- W empik go
Ustrzelić Marzenia - ebook
Ustrzelić Marzenia - ebook
Klara to wschodząca gwiazda piłki nożnej. Swoją pasję stawia na pierwszym miejscu, bo to jedyna miłość, która nigdy jej nie zawiodła. Matka zaślepiona wydarzeniami z przeszłości, odsuwa ją na boczny tor. A Jedyne bogactwo jakie Klara posiada to niezwykły dar do gry w piłkę nożną, Zbieg okoliczności, stawia na jej drodze selekcjonera Reprezentacji Polski, który proponuje jej powołanie do kadry. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że to drużyna męska.
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8273-824-7 |
Rozmiar pliku: | 815 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_„Przestałem marzyć,_
_jak człowiek nie marzy, umiera.”_
_Ryszard Riedel_
*Niniejsza powieść to fikcja literacka i wydarzenia w niej przedstawione nigdy nie mogłyby mieć miejsca w świecie realnym. Zbieżność osób i nazwisk jest przypadkowa.I
Pięć do zera dla gospodarzy.
Kiedy pojawił się wynik na tablicy i zabrzmiał dźwięk gwizdka kończący mecz, podałyśmy dłonie swoim rywalkom na znak podziękowania za dobrą i wyrównaną walkę, chociaż wynik mówił sam za siebie. Byłam szczęśliwa, że trzy gole były moje, mimo iż w trzecioligowym zespole z małego miasta, i to jeszcze w meczu towarzyskim, nie miało to dużego znaczenia. Spojrzałam na trybuny w miejscu, gdzie powinna siedzieć moja rodzina, ale niestety nie było tam nikogo.
_Znowu! —_ Pomyślałam i nawet zrobiło mi się przykro, ale z rozmyślania o tym, co ważniejszego znowu było dla mojej matki niż ja, wyrwał mnie dźwięk mojego imienia.
— Klara! Chciałbym żebyś kogoś poznała — powiedział trener. — To jest Arkadiusz…
— Kowalik — dokończyłam, przerywając w pół słowa, bo szczęka opadła mi z wrażenia.
Dobrze wiedziałam, kim był Arkadiusz Kowalik. Do tej pory widziałam go tylko w telewizji, a teraz stał przede mną całkowicie prawdziwy i ściskał moją dłoń — trener reprezentacji Polski w piłce nożnej.
— Jestem pod wrażeniem twojego talentu i zamiłowania, z jakim grasz w piłkę. Moi chłopcy mogliby się wiele od ciebie nauczyć, a na pewno tego, co to jest duch walki. –Jego słowa odbijały się w mojej głowie niczym echo.
— Niezmiernie miło mi to słyszeć, dziękuję — wydukałam ze szczerym uśmiechem, nie byłam w żadnym stopniu przygotowana na takie spotkanie, a już na pewno nie na takie pochwały.
— Taki talent trzeba rozwijać, masz potencjał a to połowa sukcesu. — Poklepał mnie po ramieniu, a ja uśmiechnęłam się z rumieńcem na twarzy.
_Przecież ja tylko gram w piłkę._ — Pomyślałam.
Trener pozwoli mi wrócić do koleżanek z drużyny, mówiąc, że porozmawiamy później, bo muszą ponegocjować trochę z Kowalikiem. Wzruszyłam ramionami i zmierzając w stronę szatni, rozmyślałam, co mogą negocjować trener trzecioligowej drużyny żeńskiej z trenerem pierwszej reprezentacji Polski.
Dotarłam do szatni i właściwie zapomniałam o swoich rozmyślaniach, bo wpadłam w sam środek zadowolonych i rozśpiewanych dziewczyn z drużyny. Zawsze po wygranym meczu otwierałyśmy szampana i śpiewałyśmy wszystkim znany tekst: _Kto wygrał mecz? Brzezki! Kto? Brzezki…”._
Kiedyś nawet mocno zastanawiałyśmy się nad inną nazwą naszej drużyny, dostałyśmy wolną rękę od zarządu klubu, ale niestety żadna z nas nie wpadła na nic lepszego, bo w sumie, co można wymyślić od nazwy miasta Białobrzegi? Wzięłam prysznic, przebrałam się w swoje rzeczy i już miałam opuścić teren obiektu sportowego, kiedy za plecami usłyszałam znajomy głos.
— Klara! Kurwa! Dziewczyno! Co to była za brama z przewrotki? Mało się nie zadławiłam z wrażenia. Idziemy się napić?
Roześmiałam się głośno. To była Iga, moja kumpela, taka prawdziwa i od serca, która chyba wiedziała o mnie więcej niż ja sama. Chociaż nie przepadała za piłką nożną, to jednak zawsze przychodziła na moje mecze.
— Jestem sportowcem, zapomniałaś? Nie mogę nadużywać alkoholu — powiedziałam. Iga uśmiechnęła się ironicznie, a ja już wiedziałam, że zaraz przypomni o imprezie sprzed miesiąca, w czasie której przesadziłyśmy z ilością alkoholu. Nadal robi mi się niedobrze na wspomnienie o kacu, który męczył mnie cały następny dzień. Aby pozbawić Igę przyjemności drwienia sobie ze mnie, zapytałam, jakim cudem widziała bramkę, skoro nie było jej na trybunach w miejscu zarezerwowanym dla moich gości.
— Musiałam wyjść zaraz po tym pięknym golu. Mama dzwoniła żebym przyszła na chwilę do domu popilnować siostrę. — Wzruszyła ramionami. — Wróciła wcześniej, więc i ja mogłam przyjechać na koniec meczu. — Przytuliła mnie mocno i westchnęła. — Znowu nie przyszła?
Wiedziałam, że pyta o moją matkę. Od początku sezonu była tylko raz na meczu i na dodatek weszła w połowie chyba tylko po to, żeby pokazać mi swoje niezadowolenie, że musiała przerwać spotkanie. Jak się później okazało, dotarła tylko dlatego, że zainterweniował dziadek. Oderwałam głowę z ramienia Igi, wzięłam głęboki wdech i chwilę pomyślałam nad odpowiedzią.
— Co mam ci powiedzieć? Pewnie, gdyby chodziło o mojego brata, to przybiegłaby w podskokach, ale że ja nie jestem taka jak on, nie poszłam na medycynę tak jak sobie tego życzyła, tylko gram w piłkę. Może to jest jakaś kara? Nie wiem. — Wzruszyłam ramionami. — Chodź, przejdziemy się.
Oczywiście Iga musiała wstąpić do sklepu monopolowego po wino i chipsy. Z takimi zakupami poszłyśmy w stronę jeziora. Jako małe dziewczynki uciekałyśmy zawsze w to miejsce, aby się wygadać. Teraz, jako dorosłe kobiety na widok tej pięknej, czystej plaży wspominałyśmy czasy, kiedy życie było beztroskie i niewinne.
— Napij się Klaro, obiecuję, że dzisiaj tylko jedno. — Uśmiechnęła się podstępnie.
— Jasne. Gdybym cię nie znała, to może bym uwierzyła. Dawaj! — Wzięłam dużego łyka wina i już chciałam opowiedzieć jej o spotkaniu trenera Kowalika, kiedy zapytała:
— A co z Marcinem? Dawno go nie widziałam.
Zamyśliłam się na chwilę, bo wiedziałam, że moja przyjaciółka zna mnie na wylot i żadna ściema nie przejdzie.
— To dupek! Miałam dokonać wyboru: on albo piłka. Wiesz, co wybrałam. Równie mocno jak moja matka nienawidzi piłki nożnej, a bardziej tego, że w nią gram. Czasami mam wrażenie, że się zgadali, bo na każdym kroku słyszę, jakiego to wspaniałego i zaradnego chłopaka straciłam przez piłkę. Eh — westchnęłam cicho, wbijając wzrok w zachodzące słońce. — A prawda jest taka, że nie czuję żebym straciła kogoś wartościowego. Jestem pewna, że czułabym pustkę gdybym wybrała inaczej, bo za długo na to pracowałam, żeby teraz rzucić wszystko dla faceta.
— Tak, wiem to niunia — powiedziała Iga przytulając mnie. — Wiem, byłam z tobą od samego początku i pamiętam, jak wtedy ten pomysł wydawał mi się najbardziej poronionym ze wszystkich twoich pomysłów. I nie tylko ja tak uważałam. Dzisiaj jednak widzę, z jakim zamiłowaniem grasz każdy mecz. Po prostu to kochasz. To była dobra decyzja….
***
_Jezu, ki grom dzwoni o ósmej rano, kiedy mam dzień wolny?_ — Pomyślałam ledwie otwierając oczy i szukając na szafce rozdzwonionego telefonu. — _Kurwa, moja głowa. Iga zabiję cię_ –powiedziałam w duchu. — _A jeśli to ty mnie budzisz z samego rana to zabiję cię drugi raz_.
Nie patrząc na wyświetlacz telefonu, odebrałam zaspanym, a może nawet zachrypniętym głosem, bo w słuchawce panowała przez chwilę cisza.
— Klaro, dobrze się czujesz? — Usłyszałam głos trenera.
— Tak, dobrze trenerze, wszystko gra, tylko jeszcze spałam. Co jest?
— Świetnie, a teraz posłuchaj uważnie! — Jego głos był poważny i stanowczy, a ja czułam, jak serce zaczyna mi dudnić w oszalałym tempie.
— Jak najszybciej musisz się zjawić w biurze prezesa klubu! Nie pytaj, dlaczego, tylko ubieraj się i przyjeżdżaj natychmiast!
Po tych słowach rozłączył się, a mnie przez głowę przelatywały tysiące scenariuszy i pytanie skąd on wie, że nie jestem ubrana.
_No pewnie, dlatego że jest ósma rano_ — zaśmiałam się w myślach.
— Kurwa, ja pierdolę!
Gadałam do siebie, skacząc po pokoju i ubierając się jednocześnie. Co się takiego stało, że trener wezwał mnie tak wcześnie rano i to jeszcze do prezesa klubu? Może dziewczyna, którą faulowałam na meczu umarła? Nie wyglądała dobrze schodząc z boiska, ale gdyby umarła to raczej policja by tu przyjechała. A może chcą mnie wyrzucić z drużyny? Jezu chyba bym tego nie przeżyła.
_Dobra Klaro, weź się ogarnij. _— Spoliczkowałam się w myślach. Im szybciej tam dotrę tym szybciej się dowiem, o co chodzi. Ubrałam się raczej swobodnie, dżinsy do kostek, białe trampki i koszulka z krótkim rękawem.
— Jak wylatywać to z hukiem — powiedziałam, przeglądając się w lustrze.
— Gdzie wylatujesz? — Usłyszałam głos matki przez uchylone drzwi.
— Jeszcze nie wiem mamo, ale pewnie na zbity pysk. Trener dzwonił, muszę się wstawić u samego prezesa klubu, nie brzmiał miło, a kończy mi się kontrakt, więc pewnie mi podziękują.
— W sumie to i dobrze. Może w końcu zajmiesz się czymś normalnym, jak twój brat, a nie piłką. Idę do pracy. Miłego dnia Klarcia. — Drzwi się zamknęły.
— Klarcia — powtórzyłam.
Wiedziałam, że mama by się ucieszyła, gdybym przestała grać w piłkę. Nigdy nie wspierała mnie w tym, co robię. W zasadzie jedyną osobą w rodzinie, która mnie wspierała w kwestii piłki, był dziadek. W tym momencie, spojrzałam na jego zdjęcie, stojące na komodzie, a po policzku spłynęła mi łza.
_Gdybyś tu był._
To dzięki niemu robię to, co kocham. Nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z marzeń i powtarzał: _Rób tak żeby tobie było dobrze, bo wszystkim nie dogodzisz_. Odszedł kilka miesięcy temu po walce z chorobą. Nie płakałam po jego śmierci. Byłam spokojna, bo wiedziałam, że tam, gdzie jest teraz, nie cierpi, a to czego mnie nauczył, będzie mi towarzyszyć przez resztę życia.
— Kurwa! Trener!
Ocknęłam się ze wspomnień, odłożyłam zdjęcie dziadka na miejsce i pognałam na autobus. Pomyślałam nawet, że autem będzie szybciej, ale po tym wczorajszym jednym winie Igi, które zamieniło się w trzy butelki, wolałam nie ryzykować utratą prawka. Chociaż z drugiej strony napięcie, które we mnie narastało sprawiło, że uczucie kaca minęło.II
Po dwudziestu minutach dotarłam pod drzwi prezesa. Stałam pod nimi jak osłupiała i zastanawiałam się, co mnie czeka. Serce waliło mi jak młot i nawet miałam ochotę uciec, jednak ciekawość zwyciężyła. Zwłaszcza, że za drzwiami słychać było śmiechy i miłą rozmowę, co najmniej trzech panów.
_Klaro weź się w garść._ — Pomyślałam i nawet nie wiem, kiedy, moja pięść zastukała w drzwi.
