Uśmiech anioła - ebook
Uśmiech anioła - ebook
ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA TO CZAS, KIEDY W LUDZIACH ODŻYWA WIARA W MAGIĘ. NIEKTÓRZY JEDNAK UWAŻAJĄ, ŻE ICH TO NIE DOTYCZY LUB CELOWO JĄ ODRZUCAJĄ.
Oskar rezygnuje z miłości, ponieważ wierzy, że w ten sposób ocali przyjaźń.
Katia mu przytakuje, choć się z tym nie zgadza. Ukrywa żal i smutek, ucieka przed własnymi odczuciami i trafia do parku, gdzie spotyka siedem kamiennych aniołów,
w tym tego, który daje jej nadzieję na odnalezienie magii świąt i utraconej miłości. Dzięki aniołom dziewczyna zyskuje nowych sąsiadów: Alojzego, który nie lubi Bożego Narodzenia, ludzi i siebie za to, co kiedyś zrobił; panią Różę, która też ma swoje tajemnice oraz małego Józia, pragnącego za wszelką cenę ocalić przyjaciela, co nie jest proste, bo do tego potrzebna jest nie tylko ta świąteczna, ale prawdziwa magia. Na szczęście chłopiec ani na chwilę nie traci w nią wiary, a to sprawia, że odzyskują ją też inni.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8280-360-0 |
Rozmiar pliku: | 855 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Niestety pozornie proste zdanie zabrzmiało jeszcze gorzej niż na początku, czyli jakiś tydzień wcześniej, kiedy zaczął je ćwiczyć.
Wciąż nie był gotowy na wypowiedzenie go w obecności osoby, do której miało być skierowane, do tego patrząc jej prosto w oczy. Obawiał się, że skończyłoby się to totalną katastrofą, a nie tak wyobrażał sobie koniec związku z Katią po czterech wspólnych, mimo wszystko szczęśliwych, latach.
Przymierzał się do tego od paru miesięcy. Kilka razy był naprawdę blisko. Szczere wyznanie miał na końcu języka, ale za każdym razem wydarzało się coś, co rodziło wątpliwości, a te z kolei sprawiały, że rezygnował.
Za pierwszym razem skończyło się na wspólnym wniosku, że oboje powinni bardziej się postarać i w ten sposób ocalić związek. Przez chwilę nawet im się udawało, było jakby lepiej, dopóki krzywa relacji niespodziewanie nie poszybowała w dół i zrobiło się jeszcze gorzej niż przedtem.
Wtedy Oskar podjął kolejną próbę pokojowego zakończenia tego, co lada moment mogło samo się rozsypać. Nie chciał, by zrobiło się za późno, by pojawiły się wzajemne pretensje, które mogłyby przysłonić razem przeżyte szczęśliwe chwile. Nim jednak wyłożył wszystkie swoje racje i przeszedł do sedna, Katia znalazła lepsze jej zdaniem rozwiązanie.
– Pójdźmy na terapię dla par. Razem uratujemy to, co jest między nami – oznajmiła z optymizmem, którego nie miał sumienia zgasić, chociaż wiedział, że to tylko odwlecze w czasie nieuniknione.
Według niego nie było czego ratować, bo między nimi nie istniało już nic, prócz przyjaźni. I tylko tę jeszcze można by ocalić.
Nadchodził moment kolejnej i raczej ostatniej próby, w myśl zasady, że do trzech razy sztuka. Dlatego Oskar tak długo i starannie się do niej przygotowywał. Tym razem musiał zrobić to naprawdę dobrze i przede wszystkim skutecznie, by znów nie zdarzyło się coś, co przedłuży agonię związku albo sprawi, że jeszcze trudniej będzie go zakończyć. Ludzie często popełniali takie błędy, sądząc, że to coś zmieni na lepsze. Zaciągali wspólne kredyty hipoteczne, brali spontaniczny ślub, a nawet… decydowali się na dziecko.
Na myśl o tym Oskar poczuł nieprzyjemny dreszcz. Sam był dzieckiem rozwiedzionych rodziców i dobrze pamiętał atmosferę w domu panującą wcześniej. Jego matka i ojciec robili, co mogli, by ratować swoje małżeństwo dla dobra syna, a to sprawiło, że z całkiem zgodnej, choć niezbyt mocno kochającej się pary zmienili się w najzagorzalszych wrogów.
Trwało to lata i wciąż przybierało na sile. Najpierw wygasła między nimi miłość, potem przestali się lubić, to z kolei spowodowało obopólną niechęć, która z czasem przerodziła się w nienawiść. A to wszystko tylko dlatego, że w odpowiednim momencie nie zeszli sobie z drogi.
Dlatego Oskar musiał rozstać się z Katią jak najprędzej. Dopóki lubili siebie i swoje towarzystwo, mimo że już się nie kochali. To znaczy on jej nie kochał, bo nadal nie miał pewności co do niej. Mógł się tylko domyślać i mieć nadzieję, że się nie myli i uczucia Katii też dawno wygasły. Nigdy o tym nie mówiła, podobnie zresztą jak on, ale na każdym kroku potwierdzała to swoim zachowaniem.
