Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Uśmiech nie do pary - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Uśmiech nie do pary - ebook

Tematyka tomiku dotyczy głównie straconych marzeń i niepotrzebnej miłości. Znajdują się tutaj również wiersze, w których autorka wyraża zniechęcenie względem rzeczywistości i współczesnego świata. W książce można jednak doszukać się pozytywnych akcentów, wnoszących nadzieję i otuchę do serca czytelnika. Tomik można polecić każdemu, kto wybiera poezję trudniejszą w odbiorze.

Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8324-633-8
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

kochać się w snach

przynieś mi takie gwiazdy

o których nie zapomnę

do kolejnego poniedziałku

przyprowadź taki księżyc

uklęknie moja samotność

nie obiecuj pozłacanych serc

zmyślonych pocałunków

bowiem to co zwiemy życiem

jest zbyt krótką historią

by płakać przez wieczność

by kochać się w snach

które nie mają prawa istnieć

nie okłamuj mojej wiary

wiem że świt przywdzieje

najwykwintniejszy uśmiech

i pozbawi nas czasu

odbierze ciszę za jaką tęskni

każdy samotnik

milknę kiedy twoje serce puka

do uchylonych drzwi mojej pustelni

kiedy twoja obojętność

jest tylko pobudką

dla smutnych kropel deszczułatwopalna nadzieja

chciałabym opowiedzieć ci

pewną uroczą historię

ale brakuje ładnych słów

mojemu światłu

chciałabym pokazać ci życie

piękniejsze od szczęścia

ale zgubiłam gdzieś po drodze

kartkę i długopis

nie szukajmy radości

zbyt wysoko

pośród gwiazd

między konstelacjami

od których roi się

w naszym dzisiejszym przywidzeniu

nie mów że marzę

zbyt często zbyt obficie

ponieważ mój czas skończy się

o tej samej porze

unikaj radosnych łez

mogą najwyżej wskazać drogę

na drugą stronę nieba

na przekór milczeniu

na złość łatwopalnej nadzieiściana

wróciliśmy z tej zbyt krótkiej wędrówki

po zbawienie

wróciliśmy i nie wiemy

jak płakać

twierdzisz łzy toczą się

same kiedy są zbyt niebieskie

pokochaj nasz prywatny świt

naszą gwiazdę co przyświeca

nagim śladom wędrowcy

nie chcę obiecywać ci miłości

pod prąd

pragnę być z tobą dostatecznie blisko

żeby wierzyć w balladę

twojego serca

ta ballada pozostanie skazą

na policzku słońca

stanie się rozkochanym świadectwem

że opatrzność zazdrości nam

wiary w czas

delektuje się uśmiechem

który ci zadedykowałam

poczuj mnie tak

żebym zobaczyła niebo

na twojej zbyt wysokiej ścianiew kąciku ust

zamykam usta otwieram okno

mam idealny widok

na miniony rok

bawię się twoimi myślami

rozkoszuję opowieściami

o lepszej stronie

ostatniej spopielałej gwiazdy

zanurzona po serce

w twoim ciele

rozproszona na ułamki sekund

próbuję dogonić zmiennocieplny czas

strach że to co najpiękniejsze

kojarzy się z przypowieścią

szukam twojego oddechu

podartego przez czarny wiatr

urodzonego w ramach miłości

przepyszne są słowa

przynoszące melancholię

zamiast przekrzywionego uśmiechu

w kąciku ustczarna kawa

skończyły mi się najważniejsze słowa

w co ubiorę czcigodne myśli?

zabrakło milczenia

czym będę mogła niewinnie oddychać?

