- W empik go
Uzależniona - ebook
Uzależniona - ebook
Podczas spędzanego samotnie w barze wieczoru andrzejkowego Natalia poznaje Mateusza. Wzajemna fascynacja szybko przeradza się w namiętność, której żadne z nich nie próbuje powstrzymać. Dla Mateusza sprawa jest prosta – w ich relacji chodzi tylko o przyjemność. Ale Natalia, przekonana o tym, że właśnie spotkała swój ideał, zaczyna coraz mocnej angażować się emocjonalnie. Pragnie tylko jednego: by zaczęli dzielić nie tylko łóżko, ale też codzienne życie. Nic jednak nie wskazuje na to, że jej marzenie ma szansę kiedykolwiek się ziścić…
Tymczasem na horyzoncie pojawia się ktoś nowy, kto chciałby pomóc jej wyplątać się z toksycznej relacji z Mateuszem. Jest tylko jeden problem. Czy Natalia jest na to gotowa? I czy w końcu uświadomi sobie, że mężczyzna, od którego się uzależniła, może ją pociągnąć na dno?
Koniec roku. Koniec tego cholernie beznadziejnego roku. Jeszcze kilka minut i będzie z głowy. Przede mną już tylko to, co nowe. Nowy etap w życiu. Bez niego. To najważniejsze. Zdecydowanie będzie mi lepiej, gdy już nigdy nie będę patrzeć wstecz. Może pisać. Może dzwonić. Jak dla mnie ten etap jest zamknięty. Nie będę niczyją zabawką. Choćbym nie wiem jak tragicznie się czuła, to nie pojadę do niego. Niech poszuka nowej lalki. Koniec. Tym razem się uda. Nie ma go tutaj dziś i nie będzie już nigdy. Tak będzie łatwiej. Może to nie jest pierwszy raz, kiedy próbuję to sobie wmówić, no, ale przecież kiedyś w końcu musi się udać. Kiedyś całkowicie zerwę z nim kontakt. I to kiedyś jest właśnie teraz.
Sięgając po Uzależnioną dostaniecie o wiele więcej niż tylko zwykły romans. Autorka rozkłada miłość na czynniki pierwsze, pokazując jej destrukcyjne, mroczne oblicze, a przy tym serwuje czytelnikowi sporą dawkę emocji. Gdzie kończy się uczucie a zaczyna obsesja? A może jedno wcale nie wyklucza drugiego?
Intrygująca, świeża i skłaniająca do refleksji. Polecam!
Anna Langner, pisarka
Justyna Chrobak po raz kolejny zaserwowała mi nieprzespaną noc i potężną porcję emocji. Doskonale przedstawiona walka pomiędzy uczuciem a rozsądkiem sprawia, że trudno oderwać się od historii Natalii. Autorka genialnie wykreowała główną bohaterkę i bardzo realistycznie pokazała jej zmagania z uzależnieniem... od nieodwzajemnionej miłości. Ta książka jest poruszająca, zaskakująca, prawdziwa. Polecam.
Katarzyna Bester, pisarka
Justyna Chrobak
bielszczanka, autorka powieści obyczajowych i romansów. Absolwentka polonistyki, zawodowo związana z administracją i szkolnictwem. Jej książki przepełnione są emocjami, obok których nie da się przejść obojętnie. Wolny czas uwielbia spędzać z kawą i książką na cudownej werandzie w rodzinnym domu. Dotychczas ukazały się następujące powieści jej autorstwa: Zapach miłości (2011), Córka lasu (2018), Trzy razy M (2019), Zimna S (2020) i Zimna S Odwilż (2021).
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-700-6 |
Rozmiar pliku: | 820 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Teraz
31 grudnia 2017, godzina 23.54
Koniec roku. Koniec tego cholernie beznadziejnego roku. Jeszcze kilka minut i będzie z głowy. Przede mną już tylko to, co nowe. Nowy etap w życiu. Bez niego. To najważniejsze. Zdecydowanie będzie mi lepiej, gdy już nigdy nie będę patrzeć wstecz. Może pisać. Może dzwonić. Jak dla mnie ten etap był zamknięty. Nie będę niczyją zabawką. Choćbym nie wiem jak tragicznie się czuła, to nie pojadę do niego. Niech poszuka nowej lalki. Koniec. Tym razem się uda. Nie ma go tutaj dziś i nie będzie już nigdy. Tak będzie łatwiej. Może to nie był pierwszy raz, kiedy próbowałam to sobie wmówić, ale przecież kiedyś w końcu musiało się udać. Kiedyś całkowicie zerwę z nim kontakt. I to kiedyś było właśnie teraz.
Stałam oparta plecami o zimną ścianę w biurze. Cienki materiał czarnej bluzki, kupionej specjalnie na służbową imprezę sylwestrową, nie pomagał odizolować się od przenikającej przez mur temperatury na zewnątrz. Pomimo oplatającego plecy chłodu moja opadająca na oczy grzywka lepiła się do spoconego czoła, a długie włosy – przerzucane raz po raz na jedną lub drugą stronę ramion – emanowały nieznośnym ciepłem. W zamkniętym pomieszczeniu panowała duchota.
Z noworocznych rozmyślań wyrwało mnie nagłe pojawienie się Ani. Jej oczy błyszczały od szaleństwa, które pochłonęło ją w tańcu. Ta niższa ode mnie o głowę dziewczyna, która pracowała u mnie od samego początku, zawsze tryskała w pracy pozytywną energią, niezależnie od tego, co działo się w jej życiu prywatnym. Bardzo fajnie się dogadywałyśmy, zarówno na poziomie służbowym, jak i prywatnym. Ja byłam wtajemniczona w małżeńskie kłótnie i coraz częstsze spięcia z jej wybrankiem serca, a ona doskonale znała moją obecną sytuację z Mateuszem. Nigdy nie pochwalała tego, w czym tkwiłam, na szczęście nigdy też nie krytykowała. Potrafiła ze spokojem wysłuchać, kiedy chciałam się wygadać, i nie przesadzała z życiowymi mądrościami czy radami.
