczy
Zielenią lasów gdzie ptaków śpiew słychać pomiędzy
koronami drzew
Szafirem mórz i na biało pieniącymi się̨ falami
Lazurem jezior i płynącymi po nich żaglówkami
Kolorem ryb na dnie oceanu
I raf koralowych..
Od ich widoków aż kręci się w głowie
Nieba błękitem i ciemnym granatem
Który nocą̨ przychodzi kładąc się nad światem
Pokrywając go srebrnymi gwiazdami
By niczym małymi żarówkami
ciemne niebo rozjaśniały
I słońcem złotym wstającym ze świtem
Szarością̨ gór ze śniegiem pokrytym szczytem
Łąkami pełnymi kwiatów
Tam gdzie fruwają̨ motyle
Wszystkiego dookoła jest tyle
Na ten widok serce się raduje
Oczy blasku nabierają
W oddali dzwony przygrywają̨
Sercem swym w duszę uderzają
Wszystkim wieść o pięknie świata oznajmiając
Zaczarował mnie świat
Tysiącem barw
Już̇ nikt mnie nie odczaruje
Bo kocham i sercem swym mocno
Wielką miłość́ do tego świata czujęRóża herbaciana
Piękna róża herbaciana..
Nie czerwona …!
Pośród innych kwiatów rośnie
Jakby nieco nieobecna
trochę zamyślona
Ogród urokiem swym zdobi
Płatki w pąku ku słońcu zwróciła
Pomału je teraz rozwija
A gdybym tak różą była..?
Czy bym serce Twe zdobyła?
Czy kolorem swoich płatków
bym Cię zachwyciła?
Czy wtedy byś zapragnął bym z Tobą na zawsze była?
Wziął byś mnie do domu?
Włożył do szklanego wazonu?
Postawił mnie tak …
Bym mogła z niego dzielić z Tobą świat?
By twe oczy mnie widziały
Bliskości ciągle ze mną szukały
Cieszyłaby nas każda spędzona ze sobą chwila
Dopóki bym nie zwiędła i
płatków nie zgubiła
Potem już odejdę w nicość
i już mnie nie będzie
Pozostaną zwiędłe płatki rozsypane wszędzie
Jak myślisz?
Jak by to było?
Gdybym tak w różę się zmieniła?Pustka
Z kąta w kąt się snuje
Spogląda w okno.
Deszcz pada, pogoda się psuje, Pusto …
Ciszą jak mgłą pole mieszkanie spowite
Jakby w bezruchu zastygłe
Deszcz w szybę puka coraz mocniej
Dźwiękiem kropel ciszę mąci
Nic nie szkodzi
Cisza boli…
Złe myśli przywodzi
Niech więc leje, niech puka
Woli kropli deszczu grających po szybie słuchać
Jej wzrok przykuł pył drobny na blacie stołu
Tylko on na nim osiadł
Pusto jest dookoła
Nie ma nakryć..
Do obiadu nikt nie siada
I na obiad nie woła
Odruchowo dłoń po blacie przesunęła
Tak jakby kurz zetrzeć chciała
Przez chwilę się zawahała
Łzy z oczu popłynęły bezwiednie
Nie chcąc.
Żal z serca wylały na zewnątrz
Twarz oparła na dłoniach
Raz po raz mokre policzki wycierając
Cichutko szlochała
Palcem łzę co na blat spadła rozcierając
Przymknęła powieki
I poczuła jak ją otula
ciągle jeszcze unoszący się
w powietrzu zapach znajomych perfum
Westchnęła..
Łzy ciągle płynęłyOna
To co małe dla niej jest wielkie
Wszystko wokół nazywa
p i ę k n e…
To piękno w prostych
rzeczach dostrzega
Tych których nikt
nawet nie zauważa
O niczyje względy
nigdy nie zabiega.
To w jej życia na pewno
się̨ nie wydarzy
Wrażliwa..
Nad wyraz…
Radość czerpie z tego co ją otacza
Tam jest jej serce
Ku temu swe dłonie zwraca
Do kwiatów i drzew wzdycha
Tym żyje i jak tlenem oddycha
Napędza ją to do życia
Jak wiatr który w liście dmucha
Z nimi idzie przez życie
I ich szeptów słucha
Ciesząc się̨ każdą daną
jej chwilą
Stara się̨ żyć teraz i dziś…
Jakby jutra miało już̇ nie być
Po łąkach chce fruwać
Niczym motylek
Zapamiętując dobre życia chwile
Chodzi po lasach w trampkach
Nie na obcasach!