wrzuć do kanału

ostatnie niedokończone życie

objaw się gwiazdom

które nie mogą doczekać się

aż chciwy poranek poda im

na tacy filiżankę czarnej jak śmierć kawy

wiem

śniłam od niechcenia

o szczęściu ale odroczony koszmar

wypełniał wszystkie kąty głowy

kojarzył się z puentą

która również bywa źródłem

sennego nieistnienia

krynicą ubogich wierszy

które nie mają sił walczyć o uwagęuciekająca łza

przybył z odsieczą ostatni w tych stronach

łatwopalny poranek

powrócił czas kiedy myśli skarżą się

że są już za duże

błagając niebo

o jedną najwierniejszą gwiazdę

błagając spokój aby przestał kojarzyć się

z nieczynną tęsknotą

przedostaję się

przez ten parszywy czas aż do wspomnień

które zużywają całe powietrze

wszystkie słowa jakie nie chcą

już żyć

nie wiem czego się spodziewać

po mojej spowiedzi

nie żałuję za grzechy

bo żadnych nie popełniłam

rozkojarzona przez przesycony świt

przesycona odpryskami pocałunków

kojarzę się z niebieską łzą

uciekającą spod powiekiodzyskać raj

odzyskałam wiarę w wieczność

odnalazłam skrupuły

które wciąż poszukują swojego początku

czy jesteś jeszcze

aby zrozumieć gdzie ukryłam

ostatni pocałunek?

sny co się nigdy nie kończą

na zawsze pozostaną

zbyt pięknym poematem

pogardą dla tych którzy marzą

zbyt głośno zbyt zawzięcie

nie wyrzekaj się

poprzecieranego nieba

nie narzekaj że słońce świeci zbyt jasno

chciałeś odzyskać raj

ale samotność która pozostała

jest początkiem

ciekawszego dzieciństwa

jeszcze lepszych przywidzeń

wynurzasz się zza mglistej kurtyny

tłum wita cię oklaskamiw którą stronę płynąć

od dłuższego czasu moje ciało płynie

pod własny prąd

od wielu lat moje życie utyka

na lewą nogę

słyszę

pośród szumu dzikich myśli

ten jeden jedyny wiatr co zamiast wolności

przynosi kołatanie serca

senny wybór

po której stronie świata

się opowiedzieć

rozproszona do bólu w kościach

zapatrzona w ciało bez początku i końca

szukam światła

pośród zmęczonych spojrzeń

pośród łask

którymi obdarzyła przyszłość

którymi nakarmiła mnie

zawzięta noc

teraz nie wiem

w którą stronę płynąć

gdzie doszukiwać się podtekstu

cieniolubnej miłościmilcząca ballada

nie baw się swoimi nowymi myślami

unikaj światła

które nie ma dość sił

aby nieść krztynę ciepłego oddechu

zwiastować pojednanie

skłóconym zmysłom

odnajdź pośród łez

ten jeden jedyny smutek

który nigdy do nikogo nie należał

który jest zbyt zmęczony

by walczyć o życie

skończyły mi się myśli

ciało ubiera się

w same niedokończone uśmiechy

postaraj się obudzić

z końcem świata

wieczność jak zwykle skończy się

niewysłanym listem otwartym

płyń przez zielone przestworza

broń się przed malinowym wiatrem

bowiem to co może dać

jest tylko uroczystym pożegnaniem

kresem milczącej balladynajlepsze dni

skąpe są dziś twoje myśli

ciasne są słowa których nie potrzebujesz

kłaniam się nisko niebu u twoich stóp

sycę się powietrzem

które zamiast szeptu przynosi

same najlepsze dni

chciałabym cofnąć czas

aż do przyszłości

pokazać światłu nowy kierunek

mojej drogi

rodzi się we mnie zielonooka noc

dogania ją świt

dla jakiego warto czasem zapłakać

uronić kilka smutnych myśli

mój żal kojarzy się

z milczeniem

dla jakiego wolę pozostać

w towarzystwie snów

zanim przyzwyczaisz się

do świeżych łez

zanim wskrzesisz ból pocałuj

obojętnie moje skrzywdzone usta

nadgarstki w których krew

wciąż brnie pod prąd

wciąż dogania zaniepokojone tętno

zanim się urodzisz

zastanów się

czy nie masz innego wyjściaw stronę życia

moje ciało pełznie w stronę życia

dusza jest zawsze mile widziana

w piekle

czy nauczysz mnie milczeć

pomaleńku bez zbędnych słów?

dasz lekcję światła które bije

w twojej piersi?

chciałabym iść dalej

pod prąd gwiazd

w chłodnych ramionach tutejszego wiatru

wiem jednak że ból

jest przygodnym półcieniem

sercem bez towarzystwa

rozkojarzoną namiętnością

której tak brakuje

pragnień i współczucia

unieruchomiona przez przyszłość

zakochana nieszczęśliwie w samotności

proszę o jeden kęs powietrza

jeden haust kamiennej sennościnie karm pragnień

płyniemy w stronę krnąbrnych marzeń

nie obchodzi nas

panująca wszędzie nadzieja

czas jest dziś bezimienny

do bólu jałowy

po stokroć objawiony

przemijającym prorokom

kochasz się z jutrzejszym dniem

nie obchodzi cię modlitwa

wyrecytowana niby tabliczka mnożenia

regułka z podręcznika

do fizyki

nie karm moich pragnień

zeschłymi okruchami ze stołu Boga

nie syć krwią wykradzioną

z okazji kolejnej rocznicy

dzieciństwa

tak wygodnie jest mi w twoim sercu

w kołysce dłoni

i wiem odkąd poranek spadł

nam na głowy

odkąd niebo runęło do stóp

nie odnajdziemy jednolitej obietnicy

przepowiedni

do której nie przyznaje się

żadne wykradzione sumieniepielęgnując nadzieję

powracasz

z pierwszym lepszym porankiem

przynosisz łzy jakich dotąd nie znałam

jesteś miłosierny dla snów

dbasz o moje pierworodne marzenia

chciałabym czasem obudzić się

w twoim pragnieniu

poczuć na skórze muśnięcie oddechu

roznegliżowany dotyk

przysięgnij mojej nocy

wkrótce przyniesiesz jej gwiazdy

konstelacje zrodzone w głębokim bólu

zaprzepaszczone przez Boga

płomień twojego serca

rzuca cień na moje osamotnione myśli

pielęgnuje nadzieję

na którą tak trudno teraz liczyćpomimo braku łez

jest mi smutno pomimo braku łez

jest mi zimno choć ogrzewasz mnie

oddechem

nie rozumiem twoich myśli

nie rozmawiam ze snami

które mi zadedykowałeś

odchodzę pokonana

przez samotność

zwracam wszystkie grzechy

jakie mi wypożyczyłeś

powierzam się nieustępliwej pasji

głaszczę czule namiętność

przywdziewam uśmiech

ten najbardziej wyjściowy

twoje zmiennocieplne ślady

na mojej roznegliżowanej duszy

nie zwiastują milczenia

nie kojarzą się z pośpieszną śmiercią

nie chciałabym śnić oddzielnie

nie chciałabym pogrążać się w krzyku

niosącym się przez pustkęgłośniejsze od łez

przez palce przecieka ci

ostatnia wyproszona gwiazda

w tym ubogim tysiącleciu

smakujesz słów

które nie potrzebują wytchnienia

aby przynieść strach myślom

nie chciałam cię budzić

o tak niewdzięcznej porze

roku

życie napisało mi trafne epitafium

otworzyłam przed tobą

zniszczone serce

boleśnie znoszoną duszę

ty jednak nie chcesz przyjąć

mojego cierpienia

mojej cytrynowej samotności

planeta mojej głowy

wciąż kręci się wokół własnej osi

gwiazdy uwierają w pięty

nie nadużywaj milczenia

