- W empik go
Vas - ebook
Vas - ebook
Nowa zagraniczna seria mafijna! Idealna dla fanów The Sweetest Oblivion i Złączonych honorem!
Nienasycony. Mściwy. Zaborczy.
Vas Wolkow od zawsze chciał być uznany przez rodzinę Wolkowów; czuć się dowartościowany i ważny. Jako syn służącej dorastał w biedzie w rezydencji zamożnych i bardzo wpływowych ludzi. Marzył o tym, by być taki jak oni, a nigdy nie był. Aż do teraz.
W końcu mężczyzna ma szasnę zyskać status i bogactwo, o których od dawna pragnął. Być równy ludziom, których całe życie podziwiał.
Na jego drodze staje dziewczyna. Vas nie ma pojęcia, dlaczego do tego stopnia zwróciła jego uwagę. Była zupełnie inna niż te, z którymi sypiał: zagubiona, nie wiedziała, kim jest, i w dodatku wydawała się religijna. I chociaż do tej pory wszyscy modlili się, aby ktoś ocalił ich przed gniewem Vasa, ona modliła się, żeby on ją ocalił.
Czy będzie chciał to zrobić?
Opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8320-314-0 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
(w kolejności władzy i wpływów)
Najważniejsze rodziny:
Rodzina Wasiliewów (Gospodarze Igrzysk)
Yuri – Ojciec (wiek: 52 lata)
Vera – Matka (wiek: 45 lat). Wkrótce po narodzinach bliźniąt opuściła rodzinę.
Vlad – Najstarszy brat (wiek: 22 lata)
Vika – Siostra bliźniaczka (wiek: 18 lat)
Viktor – Brat bliźniak (wiek: 18 lat)
Rodzina Wetrowów
Yegor – Ojciec (wiek: 59 lat). Nie żyje.
Anna – Matka (wiek: 45 lat). Nie żyje.
Veniamin „Ven” – Najstarszy brat (wiek: 28 lat)
Niko – Drugi brat (wiek: 19 lat). Nie żyje.
Ruslan – Trzeci brat (wiek: 18 lat)
Andru – Brat Yegora
Timofiej – Kuzyn, najstarszy syn Andru
Rodion – Kuzyn, drugi syn Andru
Zahkar – Kuzyn, adoptowany syn Andru
Rodzina Wolkowów
Leonid – Ojciec (wiek: 55 lat)
Olga – Matka (wiek: 46 lat)
Diana – Starsza siostra (wiek: 24 lat)
Irina „Cień” – Młodsza siostra (wiek: 18 lat)
Vas – Brat przyrodni (wiek: 18 lat)
Anton – Ochroniarz Diany (wiek: 51 lat). Nie żyje.
Rodzina Woskobojnikowów
Iosif – Ojciec (wiek: 61 lat)
Veronika – Matka (wiek: 55 lat)
Ivan – Starszy brat (wiek: 30 lat)
Artur – Młodszy brat (wiek: 28 lat). Nie żyje.
Alyona – Najmłodsza siostra (wiek: 19 lat)
Drugorzędne rodziny:
Rodzina Orlowów
Arkady – Najstarszy syn (wiek: 28 lat)
Rodzina Koslowów
Nestor – Ojciec (wiek: 55 lat)
Antonina – Matka (wiek: 49 lat)
Stepan – Jedyny syn (wiek: 19 lat). Nie żyje.
Rodzina Baskinów
Alfred – Ojciec (wiek: 52 lata). Nie żyje.
Monica – Matka (wiek: 47 lat). Nie żyje.
Kira – Córka (wiek: 24 lata). Nie żyje.
Rodzina Egorowów
W pozostałych rolach:
Darya
Kiedy zachodzi słońce, mrok rozświetla księżyc.PROLOG
Vas
Kiedyś…
Pot, lepki i śliski, pokrywa moją skórę, gdy posuwam ją coraz mocniej.
– Ukarz mnie, Vas – jęczy Vika stłumionym głosem, dobiegającym spomiędzy poduszek ułożonych na jej dziewczęcym łóżku.
Spędza tu więcej czasu niż w nowym domu.
Z początku pieprzenie jej było zabawne. Zupełnie jakbym pokazywał środkowy palec jej bratu i przyszłemu mężowi. Przez większość życia byłem dla nich nikim – zawodnikiem, którym zainteresował się Vlad, gdy zobaczył mnie na ringu należącym do Rodiona i Zahkara oraz przeznaczonym do podziemnych walk.
Słodka, jebana szesnastka. Właśnie straciłem matkę i musiałem znaleźć sposób na przetrwanie. Czułem żądzę krwi i miałem napady agresji. Wiedziałem, że muszę znaleźć sposób, by ten gniew ukierunkować – by działał na moją korzyść. A dzięki kochanej mamusi od najmłodszych lat trenowałem mieszane sztuki walki. Byłem niczym śmiercionośna broń, która tylko czeka, by wymierzyć ją w cel, i Vlad doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Znałem kuzynów Vena Wetrowa, Rodiona i Zahkara, ponieważ dorastałem w ich cieniu. Nie przypominali jednak pozostałych członków najważniejszych rodzin. Byli inni – mieli swój własny styl życia – i to w nich właśnie podziwiałem. Z biegiem lat staliśmy się dobrymi przyjaciółmi.
