- W empik go
Uśmiech słońca - ebook
Uśmiech słońca - ebook
„Uśmiech Słońca” to zbiór opowiadanek podejmujących najważniejsze tematy dla nas wszystkich: życia, szczęścia, Boga i miłości. Dotyczą tego kim jesteśmy, skąd się wzięliśmy i dokąd zmierzamy. Autor inteligentnie łączy różne kultury, tradycje duchowe i religijne, wplatając w to radość i pogodę ducha. Wspaniała lektura dla wszystkich poszukujących sensu istnienia, interesujących się ezoteryką, duchowością, czy dla wielbicieli pisarzy jak Anthony DeMello, Jiddu Krishnamurti czy Eckhart Tolle.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8351-787-2 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szanowny Czytelniku
Dotarłeś do książki, która zawiera zabawne a czasem głęboko poruszające opowiadanka z pogranicza życia, filozofii, natury człowieka, mistyki, religii i duchowości. Dotyka najważniejszych zagadnień, na które próbujemy znaleźć odpowiedź — kim jesteśmy, skąd się tu wzięliśmy i co będzie dalej.
Każde opowiadanie zawiera jakąś cząstkę prawdy i mądrości. Oczywiście największa prawda tkwi w Tobie. Bo to Twoja własna mądrość i piękno są poruszane niczym struny, przez zawarte tu treści. Czasem, aby się na nie otworzyć, potrzebujemy impulsu z zewnątrz. I te opowiadanka to są właśnie te małe impulsy, uśmiechy słońca, ciepłe spojrzenia czy śpiewy ptaków, dzięki którym poczujesz się lepiej i będziesz mógł zagłębić się w sobie, aby odszukać tam skarby, o których marzysz — niezgłębiony spokój, mądrość kosmosu, miłość wszechświata czy radość swego wewnętrznego dziecka.
Mam nadzieję, że czasem będziesz zadziwiony a czasem urzeczony jakąś myślą, zdaniem czy ideą. Pod każdym opowiadankiem znajdują się przeważnie po trzy aforyzmy lub inne podobne perełki.
Życzę Ci, abyś odnalazł w swoim sercu melodię, którą tchnął w Ciebie Wszechświat — Bóg, albo Istnienie. Byś odtąd dźwięczał tą swoją wyjątkową i bardzo tu potrzebną nutą, dzięki której w kosmosie będzie pełniejsza harmonia.
Baw się dobrze i ciesz się każdym zdaniem. Smakuj je powoli i odnajdź tę mądrość, która zawiera wszelką wiedzę. Samoświadomość.
A jeśli uznasz, że ta książka jest dobra, sprezentują ją przyjacielowi czy innej osobie. Taka mała rzecz, a może przyczynić się do większego dobra na świecie, wzajemnego szacunku, mądrości czy pokoju.
Miłej lektury.
AutorRosnące drzewo
W pewnym szczelnie zabudowanym mieście żył sobie staruszek. Codziennie wychodził on na betonowe podwórko i widać było, że na tej nagiej przestrzeni, obchodził jakby coś dużego dookoła, obejmował rękami i z czułością a nawet zachwytem na roześmianej twarzy delikatnie gładził.
Wszyscy ludzie śmiali się z niego, uważając, że to jego starcze fanaberie, ale on się tym wcale nie przejmował. Aż pewnego dnia podeszła do niego mała dziewczynka i zapytała go, co on robi. Wtedy starszy pan odpowiedział jej, że tutaj kiedyś rosło piękne, zielone drzewo, które przychodził pielęgnować. Że podlewał je kiedy było sucho i otaczał kokonem ze słomy na zimę, aby było mu ciepło. a teraz po prostu przychodzi je odwiedzać.
Zdumiona dziewczynka patrzyła na pustą przestrzeń, którą pokazywał jej pan i wreszcie go zapytała:
— Ale przecież tu nie ma żadnego drzewa?
— Ależ jest — powiedział pogodnie staruszek — cały czas rośnie w moim sercu. i wspomnieniach — powiedział i uśmiechnął się tak promiennie, że nawet ptaki zaczęły głośniej ćwierkać.
Tydzień potem staruszek spotkał tę samą dziewczynkę idącą z mamą na spacer. Uśmiechnął się do niej a Ona odwzajemniła Jego uśmiech i zapytała:
— Co Pan niesie?
— Och… chodź, sama zobaczysz. Chodźcie obie — dodał i wskazał na przeciwległy róg podwórka. Podeszli tam razem. Okazało się, że w pobliżu śmietnika był jeszcze mały skrawek gołej ziemi. Staruszek wykopał w nim dół i zasadził tam małe drzewo. Dziewczynka oniemiała z zachwytu, widząc tę roślinkę.
— Zobacz — powiedział staruszek — jest Twojego wzrostu i odtąd razem będziecie dorastać. Przychodź tu czasem do tego drzewka, podlewaj je i baw się z nim, a zobaczysz, jak szybko urośnie… tak jak Ty.
Pół roku potem miły, dzielny staruszek odszedł z tego świata. Ale drzewko pozostało. a wokół niego często bawiły się dzieci, wraz z małą dziewczynką, która odtąd zawsze ilekroć było jej smutno, przychodziła tam porozmawiać sobie w myślach z mądrym, dobrym i radosnym starszym panem, który otworzył jej serce i pokazał piękno istnienia. Bo czasem warto pozostawić coś żywego po sobie. Coś, co da innym radość. Choćby to był mały drobiazg.
