Uwięzieni w grze. Tom 1 - ebook
Uwięzieni w grze. Tom 1 - ebook
Przyjaciele, którzy niespodziewanie zostali uwięzieni w wirtualnej rzeczywistości gry, muszą szybko poznać jej zasady, żeby przetrwać i nie zostać w niej na zawsze!
Jasse Rigsby nie znosi gier i tego całego wirtualnego świata. Jasne, są w nich plecaki odrzutowe, portale umożliwiające teleportację, poduszkowce, ukryte ostrza oraz nieograniczona liczba żyć. To go jednak nie bawi. Ale gdy pewnego dnia otrzymuje tajemniczo brzmiącego esemesa od swojego najlepszego kumpla Erica, maniaka gier, który totalnie odleciał na punkcie najnowszej produkcji zatytułowanej Pełna Moc, a następnie odkrywa, że Eric gdzieś nieoczekiwanie zniknął, zostawiwszy włączoną grę, postanawia spróbować. Klikając na kontrolerze przycisk potwierdzający chęć rozpoczęcia gry, Jesse nawet sobie nie wyobraża, w jakie tarapaty się wpakował. To, co miało być świetną rozrywką, przemienia się w śmiertelną pułapkę, a Jasse niespodziewanie przenosi się do wnętrza gry. Czy uda mu się odnaleźć w niej Erica? Jakie przygody, ale i niebezpieczeństwa czekają na nich po drugiej stronie ekranu?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-287-2680-2 |
Rozmiar pliku: | 4,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
GLUTY NIE Z TEJ ERY I BLASTERY
„Jesse. Przychodz. Natychmiast. Nie uwierzysz co sie stalo”.
Oto esemes, który zniszczył mi życie.
Wiem, wiem, wcale nie brzmi to jakoś superniszczycielsko. Zwłaszcza że nadawca tej wiadomości, mój kumpel Eric, mawia: „nie uwierzysz, co się stało”, gdy w grę wchodzą najbardziej wiarygodne rzeczy na świecie. Tylko w ostatnim miesiącu twierdził, że nie uwierzę w grzankę, która wygląda „totalnie jak Darth Vader” (wyglądała totalnie jak spalona grzanka), w czadowy trik, który Eric nauczył się wykręcać na rowerze (jazda bez trzymanki przez bite pół sekundy) oraz w naprawdę wielkiego gluta z nosa (no, to akurat było całkiem imponujące).
Ignorowałem tego esemesa przez jakiś czas – nic szybciej nie skłoni Erica do dalszego gadania niż milczenie. Ale kiedy przez kolejne pięć minut nie dodawał nic więcej, w końcu odpisałem:
„O co biega?”
Bez odpowiedzi.
„Powiesz mi czy nie?”
Nic.
„Oby nie chodzilo o kolejnego gluta”.
Zero.
Minęło kolejne pięć minut. Westchnąłem. Dobra, tym razem dam Ericowi wygrać. Ale tylko dlatego, że gapienie się na tego jego gluta wciąż będzie fajniejsze od zadania z matmy. Zamknąłem podręcznik, założyłem kurtkę i przeszedłem na drugą stronę ulicy, do domu mojego kumpla.
Drzwi były otwarte, więc pozwoliłem sobie wejść. Zszedłem do piwnicy.
– Dobra, chcę to zobaczyć – powiedziałem, gdy znalazłem się na najniższym stopniu.
Żadnego gluta. Ani żadnego Erica.
– No, dajesz! – zawołałem.
Wszedłem do pralni (miejsca, gdzie powinny znajdować się brudne ciuchy). Wdrapałem się po schodach do pokoju Erica (gdzie w rzeczywistości znajdowały się brudne ciuchy). Zajrzałem za wszystkie drzwi, do każdej szafki, pod wszystkie łóżka. Żadnego gluta, żadnego Erica.
Nie mogłem w to uwierzyć.