– I jak tam, szefowa, przed północą? – zapytała Ania z szerokim uśmiechem, a jej ton głosu zdradzał, że musiała być już lekko wstawiona.
– Wszystko w jak najlepszym porządku – odpowiedziałam, po czym z trzymanego w ręce jednorazowego kubeczka napiłam się soku jabłkowego wymieszanego z gruszkową wódką.
– Nigdzie nie widzę twojego cudownego kolegi, przyjaciela, znajomego czy jak tam go inaczej powinnam nazywać… – kontynuowała, obejmując mnie przyjaźnie za szyję i opierając swoją, najwidoczniej mocno już zmęczoną, głowę o moje ramię.
– No i już nie zobaczysz – powiedziałam twardo. – Nie musisz się już przejmować, jak go nazywać…
– Ooo… Czyżby kolejne postanowienie z serii „już nigdy nie będę się z nim bzykać”? – odpowiedziała z udawanym zdziwieniem, w dalszym ciągu promiennie się uśmiechając.
– Dzięki za wsparcie i wiarę w moją silną wolę… – szepnęłam pod nosem.
– No, wierzę w ciebie, wierzę… Tylko… Postanowienie to jedno, silna wola to drugie. A ty po kilku dniach bez niego to jeszcze inna sprawa. Tak czy owak, trzymam kciuki za utrzymanie takiego podejścia, bo tego gościa autentycznie nie cierpię… – Wyprostowała się, dała mi buziaka w policzek i poszła tanecznym krokiem w kierunku swojego męża, z którym dziś wyjątkowo nie zdążyła się jeszcze pokłócić.
Firmowy sylwester to była jednak bardzo fajna sprawa. Wszyscy pracownicy w jednym miejscu. Biuro, w którym zazwyczaj ciężko pracujemy, na ten wieczór zamieniło się w salę bankietową. Plastikowe kubki, przekąski, które zrobił każdy z nas, balony, serpentyny, muzyka i ta naprawdę miła, trochę jakby rodzinna atmosfera. Ogólnie bardzo sympatycznie. Może i wszyscy oprócz mnie przyszli z osobami towarzyszącymi, ale i tak było OK. Nie będziemy się z tego powodu załamywać. Przecież bez osoby towarzyszącej też można bardzo miło spędzić ten wyjątkowy wieczór.
Zaraz będzie toast. A potem wyszaleję się na parkiecie jak kiedyś. Niech widzą, że ich szefowa też potrafi się dobrze bawić. Popiję jak dawniej i obudzę się z bólem głowy, ale za to wolna i bez niego.
Musi się udać.ROZDZIAŁ II
Wtedy
Listopad 2016, tuż przed andrzejkami
– Myślę, że powinnaś się ruszyć z domu – nagle stwierdziła Karolina, zerkając na mnie znad komputera.
Popatrzyłam na nią zdziwiona. Siedziałyśmy w ciszy od dłuższego czasu, a ona nagle wypaliła z całkowicie nieporuszanym wcześniej tematem.
– Ale o co ci konkretnie chodzi? – odpowiedziałam, nie odwracając wzroku od raportu, który próbowałam właśnie skończyć.
– Pracujesz zazwyczaj dłużej niż reszta. Wieczorami, z tego, co widzę, kończysz w domu to, czego nie zrobiłaś w pracy. Nie kojarzę, żebyś opowiadała o jakimkolwiek wyjściu na miasto. Nigdy nie słyszałam, żebyś mówiła o jakimś facecie. Czy ty masz w ogóle jakieś życie prywatne?
– Karolina, nie znamy się aż tak długo, pracujesz tu ledwie trzy tygodnie, więc nie dziw się, że nie opowiadam ci dzień w dzień o imprezach i podbojach sercowych. Rzadko gdzieś wychodzę, to fakt, ale to nie znaczy, że w ogóle nie ruszam się z domu.
– Tak, rozumiem, nie chciałam być nachalna – przytaknęła. – Jestem po prostu ciekawska z natury, a siedzimy naprzeciwko siebie każdego dnia, więc pomyślałam, że możemy w końcu lepiej się poznać.
– Jasne, że możemy – odpowiedziałam, zerkając na nią. – Tylko nic ciekawego ode mnie nie usłyszysz. Wiodę raczej nudne życie.
– Kiedy ostatni raz byłaś gdzieś na mieście? – zapytała.
– Nie pamiętam – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Kompletnie nie pamiętam, kiedy gdzieś byłam. Chyba było to jakoś przed wakacjami. A miałyśmy listopad. W ostatnim czasie nie rozmyślałam nad swoim życiem towarzyskim, aż do teraz, gdy ktoś mi to dosadnie wypomniał.
– Czyli, wracając do początku naszej rozmowy, miałam rację, że powinnaś się gdzieś w końcu ruszyć?
– Nie ciągnij mnie nigdzie. – Oparłam głowę na dłoni i popatrzyłam na nią zmęczonym wzrokiem. – Mam co robić. – Powoli zaczynałam się domyślać, dokąd zaprowadzi nas ta rozmowa.
– Posłuchaj – kontynuowała, nie zauważając, że chciałabym już zakończyć naszą pogawędkę. – Pewnie nie kojarzysz, ale za kilka dni jest sobota andrzejkowa. Ludzie zazwyczaj wtedy się bawią. Idę z paczką znajomych do takiego jednego pubu. Może byś się z nami wybrała?
– Nie, nie. Dzięki.
– Dlaczego znów mówisz „nie”?
– Iść na imprezę, w nowym towarzystwie, hmm… Jakoś mnie do tego nie ciągnie.
– A ze swoim towarzystwem byś poszła?
– Nie mam swojego towarzystwa – odparłam coraz bardziej poirytowana.
– No widzisz – zaszczebiotała zadowolona z siebie.
– Serio, dzięki, ale nie. – Czułam, że nie potrafię skutecznie zakończyć tej rozmowy.