Nie była taka jak dawniej, przynajmniej w oczach Oskara. Nie potrafił dokładnie wyjaśnić, na czym polegała różnica, wiedział tylko, że jest inaczej niż kiedyś. Sam nadal uważał, że Katia jest niezwykle piękną i mądrą dziewczyną, w duchu wciąż ją podziwiał. Zniknęły jednak namiętność, pożądanie, a nawet zwyczajna bliskość.
Nie tulili się do siebie przed snem i nie witali rano pocałunkiem. Nie było motyli w brzuchu, takich jak na początku, ani tęsknoty podczas rozstań, tysięcy serduszek wysyłanych w wiadomościach, telefonów bez powodu i długich rozmów o niczym. Oboje nie zauważyli momentu, w którym wszystko stało się zwyczajne, takie samo codziennie, bez emocji i niespodzianek. Zgasła iskra, która rozpalała płomień, a bez tego nie mogło być miłości.
– Lubię cię. Nawet bardzo – powtórzył, tym razem nie patrząc w lustro, jakby bał się zajrzeć sobie w oczy. – Ale chyba już nie kocham…
Chyba? Czyżby jednak miał wątpliwości? I dlatego zwlekał z powiedzeniem tego na głos, gdyby jego przeczucia okazały się nieprawdziwe? Zastanowił się chwilę, po czym pokręcił zdecydowanie głową. To był raczej kolejny powód, dla którego powinien się pośpieszyć. Odwlekanie decyzji sprzyjało mnożeniu wątpliwości, a ich pokarmem był czas.
Istniał też jeszcze jeden, możliwe, że w tym momencie najważniejszy. Wielkimi krokami zbliżały się święta – czas bliskości, miłości i pojednania, czas, który wyjątkowo nie sprzyjał rozstaniom. Dlatego należało się rozstać, zanim rozbłysną światełka na choince, zostaną zapakowane prezenty, a przede wszystkim zanim pojawi się pierwsza gwiazdka. Bo wtedy wszystko stanie się jeszcze trudniejsze.
– Długo jeszcze? – Oskar usłyszał za drzwiami zniecierpliwiony głos Katii. – Zaraz muszę wyjść, a nie wzięłam prysznica. Spóźnię się.
– Dokąd? – spytał, wychodząc.
O dziwo, nadal go to obchodziło. Chciał wiedzieć, dokąd się wybiera o tak wczesnej porze, skoro nie szła do pracy.
– Jak to? Nie pamiętasz? – rzuciła. – Mówiłam ci wczoraj i przedwczoraj, że umówiłam się z Zuzą i nie będzie mnie cały dzień.
– Dlaczego cały? – zdziwił się.
Zuza mieszkała co prawda w innej części miasta, ale dało się do niej dotrzeć w nieco ponad godzinę.
– Ostatnio prawie się nie widywałyśmy, ciągle coś nam wypadało. Raz mnie, raz jej. A musimy obgadać parę spraw i… w ogóle.
– Jakich spraw? – spytał podejrzliwie.
Kiedyś niechcący podsłuchał, jak zwierza się przyjaciółce z problemów, które powinni omówić między sobą i nie wtajemniczać nikogo z zewnątrz, a zwłaszcza Zuzy, za którą nie przepadał, choć starał się to ukrywać. Przeprosiła go i obiecała, że to się nie powtórzy.
– Jej spraw, więc nie mogę ci powiedzieć – odparła wykrętnie, a on nie był pewien, czy może jej wierzyć.
Zaufanie! Kolejna lampka ostrzegawcza i znak, że należało się pośpieszyć. Jeśli i to legnie w gruzach, z ich wypalonego związku zostaną tylko popiół i zgliszcza. Nie da się budować przyjaźni na tak niestabilnych podstawach, a Oskar wciąż się łudził, że ją mimo wszystko zachowają. Chciał być dla Katii przyjacielem, nie wrogiem. Albo chociaż dobrym kolegą, na którego zawsze mogłaby liczyć. Bycie kimś obojętnym byłoby dla niego nie do zniesienia, tego był absolutnie pewien.
Chciał się rozstać z Katią, ale przecież nie pożegnać na zawsze! Kompletnie sobie tego nie wyobrażał. Nadal bardzo ją lubił, dobrze się czuł w jej towarzystwie i nie chciał tego stracić. Dlatego musiał działać natychmiast i porozmawiać z nią przy pierwszej nadarzającej się okazji. Spokojnie i szczerze, w jakimś miłym, najlepiej neutralnym miejscu. Nie w domu.
– Miałem nadzieję, że wieczorem wyjdziemy gdzieś razem – powiedział i skrzywił się lekko, gdy zdał sobie sprawę, jak to zabrzmiało.
Słowa „wieczorem” i „razem” nie były w tej sytuacji odpowiednie. Powinien wymyślić inne okoliczności, bardziej popołudniowe niż wieczorne i zupełnie nieromantyczne. Przy dziennym świetle zamiast świec, bez nastrojowej oprawy.
Niestety było na to za późno, bo Katia zrozumiała tę trochę zbyt spontaniczną propozycję po swojemu. Niespodziewanie zarzuciła mu ramiona na szyję, cała rozpromieniona. Poły jej szlafroka rozchyliły się, a wtedy on dostrzegł spory skrawek jej nagiego ciała. Natychmiast odwrócił wzrok, bardzo zakłopotany. Nagle poczuł, że nie ma prawa oglądać jej takiej. Jakby było po wszystkim. Jakby nie byli już parą.