Do słońca się̨ uśmiecha
Z ptakami piosenki śpiewa
Nie oczekuje niczego
Nie czeka na coś lepszego
Łapie od życia to co jest jej dane
Już̇ nie raz ze śmiercią
miała niemiłe spotkanie
Nie odkłada niczego do jutra
Bo dobrze o tym wie
Życie nasze jest krótkie
A jutro może nie nadejść́Cienie
Lubię ciszę wieczorną
Gdy tak leżę w pokoju
Otacza mnie tylko oaza spokoju
Tańczą po ścianach cienie lamp wesołe
Migając dookoła
Włączam wyobraźnię
i w nich widzę różne postacie
Skradają się potajemnie
Budząc ciekawość we mnie
Dzielę się z nimi myślami
Rodzi się więź miedzy nami
Zamglone na ścianie
Przeżywanie…
Lubię to moje błądzenie między jednym a drugim cieniem
Leżąc w swoim przytulnym kątku
Z głową na miękkiej poduszce
Zaczynam od początku
Bo wcale się tym nie nudzę
Serce bije powolnie
We mnie jest tak spokojne
Cenie ciągle igrają
I tą swoją zabawą
Szybko mnie usypiająSpotkanie owiane tajemnicą
Obudziłam się̨ wcześniej niż̇ zwykle
Wstałam…
Choć́ nie do końca byłam wyspana
W radio cicho grała muzyka
Melodię dobrze mi znaną
Cicho ją nucić́ zaczęłam
Stopy stawiając na dywanie
Rozpoczęłam poranny taniec
Kręciłam piruety
Dłonie niczym skrzydła motyla
Dane mi na chwilę i nagle
Unosiły mnie lekko
Coś ścisnęło w gardle
Stanęłam przy oknie
Nieruchomo tak stałam jak skała
Liście tańczyły na wietrze
Wokół siebie wirowały
Jakby mnie w tańcu naśladować chciały
Pomyślałam …
To dla mnie ten taniec
Liście mienią się kolorami
Patrzę̨ na nie jak w obrazek
Przykleił się̨ liść na me okno
Jak na miejsce dobrze mu znane
Ruchem głowy do niego skinęłam
Do szyby ma twarz przylgnęła
Dłoń́ do palców liścia przyłożyłam
Poczułam przejmujący chłód
Dziwne doznanie..
Czułam że ktoś jest tuż obok
Uśmiecha się̨ i patrzy na mnie
Westchnienie… Ktoś się̨ zbliżał
Mówił do mnie moim imieniem
Ciszą i dziwną tajemnicą osnute zdarzenia
Na całym ciele ciarki
Przed oczami postać wychodzącą z cieniaGorset
Coś ściska jak gorset
Co mocno sznurujesz
Serce bije słabo
Więc go poluzuję
Ciągle nie daje mi oddychać
Powietrze jak ryba połykam
Kolejną sznurówkę luzuję
Precz z gorsetem
Ja go nie potrzebuję
Co u licha!?
Coś się zacięło?
Ciężko.
Jakby w gardle coś utknęło
Próbuję wszystkiego
Brakuje mi sił
Żeby ten gorset luźniejszy był!
Wreszcie puściło
Wreszcie oddycham
Serce z miejsca ruszyło
Równiej teraz bije
Żyję…
Mija przerażenie
Twarz się zarumienia
Nawet lekko się uśmiecha
Znowu się zachwycam każdym oddechem życia …Umilanie
Umilanie
Kwiaty w wazonie
Herbata na stole
Swym aromatem zmysły pobudza
Tuż obok talerz z ciastkiem pełnym kremu, stoi
I jakieś dziwne miny stroi
Swym wyglądem mnie kusi
By je skosztować aż się prosi
Spogląda na mnie tak uroczo
Zanurzam w nim oczy jak morskiej toni
Już nic mnie przed nim nie obroni
Mam na nie ochotę
Chyba spróbuję troszeczkę
Choć malutką łyżeczkę
Teraz już siedzę sobie
I po prostu nic nie robię
Jem ciastko herbatę słodzę
Jeszcze wrzucę do niej cytrynę
Niech i ta przyjemność mnie nie ominie
Po raz kolejny krem z ciastka smakuję
Usta me słodycz przepełnia
Herbata swym smakiem tę słodycz dopełnia
Tak dobrze mi
Tak sobie umilam ten dzień i inne dni
Umilam sobie życie
Znakomicie…
Tak niewiele trzeba by poczuć się przyjemnie
By nic sobie nie robić
Z tego co jest i z tego co będzie
Ot takie umilanie
Na troski i smutki
Na poranne wstawanie
Na szarego dnia skutki
Czuję się tak cudownie tak błogo
Tupię sobie pod stołem nogą
Myślę, a właściwie nie myślę wcale
Włosy upięte niedbale
Ciszy słucham
Buzia od ucha do ucha uśmiechnięta
Teraz nie ma mnie dla nikogo
Umilaniem jestem zajętaSchody z kamieni
Z kamieni rzucanych pod nogi zbuduję schody
Zamiast spadać w dół pójdę do góry
Wysoko tak że dłońmi dotknę chmury
Ze słońcem się przywitam
O zdrowie go zapytam
Prowadzić będę
z nim długie rozmowy
Rzec by można kolorowe…
Ciekawe…
Mądrością podszyte
O życiu …
Skończymy je bladym świtem
Słońce mi w twarz będzie świeciło
Spojrzy głęboko w oczy
W ich odbiciu ujrzy z kamieni ułożone schody
Po których kroczę
Złotym promieniem je pokryje
By były pełne blasku
Będzie jaśniej
Wtedy na pewno ze schodów nie spadnę
Pójdę dalej nie upadnę
Zadowolona z twarzą pięknie opaloną
Pewna siebie..
