- W empik go
Uwikłana w tajemnicę - ebook
Uwikłana w tajemnicę - ebook
„Uwikłana w tajemnicę” to nie kolejna powieść o pięknych wampirach czy pluszowych wilkołakach. Ukazuje ona brutalną rzeczywistość — krwiopijca łaknie tylko krwi zaś lycan to bestia, stworzona do zabijania. Historia także przedstawia relacje, jakie tworzą się między bohaterami. Od przyjaźni po miłość, a także najczystszą nienawiść. Ten świat ma swoje zasady, których trzeba przestrzegać, aby przeżyć. Jednak co się stanie, gdy zostaną one złamane? To, co nam przeznaczone nie może być zmienione…
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8324-075-6 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drogi pamiętniku!
Powracam do ciebie, choć minęło już tyle lat. Moje życie strasznie się zmieniło i skomplikowało. Nigdy bym nie pomyślała, że w wieku dwudziestu lat znajdę się w tym miejscu i z uczuciem strachu będę przelewać swoją historię na papier. Usiądę może wygodniej, gdyż ta opowieść trochę mi zajmie. Zacznę więc od samego początku…
Miasto Cristal Aqua zajmowało ogromny obszar na południu Ameryki. Rozpościerały się tam same bujne lasy, nieznane ludziom łąki oraz zdradzieckie klify. Dumą tej dzikiej przyrody były dwa jeziora: większe z nich nosiło nazwę Cristal, a mniejsze Aqua. Mieszkańcom życie płynęło tam spokojnie oraz w harmonii lecz ktoś postanowił zakłócić ten ład.
Szczęśliwa siedziałam na ławce w klasie od biologii i wraz z moją czternastoletnią przyjaciółką zajadałyśmy kanapki.
— To jest najlepszy tuńczyk ever! — pisnęła Liliana mając usta wypełnione chlebem.
— Zachowuj się — skarciłam rówieśniczkę, starając się nie roześmiać z jej głupkowatej miny jaką strzeliła.
— Ej! — krzyknęła wytrzeszczając oczy jak pięć złotych.- Widziałaś najnowszą część zmierzchu?! Genialne! Jacob jest taki przystojny! Jestem ciekawa jaką ma sierść w dotyku. Ty! Ciekawe czy używają jakiś odżywek na kłaczki — na słowa przyjaciółki parsknęłam śmiechem nie mogąc wytrzymać z jej dziwnych pomysłów.
— Ja uważam, że Jacob jest zadufany w sobie i strasznie egoistyczny. Osobiście wybrałabym Edwarda. Mimo że jest wampirem to na serio kochał Bellę i jej dobro stawiał nad swoje życie. Jeśli wilkołaki byłyby takie jak w zmierzchu to bym wolała zostać zimnym krwiopijcą — poinformowałam zgniatając sreberko w dłoni i z odległości drugiej ławki pod oknem trafiłam kulką do kosza na śmieci, znajdującego się przy drzwiach.
— Ja kocham piesełki więc nie patrzyłabym już na tą gburowatość. Po prostu w zimne dni jest taki wilczek jak grzejniczek — rozmarzyła się Lili przecierając usta dłonią. W tym samym czasie rozbrzmiał dzwonek na przerwę, który zwiastował również dla mnie koniec zajęć.
— W końcu do domu — westchnęłam z podzięką, mając dosyć siedzenia bezczynnie w szkole. Z uczuciem ulgi zgarnęłam swoje rzeczy i będąc wcześniej przebrana, popędziłam do wyjścia. Na dworze świeciło przyjemnie słońce a niebo mieniło się czystym błękitem. Od razu człowiekowi chciało się żyć.
— Musimy sobie zrobić maraton zmierzchu i to koniecznie — zaopiniowała brunetka zarzucając na swoje ramiona różowy plecak z napisem „Chica”.
— W ten weekend nie dam rady, gdyż tata wraca z trasy a mama wzięła sobie wolne i mamy rodzinnie spędzić ten czas — powiedziałam kierując się ścieżką do dobrze znanego mi skrzyżowania.
— Szkoda. To może jeszcze w następny? Chociaż nie… Będzie trzeba się uczyć do klasówki z gegry i matmy. Masakra… Ja nie czaję o co tam chodzi. Jakieś tangensy, kotangensy! Co to ma być w mordę jeża nietoperza! — brązowooka wykrzyczała swoje żale ku niebu chcąc uzyskać odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
— Gegrę ogarniam ale matematyka to czarna magia i chyba będę musiała iść na korki — bąknęłam niezbyt zachwycona, gdyż moja korepetytorka niby umiała uczyć ale ten jej zapach. Śmierdziała zawsze maścią goździkową oraz czosnkiem. Fuj…
— Ja też będę musiała kogoś poprosić o pomoc ale ja to może zaszantażuje brata — zaśmiała się złowieszczo czternastolatka pocierając swoje dłonie wewnętrzną stroną. Naglę naszą zawziętą dyskusję przerwał dźwięk dobiegający z kieszeni Liliany. Czekając na zielone światło odebrała pośpiesznie połączenie.- Cześć mamuś — dzwoniła pani Maryline, która była moim zdaniem ciut nadopiekuńcza względem swoich dzieci.- Dobra. Ja jestem na skrzyżowaniu… Yhym… Okey… Czekam — rozłączyła się.- To moja mama dzwoniła i coś mi mówiła o cioci ale za nic nie mogłam zrozumieć o co jej chodzi. Wiem tylko tyle, że mam się nie ruszać z miejsca bo zaraz po mnie podjedzie — poinformowała dziewczyna smętnym głosem chowając komórkę do kieszeni.
— Poczekam tutaj z tobą — oznajmiłam z uśmiechem choć wizja samotnego powrotu do domu ani trochę mnie nie kręciła.
— Dziękuję ci kochana ale nie trzeba. Leć do domu nim się ściemni a kawałek drogi masz — rzekła moja rówieśniczka kładąc mi prawą dłoń na ramieniu.
— Jesteś pewna? — zagaiłam niepewnie.
— Tak. Ja jestem tutaj pośród ludzi a ty będziesz szła sama przez środek lasu. Na samą myśl mam ciarki i wątpię abym w godzinach wieczornych weszła tam, dlatego też przyjeżdżam do ciebie samochodem — wyszczerzyła bruneta swoje zęby.
— Ha ha ha… Jeśli chciałaś mnie pocieszyć to marnie ci to wyszło — rzuciłam a gdzieś za nami rozległ się odgłos klaksonu.
— To moja mama. Jest szybsza niż rakieta — żachnęła się brązowooka ściskając mnie za szyję na pożegnanie.- Jak się czegoś dowiem to dam ci znać! — krzyczała biegnąc w stronę zielonego renaulta. Po chwili wsiadła do wozu i zniknęła mi z oczu. Tym samym zostałam sama i dopiero teraz ogarnął mnie strach. Z rozszerzonymi oczami szłam prosto do domu mówiąc sama do siebie aby mieć poczucie, że ktoś ze mną jest. Kiedy hałas ulic ucichnął a zastąpił go szum drzew zamarłam w bezruchu. Piękno potężnych roślin zawsze mnie zachwycało ale ta ciemność panująca w dalszej części gęstwin przerażała. Wchodząc na ścieżkę ścisnęłam mocniej ramiączka plecaka i z uczuciem czyjegoś wzroku na mojej osobie, przemierzałam kolejne kroki. Zewsząd czułam morderczą aurę, która nieprzyjemnie ściskała mi żołądek. Mogłabym przysiąść, że czyjś lodowaty oddech muskał mój kark. Nie zatrzymując się zebrałam znikome resztki mojej odwagi i odwróciłam głowę. Ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu nikogo tam nie było. Będąc tchórzliwą osobą wzięłam nogi za pas i zaczęłam biec. Ja na prawdę lubiłam swoje życie i nie zamierzałam go narażać. Zdyszana, ostatkami tchu pociągnęłam za smycz wiszącą na szyi i chwyciłam klucz od mieszkania. Łapiąc łapczywie oddech przekręciłam zamek w drzwiach i z ulgą zatrzasnęłam wejście. Zamykając powieki zjechałam po metalowej płycie na posadzkę.
