Uwikłani w przeszłość - ebook
Uwikłani w przeszłość - ebook
Rok 1918 to jedna z najważniejszych dat w naszej historii. Niepodległość – największy, wyczekiwany dar – wyłaniała się z chaosu. Rewaloryzowała wszystkie dotychczasowe nurty myślenia o Polsce i wszystkie polityczne programy. Powracało pytanie: czy borykającą się z kłopotami Polską powinni rządzić „fachowcy” związani z zaborczym aparatem władzy, czy też ci właśnie – z tego samego powodu – od rządów powinni być odsunięci? Kto był, a kto nie był w niewoli patriotą?
Przeszłość przeszłości nierówna. W Galicji przez trzy ostatnie dekady XIX wieku z trudem wyobrażano sobie Polskę bez Austrii. Rosja i Prusy nie pozostawiały Polakom złudzeń i nie zmieniały tego dłuższe czy krótsze okresy „ociepleń”. W Austrii droga prowadziła od alienacji, przez akceptację, aż po pewien stan idealizacji monarchii, która pozwalała cieszyć się wolnością słowa, wyznania i sumienia, pielęgnować język ojczysty, kulturę i oświatę. Pozwalała nawet robić kariery polityczne. Zasiadać w gabinetach. Błyszczeć na salonach. Jak postrzegana była c.k. monarchia w Polsce po 1918 roku? Jak postrzegali ją Polacy, którzy w życiu publicznym odgrywali wybitne role? Jaki bagaż dźwigano? Co się z tym bagażem stało?
Uwikłani w przeszłość to w pewnym sensie ciąg dalszy książki Kalkulować… Polacy na szczytach c.k. monarchii z 2013 roku. Bohaterowie – odpowiednio starsi – są w większości ci sami. Tamta historia kończy się w 1918 roku. Ta w roku 1918 właściwie się zaczyna.
Kategoria: | Esej |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8335-002-8 |
Rozmiar pliku: | 33 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
4 lipca 2011 roku w Pöcking, rodzinnej rezydencji w Bawarii, zmarł Otto Habsburg, syn ostatniego cesarza Austrii i króla Węgier, „następca tronu austriackiego” — jak do końca był nazywany. Pochowano go 16 lipca w Wiedniu w krypcie kościoła Kapucynów. Pogrzeb odbył się z całym przepychem cesarskiego ceremoniału. Konduktowi żałobnemu towarzyszyły tłumy wiedeńczyków i przyjezdnych.
Uroczystości rozpoczęły się trzy dni wcześniej w Bazylice Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Mariazell w Styrii, jednym z największych sanktuariów kultu maryjnego w Europie Środkowej. Otto, gorliwy katolik, nieraz je odwiedzał — jak zresztą od stuleci czynili to jego habsburscy przodkowie. Tam też w 1976 roku wraz z żoną Reginą świętowali srebrne gody.
Bazylika w Mariazell była ważnym przystankiem w ostatniej drodze Ottona.
13 lipca rano w Mariazell przy trumnie stanęły warty w mundurach c.k. kawalerii i artylerii. Do godziny czternastej hołd zmarłemu składali znani i nieznani przybyli na tę uroczystość. O czternastej odprawiono nabożeństwo z błogosławieństwem nad trumną, przy której zgromadziła się rodzina. Bazylika była wypełniona do ostatniego miejsca. Panował podniosły nastrój1.
13 lipca w Austrii padł rekord ciepła. Temperatura w cieniu wynosiła 37 stopni Celsjusza.
14 lipca trumnę przewieziono do kaplicy cesarskiej w Wiedniu. Jednocześnie na wielkim telebimie niedaleko kościoła Kapucynów od rana do wieczora wyświetlano film o życiu zmarłego. Nie zabrakło zdjęć z cesarzem Franciszkiem Józefem i rodzicami, licznych fotografii i filmów z czasów Hitlera oraz późniejszych, z pracy w Parlamencie Europejskim, którego arcyksiążę był długoletnim deputowanym z ramienia bawarskiej CSU. Podkreślano jego przywiązanie do Europy Środka. Pokazano migawki ze strajków sierpniowych w Polsce w 1980 roku i Lecha Wałęsę.