Uniosę głowę do góry i wykrzyczę głośno
Tę siłę dało mi słońce
i chmury!Jestem wiatrem
Jestem jak wiatr
Wiruję tuż nad Tobą
Nad Twoim nagim torsem
I w poduszkę skrywaną głową
Pełno mnie wszędzie
Jestem..
Otulę Cię na przemian
to chłodnym to gorącym powietrzem
Tak by wszystko w Tobie poruszyć
Od serca po duszę
Nie potrzebne mi nawet ręce
Wszędzie przeniknę
Wszędzie wejdę
Wiatrem jestem nie do okiełznania
Wiatrem jestem tym spokojnym i ciepłym do kochania
Wiatrem o różnej sile
Czasem jestem na dłużej
Czasem wpadam na chwilę
Dobrze znasz moje imię
Twojej ciało na samą myśl o nim drży całe
Lecz się mu nie opiera wcale
Tylko z wiatrem chce się unosić jak wzburzone fale
Bo jest on pełen uroku z magicznym światłem w środku.Piosenka o miłości
Chodź zaśpiewam Ci piosenkę o miłości
O miłości która ciągle żyje w nas
Nie zabrały nam jej wielkie burze
Ani mijający czas
Takiej czułej i gorącej jak rozgrzany węglem piec
W nim się ogień ciągle pali
Ciągle węgle żarzą się
Chodź zaśpiewam
Ci piosenkę o miłości
Wielkiej i oddanej
Takiej prostej i zwyczajnej
Nie zakłamanej
Nie udawanej
Tej od losu nam danej
Chodź zaśpiewam Ci piosenkę o dziewczynie
Tej co kocha i to nigdy jej nie minie
Ona nigdy Cię nie zdradzić
w mroku nie zaginie
Wierna ona i oddana jest jak pies
Ciągle serce jej przy Tobie
Tylko z Tobą wciąż być chce
Chodź zaśpiewam Ci piosenkę o miłości
Którą ktoś w podarunku nam dał
Ciągle w naszych sercach gości
Szanujemy ją jak skarbTaniec z motylem
Tańczyłam dzisiaj z motylem
Wpadł sobie do mnie na chwilę
Jak liść wiatrem poderwany
Tańczył wokół mnie niczym tancerz doskonały
Usiadł mi na dłoni i na kapeluszu
Machając skrzydłami w tany ze mną̨ ruszył
Tańczył bez wytchnienia
Skrzydeł nie żałował
I nawet przez chwilę nigdzie się̨ nie schował
Kręcił piruety
Na stopach mi siadał
Jakby do tańca nam kroki układał
I choć nie grała żadna muzyka
Słyszałam piękną melodię
Taką co serca dotyka
Nie można uwolnić się̨ od niej
Słońce mocno grzało
A ja z motylem po piasku pląsałam
Jak w sali balowej ogromnej
lecz zupełnie pustej bez widowni
Nagle zniknął i mnie zostawił
Widziałam jak leciał w kierunku trawy
Zaszył się wśród bujnej zieleni
Pozostawiając po sobie tylko
miłe wspomnienieDroga do snu
Pachnąca pościel już̇ czeka
W kolorze wiejskiego mleka
Cudownie kremowo -biała
Dzień cały z wiatrem igrała
Słońce ją grzało
Aby była w dotyku miła
By dobrze się w niej spało
Na poduszce głowę kładę
Jej miękkość mnie przytula
Coraz mocniej w nią się zatapiam, wtulam…
Zapach łąki czuję
Wiatr wplótł go w poduszki poszewkę
Podczas wspólnej zabawy
Dodając jeszcze troszeczkę
Zapachu zielonej trawy
Miło jest i przyjemnie
W podróż̇ wyruszam
Do sennych marzeń
Przedziwnych zdarzeń
Oczy zamykam
Słyszę jak gra muzyka
Na strunach ze słonecznego promyka
Melodię miłą dla ucha
Słucham…
W rytm tej muzyki
Lekki wiatr mnie kołysze
Jak dziecko przez matkę̨ bujane w małej kołysce drewnianej
Płynę na chmurze
Wznoszę się ku górze
Odpływam..
Nic mi nie przeszkadza
Nic już do mnie nie dociera
Jestem już bardzo daleko
Zasypiam teraz…Przemijanie
Nie zatrzymasz
Nie zawrócisz
Nie złapiesz w dłonie
Nie wstrzymasz w locie
Tego co uciec chce nieuchronnie
Co przemijaniem się nazywa
Potajemnie gdzieś się skrywa
W życiu umyka tak wiele rzeczy
Temu chyba nikt nie zaprzeczy
Tylko przez chwilę są z nami
Drugi raz nigdy nie dane
Zostaniemy bez nich sami
Ze smutkiem w sercu co rani
Więc doceniajmy każdego dnia
To co życie dla nas ma
Tą małą chwilę na chwilę daną nam
Pielęgnuj jak największy skarb
…i ceń
Choć nie zatrzymasz biegu jej
Tak jak czasu nie zatrzymasz
Bo on wciąż przed siebie mknieBezpieczna przystań
Będę̨ Ci ostoją
I będę̨ wytchnieniem
Bezpiecznym przystankiem
Na niebezpiecznej ziemi
Statkiem na mierzei
Gdzieś́ w spokojnej zatoce
Spójrz tylko w życia pragnieniem wypełnione moje oczy
Będę̨ Twoją muzą i Twoim natchnieniem
Będę̨ drogowskazem
Małym światełkiem w ciemności co drogę̨ Ci wskaże
Drogę̨ do marzeń́..