— Okey… Jestem już w domu. Cleo uspokój się bo zaraz zejdziesz na zawał — mamrotałam sama do siebie wstając na równe nogi. Zrezygnowana rzuciłam plecak w kąt i po umyciu rąk poszłam do salonu. Zasłaniając okna zasłonami włączyłam telewizję i przeszłam do części kuchennej.
— Dziękujemy Bill. A teraz najnowsze wiadomości, które mrożą krew w żyłach. Dzisiaj w godzinach popołudniowych zaginęła czternastoletnia Suzan K. Rodzice zaalarmowali policję od razu po telefonie ze szkoły, który informował ich o braku obecności córki na zajęciach — powiedziała prezenterka wiadomości a ja robiąc kanapki oraz herbatę słuchałam jej jak zaklęta.- Tajemniczy porywacz nie kryje się już nawet za dnia. Przeniesiemy się teraz na posterunek policji, gdzie nasz dziennikarz Alex Minl przekaże nam oświadczenie wydane przez komendanta — dodała blondynka mając uśmiech wymalowany na twarzy.
— Witam — rzucił mężczyzna w dość młodym wieku mówiąc do mikrofonu. Z zaciekawieniem usiadłam w salonie przy stole i zajadłam się kanapkami.- Znajduje się na miejscowym posterunku policji w Cristal Aqua i obok mnie stoi nasz stróż. Jakie zasady zostały wprowadzone w sprawie tajemniczego porywacza? — spytał dziennikarz oddając głos dobrze znanemu mi rudowłosemu. Pan Hugh był od kilkunastu lat komendantem więc trudno było aby ktoś go nie kojarzył.
— Drodzy obywatele Cristal Aqua. W związku z ostatnimi zaginięciami, które sięgnęły szesnastu osób cały nasz zespół postanowił na czas poszukiwania winnego wprowadzić kilka zasad. Jeśli ktoś je złamie to oczywiście będzie aresztowany i zmuszony odbyć dobową odsiadkę. Pierwszą i najtwardszą regułą jest niewychodzenie z domu po godzinie dwudziestej. Wstęp do głębszych części lasu jest kategorycznie, podkreślam kategorycznie zabroniony — wymieniał komendant z poważnym wyrazem twarzy. Nagle naszła mnie myśl, że właśnie w tej chwili porywacz mógł mnie obserwować. Nie słuchając dalszych dekretów jakie wprowadziła w życie policja podeszłam do okna kuchennego. Nigdy nie bałam się chodzić po lesie a dom miałam za twierdzę, jednak coś zburzyło mój system bezpieczeństwa.
— Cleo uspokój się — warknęłam sama na siebie i wypuszczając powoli powietrze z płuc, postanowiłam zająć czymś myśli. Nie chcąc stresować się niepotrzebnie, wyłączyłam telewizor i z plecakiem oraz butelką wody truskawkowej udałam się na górę. Mój pokój był bardzo przytulny i typowo dziewczęcy. Jednoosobowe łóżko z metalowym oparciem, ozdobione lampkami stało w zaciemnionej wnęce. Komplet mebli ciągnął się po przeciwnej stronie. Widok miałam wprost na podjazd, więc zawsze pierwsza wiedziałam że ktoś podjechał. Najbardziej jednak w oczy rzucał się spad sufitu, na którym poprzyklejane były plakaty moich ulubionych aktorów oraz piosenkarzy. Z udawanym entuzjazmem wyjęłam pierwsze zeszyty i zabrałam się za odrabianie prac domowych. Niespodziewanie coś zawibrowało na moim biurku sprawiając, że ze strachu podskoczyłam na fotelu. Drżącymi rękoma chwyciłam komórkę i odczytałam wiadomość.
NADAWCA: MAMA
ODBIORCA: CLEO
DATA: 18.06.2015
GODZINA: 20:07
MAM NADZIEJĘ, ŻE BEZPIECZNIE DOTARŁAŚ DO DOMU. JA NIESTETY WRÓCĘ OKOŁO PÓŁNOCY A TATA ZJEDZIE DOPIERO JUTRO. UWAŻAJ NA SIEBIE. CAŁUJE, MAMA.
NADAWCA: CLEO
ODBIORCA: MAMA
DATA: 18.06.2015
GODZINA: 20:09
JEST OKEY MAMUŚ. TY TEŻ NA SIEBIE UWAŻAJ:*
Odpisałam bardzo krótko na smsa ale to było najlepsze rozwiązanie. Nie umiałam kłamać a wolałam nie mówić mamie o tym, że ktoś mnie śledził. Na pewno by się martwiła zaś ja mogłam mieć po prostu urojenia. Moja rodzicielka miała i tak już wystarczająco dużo problemów, więc nie były potrzebne jej kolejne. Mając już dosyć nauki wyjrzałam przez okno, gdzie panowała szarówka natomiast słońce już dawno schowało się za koronami drzew. Zmęczona wrażeniami postanowiłam wziąć kąpiel i położyć się do łóżka z jakąś dobrą książką. Kiedy schodziłam po schodach moje serce łomotało jak szalone, chcąc przedostać się między żebrami. W mieszkaniu panowała ciemność oraz cisza. Każdy najmniejszy ruch przyprawiał mnie o zawał. Najgorsze było jednak tykanie zegarka w salonie, który sprawiał wrażenie jakby odmierzał czyjeś kroki. Momentalnie moje oczy naszły łzami. Nim weszłam do łazienki sprawdziłam dwa razy wszystkie drzwi oraz okna. Będąc i tak nie do końca bezpieczna zażyłam szybki prysznic. Kąpiel zajęła mi piętnaście minut, po których przykryta po szyję czytałam romans, przyświecając sobie treść latarką od telefonu. Nie chciałam zdradzić porywaczowi swojej obecności i w duchu miałam nadzieję, że sobie poszedł albo pomyślał iż mnie nie ma w mieszkaniu. Mijały minuty, godziny, książki mi ubywało a i tak z niej nic nie zapamiętałam. Poirytowana zgasiłam latarkę i położyłam się twarzą w stronę drzwi, które zostawiłam otwarte na oścież. Wbrew pozorom wtedy czułam się bezpieczniejsza, niż jakby wejście miałoby być zamknięte. Ledwo wygrywając ze snem usłyszałam nagle cichy warkot samochodu, który podjechał pod mieszkanie. Pobudzona zbiegłam z materaca i dyskretnie wyjrzałam przez okno. To była moja mama. Chwila przejścia brunetki z pojazdu do domu była chyba najbardziej stresująca w całym moim życiu. Jak tylko usłyszałam zatrzaskujące się drzwi odetchnęłam z ulgą, dzięki czemu spokojniejsza mogłam położyć się z powrotem do łóżka. Od razu zasnęłam jak dziecko wycieńczona atrakcjami dnia.
Niespodziewanie coś mnie wybudziło ze snu przez co moje serce łomotało jak szalone. Z przyśpieszonym oddechem zerknęłam na zegarek stojący na szafce nocnej. Dochodziła druga w nocy. Roztrzęsiona usiadłam na materacu będąc przykryta tylko do pasa. Coś mi nie dawało spać i powoli mnie to przytłaczało. Przecierając dłońmi twarz poczułam jak poliki zapiekły mnie od środka tak mocno, że aż to zabolało. Ku zaskoczeniu za oknem usłyszałam wycie. Na pewno nie psa. Bardziej obstawiałam na wilka. Spotkanie oko w oko z watahą nie było w Cristal Aqua czymś niespotykanym ale one nigdy nie zbliżały się do ludzkich domów. Szczerze miałam dosyć tego koszmarnego dnia a coś mi mówiło, że to nie był koniec. Najgorsze dopiero na mnie czekało.— 2 — Zmartwienia
Zrezygnowanie. To zdecydowanie poprawne określenie uczucia jakie towarzyszyło mi po przebudzeniu. Mając ochotę zostać w łóżku przewróciłam się na drugi bok i spojrzałam na zegarek. Punkt szósta a ja miałam już otwarte powieki i patrzyłam na sufit. Normalnie poszłabym biegać ale wspomnienia poprzedniego dnia zdemotywowały mnie do wysiłku. Owinęłam się jeszcze szczelniej kołdrą w ogromne, ludzkie burito i odszukałam pod poduszką telefon. Miałam kilka wiadomości, czego się kompletnie nie spodziewałam. Największym zaskoczeniem dla mnie było jednak to, że nie słyszałam sygnału przychodzących smsów.