_Póki cnoty żyją chociaż w jednym sercu, istnieją nadal._
_Nie tego nie ma, czego nie widać, ale tego, czego nie można poczuć lub sobie wyobrazić._
_Być z drugim człowiekiem, to znaczy otworzyć na niego swoje serce._Prognozy
Mała dziewczynka zaciekawiona patrzyła na dojrzałego mężczyznę, który szedł, trzymając w ręku okazały parasol. Na nogach miał wielkie kalosze. Co jak co — pomyślała ona, ale na deszcz to się na pewno dziś nie zanosi.
— Dlaczego chowa się pan pod parasolem? Przecież nie pada — zapytała go.
— Ale w radiu mówili, że w całym kraju leje.
— Powinien pan słuchać innej rozgłośni — wtrąciła starsza pani, która przechodziła obok — u mnie zapowiadano słońce. Powiedziała i posłała mu promienny uśmiech.
_Większość przekonana jest o niepodważalności słuszności swoich własnych słów i poglądów._
_Dobrze jest umieć dostrzegać weselszą stronę medalu._
_Przyzwyczajenie sprawia, że chodzisz w grubym swetrze, gdy inni w podkoszulkach._Zamiana
Ta historia wydarzyła się kilkanaście lat temu.
Pewna dziewczyna nie mogła się przyzwyczaić do tego, że jej chłopak nosił zegarek na prawej ręce, a nie na lewej. Mówiła mu już o tym wiele razy, aby to zmienił, ale on jej nie słuchał. Przynajmniej w tym względzie. Po prostu się do tego przyzwyczaił i lubił być oryginalny.
Aż wreszcie któregoś dnia, gdy siedzieli na ławce w parku i on był w nią wpatrzony jak w piękny obrazek, to dziewczyna niepostrzeżenie przełożyła mu zegarek na lewą rękę. Chłopak szeptał jej czułe słówka i niczego nie zauważył. Po spacerze umówili się za cztery godziny i pojechali tramwajami do swoich zajęć.
Naraz chłopak spojrzał na prawą rękę i aż zaniemówił z wrażenia. Nie było na niej zegarka. Nie wiedział zatem, która jest godzina. Myśląc, że ma jeszcze dużo czasu, przyszedł na umówione miejsce spotkania prawie o godzinę później. Dziewczyna była bardzo zdenerwowana na niego.
— Przepraszam Cię, ale chyba zgubiłem gdzieś zegarek i nie wiedziałem, która jest godzina.
— Jak to — przecież go masz — odparła ona a on spojrzał na nią zdumiony. Po raz kolejny spojrzał na swoją prawą rękę, ale nie było tam zegarka.
— Ach — przecież ja Ci przełożyłam w parku zegarek na lewą rękę — zawołała dziewczyna. i dopiero wtedy go zauważył.
_Drobiazgi rujnują mocarstwa._
_Nie uczmy się patrzeć tylko w jednym kierunku._
_Trzeba stale otwierać oczy, gdyż inaczej niczego nie zobaczymy._Niezbędność
Pewnego razu Sobota wyjechała na wczasy. Postanowiła tak zrobić, ponieważ czuła się niedoceniana. Od wielu już lat nikt jej nie pochwalił ani nie powiedział jej dobrego słowa. Nikt jej nawet niczego nie pogratulował. Sobotę miał zastępować podczas jej nieobecności inny dzień tygodnia. Jako pierwszy zgłosił się Poniedziałek.
Niestety już po chwili wszystkim zaczęło się wydawać, że tuż po Piątku tydzień trzeba zaczynać od początku. Weekendy były bardzo krótkie, bo składały się tylko z niedziel, więc nikt nie mógł pojechać gdzieś dalej, albo dłużej poleniuchować. Nie mówiąc już o tym, że nowożeńcom jakoś dziwnie było brać śluby w Poniedziałek. Ludzie nie byli zadowoleni z takiego rozwiązania. Poszukiwano zatem innego zastępcy.
Wkrótce na miejsce Poniedziałku pojawił się Wtorek. Ale i on nie przypadł nikomu do gustu. Ludzie narzekali, że zamiast dobrze wypocząć, muszą ciężko pracować jak w połowie tygodnia.
Rozglądano się zatem za kimś lepszym na zastępcę Soboty. Ale Środa wcale nie spisała się lepiej. Podobnie było z Czwartkiem, a nawet — co tu dużo kryć — z Piątkiem. Gdy wreszcie przyszła kolej na Niedzielę, co poniektórzy mieli nadzieję, że tym razem się powiedzie. Niestety — i tym razem znaleźli się przeciwnicy takiego rozwiązania. Narzekali na to, że muszą dwa razy z rzędu chodzić do świątyni oraz że już w pierwszą niedzielę czuli się tak, jakby nazajutrz mieli iść do pracy. Zrywali się więc następnego dnia wcześnie rano, zamiast porządnie się wyspać.
Wszyscy byli niezadowoleni. Aż wreszcie ktoś nieśmiało zaproponował, że może warto wrócić do starego porządku. W końcu Sobota nie była taka zła. Następne głosy mówiły już, że była nawet znośna i można było z nią wytrzymać. Ale Sobota wciąż nie wracała. Wreszcie jakiś człowiek powiedział, że on lubił Sobotę, bo była miła i życzliwa. I wtedy stał się nieomal cud. Na złamanie karku Sobota przygnała na swoje miejsce.
Ach — jaka to była dla wszystkich ulga. z każdej strony zaczęły płynąć czułe i pełne uznania słowa pod adresem Soboty. A Sobota śmiejąc się i głośno klaszcząc w dłonie z zadowolenia, postanowiła zostać już na stałe. Wszyscy mogli wreszcie odetchnąć i życie zaczęło znowu toczyć się swoim naturalnym rytmem. Tylko coś ostatnio chodzą słuchy, że Niedziela przegląda oferty biur podróży.