czasami jest głośniejsze

od łez

od wołania o pomoc

chciałabym czasem przyśnić

lepszą przeszłość

niebo skupione na miłości własnejz popiołu

w płomieniach stoi moja ostatnia

przeklęta twierdza

sny zgubiły drogę ku wieczności

zabawny świt nie przynosi ulgi

przepoconym zmysłom

odroczona północ skarży się

na braki w świetle

tworzy świeże konstelacje

które nigdy nie nauczą serc

bić bez pośpiechu

karmisz z ręki bezdomne przeczucia

znów bawisz się ciszą

której tutaj ostatnio brakuje

milczące są westchnienia u progu

wiosennego wieczoru

prześmiewcze spojrzenia

nie poddają się brakującemu elementowi

otrzep z popiołu swój ostatni oddech

pozbaw krzyk wieloznacznościnieprzemyślany smutek

noc znów przychodzi z odsieczą

moim nieskromnym ideom

półnagi księżyc przegląda się

w zwierciadle mojego czoła

wiatr niesie obietnicę może pozwoli

nareszcie odpocząć

zmęczonym płucom

odetchnąć ciszy poczętej z krzyku

nie oszukuj moich marnych proroctw

nie baw się w bajkę

która kończy się dorosłością

nie potrafię śmiać się tak

żeby moje łzy stały się za duże

czas znów pomylił się

w obliczeniach

spóźniliśmy się na pustkę

w której szkarłatnych oczach czai się

całe moje niedowierzanie

cały mój nieprzemyślany smuteklitera

boję się śnić pośród

niedokończonych pustkowi mojego serca

boję się marzyć

kiedy wszystkie pragnienia odebrał

jasnoniebieski wiatr

zadedykowany mi przez smutek

każda litera twojego imienia

ma oddzielne znaczenie

każde westchnienie przynosi

osobną wiekuistość

przesyconą światłem co odbiera

myślom cienie

syci nienawykłe do snu zmysły

poczuj na cytrynowych ustach

moje westchnienie

mój ból tak ciasny że lepiej powierzyć

ciało milczeniu

lepiej ukrzyżować prawdę

której wyrzekł się ostatni człowiekuśmiech nie do pary

powracasz przeobrażony w milczenie

w uśmiech nie do pary

zanurzony po szyję

w wartkim strumieniu słów

oddany wypożyczonemu dekalogowi

przystań na moment

zachłyśnij się przyszłością

której coraz mniej

nie chcę by moja dzisiejsza wieczność

przepadła równie prędko

jak osamotniona godzina

złowróżbny dotyk którego wciąż

nadużywasz

zamień się ze mną na oddechy

pożycz mi kilka uderzeń serca

abym wiedziała którędy stąd

do domu

gdzie odnajdę wymarzony ciąg

dalszy ten wędrówki

oczekiwanie na cieplejsze zetknięcia ustsmutny znak

to co nie podoba się naszym łzom

jest smutkiem

bez namiętności

co nie odpowiada naszym myślom

jest tylko skurczoną ideą

dla jakiej nie warto obudzić się

o tej samej porze

czy pozwolisz mi odrodzić się

pośród tych samych

wycinków wspomnień

pozwolisz zachłysnąć się oczekiwaniem

którego tu nie brakuje?

zasnęłam zbyt pośpiesznie

zbyt skwapliwie

żeby zaczerpnąć uśmierzającego oddechu

żeby potraktować czulej

zagubione w sobie piękno

zaczerpnij odrobinę nienasycenia

odrobinę życia by mogło do woli

upijać się cierpieniem

smutnym znakiem na policzkutak na pamiątkę

odnajdź pośród parszywego czasu

tę jedną znajomą sekundę

to pojedyncze westchnienie

które zaprowadzi cię do przedsionka urodzaju

gdzie czekają niezasłużone noce

pamiętam gwiazdy kwitły

tak cierpliwie

niebo poprawiało czarne futro

obudź się we mnie

nagle i bez skargi

wypowiedz to najważniejsze słowo

które kończy wszystkie przesądy

kładzie kres przypadkom

przez które wciąż odmienia się

moje życie

ukryj pod powieką łzę

tak na pamiątkę

by lśniła i czekała dopóki jutrzejszy smutek

nie zaprowadzi jej na wrzosowisko

z którego nie będzie powrotnej drogioswojony oddech

powróci kiedyś taka pora roku

kiedy zegarki staną się

smutną przeszłością

podążającą stale w stronę światła

powróci taka wiosna

wszystkie zmysły ujrzą krynicę

wszędobylskiej wymiany zdań

pozostań sobą

mimo że krzykliwa rzeka białych słów

wciąż szuka szczęścia

mimo że ciało ubiera się

w wykwintne pragnienie

zadurzone w cieplejszych stronach

serce nie pasuje do twoich ust

tak zaborczych i pozbawionych

odrobiny taktu

brak przyzwoitości

noc jest tylko niewinną wymówką

żeby dostrzec drugą stronę

tej skamieniałej planety

poczuć na cienkiej skórze

oswojony oddechbrudna szklanka

na piedestale twojej rychłej porażki

czają się takie słowa

o których lepiej nie mówić

u wezgłowia kołyski tańczy

wyuzdany grzech

nigdy nie będę go żałować

pocałuj uroczyście sam środek

oddechu zanurz się w kłamstwie

któremu tak do twarzy ze łzami

nie chcę przeobrażać się

w bajkę bez szczęśliwego zakończenia

nie chcę marzyć

wbrew smutnemu mleku

w twojej brudnej szklance

obrażona na życie

czaję się w piątym kącie pustelni

poszukuję powietrza

tam gdzie jest go pod dostatkiemmartwe fotografie

zmyśliłam sobie moje ostatnie życie

odrodziłam się z twoich słów

niczym sen który nie jest wart

spełnienia

pogrążona w ciszy tak nienawistnej

że strach jest tylko przyjazną mrzonką

otulam się kocem utkanym

z przypadkowych westchnięć

ukrywam się na strychu

gdzie kwitnę tuż obok

martwych fotografii

straciłam gdzieś po drodze

ostatnią kroplę ekstazy

zgubiłam przyjaźń która mogła być

pierwszym lepszym epitafium

piszę skrzętnie ten wiersz

aby zastąpił ci przeszłość

obcość wykradzioną zbędnym objęciomna płonącym moście

na pierwszym miejscu

jest cisza

tak dokładna że nie potrafię oswoić

ciężkostrawnych pocałunków

jest miłość tak łapczywa

że brakuje mi współczucia

dla pustkowia u wrót

zaginionego człowieczeństwa

zrodziło mnie piekło

powstałam z nadziei która nie pasuje

do moich śladów

na płonącym moście

odnalazłam los któremu nie śnił się

nigdy taki poranek jak ten

który przemienił słowa w krew

płynącą wartko tutejszym poboczem

bez szansy na drogowskaz

nie chcę żebyś odszedł

w sennym koszmarze

tak nieposłusznym i niedojrzałym

jak kolejne przykazaniezmęczona skóra

znów przyśnił mi się poranek

kiedy twoje usta są błękitne

a niebo malinowe

zobaczyłam oczyma gwiazd

samotność tę niepoprawną mitomankę

skończoną idiotkę co tylko patrzy

jak teraźniejszość staje się urojeniem

pokutą za zbyt ciężkie winy

którymi obarczył mnie

zbrukany nadzieją poemat

popełniony bez względu na ból

bez względu na udrękę

jaką czuję na zmęczonej skórze

zamieniłam się na imiona

z moim ulubionym archaniołem

powierzyłam ciało

skamieniałym nizinom predestynacjikrzywo przyszyty krzyk

nie uciekaj przed wyśnionym światem

nie bój się życia

które postawiło o jeden krok

za dużo

dobądź nadziei

niby obosiecznego miecza