Vlad dostrzegł we mnie potencjał. Pamiętał mnie z czasów młodości i chciał, żebym został jego zawodnikiem na Igrzyskach – dopóki nie dowiedział się, kto jest moim ojcem.
Był wkurwiony jak sto pięćdziesiąt, gdy usłyszał o moim ewentualnym pochodzeniu, a jeszcze bardziej się wściekł, gdy przyjęto mnie do jednej z najważniejszych, liczących się rodzin.
Syn i spadkobierca imperium Wolkowa.
Vlad nigdy nie uważał mnie za równego sobie, więc pieprzenie Viki sprawiało, że czułem się, jakbym był na haju. Żałosne, że pozwoliłem mu mieć nade mną tak dużą władzę. Zrzucam to na karb swojego młodego wieku, ale ponieważ szybko się uczę, pragnienie, by być lepszym od nich, szybko stało się silniejsze niż pragnienie akceptacji.
– Mocniej, Vas. Zerżnij moją cipkę. – Vika odwraca głowę i patrzy na mnie.
Makijaż rozmazuje się jej na policzkach. Spoglądam na jej pośladki i wymierzam jej kilka silnych klapsów, dzięki czemu mój fiut pozostanie wystarczająco twardy, by dalej ją pieprzyć. Obejmując ramieniem jej biodra, szukam łechtaczki, po czym chwytam ją między palce i szczypię.
– Tak, jeszcze – błaga.
Ściskam jeszcze mocniej i sięgam do przodu, by chwycić ją za włosy. Krzyczy, szczytując, a ja się rozluźniam i wysuwam z niej.
– Doszedłeś? – pyta, wzdychając i opadając bezwładnie na pościel.
– A obchodzi cię to? – prycham.
– Ani trochę.
Ściągam prezerwatywę i wyrzucam ją do kosza obok szafki nocnej, po czym zeskakuję z łóżka i zbieram swoje ubrania. Muszę iść pod prysznic, żeby zmyć z siebie jej zapach. To się musi skończyć. Tym razem nawet nie dałem rady dojść.
Gdy wychodzę spod prysznica, ona już śpi. No i bardzo, kurwa, dobrze.
Wyślizguję się z pokoju i kroczę korytarzem posiadłości Wasiliewów, ale zatrzymuję się, kiedy słyszę czyjś płacz dobiegający z kuchni. Brzmi miękko i kobieco. Nie jest to rzadkie zjawisko w tym domu, ale teraz, gdy mieszka tu moja siostra, nie będę mógł zasnąć, jeśli nie upewnię się, że to na pewno nie ona.
Przechodzę przez drzwi i prawie wpadam na stojącą bez ruchu kobietę, która ma szeroko otwarte oczy i jest zupełnie naga, nie licząc małej skórzanej obroży zapiętej na jej szyi.
Światła są zgaszone, ale przez okna ciągnące się od podłogi do sufitu wkrada się blask lamp ogrodowych, który podkreśla najdrobniejszy kontur jej nieskazitelnego ciała.
Ma rozciętą wargę. Gdy podchodzę bliżej, zaczynam dostrzegać siniaki pokrywające każdy centymetr jej ciała.
Kto chciałby oszpecić takie piękno?
– Wszystko w porządku? – pytam, marszcząc czoło i rozglądając się, by zobaczyć, skąd się, kurwa, wzięła. Jest sama, ale nigdy wcześniej jej tu nie widziałem. Wygląda cholernie młodo, aż za młodo.
Czy to dziwka, którą Vlad ma na boku? Co za skurwysyn.
Nagle otwierają się tylne drzwi i do środka wchodzi jeden z ochroniarzy Yuriego, który przynosi ze sobą zapach dymu papierosowego.
– Proszę pana. – Kiwa głową, gdy spostrzega, że jestem obok. Kieruje wzrok na dziewczynę, choć wydaje się, że nie widzi jej nagości. Pewnie to jest widok, który ogląda przez cały czas. – Dalej. Czas minął – rzuca do niej.
– Nie zdążyłam nic zjeść – szepcze tak cicho, że nie jestem pewien, czy mój umysł nie płata mi jakichś figli.
– Byłem tam ze dwadzieścia minut. Miałaś kupę czasu – stwierdza mężczyzna.
Dziewczyna na moment przymyka otoczone gęstymi rzęsami oczy, a jej usta zaczynają się poruszać, jakby odmawiała cichą modlitwę. Wzdryga się lekko, gdy ochroniarz Yuriego chwyta ją za ramię i wypycha za drzwi.
