Uwięzieni w mroku - ebook
Miłość, która miała trwać wiecznie, może teraz zniszczyć wszystko… albo ocalić.
Los nie rozpieszczał Sky. Kiedyś wierzyła w miłość – tę prawdziwą, do utraty tchu. Ale Damon, chłopak, którego kochała, zniknął bez śladu, zostawiając po sobie tylko wspomnienia i ból. Dziś Sky jest żoną cenionego i wpływowego lekarza. Na pozór prowadzi życie, o jakim wielu marzy. Tyle że za zamkniętymi drzwiami tego, zdawałoby się, idealnego domu panuje piekło. Jej mąż to mistrz manipulacji i przemocy. Kontroluje każdy jej ruch, każdego wydanego dolara, chce mieć wpływ nawet na to, jak kobieta się ubiera. Sky czuje się jak więzień w złotej klatce i wie, że jeśli czegoś nie zrobi, to w końcu będzie martwa.
Wszystko się zmienia, gdy pewnego dnia na stacji benzynowej spotyka motocyklistę. Mężczyzna jest potężny, budzi lęk... Ale jego twarz, a zwłaszcza oczy, choć teraz przepełnione nienawiścią, przypominają jej kogoś, kogo niegdyś kochała całym sercem. Damona. Zanim zdążył podejść do Sky, ta rzuca się do ucieczki, czując, że musi się ratować. Od teraz jednak już nic nie będzie takie samo. Kobieta nie potrafi zapomnieć o nieznajomym mężczyźnie. Czy to był Damon? A jeśli tak... to co się wydarzyło, że stał się takim człowiekiem?
„Uwięzieni w mroku” to czwarty tom serii „Naznaczone kobiety”, w którym śledzimy historię Sky oraz Damona i poznajemy dalsze losy bohaterów trzech poprzednich części: „Wybrana dla niego”, „Ponad wszystko” oraz „Dotyk przeszłości”.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Erotyka |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-91-8076-265-6 |
| Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spring Hill, Tennessee
Zatrzymałam samochód na poboczu i wypadłam na zewnątrz, oddając zawartość żołądka na chodnik. Gdy już nic we mnie nie zostało, wytarłam twarz i oparłam się o drzwi. W głowie mi wirowało, a ciało niekontrolowanie drżało. Nie mogłam dopuścić, by ktokolwiek zobaczył mnie w takim stanie. Musiałam się uspokoić. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów.
Gdy poczułam się nieco lepiej, ponownie ruszyłam w drogę. Nie miałam za dużo czasu, a jeszcze czekały mnie zakupy. Zawsze robiłam je w Food Lion, jednak przez incydent na stacji zupełnie zapomniałam. Spojrzałam w lusterko wsteczne. Wyglądałam tragicznie. Zamiast makijażu miałam na twarzy ciemną breję. Otarłam policzek, by usunąć ślady czarnego tuszu, który spłynął mi z rzęs, lecz na samo wspomnienie wyrazu twarzy motocyklisty głupie łzy pojawiły się na nowo. Szybko je wytarłam i wciągnęłam głęboko powietrze. To nie był on. Mężczyzna po prostu tylko go przypominał. Wszystko działo się bardzo szybko, ale jestem niemal pewna, że facet, który odciągnął ode mnie wściekłego bikera, zwrócił się do niego Jett, albo Jeff, a to kolejny dowód, że to nie był on. Jednak te oczy, tak łudząco podobne do tych, które kiedyś tak bardzo uwielbiałam, sprawiły, że miałam ogromny mętlik w głowie. Zamrugałam, a głupie łzy napłynęły mi do oczu. Nie mogłam znowu sobie tego robić. To nie był pierwszy raz, kiedy wydawało mi się, że go widzę. Zazwyczaj zdarzało się to w najgorszych chwilach mojego życia, właśnie wtedy, gdy najbardziej pragnęłam obecności kogoś bliskiego, kogoś, kto by mnie chronił i kochał. Dlaczego więc widziałam wtedy właśnie jego? Przecież on nie był tym, kogo potrzebowałam… A przynajmniej już nie. Zostawił mnie w najgorszym momencie mojego życia. I wbrew temu, co mówił, nie odwzajemniał mojej miłości. Wręcz przeciwnie, wykorzystał mnie, a potem porzucił bez słowa wyjaśnienia. Zostawił mnie z nimi, mimo świadomości, że konsekwencje naszych czynów poniosę wyłącznie ja.