Będę̨ Ci cnót obliczem
Z ciałem niepokalanym
Wystawianym na próby
Lecz nie pokonanym
Przyjaciółką̨, kochanką̨ i żoną
Będę̨ Ci tym wszystkim co jest upragnione..
Jeśli tylko mnie znajdziesz
Pośród fal w ocenie życia
Pośród lasów zielonych
Które niczym mur wielki mnie bronią̨
Pośród skał które z gór spadają̨
Sobą̨ mnie osłaniając
Szeptu mego słuchaj które echo niesie
Wśród tysięcy gwiazd na niebie mnie szukaj
Jedną z gwiazd tych jestem
By łatwiej Ci szukać́ było
Podpowiedź małą daję
Pomagając tym w Twojej rozterce
Nie szukaj mnie proszę̨ oczami
Lecz szukaj mnie sercem.Kochankowie
Tajemniczy zapach perfum w powietrzu się unosi
Jakby zaprasza
Lub o coś prosi
Gdzie tylko sięgniesz wzrokiem
Otoczone wszystko jest mrokiem
Widać jakieś cienie na ścianie
Dłoń ktoś unosi damie
Całuje ją zauroczony jej urokiem
Przytula się lekko do jej boku
Nieśmiało przy tym
muskając jej swawolne ciało
Które aż krzyczy tym co by chciało
Ona kusi spojrzeniem mrużąc oczy
Jakże pięknie wygląda w bieli
W delikatnej z atłasu pościeli
Niczym Wenus ubrana w gołębie
Na wpół naga po owoc swój sięga
Całuje bezwstydnie..
Zaborczo..
Krew szybciej w żyłach już krąży
Robi się gorąco
Zmysły szaleją jak wzburzona woda
On taki młody
I ona tak młoda
Rozkoszy się oddali
W swym uniesieniu łoże pokalali
W milczeniu chłonąc każdą sekundę która jest im dana
Nawzajem kradnąc swoje spojrzenia
W tajemnicy przed swej miłości ujawnieniem
Teraz gdy oboje już są spełnieni
O tajemnicy zapomnieli
Już nie skrywają się przed światem
Teraz się chwalą miłości kwiatem...usłysz mnie
Krzyczę ciszą
Bo głosu nie słychać
Bez łez płacze
Bo oczy wyschnięte
Słucham chociaż nic nie słyszę
Idę bo mnie nogi niosą
Pod ciężarem ugięte
Dokąd nie wiem
Nie pamiętam
Idę …
Cisza mnie niesie
Niczym wiatr nad polami
Łzami płynę
Jak woda w strumieniu
Po nizinie po wzniesieniu
Tracę kontrolę
Bywa że się boję
Zagubiona gdzieś w przestworzach
Wpadam jak rzeka do morza
Tam już mnie nie znajdziesz
w odmętach morza utonę
Czy odnajdę drogę próbując płynąć w odpowiednią stronę?
Jeśli choć na chwile moją wiarę stracę
Nigdy już więcej mnie nie zobaczysz
Zginę w morskiej toni
Wtedy już nikt mnie nie dogoni
Nikt nie uratuje
Spocznę nad dnie z wodorostami
Razem z pustymi bez ślimaków muszlamiTęsknota za domem
To samo niebo
A jednak inne
To samo słońce
Choć świeci inaczej
Już nie to samo miejsce
na ziemi
Wszystko jakieś inne
raczej…
Nie ten dom
Nie ta ulica
Nic już nie jest jak wcześniej
Nic mnie niczym nie zachwyca
Samotnie idę aleją
pośród obcych ludzi
Nikt mnie tutaj nie zna
Dzień dobry nie mówi
Wracam do domu
W kącie sobie siadam
Znowu łzy popłynęły
Jak to bywa często..