– Dobra, jak chcesz, ale jakby co… Przemyśl to jeszcze.
– Przemyślę – skłamałam, utrzymując na twarzy sztuczny uśmiech.
Nareszcie przepytywanka się skończyła. Wróciłam do pisania raportu. To, co robiłam, było niewątpliwie nudne, ale dało się przy tym całkowicie wyłączyć myślenie.
Po pracy odwiedziłam rodziców. Zjadłam u nich szybki obiad, pooglądałam chwilę telewizję, co zaliczało się już do wspólnego spędzania czasu. Nie mieliśmy za bardzo o czym rozmawiać. Oni wiedzieli, że wiodę dość nudne, zapracowane życie i to im wystarczało. Już dawno odpuścili sobie wypytywanie o moją prywatność. Kiedy rozstałam się z byłym chłopakiem, zapytali tylko, czy nie da się tego naprawić i czy dobrze się czuję. Rozstanie było dla mnie mało znaczące, tak samo zresztą jak cały dwuletni związek. Powiedziałam, że czuję się dobrze, że tak będzie lepiej i chcę się teraz zająć sobą, i tak już zostało. Od tamtego czasu była tylko praca, odwiedziny u nich i samotne wieczory w moim wynajmowanym od ponad roku mieszkaniu.
Po półgodzinnym oglądaniu telewizji zaczęłam się zbierać. Mama zapakowała mi kawałek szarlotki, którą wyciągnęła chwilę wcześniej z piekarnika. Pożegnałam się z rodzicami i ruszyłam do siebie.
Wczesnym wieczorem weszłam do swojego pustego, niewielkiego mieszkania. Wyjęłam z lodówki mleko, płatki i ruszyłam do salonu będącego równocześnie sypialnią. Bezmyślnie oglądałam program, na którym kompletnie nie mogłam skupić uwagi.
Jedząc płatki, próbowałam sobie przypomnieć jakąś imprezę, na której ostatnio byłam. Co to mogło być? Jakieś urodziny? Imieniny? Domówka u starych znajomych? Nie, raczej nie. Znajomi z poprzedniej pracy zapomnieli o mnie równo szybko, jak ja o nich. Integracja w miejscach pracy nigdy nie szła mi za dobrze. Tak samo było w tej obecnej. Nie byłam dobra w nawiązywaniu nowych kontaktów. Nic na to nie poradzę.
Od kilku miesięcy, a dokładnie od kwietnia, zostałam całkowicie wciągnięta w korporacyjną maszynę mielącą swoich pracowników. Od tamtej pory praca i sen, sen i praca. No i oczywiście raz na kilka dni odwiedziny u rodziców. Dzięki temu dość dużemu zaangażowaniu w powierzaną mi pracę już niedługo mogę się spodziewać awansu. A przynajmniej tak mówił mój kierownik. Jeszcze trochę i odpocznę, może nawet poimprezuję?
Andrzejki. Wyjść z domu z jakimiś obcymi ludźmi? Zresetować się? Może to dobry pomysł? Może powinnam, trochę wbrew sobie, wyjść z mojej jaskini i spróbować nawiązać jakieś koleżeńskie kontakty? Mogłoby być ciekawie. Najwyżej wypiję drinka i zmyję się do domu. Powiem, że mnie boli głowa, i tyle. Przynajmniej nie będę sobie pluła w brodę, że nie spróbowałam.
***
Kilka dni później przymierzałam już któreś z kolei spódnicę, spodnie, bluzkę, sweter. Po co się dałam skusić na to całe wyjście? Obcy ludzie i ja. Nie lubię zawierania nowych znajomości. Po prostu mi to nie idzie. Dlaczego wymyśliłam tak głupi sposób na walkę z własnymi nawykami? Źle mi było samej w domu? Przynajmniej był spokój. No i nie musiałam się męczyć na zakupach. Nie lubiłam shoppingów, sieciówek, centrów handlowych – całego tego konsumpcyjnego świata.
Popatrzyłam na siebie w lustrze: czarna sukienka z koronki. Elegancko, ale nie z przesadą. W sumie, może być, są przecież andrzejki. Zapewne wszyscy będą lepiej ubrani niż na zwykłą, weekendową imprezę. Taką przynajmniej miałam nadzieję.
Do klubu, którego nazwę i adres dostałam SMS-em od Karoliny, dojechałam chwilę po dziewiątej. Zapłaciłam za wejście i skierowałam się do baru, pytając o nazwisko koleżanki. Barman się zdziwił, bo nie znalazł takiej osoby na liście rezerwacji. Zaczęłam żałować, że nie ma mnie teraz w moim mieszkaniu. Wzięłam głęboki wdech i wykręciłam numer do Karoliny, żeby wyjaśnić tę dziwną sytuację.
– Halo? Natalia? Gdzie ty jesteś? – usłyszałam w telefonie głos koleżanki.
– No cześć. Jak to gdzie jestem? W klubie, o którym mi pisałaś w SMS-ie. Choć ja bym to raczej nazwała jakimś drugorzędnym pubem.
– Ale ja wysłałam potem kolejną wiadomość, że zmieniliśmy lokal w ostatniej chwili. Cholera, nie żartuj, że do ciebie nie doszła? Wsiadaj w taksówkę i przyjeżdżaj. Retro Pub. Stamtąd, gdzie teraz jesteś, to jakieś pięć minut samochodem.
– Taaaa… OK… Jak coś, to niedługo będę.
– Co? Co to znaczy „jak coś”? Masz tu być za dziesięć minut maksymalnie. Wszyscy już czekają. Mam tu nawet jednego przystojniaka, specjalnie dla ciebie.
– Dobra, na razie – urwałam rozmowę.
Wcisnęłam telefon do torebki i skierowałam się w stronę drzwi. Zupełnie nie chciało mi się tam iść. Mijałam bar i stojące przy nim wysokie, puste krzesła. Już byłam przy wyjściu, gdy na moment przystanęłam i w jednej chwili podjęłam decyzję. Nigdzie nie jadę. Zostaję. Wypiję drinka, może dwa, i wracam do domu. Mam gdzieś całe to andrzejkowanie. Usiadłam na krześle, oparłam głowę na ręce i zaczęłam przeskakiwać wzrokiem po butelkach, zastanawiając się, czy mam ochotę na cokolwiek, co ma w sobie alkohol.
Pub powoli zaczynał się zapełniać ludźmi. Jak na andrzejki, zeszło ich jednak niewiele, a przy barze powiedziałabym nawet, że było prawie pusto. Barman podszedł do mnie chwilę po tym, jak zajęłam miejsce, nie pozostawiając zbyt wiele czasu na zastanowienie się, na co miałam ochotę.
– Co będzie dla ciebie? – zapytał dość bezpośrednio.
– Właśnie myślę. Coś słodkiego i mocnego, inwencję twórczą zostawiam panu.
– Zaraz coś wymyślimy. – Odwrócił się i zaczął przygotowywać coś, nad składem czego wolałam się głębiej nie zastanawiać.
Jeden, dwa drinki i do domu – pomyślałam. Barman krzątał się za barem. Czekałam na moje zamówienie i przyglądałam się, jak z dużą wprawą miesza kolejne składniki z lodem, a na koniec wszystko ślicznie ozdabia. Facet, jak na moje oko, koło czterdziestki. Przystojny. Ubierający się młodzieżowo. Normalnie zaczęłabym się zastanawiać, czy go poderwać, jednak cierpiałam na chroniczną nieśmiałość, więc zagadanie do barmana pozostawało w sferze wyczynów, jak dla mnie, kompletnie nierealnych do zrealizowania.
Po kilku chwilach drink stał przede mną. Mężczyzna się uśmiechnął i poszedł obsłużyć kolejnego klienta. Sączyłam powoli swój napój. Obserwowałam innych ludzi przy barze, czasem telewizor z teledyskami. Nie przejmowałam się zbytnio, że siedzę sama. Barman podszedł do mnie, żeby zapytać, czy smakuje mi to, co przygotował. Smakowało, więc piętnaście minut później poprosiłam go o kolejnego drinka. Ten pierwszy zdecydowanie trafił w mój gust. Słodki, z arbuzowym posmakiem, mocny. Jednym słowem, strzał w dziesiątkę. Facet miał talent do tego, co robił. Gdy podawał mi następnego drinka, ku mojemu miłemu zaskoczeniu, sam zaczął rozmowę:
– A co pani tak sama tu siedzi w andrzejki?
– Tak niechcący wyszło. Długa historia.
– Znajomi nie dotarli? – dopytywał.
– Znajomi są w innym lokalu, zmienili decyzję w ostatniej chwili. Ale jakoś mnie tam nie ciągnie. Dopiję te pyszności i jadę do domu.
– Niech się pani nie spieszy. W andrzejki trzeba się dobrze bawić. Tak w ogóle, jestem Tomek. – Wyciągnął nad barem dłoń.
– Natalia, miło mi.
Tomek zauważył nowego klienta. Rzucił do mnie pospiesznie, że zaraz wraca, i poszedł go obsłużyć. Poczułam się dość fajnie, że barman sam do mnie zagadywał. Fajny facet. Teraz to już w ogóle przestałam się czuć, jakbym przyszła tu sama. Dodatkowo zaczął już na mnie działać pierwszy, wypity dość szybko, drink. Kiedy ktoś rzadko pije alkohol, to potem najmniejsza jego ilość bardzo łatwo zaczyna oddziaływać na organizm. A ja i procenty to naprawdę sporadyczne połączenie.
Piłam drinka i rozglądałam się na boki. Kątem oka śledziłam mojego nowego znajomego. Nie przyszedł do mnie, niestety, bo przyjechał do niego jakiś kolega, z którym zaczął rozmawiać między obsługiwaniem kolejnych klientów. Czułam się troszkę zawiedziona, myślałam, że nawiążemy jakąś bliższą znajomość, a tutaj wszystko skończyło się szybciej, niż zaczęło.
Kończyłam popijany leniwie wynalazek Tomka, a zniechęcona brakiem zainteresowania z jego strony doszłam do wniosku, że trzeba się zmywać. Czekałam, żeby poprosić o rachunek i go opłacić. Zaczynało być mi coraz bardziej zimno w mojej koronkowej sukience, która – jak na ten lokal – była zdecydowanie za cienka i za elegancka. Tomek podszedł w moim kierunku. Zamiast dać zrobionego przed chwilą jakiemuś klientowi drinka, postawił go przede mną. Mocno zdziwiona oznajmiłam, że nic nie zamawiałam. W odpowiedzi usłyszałam, że to dar z niebios i żeby zbytnio nie spieszyło mi się do domu. Uśmiechnęłam się, podziękowałam i zaczęłam beztrosko sączyć napój. Czyli jednak o mnie nie zapomniał.
Siedziałam zadowolona. Zaczęło się robić dość tłoczno. Mój nowy znajomy biegał za barem i znowu nie miał czasu do mnie zagadywać. Ani do mnie, ani do swojego kolegi, który stał niedaleko mnie oparty o bar. Dopijałam trzecią tego wieczoru zawartość szklanki i czułam, że moja krew dość intensywnie połączyła się z procentami. Tomek bez pytania postawił przede mną kolejny napój. Popatrzyłam na niego zdziwiona i od razu zaczęłam kręcić głową na boki, żeby dać mu do zrozumienia, że nie ma takiej opcji.
– Nie, nie… Czekaj. Dziękuję bardzo, ale trzy w zupełności mi wystarczą.
– Przykro mi, ale ja tylko podaję coś, co ktoś ci zamawia, więc ze mną się nie kłóć.
Zdziwiłam się jeszcze bardziej i zrobiło mi się trochę głupio. Ktoś mi stawiał drinki i to nie był barman. Ups. Chyba trzeba będzie się powoli zbierać do domu. Kiedy Tomek przechodził obok, poprosiłam go o rachunek, ale on powiedział, że jest już uregulowany. Gdy zapytałam przez kogo, uśmiechnął się tylko tajemniczo, jednak kiedy zobaczył moją minę, świadczącą o tym, że nie bawi mnie ta sytuacja, nie mówiąc nic, kiwnął tylko głową w kierunku znajomego, z którym rozmawiał wcześniej. Bardzo mocno mnie to zaskoczyło, nie zwróciłam do tej pory na niego większej uwagi. Obrzuciłam mężczyznę lekko wstawionym wzrokiem. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Uniosłam szklankę, uśmiechając się do niego. Odwzajemnił mój gest. Spuściłam oczy – chwilowy przypływ odwagi szybko mnie opuścił. Patrzyłam gdzieś w bliżej nieokreślone miejsce, byle tylko ominąć to, w którym stał ten facet. Nawet nie zauważyłam, kiedy pojawił się tuż obok mnie.
– Dobry wieczór – usłyszałam jego dość niski, przyjemny głos.
– Cześć.
– Jestem Mateusz.
– Natalia, miło mi.
– Jak się bawisz?
– Ciężko to nazwać zabawą, ale jest miło. Dzięki za drinki.
– Daj spokój. Siedziałaś sama i chciałem ci trochę osłodzić wieczór. Nie masz nic przeciwko, żebym się do ciebie dosiadł? – zapytał z uśmiechem na twarzy.
– Jasne. Zapraszam. – Odwzajemniłam uśmiech.
Usiadł na krześle obok. Rozmowa toczyła się bez większych problemów. Powiedziałabym nawet, że płynęła bardzo przyjemnie. Niestety, przy piątym z kolei drinku w jego towarzystwie zaczęło mnie lekko ścinać. Śmialiśmy się i żartowaliśmy. Nawet nie wiem, kiedy zamówiliśmy kolejną kolejkę. Nagle słowa Mateusza prawie całkowicie mnie otrzeźwiły.
– Jedziemy do ciebie czy do mnie? – rzucił między jednym a drugim zdaniem, jakby to było najprostsze na świecie pytanie.
Ucichłam, uśmiechnęłam się lekko, ale w środku poczułam dziwny strach. Czy on mówił poważnie? Zobaczył, że się zmieszałam, i obrócił wszystko w żart. Jego pytanie przewijało się jeszcze kilka razy podczas naszej rozmowy, ale już na tyle wyluzowałam, że nie myślałam o nim zbyt poważnie. Wręcz przeciwnie, nawet śmieszyła mnie ta cała sytuacja. Nie brałam jego słów na serio. Ledwo poznany facet wyrywa mnie przy barze i ciągnie od razu do łóżka. Sytuacja jak z jakiejś taniej komedii romantycznej. Takie rzeczy przecież dzieją się tylko w filmach! Czy aby na pewno?
Rozmawialiśmy dalej. Mateusz w pewnym momencie, niby mimochodem, położył rękę w miejscu, gdzie kończyła się moja sukienka, a zaczynały cienkie pończochy. Nie było to nachalne, a wydawało się wręcz miłe. Lekko wirowało mi w głowie. Czułam, że moja alkoholowa granica była coraz mocniej przekraczana. Wstałam gwałtownie.
– Dzięki za miły wieczór, ale chyba procentów mi już na dziś wystarczy. Baw się dobrze.
– Jesteś pewna, że mam tutaj zostać, a nie jechać z tobą?
– Jestem, jestem. Tak łatwo ci ze mną nie pójdzie – odpowiedziałam z uśmiechem.
Zanim zdążyłam uciec, szybko wyciągnął z kieszeni dżinsów telefon. Wymieniliśmy się numerami i chwiejnym krokiem ruszyłam w kierunku wyjścia. Jak najszybciej chciałam się znaleźć w swoim łóżku. Coraz bardziej wirowało mi w głowie. Chciałam już tylko złapać taksówkę i dojechać do domu.
Drogę zniosłam bardzo ciężko. Cały czas skupiałam wzrok na wyraźnych punktach za oknem, by nie stracić świadomości w samochodzie. Z trudem, ale w końcu, dotarłam do łóżka. Odleciałam chwilę po tym, jak dotknęłam głową poduszki.ROZDZIAŁ III
Teraz
1 stycznia 2018
Otworzyłam oczy. Zegarek na nocnej szafce tuż obok łóżka pokazywał jedenastą. Wczorajszy plan został zrealizowany w stu procentach. Wlałam w siebie taką ilość alkoholu, że pamiętam jakąś godzinę po północy, a potem… No cóż… Potem nie pamiętam już nic.
Leżałam jeszcze dobrą godzinę. Wolałam się zbytnio nie ruszać i nie ryzykować nagłego pogorszenia mojego, już i tak kiepskiego, stanu fizycznego. I tak nieubłaganie zaczynał się coraz mocniejszy ból głowy. Ruszenie się z łóżka było, niestety, konieczne, tabletki przeciwbólowe trzymałam przecież w kuchni. Bardzo powoli się podniosłam i poszłam po nie. Mojemu organizmowi się to zdecydowanie nie spodobało.
Gdy byłam w kuchni, usłyszałam dźwięk SMS-a. Odruchowo moje serce zaczęło uderzać coraz szybciej. Mateusz? Czyżby sobie o mnie przypomniał? No tak, minął sylwester, minęły święta, można się teraz spokojnie i bez zobowiązań zabawić.
Wzięłam komórkę do ręki. Odczytałam wiadomość:
_Jak tam, żyjesz?_
Ania. Zapewne też dopiero co otworzyła oczy i próbowała się ogarnąć. Odpisałam, że staram się doprowadzić do porządku.
Wniosłam Cię wczoraj do taxi.
_Wolałam się upewnić, czy dojechałaś w dobre miejsce_.
Drogi do domu nie pamiętam, ale obudziłam się u siebie, czyli najwidoczniej dałam sobie radę, więc wystukałam:
Spokojna głowa, jestem u siebie.
I nie ruszam się stąd nigdzie.
_Dzięki za wrzucenie do taksówki, chyba trochę przegięłam…_
Wróciłam do łóżka i przyjęłam pozycję horyzontalną. To będzie ciężki dzień. Dobrze, że miałam wolne. Mogłam wylegiwać się w łóżeczku całą dobę i spokojnie dojść do siebie. Leżąc i czekając, aż minie ból głowy, zapadłam w drzemkę. Z płytkiego snu wyrwał mnie kolejny SMS. Zerknęłam na zegarek przy łóżku. Była już prawie piętnasta. Kiedy minęło tyle czasu? Myślałam, że dopiero co zamknęłam oczy, a z tego, co widzę, spałam dosyć długo. Wzięłam telefon do ręki, żeby sprawdzić, kto się odezwał tym razem.
_Przyjeżdżasz dziś na relaks?_
Odruchowo rzuciłam komórkę na dywan. Przykryłam się kołdrą, a serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Cholera, po co on pisał?! Nie odzywał się przez dziewięć dni… Dziewięć cholernych dni miał mnie w dupie i teraz nawet nie napisze, co słychać, tylko od razu, czy wpadasz!? Mowy nie ma. Nienawidziłam tego uczucia, które mnie ogarniało za każdym razem, gdy się odzywał. Nieważne, czy pisał po jednym dniu milczenia, czy po kilkunastu dniach. Zawsze zaczynałam się stresować i podświadomie chciałam się znaleźć jak najszybciej przy nim. Na jakiej zasadzie to działało, nie miałam pojęcia. Było to dla mnie wielką zagadką. Chciałam jechać do Mateusza równie mocno, jak miałam ochotę już nigdy więcej go nie zobaczyć. Jednak tym razem będę silna i nie polecę do niego. Co to, to nie!
Sięgnęłam po komórkę, poskładałam ją w całość, bo od upadku wyleciała z niej bateria. Jak najszybciej napisałam to, co zamierzałam, żeby się nie rozmyślić:
_Nie przyjadę_.
Odpowiedział w ciągu kilku sekund:
_Coś się stało?_
Cholera jasna! Nie mógł odpuścić? Aż tak mocno chciało mu się bzykać i nie miał nikogo chętnego?
_Nic się nie stało. Nie chcę wpadać. Nie chcę się relaksować. Nie chcę się bzykać._
To był chyba najbardziej oschły i napisany wprost SMS, jaki udało mi się stworzyć podczas całej naszej znajomości. Wysłałam go i poczułam się naprawdę dobrze. Ma, co chciał. Dobra zabawa się skończyła. Minęło kilka minut. Leżałam i podświadomie modliłam się, by jeszcze napisał. Z drugiej strony wmawiałam sobie, że dobrze, że się nie odzywa. Telefon wciąż milczał.
Piętnaście minut później popłakałam się. Tak jak myślałam. Napisałam mu, że nie chcę się spotkać, i on to po prostu przyjął do wiadomości. Dlaczego miałoby być inaczej…
Dawno nie wzięło mnie tak, jak teraz. Atak paniki. Przyspieszony oddech. Płacz. I ten dziwny ból w klatce piersiowej. Ucisk. Duszność.
Od tylu miesięcy wmawiałam sobie, że tego chciałam. Od tak dawna wiedziałam, że muszę skończyć tę cholerną, nic niedającą i wyniszczającą mnie znajomość. I teraz pewnie nastała ta chwila, gdy on doszedł do wniosku, że to dobry moment, by wykasować mój numer z telefonu. A ja, zamiast odetchnąć z ulgą, ryczałam jak jakaś kretynka. To nie jest facet, który zasługuje na moje łzy.
Te myśli jednak nie pomagały. Płacz nie ustępował. Leżałam zwinięta pod kołdrą. W pewnym momencie poczułam się jakoś dziwnie zmęczona, oczy zaczęły wysychać, oddech się wyrównał – atak minął. Miałam wrażenie, że wyłączyłam myślenie. Odgoniłam myśli, które nachalnie chciały powrócić. Umysł niepotrzebnie podsuwał mi dobre i złe momenty z nim związane. Tylko po co? Po co to rozgrzebywać, skoro ma być skończone? A raczej już było skończone. Musi być.
Myśli jakimś cudem ucichły. Zamknęłam oczy i zaczęłam powoli zasypiać. Nie udało się to jednak do końca, gdyż obudził mnie dźwięk domofonu. Otworzyłam zapuchnięte oczy. Powrócił pulsujący ból głowy, który wygrał z tabletkami przeciwbólowymi. Podeszłam do zawieszonej na ścianie słuchawki. Byłam tak zwieszona i nieprzytomna, że działałam całkowicie mechanicznie.
– Halo?
– Otwórz.
Jego głos. Mateusz. Stał na dole, przy wejściu do bloku, w którym mieszkam. Przyjechał…
Odruchowo nacisnęłam guzik z ikonką klucza. W ciągu kilku sekund wbiegł na pierwsze piętro i zapukał do drzwi. Otworzyłam i stanęłam nieruchomo, wpatrując się w niego. Nie zważając na mnie, wszedł do środka. Zatrzymał się w przedpokoju, obrócił w moją stronę i zerknął na mnie z zaciekawieniem.
– Wyglądasz strasznie – stwierdził, lekko się uśmiechając.
– Dzięki – odpowiedziałam, nie do końca wierząc, że stał przede mną, jakby nigdy nic.
– Co się stało? – zapytał, niezrażony oschłym tonem mojego głosu.
– A o co pytasz konkretnie?
– Wyglądasz, jakby się coś stało.
– Kiepsko się czuję – odburknęłam.
– Sylwester udany?
– Tak – sapnęłam, oczami wyobraźni już rozrysowując sobie obraz, jak dobrze musiał bawić się on, z kimś innym, nie ze mną.
– Ja siedziałem w domu. Dziś mnie roznosi energia.
– Super. A po co przyjechałeś? – Zaczynałam być delikatnie zniecierpliwiona.
– Twój SMS był dziwny i od razu domyśliłem się, że masz gorszy dzień. Ubieraj się.
– Po co? – Chyba kpił, jeżeli myślał, że tak łatwo zmienię zdanie…
– Ubieraj się. Zabieram cię do siebie – odpowiedział pewny swojego.
– A ty nie zrozumiałeś treści SMS-a, że nie chcę? – Jego słowa i bijąca od niego pewność siebie całkowicie ścięły mnie z nóg.
– Czy ja coś mówię o seksie? Puścimy film, jeden, drugi, zjemy coś, weźmiesz kąpiel i się zrelaksujesz. – Dalej brnął w swoją wizję wydarzeń, którą chciał zrealizować dzisiejszego wieczoru.
Stałam jak wryta i patrzyłam na niego rozszerzonymi oczyma.
– No, ruchy! – popędził mnie, pewny tego, że się nie sprzeciwię.
Chwilę stałam nieruchomo. Wiedziałam, że ulegnę. Nie było opcji, żebym była na tyle silna i zawzięta, żeby mu odmówić. Mechanicznie poszłam po ciuchy i do łazienki. Przebrałam się, umyłam zęby i ułożyłam włosy. Czekał na mnie, siedząc w fotelu. O nic nie pytał. Nie wnikał. Nie komentował. Czekał. Chciał mnie u siebie. Przyjechał po mnie. A ja, jak bezmyślna lalka, zaraz z nim pojadę. Znowu to samo.
Włożyłam buty i kurtkę i wyszliśmy ode mnie bez słowa. Droga z mojego osiedla do niego również upłynęła w milczeniu. Kilkanaście minut później, po przemierzeniu prawie całego miasta z bardzo dużą prędkością, weszliśmy do jego mieszkania. Poczułam zapach, który od razu mnie rozbroił. Jego zapach, jego mieszkanie, jego ubrania. On.
– Puszczę wodę do wanny, weźmiesz kąpiel, od razu będzie ci lepiej. Ja jeszcze skoczę na stację i zaraz wracam.
Wyszedł, a ja zaczęłam się rozbierać. Mechanicznie. Jakby na pamięć. Już nie raz przeżywałam podobną sytuację w tym miejscu. Poszłam do łazienki, poczekałam, aż wanna się napełni, i weszłam do niej, zanurzając się w gorącej wodzie i sporej warstwie piany. Zamoczyłam się na chwilę cała, po czubek głowy. Gdy zabrakło mi powietrza, wynurzyłam się i zaczęłam bezmyślnie wpatrywać w małe światełka jarzące się w załamaniu ściany, nadające łazience przyciemniony, intymny nastrój.
Zawsze to samo. Dół. Samotność. Parę dni walki z samą sobą. Obiecywanie sobie, że już nigdy więcej tutaj nie przyjadę. I wtedy on się pojawia, kiedy tylko mu to pasuje, i zabiera mnie do siebie. I to wszystko po to, by sprawić mi przyjemność. Oczywiście.
Wyłączyłam myślenie i było mi dobrze. Nie w środku, ale na zewnątrz – tak. Kiedy o niczym nie rozmyślałam, tylko korzystałam z chwili, czułam się spokojniej. On był przy mnie. Chciał mnie tutaj. Nie chciał seksu, tylko być ze mną. Teraz. A gdzie był przez dziewięć dni? Co robił? Z kim? Z iloma kobietami? Po co on to tak przeciągał? Dlaczego byłam mu potrzebna?
Oczy mnie zapiekły. „Wyłącz myślenie” – powtarzałam sama do siebie. Inaczej nie dam rady. Przychodziło mi to z coraz większym trudem. Coraz bardziej mnie to męczyło. Za każdym razem było mi ciężej. Nie myśl o innych kobietach. On chciał teraz ciebie. Kurwa! Co on ze mną robił? Co się ze mną przy nim działo?!
Nie powstrzymałam łez, popłynęły wartkim strumieniem. Znów poczułam ucisk w klatce piersiowej. Nie… Nie, nie, nie… Tylko nie tutaj… Nie rozklejaj się teraz!
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Po kilku chwilach, kiedy zdążyłam się uspokoić i obmyć twarz wodą, Mateusz wszedł do łazienki. Usiadł obok wanny, w rękach trzymał dwie szklanki. Podał mi jedną z nich. Chwyciłam ją i powąchałam zawartość. Od razu poczułam alkohol. Wzięłam łyka, nie patrząc w jego stronę. Siedzieliśmy w ciszy. Gapiłam się na pianę, która pokrywała grubą warstwą wodę. On popijał swojego drinka, spoglądając w moim kierunku. Czułam na sobie jego wzrok. Nawet nie próbował mnie dotykać, nie próbował mnie pocałować, tylko patrzył. Widziałam kątem oka jego spodnie i oparte na udach łokcie. Odrobinę wyżej dostrzegłam naprężone ramiona i dłonie trzymające szklankę. Dłonie, które od razu przypominały mi o jego dotyku.
– Dobrze ci? – zapytał cicho.
– Tak – odpowiedziałam, ciągle nie podnosząc wzroku.
To było wszystko. Cała rozmowa. Siedzieliśmy jeszcze trochę w milczeniu i po chwili wyszedł.
Spędziłam w wannie jeszcze jakiś czas, całkowicie wyłączając myślenie. Po kąpieli ubrałam się w koszulkę i majtki i poszłam do niego. Oglądał telewizję, leżąc na rozłożonej rogówce. Czekały już na mnie poduszki i kołdra. Wskoczyłam pod nią szybko, żeby nie zmarznąć po gorącej kąpieli.
Oglądaliśmy jakiś film, którego fabuły nie pamiętałam ani trochę. Zbyt mocno skupiałam się na tym, że leży obok mnie. Powinnam stamtąd uciekać. Nie powinnam pozwolić na to, by znaleźć się u niego, przy nim, leżeć wykąpana i relaksować się, jakby nigdy nic. Byłam jak pluszowa zabawka, którą do siebie zabierał i korzystał z jej obecności, nie dając w zamian nic oprócz fizycznej przyjemności. Zero zobowiązań. Miło spędzony czas. To wszystko. A jednak nie potrafiłam uciec. Już tyle razy powinnam to zrobić.
Wypity drink uspokoił mnie i rozluźnił. Przestałam się czymkolwiek przejmować. Oczy zaczęły się przymykać. Obróciłam się na bok. Myślałam, że się zdrzemnę. Przecież on i tak oglądał film. Ale po kilku minutach poczułam, jak Mateusz przykrywa się kołdrą, pod którą do tej pory leżałam sama.
Przylgnął do mnie całym ciałem. Jedną rękę wsunął pod moją głowę, żeby było mi wygodniej. Druga ręka powędrowała prosto do moich majtek. Zaczął od delikatnych pieszczot, ale bardzo szybko skupił się na moim najbardziej czułym miejscu. W kilka chwil byłam już gotowa na więcej. Odgarnął mi z karku mokre włosy i ugryzł lekko w szyję. Wzdłuż kręgosłupa przebiegł mi gwałtowny dreszcz, rozchodząc się po całym ciele i pobudzając każdą jego komórkę. Czułam ruchy dłoni Mateusza między udami. Przywarł do mnie jeszcze mocniej, tak że dokładnie mogłam poczuć, jak bardzo był podniecony. Rozchyliłam nogi, by nie utrudniać mu dostępu do siebie. Byłam całkiem mokra. Nie potrafiłam ukryć tego, jak bardzo chciałam, by mnie wziął tu i teraz. Zdjął moje majtki. Rozpiął spodnie i po chwili już wypełniał mnie całą. Sam seks, zero czułości. A jednak, w tej pozycji, moją uwagę zawsze przykuwało to, że trzymał mnie za rękę. To była czułość, którą pewnie nieświadomie mi dawał. Nigdy nie chwycił mnie za rękę poza łóżkiem. A jednak teraz, w tym momencie, to robił. A ja cieszyłam się tym cholernie mocno, chociaż wiedziałam, że tak naprawdę tylko przytrzymuje moje ciało, żeby wejść we mnie jeszcze głębiej. Dotyk Mateusza mnie pochłonął. Jego oddech na mojej szyi spowodował, że coraz bardziej odlatywałam. Ruchy stały się coraz mocniejsze. Orgazm przyszedł szybko. Był intensywny i długi. Krzyknęłam bezwiednie, a on puścił moją rękę i zatkał mi dłonią usta, gryząc mocno w szyję. Po dłuższej chwili odrobinę się uspokoiłam. On nie przestawał się we mnie poruszać. Spokojnie. Równomiernie. Po tak długiej przerwie wiedziałam, że nie skończymy dziś szybko.
Rano obudziłam się półprzytomna. Wierciłam się w łóżku, by znaleźć pozycję, w której jeszcze trochę będę mogła podrzemać. Odwróciłam się do Mateusza plecami. On po chwili również skierował się w moją stronę i przytulił do moich pleców. Już nie zasnę. Znów będę korzystać z tych chwil, które tak rzadko się zdarzają. Miałam go blisko. On mnie przytulał przez sen, odruchowo, bezwiednie, a mnie to cieszyło. Czułam na ciele jego oddech. Chciałabym tak trwać bez końca.
Kiedy się wybudził, leżeliśmy jeszcze chwilę. Trochę nawet gadaliśmy, pytał, jak święta i sylwester. Odpowiedziałam w kilku zdaniach i zapytałam go o to samo. Powiedział tylko, że spoko, że odpoczął. Nie wypytywałam o nic więcej. Leżał na plecach, a ja wtulałam się w niego, póki on tego nie przerwał. Wiedziałam, że zaraz wstaniemy, ubierzemy się i odwiezie mnie pod mieszkanie. Powie „pa” i to będzie tyle. Nastaną kolejne dni ciszy.
I tak się właśnie stało. Pod moim blokiem nadstawił policzek, by dostać ode mnie buziaka na pożegnanie. A że standardowy humor, który zawsze mnie ogarniał, kiedy się rozstawaliśmy po takiej nocy, zaczynał mnie właśnie dopadać, nie pocałowałam go, tylko wyszłam i ruszyłam w kierunku swojego samochodu. A on odjechał.
Wsiadłam do auta, odpaliłam je i ruszyłam do pracy. Ledwo odjechałam z osiedla, a już zdążyłam się rozpłakać. Dlaczego nie zostałam wczoraj w domu? Przez kilka orgazmów teraz znów będę mieć parę dni z głowy. A byłam tak pewna, że mi się uda… Jeszcze trochę to potrwa i tego nie wytrzymam. Ta cała sytuacja i brak sił, by się od niego oderwać, najnormalniej w świecie mnie w końcu wykończą. Jak to zakończyć?!Polecamy również:
Nikt nie potrafi bezbłędnie zaprojektować sobie życia
Kiedy życie 27-letniej Małgosi rozpada się w drobny mak, dziewczyna postanawia raz na zawsze odciąć się od przeszłości. Wyjeżdża z Wrocławia i zatrzymuje się u starszej siostry, która pomaga jej stanąć na nogi. Nowe otoczenie, nowi ludzie, nowa praca… Małgosia czuje, że właśnie rozpoczyna się kolejny rozdział jej życia i jest z tego dumna. Nawet niesympatyczny szef nie stanowi dla niej większego problemu. Ale jak to zwykle z przeszłością bywa, ta lubi powracać w najmniej odpowiednich momentach. Dlatego pewnego dnia dziewczyna będzie musiała raz jeszcze spojrzeć w twarz mężczyźnie, od którego starała się uciec…
Czy to, co wywalczyła dla siebie w nowym miejscu, przepadnie? Czy czarne chmury, które się nad nią zbierają, przyniosą w końcu oczyszczającą burzę?