daj pocieszenie tym którzy uwierzyli

zbyt mocno

odeszli wraz z ostatnim

krzywo przyszytym krzykiem

pokaż nagie niebo młodej gwieździe

niech zrozumie jak odległe są

nasze orbity

jak niewiele potrzeba żeby uśmierzyć

zagadkę niby wstrętny ból spisany

twoją odartą z dotyku dłoniąśnić w popłochu

przyłóż do mojego pustego ciała

dłoń rzeźbioną w białym marmurze

zabaw się w słońce

któremu brakuje dwóch jedynek

zaczaruj uśmiech żeby był światłem

dla unieśmiertelnionych

kojarzył się z bezsennością przynoszącą

najpiękniejsze noce

zbliż do usychającego policzka

tchnący namiętnością oddech

potraktuj dotykiem tak rozchełstanym

że w ciągu jednego wieczora zliczę

wszystkie konstelacje

nie chcę śnić w popłochu

nie chcę kochać się z ciemnością

zadaną prosto w sumienie

warujące u pustego konfesjonałukrzywe zwierciadło

nie ma we mnie dość miłości

aby obiecać ci łzy

żłobiące milczenie policzków

chciałabym móc odebrać ci strach

i wręczyć tęsknotę za światłem

za ryzykownym spojrzeniem

prosto w twarz nikczemnej historii

twoje zniszczone smutkiem

powieki chronią przed podrzędnym

szeptem zazdrości

przed zwichniętą dumą

zachwyconym spojrzeniem

w krzywe zwierciadło

odpłyń na głębię własnej rezygnacji

zanurz się w przypływie ignorancji

poczuj na skórze

ten spokój który mierzwi

twój ironiczny czasRafał Wojaczek

odszedłeś za późno choć życie

było dla ciebie smutnym cieniem krwi

wyrok nakazał brnąć drogą

pod prąd

twój czas był przesądzony

w chwili pierwszego martwego krzyku

pierwszego oddechu

który wciąż pamiętała

róża twoich płuc

powróciłeś z czasów kiedy poeta

z założenia karmił ból

zeschniętą kromką poematu

tanią wódką która z czasem

przestała wspierać

zapamiętam ten dzień

zmartwychwstałeś

pośród górnolotnych drogowskazów

w pierworodnej zmazie

dającej za atrament senną białą krew

światełko bez którego nie warto

odchodzić na drugą stronę zakochanej

w tobie śmiercizbyt piękne marzenia

piszę swój smutek słowami

bez znaczenia

opisuję wiarę której nieroztropnie

odebrano bóstwo

nie chcę żeby opatrzność

dowiedziała się o rychłej tęsknocie

poznała smak

mojego naiwnego bezsensu

przykryta twoim ciepłem

przygotowuję ciało do jeszcze jednej nocy

uczę zmysły oddawać się

wykradzionemu tętnu

kocham w zamyśleniu

twoją wartką krew

białą niczym urywany oddech

serdeczną niby rana zadana

przez smutne muśnięcie warg

nawet marzenia się spełniają

gdy są zbyt piękneusta zbyt nieparzyste

roztrącam nieuważnie twoje ślady

na moim rozwarstwionym sumieniu

na myślach nie do pary

bawię się w smutek

który połyka własne ironiczne złudzenia

nocy o srebrzystej duszy

zaplątałaś się we własne gwiazdozbiory

pozbawiłaś słowa tu zgromadzonych

ograbiłaś z cierpliwych godzin

nietutejsze powątpiewanie

w przeszłość

nie chcę żebyś przyglądał się śmierci

moich białych ptaków

patrzył jak idę przez ciemność

żeby doznać uskrzydlonych form

odartych z treści

twoje usta są zbyt nieparzyste

żeby znieść pocałunekciasny zakątek ciała

moje rokowania przestały

być źródłem wiary

w niedokończone piękno

palce wciąż szukają odcisków

na policzkach

wciąż próbują wywęszyć dotyk

który zalągł się

w ciasnym zakątku ciała

zanim doszukasz się

pierwszej zmarszczki na sercu

zanim dusza okłamie raj

przeznaczony do remontu

moje usta zmartwychwstaną

po zbyt krzykliwym spotkaniu

z twoimi

mnożąc się

wbrew prędko zmyślonej modlitwie

dobierając się w pary

w oczekiwaniu na zbawienie

spodziewamy się ciszy

która ujarzmi najsmutniejsze wołanie

o pomocprzedwczesne wiersze

odebrałam ci czas

miał należeć do zmartwychwstałej legendy

pozbawiłam poczucia wstydu

że człowieczeństwo syci się

zeschniętym chlebem i tanim winem

nie podawaj mi na złotej tacy

rozsądniejszych owoców

