Uwierzyć na nowo - ebook
Uwierzyć na nowo - ebook
Doktor Kate Spence ma znakomitą opinię jako chirurg i diagnosta. W kluczowym momencie kariery zostaje oskarżona o zaniedbanie obowiązków i spowodowanie śmierci pacjenta. Szpital okazuje jej pełne zaufanie i wynajmuje znakomitego adwokata. Kate odetchnęłaby z ulgą, gdyby nie fakt, że jej obrońcą będzie Matt McKayne. Kiedyś bardzo go kochała, lecz rzucił ją bez słowa wyjaśnienia. Teraz musi dokonać rzeczy pozornie niewyobrażalnej: zaufać Mattowi po raz drugi...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1315-8 |
Rozmiar pliku: | 641 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szła szpitalnym korytarzem, czując, że serce wali jej jak młotem, ze świadomością, że nie ma nic do stracenia oraz że nic od niej nie zależy. Niektórym wystarczyłoby przeświadczenie, że nie zrobili nic złego. Ale nie Kate. Już jako dziecko się nauczyła, że może ją spotkać przykrość niezależnie od tego, czy na to zasłużyła, czy nie.
Przemierzała korytarze szpitala Boston Central z wymuszoną determinacją. Po raz pierwszy od pięciu lat w szpitalu czuła się nieswojo. Podczas rezydentury z chirurgii, w stroju zabiegowym, czuła się jak ryba w wodzie. Teraz jednak nerwy miała napięte do granic wytrzymałości oraz zakładała, że złe przeczucie towarzyszące jej od kilku tygodni może się sprawdzić.
Po latach nauki i wyrzeczeń znalazła się o krok od celu. Została chirurgiem, a za trzy miesiące miała podjąć pracę w jednym z najlepszych szpitali w Stanach. Jeszcze tylko trzy miesiące rezydentury i pożegna Boston, by w Nowym Jorku dokończyć proces edukacyjny i rozpocząć nowe życie.
Nazwano to spotkaniem strategicznym, cokolwiek miałoby to znaczyć. Wywnioskowała z tego tylko tyle, że będzie to rozmowa o „tamtej nocy”. Odezwało się poczucie winy.
Wzięła głęboki wdech, starając się uporządkować myśli oraz przybrać pewny siebie wyraz twarzy, jak przystało profesjonalistce, bo tak ją postrzegano. Jako rezydentka brała udział w jednym z pięciu najlepszych programów. Co rano stawiała się do pracy o wpół do szóstej i nigdy nie wychodziła ze szpitala przed dziewiętnastą. Wieczorami operowała. Kochała tę pracę wymagającą wielkiego skupienia, to, że nigdy się nie wie, jakie wyzwanie nas czeka oraz konieczność pokonania ewentualnych trudności i ograniczeń.
W tym miejscu, gdzie w każdej chwili wszystko może się wymknąć spod kontroli, czuła, że nad wszystkim panuje. Miała pełne zaufanie do swoich umiejętności niesienia pomocy pacjentom.
Weszła do sali konferencyjnej, gdzie za stołem siedzieli ci, których się spodziewała: dyrektor szpitala, prawnik, sekretarz oraz doktor Tate Reed, kardiochirurg pozwany wraz z nią oraz jeszcze pół roku temu jej chłopak.
Chociaż wiedziała, że nie będzie łatwo, nadal było jej przykro bardziej, niż się spodziewała. Nikt nie lubi, gdy wytyka mu się błędy, a ona rzadko je popełniała. Przysięgała nie krzywdzić i już lata temu obiecała sobie, że nie skrzywdzi nikogo, kogo kocha. Do czasu Tate’a. Chociaż minęło już pół roku, każdego dnia żałowała tego, co między nimi zaszło. Nie kochała go, a tamtego wieczoru była zmuszona pogodzić się z myślą, że Tate nie jest dla niej, nieważne jak bardzo by się starała, żeby było inaczej.
Spojrzeli na nią wszyscy prócz Tate’a.
– Witam, proszę usiąść – powiedział doktor Williamson, jeden z dyrektorów szpitala.
Dopiero wtedy spojrzenia jej i Tate’a się spotkały. Z taką samą niechęcią powitał ją pół roku temu. Najgorsze, że nie mogła mieć mu tego za złe. Gdy usiłowała ukryć targające nią emocje, poczuła, jak tężeją jej rysy.
Wybrała jedno z dwóch wolnych miejsc jak najdalej od Tate’a. Usiadłszy w miękkim fotelu, miała ochotę jeszcze bardziej się w niego zapaść. Jako jedyna kobieta znalazła się w towarzystwie najważniejszych mężczyzn w szpitalu. Jeszcze będzie czas na poczucie winy, bez audytorium.
Prawnik Jeff Sutherland otworzył spotkanie.
– Jak już wiecie, cztery tygodnie temu rodzina Weberów zaskarżyła szpital Boston Central, doktora Reeda oraz doktor Spence na wielomilionową kwotę za spowodowanie śmierci członka rodziny. Zarzut dotyczy zwłoki w przewiezieniu pana Webera do sali operacyjnej, co doprowadziło do jego zgonu, bo miał szansę przeżyć, gdyby wcześniej otrzymał stosowną pomoc oraz leki.
– Nieprawda – odezwał się Tate.
Jeff podniósł na niego wzrok i kontynuował:
– Rodzina Weberów twierdzi, że doszło do dwudziestominutowej przerwy między stwierdzeniem pęknięcia tętniaka a momentem, kiedy doktor Spence skontaktowała się z doktorem Reedem i powiadomiła go o diagnozie. W konsekwencji pan Weber znalazł się na stole operacyjnym pięćdziesiąt pięć minut od postawienia diagnozy, ale był już tak niestabilny, że nie przeżył wysiłków doktor Spence, która starała się usunąć tętniaka.
– Nie miał szansy na przeżycie – oznajmiła Kate.
Te obrazy prześladowały ją od dawna. Ten wieczór pełen radości, potem rozpaczy, szczera miłość, a po niej smutek i poczucie straty nie dawały jej spokoju. Wtedy jedyny raz wolałaby być poza salą operacyjną. Po drugiej stronie stołu stał Tate, a ona wiedziała, że sytuacja jest beznadziejna. Dla pacjenta i dla nich.
Po raz pierwszy w pracy czuła się jak tchórz, ponieważ nie potrafiła przekazać Tate’owi, że ich wysiłek jest daremny. Nie umiała powiedzieć, czy z powodu tego, co się między nimi wydarzyło, czy dlatego, że przerażała ją perspektywa poinformowania pani Weber, że jej mąż nie przeżył.
Głos zabrał doktor Williamson.
– Tate, według mojej opinii oraz opinii władz szpitala zrobiliście wszystko, co należało. Pacjent był w takim stanie, że nie uratowałaby go nawet natychmiastowa interwencja chirurgiczna. Większość kardiochirurgów nie podjęłaby się tej operacji, ale ponieważ wy się na to zdecydowaliście, całe odium spadło na was.
Kate odetchnęła z ulgą po raz pierwszy, odkąd weszła do sali konferencyjnej.
– Dzięki za wsparcie, Davidzie – odrzekł Tate.
Podniosła na niego wzrok, ale nie odwzajemnił jej spojrzenia. Uczucie ulgi, że szef jest po ich stronie, szybko zgasło, gdy sobie uprzytomniła, że „ich” już nie ma. Na jej życzenie.
Po raz kolejny skupiła się, by oddzielić to, co ma związek z pracą, od życia prywatnego. Kłopot w tym, że Tate łączył obie te domeny. Najpierw byli kolegami, potem przyjaciółmi, a na koniec zostali kochankami. Wszyscy uważali, że dobrali się jak w korcu maku. Wszyscy oprócz niej.
Musiała się jednak skoncentrować na tym, co Williamson ma do powiedzenia.