_Często dopiero, gdy w moście jest dziura, dostrzegamy piękno jego konstrukcji._
_Teoretycy pytają czy świt jest końcem nocy czy początkiem dnia i piszą na ten temat elaboraty, a inni oglądają w zachwycie wyłaniające się zza horyzontu słońce._
_Dostrzegając wszelkie zależności we wszechświecie lub trwając w zachwycie nad nim, zbliżamy się do prawdy o nim._Wyprawa
Znany podróżnik zamierzał wybrać się w rzadko odwiedzane góry. Skrupulatnie przez wiele miesięcy obmyślał, jaki ma ze sobą zabrać ekwipunek. Wyprawa zapowiadała się na bardzo niebezpieczną i długą, więc wszystko należało przemyśleć i dokładnie przygotować. Spisywał zatem wszystko, na kartce, a potem kompletował.
Wreszcie przyszedł dzień wyruszenia w drogę. Podróżnik założył sobie na ramiona doskonale spakowany, pokaźnych rozmiarów plecak, w którym miał wszystkie potrzebne mu do przeżycia akcesoria. Był tam namiot, ciepły śpiwór, jedzenie, mała kuchenka gazowa z butlą, mata do spania i hamak z moskitierą. W bocznych kieszeniach była latarka, scyzoryk, zapalniczka i bardzo wiele innych, niebywale potrzebnych podczas takiej wyprawy rzeczy.
Przyjaciele odprowadzili go na początek górskiego szlaku, życząc mu udanej wyprawy i pomyślnego powrotu. Pokrzepiony ich słowami ruszył raźno w drogę. Szedł i szedł, odpoczywając co jakiś czas. Cieszył się pięknym krajobrazem i dobrą pogodą. Droga wiodła go prosto przed siebie. Aż wreszcie przed jego oczami ukazało się rozwidlenie dróg. Podróżnik śmiało skręcił w boczną ścieżkę. Po godzinie znowu skręcił i tak jeszcze kilkakrotnie, podziwiając piękne krajobrazy i ciesząc się rześkością powietrza i ciszą. Ale po dłuższej chwili coś mu się zaczęło nie podobać. Droga nie wyglądała tak, jak się tego spodziewał. Zamiast wzniesień były doliny. z tego co pamiętał, miał tu być tylko jeden strumień, który należało przekroczyć. A on już przeszedł trzy strumienie i właśnie stanął nad brzegiem pokaźnych rozmiarów górskiej, bystrej rzeki. Zatrzymał się więc i sięgnął do kieszeni po mapę. Ale nie było jej tam. Przeszukał cały plecak i ubranie. Było jasne — po prostu jej nie zabrał ze sobą. Zdał sobie wtedy sprawę, że bez niej sobie może nie poradzić. Ba — że najprawdopodobniej już zabłądził. Bez mapy był częściowo bezradny. Góry były zbyt rozległe i wysokie, aby można było przejść je bez dokładnego planu terenu. A żeby zawrócić, też trzeba było pamiętać drogę.
Przez trzy tygodnie podróżnik błąkał się po okolicy, szukając właściwej drogi. Żywił się malinami, jeżynami i dzikimi jabłkami. Miał jednak szczęście — gdy miał już wszystkiego dość i był skrajnie wyczerpany, spotkał grupę ludzi, którzy badali tamte tereny. Nakarmili go i pomogli mu dojść aż do schroniska. Po kąpieli i sutym posiłku podróżnik pięknie im podziękował za pomoc i powoli dochodził do siebie po tułaczce. Po kilku dniach mógł powrócić do domu. Minęło kilka tygodni i znów był pełen sił i ochoty do nowych wypraw. Ale teraz pierwszą i najważniejszą rzeczą, którą pakuje jest mapa.
_Kto zna drogę, idzie dwa razy szybciej._
_Cóż z tego, że masz dokładną mapę, skoro nie zaznaczono na niej celu twojego życia._
_Czasem lepiej usłyszeć niechętne odburknięcie wskazujące właściwą drogę, niż piękną, mądrą i wesołą odpowiedź_
_kierującą nas na manowce._
_Budujemy wiele dróg, zamiast jednej — właściwej._Dobry przykład
Przewodnik oprowadzał po obiekcie sakralnym wycieczkę składająca się z małych dzieci i sióstr zakonnych. On mówił, a dzieci słuchały. Podziwiały wszystko w milczeniu. Przewodnik był zdumiony i oczarowany ich postawą. Zwykle bowiem, gdy przychodziły dzieci, to zachowywały się głośno, robiły różne psikusy a nawet śmieciły. Tym razem jednak te dzieci były cicho. Natomiast siostry co chwilę pokazywały sobie z głośnymi wyrazami podziwu piękne obrazy i rzeźby.
— O jarmarczne przekupki! — zagrzmiał wreszcie, nie wytrzymując ich zachowania przewodnik. — Wzięłybyście raczej przykład z tych dzieci. — powiedział, wskazując na nie.
— Ależ proszę pana — odparła jedna z nich — one są głuchonieme.
_Przeważnie podziwiamy i chwalimy to, co jest dla nas miłe i co znamy._
_Czy nasz podziw i szacunek dla innych nie jest jedynie podzięką za to, że postępują oni po naszej myśli?_
_Bóg sprawił, że mówimy wieloma językami, ponieważ ma nadzieję, że chociaż w jednym z nich dogadamy się ze sobą po ludzku._Rozstrzygnięcie sporu
Dawno temu dwa słonie pokłóciły się ze sobą o to, który z nich ma dłuższą i piękniejszą trąbę. Pytały o to wiele napotkanych zwierząt, ale żadne z nich nie wypowiedziało się w tej kwestii w sposób je zadowalający.