Zadrżałam, przypominając sobie wyraz twarzy mężczyzny ze stacji, gdy jak szaleniec rzucił się w moją stronę. Jezu Chryste, gdyby nie jeden z jego towarzyszy, nie wiem, jakby się to dla mnie skończyło. Mężczyzna był ogromny i nie miałam na myśli tylko jego wzrostu. Na początku, gdy nasze oczy się spotkały, byłam pewna, że jego twarz wyrażała zdziwienie, może nawet szok, szybko się jednak przekonałam, że to żadna z tych emocji. Co ja sobie, do cholery, myślałam, gapiąc się na tego groźnego motocyklistę? Miał ze dwa metry wzrostu i muskuły wielkości mojej głowy. Mógł mnie przecież zabić jednym ciosem, a ja zamiast wziąć nogi za pas, stałam tam jak idiotka. Na całe szczęście, zanim ten zdążył do mnie doskoczyć, jeden z jego kolegów zagrodził mu drogę, dzięki czemu mogłam stamtąd uciec.
Zaparkowałam samochód pod Super Target i wysiadłam z auta. Michael nie znosił, gdy robiłam tu zakupy. Twierdził, że produkty są tu dużo gorsze niż w jego ulubionym Food Lion, sklepie obok stacji RaceTrac, gdzie spotkałam motocyklistów. Jednak za nic w świecie nie zamierzałam dzisiaj tam wracać. Ja, w przeciwieństwie do swojego męża, lubiłam robić zakupy w Super Target. Sklep był co prawda ogromny, więc musiałam się nachodzić, ale za to wszystko, czego potrzebowałam, znajdowało się w jednym budynku.
Stojąc w kolejce do kasy, wyciągnęłam z kieszeni listę, którą przygotował mi Michael, i raz jeszcze porównałam ją z rzeczami w koszyku. Niczego nie mogło zabraknąć, ponieważ Michael nie znosił, gdy nie postępowałam zgodnie z jego wymaganiami, a jeśli miałam być szczera, to z dwojga złego wolałam już mierzyć się z ogromnym motocyklistą niż ze złością swojego męża.
– Sky, skarbie, cóż za niespodzianka.
Zamknęłam na moment oczy, słysząc charakterystyczny, skrzekliwy głos. Oczywiście tylko ja mogłam dostać gównem w twarz dwa razy tego samego dnia. Staruszka może i była miła, jednak ja nie miałam dzisiaj ochoty na żadne rozmowy. Wypuściłam nerwowo powietrze i odwróciłam się za siebie, przybierając najbardziej uprzejmy wyraz twarzy, na jaki w tym momencie było mnie stać.
– Dzień dobry, pani Andrews – przywitałam się grzecznie, na co blada twarz starszej kobiety rozpromieniła się w uśmiechu.
– Tak myślałam, że to ty. – Ruszyła w moim kierunku, pchając przed sobą wózek z zakupami. – Debbie, pamiętasz? Miałaś do mnie mówić Debbie. – Stanęła przede mną, przyglądając mi się z troską.
Wiedziałam, że to moje zaczerwienione oczy musiały przyciągnąć jej uwagę.
– Wszystko u ciebie w porządku, złotko? Dawno cię nie widziałam.
Posłałam jej delikatny uśmiech, tylko na tyle mogłam się zdobyć.
– Dziękuję, u mnie wszystko dobrze, ale widzę, że u pani rewelacyjnie. Wygląda pani młodziej za każdym razem, gdy panią spotykam.
– Och, skarbie – kobieta się roześmiała, po czym poklepała mnie po ramieniu – nie musisz mi prawić fałszywych komplementów. Mam osiemdziesiąt trzy lata, jestem stara jak świat i tak też wyglądam. Ponad godzinę zajęła mi wyprawa do tego sklepu, a jak wiesz, mieszkam tuż za rogiem. – Poklepała się po udach. – Moje nogi nie współpracują już jak kiedyś. Z reguły to córka robi mi zakupy, niestety złamała biodro, wieszając zasłony u siebie w salonie. Tak więc teraz to ona potrzebuje pomocy, a ja muszę radzić sobie sama – westchnęła. – Nie masz pojęcia, jak bardzo ciężko jest starej, samotnej i do tego schorowanej kobiecie radzić sobie z trudami szarej codzienności. Zakupy zajmują mi pół dnia, a i tak później się okazuje, że o połowie rzeczy zapomniałam. Gdyby tylko mój John żył.
Momentalnie ogarnęło mnie współczucie.
– Mogłabym od czasu do czasu robić dla pani zakupy. Może nie codziennie, ale dwa, trzy razy w tygodniu myślę, że dałabym radę.
– Och, złotko, naprawdę? To by mi bardzo ułatwiło życie. – Twarz staruszki rozświetliła się w uśmiechu, który po chwili zbladł. – Jesteś pewna, że to nie kłopot?
– Żaden kłopot, pani Andrews… to znaczy Debbie. – Uśmiechnęłam się do niej uspokajająco. – Chętnie pomogę do czasu, aż twoja córka wydobrzeje. Może wpadnę za trzy dni, a ty zrobisz listę potrzebnych rzeczy?
Na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech.
– Cudownie. Piątek brzmi świetnie.
Po zapłaceniu za zakupy i zapakowaniu ich do samochodu zawiozłam starszą kobietę pod ogromną ceglastą kamienicę na końcu ulicy, w której mieszkała, i pomogłam jej z torbami. Gdy podjechałam pod dom, ze zdziwieniem odkryłam, że samochód Michaela stoi zaparkowany na podjeździe. Przełknęłam nerwowo ślinę. Cholera, przecież powinien być jeszcze w pracy. Otworzyłam drzwi i z walącym sercem wyciągnęłam zakupy z bagażnika. Nim zdążyłam w ogóle pomyśleć, jak się z tego wytłumaczyć, mój mąż stanął w drzwiach.
Moje oczy momentalnie skupiły się na jego twarzy, próbując odgadnąć, jak bardzo jest wściekły. Jednak jego twarz, jak zawsze, oprócz tego, że biła chłodem, nie wyrażała żadnych emocji.
– Byłam na zakupach, a potem spotkałam panią Andrews… – zaczęłam nerwowo, lecz urwałam w połowie zdania, gdy mój mąż uniósł dłoń na znak, że niespecjalnie go to interesuje.
– Nie będziemy chyba rozmawiali na ulicy, prawda? – powiedział spokojnie, ale jego napięta postawa i zaciśnięta szczęka nie pozostawiały wątpliwości, że się wścieka.
Rozejrzałam się nerwowo, a następnie potrząsnęłam głową i podeszłam do niego na trzęsących się nogach.
– Nie, nie będziemy – szepnęłam, gdy z bijącym sercem wchodziłam do środka.Jett
Dom klubowy Blasted
Tuscaloosa, Alabama
– Myślę, że masz już dość, bracie. – Asher próbował zabrać mi drinka, ale odepchnąłem jego rękę.
– Zdaje się, że o tym to ja decyduję, a nie ty – wybełkotałem, uderzając szklanką o blat, przez co trochę alkoholu wylało się na stół. Wypiłem tyle, że nie panowałem nad swoim ciałem i obraz nieco mi się rozmywał, mimo to widziałem, jak Calder zacisnął szczękę, a potem wskazał na mnie ręką.
– Osuszyłeś całą butelkę i normalnie nie odezwałbym się ani słowem, ale ty nigdy nie pijesz, Jett, a przynajmniej nigdy nie widziałem, żebyś pił.
Fakt, nie piłem, a przynajmniej od bardzo dawna tego nie robiłem. Kiedyś alkohol mnie otumaniał i pozwalał się rozluźnić, zagłuszając żrące wyrzuty sumienia. Sprawiał, że ogarniało mnie odrętwienie. Odrętwienie, którego desperacko wtedy potrzebowałem. Po odejściu Sky picie stało się dla mnie codziennością. Było ratunkiem, lekarstwem, który koił poharataną duszę, choć w rzeczywistości pomagało tylko na chwilę, bo potem robiło się jeszcze gorzej. Mimo to nie potrafiłem, albo raczej nie chciałem przestać.
Po tym, jak uciekłem z Cairo, przez dwa lata dzień w dzień upijałem się do nieprzytomności, pragnąc zapomnieć o wszystkim, co jej zrobiłem. Skończyłem z tym dopiero, gdy poznałem Smoke’a, ówczesnego prezesa Blasted. To on dostrzegł we mnie potencjał i zwerbował mnie do klubu. Dopiero tam dotarło do mnie, że nie zasługiwałem na to, by cokolwiek łagodziło moje cierpienie i mój smutek. To jednak nie był jedyny powód, dla którego postanowiłem przestać pić: nie chciałem skończyć jak mój stary, brudny, zafajdany pijaczyna, któremu wóda wyżarła niemal wszystkie komórki mózgowe i który tłukł swojego syna za każdym razem, gdy tylko się napił, czyli w zasadzie codziennie. Nie chciałem być jak on, chociaż po pewnym czasie zrozumiałem, że robiłem dokładnie to samo.
Jednak dzisiaj… dzisiaj po prostu nie mogłem. Nie byłem w stanie poradzić sobie z tym, co się ze mną działo. Nie umiałem wymazać z głowy tych pięknych, smutnych niebieskich oczu tak podobnych do oczu mojej Sky. Spotkanie z dziewczyną na stacji sprawiło, że dojmujący ból i tęsknota uderzyły we mnie ze zdwojoną mocą, tak ogromną, że nie miałem już siły walczyć. Oczami wyobraźni znów zobaczyłem siebie w Spring Hill, gdzie ją spotkałem.
Zatrzymaliśmy się na niewielkiej stacji, by zatankować maszyny i ustalić konkretny plan działania, gdy już dotrzemy na miejsce. Zostało nam nieco ponad godzinę, by dojechać do Springfield, więc był to nasz ostatni przystanek.
– Idę po coś do picia. Mam nadzieję, że będzie tam też jakieś żarcie – zawołał Calder, kiedy zaparkował motor tuż za mną.
– Weź też coś dla mnie. Kolejki raczej nie będzie – mruknąłem, skinąwszy głową w kierunku ludzi, którzy w pośpiechu opuszczali stację. Nic dziwnego, widok kilkunastu zmęczonych i wkurwionych motocyklistów może porządnie przerazić.
– Lepiej dla nas – roześmiał się Doc, jeden z ludzi Gavina. – Należę do Bastards już kilka lat, ale ciągle mnie to bawi. Uciekają, jakby sam diabeł ich gonił.
Calder parsknął, stając obok niego.
– Wyglądasz jak brat bliźniak Freddy’ego Kruegera, więc, kurwa, nic dziwnego, że spierdalają gdzie popadnie.
Potrząsnąłem głową i zsiadłem z motoru. Nie miałem zamiaru kolejny raz słuchać ich pierdolenia, dlatego sam ruszyłem w kierunku wejścia. Miałem nadzieję, że uda nam się szybko odnaleźć dziewczynę i w końcu będziemy mogli wrócić do Tuscaloosy. Mieszkanie w klubie Bastards było kurewsko męczące, szczególnie że większość z nas specjalnie za sobą nie przepadała. Może i między naszymi klubami panował pokój, jednak podejrzewałem, że jeszcze parę dni i sojusz pójdzie się jebać.
Otworzyłem drzwi i już miałem wejść do środka, gdy nagle coś twardego zderzyło się z moją klatką piersiową. Spojrzałem w dół, a moim oczom ukazała się burza długich blond włosów. W tym samym momencie dziewczyna zachwiała się na nogach, więc złapałem ją w pasie, żeby pomóc jej złapać równowagę.
– O rany. Przepraszam – usłyszałem delikatny kobiecy głos.
W tym samym czasie miękkie ciało się ode mnie odsunęło.
Dziewczyna podniosła głowę i gdy nasze spojrzenia się spotkały, zamarłem w totalnym szoku. Autentycznie, kurwa, zamarłem w bezruchu, nie mogąc nawet złapać tchu. Dziewczyna wyglądała na równie zszokowaną. Po chwili wytrzeszczyła oczy i otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Czułem, że się duszę. Nie mogłem oddychać, jakby moje płuca w jednej chwili przestały pracować. Serce tak mi galopowało, że to niemal czułem ból. Nie wiedziałem, co się, kurwa, dzieje. Czy to, co widzę, jest prawdą, czy wytworem mojej wyobraźni. Nie, to musiała być jakaś pierdolona fatamorgana.
– P-powinnam była patrzeć, gdzie idę – odezwała się ponownie, jednak tym razem jej głos był cichszy i rozedrgany, a mnie mało serce nie wyskoczyło z piersi. Nawet cholerny głos miała podobny. Może nieco dojrzalszy, ale mimo wszystko bardzo podobny. – Jeszcze raz bardzo… – Urwała, gdy złapałem się za głowę i ryknąłem głośno, na co ta wytrzeszczyła oczy jeszcze bardziej. W jednej chwili strach na jej twarzy zamienił się w przerażenie. Nagle czyjeś dłonie odciągnęły mnie od niej i zostałem przyciśnięty do ściany.
– Jett, do chuja, co jest grane?
Spojrzałem na Doca, którego mina wyrażała totalną konsternację. Zacisnąłem mocno powieki, próbując uspokoić szalejącą w mojej głowie burzę, ale jedyne, co zdołałem zrobić, to ponownie ujrzeć tę piękną, choć przerażoną twarz dziewczyny. Otworzyłem oczy, jednak nadal nie mogłem wydobyć z siebie choćby słowa. Popatrzyłem w bok, gdzie wcześniej stała dziewczyna, ale tej już nie było.
– Człowieku, laska mało nie wyzionęła ducha… – odezwał się Doc.
Odepchnąłem go od siebie, zgiąłem się wpół i oparłem dłonie o budynek stacji benzynowej. Nogi trzęsły mi się tak bardzo, że gdyby nie to, że miałem przed sobą ceglaną ścianę, pewnie leżałbym już na ziemi. W żołądku czułem tak mocny ucisk, że jedynie ostatkiem sił powstrzymywałem się przed zwymiotowaniem. Wciągałem powietrze przez nos, próbując to przerwać, ale za cholerę nie potrafiłem uspokoić galopującego serca ani pędzących myśli. Byłem kompletnie zdezorientowany. Dziewczyna, którą przed momentem spotkałem, wyglądała niemal identycznie jak moja Sky. Była może nieco starsza, miała dłuższe włosy i szczuplejszą sylwetkę… jednak te oczy… te cholerne oczy były niemal takie same. Sięgnąłem po zdjęcie, które trzymałem w kieszeni kamizelki. Poczułem ból w klatce piersiowej, jak za każdym razem, gdy patrzyłem na tę fotografię. Przejechałem kciukiem po pięknej twarzy Sky. Jej długie lśniące blond włosy spływały po smukłych ramionach, a duże ciemnobrązowe oczy patrzyły na mnie z miłością. Doskonale pamiętałem moment, kiedy zrobiłem to zdjęcie. To był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Tamtego dnia pierwszy raz się pocałowaliśmy.
– Co to, kurwa, było?
Uniosłem głowę, dostrzegając podchodzącego do mnie Caldera.
Odchrząknąłem, usiłując rozluźnić ściśnięte gardło na tyle, by cokolwiek z siebie wydusić, choć jedyne, na co w tym momencie miałem ochotę, to odwrócić się i walić głową w ścianę tak długo, aż z mojego mózgu zrobi się papka.
– Nic, po prostu kiepsko się czuję – wychrypiałem, chowając z powrotem zdjęcie do kieszeni.
– To widzę, ale pytałem, o co chodziło z tą dziewczyną. – Gestem wskazał miejsce, z którego właśnie z piskiem opon odjechał czarny dodge. – Laska omal nie dostała przez ciebie zawału.
Wziąłem głęboki oddech i powoli się wyprostowałem. Poczułem, że moje płuca w końcu zaczęły pracować normalnie.
– O nic nie chodziło – burknąłem. – Wkurzyłem się, bo niemal wlazła mi pod nogi. To wszystko.
Blondyn skrzyżował ramiona na piersi i przechylił głowę. Przez chwilę przyglądał mi się uważnie.
– Byłem świadkiem całego zajścia. Fakt, laska na ciebie wpadła, ale to nie to cię zdenerwowało. Widziałem, że nawet pomogłeś jej odzyskać równowagę. Wszystko było okej, aż do momentu, gdy złapałeś z nią kontakt wzrokowy. Wtedy odskoczyłeś jak oparzony. Bracie, znam cię już dobrych parę lat, stąd wiem, że aż tak łatwo nie wpadasz w szał, a już na pewno nigdy nie widziałem u ciebie takiego wkurwienia, a szczególnie na kobietę. Laska mało nie zemdlała, gdy na nią spojrzałeś. To nie było normalne zacho…
– Mówię, że wlazła mi pod nogi, to wszystko – przerwałem mu. – Nie doszukuj się czegoś, czego nie ma! – warknąłem tym razem już ostro.
– Calder! – usłyszeliśmy donośny głos i oboje odwróciliśmy się w jego kierunku.
Kilka metrów od nas na szeroko rozstawionych nogach stał Gavin, prezes klubu Bastards, któremu dzisiaj pomagaliśmy. Już z tego miejsca widać było, że jest wkurwiony.
Brat przeklął cicho, a potem ponownie na mnie spojrzał.
– Dokończymy później. Teraz muszę pogadać z Gavinem. Jeśli tu spierdolimy, to Shade pourywa nam jaja – burknął, przeczesując włosy. – Ty w tym czasie zbierz się do kupy, za parę minut powinniśmy znowu wyruszyć w trasę.
Skinąłem głową, patrząc, jak odchodzi. Brat miał rację, musiałem się pozbierać i wykonać przydzielone nam zadanie, szczególnie że chodziło o kobietę Gavina, która została porwana i której życie było zagrożone. Z reguły nigdy nie mieszamy się w interesy innych klubów, tutaj jednak musieliśmy zrobić wyjątek. Byliśmy im to winni. Jakiś czas temu to oni pomogli w odbiciu Mai, kobiety naszego prezydenta. Długi zawsze należało spłacać. To była nasza niepisana honorowa zasada, której każdy członek klubu bezwzględnie przestrzegał.
– Wody?
Spojrzałem na wyciągniętą dłoń Ashera i niechętnie wziąłem od niego butelkę.
– Dzięki – mruknąłem, po czym powoli, by nie podrażnić żołądka, wypiłem całą zawartość.
– Wszystko w porządku? – zapytał, gdy wrzucałem butelkę do pobliskiego kosza.
Odwróciłem się twarzą do niego, mrużąc oczy, ale zamiast kpiącego uśmieszku, którego się spodziewałem, zobaczyłem autentyczną ciekawość.
– A dlaczego miałoby nie być? – odpowiedziałem burknięciem.
Asher przechylił głowę i skrzyżował ramiona na piersi, przez krótką chwilę patrząc gdzieś ponad moim ramieniem. Przysięgam, że wyglądał niemal identycznie jak jego starszy brat. Po chwili wypuścił ciężko powietrze z płuc, przeczesał ciemne włosy i ponownie na mnie spojrzał.
– Po prostu pytam. Wiele zależy od powodzenia dzisiejszej akcji. – Zrobił krótką przerwę, nie odrywając ode mnie wzroku. – Porażka nie wchodzi w grę, więc jeśli coś się dzieje… – Urwał, kolejny raz przeczesując swoje ciemne włosy.
Spojrzałem w niebo i zacisnąłem mocno szczęki. Wiedziałem doskonale, do czego zmierzał.
– Wiem, po co tu jesteśmy. Wiem, jak ważne jest odzyskanie kobiety twojego brata, więc nie traktuj mnie jak kretyna – warknąłem, nawet nie siląc się na uprzejmy ton.
Asher uniósł dłonie przed siebie w przepraszającym geście.
– Nie taki był mój cel. Po prostu chcę, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Każdy ma ściśle określone zadanie, od którego bardzo dużo zależy, a jeśli jeden z nas zawiedzie, wszystko może pójść się jebać – westchnął. – Jeśli Gavin ją straci…
Przełknąłem gulę, która stanęła mi w gardle, i popatrzyłem na niego nieco łagodniej niż jeszcze chwilę temu. Doskonale wiedziałem, jakie uczucia targają człowiekiem, gdy utraci ukochaną osobę, szczególnie jeśli dzieje się to z jego winy.
– Wiem, jak to działa, nie musisz mi tego tłumaczyć. Tak jak mówiłem, wszystko jest w porządku, więc wyluzuj. Pójdziemy do tego ruska i wyciągniemy z niego informacje – powiedziałem, a potem skinąłem głową na początek szeregu, gdzie Gavin właśnie dawał znać, że czas ponownie ruszyć w drogę.
Niecałą godzinę później staliśmy przed bramą prowadzącą do posiadłości Romanowa. Wszędzie panował totalny rozpierdol. Między nami a ochroniarzami tego ruska doszło do przepychanki, skutkiem czego Romanow skończył z roztrzaskanym nosem, a kilku ludzi zostało poturbowanych, zarówno po naszej, jak i po ich stronie. Jednak w tym momencie to nie miało większego znaczenia, gdyż oczy wszystkich skupione były na Gavinie, który właśnie kroczył w kierunku posiadłości, niosąc na rękach nieprzytomną Sofię.
Zaraz po dotarciu na miejsce okazało się, że facet, który mógł mieć informacje dotyczące miejsca pobytu kobiety Gavina, nie tylko jest otoczony małą armią uzbrojonych po uszy ochroniarzy, ale także uparcie twierdzi, że nie ma zielonego pojęcia, gdzie przebywa Sofia. Może i uwierzylibyśmy w te jego zapewnienia, gdyby nie fakt, że po chwili nasza zaginiona dziewczyna wyszła z jego posiadłości. Dokładnie wtedy rozpętało się piekło, i nie było ono spowodowane jawnym kłamstwem Romanowa, za co zresztą Gavin wymierzył mu cios prosto w ryj, lecz tym, że twarz jego kobiety była sinoczerwona. To, co działo się potem, przypominało scenę z kiepskiego filmu. Któryś z ochroniarzy oddał pierwszy strzał, a po nim przyszły następne. Na szczęście wyrywnego dupka udało nam się szybko spacyfikować, dzięki czemu nikt nie został ciężko ranny. Ucierpiała jedynie Sofia, która straciła przytomność, powalona na ziemię przez jednego z ludzi Romanowa, ale poza kilkoma zadrapaniami nic jej się nie stało.
W głowie mi zawirowało, na co z jękiem zamknąłem oczy. Miałem nadzieję, że gdy ponownie je otworzę, wszystko wróci do normy, a Calder magicznie zniknie. Tak się jednak nie stało, zamiast tego posadził dupę na krześle obok mnie i choć musiałem przyznać, że jego gęba teraz jeszcze bardziej mi się rozmywała, to wyraz poirytowania nadal był doskonale widoczny.
– Powiesz mi, o co chodzi, do kurwy nędzy?
Upiłem kolejny łyk wódki, po czym znów uderzyłem szklanką o bar. Jak miałem mu to wytłumaczyć? Jak miałem wyjaśnić Calderowi, że jakaś przypadkowa dziewczyna sprawiła, że rozsypałem się jak pieprzony domek z kart? Brat by tego nie zrozumiał, zresztą nawet ja tego nie rozumiałem.
– O nic, po prostu świętuję odzyskanie Sofii i to, że w końcu będę spał we własnym łóżku, a nie w tym niewygodnym gównie, które zaoferował nam Gavin.
– Nie było tak źle – mruknął Calder, po czym skinął na Wyatta, naszego kandydata.
Chłopak już po chwili stał za barem i nalewał dla niego alkohol.
– Bardziej się cieszę, że nie będę musiał oglądać brzydkiej gęby Ashera, przynajmniej przez jakiś czas, bo skoro Maya i Sofia się przyjaźnią, jest więcej niż pewne, że nasze drogi ponownie się skrzyżują.
– Tylko mi nie mów, że nadal masz z nim problem. Myślałem, że sprawa z Blaire została wyjaśniona.
– Nie chodzi o Blaire. Po prostu nie lubię tego aroganckiego skurwiela i tyle – burknął Calder. – Zresztą nie rozmawiamy o mnie, tylko o tobie. – Dłonią ponownie wskazał moją szklankę. – Więc jaki jest prawdziwy powód twojego świętowania? Bo nie uwierzę, że chodzi o Sofię. Całkiem niedawno odbiliśmy Mayę z rąk pojebanego psychopaty, a nie przypominam sobie, żebyś wtedy zapijał się z radości. Poza tym trochę się już znamy i potrafię stwierdzić, kiedy nie mówisz mi prawdy.
Potrząsnąłem głową, co nie było mądrym posunięciem, gdy wypiło się wiadro wódki.
– A ja nie przypominam sobie, bym zamawiał u ciebie sesję terapeutyczną. Mam ochotę się napić i to właśnie robię. To był kurewsko długi tydzień, więc postanowiłem się nieco rozluźnić. Nie doszukuj się w tym czegoś, czego nie ma, bracie – burknąłem niezbyt uprzejmie. Wstałem z krzesła i potykając się o własne nogi, ruszyłem przed siebie.
Calder mnie nie zatrzymywał, ale wiedziałem, że swoim wyjściem nie zakończyłem tematu, a jedynie odłożyłem w czasie naszą rozmowę. Calder był moim przyjacielem i w zasadzie jako jedyny z braci wiedział o mnie wszystko, mimo to nawet jemu nie potrafiłem tego wyjaśnić.Sky
Spring Hill, Tennessee
Piątkowy poranek zaczęłam od tej samej rutyny co zawsze. Po porannej toalecie nałożyłam makijaż, zwracając szczególną uwagę na okolicę żuchwy i lewego policzka. Tam użyłam odrobinę więcej korektora. Kosztowało mnie to trochę wysiłku, ale musiałam przyznać, że wyszło bardzo dobrze. Przez te lata zauważyłam, że maskowanie siniaków opanowałam wręcz do perfekcji. Tylko naprawdę wprawne oko mogłoby się czegoś dopatrzyć. Od dawna nie bił mnie po twarzy, a dokładnie od dnia, gdy jego wspólnik Roy niezapowiedziany przywiózł mu papiery do podpisu. Mężczyzna nie skomentował mojego lima ani rozciętej wargi, lecz od tego czasu mój mąż wybierał niewidoczne miejsca, które mogłam z łatwością ukryć pod ubraniem.
Jednak tego dnia, gdy wrócił wcześniej z pracy, był naprawdę wściekły. W klinice doszło do jakiegoś incydentu, więc musieli przerwać pracę, a później się okazało, że nie zastał mnie w domu. Próbowałam mu tłumaczyć, ale żadne moje wyjaśnienie do niego nie docierało, czego skutki widoczne były na mojej twarzy.
Otrząsnęłam się ze wspomnień i po wejściu do kuchni natychmiast zajęłam się przygotowywaniem śniadania. Dziesięć minut później tosty, jajka i bekon były już gotowe, a w ekspresie czekała świeżo zaparzona kawa. Właśnie położyłam na stole ulubioną gazetę Michaela, gdy wszedł do kuchni. Moje ciało na moment zastygło w przerażeniu. Chociaż wiedziałam, że dzisiaj nie mam się czego obawiać, mój mózg nadal był w trybie obronnym. Musiałam wziąć się w garść. Odetchnęłam głęboko i przywitałam męża z uśmiechem na twarzy.
– Właśnie miałam po ciebie pójść. Siadaj, śniadanie już jest gotowe.
Michael podszedł do mnie i objął mnie od tyłu.
– Mhm, czuję. To właśnie te zapachy mnie tu zwabiły – mruknął, skubiąc zębami moją szyję.
Żółć momentalnie podeszła mi do gardła. Nienawidziłam, jak za każdym razem udawał, że nic się nie stało. Na początku naszego małżeństwa po każdej awanturze Michael kajał się i sprawiał wrażenie, jakby naprawdę było mu przykro. Jednak z czasem nawet to przestał robić. Teraz po prostu zachowywał się tak, jakby to, że znowu mnie uderzył, w ogóle nie miało znaczenia. Chociaż dla niego pewnie nie miało.
– Powinieneś się pośpieszyć, jeśli nie chcesz spóźnić się do pracy.
– Masz rację. – Spojrzał na swój zegarek. – Mam dzisiaj mnóstwo roboty. Do tego w przyszłym tygodniu Roy idzie na urlop, więc to ja będę musiał przejąć jego pacjentów – mruknął, wieszając marynarkę na krześle i siadając przy stole.
Wzięłam z półki dwa talerze i na jednym ułożyłam tosty, a na drugim jajka i bekon, tak jak lubił. Wszystko postawiłam tuż przed nim. Następnie nalałam kawy do dwóch filiżanek i również usiadłam przy stole.
Patrzyłam w milczeniu, jak Michael pochłania posiłek i przegląda poranną gazetę. Wyglądał zupełnie normalnie. Jak zawsze nienagannie ubrany, w śnieżnobiałej koszuli i ciemnogranatowych spodniach, siedział rozpostarty na krześle, jedząc przygotowane przeze mnie śniadanie. Twarz ogolił na gładko, a gęste włosy w kolorze kawy zaczesał do tyłu, przez co wydawał się bardzo poważnym człowiekiem. Nie był zanadto umięśniony, ale nie nazwałaby go chudym. Nic w jego wyglądzie nie wskazywało, że jednym ciosem potrafi podbić komuś oko lub kopniakiem złamać żebro. Tylko nieliczni wiedzieli, że pod tą niepozorną fasadą kryje się prawdziwy potwór.
Spojrzałam na zegar wiszący nad jego głową. Zostało pięć minut do jego wyjścia. Nie mogłam więc dłużej zwlekać, musiałam zacząć rozmowę już teraz.
– Chciałabym odwiedzić dzisiaj panią Andrews… – Urwałam i przełknęłam nerwowo ślinę, widząc, jak odkłada gazetę i kieruje spojrzenie ciemnych oczu wprost na mnie. Odchrząknęłam i położyłam dłonie na udach, by nie widział ich drżenia. – Pamiętasz, mówiłam ci o tym. Jej córka złamała biodro i nie jest w stanie zająć się matką.
– Tak, wspominałaś, że potrzebuje pomocy. – Zmarszczył brwi i oparł się o krzesło.
– To tylko na jakiś czas, góra na kilka miesięcy, póki jej córka nie wydobrzeje. Poza tym myślę, że będzie to dobrze o tobie świadczyło – dodałam pośpiesznie.
– O mnie? – zakpił.
Wytarłam mokre od potu dłonie i złapałam za stojącą przede mną filiżankę.
– Jesteś lekarzem i pracujesz z ludźmi, więc bardzo dobrze wiesz, jak ważne są opinia i uznanie innych. To właśnie dzięki tej opinii… dobrej opinii masz tylu pacjentów. – Widziałam malujące się na jego twarzy zadowolenie. – Pani Andrews zna mnóstwo ludzi, dlatego myślę, że jeśli udzielę się charytatywnie, to w pewnym stopniu ja również przyczynię się do… do twojego sukcesu. – Wiedziałam, że tymi słowami odpowiednio połechtałam jego ego. Niestety jednocześnie czułam, jak umiera resztka mojej godności.
– Może i masz rację, ale nie chcę, byś marnowała na to cały swój czas – burknął, dopijając kawę, po czym wstał, zabierając z oparcia marynarkę. – Chciałbym, by moja żona czekała na mnie w domu, gdy zmęczony wracam z pracy. Możesz pomagać starej, ale nie chcę, byś robiła to moim kosztem. Rozumiesz?
Jezu Chryste, udało się!
– Oczywiście. – Odchrząknęłam. – Myślałam o kilku godzinach, dwa, może trzy razy w tygodniu. Zaczęłabym dzisiaj, ale obiecuję, że będę w domu na czas – dodałam z nadzieją.
Na całe szczęście Michael tylko skinął głową i ruszył do wyjścia. Podreptałam za nim i stanęłam w drzwiach, by jak zawsze pożegnać męża. To był nasz codzienny rytuał. Dzień w dzień jak szmaciana kukła stawałam w tych cholernych drzwiach i całowałam swojego zdegenerowanego męża na do widzenia. Z daleka wyglądało to całkiem naturalnie, dla mnie jednak było najgorszym rodzajem katuszy.
Odetchnęłam głęboko dopiero wtedy, gdy jego samochód zniknął za zakrętem. Nienawidziłam takiego życia. Gardziłam sobą, że nie umiałam się mu przeciwstawić. Na początku mylnie założyłam, że ta nadmierna opieka była wyrazem troski z jego strony, szczególnie po tym, co mnie spotkało. Dopiero później zrozumiałam, że to żadna opiekuńczość, on dosłownie przejął kontrolę nad moim życiem i każdym jego aspektem. By nie prowokować kłótni, nauczyłam się ukrywać emocje, choć i to z czasem przestało działać. Z każdym rokiem kontrola Michaela przeradzała się w obsesję, a on sam stawał się potworem.
Zamknęłam drzwi i ruszyłam w pośpiechu do kuchni, by posprzątać bałagan, którego narobiłam, przygotowując śniadanie. Nadal nie mogłam uwierzyć, że Michael przystał na moją prośbę. Z reguły z miejsca odrzucał każdy mój pomysł, twierdząc, że moim jedynym zadaniem jest dbanie o nasz dom i wygodę męża. To było wszystko, do czego, według niego, nadawała się taka kobieta jak ja. Mój mąż nie chciał, żebym pracowała. Uważał, że po szkole średniej nie znajdę porządnej pracy, a on nie mógł pozwolić sobie na to, żebym kalała jego dobre imię jakąś robotą w podrzędnej restauracji czy sklepie.