– A dokąd chciałbyś mnie zabrać? – spytała, mrużąc zalotnie oczy, nieświadoma jego myśli.
Przez to Oskar poczuł się jeszcze gorzej. Raptem chwila, a mogło być za późno, by ocalić to, co było dla niego ważne. Zaprzepaści szansę na rozstanie bez wzajemnych pretensji. To był naprawdę ostatni moment. Liczyły się już nie dni, ale prawdopodobnie godziny. Tymczasem on wciąż nie miał odwagi odsłonić wszystkich kart. Za bardzo się bał.
– Nie planowałem niczego konkretnego. Na szczęście, skoro i tak nie masz dla mnie czasu – dodał znacząco, prawie szczęśliwy, że to, co było nieuniknione, nie stanie się jeszcze tego wieczoru.
Nie był na to gotów. A kiedy patrzył na Katię, taką uśmiechniętą i nadal niczego nieświadomą, stracił pewność, czy kiedykolwiek będzie. A skoro tak, tym bardziej należało działać natychmiast!
– Jutro mam czas. – Znów się uśmiechnęła i nawinęła na palec kosmyk długich włosów w kolorze pierników i cynamonu. Tak też trochę pachniały. A może to było tylko złudzenie? Przez to, że myślał o zbliżających się świętach? – Możemy wyjść gdzieś razem – oznajmiła pogodnie, jakby spodziewała się samych miłych rzeczy, na co on przełknął nerwowo ślinę. – To dobry pomysł. Dawno nigdzie nie byliśmy.
– Dokąd chcesz pójść? – spytał, modląc się, by nie zaproponowała miejsca ze zbyt romantyczną atmosferą, której teraz jeszcze bardziej desperacko pragnął uniknąć. Musiałby znaleźć jakiś wykręt, by jej odmówić, a jak na razie nic mądrego nie przychodziło mu do głowy.
– Nie wiem. Zaskocz mnie! – poinformowała go z łazienki, przekrzykując szum wody.
Niestety to nie sprawiło, że Oskar odetchnął. Właściwie tego obawiał się najbardziej. Zaskoczenia. Ostatnio przestali rozmawiać o problemach, które przez to wcale nie zniknęły. Temat rozstania jedynie przycichł, jak cisza przed burzą.
On potrzebował czasu, by dobrze się do tego przygotować, ona była zbyt zajęta, by zawracać sobie tym głowę. Bez przerwy gdzieś znikała na długie godziny, nie mówiła mu, dokąd idzie, pytana unikała odpowiedzi albo zmieniała temat. Nie dziwił się jednak temu ani trochę. Nikt nie lubił poważnych rozmów zmieniających życie, ona również, dlatego podobnie jak on starała się to odwlec. Możliwe, że nawet oszukać samą siebie, że nic złego się nie dzieje. Patrzyła na ich życie przez palce i tak też im ono przeciekało. Kompletnie bez sensu.
Dlatego nie można było dłużej czekać. Należało to załatwić jak najszybciej i raz na zawsze – postanowił twardo Oskar, po raz tysięczny.
Jutro – dodał w myślach niemal pewien, że wcześniej i tak byłoby to niemożliwe.
– Coś wymyślę i dam ci znać – oznajmił, gdy Katia zaróżowiona od gorącej wody wyszła z łazienki, znów w szlafroku, który teraz jeszcze mocniej rozchylał się na piersiach, i z mokrymi włosami owiniętymi puszystym ręcznikiem.
Skinęła głową na znak, że się zgadza, i stanęła na wprost otwartej szafy, medytując chwilę. Jak zwykle, gdy się dokądś wybierała. Zawsze długo zastanawiała się, co włożyć, by potem w ostatniej chwili zmienić zdanie. Była spóźniona, dlatego bębniła nerwowo palcami w drzwi, mimo to nie zrezygnowała ze swojego rytuału i nie sięgnęła po cokolwiek.
Natomiast Oskar, zamiast wyjść i pozwolić jej się w spokoju zastanowić, przysiadł na krawędzi łóżka i udał, że szuka czegoś w telefonie. Tak naprawdę przyglądał się jej ukradkiem, jak się szykuje do wyjścia. Jak wkłada na wciąż lekko wilgotne ciało bieliznę i sukienkę, tę, którą tak lubił, zieloną, bo w wyjątkowy sposób podkreślała kolor jej oczu, jak robi makijaż, suszy i czesze włosy, zwija je w kok i upina nad karkiem.
Dawniej, gdy to robiła, podchodził ukradkiem i całował ją w smukłą szyję. Śmiała się, mówiła, że ją to łaskocze, lecz mimo to odwracała się i oddawała pocałunek. Aż pewnego dnia tego nie zrobiła. Wywinęła się i poprosiła, by jej nie rozpraszał, ponieważ bardzo się śpieszy. I nie ma nastroju do żartów.