Wreszcie postanowiły udać się do pobliskiej wioski, aby jakiś człowiek rozstrzygnął ich spór. Słyszały bowiem o tym, że ludzie są mądrzejsi od zwierząt. Postanowiły zatem to sprawdzić, choć zarówno lwy, jak i gazele szczerze im tego odradzały. Ale one chciały jednoznacznej odpowiedzi na swój dylemat.
Gdy wreszcie oba słonie przybyły do osady, zatrąbiły głośno i wyłuszczyły ludziom o co im chodzi. Ale oni nawet nie spojrzeli na ich trąby. Związali natomiast oba słonie, ogłuszyli je i obcięli im kły zwane ciosami. Tak okaleczone i smutne zwierzęta wypuścili z powrotem do buszu.
Od tego czasu żadne ze zwierząt nie radzi się już w niczym człowieka.
_Gazela nie idzie do lwa po radę._
_Księgi nie ocenia się na podstawie jej wagi._
_Dzięcioł nie bywa proszony na obiad przez korniki._Wyjątkowi ludzie
Kiedy ktoś był dobry dla innych, uczciwy i pogodny, wtedy Bóg nazywał kogoś takiego świętym i stawiał innym za wzór. Ludzie jednak nie wiedzieli, kogo mają naśladować, bo święci nie różnili się zewnętrznie od innych. Bóg zatem postanowił, że będą oni nosili spodnie i bluzy z jeansu.
Ale wkrótce już prawie wszyscy nosili takie ubrania. i znowu nie było można ich odróżnić. Wtedy Stwórca podjął decyzję, aby ci niezwykli ludzie będą ubierali się w odzież w kolorowe kwiaty, gdyż tak barwne było ich życie. Ponadto mieli nosić długie włosy.
Po krótkim czasie dołączyło do nich tak wielu ludzi, którzy poza ubiorem w niczym ich nie przypominali, że i ten sposób rozpoznawania ich okazał się niezbyt dobry. I wtedy Bóg postanowił, że nad głowami świętych będzie unosiła się świetlista aureola, aby ich było widać z daleka. Wszyscy się ucieszyli, że odtąd tak łatwo będzie ich można rozpoznać. Wystarczy się tylko rozejrzeć wokoło. Co? Nikogo takiego nie dostrzegasz? No cóż… może to Ty masz być tym pierwszym świętym w swej okolicy…
_Drogowskaz bywa bardziej obcałowywany przez tego, kto zbłądził, niż jego ukochana._
_Broda, choćby najdłuższa i najpiękniejsza nie czyni nikogo prorokiem._
_Wyjątkowości nie można zamaskować._Nałóg
Do kasyna przychodził codziennie wieczorem człowiek, który kładł tylko jeden żeton na którymś z pól do obstawiania ruletki. Gdy krupier ogłaszał na jakim polu zatrzymała się kulka, człowiek ten kiwał głową i ze słowem: — Wiedziałem! — na ustach, opuszczał lokal.
Po jakichś trzech miesiącach jeden z graczy zapytał go, dlaczego tak codziennie robi.
— A, bo widzi pan — odpowiedział mu — przychodzę tutaj i codziennie obstawiam, aby sobie udowodnić, że w ten sposób nie można się wzbogacić, a tylko przegrać.
_Niedługo będziemy bardzo mądrzy, gdyż wycinamy drzewa w takim tempie, że nauka nie będzie już mogła pójść w las._
_Mowa pieniądza zagłusza nieraz wszystko, łącznie z sumieniem i resztkami człowieczeństwa._
_Powtarzanie tych samych błędów nikogo nie czyni mądrzejszym ani bardziej doświadczonym._Tytuł
Pewien początkujący pisarz postanowił udać się na wieś, gdzie inni wybitni pisali swoje najlepsze dzieła. Chciał właśnie tam rozpocząć swoją pracę nad pierwsza wielką powieścią. Tak też uczynił. Okolica była ładna, pogoda wymarzona, więc zabrał się ochoczo do pracy. Przesiedział godzinę nad czystą kartka papieru i… nic. Przesiedział drugie sześćdziesiąt minut i znowu nic nie napisał. Otóż nie mógł za nic wymyślić tytułu swej powieści. Jeden mu nie pasował, bo był za długi, drugi nie przyciągał należycie uwagi a trzeci był za mało treściwy. Na takich rozmyślaniach przeszły mu dwa tygodnie. Aż wreszcie postanowił poradzić się doświadczonego pisarza, który również tu przyjechał i zamieszkał w domku obok. Po obiedzie udał się do niego i nieco speszony zapukał do drzwi. Gospodarz — nagradzany wielokrotnie literat, otworzył mu drzwi i zaprosił do środka na herbatę. Wtedy spokojnie wyłuszczył mu swój problem. Pisarz uśmiechnął się lekko i zaproponował:
— No dobrze kolego, pokaż mi swoją powieść, może gdy ją przeczytam, znajdziemy wspólnie jakiś dobry tytuł.
— Ale ja jeszcze niczego nie napisałem. — powiedział nieco speszony gość. — Cały czas dręczyła mnie kwestia dobrego tytułu.
— Mój drogi. — odpowiedział wzięty pisarz. — Cóż znaczy piękna nazwa, gdy nie kryje się pod nią żadna treść. I brzydka skorupa małża nie zniechęca poławiacza od zapoznania się z jego wnętrzem, w którym kryje się drogocenna perła.