Tak mi za mym domem
ciągle bardzo tęskno…
Tęsknota przybiera na sile
Bo jesienne trwają chwile
Pora bardzo ponura
A słońce co radości wielką mi daje
Zasłania ciemna chmuraTa jedyna
Delikatnie wibruje mi serce
Jak bąbelki z szampanem w butelce
Gdy blisko mnie siadasz
Gdy na mej dłoni pocałunek składasz
Zapominam oddychać
Twą bliskością zdziwiona…
Nieco onieśmielona
Jakby w omdleniu
Pocałunkiem kształt Twych ust sprawdzam
Który co chwilę się zmienia
Daję się ponieść wielkiemu uniesieniu
W bezkres…
Gdzieś na koniec świata
Zmysłom szaleć pozwalam
Wędrując ot tak
Po drodze z naszych nagich ciał
By potem obudzić się rano
I czuć się tą jedyną Kochaną…Stare fotografie
Przeglądałam dzisiaj
Stare fotografie
Wielu osób ze zdjęć już nie ma
Do wielu nie mogę trafić
Ja na tych zdjęciach jeszcze taka mała
W beztroskę cała pięknie ubrana
Na głowie w, kogutka,,
upięte włosy i bose stopy
Jakaś sukienka niezbyt szałowa
I jeszcze tak bardzo pstro w głowie
Pusta i wolna od zmartwień głowa
Z pajdą chleba w dłoni taką z cukrem i masłem
Albo ze skwarkami i pysznym smalcem
Tym co wiecznie twarz smarował
Jak najlepszym krem
Jeszcze do chleba bywał też dżem
Tak bardzo zawsze chciałam dorosnąć
Chyba jak większość z nas
Teraz stawiałabym na odwrotność
I cofnąć chciałabym czas
Znowu dzieckiem być
Nie mieć zmartwień, ani trosk
Nad jutrem się nie zastanawiać
Wesoło się bawić
Może w chowanego
Z koleżanką i kolegą
Kiedy to jedynym zmartwieniem
Było dobrej kryjówki znalezienie
Eh…
Fajnie jest tak czasem
Cofnąć się w czasie
Nawet jeśli są to tylko oglądane z przed lat
Stare fotografieTaniec ze słońcem
Tak mi dzisiaj w duszy gra
Że aż̇ chce się̨ tańczyć́
Słońce woła promieniami
Zaprasza do walca
Więc tańczymy tak od rana
Pomiędzy chmurami
Wiatr powiewa mą sukienką
Bawi się̨ włosami
Oczy skrzą̨ się̨ w blasku
Policzki aż̇ płoną
Słońce ze mną̨ tańczy
Trzymając w ramionach
Pląsam niczym Nimfa Wodna
Pomiędzy falami
I tych fal lekko dotykam
bosymi stopami
Płyń muzyko niech Cię̨ słyszę̨
W sercu i na duszy
Niechaj Twoja wielka siła
Wszystkie skały kruszy
Ja będę̨ tańczyła całym swoim ciałem
By się̨ uwolniło to co jest niechciane.
Spokój czuję…
Płynę̨..
Tak cudownie jest i miło.
Cała promienieję …
A me usta bezustannie ze szczęścia się̨ śmieją̨.Patrząc w słońce
Wpatrzona w blask zachodzącego słońca liczy jego promienie
Choć oczy łzami się̨ przepełniają̨
Ostre światło je rani…
Ona patrzy niezmiennie
Ból oczu ma za nic
Zamyślona..
W myślach tonie
Zamknięta w niewidzialnym kokonie
Złotem słońca się̨ mieni
Zapomina o istnieniu
Gdzie teraz jest?
Chyba sama nie wie
Ulatuje..
Niewiele czuje..
Wciąż patrzy nie odwraca wzroku.
Jest przyjemnie…
Błogi spokój..
Póki nie zajdzie słońce
I świecić nie przestanie
Ona tak zostanie
W słońce wpatrzona
Ciepłem promieni otulonaKrople szczęścia
Czasem wystarczy jedna chwila abym poczuła się̨ szczęśliwa
Wtedy tę chwilę chłonę
jak gąbka wylaną wodę
Uważając bardzo przy tym
Aby nawet jednej kropli nie uronić
By gdzieś ot tak nie przepadła
Bez sensu i po nic
Te krople w mym życia najbardziej się̨ liczą̨
Tak bardzo że ze szczęścia
głośno nieraz krzyczę
Cieszę̨ się wtedy tym co mnie otacza
Wszystkim się̨ niemal upajam
Z uśmiechem na twarzy się nie rozstaję
Wierząc i nie tracąc nadziei
Że jeszcze będzie tak jak kiedyś
Coś nagle się̨ zmieni
Wrócą wszystkie kolory lata i jesieni
Zdrowie nie będzie ograniczało
Ból zniknie w niebycie
Na powrót będę̨ cieszyć się życiem
Nie chcę już̇ liczyć szczęśliwych chwil
Lecz tymi chwilami po prostu móc żyć
Czasem wystarczy jedna chwila by życie w piekło się zmieniło
I w pył obróci to co byłoCzas na sen
W ciszy pokoju senność przychodzi
Odzywa się szeptem zmęczenie
Bez publiczności
Bez zbędnych gości
Ruch życia z szybkiego w powolny zmienia.
Łózko śle już zaproszenie
wypisane na poduszce
Która swoim jednym rogiem
macha jak paluszkiem
Wywołując tym gestem
Na mej twarzy uśmiech
Nie chcąc zawieźć poduszki ani łoża
Chyba się̨ już położę̨
Cała się kołdrą okryję
Aż po samą szyję
Twarz do poduszki przytulę̨
Pieszcząc ją przy tym czule
I szybko zasnę
By do mnie poduszka
nie machała już palcem
Zaproszenie przyjęte…
Zapadam powoli w coraz głębszy sen.
Śpię …Skrzydła
Byłam tam
Nieruchomo tam stałam
Czułam…
Niemal nie zemdlałam
Na półkach skrzydła złożone widziałam
Równo poukładane
Wedle swej wielkości
Żeby wybierać było je prościej
Tak bardzo chciałam je mieć
Z dumą przez życie je nieść
Lecz ich nie nabyłam
Puste me kieszenie
Za uboga byłam
I teraz bez skrzydeł przez życie idę
Upadam i się podnoszę
Chętnie bym się wzniosła do góry
Lecz skrzydeł nie noszęPerfumy
Zapach moich perfum
wszędzie się unosi
Wplata się̨ w moje dłonie
I w rozwiane włosy
Jak kot swym zapachem
Miejsca wszystkie znaczę̨
Nie inaczej…
Tam gdzie stąpam, gdzie siadam, gdzie się kładę
Niczym duch po zakamarkach się̨ skrada
I tym zapachem o mnie opowiada
Nie widać go a obecność czujesz
I na skórze masz dreszcze
Tak właśnie zapach
mych perfum wszędzie się snuje w powietrzu
Kuszące, powabne, wspaniałe
Subtelnie podkreślają
zapach mego ciała
Od lat te same..
Nie podlegają zmianie
Ich zapach jest ze mną
odkąd pamiętam
I na zawsze ze mną̨ zostanie
Bo go po prostu uwielbiam
Nie ma więc mowy o zmianie
Są̨ takie moje …
Niepowtarzalne..Herbata do łóżka
Uśmiechem ją witał
Już od rana
Często była jeszcze mocno zaspana
Przynosił jej ciepłą herbatę
Na stoliku stawiał
Tuż obok na brzegu łóżka siadał
Śmiesznym głosem pytała zabawnie
Czy już wstanie?
Ona wtedy leniwie oczy przecierała
Powieki do siebie mocno przylegały
Sen z objęć jej nie wypuszczał
Nie chciał z nikim się nią dzielić
Więc snuła się sennie w ciepłej pościeli
Mówiąc …
Witaj mój miły
Z figlarnym rzęs trzepotem
Zalotnie patrząc mu prosto w oczy
Z radosnym uśmiechem na twarzy
Niczym ofiarę na ołtarzu
Słodki pocałunek
na jego ustach składa
Pomału na powrót zasłony zasłania
Nie chcąc jeszcze światła wpuścić do środka
Widząc na jego twarzy zdziwienie
W swą dłoń jego dłoń ujęła
Tak że, aż go przeszły dreszcze
Cicho wyszeptała..
Chyba nie chcę wstawać jeszczeSenna atmosfera
Słońce zgasło
dusza smutkiem pokryta
Za oknem ulewa
Wdziera się senna atmosfera
Brak niebieskiego nieba
Ciemność tak szybko przychodzi
Choć tego jeszcze nie chcesz
Herbatę miodem słodzisz
By ogrzać zmarznięte w smutku pogrążone serce
Odsunąć te chwile
Kiedy chłód przejmujący
Ogarnia me ciało
Kiedy to owinięte ciepłym kocem
Nic… tylko by spało
Nadaremnie…
Taka atmosfera
Silniejsza jest ode mnieJuż nie dla mnie
Puste słowa bez pokrycia
Dotyk zimny bez uczucia
Oczy takie niewyraźne
Usta Twoje już nie dla mnie
Już nie dla mnie pocałunki
Czułe chwile mile gesty
Już ktoś inny Ciebie czuje
To z kimś innym teraz jesteś
Tam oddajesz pocałunki
Potok uczuć swych wylewasz
To ktoś inny teraz słucha
Słów, którymi niemal śpiewasz
Co z ust płyną jak peany
Bo znów jesteś zakochany
To ktoś inny się raduje
W brzuchu barwne ma motyle
Wszystko mi jest odebrane
Już nie dla mnie mój kochanySzept
Szept to jest taka cicha mowa którą ledwo słychać
Cisza to jest taki stan który ja dobrze znam
Lecz jeśli dobrze się wsłuchasz
W szept mego głosu
Szybko zrozumiesz
Co chce powiedzieć
Jest na to sposób
Wysil się odrobinę
Przymknij lekko oczy
Wszystko co usłyszysz mocno Cię zaskoczy
Jestem ciekawa Twej miny
Gdy się przekonasz mój miły
Jak wiele ten cichy szept ma w sobie siły
Co mówi?
I dlaczego..?
Jakie niesie przesłanie..?
Czy to coś dobrego?
Czy złego?
Jakie przed nim zadanie?
Poczuj…
Wraz z myślą wysyłam
otulone ciszą słowa
Przekazać je dalej jestem gotowa
Szeptem będę mówiła
Albo jeszcze ciszej
Niewidzialne moce niech słowa te kołyszą
Wielka potęga
Niech dzisiaj poniesie
Do Twych uszu
Treść tylko mi znaną
Przed światem i samą sobą skrywaną
Niech wraz z wydychanym powietrza z ust moich
Dotrą one do Ciebie..
Zatem…
Bo Ty jesteś ich adresatem
Słowo po słowie
Szeptałam sercem i ustami
Szeptałam niemal całą duszą
Słowa co wiążą się z nami
Ze mną i z Tobą
Usłysz je…
Przytul je..
Zostań z nimi..
Słyszysz..?