Na ulicy już dwa dni przed pogrzebem można było spotkać mężczyzn w historycznych uniformach i przy szabli. Jedni w klapie mieli czarno-żółte wstążki, inni opaski na rękawie. Nie wszyscy mówili po niemiecku. Słychać było węgierski i kilka języków słowiańskich. W przeddzień pogrzebu wiedeńska prasa ogłosiła listę gości, którzy zapowiedzieli udział w uroczystościach. Opublikowano kolorowe fotografie króla Szwecji, księcia (Herzoga) Luksemburga, księcia Kentu, księcia (Fürsta) Liechtensteinu, po których wymieniono prezydenta, kanclerza i wicekanclerza Austrii, burmistrza Wiednia i zamykającą tę listę minister finansów. Przygotowano też mapkę trasy, którą miał przemierzyć kondukt — od katedry św. Stefana, przez Graben, Heldenplatz, Ring, aż do kościoła Kapucynów. Wskazywano dogodne miejsca do obserwacji. Kto chciał, mógł obejrzeć transmisję na żywo na kanale ORF 2 w sobotę 16 lipca od godziny 13.10 do 18.55.
Największe zainteresowanie budził król Szwecji Karol XVI Gustaw wraz z małżonką. Spodziewano się też zobaczyć króla Rumunii Michała Hohenzollerna2.
Od tygodnia byłem wtedy w Wiedniu. 16 lipca w południe zająłem miejsce blisko katedry. Na wyciągnięcie ręki miałem c.k. armię w najpiękniejszych podobno w Europie mundurach. Średnia wieku żołnierzy około pięćdziesiątki. Orkiestra wojskowa zagrała hymn: Gott erhalte… Szeregi się wyrównały. W słońcu błysnęły oficerskie szable. Wielu podchwyciło słowa hymnu. W oczach niektórych zobaczyłem łzy3.
Gdy kondukt ruszył, turyści z Ameryki na Grabenie, jedząc lody, dopytywali się, co to za „przedstawienie”. Odebrałem telefon z Niemiec. Dzwonił znajomy z Poznania, żeby powiedzieć, że ogląda uroczystości w telewizji i że komentarze tu są takie, że to anachronizm i operetka.
Na Grabenie ogródki były otwarte. Kelnerzy uwijali się między stolikami. Widziałem ludzi zupełnie niezainteresowanych tym, co się działo. I wielu przejętych, skupionych, zaciekawionych. A także gromady kręcących się gapiów o trudnej do odgadnięcia wiedzy historycznej i ogólnej.
Nieważne, których było więcej. Habsburg to nadal bastion europejskiego sentymentalizmu, uosobienie nostalgii za minionym światem, antologia prawd i półprawd. Część austriackiego mitu. I dlatego dziś jeszcze — zapewniała „Süddeutsche Zeitung” w numerze z 2011 roku — austriacka dyplomacja działa tak, jakby Turcy Kara Mustafy nadal stali pod Wiedniem. Stąd chłód wobec innowierczej Turcji, demonstracyjne przywiązanie do katolicyzmu oraz dający się odczuć rodzaj misji wobec państw Europy Środka zwanych czasem krajami „sukcesyjnymi”4.
W sumie — czytamy dalej — sielanka spod znaku cesarzowej Sissi. Czy jednak — pytała południowoniemiecka gazeta — pamięta się jeszcze o janusowym obliczu monarchii? Czy Wiedeń jest pewien, że Galicja, Bukowina, Czechy, Istria, Triest, Siedmiogród i Węgry istotnie były częścią szczęśliwej Austrii zawierającej małżeństwa, czy raczej może kolonialnymi krajami pod okupacją obcych? Co więc Austria dziś eksponuje: własną historię czy mit? I czym uwodzi?5
W Pöcking do dziś obchodzi się rocznicę uroczystości pogrzebowych Ottona. Działa fundacja jego imienia. Na jej stronie internetowej w maju 2022 roku opublikowano listy dzieci do Ottona Habsburga…
Nas interesuje tu zagadnienie skromniejsze. Jak postrzegana była c.k. monarchia w Polsce po 1918 roku? Jak postrzegali ją Polacy, którzy przeszli przez austriackie gabinety ministerialne, izby parlamentu i sejmu krajowego, uniwersyteckie katedry, dowództwa wojsk, sztaby i arystokratyczne salony, którzy w życiu publicznym odgrywali wybitne role, porobili kariery, należeli do ówczesnej elity, wdrapali się na szczyty władzy? Jak na Polskę Odrodzoną spoglądały prominentne postacie pokolenia, które pod zaborami się urodziło i przeżyło większość swego życia? Jaki bagaż dźwigano? Jakie opinie wyrażano wobec bliskich i jakim emocjom ulegano? A także — równolegle — jak owi „Austriacy” byli postrzegani przez innych? Interesuje nas to, co w oficjalnych dokumentach występuje rzadko.