NADAWCA: LILI
ODBIORCA: CLEO
DATA: 19.06.2015
GODZINA: 02:16
WIEM, ŻE PEWNIE ŚPISZ ALE NIE MOGĘ JUŻ WYSIEDZIEĆ I MUSIAŁAM DO CIEBIE NAPISAĆ. JESTEM WŁAŚNIE W SAMOLOCIE, CZEKAMY ZA STARTEM DO VEGAS I NIE MAM POJĘCIA KIEDY WRÓCĘ. MAMA JESZCZE PRZED WYLOTEM PODOBNO BYŁA U NASZEJ WYCHOWAWCZYNI ORAZ SAMEGO DYREKTORA I POINFORMOWAŁA ICH O SYTUACJI. LECIMY TAM BO CIOCIA MONIC BARDZO POWAŻNIE SIĘ ROZCHOROWAŁA ALE CO DOKŁADNIE SIĘ STAŁO NIE MAM POJĘCIA. SZCZERZE SIĘ BOJĘ… ŚPIJ DOBRZE, DOBRANOC.
NADAWCA: LILI
ODBIORCA: CLEO
DATA: 19.06.2015
GODZINA: 05:32
JESTEŚMY PRAWIE NA MIEJSCU. NAJGORSZE BYŁO LĄDOWANIE, KTÓREGO SIĘ CHYBA NAJBARDZIEJ BAŁAM. NIGDY WIĘCEJ SAMOLOTÓW!
NADAWCA: LILI
ODBIORCA: CLEO
DATA: 19.06.2015
GODZINA: 05:49
JUŻ JESTEŚMY W TAKSÓWCE I JEDZIEMY DO SZPITALA. TRZYMAJ SIĘ CLEO DZISIAJ W SZKOLE ^.^
Śmiejąc się pod nosem zrzuciłam pościel z siebie.
NADAWCA: CLEO
ODBIORCA: LILI
DATA: 19.06.2015
GODZINA: 06:05
TY WARIATKO JEDNA… PRZECIEŻ MASZ LĘK WYSOKOŚCI I KLAUSTROFOBIĘ. JAK TWOJA MAMA WPAKOWAŁA CIĘ DO SAMOLOTU: „D CO DO CIOCI TO MAM NADZIEJĘ, ŻE WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE. A W SZKOLE CZEKA MNIE BEZNADZIEJA BEZ CIEBIE. MIŁEGO DNIA: D
Po odpisaniu na wiadomość rzuciłam telefon na szafkę i z cichym westchnieniem wstałam z łóżka. Podłoga ziębiła mnie w bose stopy więc szybko założyłam puchate kapcie oraz szlafrok. Przeczesując dłonią włosy otworzyłam szafę i miałam problem w co się ubrać. Widząc pogodę na zewnątrz postawiłam na białą koszulkę oraz dżinsowe ogrodniczki długości spodenek. Zbierając swoje rzeczy zbiegłam po schodach na parter i zajęłam łazienkę. Słońce padało prosto w drzwi, muskając delikatnie moją twarz. Podeszłam mozolnie do umywalki ujrzawszy w lustrze swoje odbicie. Moja cera była blada przez okres zimy, czego bardzo nie lubiłam. Jasnozielone oczy były dość duże i doskonale komponowały się z jasnobrązowymi włosami. Uwielbiałam je i dzięki odpowiedniej pielęgnacji sięgały mi do połowy pleców. Myjąc zęby myślałam nad wymówką aby nie iść do szkoły, jednak żadna nie była zbytnio dobra. Po wykonaniu porannych czynności wyszłam z łazienki gotowa i zwarta do działania. Idąc za zapachem kawy dobiegającym z kuchni związałam luźne pasma w wysokiego kucyka.
— Cześć mamuś — przywitałam kobietę, która stała plecami do wejścia. Ubrana w białą koszulę oraz czarne, materiałowe spodnie robiła właśnie śniadanie.
— Dzień dobry skarbie — powiedziała z uśmiechem dostrzegając mnie kątem oka.- Wszystko dobrze córcia? Jesteś blada jak ściana? — spytała zatroskana brunetka kładąc przede mną stosik kanapek w sreberku.
— Źle spałam i jeszcze Lili nie będzie w szkole — przyznałam niechętnie, podchodząc do czajnika z gorącą wodą. Zmęczona zalałam wrzątkiem kubek z herbatą. Nagle zauważyłam coś za oknem, w zaroślach. Zdębiałam dostrzegając zaledwie cień, który mógł należeć do zwierzęcia ale myśl o porywaczu sprawiła, że aż nogi mi się ugięły.
— Może chcesz zostać w domu? — spytała mama i na pewno bym na jej propozycję jeszcze parę minut wcześniej przystała ale nie po tym co zobaczyłam.
— Nie! — krzyknęłam niekontrolowanie, co chwilę później do mnie dotarło.- Nie mamo. To są ostatnie dni szkoły więc z Lili czy bez niej pojadę — oznajmiłam już spokojniej, w biegu zabierając ze stołu kanapki oraz kubek z herbatą. Pobiegłam do swojego pokoju i zostawiając wszystko na biurku klapnęłam na parapecie. Z uczuciem strachu przyglądałam się gęstwinom ale panował tam spokój. Pijąc gorący napój siedziałam jak struta i nie przestawałam wpatrywać się w okno.
— Jedziemy! — krzyknął niespodziewanie Jakob a ja aż podskoczyłam do góry, spadając prawie z parapetu. Chłopak był moim młodszym o pięć lat bratem i strasznie wdał się w tatę. Bardzo szczupła sylwetka, łagodnie zarysowane kości policzkowe oraz szczęka. Jak na swój wiek dosięgał mi do ramion, a ja sama miałam metr sześćdziesiąt. Czarne włosy ułożone miał na żel w kształcie delikatnego irokeza.
— Idę! — jęknęłam zbolałym głosem wiedząc co nadejdzie po szkole. Z grymasem niezadowolenia zebrałam wszystkie swoje rzeczy i zeszłam na dół. Do samochodu, który stał przed domem wsiadłam wręcz biegiem. Zestresowana zapięłam pas i czując, że moje źrenice są rozszerzone patrzyłam przed siebie jak zahipnotyzowana.
— Wszystko dobrze Cleo? Nie chcesz na pewno zostać w domu? — zapytała zatroskana mama wsiadając na miejsce kierowcy.
— Nie. Jestem tego pewna — zaopiniowałam biorąc dyskretny wdech.
— Jedziemy czy nie? — burknął szatyn, który z natury był bardzo niecierpliwy. Jak tylko nasza rodzicielka odpaliła silnik od razu włączyło się radio, w którym huczało od wiadomości o porywaczu. Zrozpaczona słuchałam o kolejnym porwaniu czternastoletniej dziewczyny w okolicach mojego domu.
Po siedmiu godzinach lekcyjnych znudzona patrzyłam w sufit i liczyłam minuty do końca. Jednak to przybliżało mnie do samotnego powrotu. Słysząc dzwonek kończący zajęcia poczekałam aż wszyscy wyjdą z sali.
— Cleo poczekaj na chwilę — nagle głos mojego profesora od techniki rozbrzmiał za moimi plecami. Zaskoczona przystanęłam w progu i odwróciłam się w stronę mężczyzny.
— Tak proszę pana? — zagaiłam poprawiając swój plecak.