_Niektórzy twórcy zastanawiają się czy dorabiać treść do formy czy formę do treści._
_Rada wtedy jest doskonała, gdy ten, który jej udziela nie ma z tego powodu żadnych korzyści a robi to tylko z porywu serca i gdy nikt na tym nie ucierpi._
_Przeważnie ludzie mają taki zawód jaki sobie wybrali — z wyjątkiem miłosnego._Zbawcze łudzenie się
Skoczek spadochronowy z wielką wprawą wyskoczył na dużej wysokości z samolotu. Po pewnym czasie szarpnął za rączkę otwierającą spadochron umocowany na jego plecach. Ciach i… spadochron się nie otworzył. Skoczka ogarnęło przerażenie. Po chwili jednak uspokoił się nieco — przecież miał jeszcze drugi, zapasowy spadochron na brzuchu.
Gdy tak myślał, leciał jak kamień w dół. Opadał coraz niżej i niżej. Ale wciąż nie mógł się zdecydować na pociągnięcie rączki tego drugiego spadochronu. Drżał na samą myśl, co będzie jeżeli i on się nie otworzy.
_Boimy się prawdy, bo dopóki jej nie znamy, możemy się łudzić, że jest zupełnie inaczej._
_Czujemy się samotni i nieszczęśliwi do momentu, w którym zdamy sobie sprawę, że nikt inny nam nie pomoże, a tylko może nas zainspirować do czegoś._
_Nie ma lepszej okazji od tej, która jest właśnie teraz._Przyzwyczajenie
W pięknej dolinie było duże jezioro. Żyło w niej radośnie wiele gatunków ryb. Swobodnie pływały i upajały się życiem. Ale nagle przyszła susza. Wody w jeziorze było coraz mniej. Ryby zaczęły gromadzić się w pozostałych kałużach wody. Niestety okoliczne drapieżniki a zwłaszcza ptaki szybko je wyławiały. W jednej z takich niewielkich niecek wypełnionych resztką wody były tylko dwie ryby. Jedna z nich była zrozpaczona.
— Niedługo chyba i my zginiemy — powiedziała.
— Nie ma co rozpaczać — powiedziała druga i zaczęła opowiadać jej o tym, jak to jej kuzynki pływają w wielkim, czystym i ciepłym oceanie. Wody miały tam pod dostatkiem, pełno jedzenia i były naprawdę szczęśliwe.
W miarę, jak o tym opowiadała, robiło im się cieplej na sercu. Radośnie poruszały płetwami i nawet czasem udało im się schwytać w locie jakiegoś owada. Dzięki temu przeżyły miesiąc.
Obok, w innej kałuży również było kilka ryb, które wyjadały z dna robaczki i rośliny. Cieszyły się tym, że chociaż mają mało, ale tyle, że dało się jakoś przeżyć.
Minął kolejny miesiąc i zaczął padać rzęsisty deszcz. Jezioro powoli powracało do swojej normalnej wielkości. Życie w nim zaczęło się odradzać. z pobliskich strumieni i rzek napłynęły inne ryby i powoli zapełniły jego wody. Wkrótce rozwinęły się rośliny i znowu radosne ryby pływały w toni jeziora, ciesząc się słońcem i obfitością pokarmu.
Dwie ryby, które pocieszały się wzajemnie podczas suszy, teraz raźno baraszkowały a nawet zaczęły myśleć o podróży do morza i oceanu. W końcu życie jest pełne niespodzianek i warto z niego mądrze korzystać, ufając w to, że Natura zadba o swoje dzieci.
Natomiast grupka innych ryb z pobliskiej kałuży nadal tkwiła w swej niewielkiej teraz zatoczce jeziora. Polubiły swoją małą przestrzeń i nie pragnęły więcej. Wody jeziora ich nie pociągały. Poza tym w każdej chwili można się było spodziewać powrotu suszy, więc nie chciały opuszczać swej bezpiecznej przystani, w której przetrwały.
W tym czasie dwie ryby pożegnały się z nowymi znajomymi i ruszyły do oceanu na spotkanie przygody. Nad całą doliną świeciło piękne słońce i wszyscy byli szczęśliwi, chwaląc sobie pogodę i swoje wybory.
_Stałe udowadnianie, że nie jest się wielbłądem, bardzo do niego upodabnia._
_Pocieszajmy — ale tylko do czasu, gdy my lub ktoś sobie może pomóc._
_Narzekanie nie usprawiedliwia tego, że nic się nie robi w kierunku poprawy, a tylko na nią się czeka._Kwiat paproci
Była wtedy akurat noc świętojańska. Stanisław szedł wieczorem ścieżką przez gęsty las do domu. Ta droga była dużo bliższa niż szosa, która otaczała wielkim łukiem cały bór. Nagle zauważył migoczące w zaroślach światełko. Zbliżył się, aby zobaczyć co to takiego. I ujrzał to, co od wieków wszyscy pragnęli znaleźć. Otóż na jednej z gałązek mienił się wszystkimi barwami tęczy, niby mały klejnot, kwiat paproci. Stanisław ucieszył się bardzo i zerwał kwiat. Wiedział, że według legendy ten, kto go posiada, może mieć wszystko, co tylko sobie zamarzy. Znał i tę drugą część tajemnicy kwiatka — że można mieć dzięki niemu wszystko lecz tylko dla siebie. Trochę go to martwiło, ale i tak był wielce uradowany posiadaniem takiego cudu. Zaraz tez zażyczył sobie piękne ubranie i samochód. Czekał i czekał tak kilka minut, ale nic się nie wydarzyło. Ubranie jakie miał, takie ma, a samochodu również nie było w pobliżu. Zdziwił się tym bardzo i miał już nawet wyrzucić kwiat paproci, ale postanowił pokazać go żonie, która czekała na niego z kolacją.
Ledwo wszedł do domu, patrzy a tu na podwórku stoi piękny, nowy samochód. Przetarł oczy, patrzy a tu żona wybiega mu na spotkanie w pięknej, kolorowej sukience — takiej, o jakiej zawsze marzyła.
— Ach, Stasiu — powiedziała uradowana — właśnie kilka minut temu pojawił się u nas na podwórku samochód a zaraz potem spostrzegłam, że mam na sobie nową sukienkę.
Stanisław wchodząc do domu zdumiał się tym, co przyszło mu na myśl. Dla sprawdzenia swoich przypuszczeń zażyczył sobie dla siebie pięknej czapki i szalika. I natychmiast wybiegła z pokoju córka w przepięknej czapce oraz jedwabnym szaliku. Wobec tego Stanisław poprosił kwiat o spodnie dla żony i córki. Nim jeszcze wypowiedział te słowa, już poczuł, że na nogach ma nowiutkie, eleganckie spodnie. Druga para leżała na krześle. Odtąd nie prosił już o nic dla siebie.
_Czynić dobro to często patrzeć poza siebie._
_Myślimy, że gdybyśmy więcej posiadali, bylibyśmy lepsi lub szczęśliwsi, bo nie musielibyśmy zabiegać o wiele spraw. Ale może wtedy myślelibyśmy tak samo, tylko z innego pułapu czy punktu widzenia._
_Jeżeli nie ma piękna w nas, trudno o nie w otoczeniu._
_Jeżeli nie ma piękna wokół Ciebie, to je stwórz._Choroba
W niedużym domu mieszkała sobie pewna rodzina. Goście, którzy przebywali w nim nawet krótko, zauważali, że nikt w nim się nie uśmiechał. Każdy, kto tam przychodził stawał się smutny i osowiały. Tak działo się bardzo długo. Domownicy również byli tym już zmęczeni. Aż pewien odwiedzający zaproponował, że sprowadzi do budynku lekarza, który na pewno coś poradzi na tę dolegliwość.
Po niedługim czasie zjawił się doktor i rozpoczął szczegółowe badanie domu. Najpierw ostukał ściany, a potem osłuchał stetoskopem podłogi i stropy w każdym z pokoi.
— I co mu dolega? — dopytywali się mieszkańcy.
— Nic… — odparł lekarz.
— Jak to?! — przecież od razu widać, że ten dom jest chory…
— To nie dom niedomaga, ale mieszkający w nim ludzie — powiedział lekarz. — Doradzam uśmiech, życzliwość i zabawę.
_Smutne serce nie widzi uśmiechu._
_Jedna mała oaza ożywia całą pustynię._
_Miłość, życzliwość, dobroć i poczucie humoru mają na swoim koncie więcej ozdrowień niż wszyscy lekarze świata._
_Smutny ma jedynie połowę swej siły._Oryginalność
Mały Marek za nic nie chciał bawić się żołnierzykami, samochodami ani klockami. Wolał lalki. Mógł spędzać całe dnie przebierając je, karmiąc, albo wożąc w wózeczku. Nie pomagały najróżniejsze kary, ani nagrody. Rodzice za nic nie mogli go tego oduczyć. Żadne tłumaczenia, że tak chłopcy nie robią, nie trafiały do niego. Aż wreszcie mama zapytała go, dlaczego tak robi.
— No cóż mamusiu, wiem, że ta odpowiedź może Ci się nie spodobać, ale w tej szarości życia trzeba się jakoś wyróżnić i być oryginalnym. — powiedział z uśmiechem, mrużąc szelmowsko jedno oko.
_Człowiek ma w życiu tyle szczęścia, ile go sobie weźmie sam i na ile sobie pozwoli._
_Niepowtarzalność to umiejętność wykonywania codziennie tych samych czynności tak, jakby się je robiło po raz pierwszy. Nie znaczy to jednak, że nie można ich ulepszać._
_Moda to najpopularniejsze w danym sezonie bezguście._O niesfornej istocie
Amor od wielu lat latał już po Ziemi i swoimi strzałami sprawiał, że wszyscy się w sobie zakochiwali. A strzelał bardzo celnie. Po pewnym czasie trafił już w serca wszystkich z wyjątkiem jednej istoty. Od dawna pałały już miłością, serdecznością i szczęściem: Dobroć, Prawda, Pokój, Miłosierdzie oraz ich liczne siostry i bracia. Wciąż jednak jedna postać umykała mu sprzed napiętego łuku. Za nic nie mógł jej trafić i sprawić, aby i ona kochała. Aż wreszcie znudziła mu się ta zabawa i poszedł do Boga na skargę. Ze zdziwieniem zobaczył, że jedyna osoba, której jeszcze nie poraził swoją strzałą miłości, siedzi Bogu na kolanach.
— Panie — dlaczego nie mogłem dotąd trafić tego stworzenia? — zapytał Amor i wycelował w Nią swoją strzałę.
— Bo to jest mój drogi aniele Prawo Wolnego Wyboru — powiedział Bóg i zasłonił ją swoim ciałem.
_Remis w związku to wielka wygrana._
_Wszyscy możemy wszystko._
_Drogowskaz nie zmusza do pójścia wskazywana drogą._Zadanie
— Dlaczego nasze życie nie jest proste i łatwe? — zapytano Mistrza.
— Może dlatego, że Bóg w chwili naszych narodzin podarł kartkę naszego życia zawierającą nasze umiejętności, wiedzę, mądrość i uczucia, następnie rzucił ją na wiatr i ma nadzieję, że wszechogarniająca wszystkich i wszystko Miłość pomoże nam pozbierać wszystkie jej fragmenty.
_Odnajdujemy samych siebie i gdy już się znajdziemy, okazuje się, że jesteśmy hologramem (cząstką identyczną) Boga._
_Jak często myślisz i sprawiasz, by życie było beztroską, i rozkoszną zabawą?_
_Umiejętność wyboru tego co najlepsze dla siebie i innych to mądrość i pokora w jednym._
_W zewnętrznym działaniu sprawdzasz swój wewnętrzny program._Zajęcie
Nad rzeką siedział sobie codziennie starszy pan. Koło niego leżała zarzucona wędka. Co jakiś czas ją wyjmował, poprawiał spławik i z powrotem ją zarzucał. Nikt jednak nigdy nie widział, aby ten człowiek złowił choć jedną — nawet najmniejszą, rybkę.
Pewien chłopiec, którego bardzo to zaciekawiło, postanowił sprawdzić, dlaczego wędkarz nie wraca z pełną siatką ryb, jak inni łowiący. Podszedł więc po cichutku do mężczyzny, aby nie zepsuć mu ewentualnego brania i nie spłoszyć ryb. Przyglądał mu się przez chwilę i cicho podszedł jeszcze bliżej.
— Dzień dobry — powiedział malec.
— Dzień dobry — powiedział pogodnie mężczyzna.
— Pan codziennie tak łowi?
— A tak. Lubię posiedzieć sobie nad wodą.
— I biorą ryby?
— Pewnie, że biorą… nogi za pas… — powiedział ze śmiechem wędkarz.
— To dlatego pana siatka jest zawsze pusta?
— A czy nie lepiej jest, że rzeka jest pełna ryb, a nie moja siatka? — powiedział mężczyzna i wyciągnął wędkę z wody, aby poprawić spławik. I wtedy chłopiec spostrzegł, że do żyłki nie był dowiązany haczyk.
— Ależ pan nie ma haczyka! — zawołał malec a mężczyzna uśmiechnął się i zarzucił wędkę. Po chwili wszystko było już jasne — mężczyzna wcale nie patrzył na spławik a na piękny krajobraz wokół.
— Dlaczego patrzy pan wokoło a nie na spławik?
— Mój drogi, wędka to tylko pretekst do tego, żebym mógł spokojnie popatrzeć na piękno nadrzecznej przyrody. Rozejrzyj się tylko. I obaj z podziwem przyglądali się majestatycznym drzewom i krzewom kołysanymi delikatnymi powiewami wiosennego wiatru. Chłopiec uśmiechnął się i usiadł koło wędkarza.
_Jak wielu wstydzi się czułości, dobroci i delikatności, a nie wstydzi się krzyknąć, przekląć lub skrzywdzić kogoś._
_Wegetarianizm to łagodna forma miłości._
_Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki, ale i wchodzący do niej za każdym razem jest już innym człowiekiem._Ratunek
W świątyni podczas nabożeństwa urwał się nagle wielki żyrandol i runął w dół na siedzących pod nim ludzi. Ci zdążyli tylko spojrzeć w górę i tak zamarli ze strachu, patrząc na zbliżające się niebezpieczeństwo. Ale był tam akurat święty, który wzniósł ręce do nieba i siłą swojego słowa powstrzymał żyrandol tuż nad głowami wiernych. Żyrandol zawisł w powietrzu. Zgromadzeni ludzie widząc, co dla nich uczynił, zaczęli mu dziękować i wychwalać jego imię oraz Boga. A święty stał z podniesionymi rękoma i coraz bardziej czerwoną z wysiłku twarzą. Ludzie wiwatowali a On wreszcie nie wytrzymał i wrzasnął:
— Spieprzajcie spod żyrandola, bo już go dłużej nie utrzymam!!!
I dopiero wtedy ludzie się rozstąpili a żyrandol opadł delikatnie na podłogę.
_Zachwyt niech nie wyłącza mądrości ani rozumu._
_Moc boska przekracza najśmielsze wyobrażenia, stając się wraz z każdym cudem częścią naszej normalnej, zwykłej rzeczywistości._
_To Ty jesteś największym cudem Boga — podobnie jak każda inna osoba, istota, zwierzę, roślina, minerał a nawet atom czy kwark energii._Poszukiwania
Pewien wielbiciel muzyki szukał najodpowiedniejszego dla siebie gatunku muzyki. Zaczął więc słuchać jazzu. Ale po pewnym czasie stwierdził, że to chyba nie to. Wtedy zakochał się w bluesie. Wkrótce jednak zdał sobie sprawę, że to jeszcze nie jest to, czego szukał. Przez kilka kolejnych miesięcy namiętnie słuchał rocka, country, metalu a nawet muzyki klasycznej. Aż któregoś dnia wyłączył swój odtwarzacz płyt CD i wtedy… zdał sobie sprawę z tego, że to właśnie tej muzyki tak długo szukał. To była cisza…
_Cisza mówi każdemu prosto do serca._
_Początkiem, środkiem — wtedy koi i uszczęśliwia oraz końcem zawsze jest cisza._
_Odnajdź swoją własną melodię duszy, a będziesz zawsze szczęśliwy, pogodny i radosny._
_Odnajdź ciszę i spokój w sobie, a będziesz miał ją już zawsze i wszędzie — gdziekolwiek pójdziesz._Zrozumienie
— Dlaczego nie poszedłeś na cmentarz? — zapytał kapłan.