Jesteśmy swoją przeszłością. Nikt nie umarł w świecie, w którym się urodził. Nie znaczy to, że różnice między początkiem i końcem życia są podobne. Po długim okresie pokoju runęły trony, wybuchły rewolucje, zmieniły się granice, zbankrutowały stare ideologie i do głosu doszły nowe siły. Co z niedawnej przeszłości pozostało, nawet jeśli uznamy, że młodość zwykle wydaje się piękna? Jaki wpływ miała przeszłość na pokolenie, które życie spędziło w „szczęśliwej” epoce, ale pod berłem trzech czarnych orłów? Czy Polacy stali się ludźmi „bez właściwości”, jak w powieści Musila, i czy po 1918 roku musieli siebie na nowo wymyślać? A także — i to jeszcze ważniejsze — czy wymyślać siebie w ogóle chcieli?
Przeszłość przeszłości nierówna. W Galicji przez trzy ostatnie dekady XIX wieku z trudem wyobrażano sobie Polskę bez Austrii. Rosja i Prusy nie pozostawiały Polakom złudzeń. W Austrii przebyto drogę od alienacji, przez akceptację, do idealizacji monarchii, która pozwalała cieszyć się wolnością słowa, wyznania i sumienia, pielęgnować język ojczysty, kulturę i oświatę. Pozwalała brylować w parlamencie. Zasiadać w gabinetach. Błyszczeć na salonach. Złożona z wielu narodów, z charakteru i geografii wschodnio-zachodnia, przypominała utraconą Rzeczpospolitą6. Stała się „depozytariuszką nadziei”. Polskim Piemontem. Z własnym Garibaldim i Cavourem, o czym bardzo szybko zapomniano. Któż bowiem z aspirujących do władzy mógł się z nimi równać?!
Szybko też zapomniano, że austriacka historia zaczęła się pod „niedobrymi auspicjami”7. Zżyto się z monarchią, przywiązano do „dobrotliwego” cesarza Franciszka Józefa i dlatego naszym rodakom okupacja czy kolonializm austriacki z trudem przychodziły do głowy. Jak zresztą mieliby wówczas określić to, co działo się w dwóch pozostałych zaborach, gdzie warunki narodowego bytu były bez porównania gorsze? Już w Oświęcimiu na dworcu wycieczki z Wielkopolski udające się do Krakowa „oddychały” Polską8. Język polski słyszało się na dworcu, w urzędzie, w restauracji, wszędzie…
O Franciszku Józefie powstawały wiersze, wierszyki i hymny. Wierzono, że drugiego takiego władcy na świecie nie ma.
Rok 1918 wywołał wśród Polaków uniesienie, któremu uległa olbrzymia większość naszych rodaków niezależnie od tego, jakie mieli osobiste doświadczenia i jak silnie związani byli z dotychczasowym porządkiem. Nie wyobrażano sobie ani głębokości zmian, jakie nadciągały, ani skali zderzeń starego z nowym — serii gwałtownych rewizji, rozbiórek i dekonstrukcji przeszłości. Nie przewidywano nagłych i gruntownych przewartościowań wielu wartości. Nie wyobrażano sobie własnego państwa w oderwaniu od dotychczas znanych. Kłopot był z nazwami instytucji państwowych, z rekrutacją odpowiednich kadr i z przezwyciężeniem narosłych przez stulecia cywilizacyjnych, kulturalnych i mentalnych odrębności między zaborami.
Kłopot był z uwikłaniem w zaborową przeszłość.
Po 1918 roku w Krakowie dokuczała bieda. „Przez cały rok 1919 w mieście panowały niesłychanie trudne warunki życia. Kłopoty z zaopatrzeniem, przerwy w dostawie energii elektrycznej i gazu, epidemie hiszpanki i tyfusu. Co jakiś czas elektrownie przerywały pracę z powodu braku dostaw węgla. Miasto tonęło w ciemnościach”9. Prasa pisała o „aprowizacyjnej klęsce”. Chleb wprawdzie był, ale urągał „najprymitywniejszym zasadom higieny”, brakowało tytoniu („szukajcie go we frakach kelnerów”) i wódki (pojawiały się wierszyki i inwokacje do niej). Zniknął denaturat. Na niespotykaną skalę szerzyła się prostytucja10.