— Rozmawiałem na twój temat z twoją wychowawczynią oraz panią od muzyki. Organizujemy w teatrze spektakl i potrzebny jest nam ktoś kto ma talent muzyczny. Wiem, że umiesz śpiewać i grać na gitarze, może miałabyś ochotę nam pomóc? — zaproponował czarnowłosy na co ja stałam z otwartą buzią. Ja i teatr? Śpiewanie i granie publicznie? Nigdy!
— Dziękuję bardzo za taką propozycję ale muszę odmówić — zająknęłam się na myśl o sali pełnej gapiów.
— Wiem od twojej wychowawczyni, że jesteś nieśmiałą osóbką — zaczął nauczyciel kładąc mi dłoń na ramieniu.- Nie będziesz musiała wychodzić na scenę. Zostaniesz za kulisami i dzięki mikrofonowi oraz specjalnemu nagłośnieniu będzie cię słychać na całej sali — poinformował lecz ja nie wiedziałam co odpowiedzieć. Z jednej strony bałam się ale z drugiej bardzo chciałam rozwijać się muzycznie a występ w teatrze mógłby mi w tym pomóc.
— Muszę to przemyśleć — rzekłam zagryzając dolną wargę z nerw. To był jeden z moich tików nerwowych, którego nie umiałam kontrolować.
— Jakbyś się jednak zdecydowała to próby zaczynamy już od następnej soboty. Wpadnij. Są tam same fajne dzieciaki — zapewnił z uśmiechem.- Dobrze, już nie będę cię zatrzymywać — dodał odwracając się w stronę biurka, przy którym usiadł.
— Do widzenia — bąknęłam wychodząc na tętniący życiem korytarz. Mając w głowie rozmowę z czarnowłosym szłam wolnym krokiem w stronę domu. Kiedy dotarłam do skraju lasu postanowiłam, że przebiegnę całą ścieżkę nie zatrzymując się ani na chwilę. Jak zaplanowałam tak też zrobiłam. Rozpędzając się leciałam ziemistą ścieżką, tylko co jakiś czas zerkając za siebie. Nagle moje ciało napotkało opór, przez co poleciałam tyłkiem na ziemię. Zdezorientowana instynktownie cofnęłam się do tyłu, nerwowo szukając przyczyny mojego upadku. Długo nie musiałam się rozglądać, gdyż cel stał nadal przede mną. To był jakiś chłopak, mający może z siedemnaście lat co nieco mnie uspokoiło. On na pewno nie mógł być porywaczem. Odetchnęłam z ulgą nadal gapiąc się na nieznajomego. Był dużo wyższy ode mnie, pomijając fakt, że nadal siedziałam na ziemi. Blada twarz niczym u lalki z porcelany iskrzyła się blaskiem od pojedynczych promieni słońca, które przedzierały się przez korony drzew. Brązowe włosy sterczały mu na wszystkie strony. Jak na nastolatka mięśnie na rękach były bardzo dobrze uwidocznione. Tajemniczy chłopak wywoływał u mnie sprzeczne uczucia. Mając na sobie dżinsy oraz koszulkę na krótki rękaw sprawiał wrażenie normalnego nastolatka. Natomiast było coś w jego ciemnozielonych oczach, co kazało mi uważać na niego.
— Gdzie się tak śpieszysz? — zagaił wyciągając w moją stronę dłoń, która również była porcelanowa. Niepewnie chwyciłam ją i poczułam przeszywające zimno, o którym szybko zapomniałam.
— Przepraszam ale ja się po prostu śpieszę do domu i … — zająknęłam się nie wiedząc co powiedzieć. Było mi strasznie głupio, że chłopak szedł spokojnie a ja jak pirat drogowy wpadłam na niego. Musiał wyczuć moje zdenerwowanie, gdyż kąciki jego ust zadrgały w rozbawieniu.
— I boisz się porywacza, który grasuje w okolicy — powiedział jakby wyczytał to z moich myśli. Zdziwiona zamrugałam kilka razy wstydząc się swojego tchórzostwa.- Nie masz czego się obawiać — uspokoił mnie dźwięcznym lecz lekko zachrypniętym głosem.- Myślę, że ataki ustaną już niedługo — mruknął a po jego słowach zapadła chwilowa cisza.
— Ja już będę lecieć i jeszcze raz przepraszam cię — bąknęłam oddalając się w stronę domu, zrywając kontakt wzrokowy.
— Mam nadzieję, że do zobaczenia! — krzyknął lecz kiedy odwróciłam się aby jemu pomachać, już go nie było. Rozpłynął się jak kamfora. Już spokojniejsza doszłam do domu, w którym jak zawsze nikogo nie było. Czując się bezpieczniej niż poprzedniego dnia zrobiłam sobie coś do jedzenia i zabrałam się za lekcje. Z transu nauki wybił mnie mój telefon, który zwiastował wiadomość.
NADAWCA: LILI
ODBIORCA: CLEO
DATA: 19.06.2015
GODZINA: 18:20
HEJ, HEJ: D WYBACZ, ŻE NIE DAWAŁAM ZNAKU ŻYCIA TAK DŁUGO ALE TELEFON MI PADŁ. JADĄC DO SZPITALA SŁUCHAŁAM MUZYKI I MI SIĘ PRZYSNĘŁO… A BATERIA WYZIONĘŁA DUCHA:”) MAM NADZIEJĘ, ŻE DAŁAŚ RADĘ W SZKOLE I NIE ZANUDZILI CIĘ NA ŚMIERĆ.
NADAWCA: CLEO
ODBIORCA: LILI
DATA: 19.06.2015
GODZINA: 18:20
HEJKA: D TY ŻYJESZ! JA TEŻ ŻYJE: D ZANUDZIŁAM SIĘ ALE JAKOŚ WYTRZYMAŁAM DO KOŃCA DNIA. NAJWAŻNIEJSZE, ŻE DOJECHAŁYŚCIE Z MAMĄ CAŁE I BEZPIECZNE NA MIEJSCE. NIE ZGADNIESZ CO MI DZISIAJ PAN OD TECHNIKI ZAPROPONOWAŁ! A JAK TAM CIOCIA?
Wysłałam smsa omijając temat porywacza oraz drogi powrotnej do domu. Jakbym napisała o nieznajomym z lasu albo o zaginięciu następnej osoby, to by dziewczyna zaczęła siać panikę. Zwalając na teatr chciałam tym zająć głowę przyjaciółki.
NADAWCA: LILI
ODBIORCA: CLEO
DATA: 19.06.2015
GODZINA: 18:21
NIE ZGADNĘ… GADAJ!:D A Z CIOCIĄ JEST NIE ZA CIEKAWIE… WYKRYLI U NIEJ BIAŁACZKĘ.
NADAWCA: CLEO
ODBIORCA: LILI
DATA: 19.06.2015
GODZINA: 18:21
WYSTĘP W TEATRZE! CO PRAWDA ZA KULISAMI ALE JEDNAK JEST… CO DO TWOJEJ CIOCI TO ZOBACZYSZ, ŻE WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE.
I tak rozmawiałyśmy ze sobą do późna, omijając temat porywacza oraz tajemniczego chłopaka.
Zgodnie z umową spędziliśmy rodzinny weekend, który pozwolił nam wszystkim zapomnieć o problemach dnia codziennego. Co dobre szybko się jednak skończyło. Od poniedziałku znów przyszła szkoła a ja postanowiłam chodzić na próby do teatru. Tak mijały kolejne tygodnie — raz cięższe, a raz lżejsze. Mój tata znowu wyjechał w pół roczną trasę sięgającą od samego Nowego Yorku po Niemcy, Paryż i Danię. Zgodnie z obietnicą chłopaka z lasu tajemnicze porwania ucichły a życie mieszkańców Cristal Aqua wróciło do normalności. Znowu w lesie można było spotkać kogoś znajomego a moje poranne biegi zawitały z powrotem.