Odkąd rodzina Erica wprowadziła się do domu stojącego naprzeciw mojego – byliśmy wtedy w pierwszej klasie – jego ulubionym zajęciem było płatanie mi kolejnych psikusów. Jak każdy jestem skłonny docenić dobry psikus; niestety żaden z tych, które robił mi Eric, nie był wcale dobry. Chłopak jest tak niecierpliwy, że psuje każdy z nich, zanim ten na dobre zdąży się zacząć. Nie zliczę, ile razy podczas różnych nocowanek byłem świadkiem, jak Eric usiłuje wsadzić palec śpiącego kolegi do miseczki z ciepłą wodą – tylko po to, by skończyć z tą wodą wylaną mu na głowę przez „ofiarę”, która zamknęła oczy niespełna trzydzieści sekund wcześniej.
Z jednej strony musiałem docenić zaangażowanie Erica w spłatanie mi tego konkretnego żartu, z drugiej – miałem obawy, że może się on okazać jak dotąd najdurniejszy.
Wróciłem do piwnicy i uznałem, że mam dość.
– Okej! – zawołałem, a mój głos poniósł się po pustym domu. – Wracam do domu! Muszę skończyć to zadanie z matmy na poniedziałek! Może ty też powinieneś je zrobić!
Więcej ciszy. Rozejrzałem się; jedyną oznaką życia była zapauzowana gra wideo, widoczna na ekranie telewizora w kącie pomieszczenia. Eric uwielbiał te swoje gry. Zwłaszcza tę, która uruchomiona była teraz – Pełna Moc. Nie słyszeliście o Pełnej Mocy? To dlatego, że gra jeszcze nie wyszła. Eric zdobył ją dwa tygodnie temu od Charliego, najfajniejszego dzieciaka w naszej klasie. Żeby była jasność – Charlie nie jest wcale najfajniejszym szóstoklasistą dlatego, że sam jest fajny. Jest najfajniejszy, bo jego tata pracuje w firmie robiącej gry wideo i czasem podsuwa najnowsze produkcje kolegom syna do testowania.
Przez ostatnie dwa tygodnie jadaczka Erica klepała o Pełnej Mocy na… pełnej mocy.
– Jesse, no mówię ci. To najlepsza gra w historii!
– Nic mnie to nie obchodzi.
– Jest w niej mnóstwo kosmitów i oni próbują przejąć kontrolę nad światem, a ty jesteś jedyną osobą na świecie, która może wszystkich ocalić, bo…
– Nic mnie to nie obchodzi.
– Bo znalazłeś jeden z ich blasterów, a gdy już naładujesz go na PEŁNĄ MOC, możesz…
– ABSOLUTNIE MNIE TO NIE OBCHODZI!
– Możesz zacząć strzelać…
Eric nie przestawał próbować zmusić mnie do oglądania, jak gra w tę nową grę. Nigdy się na to nie zgodziłem, bo już wolałbym oberwać w twarz strumieniem z węża ogrodowego z zaworem odkręconym do oporu niż patrzeć, jak ktoś inny gra w gry wideo. Nie żebym nienawidził gier – na pewno są fajne. Po prostu nigdy nie miałem dość czasu, żeby siąść i zagrać w którąś z nich.
Podszedłem do telewizora. Nigdy nie słyszałem, by Eric piał z zachwytu nad czymkolwiek, tak jak ekscytował się tą grą. Może powinienem spróbować… W najgorszym razie i tak raczej będzie lepsza od zadania z matmy. Podniosłem kontroler i spojrzałem na ekran.
JESTEŚ PEWIEN?
TAK
NIE
Zamarłem na moment. Czy powinienem? A co, jeśli skasuję Ericowi jakiś zapisany postęp w grze? A tam, nie będzie miał nic przeciwko. Ucieszy się wręcz, że spróbowałem zagrać. Kliknąłem „TAK”.
I gdy tylko to zrobiłem, świat stał się czarny. Nie na ekranie. Wszędzie wokoło.
* * *
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji