Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Uzdrawiająca moc Maryi - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 czerwca 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
9,90

Uzdrawiająca moc Maryi - ebook

Fizyczna przemoc pozostawia rany widoczne, ale o wiele trwalsze są te, które psychologowie nazywają emocjonalnymi – ukryte, które nieraz wiele lat żyją w formie „przetrwalnikowej”, aby w pewnym momencie się ujawnić, rzutują one na wiele sfer funkcjonowania człowieka. Najbliższa rodzina jest miejscem, gdzie dziecko po raz pierwszy zostaje ugodzone w swoje najdelikatniejsze punkty.

Ból ten jest czasem tak dotkliwy, że aby jakoś się go pozbyć, dochodzi do zamknięcia, odcięcia się od tego, co się przeżywa. Dziecko, chcąc w swoim otoczeniu „przetrwać”, obudowuje się murem. Bóg o tym wie i jedną z wielkich łask, które człowiek może otrzymać, jest ponowne otwarcie, przyjęcie i ożywienie, nawet jeśli musi to trwać dość długo i łączyć się z lękiem oraz ponownym cierpieniem. Jaką rolę na tej drodze ponownego otwarcia może mieć Maryja – Matka Jezusa z Nazaretu? Ona dała Bogu ludzką naturę. Była odpowiedzialna za to, by Bóg na ziemi był ludzki, najbardziej ludzki, jak to tylko możliwe. Ona więc jest nie tyle „zastępczym rodzicem”, ile Osobą, która pozwala otworzyć się na nowe wymiary duchowości, a przede wszystkim na miłość Jezusa, będącą obrazem miłości Ojca. Ona towarzyszyła Jezusowi, który przy Niej wzrastał w łasce „u Boga i u ludzi”, tzn. ujawniał stopniowo coraz więcej swoich ludzkich i boskich cech.

Maryja dzisiaj podobną rolę spełnia w Kościele, wobec każdego człowieka, który prosi Ją o pomoc. Maryja chroni życie i opiekując się zranionym ciałem, dba o to, by życie duchowe nie było abstrakcyjne, przeintelektualizowane. Maryja chce ich przyjąć na nowo i poprowadzić drogą uzdrowienia. O tej drodze opowiada niniejsza książka.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7595-583-5
Rozmiar pliku: 673 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Człowiek jest istotą tak bardzo delikatną i wrażliwą, że każdy, kto mu zadaje jakikolwiek ból, naprawdę „nie wie, co czyni”. Gdy przychodzi na świat małe dziecko, jest ono szczególnie wrażliwe i przyjmuje na siebie wszystko, co jego najbliżsi mu dają. Dochodzi wtedy do pierwszych i głębokich zranień, z którymi dziecko nie może sobie poradzić, od których nie może się zdystansować.

Fizyczna przemoc pozostawia rany widoczne, ale o wiele trwalsze są te, które psychologowie nazywają emocjonalnymi – ukryte, które nieraz wiele lat żyją w formie „przetrwalnikowej”, aby w pewnym momencie się ujawnić.

Rany te nie są wyłącznie emocjonalne, ponieważ rzutują na wiele innych sfer funkcjonowania dziecka. Powodują określone reakcje w ciele, wpływają także na poszukiwania duchowe. Najbliższa rodzina jest miejscem, gdzie dziecko po raz pierwszy zostaje ugodzone w swoje najdelikatniejsze punkty. Ból ten jest czasem tak dotkliwy, że aby jakoś się go pozbyć, dochodzi do zamknięcia, odcięcia się od tego, co przeżywa ciało. Dziecko, chcąc w swoim otoczeniu „przetrwać”, nieświadomie zamraża swoje ciało i obudowuje się murem, w pewnym sensie zamiera. Gdy jednocześnie uczestniczy ono w życiu Kościoła, Bóg daje mu poznać swoją prawdę, jest ona jednak bardziej zapamiętywana niż wcielana. Dzieje się tak dlatego, że ciała „nie ma”, jest zamrożone, „martwe”. Wiara jest więc przeżywana przez takie umarłe ciało jako wiedza.

Zranione i przez to „zabetonowane” ciało w głębi jednak domaga się życia i tego wszystkiego, czego potrzebuje. Bóg o tym wie i jedną z wielkich łask, które zranione ciało może otrzymać, jest ponowne otwarcie, przyjęcie i ożywienie, nawet jeśli musi to trwać dość długo i łączyć się z lękiem oraz ponownym cierpieniem wylewającym się obficie po tym otwarciu. Bogu jednak bardzo zależy na tym, aby człowiek miał żywe, prawdziwe ciało; ono jest przecież miejscem, gdzie ma zamieszkać Boży Duch. Bóg przyjął w Jezusie prawdziwe, wrażliwe ciało ludzkie i cierpi, gdy nie może się spotkać z człowiekiem, który od swego ciała się odciął.

Jaką rolę na tej drodze ponownego otwarcia (czy odzyskiwania ciała) może mieć Maryja – Matka Jezusa z Nazaretu? Ona dała Bogu ludzką naturę. Była odpowiedzialna za to, by Bóg na ziemi był ludzki, najbardziej ludzki, jak to tylko możliwe. Bóg nie znalazł lepszej osoby, od której Jego Syn mógłby przyjąć prawdziwe ludzkie ciało, przygotował Maryję wcześniej przez całkowitą wolność do prawdziwej, nieskalanej miłości. Ona więc jest odpowiedzialna za ludzką twarz Jezusa, jego „cielesność” i całą wrażliwość, jaka się z tym wiąże. To było dwa tysiące lat temu. Teraz natomiast Maryja przedłuża swoje macierzyńskie działanie na to, co jest „Jezusowe” na ziemi, czyli tych, których Jezus zaprosił do bliskości z sobą. Maryja jako Matka dająca Jezusowi (i Jego Kościołowi) ludzkie oblicze jest także i teraz pochylona nad każdym, kto swoje ludzkie oblicze, ludzką wrażliwość stłumił z powodu zadanych ran. Ona więc jest nie tyle „zastępczym rodzicem”, ile Osobą, która pozwala otworzyć się na nowe wymiary duchowości, a przede wszystkim na miłość Jezusa, będącą obrazem miłości Ojca. Ona jest obecna i gotowa na przyjęcie każdego objawu otwierającego się życia, które wcześniej z jakichś powodów było skrywane pod skorupami. Maryja (jako człowiek i kobieta) dba o to, by człowiek na drodze stawania się bardziej ludzkim, jednocześnie stawał się bardziej boski. Ona właśnie w taki sposób towarzyszyła Jezusowi, który przy Niej wzrastał w łasce „u Boga i u ludzi”, tzn. ujawniał stopniowo coraz więcej swoich ludzkich i boskich cech. Maryja dzisiaj podobną rolę spełnia w Kościele, wobec każdego człowieka, który prosi Ją o pomoc.

Ona nie chce być obiektem kultu należnego tylko Bogu. To nie Ona daje człowiekowi Ducha Świętego. Duchowość pochodzi od Boga, bo jest Jego życiem w człowieku. Jednak Maryja to życie chroni i opiekując się zranionym ciałem, dba o to, by życie duchowe nie było odcieleśnione, abstrakcyjne, przeintelektualizowane. Tak się dzieje u chrześcijan, którzy zostali zranieni i zamrozili swoje ciało, uśmiercili je. Maryja chce ich przyjąć na nowo i poprowadzić drogą uzdrowienia. O tej drodze opowiada niniejsza książeczka.

Dlaczego warto podjąć ten temat? Dlaczego właśnie „Maryja i ciało”? Jest co najmniej kilka powodów:

1. Maryja ma w niebie ciało (z ciałem i duszą jest przyjęta do nieba) i my tu na ziemi także je mamy. Duchowość Maryi zarówno kiedyś na ziemi, jak i teraz w niebie jest duchowością ciała, przeżywaną w ciele.

2. Warto odejść od banalizowania, dewocji i czysto „kultycznego” widzenia obecności Maryi w życiu duchowym. Nie chodzi więc o to, by Maryję „czcić”, lecz zauważać Jej aktywną obecność przy nas. Ta aktywna obecność najbardziej widoczna jest we wszystkich naszych strapieniach związanych z brakiem miłości. Obecność Maryi przy nas i w Kościele to obecność głęboka i poważna.

3. Warto poszukać drogi dojścia do równowagi w traktowaniu ludzkiego ciała – nie ubóstwiając go, ale i nie pogardzając. Chrześcijanin, żyjąc w świecie, jest nieustannie spychany to w jedną, to w drugą stronę. Często źle traktuje swoje ciało. Maryja jest wzorem dobrego, „zrównoważonego” traktowania zranionego ciała. Gdyby Maryja nieprawidłowo odnosiła się do ciała i wszystkiego, co się z nim wiąże, nie zostałaby wybrana Matką Boga.

4. Najbardziej pierwotny stosunek do własnego ciała tworzy się w momencie przejęcia zachwytu matki, która swoim głosem i zachowaniem wyraża podstawowy komunikat: Jesteś wart mojej miłości i opieki . Jeśli tego komunikatu brakuje, tworzy się chęć zniknięcia lub ucieczki z własnego ciała. Wiele osób uciekło od własnego ciała z powodu braku wpływu matki. Z tej ucieczki wielu ludzi powraca, zawsze drogą cierpienia i zdzierania krwawiących bandaży. Proces ten jednak oznacza, że to Bóg upomina się o ciało, a Maryję daje nie tyle jako zastępczynię matki, ile jako Matkę Duchową, pomagającą w drodze wiary. Jej duchowy wpływ rozciąga się jednak na całego człowieka i jego funkcjonowanie, bo nie da się oddzielić sfery duchowej człowieka od pozostałych. Istnieje więc pewnego rodzaju „maryjna duchowość zranionego ciała”, czyli udział Maryi w przywracaniu człowiekowi jego pełnego człowieczeństwa. Mówiąc najprościej: w Maryi Bóg stał się człowiekiem, poprzez Maryję człowiek staje się bardziej człowiekiem, a Kościół staje się bardziej ludzki – nie tracąc, lecz zyskując na boskości. Oto dlaczego Maryja jest w Kościele tak bardzo ważna i Jej obecność aż tak bardzo owocna w życiu konkretnych ludzi.CZĘŚĆ I

Ciało odcięte i opancerzone

Pierwsza część jest próbą naszkicowania rysów zranionego ciała, które jest odcięte od głowy, opancerzone, zanegowane, stwardniałe. Wielu chrześcijan żyje w takim ciele, nawet o tym nie wiedząc. Z powodu pewnych przeżyć i braków, a także okoliczności zewnętrznych dochodzi czasem do takiego zamrożenia ciała. Być może jest to więc portret smutny, mroczny. Jednak nie jest w sprzeczności z obecnością i miłością Boga. Człowiek żyjący w odciętym ciele wciąż czeka na Boga, czeka na ratunek. Oto niektóre rysy jego portretu.

1. „Myślę, że kocham; myślę, że się modlę”

Zranione ciało, gdy zostaje opancerzone i zamknięte, oddaje całe swoje życie głowie, myślom. Człowiek bardziej myśli, że kocha, niż naprawdę kocha; bardziej myśli, że się modli, niż naprawdę się modli; bardziej myśli, że doświadcza wzruszeń, niż ich naprawdę doświadcza. Nie wie, dlaczego zdarza mu się w życiu to czy tamto, ponieważ nie jest świadomy prawdziwych motywów i sił, które nim rządzą. To jest dar, który go dopiero czeka – kochać, a nie myśleć, że się kocha. Modlitwa, pełna wiary i oddania, pełna pasji, a nie tylko myślenie o Bogu. Prawdziwa pasja w tańcu, a nie oglądanie pokazów flamenco. Ale też cierpienie, które przeniknie jego trzewia, jelita i kręgosłup, jego serce i biodra. To wszystko go czeka... kiedyś.

Zranione i zamknięte ciało nie potrzebuje więc drugiego człowieka – jeśli nie może on nic nowego wnieść do jego myśli. Nie potrzebuje Maryi (niektórzy mówią: „mam kłopot z tą maryjnością w Kościele”), bo Ona w swojej prostocie i ubóstwie nie może nic wprowadzić do bogactwa myśli opancerzonego ciała, nie nadaje się do takiego „ułożonego życia”, gdzie wszystko ma swoją precyzyjną definicję. Zranione i opancerzone ciało Kościoła robi to samo. Pojawiający się tu i ówdzie intelektualizm i „dyskusjonizm” tak naprawdę nie potrzebuje Maryi i Jej nie rozumie. Intelektualny i uporządkowany Kościół staje się więc domem dziecka, tzn. domem dla sierot, które znalazły się tu tylko dlatego, że nikt ich nie chciał, gdzie niczego nie brakuje, a dzieci myślą, że wszystko jest dobrze.

Oddzielną sprawą jest to, że zranione i utwardzone ciało na modlitwie twardnieje jeszcze bardziej. Stara się, aby z dnia na dzień wypaść przed Bogiem coraz lepiej. Jest bardzo aktywne na modlitwie, nie potrafi odpocząć – jak tu odpoczywać, skoro jeszcze tyle jest do zrobienia i pokazania Najwyższemu Dawcy Nagród? Odrzucone ciało szuka doskonałości, czasem najintensywniej szuka jej na modlitwie, bo wtedy doskonałość najbardziej się przydaje – dzięki niej można „zasłużyć” na łaskawe spojrzenie Boga, a także – w obronie przed światem i dobrymi relacjami z ludźmi, najskuteczniej „dozbroić” się Bogiem. Z jednej strony modlitwa jest dla zranionego i zesztywniałego ciała jakimś wysiłkiem, z drugiej strony ten wysiłek przynosi zyski w postaci drobnego samozadowolenia, że jest się „wyżej”– ponad innymi, ale także ponad tym bólem, który nosi się w ukryciu, nieświadomie. W rzeczywistości tak traktowana modlitwa sprawia, że jest się dalej od „ziemi”, czyli od siebie, od rzeczywistości. Zranione ciała szybują na modlitwie i myślą, że to zdrowy objaw zaawansowanej duchowości.

2. Wesołkowatość zamiast radości

Zranione i opancerzone ciało bardzo często żartuje, ale w sytuacjach nienadających się do żartu, czasem sekundę za wcześnie lub w sekundę za późno. Jego humor jest jak strzał z kapiszona – pojawia się nagle, nie wiadomo skąd, potem zaraz nastaje cisza, a w tej ciszy głęboki smutek, potem znowu jakiś strzał. Czasem, w towarzystwie, strzały odbywają się seriami. Żarty są bardzo błyskotliwe, opierają się na szybkich skojarzeniach i grach słów. Wiele osób nie rozumie tych skojarzeń, są zbyt szybkie i inteligentne. Odrzucone ciało nie potrafi jednak cieszyć się majowym ciepłym deszczem. Nie zauważa wróbli (które są cenne w oczach Jezusa) oraz dzieci (do których należy Królestwo Niebieskie). Odrzucone ciało niejako „zmuszone” jest ciągle żartować, używając swojego ulubionego, bardzo abstrakcyjnego języka. Boi się, że jego powaga zdradziłaby całą prawdę. Śmianie się jest makijażem, bez którego nie można pokazać się ludziom. Zranione i zamknięte ciało ciągle się więc uśmiecha. Niektórzy bardzo zranieni i bardzo zabetonowani ludzie żartują nawet ze świętości, zbliżając się do cynizmu. Odrzucone ciało nie zdaje sobie sprawy, że żartuje (czy nawet kpi) z tych rzeczy, których przed chwilą broniło jako najświętszych. Na tym polega właśnie dowolne i trudno dostrzegalne przemieszanie ŚWIĘTEGO z tym, co można wyśmiać. Cynicy szydzący z Kościoła i jego świętości mało czują, za to dużo wiedzą.

Odrzucone ciało po każdej wesołej zabawie, nawet jeśli było duszą towarzystwa, wraca do domu smutne. Jednak nikogo przy tym smutku nie ma. Gdy po wesołej zabawie wraca do domu, szybko myśli o dniu jutrzejszym. Następnego dnia czekają bowiem kolejne „ważne zadania” i okrywanie rozpaczy wesołością. Odrzucone ciało modli się o pomyślność w tych ważnych zadaniach i o to, aby jutro mogło „też dobrze wypaść”. Odrzucone ciało modli się długo i przez wiele lat, wierząc, że Bóg pomaga, więc i „mnie pomoże”. Codziennie bowiem czeka je wielki wysiłek życia, więc musi się modlić. Dla odrzuconego ciała ważna jest czasem „radość z dobrze wypełnionego obowiązku” modlitwy. Istotny tu jest porządek i estetyka, pewność, że „wszystko jest na swoim miejscu”.

Odrzucone ciało mimo wesołkowatości nie cieszy się z obecności innych ludzi. Odrzuca ich, bo samo zostało odrzucone przez kogoś, a potem samo odrzuciło siebie. Nie zna nic innego oprócz odrzucenia ciała, nawet jeśli jest to ciało pożądanej kobiety czy mężczyzny. Pożąda seksualnie, ale jednocześnie odrzuca. Jest więc czasem dumne ze swojej „czystości” i często gardzi tymi, którym nie udało się jej zachować. Pod tym względem cieszy się, że jest „lepsze”. Nie wie, że odrzucając, przegrywa swoją jedyną szansę – szansę na przeżycie miłości.

Zranione ciało rozmawia w specyficzny sposób. Niby potrafi rozmawiać poważnie i o poważnych sprawach, ale szybko można się zorientować, że nie ma z nim o czym rozmawiać. O czym potrafi rozmawiać zranione ciało? Tematy tych rozmów mogą być czysto zewnętrzne, tzn. dotyczące innych, świata wokoło. Odrzucone ciało przecież nie ma własnych przeżyć.

3. Cynizm i „szydera”

Wyższym stopniem wesołkowatości jest cynizm. To jest agresja w postaci humoru. Zranione ciało kpi w sposób całkowicie dowolny, nawet jeśli wie, że to kogoś boli. Odrzucone ciało nie zaznało nigdy takiego bólu, jaki się pojawia, gdy wyśmiewa się to, co dla kogoś jest naprawdę ważne i święte. Gdzieś w głębi odrzucone ciało chce przekonać świat, że nie ma rzeczy nietykalnych, nie ma rzeczy nie do obśmiania, bo to, co kiedyś miało być nietykalne (czyli ono – ciało), zostało „tknięte” lub odrzucone. „Szydera”, jak mówią młodzi, to ulubiony sposób rozmawiania z sobą martwych ciał z jednoczesnym wysokim ilorazem inteligencji. Opluwanie świętości to ukryta zemsta. Skoro ja – w swoim poczuciu godności i nietykalności – zostałem odrzucony, to dlaczego nie np. Bóg, Kościół, Jezus i Jego wizerunki, poświęcone Mu osoby? Odrzucone ciało więc nie myśli o zemście, lecz ją czyni. To jest jeszcze jeden dowód na to, że ciało jest święte i godne najwyższego szacunku. Gdy zostanie zbezczeszczone, mści się na tym, co pozostało jeszcze świętego na świecie. Pisze prześmiewcze wiersze i sztuki teatralne, maluje szydercze obrazy, bywa antyklerykalne i antysakralne. Czasem nazywa to „troską o Kościół” lub „wyrazem artystycznym”. To zemsta na Bogu za odrzucenie. Ale Bóg nie jest tu winien. On jeszcze raz przyjmuje karę, choć nie jest winien. Nieprzyjęte ciało przez cynizm i „szyderę” szuka potwierdzeń, że naprawdę nic nie jest święte. Mówi wtedy np. o grzechach innych. Uważa, że pewne osoby powinny być świętościami na ziemi, a wie, że nie zawsze tak jest. Podaje konkretne przykłady, miejsca, nazwiska. Cieszy się, gdy poznaje nowe. Odrzucone ciała wymieniają między sobą nazwiska „splamionych” osób, jak się wymienia znaczki. Tak tworzy się jedność odrzuconych ciał, ich cyniczna solidarność. Polepsza się ich samopoczucie. Cieszą się, gdy uda się kogoś lub coś świętego wytropić i opluć. Jest rodzaj porozumienia głęboko zranionych ludzi w tym, że tropią zło w Kościele i o tym mówią. Ludzie odrzuceni z maską „szydery” na twarzy rozpoznają się z daleka. Właśnie po masce.