nie ufaj wierszom które urodziłam

przedwcześnie

zadurzyłam się

w twoim kryształowym oddechu

w paroksyzmie milczenia

któremu nie dość słów

nie czekaj aż przyniosę ci do łóżka

mój egzaltowany dekolt

nie spodziewaj się mantry

którą pragnę zadedykować szczerze

przeciwieństwu świataprzekwitające słowa

bardzo cierpliwie uczysz mnie

śpiewać bez zbędnych słów

przekwitające słowa

nie mieszczą się na języku

czas połknął własny sekundnik

nie chcę nigdy więcej

śnić tej ballady

w której mieszka dość wiary

aby napisać ciekawszą niedorzeczność

aby ogrzać stopy

w cieple twojego światła

poczęta między niebem a ziemią

doszukuję się ironii

w niedokończonej rozgrywce

spowiadam się bólowi

który zastępuje mi konfesjonał

nie rysuj na niebie mojej twarzy

nie pożądaj samotności

na którą tak długo pracowałamśmiercionośne igrzyska

na twarzy nienasyconego grzechu

schnie łza

plącze mi się świeżo zaostrzony język

nikt inny nie wygra

tych śmiercionośnych igrzysk

chciałabym aby moje ciało

uschło w cieniu martwej jabłoni

z twojego raju

chciałabym przyśnić taką podwójną ideę

z jaką wreszcie będę mogła

się zaprzyjaźnić

między rzęsami przeciekają

kolejne symptomy smutku

spomiędzy warg uwalnia się milczenie

na które wszyscy cierpliwie czekają

nie kończ za mnie

tegorocznego wszechświata

nie szukaj planety

która mogłaby zastąpić ci raj

kojarzysz mi się ze strachem

jaki za mną grzecznie podąża

jaki prosi o jeden nieśmiertelny ciospod skrzydłami

nie szukaj mnie pod skrzydłami aniołów

nie szukaj tam gdzie od dawna

nie istnieje światło

błąkam się od ściany do okna

nie wiem którędy do wyjścia

przekrzywione spojrzenie

przyszyte byle jak do ciała

promieniuje potrzebą egzystencji

brakuje mu ciszy

by wtórowała wołaniu o szept

powierzam lęk ściennemu zegarowi

powierzam moją niedoskonałość

zbędnym krajobrazom

nie chcę śpiewać tak żeby wszyscy

wyczuli moją tęsknotę

cierpienie za tym co wciąż żywe

lecz coraz bardziej martwe

pozwól że to ja przeczytam

twój pożegnalny list

pod którym zapomniałeś się podpisaćzmysły bez właściciela

moje ciało utkane z papierosowego dymu

czeka na oddech

który podzieli się ze mną

przyśpieszonym tętnem

rozkochana doszczętnie

w pierwszym zimowym deszczu

rozmemłana niby obietnica

rychłego pokoju

kąpię się w strudze wiatru

podążam za zmysłami które dawno temu

utraciły właściciela

pigułka spokoju dodaje mi skrzydeł

unoszę się ponad wizją

współczesnego wszechświata

czy to co zwiemy prawdą

smakuje równie źle

jak zaprzepaszczona chwila wytchnienia?

zbyt długi dźwięk modlitwy

jest tylko smutnym epitafium

minionego pośpiesznie wiekuspóźniony Bóg

znów zakładasz uśmiech

nieszczęśnika spisanego na straty

bawisz się w słowa

nie wierzy im żaden przechodzień

świat przypomina źle dopasowany chaos

przesoloną gwiazdę

która tradycyjnie spóźnia się

na pognieciony poranek

śni na przekór myśli zaciśniętej w pięść

wyobraź sobie

Bóg spóźnił się na twoje urodziny

jesteś zawsze mile widziany w piekle

utkałam ze skamieniałych myśli

ten jeden jedyny krąg

różaniec na którym nikt nie chce

się modlić

pokonaj niechęć przeciwstaw się

mojemu złu

zrozumiesz jak bardzo potrzeba nam

złowieszczej poświaty z pustej krwizbuntowana krew

policzyłam wszystkie słowa

których nikt nie zna na pamięć

przekonałam się jak niewiele potrzeba

by wypełnić smutkiem tę ciszę

teraz rozumiem

piegowate szczęście naśmiewa się

z twojego niedoszłego buntu

z braku zrozumienia dla rozpaczy

wzniesionej na suchych kościach zmierzchu

niesprawiedliwe są sny

o zbuntowanej krwi

nie wierzę w przywidzenia wskrzeszone

z nadmiaru symptomów człowieczeństwa

z bólu rozkwita

kolejne zbrukane łzami światło
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: