Uwięziona w raju - ebook
Uwięziona w raju - ebook
Emily Richardson włamuje się do biura rosyjskiego milionera Saszy Virszilasa. Chce wykraść dane, które pomogą oczyścić jej ojca z zarzutów. Przy okazji niechcący poznaje plany Saszy dotyczące ważnej transakcji. Emily postanawia zagrać vabank i szantażuje Saszę. Virszilas przyjmuje jej warunki, lecz stawia też swoje. Nie wierzy, że Emily dotrzyma słowa, a ponieważ on nigdy nie ryzykuje, zabiera ją na tydzień na tropikalną wyspę…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2280-8 |
Rozmiar pliku: | 711 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Emily Richardson dała nura pod rusztowanie przed wejściem do wytwornego budynku w samym centrum Londynu, minęła przestronne atrium i udała się w stronę szerokiej klatki schodowej. Gdy dotarła na drugie piętro, skręciła w lewo, doszła do końca korytarza i nacisnęła guzik windy. Dopiero kiedy weszła do środka, a drzwi się za nią zamknęły, pozwoliła sobie na głęboki oddech.
Uniosła brwi, ujrzawszy swoje odbicie w lustrzanej ścianie. Służbowe garsonki to nie był jej styl, szczególnie te pochodzące z lat osiemdziesiątych. Miała wrażenie, że się dusi, a czarne szpilki jeszcze pogarszały sprawę.
Musiała jednak pasować do tego biurowca, by nikt się za bardzo nie przyglądał. Jej typowy strój rzucałby się w oczy, zostałaby rozpoznana, zanim postawiłaby nogę na progu budynku. Nawet teraz musiała być ostrożna. Zrobiła odpowiednie rozeznanie, kiedy wejść – nie za wcześnie, aby nie wzbudzać podejrzeń, i nie za późno, żeby nie spotkać ludzi, których chciała uniknąć. Na razie wszystko szło jak po maśle.
W tej specjalnej windzie należało wstukać odpowiedni kod. Emily znała go i już po chwili stała na najwyższym piętrze, gdzie znajdowały się biura kadry zarządzającej Bamber Cosmetics International lub, jak brzmiała ich nowa nazwa, Virszilas LG.
Największe z biur należało do Saszy Virszilasa. Dzisiaj Virszilas był w Mediolanie.
W przeciwieństwie do reszty budynku prace remontowe na ostatnim piętrze miały się dopiero rozpocząć. Podeszła do skromnych drzwi, otwieranych kartą magnetyczną. Emily miała taką kartę, „wypadła” z portfela jej ojca.
Otworzyła drzwi prowadzące do dużego przestrzennego biura dyrekcji. Odetchnęła z ulgą, gdy okazało się puste. Przeszła przez środek, lekko kołysząc pustą, czarną teczką. Doskonale. Właśnie pokonała biuro sekretarek zarządu.
Zaskoczyło ją, że gabinet pana Virszilasa nie był zamknięty. Biorąc pod uwagę, jak dbał o bezpieczeństwo, zakładała, że pokój będzie raczej obłożony materiałami wybuchowymi na wypadek, gdyby jakiś intruz ominął zwyczajne środki ochrony.
Może Virszilas nie był aż takim paranoikiem, jak jej powiedziano.
Uchyliła drzwi na centymetr i delikatnie zapukała. Jeśli nie ma szczęścia i właśnie jedna ze sprzątaczek tam sprząta, przeprosi i powie, że się zgubiła. Pukanie nie wywołało żadnej reakcji.
Weszła z bijącym sercem. Wiedząc, że ma niedużo czasu, rozejrzała się szybko, sięgnęła do tylnej kieszeni spódnicy i wyciągnęła kartę pamięci.
Według jej źródła Sasza Virszilas miał identyczny laptop w każdym ze swoich biur na świecie. Jeśli źródło było wiarygodne, laptop na biurku dawał dostęp do wszystkich plików tworzonych przez każdy departament każdego przedsiębiorstwa będącego własnością Virszilas LG. Laptop zawierał dane mogące oczyścić imię jej ojca.
Rozglądając się wokół, stwierdziła, że Virszilas utrzymywał najschludniejsze biuro w historii świata. Każdy element był na swoim miejscu, bez kurzu i okruszków. Papiery i przybory ułożono na wypolerowanym hebanowym biurku z militarną precyzją. Pod dużym oknem leżał laptop i coś, co wyglądało na plik dokumentów.
Laptop był otwarty i, ku jej zaskoczeniu, wystarczyło wcisnąć przycisk, by natychmiast odpalił.
Ściągnęła brwi. Czyżby zapomniał go wyłączyć? Z tego, co wiedziała o tym mężczyźnie, wydawało się to niedorzeczne.
Nieważne, nie będzie darowanemu koniowi zaglądać w zęby. Miała nadzieję, że gwiazdy jej sprzyjają. Włączony laptop podarował jej jakieś dwie minuty.
Włożyła kartę pamięci, przycisnęła kilka klawiszy i rozpoczęła proces. Teraz -tylko czekać. Jeśli wierzyć obliczeniom kolegi hakera, wszystkie dane zawarte w laptopie powinny się dać skopiować w sześć minut.
Niebieski plik dokumentów obok laptopa był gruby na dobrych kilka centymetrów. Podniosła okładkę. Czerwony napis na pierwszej stronie głosił: „Prywatne i poufne”.
Zaczęła czytać…
– Kim, do cholery, jesteś i co robisz w moim biurze?
Zamarła. Dosłownie. Nieruchome ręce zastygły nad dokumentami.
Odwróciła się i napotkała kamienne spojrzenie Saszy Virszilasa.
– To ty – syknął. Zimne szare oczy zwęziły się.
Nie wiedziała, co było większym szokiem: czy to, że złapał ją na gorącym uczynku, czy że ją rozpoznał. Gdy spotkała go pierwszy raz, wyglądała zupełnie inaczej.
Z wielkim wysiłkiem zmusiła się, by zachować spokój. Nie był to moment, by ujawniać niechęć czy nienawiść. Spotkała go sześć tygodni temu, na imprezie wydanej z okazji nabycia Bamber Cosmetics przez Virszilas LG. Emily przyszła tam dla ojca, który po niedawnej śmierci żony stał się kłębkiem nerwów; jego obecność jednak jako członka zarządu była wymagana.
Kiedy przy prezentacji uścisnęła dłoń Saszy, popatrzył na nią z lekką wzgardą i przeniósł wzrok na następną osobę. Gdyby chciało mu się poczekać i porozmawiać z nią, mogłaby przeprosić za niewłaściwy strój i wyjaśnić, że przybiegła prosto z pracy i nie miała czasu na zmianę ubrania. Wracała z pokazu mody; jej obowiązkiem było pracować w takim stroju. Emily i ojciec z grzeczności spędzili wówczas na przyjęciu godzinę.
Wątpiła, by ucieczka z biura Saszy Virszilasa okazała się teraz możliwa.
– Zadałem pytanie, panno Richardson. Radzę odpowiedzieć.
– Ale właśnie odpowiedziałeś na pytanie, kim jestem – odparła hardo. Tu, w biurze, wyglądał na większego. Wysoki i muskularny, co podkreślały biała koszula i nienagannie skrojone spodnie… I ta twarz… wyrzeźbiona doskonałość.
– Nie pogrywaj ze mną. Co robisz w moim biurze?
Zerknęła na laptop. Ze swojego miejsca Sasza mógł widzieć tylko górną pokrywę. Nie mógł zobaczyć karty pamięci. Jeśli dopisze jej szczęście, da radę uciec z danymi.
Udając nonszalancję, pochyliła się tak, by jej piersi spoczęły na biurku.
– Przechodziłam i pomyślałam, że wpadnę zobaczyć, jak ci idzie. – Gdy mówiła, wysunęła lekko palce, oparła je o kartę pamięci i wyciągnęła ją, chowając w dłoni.
Jeśli zobaczył, co zrobiła, nie dał po sobie poznać.
Wstała i niedbale włożyła rękę w tylną kieszeń, uwalniając kartę.
– Jak widzę, wszystko jest fantastycznie, więc zostawię cię już samego.
– Nie tak szybko. Zanim pozwolę ci wyjść, opróżnij kieszenie.
Angielski Saszy był bardzo dobry, jednak w akcencie słychać było ślad rosyjskiego dziedzictwa. Głęboki głos, z nutą chropowatości, wywoływał gęsią skórkę.
– Nie ma szans – odparła, okrążając powoli biurko i przybliżając się do wyjścia. W duchu przeklinała, że nie zwróciła baczniejszej uwagi na drzwi wewnętrzne, przez które zapewne wszedł. Widziała je kątem oka, gdy włamywała się do biura, ale ledwo je zarejestrowała.
– Powiedziałem, opróżnij kieszenie.
– Nie. – Tęsknie zerknęła w kierunku drzwi. W czasach szkolnych była zwinnym biegaczem. Miała połowę jego wzrostu i pomyślała, że pewnie jest szybsza…
W najmniejszym stopniu nie zdziwiło go, gdy rzuciła się do ucieczki, dobiegła do drzwi i pociągnęła za klamkę.
– Są zablokowane – powiedział spokojnie.
– Właśnie widzę – warknęła.
– Nie otworzą się, dopóki nie nacisnę przycisku, by zwolnić blokadę, a nie zrobię tego, dopóki nie oddasz mi zawartości kieszeni.
Spojrzała na niego. Miała ładną twarz w kształcie serca, zdradzającą zadziorny charakter.
Nie rozpoznał jej na podglądzie z kamery, z którego korzystał na małym ekranie w prywatnym pokoju. Kiedy spotkał ją na przyjęciu, miała na sobie długą, czarną koronkową suknię, czarne buty motocyklowe i ciemny, teatralny makijaż. Czerń ubioru wybitnie kontrastowała z jej porcelanową cerą.
Inne kobiety obecne na powitalnym party włożyły w kreacje sporo wysiłku, Emily chyba się tym nie przejęła. Była doskonałą gotycką panną młodą.
Dziś miała na sobie zwykły strój biznesowy – granatowy żakiet i spódnicę do kolan oraz pasującą do tego delikatną kremową bluzkę. Na stopach proste czarne czółenka. Tylko jej ciemnobrązowe oczy rozpoznałby wszędzie…
Wyciągnął rękę i czekał. Jeśli to konieczne, będzie czekał cały dzień.
Emily wsunęła rękę do tylnej kieszeni. Coś stamtąd wyjęła, upuściła mu na dłoń i stanęła z dala.
Tak jak podejrzewał: karta pamięci.
Zajął swój fotel i skrzyżował ręce na piersi.
– Usiądź.
Przesunęła krzesło na drugą stronę biura, jak najdalej od niego.
– Emily, to jest czas, żebyś zaczęła mówić. Dlaczego chciałaś wykraść dane z mojego laptopa?
– Dlaczego tak myślisz? Próbuję udowodnić, że mój ojciec jest niewinny.
– Wykradając dane?
– Musiałam coś zrobić. Według moich źródeł nawet nie rozpocząłeś śledztwa w sprawie zaginionych pieniędzy, o których kradzież go oskarżyłeś. Stres uczynił go poważnie chorym.
Zrobi wszystko co w jej mocy, aby oczyścić imię ojca. Wszystko. Dobrze wiedziała, że sama nie jest wystarczającym powodem, dla którego ojciec uwierzyłby na nowo w sens życia. Już jako dziecko widziała, jak wpadał w depresję i całymi tygodniami pozostawał w łóżku. Przerażający stan. Tylko matka potrafiła go z niego wydostać. Ale teraz ona nie żyje. W ciągu trzech miesięcy ojciec stracił żonę i został zawieszony w pracy, z której był tak dumny. Wisiała nad nim groźba więzienia. Emily obawiała się, że może popełnić samobójstwo. Raz niemal mu się udało.
Utrata matki była dla Emily tragedią. Świeżą, otwartą raną, której nie mogła zaleczyć, kiedy zdrowie ojca było tak niepewne. Gdyby jego też straciła…
Sasza zebrał dokumenty, które przeglądała, zanim ją przyłapał.
Więc ma kreta w firmie? Później pomyśli, co z tym zrobić. Teraz ma ważniejszą sprawę na głowie: ile przeczytała? Nie wiedział, jak długo była w gabinecie, zanim zauważył ją na monitorze. Pewnie z dziesięć minut, bo tyle go nie było. Wystarczająco, by dowiedziała się o rzeczach, które powinny zostać w ukryciu.
– Zaraz poruszymy temat twojego ojca – powiedział. – W międzyczasie powiedz mi, o czym czytałaś. I nie zaprzeczaj, byłaś pogrążona w lekturze.
Przez dłuższą chwilę nie odpowiadała, tylko przyglądała mu się, mrużąc oczy. Jakby go oceniała…
– Nie za dużo. Tyle tylko, że firma o nazwie RG Holdings wykupuje Pluszenkę.
Pluszenko to rosyjska firma jubilerska, której wyroby były uważane za jedne z najbardziej luksusowych na świecie. Marka Pluszenki rywalizowała ze słynnym rosyjskim jubilerem Fabergé. W ostatnich latach klejnoty straciły wiele ze swego blasku i sprzedaż była ułamkiem tego, co sprzedawano dziesięć lat temu.
W największej tajemnicy Sasza, stojąc na czele RG Holdings, szykował się do wykupu firmy.
– Aha, i czytałam, że jesteś właścicielem RG Holdings. Jednak twoje nazwisko nie pojawia się w oficjalnych dokumentach między RG i Pluszenko.
Zmarszczyła brwi, próbując sobie coś przypomnieć, a potem rozchyliła wargi w uśmiechu.
– Co ja takiego jeszcze czytałam? Coś jakby: „Warunkiem jest, aby Marat Pluszenko nie wiedział o zaangażowaniu w wykup Saszy Virszilasa”. Czy o to chodzi?
Tylko z największym wysiłkiem udało mu się utrzymać nerwy na wodzy, choć żołądek skoczył do gardła.
– To oczywiste, że wykup jest dla ciebie ważny i trzeba zachować to w tajemnicy. Proponuję umowę: jeśli zgodzisz się wycofać groźby działań prawnych wobec mojego ojca, zatrzymam szczegóły transakcji z Pluszenką dla siebie.
Zacisnął palce na w dokumencie.
– Myślisz, że możesz mnie szantażować?
Nonszalancko wzruszyła ramionami.
– Możesz nazwać to szantażem, ale wolałabym o tym myśleć jak o umowie. Oczyść imię mojego ojca. Chcę dostać na piśmie, że zwolnicie go od ewentualnych opłat. Albo wszystko wyśpiewam.
Emily widziała, jak zacisnął pięści, jak walczył, by zachować zimną krew.
Jakim sposobem sama utrzymywała nerwy na wodzy, nie wiedziała. Nigdy nie była słodkim kwiatuszkiem, ale też nie prowadziła z nikim wojny.
Stanąć naprzeciw tego potężnego człowieka – człowieka zdolnego do zniszczenia jej ojca, do zniszczenia jej samej – i wygrywać z nim… To było silne przeżycie.
– Mogę sprawić, że cię za to aresztują – odezwał się niskim i groźnym głosem.
– Spróbuj. – Pozwoliła sobie na uśmieszek. – Będę miała prawo do rozmowy telefonicznej. Myślę, że skontaktuję się z firmą Shirokov. Tak ją wymawiasz? Sprawdzę, czy byliby zainteresowani reprezentowaniem mnie.
Powstrzymał wybuch wściekłości. Shirokov była firmą reprezentującą Marata Pluszenkę.
Odważyła się mu grozić i szantażować go? Ta mała czarownica z językiem tak pokrętnym jak jej włosy śmie myśleć, że może go zastraszyć?
Spędził dwa lata, starając się, aby umowa doszła do skutku. W celu uniknięcia podejrzeń kilka miesięcy temu kupił nawet Bamber Cosmetics, jako przykrywkę. A teraz Emily Richardson miała moc posłać to wszystko w diabły!
Jeśli Marat Pluszenko usłyszałby, że Sasza stoi za RG Holdings, zrezygnowałby z transakcji, nie oglądając się za siebie. I wielka firma, którą Andriej Pluszenko zbudował od zera, poszłaby na dno.
Mógł zaufać tej kobiecie? To było pytanie.
Nie miał wątpliwości, że jej działaniom, w tym kradzieży danych, towarzyszyła chęć udowodnienia niewinności ojca. Prawie ją za to podziwiał.
Ale pod tym wszystkim wyczuwał w niej dzikość. Widział to w ciemnych oczach. To była kobieta na krawędzi.
Właśnie odpowiedział sobie na pytanie. Nie, nie mógł jej zaufać.
Dokładnie za tydzień zaplanowano podpisanie umowy z Pluszenką. Siedem dni, podczas których musiałby się zastanawiać i martwić, czy dziewczyna naprawdę jest w stanie trzymać buzię na kłódkę. Pod artystyczną duszą, której nawet zwykły strój nie mógł ukryć, czaił się przenikliwy, dociekliwy umysł. Przenikliwy umysł i gotowość na wszystko mogą być zabójczą kombinacją.
Umowa była wszystkim. Musi się udać.
Minęło osiem lat, odkąd odwrócił się od rodziny. Jest już za późno, aby zadośćuczynić człowiekowi, który wychował go jak własnego syna, ale można przynajmniej uratować dziedzictwo po nim. I uzyskać w końcu wybaczenie matki.
I z tego powodu Emily musi zniknąć…