Instynkt podpowiada mi, że powinienem jej pomóc. Zanim jeszcze zdążę się zorientować, co robię, łapię faceta za ramię, zatrzymując go. Jego spojrzenie pada na moją dłoń, a potem przenosi wzrok na moje oczy. Jest surowy i groźny.
Mógłbym w jednej chwili skręcić mu kark, po czym cisnąć jego ciało na posadzkę, zanim w ogóle zdałby sobie sprawę z tego, co się stało. Ale jestem tu nowy. Nie mogę zabijać ochroniarzy Wasiliewów, przebywając na ich własnym pieprzonym dworze.
– Kim ona jest? – pytam, wiedząc, że nie odpowiedziałaby mi, nawet gdybym zapytał ją bezpośrednio. Domyślam się tego po jej wzroku wbitym w podłogę, dokładnie takim, jaki przystoi karnemu niewolnikowi.
Kurwa. Nie ma mowy, żeby była niewolnicą, którą kupili. Chore sukinsyny.
– Jesteś w rezydencji Wasiliewów, a nie Wolkowów – odgryza się gnojek w tanim garniturze.
– Pozwól jej zjeść. – Powściągam narastającą wściekłość i przemawiam językiem uniwersalnym, który wszyscy doskonale rozumiemy: pieniędzmi. Wyciągam zwitek banknotów z kieszeni, odliczam tyle, żeby go zadowolić, i wsuwam mu je do przedniej kieszeni marynarki.
Szczerzy się.
– W sumie sam mógłbym zjeść – oznajmia, ciągnąc ją z powrotem do kuchni.
Jej urok jest obezwładniający. Muszę walczyć z chęcią pójścia za nimi. Jestem na terenie Wasiliewów, a nie Wolkowów. Nie mogę domagać się, by niewolnice nosiły pieprzone ubrania i jadły posiłki, niezależnie od tego, jak bardzo mam ochotę ściągnąć z siebie marynarkę i okryć nią tę dziewczynę. Wasiliewowie lubią przykładnie karać każdego, kto ośmieliłby się naruszyć ich prawo własności, i to właśnie na tę dziewczynę spadłby ich gniew, a nie na mnie. Zmusiliby mnie jednak do patrzenia, nie byłbym w stanie ani wymazać tego z pamięci, ani z tym żyć.
Muszę być silniejszy, żeby móc wykonywać takie ruchy. Ale nie szkodzi, władza to coś, po co zamierzam wkrótce sięgnąć.
Po całą tę pierdoloną władzę.
– Ona należy do tatusia. – Moich uszu dobiega głos stojącej na schodach Viki.
Czaiła się, jak pieprzona żmija, która tylko czeka, by ukąsić.
– Co? – warczę, wzburzony tym, że niezauważona zakradła się tak blisko mnie. Kurwa, przecież stać mnie na więcej.
Vika przewraca oczami i krzyżuje ręce na piersiach.
– Ta dziwka. Tatuś ją kupił i postanowił zatrzymać dla siebie. Nie jest żadną damą w opałach.
Kurwa, nienawidzę tych ludzi. Ostatnio najbardziej Viki.
– Zawsze chcesz wszystkich ratować. – Wzdycha i robi kilka kroków, by stanąć ze mną twarzą w twarz. Dłońmi wodzi po klapach mojej marynarki i przymyka powieki, trzepocząc rzęsami, oblizuje wargi, po czym zsuwa rękę niżej, do mojego kutasa, który jest miękki i zupełnie nie w nastroju, by udawać zainteresowanie kolejną rundą.
– Możesz uratować mnie, Vas – grucha.
Parskam śmiechem.
Niewiniątko się znalazło, dobre sobie. Do niewinnej jej bardzo daleko.
– Ludzi trzeba ratować przed tobą, a nie na odwrót – odpowiadam.
Unosi kąciki ust.
– Ale ciebie nie trzeba – szepcze, podnosząc głowę, by przycisnąć usta do mojej szczęki.
Ma rację. Nie potrzebuję ratunku przed nią, bo guzik mi zrobi.
– Dobranoc, Viko. – Odsuwam ją na bok i podchodzę do drzwi wejściowych, po czym otwieram je i znikam.
Gdy uderza mnie chłodne powietrze, odprężam się. Nie miałem skończyć wśród ludzi takich jak oni. Miałem stać u boku takich jak ta dziewczyna. To, że ją kupili, nie znaczy, że jest ich własnością.
Jestem gotów się założyć, że z własnej woli się nie sprzedała.
***
Wzdycham ciężko, wracając z rezydencji Wolkowów.
Nie powinienem był pozwolić, żeby Vika namówiła mnie na wizytę dziś wieczorem. Teraz obraz dziewczyny spotkanej w kuchni będzie tkwił w mojej głowie przez całą noc: dzika grzywa ciemnobrązowych włosów okalająca jej słodką twarz, duże brązowe oczy z plamkami koloru miodu – zbyt słodkie i niewinne jak na świat, w którym żyje.
Kurwa.
Patrzę w niebo i szukam najjaśniejszej gwiazdy. Mama zawsze mówiła, że ta, która świeci najjaśniej na nocnym niebie, będzie oświetlać mi drogę nawet wtedy, gdy już dawno nie będzie jej na tym świecie. Wierzę w jej słowa, bo zawsze mnie wspierała.
Noc to mój żywioł. Zawsze myślałem, że mam swoje miejsce wśród cieni, wśród ludzi, którzy żyją w świetle księżyca, a nie w promieniach słońca.
Moja mama ciężko harowała. Była biedna jak mysz kościelna i wychowywała mnie samotnie. Nie pochodziła z prominentnej rodziny, nie miała też żadnych powiązań ze światem pieniędzy. Każdy zarobiony przez nią rubel pochodził z godzin spędzonych na pracy – sprzątaniu domów obcych ludzi, karmieniu ich dzieci, byciu wykorzystywaną przez mężczyzn innych kobiet.
Dorastałem wśród dzieci, z którymi nie było mi wolno pokazywać się publicznie. Z którymi nie mogłem bawić się na tym samym placu zabaw ani chodzić do szkoły. Uczęszczały do prywatnych placówek, znajdujących się za wielkimi kutymi bramami, które miały za zadanie trzymać z dala niepasujących do tego typu miejsc ludzi.
Czyli takich jak ja.
Oni byli bogaci i wpływowi. Ja byłem synem służącej.
Kiedy moja mama łatała mi dziury w spodniach, żeby starczyły na kolejny rok, moi rówieśnicy wyrzucali markowe ciuchy – których nigdy nawet nie założyli – bo były modne w poprzednim sezonie.
Diana i Irina nigdy nie dały mi odczuć, że jestem wyrzutkiem czy kimś niegodnym, ale ich matka to już zupełnie inna sprawa. Nie pozwalała mi nawet siadać przy tym samym stole, przy którym siadały jej córki. Jadłem w kuchni ze służbą, gdy jaśnie państwo już skończyli posiłek. Byli obyci i podróżowali po świecie. Boże Narodzenie spędzali, jeżdżąc na nartach, a latem opalali się na egzotycznych wyspach, wynajętych tylko dla siebie.
Jeśli chodzi o mnie, miesiąc wakacji spędzałem z moją ciotką, która mieszkała na Kamczatce. Prawie codziennie zabierała nas na plażę z zapakowanym prowiantem, bo tak było taniej. Podobnie jak mama nie miała pieniędzy na luksusy, takie jak: jednodniowe, zagraniczne wypady czy wakacje. Zmarła, gdy skończyłem dwanaście lat. Mama mówiła, że to z powodu złamanego serca, ale tak naprawdę podcięła sobie żyły, gdy dowiedziała się, że spodziewa się dziecka swojego pracodawcy.
Kto chciałby dziecko z nieprawego łoża? I to takie, którego ojcem jest bezwzględny kawał skurwiela, niepotrafiący utrzymać fiuta w spodniach.
Moja matka, ot kto. Ciotka nie miała dość siły.
„Przeszłabym przez to wszystko jeszcze raz i nawet bym się nie zastanowiła. Dzięki niemu mam ciebie, Vas”, przypominam sobie jej słowa.
A teraz jestem tutaj i spoglądam na rezydencję, która wkrótce będzie moja. W przeszłości nie mieliśmy nawet takiego luksusu, jakim jest choćby własny pokój, a mury tej posiadłości przecież mogły pomieścić małą wioskę. Ale kiedyś mieszkał w niej bogaty mężczyzna, a z nim – nieszczęśliwa żona i dwie córki, które marzyły, by mieć możliwość wyboru i być wolne.
Tylko że… ich marzenia, nadzieje i duma zgasły, gdy pojawiły się okazje, dzięki którym ten mężczyzna, nasz ojciec, mógł realizować własne plany. Zamierzał stać się kimś więcej, niż był, i mieć coś więcej niż miliony, które leżały na jego koncie.
Jak ważne są pieniądze i pozycja, skoro niektórzy poświęcają wszystko, by je zdobyć?ROZDZIAŁ 1
Vas
Siedem miesięcy później…
Spoglądam na mojego ojca, ale nie czuję jakiejś szczególnej więzi z nim, tylko obawę związaną z tym, że to jego krew płynie w moich żyłach. Kiedy tu przyjechałem, miałem nadzieję, że odnajdę rodzinę i zostanę przez nią uznany po spędzeniu całego dotychczasowego życia na marginesie, w końcu chciałem poczuć się jak jeden z nich. Zupełnie nie wiem, jak mogłem pragnąć czegoś takiego.
Szukając tego mężczyzny, który mógłby podbudować poczucie mojej wartości, znieważyłem kobietę, która mnie wychowała.
Wszyscy synowie pragną być akceptowani przez własnych ojców, ale gdzieś w głębi mnie tkwiło przeczucie, że on nie okaże się takim człowiekiem, za jakiego go uważałem.
Faktycznie nie był. Był jeszcze gorszy.
– Spędzasz dużo czasu tutaj, w posiadłości Wasiliewów.
Wygładzam dłonią marynarkę i uśmiecham się. Ojciec nienawidzi poczucia, że nie ma nade mną kontroli. Chciałby, żebyśmy byli jak Yuri i Vlad. Taki układ, w którym tatuś mówi dzieciom, by skoczyły, a one ślepo wykonują jego rozkaz. Pieprzę to. Zawiódł mnie na całej linii, gdy zniszczył moją siostrę, Dianę, traktując ją gorzej niż psa. Oddał ją do domu Yegora, gdy zdradziła Vlada, a potem zachwycał się nią, gdy przyniosła chwałę nazwisku Wolkow na Igrzyskach, jakby cała reszta nigdy nie miała miejsca.
Rzygać mi się chce.
Moja matka też okazała się niepotrzebna. Przez chwilę była dla niego jak talia kart, którą mógł się bawić i układać według własnego uznania, aż w końcu stała się zbędna; wówczas schował ją i zapomniał o jej istnieniu.
– Moja siostra tu mieszka – oświadczam, uśmiechając się do niego. – Z przyjemnością nadrabiam stracony czas.
Spogląda na mnie smutno i marszczy brwi.
– Żałuję, że sprawy nie potoczyły się inaczej.
A ja nie. Gdyby on mnie wychowywał, jakim byłbym teraz człowiekiem?
Czy byłbym równie bezdusznym draniem, jak on?
– Nie wchodzisz? – pytam, stojąc przy samochodzie, i obserwuję ojca siedzącego wewnątrz i przypiętego pasami.
– Nie, mam sprawy do załatwienia.
Od śmierci Yegora jest jakiś nerwowy. Ciekawi mnie, co to za sprawy, ale nie na tyle, żeby zaproponować, że z nim pojadę. Jest ktoś, z kim muszę się zobaczyć.
– Dobrze, do zobaczenia w domu.
Kiwa głową i każe kierowcy ruszać.
Na stypę po pogrzebie Yegora zjeżdża się coraz więcej gości. Próbuję wejść do sali, zanim pojawi się Vika, ale ta mała manipulantka znowu okazuje się sprytniejsza ode mnie. Kręci się po holu i wzrokiem natychmiast wyłapuje mnie z tłumu, jakby nic innego nie robiła, tylko obserwowała drzwi w oczekiwaniu na moje przybycie.
Ta dziewczyna to kolejny wytwór środowiska, w którym przebywa.
Wychował ją bezwzględny mężczyzna, który nie dostrzega w kobietach żadnej wartości.
Vika została przehandlowana nie raz, lecz dwa razy, jakby była jakimś wielbłądem na pustyni. Jej ojciec nie docenił jednak własnej córeczki. Nie jest ani słaba, nie wygląda też na pokonaną. To diablica, w której płonie mroczny ogień.
Przypomina swojego tatusia o wiele bardziej niż jej brat.
Próba uniknięcia jej jest daremna, więc podchodzę do stolika z drinkami i biorę kieliszek. „Wsparcie się” płynem wydaje się niezbędne, kiedy przebywa się w jej towarzystwie.
Ciągłe wymachiwanie marchewką przed nosem Viki jest wyczerpujące. Domaga się ode mnie coraz więcej, ale ja nie potrafię jej tego dać. Mam nadzieję, że Yuri przychyli się do jej prośby o rozwód, choć jest to bardzo mało prawdopodobne.
– Dalej, Vas, wymknijmy się stąd – błaga Vika. – Przecież nikt nie zauważy.
Ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę, jest wymknięcie się, by zaspokoić jej potrzebę kutasa. Prześlizguję się wzrokiem po ludziach w poszukiwaniu pewnej wyjątkowej osoby, a gdy ją zauważam, nie mogę oderwać od niej oczu.
– Dlaczego nigdy nie możesz poświęcić mi całej uwagi? – prycha Vika. – Ciągle jesteś jakiś rozkojarzony.
Jestem tak cholernie znudzony jej beznadziejną egzystencją. Nawet nie potrafię już dłużej udawać. Prostuję się nagle, kiedy zauważam, że Veniamin puszcza moją siostrę Dianę i niczym prawdziwy taran przepycha się przez zgromadzonych gości. Tłum rozstępuje się jak pieprzone Morze Czerwone – wszyscy odskakują, oprócz niej.
Moja sponiewierana gwiazda.
Ruszam do przodu, ale nie daję rady dobiec do niej na czas. Ven ją odpycha, po czym dziewczyna z hukiem ląduje na posadzce. Taca, którą trzymała w ręku, upada na nią, a szkło rozbija się o płytki i rozpada na małe kawałeczki. Ven trąca mnie barkiem, gdy ślepo zmierza w kierunku bliżej nieokreślonego celu – czegoś za mną.
– Darya – dyszę, klękając, by pomóc uprzątnąć z niej ten rozpierdziel.
Syczy tylko cicho w odpowiedzi i odsuwa rękę od brzucha. Karmazynowe plamy przesączają się przez białą koszulę, którą ma na sobie. Pierwszy i jedyny raz widzę, że pozwolono jej ubrać się w cokolwiek. Yuri lubi, kiedy jest naga i uległa.
Kurwa, cała krwawi.
Oglądam obrażenia na jej ciele, ignorując ryk rozlegający się za mną.
– Już w porządku, Vas – szepcze Darya. Nie sposób nie zauważyć licznych sińców na jej udach: siniaków, których doznała z ręki tego skurwiela, który wielokrotnie ją gwałcił. Na szyi ma obrożę, ale dziś nie ma do niej przyczepionej smyczy.
Krew gotuje się we mnie na myśl o tym, jak teraz musi wyglądać jej życie. Pewnego dnia zabiję go za to. W tej chwili chcę jej tylko pomóc…
Choć odczuwam też ochotę na inne rzeczy.
– Przysięgam, że nic mi nie jest – powtarza i patrzy swoimi złotymi, miodowymi oczami, które błyszczą strachem, na coś ponad moim ramieniem.
Podążam wzrokiem za jej zaniepokojonym spojrzeniem do stojącego za mną Yuriego.
– Co to, kurwa, ma znaczyć, chłopcze? – warczy i odwraca się, by wrzasnąć na swojego syna. – Vlad. Dlaczego Veniamin dusi twoją siostrę? I dlaczego ten gnojek, Wolkow, obmacuje mojego pieprzonego zwierzaczka?!
Vlad rusza, by uporać się z zamieszaniem, które wybuchło za moimi plecami.
Odwracam się i widzę, jak odciąga Vena od Viki.
Co tu się odpierdala?
Vika zasysa powietrze.
– O co ci chodzi, do cholery? – charczy.
– Wszyscy won! – wykrzykuje Yuri.
Zewsząd słychać jedynie odgłosy stóp ludzi zmierzających w kierunku wyjścia.
Co jest nie tak z tymi przyjęciami Wasiliewów?
Kiedy w pomieszczeniu zostają tylko Wolkowowie, Wasiliewowie i Wetrowowie, Yuri zapala papierosa.
Twarz Vena pokryta jest purpurą, kiedy Ruslan i Vlad usiłują trzymać go z dala od Viki, a Diana przemawia do niego ściszonym głosem. Vika natomiast wpatruje się we mnie, trzymającego Daryę w ramionach.
– Niech ktoś lepiej zacznie gadać – żąda Yuri, wydmuchując kłąb dymu.
– Ten bydlak usiłował mnie zabić, a ty nawet nie kiwnąłeś palcem! – wrzeszczy na swojego ojca Vika.
– Veniaminie? – pyta Yuri.
– Ona zabiła Niko – oznajmia Ven śmiertelnie poważnym tonem.
Vika blednie i przykłada dłoń do sińców, które pojawiają się na jej szyi od uścisku dłoni Vena, chcącego wycisnąć z niej życie.
– Veniaminie, jakże mi przykro, że ambicje i ego Viki wymknęły się spod kontroli. Co mogę zrobić, by to naprawić? – pyta Yuri, a wszystkim, oprócz Ruslana, opadają szczęki.
– Tato – dyszy Vika.
– Zamknij jadaczkę, do kurwy nędzy – warczy. – Zawsze byłaś dla tej rodziny jedynie ciężarem.
– To właśnie miałem zamiar wam powiedzieć – oznajmia Ruslan, wyciągając z marynarki jakieś papiery i podając je Venowi. – Ojciec i Yuri dogadali się kilka miesięcy temu. Ty i Vlad zostaliście właścicielami Igrzysk, dostaliście tyle samo procent udziałów. Jesteście partnerami. Wszystko to należy do was.
Ven i Vlad sztywnieją, a Diana zatacza się, kiedy szuka w twarzy Yuriego potwierdzenia prawdziwości tych słów.
– Yegor był gotowy, by przekazać pałeczkę tobie, Ven, i miał coś do Leonida Wolkowa – stwierdza zimno Yuri. – Udało mu się zdobyć udziały Wolkowa, razem z niewielkim procentem od Iosifa Woskobojnikowa. To dałoby ci pięćdziesiąt jeden procent udziałów. Oczywiście, nie mogłem na to pozwolić, więc uzgodniłem z nim, że to ja ustąpię, by odzyskać ten jeden procent, a władzę przejmą nasi dwaj synowie. – Yuri gasi papierosa. – Widzisz zatem, że nie chcemy żadnych konfliktów. Musicie ze sobą współpracować, a to – dodaje, machając ręką między Viką a Venem – nie przejdzie.
– Żądam zemsty za śmierć mojego brata – warczy Ven.
– Będzie cię to kosztować jeden procent – szczerzy się Yuri. Manipulant pierwszej klasy.
Chce, żeby to Vlad miał większość udziałów.
– Załatwione – odgryza się Ven.
– Ven – rzucam ostrzegawczym tonem, a uwaga wszystkich zebranych koncentruje się na mnie.
– Dlaczego, do kurwy nędzy, tulisz dziwkę mojego ojca, Vas? Nie udawaj, że cokolwiek do mnie czujesz! – drze się Vika, błędnie odczytując moje ostrzeżenie skierowane do Vena jako troskę o nią.
– Ona nie jest dziwką – cedzę.
– O Boże, nawet nie zdajesz sobie sprawy, że naprawdę masz rację. – Ruslan parska śmiechem. Podchodzi do Yuriego i wręcza mu jakiś dokument.
– O co chodzi? – pyta Vlad.
Yuri spogląda spode łba i przebiega wzrokiem po papierach trzymanych w ręku.
– Vlad. – Ruslan gestem wskazuje na Daryę i ze złośliwą iskierką czającą się w jego oczach wyjaśnia: – Poznaj swoją młodszą siostrę.
Mam ochotę wybuchnąć śmiechem, bo to, co właśnie powiedział, to jeden wielki absurd, ale szybko rezygnuję, a cisza – ogłuszająca cisza – wypełnia salon. Marszczę czoło i czuję, że serce mi się ściska.
– Co ty, do kurwy nędzy, powiedziałeś? – warczy Vlad, podchodząc do ojca i wyrywając mu dokument z rąk.
Przyglądam się uważnie Daryi, próbując doszukać się jakiejkolwiek wskazówki w jej wyglądzie. Teraz, gdy nie patrzy w światło, dostrzegam, że jej oczy są bardziej brązowe niż bursztynowe – w niczym nie przypominają oczu Wasiliewów.
Ma miękkie i delikatne rysy, stanowiące zupełne przeciwieństwo Viki.
Vlad spogląda na Ruslana, mrużąc oczy.
– Co to, do chuja, ma znaczyć?
– Posłańców się nie zabija – odpowiada Rus. – Znalazłem to wśród rzeczy mojego ojca.
– On kłamie! – wrzeszczy Vika, w głowie z pewnością karząc mnie na tysiące sposobów za to, że wciąż klęczę przy Daryi.
Obrażenia dziewczyny są powierzchowne, ale powinien obejrzeć je lekarz.
– Podnieś ją – mamrocze Vlad, więc pomagam jej wstać.
Yuri wręcz warczy:
– To nieprawda. Z pewnością to kolejna z tych sztuczek Yegora, które tak lubił. Pamiętacie jego gierki, a to jest jeszcze jedna z nich. – Chrząka. – Przecież ona jest nikim. Powiedz mu, dziewczyno. – Jego nieznoszący sprzeciwu ton sprawia, że Daryę przeszywa dreszcz i zaczyna drżeć, wciąż uwięziona w moich ramionach.
– Jestem nikim – powtarza.
Ten sukinsyn musi stanąć ze mną na ringu, bym mógł go nauczyć, jak wytrzymać pieprzone lanie, które sam spuszcza innym.
– Jesteś kimś – zwracam się schrypniętym głosem do Daryi, po czym zbliżam usta do jej ucha tak, że tylko ona może mnie usłyszeć, i szepczę: – Dla mnie jesteś kimś.ROZDZIAŁ 2
Darya
Panie Boże, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną.
Wbijam wzrok we wzór dywanu leżącego w salonie. Nigdy nie pozwalano mi tu przebywać, aż do teraz. Wzór jest niepodobny do żadnego z tych, które widziałam do tej pory. Złoto, czerwień i oranż. Wszystkie barwy splecione, tworzące niezwykłe dzieło sztuki pokrywające podłogę. Jest czymś, co ma zostać zdeptane i zabrudzone. Misterne ściegi przypominają mi te, które wykonywała siostra Iwanonwa. Miała jakieś trzydzieści parę lat i w klasztorze była kimś, kogo mogłam nazwać „przyjaciółką”. Wszyscy duchowni zachwycali się jej dziełami i bardzo je chwalili.
Serce pęka mi z bólu. Tęsknię za nią.
Tęsknię za prostotą mojego ówczesnego życia.
Zza drzwi dochodzą gniewne, podniesione głosy, a ja zerkam na opatrującą mnie pielęgniarkę. Oczyściła mi skaleczenia, po czym obandażowała rany. Opuszki jej palców są miękkie i delikatne, choć jednocześnie wykonują precyzyjne ruchy, świadczące o jej doświadczeniu. Rany nie są głębokie, a ból jest wręcz absurdalnie mały w porównaniu z męką, przez którą przeszłam w tych murach.