— Bo nie widzę sensu zapalania świeczek na grobach zmarłych. Przecież to ich ani ziębi, ani grzeje.
— Jeżeli myślisz, że to zmarłym zapalasz tam lampki, to się mylisz. Wszystkie ogniki mają nam — żywym przypominać o kruchości życia tu na ziemi oraz o tym, że warto stale rozgrzewać swoje serce miłością, aby nie zbłądzić w mroku a i czasem innym oświetlić choćby kawałek drogi. I warto ten swój płomyczek życia ochraniać przed wiatrem strachu i zwątpienia, które czasem się pojawiają. Ten płomień mówi nam również o tym, że życie nie kończy się po śmierci, ale trwa, tylko w innej postaci. Zatem nie innym czynisz ten symbol, ale raczej sobie i innym żyjącym. A Ci, którzy zmarli, z nadzieja patrzą i proszą Boga, abyśmy to zrozumieli… Dobrze jest też powspominać dobrych ludzi i ich czyny. Oczywiście, jeśli nie czujesz, nie musisz tam iść. Wystarczy, że będziesz to wiedział.
_Wiedza to odkrywanie sensu._
_Trzeba nam odnaleźć ogień, który nie tylko będzie nas grzał w zimne noce, ale również chłodził w upalne dni._
_Jeśli ktoś odchodzi, to właśnie ktoś inny przychodzi._Ograniczone widzenie
— Dlaczego nie siadasz na tym krześle?
— Przecież to jest stół.
— Nie, to jest krzesło.
— Dlaczego zatem jest wyższe od stołu?
— A dlaczego sądzisz, że wszystkie stoły powinny być zawsze wyższe od krzeseł?
_Dziwimy się temu, że innych dziwi to, że ich zachowanie wydaje nam się dziwne._
_Gdy autorytet mówi o jabłku, to choćby trzymał w ręce tylko widelec, to wielu spodoba się ten owoc._
_Przyzwyczajenie osłabia wrażliwość._Sąsiedzi
Dwóch sąsiadów bardzo się nie lubiło. Jeden z nich modlił się, prosząc o to, aby Bóg zabrał jego sąsiada jak najdalej od jego miejsca zamieszkania, bo inaczej to on za siebie nie ręczy. Niedługo potem ten modlący się człowiek dostał bardzo intratną propozycję pracy w dalekim mieście. Zaproponowano mu tam dużo większe wynagrodzenie, więc postanowił się przeprowadzić. I odtąd był już z dala od swego sąsiada. Obu też z czasem zaczęło się dobrze powodzić i byli bardzo szczęśliwi.
_Pamiętaj, że coś może być tylko dla Ciebie wielkim problemem._
_Chciałbyś, aby inni byli podobni do Ciebie? Wyobraź sobie, że na całej ziemi rosną tylko kasztanowce a jedyne zwierzęta to koty. Wystarczy?_
_Prosta droga ma do ominięcia niebywale dużo zakrętów._Opis
Zapytano raz nauczyciela:
— Dlaczego nie mówisz nam nic o życiu po śmierci?
— Gdybym opisywał wam kształt drzewa, które widziałem przed chwilą, każdy z Was widziałby je inaczej. Pomyślcie teraz, co byście sobie wyobrażali, gdybym mówił Wam o tym, czego nie widziałem.
_Ty widzisz trawę, a stodoła siano._
_Słowo zasłania widoczność._
_Jeżeli pytasz jedynie po to, aby utwierdzić się w swoim przekonaniu, lepiej milcz._
SAMODYSCYPLINA
— Dlaczego ludzie nie są konsekwentni?
— Konsekwentni wobec czego?
— Wobec swojej postawy względem innych, siebie i świata.
— Bo to jest ciężar narzucany sobie samemu. A jest on cięższy niż to, co nakazują nam inni. Bo wtedy sami wymagamy od siebie.
_Garbaci, którzy nauczą się żyć ze swoim garbem, stają się znowu wyprostowani._
_Wolność jest świadomością możliwości wyboru._
_Każdy nieszczery przyjaciel jest wrogiem._Świat
Gdy Grzesiu poznał już dobrze swoje podwórko, stwierdził, że świat wcale nie jest taki duży, jak często słyszał od rodziców. Ale wkrótce pojechał z mamą do centrum miasta. Zdziwił się bardzo, przyglądając się tym wszystkim ulicom, autobusom, samochodom, domom i wystawom sklepów.
Zapragnął więc poznać całe swoje miasto. Wkrótce znał je jak własną, często dziurawą kieszeń. I znowu poczuł się szczęśliwy i radosny, bo znowu znał cały świat — tak przynajmniej uważał. Ale mama szybko wyprowadziła go z błędu. Wtedy Grzesiu zaczął poznawać całą okolicę swojego miasteczka. Następnie zwiedził całe województwo, co było naprawdę wielką dla niego wyprawą.
Wraz z biegiem dni, tygodni i lat zwiedził kolejno swoje państwo i kontynent. Następnie wyruszył na inne kontynenty i zwiedził je na tyle, aby móc powiedzieć, że je dobrze zna. Tak jak swoją własną kieszeń i rodzinne miasteczko.
Tak minęło kilkanaście lat. Postanowił powrócić w rodzinne strony. Rodzice przywitali go z radością, bo bardzo za nim tęsknili. Młodzieniec opowiedział im o wszystkim co widział i słyszał. Cieszył się z tego, że poznał już cały świat. Była pogodna noc. Siedział z rodzicami na werandzie. Wokoło słychać było cykanie świerszczy i dalekie nawoływania jakiegoś ptaka.