Jesienią 1919 roku szacowna Akademia Umiejętności na posiedzeniu walnym skonstatowała, że „z powodu obniżenia wartości korony walory, w których umieszczony jest majątek Akademii, a w znaczniejszej części majątek fundacji tracą stopniowo całą swą wartość”11. Bankructwu, mimo wielu prób ratunkowych (z handlem nieruchomościami włącznie), nie udało się zapobiec. Fundamenty egzystencji materialnej należało stworzyć od nowa.
Niedawna przeszłość zaczynała budzić nostalgię.
Powracało pytanie: Czy Polską powinny rządzić „fachowcy” związani z zaborczym aparatem władzy, czy też ci właśnie od rządów powinni być odsunięci? Czy należy sięgnąć po „sprawdzone” elity, czy pospiesznie, niemałym nawet kosztem, stworzyć nowe?
Niepodległość wyłaniała się z chaosu. Rewaloryzowała myślenie o Polsce: burzyła program socjalizmu niepodległościowego (skoro niepodległość już była), idee socjalizmu bezpaństwowego (skoro państwo istniało), strategie chłopskiego agraryzmu i demokratyzmu (skoro pojawiła się perspektywa przejęcia władzy przez ludowców), założenia liberalizmu stawiającego na industrializm i wytwórczość (skoro wszystko należało organizować od nowa), a także endecki program państwa narodowego (który przestawał być teorią, a miał stać się dyrektywą działania). Szyld „Bóg — Honor” rywalizował z szyldem „Polska Ludowa”12. Industrialiści rywalizowali z agrarystami żądającymi „likwidacji latyfundiów”. Odpowiadając na lelewelowskie pytanie: Polska, ale jaka?, jedni dezawuowali drugich. Polska podzieliła się na „proskrybowanych” i „dyletantów”.
Wiele o nastrojach w kraju mówi to, że projektów konstytucji marcowej 1921 roku (wzorowanej na francuskiej) złożono aż dziesięć13. I że najlepszy, autorstwa konserwatystów, był bez szans. Merytoryczne względy musiały ustąpić. Niepodległościowiec Adam Skwarczyński obnosił się z niechęcią do partii (bez których trudno byłoby wyobrazić sobie demokrację). Endek Edward Dubanowicz zamiast pięcioprzymiotnikowego prawa wyborczego proponował kurie, twierdząc potem, że ustrój państwa został ustanowiony „w atmosferze bolszewizmu”14. Ostatecznie konstytucyjną batalię wygrali „Francuzi”, niedawni zwolennicy ententy. Kojarzeni z Austrią lub Niemcami ponieśli klęskę.
W pierwszych miesiącach Odrodzonej krytyka pod ich adresem była najostrzejsza. Niszczycielski okazał się spór o zasługi. „Austriacy” przekonywali, że przez „Francuzów” zwycięża prawo kaduka; grzebie się zasady, drwi z procedur i sprzyja anarchizującej doraźności. „Francuzom” wystarczało hasło, że dla ludzi z austriacką przeszłością miejsce jest na śmietniku.
Zamach majowy 1926 roku był atakiem na liberalną koncepcję społeczeństwa i państwa. Atakowano partyjniactwo i parlamentaryzm, zapowiedziano prymat ludzi Piłsudskiego. Część konserwatystów stanęła po stronie komendanta, niedawnego „austriackiego” sprzymierzeńca. W latach następnych „austriackość” mniej już im dokuczała. Zaczynała natomiast ciążyć Piłsudskiemu. Czego — pytano — w Austrii szukał? Komu służył? Od kogo brał pieniądze i jak wyglądały jego stosunki z rządzącymi krajem konserwatystami, szczególnie z namiestnikiem Michałem Bobrzyńskim? Karierę zrobił termin „stosunek historyczny” na określenie tego, co przez dekadę miało ich łączyć. Tymczasem w 1926 roku Bobrzyński niespodziewanie zgłosił gotowość kandydowania na urząd prezydenta.
W latach trzydziestych spór o ustrój i państwo wszedł w nową fazę. Sanacja z niemałym trudem budowała syntezę narodu i państwa, endecja propagowała ideę „totalnego katolickiego państwa narodu polskiego”, na obrzeżach wyrósł mediewalizm, fascynacja mistykiem Bierdiajewem, a także neopogańskie idee Jana Stachniuka, twórcy „Zadrugi”.
Przedwojenny konserwatyzm, mimo kilku zdolnych młodych umysłów, był w defensywie.
W ostatniej dekadzie międzywojnia z określenia Vindobona educati zdjęto pogardę. W pewnych kręgach towarzyskich zastąpiono ją dumą.
Jednocześnie w anegdoty, „witze” i paradoksy obracano całkiem fundamentalne pytania: Co to jest wolność? Czym jest wolność w kraju dyktatury? Czy skoro niewola nie ograniczała wolności, to niepodległość ma prawo do jej prawnego i faktycznego ograniczania? I kiedy poddanym było się naprawdę? Przed wojną czy teraz? Podział na „proskrybowanych" i „dyletantów" trwał nadal.
W 2013 roku ukazała się moja książka: Kalkulować… Polacy na szczytach c.k. monarchii. Uwikłani to poniekąd jej ciąg dalszy. Bohaterowie — odpowiednio starsi — są w większości ci sami. Tamta historia kończy się w 1918 roku. Ta w roku 1918 właściwie się zaczyna. Co się z tamtymi bohaterami stało? Co myśleli, mówili i jak nową rzeczywistość komentowali? Jak oceniali współczesną politykę i polityków? Jak wreszcie sami przez innych byli oceniani? I co o tych ocenach i oceniających sądzili?
Zastrzeżenie: „o ile materiał na to pozwalał” ma dla kilku następnych zdań pewne znaczenie. Otóż odpowiedzieć na niektóre z tych pytań mogłem tylko wtedy, gdy do dyspozycji miałem źródła mniej lub bardziej nieoficjalne: korespondencja, diariusze, różnego rodzaju zapiski, wspomnienia i pamiętniki, nieraz także — wymagające ostrożności — relacje ustne. Pamiętając, że emocje w nich odbite miały ulotny charakter i krótki żywot. Co nie znaczy oczywiście, że nie miały swojej historii i że nie jest ona ciekawa.
Myśląc o rozmaitych uwikłaniach naszej pamięci, byłem nieraz zaskakiwany głębokością ówczesnych konfliktów. Przechowywaniem wzajemnej niechęci. A także uporczywością w dążeniu do postawienia na swoim. Ofiar tej uporczywości mamy całe cmentarze. Ta książka jest o nas — naszych zachwytach nad sobą, a zwłaszcza o naszych rozczarowaniach.
W pojedynkę nikt już nie jest w stanie zbadać całego niezbędnego zasobu źródeł (choć z racji długości życia starszy badacz ma tu pewną przewagę nad młodszym). Odwiedzić bibliotek i archiwów. Dotknąć każdego dokumentu i gruntowniej wszystko to przetrawić. Pracuję wśród młodszych, zajmujących się podobną problematyką Blisko współpracuję ze środowiskiem historyków krakowskich. Rokrocznie niemal do czasów pandemii odwiedzałem środowisko historyków rzeszowskich. Bez Damiana Szymczaka, który pracuje nad książką o Dawidzie Abrahamowiczu, Mariusza Menza pracującego nad Stanisławem Koźmianem i Anny Chudzińskiej zaopatrującej mnie w książki pracowałbym dłużej. Wiele zawdzięczam wsparciu Przyjaciół, Koleżanek i Kolegów profesorów i doktorów: Moniki Bogdanowskiej, Andrzeja Chwalby, Juliana Dybca, Marioli Hoszowskiej, Agnieszki Kawalec, Krzysztofa Kloca, Krzysztofa Królczyka, Jerzego Maternickiego, Przemysława Matusika, Andrzeja Mączyńskiego, Michała Niezabitowskiego, Piotra Pinińskiego, Jacka Purchli, Krzysztofa Stopki i wielu innych. Z potężnego lwowskiego zbioru korespondencji Agenora Gołuchowskiego (młodszego) gruntowniej odnotowałem kiedyś około trzydziestu listów. Podobnie było z wyjątkowo trudną do odcyfrowania korespondencją Ludwika Ćwiklińskiego. Nieoceniona okazała się pomoc Pawła Sierżęgi z Rzeszowa, który udostępnił mi całą zeskanowaną korespondencję Ćwiklińskiego. Powstający zaś doktorat poświęcony młodemu Gołuchowskiemu autorstwa Agaty Strzelczyk pozwolił dokładniej zbadać jego listy.
Przydały się stare znajomości. Spotkania i rozmowy z ojcem Joachimem Badenim (synem bohaterki ostatniego rozdziału), Janem Badenim (jego kuzynem), Karoliną Lanckorońską w Rzymie, Marią z Paygertów Bobrzyńską (synową namiestnika Bobrzyńskiego) w Krakowie, z pamiętającymi go jeszcze mieszkańcami wioski Garby koło Środy Wielkopolskiej, a ostatnio z Marią z Gołuchowskich Zachorowską (pomocną w ustaleniu niejednego szczegółu). A także z poznańskimi i krakowskimi przedstawicielami rodu Korytowskich herbu Mora, zwłaszcza ze zmarłą w 2015 roku Jadwigą Feliksiewicz-Gripentrog z Krakowa. Prawdziwym odkryciem okazały się bogate i zbiory Jadwigi i Witolda Starzewskich — korespondencja, pamiętniki Stanisława i Leopolda Starzewskich, wspomnienia pana Witolda, a także dziesiątki zdjęć z epoki, austriackich i polskich dyplomów i odznaczeń. Rozmowy z obojgiem państwa Starzewskich pozwoliły niejednej sprawie nadać ostateczny kształt.
Z pomocą w różnych sprawach przychodził Piotr Piniński, mecenas i historyk sztuki. Oraz Jacek Purchla, któremu sprawozdawałem czasem postępy robót. A on te sprawozdania z wrodzoną elegancją znosił.
Pani Marii z Gołuchowskich Zachorowskiej, państwu Jadwidze i Witoldowi Starzewskim i Piotrowi Pinińskiemu książka zawdzięcza oryginalny materiał fotograficzny zarówno w tekście, jak i w rozdziale — posłowiu.
Wykaz materiałów zdeponowanych w archiwach i bibliotekach lwowskich, krakowskich, wrocławskich, wiedeńskich, rzeszowskich, poznańskich i gnieźnieńskich zamieszczam na końcu. Do niektórych archiwaliów po latach wróciłem, by nieraz całkiem co innego odkryć. To samo mógłbym powiedzieć o wielu diariuszach, dziennikach i pamiętnikach, które raz jeszcze uważnie przeczytałem. Pod tym samym kątem przerobiłem też nowe pamiętniki i diariusze wymienione w bibliografii. „Uwikłanie” od początku było naczelną dyrektywą badawczą tej pracy. Z niej też zrodził się tytuł książki.
Choć chronologia to dla historyka podstawa, trudno powiedzieć, kiedy ta historia się zaczyna i kiedy kończy. Formalnie zaczyna się w 1918 roku, wraz z rozpadem „starożytnej monarchii”, kiedy pojawia się problem ludzi, którzy odgrywali w Austrii wielką rolę. Już jednak wyjaśnienie tej roli jest częścią tłumaczenia, jak do uwikłania doszło. Z zakończeniem jest podobnie. Formalnie byłaby nim śmierć Alicji Ankarcrony Badeni Habsburg w 1985 roku. W istocie „uwikłania” to nie kończy. Pozostały jej dzieci dziedziczące ten stosunek (nieraz przez zaprzeczanie!)15. Podobnie zresztą było u Gołuchowskich, Pinińskich, Badenich i wielu mniej znanych rodzin. Nadal bowiem w kraju i za granicą spotyka się miłośników Habsburgów pielęgnujących tę nostalgię. Choć nie każdy ma w domu portret Franciszka Józefa na ścianie.
Pełniejszą listę literatury — dorobek kilku pokoleń badaczy — zamieściłem w wyborze na końcu pracy. Dziś w dobie internetu łatwo o popisy bibliograficzne. Nie zmienia się jedno: autor powinien przeczytać o wiele więcej, niż podaje w bibliografii.
Nie licząc rozdziału pierwszego o odmiennym charakterze, rozdział drugi ma dwóch głównych, równoległych bohaterów, a następne trzy jednego wysuniętego na czoło, nawet jeśli pozostali nosili głośniejsze nazwiska.