Zamykam oczy i odganiam łzy.
Nie będę o tym myślała. Nie będę myślała o nim.
– Myśl, kurwa, myśl. – Dudniący, głęboki głos zwraca moją uwagę. Jak zawsze.
Vas Wolkow. Mężczyzna przesiąknięty grzechem, jak ta cała reszta, który jednocześnie wyglądem przypomina anioła. Czasami zastanawiam się, czy Bóg wysłał go, żeby mnie strzegł, kiedy byłam wystawiana na próbę. Innym razem wydaje mi się, że Bóg mnie opuścił i jestem w jakimś czyśćcu urządzonym na ziemi na wzór piekła. Tak czy inaczej, nie jestem pewna, jaką rolę Vas ogrywa w moim świecie.
Kiedy skóra mi się rozgrzewa, przygryzam wargę i odmawiam cichą modlitwę:
Panie Boże, Jezu Chryste, daj mi siłę.
Vas krąży po pomieszczeniu, a ja nie mogę się dłużej powstrzymać przed patrzeniem na niego. Ma na sobie garnitur, teraz bez marynarki, podobnie jak pozostali, ale nie jest aż tak wyrafinowany, tylko dzikszy i mniej dyskretny. Pod powierzchnią szaleje bestia. W normalnych okolicznościach taka myśl by mnie przeraziła. Ale po uporaniu się z tym, przez co ostatnio przeszłam, mam ochotę uwolnić drzemiącą w nim bestię. Co najgorszego może się stać? Zostanę zabita i w końcu uwolniona z tego piekielnego więzienia?
Vas wygląda, jakby chciał pochłonąć mnie w całości – jego białe zęby przygryzają wewnętrzny kącik dolnej wargi, a siekacz lśni w świetle. Ma zęby, które wyglądają o wiele bardziej zabójczo niż jakikolwiek demon, o którym czytałam, studiując księgi.
Moja skóra znów się rozgrzewa. Jest coś przytłaczająco grzesznego w pragnieniu śmierci zadanej zębami człowieka.
Panie Boże, Jezu Chryste, przebacz mi.
Jego silne palce przeczesują gęstą, brązową grzywę włosów. Gdybym była odważniejsza, podeszłabym do niego, ujęła jego dłonie w swoje i powiedziała, żeby przestał się tak o mnie martwić. Bo przecież się martwi. Ma to wypisane na twarzy. Może właśnie dlatego tak staram się walczyć w jego obecności. Pragnę uwolnić kryjącą się w nim bestię, bo w głębi duszy mam przeczucie, że być może ten potwór byłby w stanie mnie ocalić. Nie zniszczyłby mnie tak, jak zrobili to inni. Wziąłby mnie w swoje potężne ramiona i zgładziłby inne demony po to, by mnie chronić.
Gdyby była tu siostra Iwanonwa, wysłałaby mnie do jednej z kaplic na modlitwę, gdyż jestem pewna, że mam na twarzy wypisane wszystkie grzeszne myśli. Zawsze wydawało mi się, że ona dokładnie wie, co mi chodzi po głowie.
Mimo to nie jestem w stanie odwrócić od niego wzroku. Krzyżyk, który zawsze nosi na szyi, pozostaje ukryty pod kołnierzykiem i krawatem, ale czuję, że jego siła promieniuje i udziela się również mnie. To znak, którego potrzebowałam tej nocy, gdy wszedł do kuchni i przemienił moje piekło w odkupienie. Nie miał wtedy krawata, a górny guzik jego koszuli był rozpięty. Łańcuszek błyszczał w świetle, ukazując mi cudowną iskierkę nadziei.
Nie wiem, dlaczego jakiś człowiek – wcielenie samego diabła – zabrał mnie z mojego domu, którym był klasztor, i zmusił do życia w tym świecie. To było tak dawno temu, że ledwie potrafię sobie przypomnieć, ile czasu minęło. Miesiące? Lata? Niektóre dni były dla mnie jak wieczność – wieczność wtłoczona w dwadzieścia cztery godziny. Fakt: ten diabeł wcielony skazał mnie na to życie, ale gdyby nie on, nigdy nie spotkałabym Vasa Wolkowa.
„Złam ją. Yuri lubi, gdy są uległe”, okrutne słowa człowieka-diabła ciągle rozbrzmiewają w mojej głowie, dręcząc mnie.
Ponownie przenoszę wzrok na twarz Vasa. Czuję w piersi trzepotanie przypominające skrzydła gołębi w starej kaplicy, w której tak lubiłam przebywać. Za każdym razem, gdy odwzajemnia moje spojrzenie – zupełnie jakby mógł zajrzeć w głąb mojego umysłu, skóra staje mi w płomieniach, a serce śpiewa. Tylko jedna osoba potrafi sprawić, że czuję się dowartościowana. I jest nią właśnie on. Mój promień nadziei.