Teraz też by tak było – pomyślał Oskar, gdy Katia prawie gotowa w pośpiechu wkładała długie kozaki na obcasie i zapinała ciepły płaszcz. Chciał jej przypomnieć o czapce i rękawiczkach, bo dzień zapowiadał się mroźny. Nie zdążył. Dziewczyna jakby odczytała jego myśli i wyjęła wełniany komplet z komody w przedpokoju. Owinęła się grubym szalem tak, że ledwie było ją widać, a czapkę i rękawiczki wsunęła sobie do kieszeni.
– Może cię podrzucę? – zaofiarował się, zły, że nie zrobił tego wcześniej.
Wówczas nie musiałaby szykować się w takim pośpiechu.
– Nie trzeba. Zaraz mam autobus – wymamrotała, zerkając na zegarek. – Muszę lecieć! – Chwyciła za klamkę.
– W takim razie przyjadę po ciebie.
– Nie mam pojęcia, o której wrócę. Potem idziemy z Zuzą na świąteczne zakupy i do kina. Chcemy jak najlepiej wykorzystać ten czas – oznajmiła, już wychodząc.
Jej słowa potwierdziły jego obawy. Powinien wziąć to pod uwagę dawno temu. Co prawda do świąt zostało kilka tygodni, ale już czuć było ich klimat. Wszystko wokół przypominało o tym, że nadchodzą. Na ulicach i w sklepach pojawiły się bożonarodzeniowe dekoracje, spadł nawet świeży śnieg, o co zwykle było najtrudniej. A to jeszcze bardziej komplikowało sprawy. Rozpoczynał się magiczny czas oczekiwania, którego on i Katia w żadnym wypadku nie powinni spędzać razem, by go sobie wzajemnie nie popsuć.
Oskar stanął w oknie i patrzył chwilę, jak jego dziewczyna biegnie z gołą głową w stronę przystanku. Szalik zsunął się jej z ramienia i odsłonił szyję. Jej cynamonowe włosy oprószone śniegiem zalśniły w zimowym słońcu.
– Przeziębi się i będzie nowy kłopot – mruknął pod nosem zrzędliwie.
Jeżeli Katia się rozchoruje, znów trzeba będzie wszystko przełożyć. Oskar nie mógłby zostawić jej wtedy samej. Będzie musiał zaopiekować się nią i poczekać, aż wyzdrowieje. Może nawet spędzić z nią święta?
Gdy zdał sobie z tego sprawę, z nerwów zamiast zająć się czymś pożytecznym, pałętał się bez celu po pustym mieszkaniu przez cały, spędzony samotnie dzień, podchodząc co pewien czas do okna. Kiedy zrobiło się ciemno, nawet chwycił za telefon, żeby zadzwonić do Katii, ale w następnej minucie zadał sobie pytanie: po co? i natychmiast go odłożył.
Usiadł przed wyłączonym telewizorem i próbował zebrać myśli. Nie mógł się jednak skupić, dlatego w końcu uznał, że równie dobrze może wpatrywać się w sufit, i położył się do łóżka. Leżał tak przez kilka godzin, nie mogąc zmrużyć oka. Czekał na Katię, choć to też nie miało sensu, skoro rozmowę o rozstaniu zdecydował się odłożyć na kolejny dzień, a może nawet na następny.
Rozmyślał o tym, co go czeka. Co czeka już niebawem ich oboje. Próbował wyobrazić sobie reakcję Katii na to, co miał jej do powiedzenia, i nie potrafił. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać, liczył jedynie, że przyjmie wiadomość spokojnie.
Katia wróciła bardzo późno i bez zakupów, o ile nie zrobiła takich, które zmieściły się w torebce. Oskar nie zagadnął ją o to. Udawał, że śpi, nie musiał zatem też dopytywać, czy wieczór był udany, a ona nie musiała odpowiadać. Zresztą mogła nie mieć na to siły ani ochoty. Wydawała się zmęczona i przemarznięta. Położyła się cicho obok, owinęła szczelnie kołdrą i od razu zasnęła.
Dawniej wtuliłaby się raczej w niego i poprosiła, żeby ją ogrzał, pomyślał z żalem Oskar. Dotknęłaby lodowatymi stopami jego nóg i przez kolejną godzinę albo dwie paplałaby o tym, jak jej minął dzień. A on słuchałby, walcząc z opadającymi powiekami, i mruczałby coś od czasu do czasu, gdyby zadawała pytania.
Teraz mimo ciszy dalej nie mógł spać. Myślał o kolejnym dniu, który mógł zmienić wszystko albo nic. Jeżeli znów stchórzy, nie znajdzie w sobie dość siły i determinacji, by wyrazić głośno to, co czuje, oraz przede wszystkim to, co już jakiś czas temu przestał czuć.
Męczył się z tym kilka kolejnych godzin, aż w końcu wstał, ubrał się i usiadł w fotelu naprzeciwko ich ciągle wspólnego łóżka, na tle okna rozświetlonego przez księżyc. Czekał.
Teraz albo nigdy. Nigdy albo teraz – powtarzał w myślach dla dodania sobie odwagi i zaciskał mocno oba kciuki, aż całe pobielały.
– Co ty robisz? – spytała Katia, kiedy zaczęło świtać, a jej budzik dał znać, że pora wstać. Wyłączyła go niecierpliwym gestem, jakby miała zamiar dalej drzemać. Zasłoniła oczy, kiedy Oskar zapalił lampkę. Światło ją raziło, ale go nie zgasił. Musiał patrzeć jej w twarz, obiecał to sobie.