Trzy miesiące później nadszedł jeden z najważniejszych dni mojego życia — moje piętnaste urodziny. Miała tego dnia wrócić moja przyjaciółka oraz specjalnie z tej okazji na dwa dni przylecieć mój tata, wprost z Berlina. Jednak wszystko potoczyło się całkiem inaczej niż sobie to zaplanowałam. Nie wyobrażałam sobie tego nawet w najgorszych koszmarach.— 3 — Krwawe urodziny
Jeszcze nie! Jeszcze nie… Nie teraz… Błagałam w myślach słysząc znienawidzoną melodyjkę budzika. Przecierając rękoma twarz zgramoliłam się spod ciepłego posłania i zeszłam z kompletem szarych dresów do łazienki. Po porannych czynnościach wyszłam na dwór gotowa do pół godzinnej przebieżki. Zamykając za sobą drzwi rozciągnęłam się trochę aby przypadkiem nie nabawić się kontuzji i ruszyłam przed siebie. Biegnąc znaną mi ścieżką, starałam się kontrolować swój oddech. Z niewiadomych mi przyczyn miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje z każdej strony. Nawet korony drzew wydawały mi się jakieś podejrzane ale starałam się lekceważyć dyskomfort. Nawet nie wiem kiedy z truchtu przeszłam w paniczny sprint. Z perspektywy trzeciej osoby mogło to wyglądać jakbym przed kimś uciekała. Aby uspokoić swoje łomoczące serce wytężałam wszystkie zmysły, chłonąc zapachy z otoczenia. Świerki i jodły mieszały się z wonią pobliskiego jeziora oraz specyficznym aromatem suchych liści. Nagle zobaczyłam przed sobą znajomą postać. Zdyszana przystanęłam widząc jak chłopak macha do mnie z odległości metra.
— Hej Cleo — przywitał się ze mną nastolatek o miedzianych włosach, zaczesanych na jedną stronę.
— Witaj Tony — powiedziałam z uśmiechem patrząc w brązowe tęczówki znajomego. Co prawda znaliśmy się dopiero niecałe trzy miesiące ale bardzo dobrze dogadywaliśmy się. Dzięki próbom w teatrze stałam się bardziej otwarta na kontakty z innymi ludźmi.
— Fajnie że ciebie dzisiaj spotkałem bo przez całą noc myślałem nad tym, jakie by ci tu dzisiaj życzenia złożyć — poinformował a mi się zrobiło ciepło na sercu, że ktoś spoza moich najbliższych pamiętał o tym małym święcie.- Tak więc wszystkiego najlepszego Cleo. Życzę ci abyś spełniła swoje wszystkie najskrytsze marzenia, żebyś stała się jeszcze odważniejsza bo jesteś super dziewczyna. Dużo zdrówka, kasy i chłopaka, który będzie cię kochał taką jaką jesteś — dodał po chwili zastanowienia, uśmiechając się szeroko zaś w jego policzkach ukazały się dołeczki.
— Dziękuję — rzekłam mając zapewne różowe policzki z zawstydzenia. Nigdy jakoś nie przepadałam za momentem kiedy ktoś składał mi życzenia. Czułam się wtedy tak dziwnie, że się nie da tego nawet opisać.
— To może dasz się zaprosić do kina? — spytał na co w pierwszej chwili chciałam przyjąć propozycję ale przypomniałam sobie o przyjęciu.
— Bardzo chętnie ale dzisiaj już moi bliscy zaplanowali mini imprezę. Jednak miło mi będzie jeśli wpadniesz — bąknęłam niepewnym głosem, nie wiedząc jak przyjmie moją propozycję.
— A nie będę przeszkadzał skoro to impreza rodzinna? — zagaił speszony, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek. Pojedyncze promienie słońca padały na jego piegowatą twarz.
— Pewnie, że nie. Zabawa zaczyna się o siedemnastej i moi znajomi oraz przyjaciele są również zaproszeni. Będzie kilka osób w naszym wieku więc bez obaw — pocieszyłam szesnastolatka a moje słowa wywołały u niego szeroki uśmiech, który uwidocznił aparat na górnym rzędzie zębów.
— To w takim razie wpadnę — ściszył głos, tak jakby nie chciał aby ktoś go usłyszał.
— To do zobaczenia! — krzyknęłam odchodząc tyłem w powrotną stronę. Nie czekając za odpowiedzią pobiegłam do domu, gdzie ktoś już również nie spał.- Cześć mamuś — przywitałam brunetę, która szła na taras z ogromnym pudłem z napisem „ozdoby”.
— Dzień dobry kochanie — rzekła zielonooka odstawiając karton na stole, następnie podchodząc do mnie.- Wszystkiego najlepszego skarbie — przytuliła mnie i ucałowała w czoło.- Bardzo cię kocham Cleo — dodała a ja miałam wrażenie, że zaraz się rozklei. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo się różnimy pod względem uczuciowym. Ja byłam powściągliwa i chłodna, natomiast brunetka strasznie emocjonalna oraz łatwo było jej sprawić przykrość. Może z charakteru bardziej wdałam się w tatę… Pomyślałam kiedy już mama puściła mnie.
— Też cię kocham mamo — oznajmiłam z delikatnym uśmiechem, choć wyrażanie takich deklaracji strasznie trudno mi przychodziło.
— Skoro już wróciłaś to weź prysznic a ja zrobię ci śniadanie — rzuciła kobieta patrząc na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Niby z ogromną czułością ale odnosiłam wrażenie jakby zaraz miała się na serio rozpłakać.
— Oki — bąknęłam pędząc do swojego pokoju, nie chcąc widzieć tych przysłowiowych świeczek w oczach rodzicielki. Wręcz miałam alergie na czyjeś łzy. Od razu jak ktoś płakał w mojej obecności robiło mi się przykro na sercu i sama miałam ochotę się rozkleić. Kiedy dotarłam na górę uchyliłam okno aby trochę świeżego powietrza wypełniło pomieszczenie. Dostrzegając rozkopane łóżko postanowiłam je zaścielić i ogarnąć trochę bajzel na biurku. Zawsze lubiłam porządek ale wyjątkiem od reguły było moje miejsce pracy. Tam non stop przewalały się stosy papierów, zeszytów, mazaków i innych dupereli. Nagle moją uwagę przykuło niebieskie, migające światełko w moim telefonie. Ciekawa kto do mnie napisał odblokowałam komórkę.
NADAWCA: LILI
ODBIORCA: CLEO
DATA: 19.09.2015
GODZINA: 06:53
STO LAT, STO LAT SIOSTRA! NIECHAJ ŻYJE NAM! KTO? CLEO! MOCNO ŚCISKAM I CAŁUJE *.*
NADAWCA: CLEO
ODBIORCA: LILI
DATA: 19.09.2015
GODZINA: 06:53
HEJ KOCHANA: D PAMIĘTAŁAŚ, DZIĘKUJĘ:3
NADAWCA: LILI
ODBIORCA: CLEO
DATA: 19.09.2015
GODZINA: 06:54
JAKBYM MOGŁA ZAPOMNIEĆ O TAKIM WAŻNYM DNIU… W CRISTAL AQUA BĘDĘ JUŻ O SIEDEMNASTEJ ALE ZANIM SIĘ OGARNĘ TO BĘDĘ DOPIERO NA DZIEWIĘTNASTĄ. JUŻ SIĘ TAK NIE MOGĘ DOCZEKAĆ AŻ SIĘ ZOBACZYMY I BĘDZIEMY MOGŁY NORMALNIE POROZMAWIAĆ!
NADAWCA: CLEO
ODBIORCA: LILI
DATA: 19.09.2015
GODZINA: 06:54
TEŻ SIĘ NIE MOGĘ DOCZEKAĆ AŻ WRÓCISZ BO BARDZO SIĘ STĘSKNIŁAM ZA TOBĄ: D I NA PEWNO BĘDĘ CZEKAĆ NA CIEBIE.
NADAWCA: LILI
ODBIORCA: CLEO
DATA: 19.09.2015
GODZINA: 06:55
TEŻ SIĘ STĘSKNIŁAM. TERAZ IDĘ SIĘ SZYKOWAĆ DO WYJAZDU A CIOCIĄ ZAJMIE SIĘ PANI EVANS — ZNAJOMA ZE SZKOLNYCH LAT MAMY, KTÓRA JEST PIELĘGNIARKĄ.
NADAWCA: CLEO
ODBIORCA: LILI
DATA: 19.09.2015
GODZINA: 06:55
SUPER! MÓWIŁAM JUŻ NA SAMYM POCZĄTKU, ŻE BĘDZIE DOBRZE. OKI, TO JA LECĘ POMÓC MAMIE W PRZYGOTOWANIACH. PA, DO PÓŹNIEJ.
NADAWCA: LILI
ODBIORCA: CLEO
DATA: 19.09.2015
GODZINA: 06:56
MIŁYCH PRZYGOTOWAŃ, PA ;)
Już nic nie odpisując zabrałam ubrania aby się przebrać i zeszłam zażyć szybki prysznic. Będąc już na schodach poczułam nieziemski zapach naleśników. W mgnieniu oka obmyłam się a włosy związałam w niedbałego koka. Ubrałam na siebie szare leginsy sięgające za kolana i białą koszulkę opadającą na jedno ramię. Pobiegłam w podskokach do kuchni i zajęłam miejsce przy marmurowej wysepce, gdzie w części jadalnej grał telewizor, w którym leciał jakiś paradokument.
— Pięknie pachnie — zaciągnęłam się cudnym aromatem moich ulubionych naleśników na pianie z ekstraktem pomarańczowym.
— Smacznego skarbie — podała mi brunetka trzy naleśniki zwinięte w trójkąty, polane czekoladą oraz ozdobione bitą śmietaną. Po rozkrojeniu jednego z nich wyleciały kawałki truskawek i byłam po prostu w niebie. Kiedy zajadałam się śniadankiem i oglądałam film, jakim okazał się paradokument pt. „Trudne sprawy” zadzwonił telefon mamy.- Tak? … No cześć kochanie.
I już wiedziałam kto dzwonił. Ja siedziałam w kuchni, Jakob jeszcze spał więc został tylko tata.
— Już ci daję twoją ukochaną jubilatkę — zaśmiała się mama podając mi komórkę. Przełykając spory kęs przyłożyłam telefon do ucha.
— Cześć tato! — wręcz krzyknęłam do słuchawki na co mężczyzna się zaśmiał.
— Witaj córuś. Tak mi coś rano ptaszki wyćwierkały, że masz dziś swoje piętnaste urodzinki. Tak więc moja droga Cleopatro, jedyna córko ty moja kochana życzę ci wszystkiego co najlepsze! — na dźwięk mojego poprawnego imienia wzdrygnęłam się. Prawie nikt nie używał go na co dzień. Nawet w szkole podczas wyczytywania obecności mówiono do mnie Cleo.- Żebyś żyła wiecznie, abyś nie chorowała, byś wiecznie młoda była. Pragnę z całego serca byś zdobyła wykształcenie i pracę jaką będziesz tylko chciała. Byś spełniła wszystkie swoje marzenia i z mamą ci pomożemy w ich realizacji. Czego ci jeszcze mogę życzyć… Żebyś zawsze się dogadywała z Jakobem, choć wiem że ma trudny charakter. I przede wszystkim abyś znalazła odpowiedniego chłopaka, takiego którego nie będę chciał zastrzelić. A nie… Ja każdego będę chciał wystrzelać — westchnął tata na co ja poczerwieniałam na twarzy od jego życzeń. Co prawda zaczęłam się już interesować płcią przeciwną i byłam ciekawa jak to jest mieć chłopaka, ale jakoś niespecjalnie się do tego śpieszyłam.
— Dziękuję tato — szepnęłam spięta, ciężko przełykając zagęszczoną od czekolady ślinę.- O której dzisiaj będziesz? — szybko zagaiłam, zmieniając temat na inny niż kontynuowanie życzeń. Mój tata był w tym na prawdę dobry i to on zawsze dzwonił jak ktoś miał urodziny. Natomiast nasza cała trójka wolała się nie kompromitować.
— Tak skarbie, powinienem być na siedemnastą, no… Może parę minutek po. Wszystko zależy od lotów i korków — odpowiedział delikatnym głosem, co bardzo zawsze go wyróżniało spośród innych mężczyzn.
— To super! Oki tata, oddaję ci mamę bo widzę, że chce z tobą porozmawiać.
— Dobrze, to do zobaczenia córuś.
— Pa — po pożegnaniu szatyna podałam telefon mamie a ja wróciłam do zajadania naleśników oraz oglądania telewizji. Kiedy skończyłam pałaszować poczułam uczucie przepełnienia w żołądku i zrobiło mi się nie dobrze od nadmiaru cukru. Postanowiłam się ruszyć a nie siedzieć przed telewizorem. Samo się nic nie zrobi… Z tą myślą odniosłam talerz ze sztućcami na blat, gdzie obok mama zmywała i rozmawiała nadal z tatą. Kiedy wyszłam na taras owiał mnie chłodny wiatr, który mimo prawie połowy września aż tak nie przeszkadzał. Zagarnęłam podwórko wzrokiem i musiałam przyznać, że pomimo jesieni mama potrafiła utrzymać ogród w czystości. Zakładając gumowe laczki wzięłam karton i zabrałam się za dekorowanie. Ozdobną żeliwną balustradę owinęłam małymi, balonowatymi lampeczkami, które świeciły na żółto oraz różowo. Poprzyczepiałam w każdym narożniku po pięć balonów w pstrokate gwiazdki. Część ogrodu, która była wyłożona żółto-czerwoną kostką miała służyć jako parkiet do tańca. Ogromna, okrągła altana stojąca obok oczka wodnego ozdobiona została poprzedniego dnia przez mamę kolorowymi kwiatkami oraz lampeczkami.
— Siema siostra — nagle w progu drzwi balkonowych pojawił się mój brat. Zaspany i nadal ubrany w piżamy przeciągnął się oraz podrapał po brzuchu.- Wszystkiego najlepszego — dodał patrząc jak przywieszałam ostatni pęk balonów granatową wstążką.
— Dzięki brat — odpowiedziałam i byłam jemu wdzięczna, że jako jedyny nie składał mi życzeń jak pozostali. Nie wprawiało to mnie w zawstydzenie.
— Jakob! — niespodziewanie głos naszej mamy rozbrzmiał tuż przy nas.- Pomożesz nam przy jedzeniu, co? — to raczej nie było pytanie a stwierdzenie.
— Yyy… Ja lecę już do Mirca więc wam niestety nie pomogę — wywinął się szatyn szukając jakiejś wymówki nad ramieniem brunetki.
— W piżamach i bez śniadania? — zbulwersowała się kobieta, wycierając dłonie w ściereczkę.
— Oj jej no… Przebranie się zajmie mi minutę a śniadanie zjem u ziomka — odparł skonsternowany odwracając się tyłem do mnie.
— Jakob nie zwalaj się ludziom w sobotę rano na głowę. Jakbyś własnego domu nie miał ani nie miał co jeść — burknęła poirytowana mama a dalsza rozmowa przeniosła się do mieszkania. Mój brat pomimo swojego wieku był bardzo pyskaty i lubił samowolę. Nigdy nie rozumiałam jego postępowania ani toku myślenia. Kiedy skończyłam dekorować jeszcze altanę drobnymi pierdółkami jakimi były kolorowe tasiemki, balony oraz serpentyny wróciłam do środka. Tam rodzicielka również zabrała się za przygotowanie wystroju ale jej humor uległ pogorszeniu.
— Musimy jeszcze kochanie nakryć do stołu i dokończyć sałatki oraz wstawić mięso — westchnęła kobieta wycierając kurze z komody.
— Już się zabieram do pracy — poinformowałam klnąc w myślach na brata, który znacznie podniósł mi ciśnienie.
Wszystkie porządki, dekorowanie oraz przyrządzanie jedzenia zabrało nam parę ładnych godzin. Dopiero o piętnastej wyrobiłyśmy się ze wszystkim.