— Proszę. — Usłyszałam. Delikatnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
— Dzień dobry. — Ledwie to z siebie wydusiłam, kiedy dostrzegłam, że w biurze był prezes klubu, mój trener i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, trener Kowalik oraz Zbigniew Sobczak — prezes OMPN.
Organizacja Mieszanej Piłki Nożnej była związkiem, który trzymał całą polską piłkę nożną w garści. Decydujący głos w każdej sprawie, zarówno dotyczącej reprezentacji czy klubów, miał prezes Sobczak i to właśnie od niego zależała przyszłość każdego piłkarza lub piłkarki.
Wszyscy czterej panowie wlepiali we mnie swój wzrok, a ja musiałam śmiesznie wyglądać, bo z amoku kłębiących myśli wyrwał mnie głos trenera, który podstawił mi krzesło.
— Klara? Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła, usiądź proszę. — Kiwnęłam głową, że wszystko gra i osunęłam się na krzesło. Wpatrywałam się w panów, a w głowie kłębiły mi się miliony pytań.
Co oni tu wszyscy robią? I co, do cholery, ja mam z tym wspólnego?
— Klaro — zaczął trener Kowalik. — Jestem pod wrażeniem twoich piłkarskich i strzeleckich umiejętności, a wczorajszy mecz był po prostu mistrzowski w twoim wykonaniu. Pasja i duch walki, jakie okazujesz w tym sporcie są niebywałe. Prezes Sobczak po obejrzeniu nagrania, również podziela moje zdanie, dlatego chciałbym cię mieć w swojej kadrze. Jak wiesz zbliża się turniej Euro w Rosji, za chwilę zaczynamy mecze eliminacyjne i po prostu jesteś potrzebna tej drużynie. — wyjaśnił. — I uprzedzając twoje pytanie — dodał, widząc, że szczęka opadła mi do samej ziemi. — W przepisach ERPN nie ma zapisu, który zabrania, aby do męskiej kadry, powołanie dostała kobieta. Europejska Rada Piłki Nożnej po wielu latach namysłu, w końcu zmieniła przepisy które dają szansę wykazać się takim talentom jak twój. Stąd nasza propozycja i pytanie do ciebie, czy się zgadzasz? — W tym momencie wszyscy czterej panowie spojrzeli na mnie pytająco.
— Ja pierdolę! — Nawet nie wiem, kiedy te słowa wymsknęły mi się po cichu z ust. Siedziałam jak wryta, nie mogąc nawet ruszyć powieką.
— Rozumiem, że to znaczy tak? — Roześmiał się prezes OMPN, a zaraz za nim pozostali panowie.
— Ja… Yyy… Ale jak… — _Klara weź się w garść._ — __ Spoliczkowałam się w myślach i w końcu odzyskałam głos. — Tak! Zgadzam się! Tylko nie wiem, czy sobie poradzę…
W tym momencie mój trener, a w zasadzie już były trener, złapał mnie za ramiona, potrząsnął lekko i powiedział stanowczo:
— Klara, to dla ciebie wielka szansa, poradzisz sobie. Pamiętaj, ile pracy, łez i wyrzeczeń kosztowało cię, żeby być w tym miejscu, gdzie teraz jesteś, zawdzięczasz to sobie i to jest twój sukces. Jeśli nie spróbujesz, będziesz żałować. — Puścił mnie i dodał: — Dostajesz również szansę na to, żeby utrzeć nosa wszystkim tym, którzy w ciebie nie wierzyli i drwili, że grasz w piłkę. — Wiedziałam, że mówi o mojej rodzinie. Znamy się od kilku lat, więc doskonale wiedział, jakie podejście do piłki ma moja matka i brat oraz, że tylko dziadek był moim wsparciem. I tu musiałam przyznać mu rację. Los daje mi szansę i muszę ją wykorzystać. Kiwnęłam głową, do oczu napłynęły mi łzy, ale zacisnęłam zęby, żeby nie dopuścić do rozsypki, bo przecież byłam twardą zawodniczką reprezentacji.
— Okej, to od czego mam zacząć?
— Jutro przyjedziesz do Warszawy i zameldujesz się w hotelu. Adres dostaniesz SMS-em. W recepcji odbierzesz klucze i telefon. Wszelkie formalności będą już załatwione, więc rozpakujesz się i poczekasz na mojego asystenta. Emil Krewny będzie towarzyszył ci przez najbliższy tydzień. Musisz zrobić badania, założyć konto w banku, przejść testy wysiłkowe, ale to tylko formalność, bo z tego co wiem, to masz aktualne badania. Emil we wszystkim ci pomoże. Jesteś naszą tajną bronią, dlatego zrobimy wszystko, aby do zgrupowania kadry wiedziało o tobie jak najmniej osób. W telefonie, który dostaniesz są numery do mnie, do Emila i do prezesa Sobczaka, w razie czego, możesz zawsze do nas zadzwonić. Oczywiście swój prywatny telefon możesz mieć ze sobą. No i co… Witamy na pokładzie kadry. — Trener Kowalik uśmiechnął się i uścisnął moją dłoń, a zaraz za nim Prezes OMPN-u.
— Dziękuję — odpowiedziałam, jeszcze oszołomiona całym tym zdarzeniem.
— Leć się pakować i powodzenia. — Uścisnął mnie prezes klubu Brzezki. — Tylko o nas nie zapomnij — dodał.
— Nie zapomnę, na pewno. — Wzięłam głęboki oddech, pożegnałam się i wyszłam. Serce waliło mi jak młot, w głowie potok myśli i niedowierzanie, że to spotkało właśnie mnie. Nabrałam niezmiernej ochoty podzielenia się tą wspaniałą wiadomością z całym światem, ale wiedziałam, że trenerowi zależy na zachowaniu tajemnicy aż do zgrupowania. Zdecydowałam, że powiem to tylko Idze, w końcu była dla mnie jak siostra, a niekiedy nawet jak matka. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer przyjaciółki, po czterech długich sygnałach usłyszałam jej zaspany i jakże skacowany głos.
— Co jest? Czemu mnie budzisz w środku nocy?
— Jakiej nocy? Iga obudź się! Jest jedenasta, a poza tym słuchaj mnie, nie uwierzysz!
— A możemy pogadać później?
— Nie! — wrzasnęłam. — Jadę do Warszawy, dostałam powołanie do kadry. — W słuchawce zapadła cisza. — Iga jesteś tam? — zapytałam.
— Tak jestem, ale mnie zatkało. Jak to do kadry? Jak to do Warszawy? Co ty w ogóle pierd… — Urwała. — Klara, kurwa, jaja sobie robisz? — Głos Igi drżał, a nawet dało się wyczuć, że miała oczy pełne łez.
— Iga, ale ja dostałam powołanie do kadry męskiej rozumiesz? Będę grała w pierwszej reprezentacji Polski w piłce nożnej u boku najlepszych naszych piłkarzy. Prezes OMPN-u i trener osobiście przyjechali, żeby przedstawić mi swój niecny plan. — Roześmiałam się. — Kurczę, jeszcze sama w to nie wierzę, nogi mam jak z waty, tylko Hmm… — Mój głos posmutniał, co nie umknęło uwadze przyjaciółki.
— Wiem, co teraz czujesz, a bardziej się domyślam, ale dasz sobie radę, wierzę w ciebie Klarcia, marzyłaś o tym i zapracowałaś sobie na to! — Iga wręcz krzyknęła. — Postawiłaś się całej rodzinie, żeby być w tym miejscu, gdzie teraz jesteś i idź do przodu. Nie wolno ci zwątpić, rozumiesz? — I chociaż w tamtym momencie nie widziała wyrazu mojej twarzy, wiedziała, że przytaknęłam. — No cieszę się, że się rozumiemy.
Wiedziałam, że nie zawiodę się dzwoniąc do Igi i dzieląc się z nią tą wiadomością. Potrafiła pocieszyć, doradzić, a jak trzeba było to i solidnie opierdzielić. Wiedziałam też, że jako jedyna będzie podzielać mój entuzjazm związany z nową sytuacją.
— Wiem, nie krzycz już. — Zaśmiałam się. — Wyjeżdżam dopiero jutro rano, muszę się spakować i porozmawiać, a w zasadzie poinformować mamę o tym fakcie, ale chciałabym się jeszcze z tobą spotkać wieczorem. — Nie zdołałam dokończyć, bo przerwała mi oburzona Iga.
— No chyba głupia psito nie myślałaś, że pozwolę ci wyjechać bez pożegnania? Zresztą po rozmowie z matką będę musiała cię pozbierać z powrotem do kupy, bo znając życie, to jej entuzjazm roztrzaska cię na milion kawałków — powiedziała i po chwili dodała: — Muszę kończyć Kler, spotkajmy się o osiemnastej. Tam, gdzie zawsze, pa.
Czasami bałam się tych jej przepowiedni, bo w większości przypadków się sprawdzały. Może posiadała nadzwyczajną moc przepowiadania przyszłości albo po prostu znała dobrze moją rodzinę? W tamtej chwili zaświtał mi obraz matki pukającej się w czoło na wieść o tym, że wyjeżdżam do Warszawy i to jeszcze po to, żeby grać w reprezentacji kraju. Nie wiem, czemu była taka zgorzkniała wobec mnie.
Czy naprawdę chodziło tylko o to, że gram w piłkę, a nie zostałam lekarzem jak Filip? Często zadawałam sobie to pytanie.
Rodzice dziewczyn z drużyny przychodzili na mecze, kibicowali i cieszyli się z sukcesów swoich córek, a kiedy trafiła się porażka również pocieszali. Ja musiałam sama zapewniać sobie to wszystko. W zasadzie nawet nie pamiętam, czy kiedykolwiek usłyszałam z ust matki słowa _kocham cię_. Chyba nie, za to Filip — mój brat — był wychwalany niemalże na każdej rodzinnej uroczystości. Różnica wieku między nami wynosiła dziesięć lat, ale nigdy nie dał mi poczuć dystansu, a opiekował się mną jak na starszego brata przystało. Filip i dziadek zastępowali mi w dużej mierze tatę, którego mało pamiętam. Nikt nie chciał o nim opowiadać, a ja wiedziałam tylko, że zmarł, jak byłam mała i nie pozwalano mi więcej drążyć tematu. Od dziadka dowiedziałam się jeszcze, że to właśnie po śmierci taty, matka stała się taka oziębła. Nie rozumiałam, dlaczego była taka tylko dla mnie. Czyżbym miała coś wspólnego ze śmiercią taty? Nikt nic więcej nie chciał mi powiedzieć, a ja byłam wtedy za mała, żeby pamiętać wydarzenia z tamtych lat.
Kiedy Filip skończył szkołę średnią, wyjechał do Krakowa na studia medyczne, gdzie został cenionym i znanym kardiologiem. Ja zaś, zostałam praktycznie sama, a matka nalegała abym poszła w ślady brata. Nieważne były moje uczucia i to, że kocham piłkę, najważniejsze były jej niespełnione ambicje i gdyby nie wsparcie dziadka, pewnie dopięłaby swego i posłała mnie na studia medyczne albo prawnicze. Zawsze powtarzała, że gdyby dziadkowie nie dali jej wolnej ręki w wyborze drogi życiowej, tylko nakazali studiować to, co oni chcieli, to dzisiaj byłaby kimś, a nie zwykłą kwiaciarką. Nigdy nie rozumiałam jej pogardy do tego zawodu, wręcz uwielbiałam, kiedy wracała z pracy i z chwilą otwarcia przez nią drzwi, w całym domu unosił się zapach świeżych kwiatów.III
Pochłonięta rozmyślaniami i wspomnieniami z dziecięcych lat, nawet nie wiem, kiedy dotarłam pod drzwi domu i jakie było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że są otwarte, mimo że zamykałam je po wyjściu. Odruchowo spojrzałam na podjazd, ale stał tam tylko mój stary golf 3, za to dostrzegłam na ulicy zaparkowanego srebrnego SUV-a.
— Filip — powiedziałam do siebie, wchodząc do domu, ale wkoło panowała grobowa cisza i nawet przeszedł mnie dreszcz na myśl, że to może jednak złodzieje. Tylko oni raczej jeżdżą czarnymi samochodami, a my w zasadzie nie mieliśmy wielu wartościowych rzeczy.
— Co się tak skradasz siostra? — Aż podskoczyłam na dźwięk tych słów, a serce podeszło do gardła.
— Kurwa! Filip, wystraszyłeś mnie. — Spojrzałam na brata, który mimo upływu lat w ogóle się nie zmieniał. Wysoki przystojny blondyn o niebieskich oczach, ciało wyrzeźbione niczym u modela, połowa dziewczyn w szkole się w nim kochała, ale Filip zawsze powtarzał, że czeka, aż spotka tę jedną jedyną na całe życie, chociaż wątpiłam w to, że nadal jest prawiczkiem.
— Ładnie mnie witasz, też się cieszę, że cię widzę. — Uśmiechnął się ironicznie, pokazując szereg białych i równych zębów. — Dobrze wyglądasz, tylko nie mów, że dalej kopiesz w gałę? — Zapytał szyderczo. Miał taki sam stosunek do mojej gry jak i matka, w tym aspekcie byli tacy sami.
— Przestraszyłeś mnie, ale bardzo się cieszę, że cię widzę braciszku. — Uściskałam go mocno. — Chyba myślami cię ściągnęłam i tak, nadal kopię w piłkę. — Podkreśliłam wymownie te słowo. — A u ciebie, co słychać? — Oderwałam się od Filipa i zobaczyłam niepokój w jego oczach i już chciałam zapytać, o co chodzi, kiedy w drzwiach stanęła matka. Odpychając mnie rzuciła się Filipowi na szyję i radośnie go przywitała.
Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na nią.
— Nie powinnaś być jeszcze w pracy? — zapytałam.
— Zamknęłam kwiaciarnię wcześniej, nie mogłam wysiedzieć wiedząc, że mój synek w końcu przyjechał do nas w odwiedziny. Już biorę się za obiad. — Uściskała znowu Filipa, a uśmiech nie schodził z jej twarzy.
— No tak, po co pytam — rzuciłam. Mogłam się domyślić, chociaż w głębi duszy miałam nadzieję, że odpowiedz będzie inna. Westchnęłam głośno, ale w zasadzie nikt mnie już nie słuchał, matka z bratem oddalili się w stronę kuchni a ja poszłam do swojego pokoju, bo przecież miałam się spakować.
Wyrzuciłam z szafy wszystkie swoje rzeczy i po godzinnym przeglądaniu ciuchów, stwierdziłam, że właściwie nie mam czego spakować. Stare znoszone dżinsy i dresy, dziurawe bluzy i koszulki. — Nie. — Pokręciłam głową. Przecież zaczynam nowe życie i nie mogę zabierać ze sobą starych rzeczy, wzięłam telefon do ręki i w aplikacji sprawdziłam stan konta bankowego. W obecnym klubie nie zarabiałam dużo, właściwie tysiąc złotych plus małe premie za strzelone bramki, więc nie dawało to kokosów, ale dało się przeżyć.
_Dobrze, że jestem oszczędna._ — Pomyślałam, kiedy na ekranie telefonu ukazała się suma czterech i pół tysiąca. Kupię sobie coś w Warszawie, wiele mi nie potrzeba. Do małej walizki spakowałam tylko trzy pary butów, bieliznę oraz kosmetyki i rozejrzałam się po pokoju. Na ścianie wisiały zdjęcia z meczów i medale, a na regale przy zdjęciu dziadka stały puchary. Na samo wspomnienie tamtych chwil, moje serce biło jak szalone. To tutaj się wszystko zaczęło, a teraz wyjeżdżam w nieznany mi świat i zostawiam te wszystkie wspomnienia. Uśmiechnęłam się i spojrzałam w lustro
— Ty pieprzona szczęściaro, tylko tego nie spierdol — powiedziałam do siebie i w tej samej chwili usłyszałam dźwięk smsa. To była wiadomość od trenera Kowalika, mało nie zeszłam czytając jej treść.
_„Klaro, wstawisz się jutro w H15 Boutique, ul. Poznańska 15, Śródmieście, Warszawa, okażesz dowód osobisty i cię zameldują, w pokoju będzie czekał na ciebie telefon, możesz korzystać ze wszystkich atrakcji hotelu, czekaj na wiadomość od Emila. Pozdrawiam A. Kowalik”_
_Ja pierdolę_. — Pomyślałam. Znałam ten luksusowy hotel tylko z filmów, a teraz miałam tam mieszkać przez najbliższy tydzień? Zrobiło mi się słabo na tę myśl i z wrażenia opadłam na łóżko, włożyłam słuchawki w uszy i zatonęłam w wyobrażeniach, co mi jeszcze przyniesie los.
— Klara! Klara! — Poczułam szarpanie za ramię. — Śpisz w ciągu dnia? Chodź na obiad, Filip już czeka.
Nim zdążyłam coś powiedzieć, drzwi zatrzasnęły się za matką, a ja spojrzałam na telefon, żeby się przekonać, że ta wiadomość od trenera to nie był sen. Na szczęście nadal tam była. Wstałam z łóżka, odłożyłam telefon i przeciągnęłam się. Serce zaczęło mi dudnić na myśl, że muszę powiedzieć matce i bratu o wyjeździe, ale czy w ogóle będzie ich to interesować? Myślę, że nie. Dobra miejmy to już za sobą. Wzięłam głęboki wdech i poszłam do kuchni. Na progu cofnął mnie zapach gołąbków, nienawidziłam tego dania od dzieciństwa, sam zapach przyprawiał mnie o mdłości, no, ale nie byłam zdziwiona, że akurat gołąbki były tego dnia na obiad, przecież Filip je uwielbiał.
— Co tak stoisz Klaro? Siadaj do stołu, bo ci wystygnie.
— Mamo! –wycedziłam przez zaciśnięte zęby. — Dobrze wiesz, że nienawidzę gołąbków. — Rzuciłam jej złowrogie spojrzenie, ale matka wydawała się nieporuszona tym faktem.
— Twój brat uwielbia i przestań już robić szopki Klaro! — Warknęła. Już chciałam odwrócić się na pięcie i wyjść z kuchni, kiedy zwrócił się ku mojej osobie Filip.
— Siadaj siostra, mam dla ciebie propozycję. — Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Jaką propozycję mógł mieć dla mnie, jakże wybitnie wykształcony pan doktor?
— Aż się boję zapytać, jaką. — Usiadłam przy stole, nakładając sobie tylko ziemniaki. Twarz matki oblewał uroczy uśmiech, a brat popatrzył na mnie poważnym wzrokiem, przełknął to, co miał w buzi i zastygł w bezruchu.
— Powiesz wreszcie? — ponaglałam.
— Otóż, otwieram w Krakowie prywatną klinikę kardiologiczną i potrzebuję cię, jako recepcjonistkę. Zapewnię Ci przeszkolenie, umowę, mieszkanie no i na początek dostaniesz dwa i pół tysiąca złotych do ręki. Nastawiony jestem na sukces, także źle na tym nie wyjdziesz, a na pewno lepiej niż grając w tę śmieszną piłkę. — Pocierał ręce, kiedy to mówił, a ja nie dowierzałam własnym uszom.
— Chyba żartujesz! — Wstałam i wepchnęłam krzesło pod stół, w tym samym momencie wstała matka.
— Klaro siadaj! Jak ty się zachowujesz? Powinnaś być wdzięczna bratu, że o tobie pomyślał. Zrozum, że to wielka szansa, druga taka się może nie przydarzyć, byłabyś niemądra gdybyś odmówiła. — Usiadła z powrotem przy stole, Filip milczał a ja podeszłam do okna i widząc radośnie śpiewającego skowronka pomyślałam, jak wolne i szczęśliwe jest to stworzenie. Bez nakazów i zakazów, taki beztroski i niewinny.
— W takim razie jestem głupia mamo! — Odwróciłam się w stronę stołu, a wzrok matki o mało mnie nie zabił. — Bo muszę powiedzieć nie — kontynuowałam. — Dziękuję ci Filipie za tę kuszącą propozycję, ale muszę ci odmówić. Już dzisiaj dostałam ofertę życia i się zgodziłam, więc sam widzisz… — Brat spojrzał na mnie i pokiwał głową.
— Ok, nie nalegam, ale gdybyś kiedyś zmieniła zdanie, to masz mój numer. — Uśmiechnęłam się zaskoczona, bo spodziewałam się innej reakcji, a tu taka niespodzianka.
— Klaro robisz bratu i mnie przykrość, zawiodłam się na tobie.
— Nie pierwszy raz — odpowiedziałam. — Wydaje mi się, że ciągle cię zawodzę mamo, ale od jutra już nie będziesz musiała mnie oglądać, chyba, że w telewizji. — Parsknęła śmiechem na te słowa i mało się nie zadławiła kompotem.
— W telewizji? — zapytała, patrząc na mnie zimnym wzrokiem.
— Tak, wyjeżdżam do Warszawy, dostałam powołanie na zgrupowanie pierwszej reprezentacji. Zaczynają się eliminację do Euro, dostałam szansę od losu i zamierzam z niej skorzystać.
— Zaraz, zaraz, czekaj, a pierwsza reprezentacja to nie jest czasem drużyna męska? — Zapytał Filip marszcząc czoło. Pokiwałam twierdząco głową i czułam na sobie przeszywający wzrok brata i matki. Zapadła cisza, którą przerwał szyderczy śmiech obojga. Do oczu napłynęły mi łzy, a w gardle stanęła gula, której nie mogłam przełknąć. Wyszłam z kuchni, zabrałam kurtkę z wieszaka, a na nogi wsunęłam klapki. Wybiegłam trzaskając drzwiami, przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, w którą stronę mam iść. Otwierając furtkę, usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi i głos Filipa.
— Klaro, zaczekaj. Czy nie uważasz, że to, co mówisz, to nonsens? Przecież to jest niedorzeczne! Ktoś sobie z ciebie nieźle zakpił. — Ścisnął mój nadgarstek tak mocno, aż zabolało, a w jego oczach zobaczyłam coś bardzo dziwnego, nigdy wcześniej nie widziałam, żeby czyjś wzrok płonął takim gniewem.
— Wiesz, co? Pierdol się! — Wyrwałam rękę z uścisku brata i pobiegłam w stronę parku. Biegłam tak bez celu, co chwilę oglądając się za siebie, ale nikogo nie dostrzegłam.
Zatrzymałam się na pierwszej lepszej ławce, serce biło mi mocno, schowałam twarz w dłoniach i uwolniłam emocje płaczem, którego nie mogłam w żaden sposób powstrzymać. W uszach ciągle słyszałam słowa brata i śmiech matki. W tamtej chwili chciałam umrzeć. Spojrzałam w niebo i westchnęłam.
— Boże.
_Dziadku, gdzie jesteś? Tak mi cię brakuję, gdybyś tu był…_
Zamknęłam oczy i ukazał mi się obraz dziadka, który kilka dni przed swoim odejściem, kiedy byłam u niego w odwiedzinach, trzymał mnie mocno za rękę i powiedział: _Pamiętaj, że nigdy nie jest za późno na realizację swoich marzeń. Tylko nigdy nie pozwól, żeby ktoś ci wmówił, że jest inaczej._
— Tak. — Uśmiechnęłam się i podniosłam tyłek z ławki. — Masz rację dziadku. — Posłałam całusa w stronę nieba, otarłam łzy i wybrałam numer Igi w telefonie, bo kto inny mógł mnie pocieszyć w tamtej chwili, jak nie ta wariatka? Po krótkiej chwili, usłyszałam głos przyjaciółki.
— No, co tam baby?
— Iguś, wiem, że byłyśmy umówione na osiemnastą, ale czy mogłabyś… — W tym momencie głos mi się załamał. — Mogłabyś przyjść teraz? Jestem w parku, ale idę w stronę plaży, w nasze miejsce.
— Jasne kochanie, zaraz będę. — Nie musiałam jej tłumaczyć, co się stało, bo rozumiałyśmy się bez słów. Nawet nie byłam w stanie wyobrazić sobie tego, jak dam radę wytrzymać bez Igi będąc w Warszawie. Tutaj spotykałyśmy się niemal codziennie, a teraz miało nas dzielić ponad sto kilometrów. Poczułam ukłucie w sercu na tę myśl. Dobrze, że ktoś wymyślił telefon i Internet.
Czekając na przyjaciółkę, rozmyślałam o bracie, a właściwie o tym, co się z nim stało. Zawsze był opanowany i bezstronny, chociaż nie pochwalał tego, co robię, to jednak nigdy nie odzywał się do mnie w ten sposób. I ten wzrok przepełniony gniewem, który aż płonął ze złości. Być może to przez stres związany z otwarciem kliniki? Może coś złego wydarzyło się w jego życiu, a ja zamiast z nim porozmawiać, uciekłam? Różne myśli kłębiły się w mojej głowie, doszłam jednak do wniosku, że porozmawiam z nim wieczorem i dowiem się, o co tak naprawdę chodzi.
Wnet zjawiła się Iga.
— Hej Kler, co jest? Przez telefon nie brzmiałaś najlepiej i z tego, co widzę, nie wyglądasz dobrze. Rozmowa nie poszła? — Usiadła koło mnie i poklepała po plecach, a ja otarłam twarz z łez. Dobrze, że w zeszłym roku zrobiłam sobie makijaż permanentny, właśnie po to, żeby zawsze, niezależnie od sytuacji, wyglądać jak człowiek.
— Filip przyjechał z propozycją pracy dla mnie w swojej prywatnej klinice. — Iga wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
— I nie zgodziłaś się? — zapytała delikatnie i powoli.
— No a jak myślisz? Pewnie, że się nie zgodziłam. Oczywiście matka na mnie naskoczyła, wywiązała się lekka awantura, a kiedy powiedziałam, że wyjeżdżam na kadrę i to męską, to oboje mnie wyśmiali i wybiegłam z domu. — Do oczu znowu napłynęły mi łzy. — Kurwa, Iga, czemu ja nie mogę mieć normalnej rodziny, która się wspiera i może normalnie rozmawiać na różne tematy?
Zapadła cisza.
Iga przytuliła mnie mocno i nic nie mówiła.
— A wiesz, mało tego, matka zamknęła wcześniej kwiaciarnię, żeby spędzić czas z Filipem, zrobić mu obiadek, a dla mnie nigdy nie mogła tego zrobić — Po tych słowach rozsypałam się, siedziałyśmy tak w milczeniu dłuższą chwilę, kiedy zabrzęczał mój telefon. To Filip napisał SMS-a z zapytaniem, gdzie jestem. Już wie, że to, co mówiłam to prawda. Zastanowiłam się chwilę, skąd niby to wie, skoro dla mediów miała być to tajemnica, ale nic sensownego nie przyszło mi do głowy. Odpisałam mu, gdzie jestem i miałam nadzieję, że przyjdzie do nas, żebyśmy mogli w końcu spokojnie porozmawiać. Odpisał „OK”, więc schowałam telefon do kieszeni i czułam przyśpieszający puls.
— Co się dzieje Klara? — Spytała Iga, odrywając głowę od mojego ramienia.
— Filip przyjdzie do nas. — Widziałam jak jej oczy zapłonęły niczym pochodnia, podkochiwała się w nim kiedyś, ale myślałam, że z biegiem lat jej przeszło, zwłaszcza, że był dużo starszy.
— To może zostawię was samych, pogadacie sobie na spokojnie — zaproponowała, ale stanowczo odmówiłam. W końcu była moją najlepszą przyjaciółką, nie miałam przed nią tajemnic i czułam się bezpieczniej, mając ją obok. Obraz kipiącego złością brata nie znikał mi sprzed oczu. Nie wiedziałam, czego mogę się jeszcze po nim spodziewać. Po kwadransie dołączył do nas.
— Cześć Iga, kurczę, ale wyrosłaś, niezła laska z ciebie. Tak myślałem, że jesteście tu razem — powiedział Filip, śliniąc się na widok Igi. Kiedy wyjeżdżał do Krakowa byłyśmy nastolatkami, jednak teraz faktycznie, Iga była ładną dziewczyną z ciemnymi długimi włosami, zgrabnymi nogami i miała wszystko na swoim miejscu. Faceci często się za nią oglądali, ale Iga nie lubiła zobowiązujących związków, wolała jakiś przelotny romansik, szybki seks i cześć. Powtarzała, że wyjdzie za mąż dzień po mnie, ale ja nie miałam czasu na związki, trafiałam na samych gburów, zapatrzonych we własne _ja_ i co gorsza, nienawidzących piłki nożnej. Dziwne, że facet i nie lubi futbolu? No ja notorycznie na takich trafiałam.
Popatrzyłam na brata.
— Filip, ja cię bardzo przepraszam za to, co powiedziałam przy furtce. Nie chciałam, tylko nie…
— Wiem mała — przerwał. — To ja cię przepraszam. — Przytulił mnie tak mocno, że niemal słyszałam bicie jego serca.
— Widzisz, mam trochę kłopotów związanych z kliniką, stąd to zdenerwowanie.
— Sorki, że wam przerwę — wtrąciła Iga. — Wy sobie pogadajcie, a ja pójdę do sklepu po jakieś wino. Filip, reflektujesz? — Pokiwał głową twierdząco, a Iga pognała w stronę monopolowego.
— Jakie masz kłopoty? Może mogę ci pomóc? Widziałam niepokój w twoich oczach jak tylko cię zobaczyłam, co się dzieje?
— Kasę, która miała iść na klinikę… — Zamilkł na chwilę. — Przegrałem w kasynie.
— Ja pierdolę. — Złapałam się za głowę. — Coś ty zrobił? — Nie dowierzałam w to, co usłyszałam chwilę wcześniej. Mój brat, ten idealny syn i lekarz grał w kasynie i do tego przegrywał duże pieniądze?
— Matka wie? — zapytałam, a on milczał. — No jasne, że nie wie! Bo przecież by się pochlastała, że jej ukochany synek… Nie, no nie wierzę. — Przerwałam swój wywód. Kiedy spojrzałam na brata, siedział ze spuszczoną głową i milczał, a mi zrobiło się go żal.
— Ile przejebałeś? — Spojrzał na mnie.
— Pięćdziesiąt tysięcy.
— To chyba nie aż tak dużo, sprzedasz samochód a resztę się ogarnie jakoś.
— Euro — powiedział cicho.
— Co? — dopytałam, bo myślałam, że się przesłyszałam.
— Przegrałem pięćdziesiąt tysięcy Euro. — Patrzył w taflę wody, a ja w głowie przeliczałam, ile to będzie kasy na złotówki.
— Wiesz, pomyślałem o kredycie pod zastaw naszego domu. W Krakowie zastawiłem mieszkanie pod budowę kliniki, ale brakuje na sprzęt i wyposażenie. To znaczy, wszystko jest już zamówione, tylko muszę w terminie wpłacić tę brakującą kwotę i pomyślałem…
— To dlatego przyjechałeś? — przerwałam. — Masz tupet — wycedziłam przez zęby.
— Klara, wiem, że zawaliłem, że cię tu zostawiłem samą z matką, ale nie mogłem już patrzeć, jak cię traktuje i poniża na każdym kroku. — Pierwszy raz widziałam jak mój brat płacze.
— Proszę, nie mów matce prawdy, nie mów, że przegrałem tę kasę. Oddam wszystko, co do grosza, jak tylko klinika ruszy.
W tym momencie wróciła Iga, spojrzała na nas, ale nie zadawała pytań. Usiadła koło Filipa i otworzyła wino, podała mu je, a on niemalże duszkiem pochłonął pół butelki. Pierwszy raz widziałam, jak pije alkohol i to jeszcze takim haustem jak zawodowy alkoholik.
_A może nim był?_ — Pomyślałam przez chwilę. Przecież tego, że gra w kasynie, też się nie spodziewałam. Zdałam sobie sprawę z tego, jak mało wiem o własnym bracie. Usiadłam przed nim, zabrałam mu butelkę i spojrzałam w mokre od łez oczy.