Jestem ciszą
Jednym cichym
szeptem scalona z powietrzem
We wspólną poskładana całośćZakamarki duszy
W zakamarkach duszy
Mocno schowane
Zamknięte w czterech ścianach
W oczekiwaniu na szczęście
Które nie nadchodzi
Nic nie szkodzi
W oczekiwaniu na pomocną dłoń
Której nikt nie wyciąga
W swoim krzyku milczenia
Bezsensownego wodzenia wzrokiem
Szukania czegoś gdzieś w oddali za oknem
Wzdychanie z bezsilności
Bezgłośne milczenie
Połączone z cierpieniem
Uczuć pragnienie
Czyste sumienie
Słowa w ciszę zaklęte
Niewypowiedziane
Starym kluczem zamknięte
Na zamek
Nie ma do nich dostępu…Melodia
Czuję jak do snu me ciało kołysze
Płynie lekko łatwiej niż marzenia których wyśnić nie zdołam
Ani spraw ujrzeć na nowo
Ona podąża za mną
Melodia którą usta nucą przed zaśnięciem
Miedzy zamknięcie a powiek mrugnięciem
Jeszcze na chwilę się wkrada
Zatańczyć śpiewam
miast spać mi kazać
W myślach słowa układam
Choć na niebie już tyle gwiazd
Nawet mikrofonu nie trzeba
Tak wielką siłę ma ona
Jestem nią zniewolona
Nie zasypiam nucę
Teraz…
Słyszę ją wszędzie
A ona jakby z siebie zadowolona
Nie milknie, nie cichnie
niezmęczona
Mija jeszcze krótka chwila
I w końcu pomału i ona zasypia dniem znużona
By jutro od rana się obudzić
By ponownie piękne wydać brzmienie
Ku uciesze serca mego
Światu dając ubarwienie.Nie odkładaj mnie na potem
Pragnę ujrzeć w Twych oczach pożądanie
Poczuć smak ust
I ściśle przylegające do siebie ciała
Bez udawania i zbędnej skromności
Puścić wodzę fantazji
Czerpać satysfakcję z bycia razem
Marząc o splocie pewnych zdarzeń
Wszak nikogo tym nie ranię
Nikomu nic nie robię
Oddając się w całości właśnie Tobie
Tyś moim wybrankiem i moim kochaniem
Moją miłością i spełnianiem
Więc nie zwlekaj…
Nie uciekaj…
Nie odkładaj mnie na potem
Przyjdź teraz
Bądź ze mną..
Odłóż na bok film i fotel
I mnie kochaj
Posiądź gorące ciało
By nie tęskniło za Tobą
By po nocach nie łkało
Doprowadź mnie do ponętnego uśmiechu
Do cichego jęku
Szybkiego oddechu
Gdy twarz rozpalona pokryje się uśmiechem
Razem zaśniemy złączeni wspólnym oddechemNiebiański malarz
Żegna mnie dzień zachodem słońca
I choć́ jest już̇ za chmurami
Teraz zachwyca nieba kolorami
Wpatrzona w nieba oblicze
Każdą̨ sekundę̨ przemycam
By móc dłużej widokiem się̨ cieszyć
Patrząc jak niewidzialny malarz
Na swojej palecie kolory miesza
Wcale się̨ przy tym nie spieszy
Jednostajnym ruchem pędzla na niebo je przenosi
Raz za razem barwy nanosi
Niesamowity mistrz z niego
Skąd czerpie swoje inspiracje?
By na niebiańskim płótnie
malować z taką gracją?
Tu błękit, tam czerwień́
Przeplatają się kolory
Żółty, różowy i złoty
Cierpliwie czekam co będzie potem
Patrzę̨, prawie nie odrywam wzroku
Jestem w szoku…
Coś cudownego widzę̨
Niebo jest jakby coraz niżej?
Ja jestem w niebie!
A malarz ciągle maluje,
Dla mnie i też dla CiebieNiesforne litery
Pusta kartka z zeszytu
Siedzę nad nią pochylona
Oczy kratki liczą
W myślach słów szukam
Jak szalona
By kratki wypełnić starannie
Jestem niezadowolona
Nie idzie mi pisanie
Myśli wirują w głowie
Nade mną i w przestrzeni
Myślę sobie..
Co teraz zrobię?
Aż kręci mi się w głowie
Ciągle nic nie piszę
Dalej kratki liczę
Męcząc się okropnie
Jak nigdy wcześniej
Na kartce jakiś wyraz skrobię
Literka po literce
Kreślę…
Zaczynam od nowa
Eh… literki ułóżcie się w końcu w słowa!!!
Zbuntowane, niesforne
I wcale nie pokorne
Rozsypały się jak abecadło
To… co to „z pieca spadło”
I udając chore
Weszły w szary worek
Przez mały otwór wyjrzały
Ułożone w jednym rzędzie
Zgodnym chórem zawołały
Wyrazów dzisiaj nie będzie!!!Deszcz
Za oknem deszcz pada
Deszcz pada jesienny
Jest szaro, ponuro i plucha
Wszędzie jest już̇ mokro
Nic już̇ nie jest suche
Wszystko łzą deszczu
jest całkiem zalane
Mokre, nieprzyjemne, niechciane
Deszcz dzwoni o szyby
deszcz dzwoni jesienny
Jak dzwonki krople dzwonią̨
wystukując rytm niezmienny
Za zamkniętym oknem
z drugiej strony szyby
Ona..
Nieobecna,
zamyślona
W spadające na parapet
krople wpatrzona
Oparta na dłoniach
Splecionych w koszyczek
Nadal próbuje cieszyć́ się̨ życiem
Palcem po szybie przesuwa
Niby spływające krople łapie
Sama do siebie się̨ uśmiechnęła
Kropla po szybie spłynęła
Czas płynie powoli
Nikt się̨ nie śpieszy
Tylko Pan co na chwilę
z domu wyszedł z psem
Ona wciąż̇ patrzy
Krople deszczu liczy
Ciesząc się̨ mijającym dniem
Teraz z kata w kąt się snuje
Nawet chyba ziewa
Deszcz za oknem ciągle maluje
Z małego deszczu robi się wielka ulewa
Krople jak na lodowisku
Ślizgają się po liściach
Nieopodal rosnącego drzewa
Mroczno jest i ponuro
Gdy słońce zakrywa ulewa
Nostalgia, zamyślenie
I jakby zmęczenie
Nieco otępiała
Wstała …
Weszła do pokoju
Radio cicho grało
Ktoś́ palcami na klawiszach fortepianu wystukuje dźwięki.
Płynie w głośnikach
Nostalgiczna melodia
Dawno nie słyszanej piosenki
Melancholia…
A ona…
W kątku na kanapie się̨ położyła
Twarz do poduszki przytuliła
Ciepłym kocem się̨ otulając
Muzyki słuchać́ zaczęła
Całą sobą duszą i całym ciałem
Nuty kojące w przestrzeni wirowały
Pomału ją usypiały.
Usnęła…
I śniła o słońcu, które rankiem ją zbudzi
I mocniej dla niej zaświeciChwila
Chwila to jest moment
To jak westchnienie
Które się potem w oddech zamienia
Chwila to uśmiech co w smutku gaśnie i twarz łzami zalewa
Chwila to spadająca kropla wody
Która z potokiem odpłynie
Tam już jej nie odnajdziesz
W jego krętym nurcie zginie
Chwila to coś co szybko przemija
Czasem nie zdążysz jej nawet poczuć
Bo ona wpadnie tylko na chwilę i pójdzie gdzieś dalej bokiem
Więc chwytaj tę chwilę
Bo czas ucieka
Poczuj jej niezwykłą moc
Wyjdź jej na przeciw..
Wołaj z daleka..
Chwytaj i ciesz się nią
Sercem ją chwytaj niech mocniej bije
Chwytaj ją duszą by dusza ożyła
Od zawsze przecież na to czekałaś
O tym przecież marzyłaś
Spójrz..
Jestem tutaj i Ty tu jesteś
Idziemy po jednej drodze
Nasza chwila na chwilkę
By móc być tuż przy sobie
Na jedno niebo teraz patrzymy
Usłane całe w błękicie
Słońce ciepłem nas muska po twarzy
Obok toczy się życie
Ja właśnie włosy poprawiam
Ty dłonią zabawnie pocierasz po czole
Jemy razem..
wspólne śniadanie
Przy pięknie nakrytym stole
Oczy mrużąc od słońca
W milczeniu patrzymy na siebie
Ta chwila mogłaby tak trwać bez końca
Tak tylko dla mnie i dla Ciebie
Jednak czar prysnął..
Chwila minęła..
Dopiero co z Tobą tu byłam
Teraz już mnie nie ma
W tej niebieskości nieba się rozpłynęłam
Nie szukaj mnie wzrokiem
Odpłynęłam wraz z rwącym potokiem
Stałam się oddechem
Teraz mną oddychaj
I mile wspominaj
Bo to była tylko nasza
niepowtarzalna chwila.Powitanie na plaży
Niebem Cię̨ witam i wodą
Białym puszystym obłokiem
Blaskiem słońca na falach
Przepięknym jego widokiem
Liść lekko na wietrze powiewa
Słychać jak szumią drzewa
W oddali gdzieś krzyczy mewa
Krzyczy …
bo przecież̇ nie umie śpiewać
Plażą z twarzą̨ w piasku
Cię̨ witam
Ona całą sobą zaprasza
i do siebie woła
Choć pusto jeszcze jest dookoła
Świat się̨ budzi…
Tym światem z Tobą się witam
Filiżanką ciepłej herbaty
i świeżego ciasta
Witaj…
Spójrz proszę
Nowy dzień nastałJak ogień
Cała jestem ogniem
Wszystko się we mnie pali
Nie wiem jak ma go ugasić
I od ognia się ocalić
Próbowałam już wody i piany
Nie ma żadnej zmiany
Wachlarzem się chłodzę
Skronie okładam lodem
Nic nie pomaga
Choć przyjemne chłód czuje
Na dłuższą metę zupełnie to
nie skutkuje
Marne to rozwiązanie
Może usiądę w cieniu lub się wykąpię w górskim strumieniu
Może to coś zmieni
Może ostudzi piekielnym ogniem palone ciało
Ugasi płonące we mnie płomienie
Strumień także nie dał rady
Nadal wszystko piecze, pali
Wtedy Ty się pojawiłeś
Nade mną się pochyliłeś
Do mych ust swoje zbliżyłeś
Pocałunkiem zacząłeś
ogień gasić
Ten co w środku mocno pali
I nie wiem jak to zrobiłeś
Lecz ten ogień ugasiłeś