Odrzucone ciała mają więc radość z tego, czego ciało pokochane raczej unika. Ciało uszanowane i pokochane nie czułoby się dobrze, plując na świętości i na osoby poświęcone Bogu. Maryja w niektórych objawieniach płacze. Dlaczego płacze, skoro doznaje pełni radości w niebie? Płacze, bo przy cyniku cierpi, bo nie może się do niego przedostać. Boli Ją, gdy widzi uwięzionych ludzi za murem cynizmu i szyderstwa. Cierpi też, gdy widzi, jak cynik niszczy innych, a najbardziej z powodu samego cierpienia cynika, nawet gdy to jest cierpienie przed światem (ale i przed nim samym) głęboko ukryte. Cynik to Jej ukochane dziecko, mimo że ono nie przyjmuje Jej miłości. Gdyby cynik przyjął Jej miłość, płakałby. A szydercy przecież nie płaczą. Maryja wie, że ktoś staje się cynikiem, bo straszliwie cierpi; cynik to kwiat, który nie miał warunków, aby rozkwitnąć.

4. „Asceza” i „mistyka”

Zranione ciało potrafi uciec od swojego cierpienia w jakąś formę ascezy. Asceza może być uczłowieczeniem, ale i odczłowieczeniem. Może być symptomem choroby. Nie chodzi o to, że asceza powoduje patologię, ale może ją odsłaniać, być jej wyrazem. Zranione ciało, gdy jest nieprzyjęte, czasem bywa „ascetyczne”. Zdrowa asceza to „zwycięstwo ducha nad ciałem”. Odrzucone ciało domaga się jednak (nie tylko od siebie) raczej zmiażdżenia ciała za pomocą ducha: będę zmiażdżony, ale przynajmniej stanę się doskonały, a nawet „święty”. Zdobycie doskonałości w jakiejś dziedzinie to ulubiony szczyt, na który wdrapują sie zranione ciała. Coraz ciężej oderwać mu się od coraz trudniejszych praktyk. Łączy się z tym zakazywanie sobie jakichkolwiek przyjemności – są one po prostu postrzegane jako zło. Asceza powoli staje się pomocą w trzymaniu swego ciała w więzieniu czy, mówiąc bardziej dosadnie, w trumnie. Thomas Merton napisał: „Człowiek używający dóbr tego życia z prostotą i wdzięcznością przyczynia się bardziej do chwały Bożej niż nerwowy asceta, którego niepokoi każdy szczegół własnych wyrzeczeń. Pierwszy używa dóbr tego świata i myśli o Bogu. Drugi boi się ich i dlatego nie potrafi ich używać właściwie. Przeraża go przyjemność, jaką Bóg związał z tymi dobrami, i w tym lęku myśli tylko o sobie”. Asceza więc może być pomocna w utrzymaniu ciała w stanie zamrożenia, w stanie śmierci, a zarazem być powodem pochwał i podziwu ze strony otoczenia. Zranionemu, odrzuconemu ciału asceza paradoksalnie wychodzi lepiej niż żywemu i czującemu. Zranione ciało, idąc drogą ascezy, jednak nie wie jeszcze, o co w ascezie chodzi.

Inną drogą ucieczki jest natomiast „mistyka”. Odrzucone ciało chce zwrócić na siebie uwagę tak bardzo, że nawet może uroić sobie nadzwyczajne zjawiska mistyczne. Pewnego razu do abbaPojmena, znanego mnicha żyjącego w IV wieku, przyszedł na rozmowę inny pustelnik cieszący się w swojej okolicy wielką sławą. Jeden ze znanych mu braci zaprowadził go do abbaPojmena: „(...) zabrał go i przyszli do starca, i brat powiedział starcowi o gościu, że jest to człowiek wielki i pełen miłości, i bardzo szanowany w swojej krainie. «A ja opowiadałem mu o tobie i przyszedł, pragnąc cię zobaczyć». AbbaPojmen przyjął go z radością, pozdrowili się i usiedli. I zaczął gość mówić o problemach Pisma Świętego, o sprawach duchowych i niebieskich, abbaPojmen zaś odwrócił twarz i nie odpowiadał. Tamten, widząc, że on z nim nie chce mówić, wyszedł zmartwiony i powiedział bratu, który go przyprowadził: «Na próżno przeszedłem taką wielką drogę: odwiedziłem starca, a on nawet mówić ze mną nie chce». Brat wyszedł do abbaPojmena i powiedział: «Abba, ten wielki człowiek, sławny w swojej ziemi, przyszedł tutaj specjalnie do ciebie: dlaczego się do niego nie odezwałeś?». Odpowiedział mu starzec: «On jest z wysoka i mówi o rzeczach niebieskich, a ja jestem z niskości i mówię o ziemskich: gdyby był zaczął o walce z namiętnościami, byłbym mu odpowiedział. A o duchowych sprawach to ja nic nie wiem». Brat wyszedł i powiedział gościowi: «Starzec niechętnie mówi o problemach z Pisma; ale gdyby ktoś z nim zaczął rozmowę o walce z namiętnościami, wtedy odpowiada». Gość przejęty skruchą wrócił do starca i powiedział: «Co mam czynić, abba, bo namiętności opanowują moją duszę?». Starzec spojrzał na niego z radością i rzekł: «Teraz dobrze przyszedłeś: teraz otwórz twoje usta w tej sprawie, a napełnię je dobrami». Tamten więc, odniósłszy wielką korzyść, powiedział: «Zaiste to jest prawdziwa droga». I odszedł do swej ziemi, dziękując Bogu, że mu było dane spotkać takiego świętego”.

Czy zajmowanie się tylko duchem nie jest objawem odrzuconego ciała? Oto abbaPojmen pokazuje „mistyków”, którzy chcieliby osiągnąć niebo często z pominięciem ciała i ziemi. Mistrz tego nie potępia, lecz czeka na coś innego, na prawdziwe spotkanie. Niestety, odrzucone ciało szuka nadzwyczajności, zwyczajność bowiem jest nie do udźwignięcia. Ponieważ ciało jest głęboko w grobie, umysł wybija się w obłoki. Szuka sposobu na sławę, na bycie zauważonym – dlatego może nawet spreparować zjawiska mistyczne, „ogłosić się mistykiem”. Tu wcale nie chodzi o prawdę czy nieprawdę jego przeżyć – bardzo trudno to rozstrzygnąć, ponieważ w jego przeżywaniu wszystko może być prawdziwe. Jeśli zabetonowane ciało będzie chciało zobaczyć Jezusa w oknie, zobaczy Go. Odrzucone ciało dąży do tego, aby ludzie zwrócili na nie uwagę. Bogu chodzi natomiast o to, aby było rozpoznane Jego miłosierdzie w ubóstwie i nędzy zranionego ciała. Na to jest jednak za wcześnie.

5. Pamiętliwość

Zranione i odrzucone ciało żyje pośród ludzi. Jak wszyscy, doznaje czasem jakiegoś niezrozumienia i krzywdy. Jednak nie odczuwa wściekłości (nie potrafi), nie walczy (nie ma o co), jest ugodowe (czyli nijakie). Człowiek w zranionym i nieprzyjętym ciele jest jednak „pamiętliwy”. Czasem po długim okresie przypomni krzywdę, którą mu niegdyś wyrządzono. Przypomni nie wprost, delikatnie, z uśmiechem. Pod pozorem troski o kogoś będzie wbijało szpilę swojemu krzywdzicielowi. Zranione ciało nie wie, skąd mu się bierze ciągła niechęć do pewnych osób, bo nie jest świadome i nie potrafi się przyznać do poczucia krzywdy. A skąd się bierze ta delikatnie wyrażana niechęć? Doznana krzywda jest odbierana przez odrzucone ciało jak uderzenie pociskiem w bunkier. Z pozoru nic się nie stało, powierzchnia się nie skruszyła, czasem nawet nie została naruszona. Powstały jednak drgania, które przedostały się do środka bunkra. Człowiek o odrzuconym ciele, nie mając dostępu do środka swojego bunkra, nie wie, że drgania uderzeń właśnie tam się gromadzą. Drgania te nie są w stanie się uwolnić, chroni je przecież warstwa zabezpieczająca – beton. Gdy odrzucone ciało po raz wtóry widzi kogoś, od kogo wczoraj doznało krzywdy, odzywa się w nim coś nieokreślonego. Na zewnątrz bunkier pozostaje nienaruszony i spokojny, ale w środku coś podpowiada ciału, że powinno się zemścić. Mści się więc, pozostając nienaruszone i spokojne. Słowa sądu, które wypowiada nad swoim „krzywdzicielem”, najczęściej wiążą się z jakąś ideologią, są „uzasadnione”, a odrzucone ciało musi mieć oczywiście „rację”. Dochodzi nawet do tego, że odrzucone ciało, gdy się mści na kimś za doznaną krzywdę, uzasadnia to czyimś dobrem, powołuje się na jakąś słuszną sprawę. Nie powie, że czyni wszystko z powodu własnego bólu. Nie powie, bo przecież tego bólu nie czuje. Odrzucone ciało nie jest w stanie powiedzieć wprost, że czuje się skrzywdzone i że to, co robi, jest odpowiedzią złem za zło. Jeśli nie nastąpi pęknięcie i przemiana, pamiętliwość nie opuści zranionego ciała aż do śmierci. Wiedzą o tym ci, którzy ośmielili się je „skrzywdzić” czy w jakikolwiek sposób mu się przeciwstawić. Zranione ciało pamięta, nawet po wielu latach.

Życie odrzuconego ciała jest zamknięte. Wszystko, co wpada do środka (np. doznana krzywda), zostaje tam, rozkłada się i truje, w odróżnieniu od życia kochanego, które rozwija się i idzie naprzód, zostawiając za sobą to wszystko, co nie jest potrzebne.

Pamiętliwość jest dla zranionego ciała cierpieniem. Ale nie wie o tym, podobnie jak nie wie, co to znaczy żyć, nie gromadząc w sobie goryczy. Często pod grubą warstwą betonu odrzucone ciało zbiera w sobie tyle żółci, że odbija się to na funkcjonowaniu niektórych narządów. Objawia się to bólem różnych organów, ale tak naprawdę jest to ból przeniesiony z całkiem innej sfery.

Odrzucone ciało myśli, że „nie ma problemu” z przebaczeniem. Ono przecież „przebacza od razu” albo mówi, że nie ma co przebaczać. Mówiąc to, ma rację, bo przecież nie przeżyło wielkiego cierpienia z powodu doznanej krzywdy. Zranione ciało odbiera to jako uderzenie w osłonę, więc skoro nie ma bólu, nie ma przebaczenia. To jest więc ten paradoks: zranione i odrzucone ciało tak naprawdę nie wie, co to jest przebaczenie. Mówi, że „nie ma z tym problemu”, i ma rację. Przyjdzie jednak czas, gdy zranione ciało odpowie na doznaną krzywdę i nie będzie tego wcale nazywało zemstą. Da zemście jakąś inną, ładną nazwę.

Zranione ciało myśli, że w Bogu nie ma cierpienia i nie bolą Go grzechy, najwyżej naruszają jakiś „Boży ład”. Myśli, że Bóg też jest w bunkrze i pilnuje porządku z ukrycia. Odrzucone ciało w ogóle niewiele wie o bezbronności i cierpieniu Boga. Samo, będąc „pamiętliwe”, jednocześnie w pełni korzysta z „niepamiętliwości”, czyli przebaczenia Boga, który na to pozwala, nawet tego chce. Maryja jest obecna, zauważa i dziękuje za każde dobro, które w tym okresie zostaje uczynione. Opisany wyżej stan zranionego ciała nie pozbawia go przecież możliwości czynienia dobra. „Pamiętliwość” zranionego ciała jest przede wszystkim udręką dla niego samego, czasem również dla innych.

6. Kopiowane przeżycia

Zranione i odrzucone ciało oddało swą energię intelektowi, energia życiowa ciała przeniosła się do głowy. Intelekt staje się więc wygimnastykowany, pojemny i nadzwyczaj szybki. To tak naprawdę on dyskutuje, gdy dyskutuje właściciel odrzuconego ciała. Dyskusja czasem dotyczy „przeżyć”, tego, co wywarło wrażenie, co było piękne, pomysłowe, urzekające. Jednak odrzucone ciało jest w stanie tylko powtarzać zasłyszane opinie (w dowolnych kombinacjach – co sprawia wrażenie twórczości). Potrafi opowiadać o czyichś przeżyciach jako o swoich; krótko mówiąc, buduje swój świat z czyichś elementów. W rozmowach swobodnie i gładko szafuje mądrymi zdaniami, podczas gdy twórcy tych zdań ogromnie się nacierpieli, aby móc je stworzyć. Odrzucone ciało zna wiele książek, filmów i ich bohaterów, żyje życiem innych. Pasjonuje się tym, „przeżywa” to, co dzieje się z bohaterami. Dlatego potrafi „współczuć” bohaterom filmowym, ale nie rozumie, co się dzieje w jego własnej rodzinie, co dzieje się w nim samym.

Odrzucone ciało powtarza także czyjeś mądrości z dziedziny życia duchowego, czym robi wrażenie na otoczeniu. Jest to jego ambicja i jego koszmar: robić wrażenie. Nie dopuszczając jednak nikogo do siebie blisko, nie pozwala nikomu zweryfikować (czy raczej: zdemaskować), jak mają się głoszone przez niego sentencje do jego konkretnego życia. Nie mając własnych przeżyć, odrzucone ciało po prostu musi mówić o przeżyciach innych, przypisując je sobie. Bardzo trudno jest potem odróżnić, które „opowiadanie” wychodzące z jego ust jest jego, a które jest skopiowane z jakiegoś oryginału.

Odrzucone ciało oczywiście ma własne przeżycia, ale niewiele o nich wie. Są dla niego na razie niedostępne. Nawet swoje najbliższe osoby karmi opowiadaniami o prestiżowych wydarzeniach zewnętrznych i ważnych osobach. „Sprzedaje” wszystkim takie opowiadania, jakich – w jego mniemaniu – się od niego oczekuje. To jest łatwiejsze niż samotność, lęk, niepewność, żal itp. Odrzucone ciało chętnie więc cytuje tzw. autorytety, cytuje myślicieli, czasem także świętych. Samo nie ma nic do powiedzenia. Robi na innych „własny interes”. Jednak używane przez niego cytaty i czyjeś kopiowane przeżycia w pewien sposób go prowadzą, karmią i kształtują. Ukazuje się tutaj macierzyńska (lub inaczej: rodzinna) rola Kościoła. Święci, których odrzucone ciało „używa”, użyczają mu swojej mądrości zawartej w tym, co po sobie zostawili. Ma tak być aż do ujawnienia się i ukształtowania autonomii zranionego ciała, aż do wyjścia ze skorupy i zasmakowania swojej własnej przygody życia. Maryja nad tym czuwa. Posyła aniołów i świętych, aby odrzucone ciało miało czym się karmić, dopóki nie przyjdzie czas na ujawnienie się. Maryja ochrania odrzucone ciało przed zejściem z właściwej drogi, co w tym czasie jest bardzo realnym niebezpieczeństwem. Ponieważ odrzucone ciało żyje „zachwytami” nad przeżyciami innych, Maryja pozwala, aby miało w zasięgu ręki pokarm (ludzi, spotkania, książki) i było do niego bardzo przywiązane. Kiedyś to się zmieni, ale dopiero wtedy, gdy odrzucone ciało poczuje się przyjęte i będzie miało już własne życie, samo będzie pisało własną historię. Na razie jest jeszcze za wcześnie. Wisi nad nim pytanie: „Dobrze wiesz, co powiedział na jakiś temat taki czy inny bohater (czy święty), ale co ty sam na ten temat powiesz?”. Zranione ciało, nie mając własnego życia, musi na razie wyręczać się przeżyciami (także duchowymi) innych.

Trzeba podkreślić, że kopiowane życie pozwala odrzuconemu ciału czynić wiele dobrego. Ci, co „nie wiedzą, co czynią”, mogą przybijać Chrystusa do krzyża (jak żołnierze), ale mogą Mu również pomagać (jak Szymon z Cyreny, który przecież też nie wiedział, co naprawdę się tu dzieje). I chociaż często polega to na kopiowaniu czyichś dzieł, to jednak są one dobre i pożyteczne dla innych. Maryja to widzi i wciąż dziękuje, mnoży owoce jego dobrych czynów (odrzucone ciało jest często zdumione ich liczbą). Odrzucone ciało stara się, ale jednocześnie nie wierzy, że jego dzieła są wartościowe i dla kogoś innego bardzo ważne. Tym zajmuje się Duch Święty i Maryja. Duch Święty sprawia, że życie słabego człowieka staje się płodne i owocujące, Maryja zaś jest blisko, aby opiekować się tym, co z tej płodności się zrodzi. Matka Łaski Bożej może sprawić, że na zimnym i martwym grobowcu wyrasta piękny gatunek mchu, który ludzie potem przeszczepiają do swoich żywych ogródków.

7. Albo pod, albo nad

Zranione i odrzucone ciało nie potrafi tak naprawdę się przyjaźnić, nie wie, co to braterstwo. Chociaż ma wiele osób wokół siebie, to jednak są to albo osoby „nad nim”, od których jest ono zależne, albo takie, które zależą od niego, które są „pod nim”. Ten układ zapewnia mu bezpieczeństwo, tzn. pewien porządek, który mu mówi, jaką ma pozycję. Życie zranionego ciała w społeczności przypomina więc nieustanne pięcie się w górę – tak aby coraz mniej ludzi mieć nad sobą, a coraz więcej pod sobą. Ten kierunek powoduje jednocześnie wzrost pewności siebie i swojego poczucia wartości („skoro tylu mam pod sobą, to chyba muszę coś znaczyć”).

Posiadanie ciała odrzuconego sprzyja wchodzeniu w role, ponieważ one zastępują ciało. Życie toczy się według zasady: „skoro nie ma mnie – rola, którą odgrywam, staje się mną”. Odrzucone ciało chętnie bywa np. opiekunem, mentorem, doradcą, nie robi tego jednak z myślą o podopiecznych, lecz aby samemu coś znaczyć, a znaczy coś tylko wtedy, gdy jest w roli. Łatwo to sprawdzić – jeśli ktoś próbuje wyjść, uciec od jego dotychczasowej opieki, odczuje na sobie jego agresję, bo bez roli opiekuna – czym jest odrzucone ciało? Ginie, jest niczym.

Dlaczego zranione ciało nie może być niczyim przyjacielem? Bo to po pierwsze oznaczałoby równość, a tego ono nie znosi. Po drugie – przyjaźń to dynamizm, życie, niespodzianki, możliwość zdrady i kolejnego zranienia, a tego zranione ciało nie chce. Kiedy ma się wszystkich „pod” albo „nad”, nikt nikogo nie potrzebuje i nie zdradza, wszyscy wiedzą, kim są, jakie mają miejsce. Po trzecie – przyjaźń to bezinteresowna wymiana dóbr, które nosi się w sobie, a przecież zranione ciało żyje w przekonaniu, że nie ma nic do dania.

Zdarza się więc, że wszystkie relacje odrzuconego ciała sprowadzają się do płaszczenia się (przed tymi, którzy są „nad”) i wyzyskiwania (tych, którzy są „pod”). Zdarza się, że zranione ciało w taki sposób robi w świecie prawdziwą karierę: odsuwa od siebie tych, których kiedyś potrzebowało do kariery, a teraz już nie potrzebuje. Jeśli ta skorupa się nie rozbije, cel – kariera – zostaje osiągnięty; zranione ciało, nie mogąc być szczęśliwe, osiąga wtedy tylko pewien rodzaj satysfakcji. Swoje osiągnięte dyplomy oprawia w złote ramki i wiesza na widocznym miejscu.

Jeśli po drodze skorupa pęknie, zranione ciało karierowicza znajduje się w potrzasku. Widzi już, że kariera nie daje mu szczęścia, ale nie potrafi z niej zrezygnować, „musi” ją robić, nie potrafi na razie wybrać innego życia.

Wracając do przyjaźni – zranione ciało może MIEĆ wielu przyjaciół (tzn. tych, którzy prawdziwie są mu oddani), ale nie potrafi BYĆ przyjacielem. Po prostu nie potrafi. W jakimś sensie to nie jego wina. W pewnym momencie porzuca przyjaciół, nagle odcina się od nich, a oni nie wiedzą dlaczego. Zranione ciało nawet nie wie, co się dzieje, gdy bardzo oddany przyjaciel cierpi, gdy zupełnie nagle urywa się kontakt. Niestety, ze strony zranionego ciała tego kontaktu po prostu nigdy nie było. Ono więc „nic nie zrywa”, po prostu idzie dalej, z jego strony nie było żadnej relacji. Czasem tym porzuconym „w drodze” jest narzeczony, współmałżonek, czasem również własne dzieci. Czasem to porzucenie dzieci jest emocjonalne (kariera pochłania siły i czas należne dzieciom), a czasem faktyczne. Zranione ciało nie czuje, jak bardzo rani, gdy odchodzi – robi z bliskimi to, co kiedyś zrobiono z nim: porzuca.

Maryja jest oliwą na rany, które zadają sobie nawzajem wszystkie zranione ciała. Opiekuje się porzuconymi dziećmi, porzuconymi żonami i porzuconymi mężami. Leczy wszelkie rany związane z byciem porzuconym. Łączy ponownie, przyprowadza pocieszycieli i modli się do Największego Pocieszyciela za każdego człowieka. Maryja także przypomina o Jezusie, który nie chciał być „nad” ani „pod”, nie płaszczył się ani nie wyzyskiwał. Nazwał nas przyjaciółmi, swoich apostołów, uczniów nie wykorzystywał. Wskazuje na ważną cechę przyjaźni Jezusa: wierność. Szkoda, że ludzie nie nazwali Jezusa przyjacielem. Czasem umieszczają Go albo bardzo „nad” (nie wierząc w Jego bliskość), albo „pod” (sami uważając się za mądrzejszych). Niektórzy wręcz chcieli i chcą Go likwidować. Zranione ciało tak naprawdę nie chce i nie umie uważać Jezusa za przyjaciela; woli, żeby był On albo bardzo „nad” (np. wyłącznie jako Bóg-sędzia), albo jako niezbyt licząca się Postać sprzed wieków. Jedno i drugie jest wygodne, wiara w Boga dalekiego do niczego nie zobowiązuje. Nie jest On wtedy „Bogiem z nami”. Jednak to On umieszcza w każdym zranionym ciele pragnienie bliskości z Nim. Pragnienie to czasem jest przygniecione ogromnie ciężkim pancerzem, czasem ukryte pod zwałami ateizmu i odrzucenia albo tzw. chrześcijańskiej doskonałości. Zranione ciało, słysząc np. o miłości św. Jana Ewangelisty do Jezusa, o jego „spoczywaniu na piersi Jezusa”, na razie nie wie, o co w tym wszystkim chodzi, w Pieśni nad Pieśniami zauważa erotykę, ale nie zauważa czułości Boga i człowieka.

8. Mój Bóg stworzony na moje podobieństwo

Tak naprawdę odrzucone ciało nie przyjęło jeszcze Boga, który stworzył człowieka na swój obraz. Jest raczej odwrotnie; odrzucone ciało modli się do boga, którego ono stworzyło na swój obraz. Ma ono swój (nieprawdziwy) obraz Boga, w pewnych punktach na pewno jakoś styczny z prawdziwym, ale jednak w dość ważnych punktach całkiem inny. Człowiek, który ma jakiś obraz Boga, potem staje się wobec ludzi taki, jaki jest „jego” bóg wobec ludzi. Jeśli bóg zachowuje dystans, jest wielki i zimny, surowy, wymagający i osądzający, to wierzący w takiego stwora człowiek także zachowuje dystans, staje się wielki (w swoim mniemaniu), opanowany i nieustannie w myślach osądza wszystko i wszystkich. Zranione i opancerzone potem ciało z trudem może sobie wyobrazić, że mogłoby w niektórych sytuacjach zachować się jak Jezus. Opancerzone ciało oczywiście może podziwiać Jezusa, lecz jakoś nie może samemu zwrócić się z czułością i współczuciem do współczesnych mu kalek, oszustów i grzeszników. Nie pasuje mu to do słowa ,,Bóg”. Miłosierdzie wiąże mu się ze słabością, a przecież zranione ciało odrzuca słabość. Gdyby Jezus przyszedł na ziemię i znów poszedłby do biedaków, niejedno zranione i opancerzone ciało podziwiające Jezusa już by Go nie podziwiało. Mówiłoby, że przesadza, że przecież gdzie indziej jest bardziej oczekiwany, i to ze wszystkimi formami ludzkiej gościnności. Uderzenie w pancerz zranionego ciała i rozbicie go to także zniszczenie nieprawdziwego obrazu Boga. Jest to jednak bardzo trudna pielgrzymka: od sądu, prawa, grzechów, dystansu – do miłosierdzia, współczucia, bliskości, opieki, a w skrócie: od głowy do serca. To bardzo długa droga, ale warto ją podjąć dla ujrzenia Boga takiego, jaki naprawdę jest. Nie jest to jednak sprawa intelektualnych dociekań. Ten prawdziwy obraz Boga oczyszczany będzie łzami. Zranione ciało musi wylać czasem litry łez, aby dostrzec prawdziwy obraz Boga miłosierdzia. To obmywanie trwa latami, ale gdy zranione ciało się do Boga podsuwa, a nie odsuwa, przychodzi dzień, gdy Bóg okazuje mu swoje oblicze. Łzy bólu zamieniają się we łzy radości. Oczywiście prawdziwe światło oświecające oblicze Boga pochodzi od Ducha Świętego, same łzy nie doprowadzą zranionego ciała do „całej Prawdy”, czyli do miłości.

9. Próżna chwała

Określenie „próżna chwała”, czyli bycie chwalonym przez ludzi, kojarzy się z czymś lekkim, czymś, czego się szuka i co unosi człowieka w górę – ku jego zadowoleniu. Bywa siłą napędową wielu działań. Zranione i odrzucone ciało tak właśnie zdobywa u ludzi próżną chwałę, bo wydaje się mu, że bez niej nie miałoby wystarczająco dużo energii ani poczucia zadowolenia z tego, co robi. W rzeczywistości jest jednak inaczej. Ciężar, który przygniata codziennie odrzucone ciało, to właśnie ciężar ludzkich spojrzeń. Te spojrzenia, reakcje, miny, słowa podziwu to dla każdego odrzuconego ciała kolejny ciężar, a nie radość, nawet jeśli wszystko przykrywane jest uśmiechem. Maryja wie, jak bardzo jest umęczony ten, kto trwa przygnieciony ludzkimi spojrzeniami i opiniami, kto nieustannie jest na scenie i w napięciu odgrywa jakąś rolę, chcąc zasłużyć na aplauz. Maryja odwrotnie: musiała przecież słuchać wszystkich kpin i bluźnierstw, które „ci inni” rzucali na Jej Syna. Bezbronna – przyjmowała na siebie wszystkie szpady, które ludzie Jej wbijali: wykpienie i umęczenie Jezusa, idiotyczny sąd nad Nim, Jego przebite serce. Być może Jej siłą była wtedy wolność od próżnej chwały, od poklasku. Stała strapiona i słaba, w apokryfach mówi się nawet, że zemdlała pod krzyżem z nadmiaru bólu. Zranione ciało natomiast c z c i swoją widownię, błaga o akceptację, kupuje jej łaskawość i boi się jej wzroku. Próżna chwała jest więc dla niego nie radością, lecz przygniatającym ciężarem. Ono samo może jednak o tym nie wiedzieć. Żyje tak, bo „musi”. Maryja jest przy nim i błogosławi wszystkie dobre dzieła, które choć powstają „dla poklasku i próżnej chwały”, są obiektywnie dobre. Na zmianę motywów przyjdzie czas.

10. Od samokontroli do kontroli wszechświata

Zranione ciało nieustannie kontroluje siebie, prowadzi ciągłą obserwację tego, co robi i co mówi. Lubi mieć ściśle określone projekty. Te projekty zaczynają się potem rozciągać na innych ludzi i zranione ciało już „wie”, jak ma wyglądać jego przyszły mąż czy żona, jak powinien się zachowywać taki czy inny człowiek w każdej sytuacji. Dochodzi do tego, że zranione ciało zaczyna „wiedzieć”, jak powinien wyglądać świat. Jest to jego straszna męka. Nie pozwala ludziom być ludźmi, Bogu być Bogiem, a światu być światem. Wszystko dlatego, że nie pozwala sobie być sobą. Ono o tym na razie nie wie. Maryja prowadzi wszystkie jego kroki, bo zranione ciało jest jak niewidome dziecko, trzeba się nim opiekować bardziej niż innymi, ponieważ ono samo nie potrafi kierować się swoim własnym sercem. To się w przyszłości będzie zmieniać.

Dlaczego zranione i opancerzone ciało jest „niewidome”? Pewnego razu do okulisty przyprowadzono ślepnącą nastolatkę. Żadne leki nie pomagały. Lekarz jednak zauważył, że ma ona na szyi bardzo ciasno zawiązany rzemyk, który uciskał tętnicę, nie pozwalając na dotlenienie mózgu i innych organów znajdujących się w głowie. Odcięcie się od swojego serca, swojego ciała, życie tylko na poziomie „powyżej szyi” chroni przed zranieniami, ale nie dopuszcza również tlenu. Zranione ciało więc „ślepnie”, robi coraz więcej błędów, staje się coraz bardziej osamotnione, traci kontakt z otoczeniem. Gdy coś mówi, ma się wrażenie, że nie widzi rzeczywistości. Coraz mniej widzi.

To tylko niektóre rysy portretu zranionego ciała, które na razie jest nieprzyjęte, nie wie, że istnieje i że jest zranione. Jest to okres przed otwarciem, a zatem przed nawiązaniem prawdziwego kontaktu – najpierw z sobą, a potem z kimkolwiek innym. Maryja również jest w jego przeżywaniu jakby „nieobecna”, ale nie z powodu Jej rzeczywistej nieobecności, lecz z powodu zamknięcia się ciała, niedopuszczania do siebie żadnej żywej osoby, żadnej czułości. Maryja jest Matką (w porządku łaski), ale nie dla zranionego ciała, bo ono Jej na to nie pozwala, żyje w swoim świecie. Hymn na cześć Maryi, Akatyst, porównuje Ją do szaty, która okrywa tych, co pozbawieni są parrhesia– otwartości na Boga, wolności dla Niego, odwagi, dziecięcej ufności, prostej gotowości serca, aby powierzyć się woli Bożej. Maryja okrywa swoją miłością cały dramat takiego życia-nieżycia jak płaszczem. Ona chce ochronić zranione ciało przed błędami, których ono nie jest nawet świadome; chce prowadzić zamknięte ciało do momentu, w którym Bóg powoła je do otwarcia. Maryja jako Matka chce ponownie „urodzić” człowieka, jest to rola Ducha Świętego i właśnie Maryi. Oni wspólnie tworzą tę niezwykłą płodność. Ponowne „urodzenie się”, otwarcie zranionego ciała na życie, na ludzi, na siebie samego to drugi (po darze poczęcia) największy dar, jaki Bóg chce ofiarować każdemu opancerzonemu ciału. Maryja z jednej strony okrywa je swoją miłością, z drugiej strony doprowadza do momentu otwarcia, przełomu, pęknięcia. Zamknięte ciało z powodu swojego stanu zamrożenia nie ma prawdziwego kontaktu z rzeczywistością i to może prowadzić do wielu błędów, złych decyzji, sprowadzenia cierpienia na siebie i innych. Dlatego Maryja jest jak płaszcz chroniący przed błędami i ich skutkami. Po latach zranione ciało spojrzy na swoje życie ze zdumieniem: jak często i jak blisko byłem krawędzi i nie wyleciałem przez nią! Maryja chroni, prowadzi, ale nie rezygnuje z wypatrywania miejsca i czasu, kiedy ma nastąpić przełom, dzięki któremu zranione ciało poczuje każdą swoją tkankę, zacznie żyć i dawać życie. Mimo że takie otwarcie jest często obficie obmyte łzami, cierpienie ciała zamkniętego jest jeszcze większe. Maryja wie, że moment otwarcia może być poprzedzony długim kryzysem, cierpieniem czy też coraz bardziej piętrzącymi się problemami somatycznymi czy zewnętrznymi. Ponieważ skorupa zranionego ciała jest umacniana od wewnątrz, konieczne jest zatem silne uderzenie lub długotrwały nacisk z zewnątrz w postaci przeróżnych okoliczności, aby skorupa ostatecznie pękła. Mimo że zranione ciało uważa wszystko, co zbliża się do jego skorupy, za intruza i nie chce wpuścić nikogo do środka, poszukujące miłosierdzie Boże się nie męczy. Puka każdego dnia i czeka. Maryja jest znakiem tego miłosierdzia. Jej dotyk rozkruszył już wiele twardych murów okalających ludzkie serca i ludzki ból.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: