- W empik go
Uti subiectum intenta - ebook
Uti subiectum intenta - ebook
Obcowanie z Uti subiectum intenta jest jak obcowanie z najprawdziwszym dziełem sztuki – zapiera dech, przyprawia o dreszcze, porusza najgłębsze struny naszego ciała i naszej duszy.
Obcowanie z Uti subiectum intenta jest jak oglądanie obrazów namalowanych słowem i przedstawiających każdy najdrobniejszy nawet szczegół z największym pietyzmem.
Obcowanie z Uti subiectum intenta jest jak przyglądanie się rzeźbie, w której każdy mięsień, każda zmarszczka i każdy grymas wyglądają, jakby były częścią żywego ciała.
Uti subiectum intenta onieśmiela.
Onieśmiela niezwykłością. Onieśmiela poziomem. Onieśmiela artyzmem.
Ze względu na artyzm opisów, wysublimowany język, metafizyczność opisywanego świata, filozoficzne ujęcie niektórych treści oraz nakładanie się różnych przestrzeni czasowych, Uti subiectum intenta zachwyci tylko wybranych... Ale tych, których zachwyci – zniewoli. Zniewoli swoją skromną, subtelną wielkością.
Uti subiectum intenta, jak każde dzieło sztuki, zachwyca, zniewala, onieśmiela. I warto się temu poddać.
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66616-68-4 |
Rozmiar pliku: | 878 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na przełomie dwóch letnich miesięcy i w środku nocy usłyszałem płacz, a potem szepty dziecka dobywające się z głębi ciałopalnego grobu – tam, gdzie być powinien, gdzie kiedyś był widoczny. Miejsce wskazał mi dziadek, gdy mając pięć lat, otulony kożuchem siedziałem zagrzebany w stercie zebranego w lesie chrustu przywiązanego do głębokich sanek. Przemknęliśmy szybko obok; jęczałem z zimna, coraz bardziej pętany trzydziestostopniowym mrozem. Dziadek krzyknął, odwracając się na chwilę do mnie: Kiedyś ci o nim opowiem. Tak się jednak nie stało.
Wątpiłbym w poprawność tak daleko sięgających wspomnień, gdyby nie potwierdzony kronikami kontekst innych zdarzeń, jak zapadający w pamięć widok skostniałego na mrozie ciała znanego w okolicy pijaka leżącego na zamarzniętej tafli jeziora, której skrawek przecięliśmy, by skrócić sobie drogę.
Odnalazłem to miejsce przypadkiem, kiedy wiele lat potem zabłądziłem tam samotnie – na przełomie dwóch letnich miesięcy i w środku nocy, i usłyszałem szepty, których echo ciągle słyszę.Pertiksnā (Rodowód)
Przypadkowo natknąłem się na zdjęcie brata mojego prapradziadka. O istnieniu pierwszego nie miałem pojęcia do chwili wspomnianego odkrycia, o drugim wiedziałem – bez zdjęcia, portretu, czy jakiegokolwiek artefaktu; wyłącznie z ustnego przekazu – tylko tyle, że istniał. Z tego samego źródła wiedziałem też, że tam, skąd obaj pochodzili, mieszkali od wielu pokoleń, chociaż nie była to ich ojczyzna. Przybyli tam jako uciekinierzy – z miejsca, do którego z wiadomych sobie powodów przybyli również ich przodkowie w bardzo odległej przeszłości i nie wiadomo dokładnie skąd. Tak czy inaczej, kimkolwiek byli i jakkolwiek ułożyło się ich życie – pojawili się i zniknęli. Tak jak i ja – pojawiłem się i jakkolwiek dam radę ułożyć swoje sprawy – pewnego dnia zniknę.