– Czekam – odparł zgodnie z prawdą.
– Na co? – spytała z na wpół przymkniętymi powiekami, jakby rzeczywiście miała zamiar na nowo przywołać sen.
– Na ciebie – powiedział odrobinę drżącym głosem.
Właściwie liczył, że dziewczyna wstanie i nim zacznie szykować się do wyjścia, poświęci mu kilka chwil. Jak kiedyś – dodał bezwiednie w duchu. Tylko że kiedyś, zanim oboje wygramolili się z łóżka, przekomarzali się chwilę ze sobą, żeby poprawić sobie wzajemnie humory. Żadne z nich nie lubiło porannego wstawania, zwłaszcza o tej porze roku, kiedy ranki były równie ciemne jak wieczory, ale jeszcze bardziej chłodne i mniej przyjemne.
– Na mnie? – zdumiała się. – Przecież jestem tu cały czas. Wróciłam co prawda dość późno, już spałeś…
– Nie spałem – zaprotestował gwałtownie. – Udawałem.
Odwrócił głowę i zawstydził się swojego tchórzostwa. Powinien patrzeć jej w oczy, ale nie potrafił się do tego zmusić. Cały czas walczył ze sobą.
– Dlaczego? – spytała.
– Bo wczoraj nie byłem jeszcze gotowy… – oznajmił, nadal nie patrząc w jej stronę.
Potarł nerwowo ramiona. Nagle zrobiło mu się zimno. Już wcześniej było, miał na sobie tylko cienką koszulę, ale niczego nie czuł zbyt zaaferowany tym, co miało za moment nastąpić. Pomyślał, że to przez chłód między nim a Katią, który stawał się coraz silniejszy i trudniejszy do zniesienia. Zupełnie jakby ktoś otworzył okno i wpuścił do środka mroźne zimowe powietrze.
– Na co? – spytała znów i podciągnęła wyżej kołdrę, jakby też to poczuła.
Chłód, który panował między nimi.
– Żeby ci powiedzieć… – zająknął się. – Że zawsze będziesz dla mnie bardzo ważna i cokolwiek się stanie, pamiętaj o tym.
– A co miałoby się stać?
– Chodzi o to, że nic. – Przygryzł wargę tak mocno, żeby zabolało. – Bo nic już nie będzie. Dalej…
– Z nami? – Wreszcie zrozumiała i zamarła w oczekiwaniu, podczas gdy jemu nagle zabrakło słów. Te, które tak długo ćwiczył przed lustrem, uwięzły mu w gardle.
– Nie, nie z nami. Przecież powiedziałem, nie chcę cię tracić… z oczu. Lubię cię, naprawdę, ale…
– Nie kochasz – dokończyła za niego.
Powinien poczuć ulgę, lecz tak się nie stało. Nadal nie schodziło z niego napięcie i wciąż było mu zimno. Prawie dygotał i ledwie powstrzymywał szczękanie zębami.
– Bardzo cię lubię – powtórzył ochryple. – A to, co było między nami…
– Skończyło się – znów go wyręczyła.
– Chyba tak. Ty też to zauważyłaś, prawda? – Wreszcie odważył się podnieść na nią wzrok.
Ona jednak w tej samej chwili opuściła swój. Wpatrywała się we wzór na kołdrze i skubała w zamyśleniu jej róg.
– Nie dało się nie zauważyć – wymamrotała.
– To dobrze, że jesteśmy zgodni. Przyznam, że trochę się bałem.
– Czego?
Spojrzała na niego krótko, po czym znów opuściła głowę. Zrobiła to tak szybko, że nie zdążył dostrzec wyrazu jej twarzy ani upewnić się, że mówi dokładnie to, co myśli. Bardzo chciał wierzyć, że tak.
– Obawiałem się, że znów coś pójdzie źle i dalej będzie jak wcześniej. A chyba sama przyznasz, że nie ma sensu ciągnąć w nieskończoność tego, czego już prawie nie ma.
– Tak uważasz?
– A ty nie?
– Ja… też. Spakuję w takim razie swoje rzeczy. – Poderwała się, jakby miała zamiar zacząć od razu, chociaż to nie był najlepszy moment.
Było zbyt wcześnie, zbyt ciemno, zbyt zimno i sennie…
– Nie musisz tego robić teraz – zaprotestował Oskar. – To znaczy, nie musisz się wyprowadzać.
Mieszkanie należało do niego, więc jej reakcja go nie zdziwiła, mimo to zrobiło mu się przykro. Źle to rozegrał. Powinien najpierw powiedzieć jej, że może zostać, jak długo zechce.
– Muszę. Chcę – odparła, ubierając się w pośpiechu.
Teraz inaczej niż przedtem skrzętnie ukrywała przed nim swoją nagość. Odwróciła się i zgarbiła trochę niezgrabnie, kiedy zapinała biustonosz i wkładała przez głowę bluzkę.
– Rozumiem, ale powinnaś poszukać sobie czegoś spokojnie, bez pośpiechu. To znaczy razem możemy poszukać – poprawił się, by choć trochę się zrehabilitować. Nie w jej oczach, lecz w swoich. – Pomogę ci. We wszystkim. Zawsze możesz na mnie liczyć, tak jak dotąd.
– Zostaniemy przyjaciółmi? – spytała, związując niedbale swoje piękne długie włosy w kucyk.
Odniósł wrażenie, że w jej głosie zabrzmiał sarkazm. A może mu się wydawało?
– Szczerze mówiąc, miałem taką nadzieję. I na to, że będziemy się widywać od czasu do czasu, dzwonić do siebie nawet bez powodu. Tak jak dotąd – dodał po chwili wahania, bo ostatnio żadne z nich tak nie robiło. Dzwonili do siebie wyłącznie po coś albo wysyłali wiadomości. Bez serduszek ani nawet uśmiechów.
– Jasne – odparła niedbale. – Jak chcesz. Możemy się przyjaźnić. Ale zaczniemy po południu, dobrze? Teraz śpieszę się do pracy. Pogadamy o tym potem.
– Jasne, rozumiem – odparł odrobinę skonsternowany.
Jej reakcja go zaskoczyła. Może nawet rozczarowała. Miał co prawda nadzieję, że odbędzie się to w miarę bezboleśnie dla nich obojga, lecz nie spodziewał się aż takiej obojętności ze strony Katii. Jakby w ogóle jej to nie obeszło. Ani nie zasmuciło, ani nie ucieszyło.
To był jednak kolejny dowód na to, że zbyt długo odwlekana decyzja o rozstaniu była słuszna.
Katia pędziła przed siebie prawie na oślep, z pochyloną głową, unikając jak ognia ludzkich spojrzeń. Zatrzymała się tylko na chwilę, żeby podnieść szalik, który zsunął się jej z ramion i zaplątał pod nogami, przez co omal sama nie wylądowała na chodniku.
Zakręciło się jej w głowie, kiedy się po niego schyliła, ale prędko odzyskała równowagę. Otrzepała szal ze śniegu, zawinęła go sobie niedbale na szyi i z roztargnieniem powiodła wokół wzrokiem. Dopiero wtedy uświadomiła sobie przestraszona, że nie ma pojęcia, gdzie jest. Nigdy wcześnie nie była w tej okolicy.
Wysiadła z autobusu w przypadkowym miejscu pod wpływem impulsu. Nie chciała rozpłakać się przy innych pasażerach, którzy gapili się na nią, gdy głośno pociągała nosem i połykała łzy. Ktoś nawet spytał, czy potrzebuje pomocy. Nie chciała odpowiadać ani w ogóle się tłumaczyć, dlatego zawstydzona uciekła bez słowa i teraz biegła, sama nie wiedząc dokąd.
Ciągle zdezorientowana rozejrzała się jeszcze raz, z większą uwagą. W oddali dostrzegła ośnieżony park, do którego wiodła promenada wytyczona przez szpaler bezlistnych drzew ozdobionych świetlnymi girlandami. Prawie bez namysłu ruszyła w tamtą stronę. Miała nadzieję znaleźć w zaciszu parkowych alejek spokojne miejsce, by tam już bez świadków dać upust emocjom. Rozsadzały ją od środka od chwili, gdy w wielkim pośpiechu wybiegła z domu. Nie chciała, by Oskar zobaczył jej rozpacz, by dowiedział się, jak naprawdę podziałały na nią jego słowa o rozstaniu.
Skłamała, że śpieszy się do pracy. Tak naprawdę tego dnia wzięła wolne, specjalnie dla niego, by mogli wreszcie spędzić więcej czasu razem, zjeść wspólnie śniadanie, lunch i przede wszystkim kolację. Oskar obiecał, że ją gdzieś zaprosi. To miała być niespodzianka, tak mówił, a ona naiwnie liczyła, że próbował w ten sposób coś między nimi naprawić, by znów mogło być jak dawniej.
Nie wierzyła, by dało się to zrobić podczas jednego miło spędzonego wieczoru, ale miała nadzieję na dobry początek zmian, które powinny zajść w ich życiu, by było lepiej. Dlatego Katia też chciała czymś zaskoczyć Oskara, zrobić coś specjalnie dla niego, by widział, że i jej zależy. Zauważyła, że ostatnio mocno się od siebie oddalili i planowała to zmienić.
Przymierzała się do tego od dłuższego czasu. Rozmawiała nawet o tym z Zuzą, choć Oskar jej tego zabronił. Nie uważała jednak, że robiła coś złego. Szukała jedynie rady, bo sama nie miała żadnego pomysłu, a przyjaciółka dysponowała znacznie większym doświadczeniem, jeśli chodzi o facetów. Często ich zmieniała.
Katia zaś od kilku lat była z jednym, z Oskarem, którego poznała trochę dzięki Zuzie, na imprezie. Był przyjacielem ówczesnego chłopaka przyjaciółki, Marka.
To wydawało się zrządzeniem losu, ponieważ Katia nie chciała wtedy iść do klubu, do którego ciągnęła ją Zuza. Przeczuwała, że jej się nie spodoba. Że będzie zbyt głośno, zbyt tłoczno i ogłuszająco. Pomyliła się, ale tylko dlatego, że było nawet gorzej, niż myślała. Czuła się koszmarnie w otoczeniu, do którego zupełnie nie pasowała. Od razu powiedziała przyjaciółce, że chce wracać do domu, jednak Zuza namówiła ją, by została.
– Jesteś straszną nudziarą – zareagowała zniecierpliwiona i zła, że ktoś psuje jej dobrą zabawę, a Katia nie mogła się z nią nie zgodzić.
Była nudziarą z wyboru. Od zawsze wolała spokój i wszystko, co go zakłócało, zbyt ją męczyło, a nawet wyprowadzało z równowagi. Nie lubiła za bardzo alkoholu ani głośnej muzyki. Wieczory wolała spędzać z książką w fotelu albo na kanapie i co najwyżej z lampką wina, do tego chętniej samotnie niż pośród głośnego, roztańczonego i w większości pijanego tłumu.
Dlatego tamtego dnia tak bardzo nie mogła się doczekać, kiedy się od tego uwolni, i właśnie wtedy zjawił się on, Oskar. Wyglądał na równie zagubionego jak ona i tak jak ona marzył o ciszy. To dlatego mu zaufała i pozwoliła się odprowadzić do taksówki. Zanim wsiadła, dała mu swój numer telefonu.
Zadzwonił następnego dnia. Umówili się na kawę. Raz, a potem drugi i trzeci. Później było kino, wspólne spacery, kolacje i wreszcie śniadania, jak w romantycznym filmie. Po roku Oskar zaproponował, by Katia się do niego wprowadziła, a ona zgodziła się prawie bez wahania, niemal pewna, że są sobie przeznaczeni.
Dalej układało im się wprost idealnie, rozmawiali nawet o ślubie, a po mniej więcej trzech latach coś zaczęło się psuć. Przestali się ze sobą dogadywać, rozumieć nawzajem i z każdym dniem coraz bardziej się od siebie oddalali zbyt zajęci własnymi sprawami, pochłonięci pracą.
Katia początkowo starała się to naprawić, podobnie Oskar, ale wszystko, co robili, przynosiło skutek odwrotny od zamierzonego. Działo się coraz gorzej, a oni nie mieli pojęcia, co zrobić, by znów było jak dawniej. Zbyt wiele rzeczy w międzyczasie zmieniło się w ich życiu, w tym oni sami. Z dnia na dzień słabło uczucie, które ich łączyło, porozumienie dusz i serc.
A najgorsze było to, że Katia nie wiedziała, w którym momencie i gdzie dokładnie popełnili błąd. To dlatego nie wiadomo było, jak go naprawić. Mimo to robiła, co mogła, radziła się specjalistów, namówiła nawet Oskara na terapię, lecz nic to nie dało. Miała wręcz wrażenie, że przez to z czasem zrobiło się chłodniej między nimi. I dziwniej…
Nie było poważnych kłótni, wzajemnych wyrzutów ani pretensji, a mimo to ich relacje były złe. Nie byli jak para zakochanych w sobie ludzi, ale jak niewchodzący sobie w drogę i nieźle dogadujący się ze sobą współlokatorzy. Natomiast Katia chciała czegoś innego. Pragnęła, by było jak dawniej, jednak nie wiedziała, jak do tego wrócić. Szybko przekonała się, że sama sobie nie poradzi, dlatego liczyła na wsparcie przyjaciółki, która była dla niej ostatnią deską ratunku. Zuza miewała świetne pomysły i była przebojowa, dzięki czemu nieraz wyciągała odrobinę nieśmiałą i wycofaną Katię z opresji.
Niestety tym razem zamiast pomóc, robiła, co mogła, by udowodnić Katii, że postępuje głupio. Tak było, gdy rozmawiały przed paroma tygodniami.
– Nic nie rób! – przekonywała. – Zostaw wszystko, jak jest, i czekaj, aż on zadziała pierwszy. Dlaczego to ty masz się starać?
– Oboje zawiniliśmy, dlatego razem musimy coś z tym zrobić.
– Właśnie, właśnie! – podchwyciła. – Sama mówiłaś, że Oskar ciągle nie ma dla ciebie czasu. Nie możesz pozwolić, żeby w kółko cię olewał. Miej swoją godność!
– Nie olewa mnie! To w ogóle jest… nie tak. Oboje nie mamy dla siebie czasu, jakoś trudno nam się zgrać.
– Nawet wieczorem? I w nocy? – Zuza uniosła znacząco brwi.
– Kiedy wracamy do domu, jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby cokolwiek zrobić razem. Nawet w nocy – odburknęła zła na siebie, że dała się za mocno pociągnąć za język, choć wcześniej wzbraniała się przed tym.
Zuza już przedtem usiłowała wydobyć od Katii choć kilka szczegółów dotyczących jej życia intymnego. Ciekawiło ją, jak układa jej się z Oskarem w łóżku, bo w tej kwestii mogła udzielić najwięcej pożytecznych rad, co nieustannie podkreślała. Katia jednak konsekwentnie odmawiała zwierzeń. I wcale nie ze względu na Oskara, któremu obiecała, że nie będzie opowiadać Zuzie o ich prywatnych sprawach. Dla niej też były zbyt osobiste, by rozmawiać o nich z kimkolwiek. Nie przełamała się nawet w rozmowie z terapeutą. Blokada okazała się zbyt silna.
– To dlatego nic z tego nie wyszło – skwitowała Zuza. Terapia to był jej pomysł, sama znalazła specjalistę i początkowo była zdziwiona, że nie pomógł. – Terapeuta nie jest cudotwórcą. Żeby mógł coś zdziałać, musisz się przed nim otworzyć, być szczera. To też dotyczy was. Nikt wam nie pomoże, jeżeli nie będziecie szczerzy wobec siebie. Powinniście zwyczajnie to przegadać. I razem zastanowić się, co dalej. Czy w ogóle warto to ciągnąć.
– No wiesz! Jak możesz tak mówić?
Pierwsza rada dotycząca szczerej rozmowy wydała się Katii sensowna, ale kolejna spowodowała oburzenie. Przecież chodziło o to, by się nie rozstawać! By ocalić idealny wcześniej związek.
– Sama to rozważałaś – przypomniała Zuza niewinnie, a Katia przełknęła gwałtownie ślinę.
To była w pewnym sensie prawda. Miała jeden krótki moment, w którym zwątpiła w sens ratowania związku. Szybko się jednak z tego otrząsnęła, zła na siebie, że coś tak głupiego przyszło jej do głowy. Spędzili ze sobą zbyt dużo pięknych chwil, by mogli o nich ot tak zapomnieć albo udawać, że nic między nimi nie było…
– Próbowaliśmy o tym rozmawiać, wiele razy, ale nic to nie dało – powiedziała cicho. Nie przyznała, że każda taka rozmowa prowadziła do tego samego wniosku, że powinni rozważyć rozstanie chociaż na jakiś czas. Dlatego z czasem Katia zaczęła ich unikać. Podobnie zresztą jak Oskar. – Przez to teraz nie odzywamy się do siebie już prawie w ogóle – dodała trochę wykrętnie.
– Pokłóciliście się? – spytała Zuza tonem, jakby doczekała się jakiegoś przełomu.
W jej oczach pojawiła się nadzieja, co jeszcze bardziej zirytowało Katię. Nie rozumiała, jak można być tak bezdusznym! Przyjaciółka zamiast pomóc albo chociaż współczuć, jeszcze bardziej wszystko komplikowała.
– Nie! Przecież ci tłumaczę, że ostatnio brakuje nam na wszystko czasu. Nawet na kłótnię. Ciągle się mijamy i przez to żyjemy jakby obok siebie, zamiast razem.
– To dlatego wam się nie układa. W waszym związku brakuje emocji, wichrów i burz. – Zuza uniosła ramiona i dla lepszego efektu zburzyła sobie fryzurę. – Powinnaś dla zasady strzelić od czasu do czasu porządnego focha.
– Tak bez powodu?
– Oczywiście! Żeby za nic się nie domyślił, o co ci chodzi.
– A nie rzecz w tym, żeby właśnie się domyślił? – spytała Katia skołowana, nie wiedząc, w którym momencie zgubiła wątek.
– Oczywiście, że nie! Zresztą dla faceta nie jest ważny powód focha. Chce, żeby się prędko skończył. Zrobi wszystko, by tak było.
– To po co w ogóle ten foch? – Nie rozumiała Katia.
Wywód Zuzy nie miał dla niej żadnego sensu. Nie lubiła się kłócić i unikała tego, nawet gdy miała istotny powód.
– Czasem to jedyny sposób, żeby zwrócić na siebie uwagę.
– Nie jestem pewna, czy chcę takiej uwagi – odparła nadal nieprzekonana.
– Lepsza taka niż żadna. A dobrze zagrany foch każdego barana migiem zmieni w owieczkę.
– Oskar nie jest baranem! – oburzyła się.
– Ale jest facetem! A oni nigdy nie są obojętni na takie rzeczy. W końcu zacząłby pytać, co się dzieje, a wtedy…
– Zaczęlibyśmy ze sobą rozmawiać – dokończyła Katia olśniona, bo wreszcie pojęła, o co chodzi przyjaciółce. Czyli miało to sens! Mimo że nie było zbyt etyczne.
Niestety ku jej zaskoczeniu mina Zuzy mówiła co innego.
– Miałam na myśli raczej to, że wtedy byś mu wreszcie wszystko wygarnęła, a on nie miałby szansy się bronić. No bo jak, skoro wcześniej wpędziłabyś go w poczucie winy – oznajmiła dziewczyna.
– Co miałabym mu wygarnąć? – Katia teraz jeszcze bardziej nie posiadała się ze zdumienia.
– Przecież mówię. Wszystko! Że cię od miesięcy zaniedbuje i w ogóle.
– Niczego takiego nie mówiłam! I nie miałyśmy rozmawiać o Oskarze, ale o mnie. O tym, co ja mogę zrobić – podkreśliła stanowczo. – Żeby między nami było lepiej.
– Do tanga trzeba dwojga. – Zuza nadal była innego zdania. – Sama nic nie wskórasz.
– Mimo to spróbuję – podsumowała i splotła ciasno ramiona na znak, że nie chce o tym dłużej rozmawiać i woli uporać się z problemem sama.
Ciąg dalszy w wersji pełnej