— Idź się Cleo umyć i przyszykować a ja jeszcze pójdę zerknąć jak tam ogień w piecu — rzekła brunetka kiedy kładłam przy widelcu ostatnią ze serwetek.
— Oki — bąknęłam wędrując do łazienki, gdzie wręcz wyszorowałam się ostrą stroną gąbki. Po kąpieli wyszłam spod prysznica i stojąc przed lustrem, wytarłam z jego powierzchni parę. Załamana zastanym widokiem rozczesałam włosy szczotką, nałożyłam na nie odżywkę a w twarz wsmarowałam krem. Ponadto ciało nasmarowałam balsamem o zapachu pomarańczy z gorzką czekoladą. Wkładając brudne ciuchy do pralki wyszłam z łazienki i skierowałam się do siebie. Tam otworzyłam szafę i napotkał mnie ten sam problem co zawsze — nie miałam w co się ubrać. Z westchnieniem przeglądałam sukienki ale żadna zbytnio mi nie pasowała. Postawiłam w końcu na czarną, ołówkową sukienkę w kolorowe kwiatki. Moja sylwetka była szczupła i miałam wcięcie w talii, które świetnie opinała kreacja. Długie pasma zwisające z przodu głowy natapirowałam i upięłam je z tyłu spinką w kształcie kryształowej róży. Resztę włosów zakręciłam na lokówkę i zostawiłam rozpuszczone. Z kuferka wzięłam czarną kredkę i podkreśliłam delikatnie nią oczy. Usta natomiast pomalowałam matową, ciemnoróżową szminką, która pasowała do mojej jasnej karnacji. Patrząc w lusterku na swoją twarz stwierdziłam, że lepiej i tak już nie będzie. Na nogi naciągnęłam jeszcze tylko beżowe rajstopy. Zestresowana podeszłam do okna i usiadłam na chwilę na parapecie. Było już pewnie grubo po szesnastej a na dworze zagościła szarówka. Światła dobiegające z tarasu rzucały delikatny cień żółtej poświaty na podjazd. Kiedy mój wzrok skierował się na las znowu ogarnęło mnie uczucie, że ktoś nas obserwuje. Próbowałam znaleźć coś co potwierdzi moje paranoje ale zdało się to na nic. W mieszkaniu panowała totalna cisza, co przerażało mnie. Niespodziewanie w zaroślach mignęły mi dwa złote punkciki, które momentalnie zniknęły. Ze strachu zeszłam z parapetu i oddaliłam się od niego na kilka kroków do tyłu. Ciężko oddychając starałam się opanować łomoczące serce oraz drżące ręce. To było na pewno jakieś zwierzę i tyle. W najgorszym wytłumaczeniu miałam już początek schizofrenii. Mruknęłam w myślach starając się znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie całej tej sytuacji. Nie chcąc dłużej się rozwodzić nad absurdami zgasiłam światło w pokoju i zeszłam na dół. Tam moja mama w łazience kończyła się malować a w salonie grała cichutko spokojna melodia. Ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej rozsunęłam drzwi balkonowe i wyszłam na taras. Wieczór był dość ciepły więc wiedziałam, że tańce na świeżym powietrzu to strzał w dziesiątkę. Cała aranżacja była cudowna i taka bajkowa, że od razu zapomniałam o dziwnych złotych punktach w krzakach.
— Kochanie zapniesz mi sukienkę? — spytała brunetka odwracając się do mnie plecami. Bowiem miała na sobie białą sukienkę w czarne kwiatki, na grube ramiączka. Od góry była dopasowana a od pasa tworzyła dzban tulipana. Włosy natomiast zielonooka spięła we francuskiego koka i wpięła w niego białą, ozdobną spinkę.
— Pewnie — rzekłam z uśmiechem wykonując jej prośbę. Nagle obie usłyszałyśmy podjeżdżający samochód i moja pierwsza myśl powędrowała do Lili. Jednak gdy zerknęłam na zegarek z rozgoryczeniem musiałam stwierdzić, że jest jeszcze na nią za wcześnie. Podczas przemierzania drogi z salonu do drzwi wejściowych miałam nadzieję, że to tata. Jak otworzyłam wejście ujrzawszy w nim idących w moją stronę rodzinę od strony mamy. Jej siostrę z mężem oraz dwójką moich kuzynów.
— Witaj Cleo — ucałowała mnie ciocia Izabel trzy razy w policzek, podając dość sporą paczuszkę.
— Dziękuję ciociu — bąknęłam przepuszczając farbowaną szatynkę w przejściu.
— Sto lat, sto lat! — zaśpiewał mi wuja Piter, mocno ściskając. Miał taki uścisk, że wręcz się dusiłam z powodu braku możliwości ruchów klatki piersiowej.
— Dziękuję — powtórzyłam się kolejny raz tego dnia i odebrałam małą torebeczkę oraz kwiaty.
— Wszystkiego najlepszego! — powiedzieli bliźniacy będący w wieku mojego brata, który swoją drogą do tej pory nie wrócił. Czyżby olał sobie urodziny własnej siostry? Na tę myśl aż serce mi się ścisnęło. Nie… Jakob jest jaki jest ale tego by mi nie zrobił. Uspokoiłam się i znowu na mojej twarzy zawitał uśmiech.
— Jak wam podróż minęła? — usłyszałam dobiegającą rozmowę z salonu kiedy zamykałam drzwi.
— Powiem ci siostra, że nie najgorzej. Tylko droga przez Brooklyn była straszna — rzekła ciocia poprawiając swój perłowy naszyjnik, który jakimś cudem poplątał się jej.
— A gdzie macie Jakoba i Josha? — zagaił wujek siadając na kanapie.
— Jakob zapewne jest jeszcze u kolegi a Josh powinien niedługo się pojawić — powiedziała spięta mama. Martwiła się zapewne nieobecnością mojego brata oraz tym czy z tatą wszystko jest okey. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
— Ja otworzę — wręcz szepnęłam, gdyż głos ugrzązł mi w gardle. Nie wiedząc kto to mógł być podeszłam do drzwi. Drżącą ręką złapałam za klamkę i otworzyłam wejście.
— Jeszcze raz sto lat! Nie jestem za wcześnie? — osoba Toniego powitała mnie w progu.
— Nie, nie. Wchodź, zapraszam — zapewniłam chłopaka gestem dłoni zapraszając go do środka. On nagle wyciągnął zza pleców maluteńkie pudełeczko oraz jasnoróżową różyczkę.- Dziękuję, nie trzeba było — jęknęłam przyjmując nieśmiało podarunek. To był pierwszy raz kiedy dostałam od całkiem obcego chłopaka prezent.
— Trzeba, trzeba — puścił mi oczko a ja od razu spaliłam buraka. Zażenowana tym, że mam tak jasną cerę, która zdradzała mnie na każdym kroku zaprowadziłam szesnastolatka do salonu. Nim jednak zdążyła nawiązać się jakakolwiek rozmowa ktoś wszedł do mieszkania.
— Stówka siostra! — wrzasnął rozradowanym głosem Jakob a jego kumpel Mirco zadął w gwizdko-trąbkę.- Obyś wytrzymała ze mną — powiedział to szczerze podając mi nieopakowane w papier pudełko z perfumami.
— Dziękuję brat — przytuliłam dziewięciolatka, kątem oka dostrzegając ulgę a zarazem dumę w oczach mojej mamy. Następny podszedł do mnie rówieśnik Jakoba i składając mi standardowe życzenia podarował mi bukiet tulipanów oraz bombonierkę. Kiedy odstawiałam na schody prezenty dobiegł do mnie bardzo znany głos.
— Gdzie ta moja jubilatka? — momentalnie pobiegłam do salonu a tam stał mój tata, ubrany w szykowny garnitur.
— Tata! — pisnęłam i rzuciłam się czarnowłosemu na szyję. Było on o piętnaście centymetrów wyższy ode mnie więc musiałam ustać na palcach.- Wszystkiego najlepszego moja księżniczko — szepnął mi do ucha, całując w policzek. Kolejnie przekazał mi do rąk ogromniaste pudełko w kształcie ósemki.- To prezent ode mnie i od mamy. Sprowadzony prosto z Paryża — dodał niebieskooki kiedy podeszła do nas mama, którą objął w talii. Podekscytowana nie mogłam czekać do końca imprezy i nie zważając na papier dostałam się do środka.
— Nie wierzę… Dziękuję! — prawie się rozpłakałam widząc błyszczący, czarny futerał od nowej gitary koncertowej. Muzyka to była moja pasja, smak życia. To właśnie nią najłatwiej było trafić do mojego serca. Zostawiając na kanapie podarunek podeszłam do rodziców i mocno ich przytuliłam.
Do godziny osiemnastej wszyscy się zjechali i w najlepszych humorach zasiedliśmy do stołu. Wypchany był po brzegi jedzeniem a wszystko zdobyły czerwone, trójramienne świeczniki. Brakowało mi tylko jednej osoby — mianowicie Lili. Cierpliwie czekałam do dziewiętnastej ale kiedy zebrani poszli w tan a zegar wybił punkt dwudziestą zaczęłam się martwić. Poszłam na chwilę do swojego pokoju i weszłam w wiadomości.
NADAWCA: CLEO
ODBIORCA: LILI
DATA: 19.09.2015
GODZINA: 20:01
LILI? WSZYSTKO DOBRZE?
Odpowiedź przyszła natychmiastowo, jakby moja przyjaciółka czekała na smsa.
NADAWCA: LILI
ODBIORCA: CLEO
DATA: 19.09.2015
GODZINA: 20:01
PRZEPRASZAM KOCHANA ALE NIESTETY NIE DOTRĘ NA ZABAWĘ:”( LOT ZOSTAŁ OPÓŹNIONY Z POWODU ULEWY. PRZYLECIMY DOPIERO JUTRO RANO. JEDNAK TY SIĘ BAW DOBRZE I KORZYSTAJ Z TEGO WIECZORU. JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM I WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO. PA:*
Po odczytaniu wiadomości usiadłam na skraju materaca i mój dobry nastrój prysł natychmiast. Zawsze musiało coś pójść nie tak.
NADAWCA: CLEO
ODBIORCA: LILI
DATA: 19.09.2015
GODZINA: 20:02
NIC SIĘ NIE STAŁO. NIE MIAŁAŚ NA TO WPŁYWU A WASZE BEZPIECZEŃSTWO JEST NAJWAŻNIEJSZE. UWAŻAJCIE NA SIEBIE. PA ;)
Starałam się brzmieć w smsie jak najbardziej naturalnie aby nie martwić dziewczyny. Czekałam jeszcze chwilę na odpowiedź ale ona nie nadeszła. Nie chcąc psuć nastroi pozostałym dokleiłam wymuszony uśmiech na swoją twarz i zeszłam na dół. Tam od razu przechwycili mnie do tańca i na krótką chwilę zapomniałam o przyczynie mojego smutku. Dopiero o północy goście zaczęli się rozjeżdżać zaś mnie doskwierało potworne zmęczenie.
— My odwieziemy babcię. Wrócimy za godzinkę! — krzyknęła moja mama, po której było widać zmęczenie. Pośpiesznie założyła na siebie beżowy płaszczyk oraz tego samego koloru botki.
— Dobrze mamuś. Ja tutaj postaram się trochę ogarnąć — poinformowałam półprzytomnym głosem odprowadzając rodziców oraz prababcię do drzwi.
— Pa Cleo — pożegnała mnie babcia całusem w policzek.
— Do widzenia babciu — powiedziałam z uśmiechem. Kiedy zostałam praktycznie sama zabrałam się za sprzątanie salonu. Została ze mną tylko ciocia Camila i wujek Milzo z dwiema moimi kuzynkami. Victoria wraz z Melisą były starsze ode mnie tylko o rok ale nie miałyśmy ze sobą zbytnio tematów do rozmów. Zbierając talerze w niewielką stertę zrobiło mi się strasznie duszno i słabo. Postanowiłam wyjść na taras i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Oparta o ścianę plecami chłonęłam woń lasu. Ku własnemu zaskoczeniu usłyszałam wycie wilka. Potężnego i ogromnego. Od razu przypomniałam sobie ten sam dźwięk sprzed trzech miesięcy. Włoski na plecach stanęły mi dęba na myśl, że wataha mogła być gdzieś w pobliżu a mnie oddzielało od nich tylko drewniane ogrodzenie. Starając się nie zagłębiać w paranoiczne scenariusze weszłam do mieszkania. Chcąc zobaczyć czy Lili mi odpisała na smsa skierowałam się do swojego pokoju ale nagle zgasły wszystkie światła.
— Spokojnie! To pewnie tylko bezpieczniki! — krzyknął wujek swoim basowym głosem na co przystanęłam w pół kroku. Wahałam się czy pójść na dół, jednak ciekawość zwyciężyła. Po omacku weszłam do pokoju i zerknęłam na telefon. Tam była tylko wiadomość od Toniego, któremu dałam swój numer na przyjęciu.
NADAWCA: TONY
ODBIORCA: CLEO
DATA: 20.09.2015
GODZINA: 00:16
DZIĘKUJĘ ZA MILE SPĘDZONY CZAS ORAZ ZAPROSZENIE NA PRZYJĘCIE. ŚPIJ DOBRZE; D
PS. JESTEŚ JESZCZE WSPANIALSZA NIŻ MI SIĘ WYDAWAŁAŚ.
Na to wyznanie poczułam tylko dwa uczucia — zażenowanie oraz dyskomfort. Rudowłosy był dla mnie zawsze dobry ale traktowałam go wyłącznie jako kumpla. Jednak coś podejrzewałam, że ta znajomość zmierzała w innym kierunku. Przynajmniej z jego strony. Nic nie odpisując postanowiłam zobaczyć czy wuja znalazł puszkę z bezpiecznikami. Kiedy zeszłam z ostatniego stopnia poczułam pod stopami coś ciepłego i maziowatego. Zniesmaczona dziwnym doznaniem pstryknęłam przełącznikiem i zaskoczona zostałam oślepiona światłem. Dopiero po odzyskaniu wzroku dotarło do mnie, że stoję w kałuży krwi. We krwi mojego wuja, który leżał u mych stóp z rozłupaną czaszką. Przerażona zaczęłam krzyczeć wniebogłosy. Jego twarz była blada i malował się na niej szok. Mimowolnie łzy spłynęły po moich policzkach i na miękkich nogach pobiegłam do części kuchennej.
— Ciociu! Victoria! Melisa! — łkałam, dławiąc się własnymi łzami, które przysłaniały mi cały obraz. Jednak zastany widok nie poprawił mi humoru. Na wyspie leżała Victoria, mając powbijane cztery noże w plecy aż do rękojeści. Lekceważąc zawirowania w głowie i miotające moim żołądkiem torsje wyszłam na taras. Tam nie wytrzymałam stresu i zwymiotowałam. Wyczerpana padłam na kolana, cała dygocząc z przerażenia. Nie wiedziałam co się działo i bardzo pragnęłam aby to był jakiś marny żart albo senny koszmar. Jak tylko uniosłam głowę przeżyłam kolejne załamanie.- Nie. Nie… Nie! — łkałam łapiąc się obiema dłońmi za gardło. Moja ciocia wraz z Melisą poćwiartowane były niczym wampiry we filmach. Nie wiedząc co już począć wpadłam tylko na jeden, racjonalny pomysł. Postanowiłam zadzwonić na policję oraz po rodziców. Zapłakana pobiegłam na miękkich nogach w kierunku schodów ale tam ku mojemu zdezorientowaniu ktoś złapał mnie za włosy. Potworny ból przeszył moją czaszkę zaś szarpnięcie przyciągnęło mnie do torsu sprawcy. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować brutal przyłożył mi szmatę do twarzy przez co odór jakiegoś chloru podrażnił mój nos oraz przełyk. Nie miałam pojęcia co się dzieje z moim ciałem oraz świadomością. Nawet nie wiedziałam kiedy straciłam przytomność.