– Ale niestety, Tate, liczy się nie tylko moje zdanie. Rodzina zmarłego przedstawiła kilku świadków, którzy potwierdzili dwudziestominutową zwłokę, zanim Kate udało się z tobą skontaktować. Ich zeznania utwierdziły rodzinę zmarłego w przekonaniu, że mogą nas pozwać do sądu. Mimo opinii kilkunastu specjalistów, którzy zgodnie stwierdzili, że z medycznego punktu widzenia stan pana Webera był beznadziejny, rodzina chce tę sprawę wyjaśnić na drodze sądowej.
Kate aż się skurczyła na myśl o procesie. Wydarzenia tamtej nocy nierozerwalnie splotły się z jej życiem prywatnym, więc z przerażeniem myślała o wywlekaniu jego szczegółów na światło dzienne. Od pół roku spędzało jej to sen z powiek. Bo tego, że zwłoka nie przyczyniła się do zgonu pacjenta, była absolutnie pewna.
– W związku z tym pozwem szpital zatrudnił niezależnego prawnika, który będzie was reprezentował – poinformował ich Jeff.
Milczenie Tate’a oraz obronna postawa Kate mówiły same za siebie.
– Nie muszę państwu – zastępca dyrektora zwrócił się do nich – przypominać, jakie ryzyko poniesie szpital oraz jak zagrożona będzie wasza kariera zawodowa, jeżeli zapadnie wyrok dla nas niekorzystny. Liczę, że jeżeli cokolwiek was łączy w życiu prywatnym, nie będzie kolidowało z waszą zdolnością obrony naszych interesów.
– Już nic z doktor Spence mnie nie łączy.
Czerwieniąc się, przeniosła spojrzenie w stronę okna, upokorzona faktem, że władze szpitala poznają jej prywatne sprawy. Skupiona na swoich emocjach nawet nie zauważyła, że ktoś wszedł do sali.
– Panowie, przedstawiam wam mecenasa McKayne’a – powiedział Jeff.
Serce jej zamarło. Chyba się przesłyszała, więc gwałtownie spojrzała w stronę drzwi.
Teraz poczuła, że robi się jej słabo. Zacisnęła powieki w nadziei, że gdy je podniesie, zobaczy kogoś innego. Boże, byle to nie on, pomyślała, ale to był ten sam człowiek. Nie zmienił się przez tych dziesięć sekund, prawdę mówiąc, nie zmienił się przez dziewięć lat.
W głowie jej szumiało, przed oczami stanęły sceny sprzed lat. Rozpaczliwie starała się wrócić do teraźniejszości.
– Katherine…
Dopiero warknięcie Tate’a przywołało ją do rzeczywistości. Spoglądał na nią zmieszany, bo do tej pory cieszyła się opinią osoby opanowanej nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Czując na sobie wzrok zebranych, wstała, choć kolana się pod nią uginały.
– Doktor Kate Spence, to jest mecenas Matthew McKayne. Będzie reprezentował w sądzie panią oraz doktora Reeda.
Spoglądała na rękę wyciągniętą w jej stronę. Był to gest na miejscu w tej sytuacji, ale kompletnie nie na miejscu, zważywszy ich przeszłość. Nie miała ochoty ściskać tej dłoni. Zagotowało się w niej na widok człowieka, którego nie chciała już nigdy oglądać.
Znowu wydała mu się najpiękniejszą dziewczyną pod słońcem, z tym, że teraz była dojrzałą kobietą. Nowa „Kate” nabrała kobiecych kształtów, bardziej wydatnych i ponętnych. Chyba ściemniały jej włosy, ale może wydają się ciemniejsze w porównaniu z bladością twarzy. Pamiętał każdy pieprzyk na jej ramionach.
Jednak gdy napotkał jej wzrok, to wszystko poszło w niepamięć. Przez dziewięć lat bardzo się zmieniła, ale nie zmieniło się jej spojrzenie. Spoglądała na niego teraz tak samo jak tego dnia, gdy ją rzucił. Do tej pory go to dręczyło.
– Bardzo mi miło, doktor Spence – powiedział, czując, że ten tytuł ledwie przeszedł mu przez gardło. Gdy podała mu dłoń, poczuł, że pamięta ją każdym mięśniem.
Cofnęła rękę i usiadła przy stole. Inni poszli w jej ślady. Ostatnie wolne miejsce przypadło Mattowi. Obok Kate. Zapach jej miętowo-rozmarynowego szamponu obudził w nim więcej wspomnień niż jej widok.
Siedząc obok, nie musiał patrzeć jej w oczy. Zdawał sobie sprawę, że ją skrzywdził, ale nie przyszło mu do głowy, że ona go znienawidzi.
– Panie mecenasie, doktorzy Reed i Spence znają już szczegóły sprawy, wiedzą, że dyrekcja oraz cały personel są po ich stronie i będą współpracować z panem i pana zespołem – mówił wicedyrektor. – Zostali poinformowani, że oczekujemy od nich zgodnych z prawdą, szczegółowych zeznań.
Matt powiódł wzrokiem po mężczyznach za stołem. Gdy jego spojrzenie przesunęło się na Tate’a, zauważył, że ten przygląda się jemu i Kate z wrogą ciekawością. To znaczy, że nie tylko on dostrzegł zmianę, jaka zaszła w Kate, odkąd wszedł do tej sali.
– Zostawiamy was, żebyście się umówili na spotkanie w celu omówienia strategii. Panie mecenasie, w razie jakichś problemów chciałbym o nich się dowiedzieć i to raczej prędzej niż później – oznajmił wicedyrektor, po czym wraz z innymi opuścił salę.
Zostali przy stole we troje. Tate nadal się w nich wpatrywał, za to Kate unikała ich wzroku.
– Wy się znacie? – zapytał Tate.
– Nie – odparła stanowczym tonem. Siedziała z wysoko uniesioną głową, ignorując obecność Matta.
Gdy Tate podniósł się z krzesła, Matt uważnie mu się przyjrzał. Mniej więcej tego samego wzrostu co on, wysoki, ale w przeciwieństwie do ciemnowłosego Matta był blondynem. Tate też mierzył go wzrokiem. Gdyby doszło między nimi do starcia, nie wiadomo, kto by zwyciężył.
– Katherine, chyba ci nie wierzę – stwierdził Tate. – Panie McKayne, oto moja wizytówka. Jestem gotowy spotkać się z panem w celu omówienia kwestii medycznych związanych z tą sprawą. – Mocno uścisnął mu dłoń. – Katherine, postaraj się nie wrabiać mnie jeszcze bardziej.
Gdy wyszedł, Matt zauważył, że Kate ze zbolałym wzrokiem wpatruje się w drzwi, za którymi zniknął Tate. Znał to spojrzenie, odzwierciedlało smutek i gorące uczucie.
– Katie… – rzekł półgłosem, czując, że zazdrość ustępuje w nim miejsca potrzebie pocieszenia Kate.
– Nie nazywaj mnie Katie. Kate albo lepiej doktor Spence – syknęła.
– Nie Katherine? – Nie wytrzymał.
Podniosła się z miejsca.
– Powiedziałam Tate’owi prawdę. Nie znam cię i nie chcę znać. Nie wiem, co sobie wyobrażałeś, przychodząc tutaj, ale nie jesteś mi potrzebny ani ty, ani twoja pomoc.
– Obawiam się, że nie masz wyboru. Szpital mnie wynajął do obrony ciebie oraz doktora Reeda, któremu, nie wiem, czy zauważyłaś, Katie, jest obojętne, co się z tobą stanie. – Czekał na jej reakcję.
Gdy dumnie wyprostowana spojrzała na niego spod półprzymkniętych powiek, poczuł się nieswojo.
– Mam na imię Kate – przypomniała mu. – Różnica między nami jest taka, że mnie obchodzi, co się stanie z Tate’em, a ty idź do diabła. – Opuszczała salę pozornie opanowana, ale na koniec trzasnęła drzwiami.
Za późno, Katie albo Kate, pomyślał. Już tu jestem.