— Po pierwsze: matka ma kasę ze sprzedaży domu po dziadkach, więc nie musi zastawiać naszego, po drugie: okej, nie powiem jej prawdy, jeśli ty powiesz mi, dlaczego jest taka oziębła dla mnie i po trzecie: skąd wiedziałeś, że to, co powiedziałam o kadrze to prawda? — Przechyliłam butelkę, bo od tego gadania zaschło mi w gardle i podałam dalej Idze.
Ona zaś wpatrywała się w Filipa z takim pożądaniem, że pewnie, gdyby mnie tu nie było to zrobiliby to pod gołym niebem. Stuknęłam ją butelką w rękę, a kiedy się ocknęła i spojrzała na mnie, popukałam się w czoło. Wiedziała, o co mi chodzi, ale tylko się uśmiechnęła i oblizała wymownie wargi.
Filip popatrzył na mnie już nieco radośniejszym wzrokiem i wziął głęboki wdech.
— Może zacznę od trzeciego — uśmiechnął się — W telewizji była konferencja prasowa z tym trenerem od kadry i mówił, że ma asa w rękawie, że jutro do Warszawy przyjeżdża jego tajna broń i ogólnie będzie wielkie zaskoczenie dla wszystkich i domyśliłem się, że chodzi o ciebie– stąd wiem, że mówiłaś prawdę. — Uśmiechnęłam się w duchu.
— No a teraz druga pozycja — ponaglałam.
Filip wziął łyk wina, które wyrwał Idze i spojrzał w niebo.
— To, co teraz usłyszysz, będzie bardzo trudne, ale już dawno powinnaś o tym wiedzieć. Tego wieczoru, kiedy zginął tata, ty byłaś u dziadków. Chciałaś zostać u nich na noc, chociaż mama ostrzegała, że jak przyjdzie wieczór i czas spania to będziesz płakała, że chcesz do domu. No i tak było. Około godziny dwudziestej trzeciej zadzwoniła babcia, że płaczesz i nie chcesz spać, tata wstał z łózka, ubrał się i oznajmił, że pojedzie, wtedy matka kategorycznie zabroniła mówiąc, że trochę popłaczesz i zaśniesz, a rano przed pracą po ciebie pojadą. Pamiętam, że bardzo się o to pokłócili, ale tata był nieugięty, wsiadł do auta i wtedy widziałem go po raz ostatni. Po drodze jeszcze dzwonił do babci, że już jedzie po swoją księżniczkę, że nie pozwoli, żeby płakała i że niedługo będzie na miejscu, ale niestety nigdy tam nie dotarł. Prawdopodobnie tak się śpieszył, że nie zauważył nadjeżdżającego pociągu albo myślał, że zdąży, tego już nie wiem.
Milczałam, a z oczu jak rzeka płynęły mi łzy. Filip kontynuował.
— Zginął na miejscu. Pamiętam błysk policyjnych kogutów pod naszym domem i krzyk mamy. Od tamtej chwili mama bardzo się zmieniła, winiła ciebie za śmierć ojca i za to, że rozstali się w złości. — Uronił łzę. — Zamiłowanie do piłki masz po nim. — Spojrzałam na Igę, ona też trwała w zamyśleniu, a po jej policzku spływały łzy. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Teraz już rozumiałam, dlaczego matka tak bardzo mnie nienawidziła. Tata zginął przeze mnie. Spojrzałam w niebo.
— Przepraszam — wyszeptałam przez łzy. Wydawało się, że Filip czyta mi w myślach.
— To nie była twoja wina! Nie możesz tak myśleć, to był wypadek, nieszczęśliwy pierdolony wypadek! — Zalał się łzami, a ja chciałam zadać jeszcze milion pytań, ale nie byłam w stanie się pozbierać. Siedzieliśmy wszyscy w milczeniu dobrą godzinę. Kiedy emocje opadły spytałam brata.
— Jak to jest możliwe, że ja tego nie pamiętam? W ogóle nie pamiętam taty.
— No dziwne żebyś pamiętała, miałaś wtedy trzy i pół roku. Przez pewien czas nawet mieszkałaś u dziadków, ale pewnego dnia dziadek potrząsnął matką, w przenośni oczywiście, żeby się w końcu wzięła w garść, no i pozbierała się, tylko chyba postanowiła odbijać sobie to wszystko na tobie. — Spojrzał na mnie współczującym wzrokiem. — Lata mijały, a ona się nie zmieniała. Nie mogłem już tego znieść, tej cały chorej atmosfery, dlatego wyjechałem a w zasadzie uciekłem do Krakowa. Nie byłem w stanie zastąpić ci ojca i matki… przepraszam — wyszeptał mi do ucha i mocno przytulił.
Oszołomiona tą opowieścią, miałam wrażenie, że to scenariusz z jakiegoś filmu. Nie byłam w stanie opanować emocji, kątem oka zerkałam na przyjaciółkę, która również niedowierzała w to, co przed chwilą usłyszałyśmy, upiła łyk wina i uroniła łzy. Filip objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
Nawet nie wiem, kiedy zrobiło się ciemno, w tej samej chwili zdałam sobie sprawę, że jutro czeka mnie długa podróż. Zapewne, gdy spojrzę w lustro zobaczę napuchnięte oczy zawodniczki MMA a nie piłkarki, a zawalona noc jeszcze bardziej urozmaici ten widok. Westchnęłam głęboko, wstałam z piasku i zwróciłam się do Igi, która wtulona w mojego brata wydawała się być myślami w innym świecie.
— Iguś, wiem, że ten wieczór miał wyglądać inaczej, przepraszam, że musiałaś tego wszystkiego wysłuchać, chociaż pewnie i tak bym ci o tym opowiedziała, ale głupio mi.
Iga wstała odrywając się z objęć Filipa.
— Ale jesteś głupia! Za co mnie przepraszasz? — Przytuliła mnie mocno. — Jedź do tej Warszawy i pokaż im, co potrafisz. Spełniaj swoje marzenia, a jak już się tam zaaklimatyzujesz i ogarniesz to przyjadę i ruszymy na podbój. — Zaśmiałyśmy się obydwie. Jeszcze mocniej przytuliłam Igę i pogłaskałam ją po plecach.
— Dzięki, jesteś kochana. Będę się odzywać tak często, jak tylko będę mogła. Trzymaj kciuki. — Cmoknęłam ją w policzek. Filip zerwał się na nogi i dał mi do zrozumienia, że idzie ze mną do domu, ale pokręciłam głową, bo w tamtej chwili chciałam pobyć trochę sama, pogadać sama ze sobą, a droga do domu wydawała się odpowiednim dystansem na rozmyślenia. Nie nalegał, więc się pożegnałam i poszłam w stronę domu, zostawiając ich na plaży.