Co uzasadnia taki zabieg? Nie tylko — i nie przede wszystkim — rodzaj i obfitość źródeł. Także chronologia. Czytelnik zauważy pewnie, że dwa „żywoty równoległe” Bobrzyńskiego i Piłsudskiego dobiegają kresu w tym samym 1935 roku. Ludwik Ćwikliński jest najdłużej żyjącym austriackim ministrem (umrze podczas II wojny światowej). Stanisław Starzewski, ostatni techniczny dowódca twierdzy Kraków, odejdzie z tego świata w latach sześćdziesiątych XX wieku, a Alicja Badeni Habsburg umrze dopiero w 1985 roku. Konsekwentnie więc w odpowiednich „przedziałach” znajdą się takie tuzy c.k. monarchii, jak Dawid Abrahamowicz, Leon Biliński, Agenor Gołuchowski (młodszy), Witold Korytowski, Leon Piniński, a także Juliusz Twardowski i „ostatni minister do spraw Galicji, pierwszy ambasador RP w Austrii”, Kazimierz Gałecki16.
Według podobnej zasady pojawiają się nazwiska krakowskiej, lwowskiej i poznańskiej profesury, ludzi, których „uwikłanie w c.k. przeszłość” zasługiwałoby z pewnością na osobne studium. Tu wypadałoby jeszcze dodać, że przenikanie się obu tych środowisk to jeden z fenomenów c.k. świata. Ten rodzaj „dyfuzji” nigdy więcej się już nie powtórzył.
Książka ukazuje się dzięki wsparciu Fundacji Lanckorońskich. Serdecznie za to wsparcie dziękuję.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
1 Za: „Österreich” 13 VII 2011, nr 1753.
2 „Heute” 15 VII 2011.
3 Już po roku ukazało się bogato ilustrowane opracowanie: Otto von Habsburg. Abschied, Stocker 2012.
4 M. Frank w: „Süddeutsche Zeitung” 9 VII 2011, przedruk w „Forum” 25–31 VII 2011, Austriackie gadanie, nr 30. Po roku ukazała się biografia: S. Baier, E. Demmerle: Otto von Habsburg (1912–2011), Wien 2012.
5 E. Brix, E. Busek: Nowe spojrzenie na Europę Środkową. Czy od niej zależy przyszłość Europy?, Kraków 2019. Ważny głos ostatnio. „Czuję się obywatelem Mitteleuropy”. Z Martinem Pollackiem rozmawia Jacek Purchla, „Herito” 2021, nr 44, s. 4–19.
6 W. Łazuga: Kalkulować… Polacy na szczytach c.k. monarchii, Poznań 2013.
7 S. Grodziski: Studia galicyjskie. Rozprawy i przyczynki do historii ustroju Galicji, Kraków 2007, s. 337.
8 W. Łazuga: Duchowa stolica 1794–1918, w: Tysiąc skarbów Krakowa. Dzieje i sztuka, red. J. Purchla, J. Ziętkiewicz-Kotz, Kraków 2018, s. 382.
9 T. Marszałkowski: Zamieszki, ekscesy i demonstracje w Krakowie 1918–1939, Kraków 2006, s. 33.
10 K. Kloc: Wielkomiejska gangrena. Margines społeczny międzywojennego Krakowa, Kraków 2016, s. 37, 71.
11 J. Hulewicz: Akademia Umiejętności w Krakowie 1873–1918. Zarys dziejów, Kraków 2013, s. 105.
12 M. Śliwa: Polska myśl polityczna w I połowie XX wieku, Wrocław 1993, s. 62; A. Leszczyński, Ludowa historia Polski. Historia wyzysku i oporu. Mitologia panowania, Warszawa 2020.
13 J. Pajewski: Budowa Drugiej Rzeczypospolitej 1918–1926, Kraków 1995.
14 J. Faryś, A. Wątor: Edward Dubanowicz 1881–1943. Biografia polityczna, Szczecin 1994.
15 Taką „metodę” obrał dominikanin o. J. Badeni, dzięki czemu zaprzeczając jej i drocząc się z tą tradycją, skutecznie opowiadał swoją habsburską historię.
16 D. Szymczak: Galicyjska „ambasada” w Wiedniu. Dzieje ministerstwa dla Galicji 1871–1918, Poznań 2013.