Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

Veloraz. Pióra Onyksu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Veloraz. Pióra Onyksu - ebook

Jesteś w stanie podjąć najlepsze decyzje, nawet jeśli cały świat będzie namawiać cię do tych złych

Siedemnastoletni Logan do tej pory znał wielkie przygody tylko z kart książek. Wszystko zmieniło się, gdy wraz z dziadkiem wyruszył do tajemniczego domu w głębi lasu. W nim odkrywa wyjątkowy sekret i poznaje szokującą prawdę: poza Ziemią istnieje jeszcze inny świat, a on należy do rodziny królewskiej.
Logan trafia na Veloraz, wyspę zmiennokształtnych, gdzie będzie musiał stanąć do walki, która toczy się między królestwami rozsianymi po Nieskończonym Oceanie. Aby to zrobić, wstępuje w szeregi oddziału młodszych zaklinaczy. To jednak dopiero początek jego zmartwień. Zagrożenie czyha bowiem wszędzie, a magiczny świat, który jawił się w jego oczach wspaniale, nocą jest spowity przez cienie…

„Veloraz. Pióra onyksu” to fantastyczna opowieść o walce dobra ze złem, magii, smokach, intrygach i poszukiwaniu własnej tożsamości, w której można się całkowicie zatracić.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8373-090-5
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Logan

Ostatnie pociągnięcie ołówkiem złączyło przeciwległe linie horyzontu. Z nieregularnego splotu kresek, na tle ciemniejącego nieba, ukazał się ogromny samolot. Przedstawiona sceneria była identycznym odwzorowaniem widoku za oknem, przez które co chwila wyglądał Logan.

Maszyna leniwie przecięła warstwę chmur, wyrównując lot. Widok pomarszczonej tafli oceanu zasłoniła nieprzenikniona biel, ciągnąca się w nieskończoność. Chłopak bez większego zaangażowania zaczął dorysowywać kolejne chmury, ale szybko mu się to znudziło i w końcu pogrążył się we własnych myślach. Miał tylko nadzieję, że ta niezapowiedziana wycieczka szybko się skończy i będzie mógł wrócić do domu. Niestety jak na razie termin powrotu nie był jeszcze znany.

Pozostało mu zatem tylko jedno – rysowanie, czyli jedyna czynność, podczas której posiadał nieograniczoną władzę. Tam wszystko podążało według jego wytycznych. Nic nie było w stanie pójść nie tak, jeśli sam o tym nie zdecydował, a starał się oczywiście wybierać tylko te najlepsze opcje.

Niestety, jak się okazało, jego prawdziwe życie postanowiło wybrać tylko te najgorsze.

Z dnia na dzień został wrzucony do zupełnie nowej rzeczywistości. Przewodnikiem po niej został, chcąc nie chcąc, dziadek, o którego istnieniu dowiedział się zaledwie kilka godzin temu. Krótkie, siwe włosy oraz lekko przygarbiona, ale wciąż umięśniona postura próbowały zakamuflować prawdziwe oblicze starszego mężczyzny, które jasno dawało Loganowi do zrozumienia, że nie wpadł w odwiedziny na rodzinne pogaduchy po latach nieobecności. Przeszywające spojrzenie staruszka sprawiało wrażenie, jakby wciąż rozmyślał nad właściwym sposobem ukarania chłopaka za coś, co kiedyś zrobił… albo dopiero zrobi.

Absurdu całej sytuacji przydawał też fakt, że jego własna matka od siedemnastu lat powtarzała mu wielokrotnie, że są dla siebie jedyną rodziną. Oczywiście kiedyś próbował się wypytać, choćby właśnie o dziadków, ale wtedy otrzymał odpowiedź, że „wszyscy już dawno nie żyją”.

Logan musiał stwierdzić, że jak na trupa, dziadek radził sobie całkiem nieźle w oddychaniu czy ciągłym pisaniu SMS-ów. Siedząc kilka miejsc od niego, staruszek od dłuższego czasu nie podniósł spojrzenia znad ekranu swojej komórki. Widocznie miał naprawdę wiele spraw żywego człowieka do załatwienia. _Dlaczego mnie okłamała?_ Chłopak zadawał sobie to pytanie od kilku godzin, ale nie wpadł na żadną usprawiedliwiającą zachowanie matki odpowiedź.

Samolot wylądował, zanim Logan zdążył wysnuć trzecią teorię na temat tego, w jaki sposób mógłby się rozbić. Czasem z nudów uwielbiał tworzyć w głowie niesamowite historie, które rzecz jasna nigdy się nie spełniały. Biorąc pod uwagę wydarzenia towarzyszące teorii rozbicia się samolotu numer dwa, może to i lepiej.

Przed lotniskiem czekał na trójkę podróżników czarny samochód z zaciemnionymi szybami. Za kierownicą siedział mężczyzna, około trzydziestki, w czarnym garniturze i okularach przeciwsłonecznych, czyli w stereotypowym komplecie szofera. Gdy Logan wraz ze swoją matką i dziadkiem wsiedli do samochodu, głowa kierowcy nawet nie drgnęła, by zerknąć w ich stronę.

Staruszek polecił matce chłopaka, żeby usiadła wraz z nim z tyłu, po czym sam zajął miejsce pasażera. Ona z kolei tylko rzuciła swojemu synowi porozumiewawcze spojrzenie, które mogło oznaczać jedynie „porozmawiamy później”, i bez słowa wykonała polecenie.

Od samego początku nie protestowała, tylko wpuściła dziadka do domu, wysłuchała tego, co miał do powiedzenia, po czym powiadomiła Logana, że za pięć minut wyjeżdżają. Pospieszne pakowanie się nigdy nie było jego mocną stroną, co przypłacił brakiem słuchawek w samolocie.

Przez całą jazdę uwaga staruszka była skupiona tylko na jednej osobie, jakby ciągle pilnował, aby matka chłopaka nagle nie wyskoczyła przez okno. Jego natomiast traktował bardziej jak intruza niż swojego wnuka. Logan nie wiedział dokładnie, czym zajmuje się dziadek, ale to nie mogło być coś tak oczywistego, jak naprawa lodówek czy prowadzenie własnej kwiaciarni.

Po godzinie krajobraz za oknem zaczął się zmieniać. Już dawno zostawili za sobą oznaki ludzkiej cywilizacji i teraz otaczała ich już niemal w zupełności czerń przydrożnych pól i drzew. Przejażdżka trwała w najlepsze, a Logan miał wystarczająco dużo czasu, by zgłębić teorię o tym, że dziadek rozważa porzucenie go gdzieś w lesie. Jeśli mu się poszczęści, może na stacji benzynowej. Śmiertelna cisza panująca w pojeździe, której przyczyną był właśnie on, była prawie że namacalna. Czuł, że oboje członków jego rodziny czeka rozmowa nieprzeznaczona dla jego uszu, na którą wcześniej zabrakło im czasu.

Chłopak kilka razy próbował nawiązać kontakt wzrokowy ze swoją matką, ale ta zawiesiła spojrzenie na koronach drzew za oknem. Jej długie, czarne włosy zasłaniały jej teraz smutne, szare oczy. Wcześniej dostał od niej oficjalny zakaz używania swojego telefonu, więc dla jego przyjaciół oficjalną wersją jego zniknięcia prawdopodobnie stało się porwanie. Wiedzieli, że Logan nigdy nie opuściłby zawodów pływackich. Nie mieli rezerwowych, więc cała drużyna zostanie zdyskwalifikowana, a on nawet nie będzie mógł się wytłumaczyć! Reakcja jego zawiedzionego trenera była obecnie jedynym argumentem, który przemawiał za tym, by jednak nie wracał do domu. Dla własnego bezpieczeństwa, nigdy.

Do tego wspaniałego momentu w życiu Logana brakowało tylko deszczu, ale zamiast niego wydarzyło się coś bardziej nieprzewidywalnego. Ktoś w końcu przerwał pasmo milczenia.

– Za kilka minut będziemy na miejscu – odezwał się dziadek, a jego wzrok w lusterku padł prosto na Logana. – To mały domek piętrowy. Na górze znajdziesz wolne pokoje. Masz niezwłocznie wejść do jednego z nich, zamknąć za sobą drzwi i nie wychodzić. – Prośba brzmiała jak rozkaz, z którym nikt nie miał prawa się nie zgodzić. – Nie przeszkadzaj nam, będziemy potrzebować spokoju. Ktoś może nas nawet odwiedzić, ale nic z tego nie jest twoim zmartwieniem.

Matka Logana uderzyła ręką w szybę.

– Teraz już tak, skoro wziąłeś go ze sobą! – odpowiedziała zamiast swojego syna.

Dziadek rzucił jej mordercze spojrzenie, ale ona bez problemu je odwzajemniła.

Po tej krótkiej wymianie zdań, której Logan ponownie nie był częścią, znowu zapadła cisza. Trwała ona do czasu, aż samochód ostro skręcił w prawo, zjeżdżając do lasu. Nie było tam żadnej wyraźnie wytyczonej drogi. Jedynie drzewa, między którymi kierowca sprawnie manewrował. Musiał jechać według wyuczonego schematu, bo nikt nie znający na pamięć ich układu nie byłby w stanie przejechać dalej.

– Ups – mruknął pod nosem mężczyzna, gdy samochód podskoczył na wystającym z ziemi olbrzymim korzeniu. Jego głos był pozbawiony jakiejkolwiek emocji, a blada twarz nie przepuściła od początku jazdy przez swoje żyły ani jednej czerwonej krwinki.

_Skąd dziadek wytrzasnął kogoś takiego? I do jakiego rodzaju pracy?_ – zastanawiał się chłopak, szczerze wątpiąc, że ktoś taki pełnił rolę jedynie szofera.

W końcu po kilku minutach przedzierania się przez gąszcze, zza linii drzew wyłonił się średniej wielkości dom.

Dzięki światłom samochodu Logan już z daleka mógł przypatrywać się miejscu, o którym wspomniał dziadek. Ku jego zdziwieniu budynek wyglądał na opuszczony. Nie paliło się ani jedno światło i wyglądało to tak, jakby od wielu lat nikt już tutaj nie mieszkał. W dodatku ciemnozielony bluszcz prawie w całości porastał szare ściany, dając do zrozumienia, że nikogo nie obchodzi stan i wygląd domu. _Świetnie za to sprawdziłby się jako kamuflaż_ – stwierdził chłopak. _Tylko do czego dziadkowi potrzebny był dobrze ukryty dom w środku lasu?_

Kierowca zatrzymał samochód, po czym cała czwórka opuściła pojazd. Staruszek, oglądając się w stronę, z której przyjechali, pospiesznie przekręcił klucz w potężnych, drewnianych drzwiach. Puścił Logana przodem, więc ten nie miał czasu dokładnie rozejrzeć się po wnętrzu. Zdążył jednak zauważyć, że dolne piętro tworzyły cztery pomieszczenia. Salon, kuchnia i prawdopodobnie sypialnia, bo zza lekko uchylonych drzwi dojrzał małe łóżko.

Zagadką pozostawało jednak to czwarte, zamknięte za czarnymi drzwiami, z okrągłą, złotą klamką! _Wygląda na to, że dziadek nie należy do najbiedniejszych_ – wywnioskował Logan. Naprawa lodówek zdecydowanie odpadała z listy jego potencjalnych zawodów.

Chłopak szybko dostał się po schodach na górę. Na piętrze znalazł trzy sypialnie i łazienkę. _Tyle pomieszczeń, a brakuje reszty domowników._

Wybrał pierwszy lepszy pokój i rzucił swoje pospiesznie upchnięte w plecak rzeczy na łóżko. Nie było tego zbyt wiele. Ubrania, książki, dzienniki do rysowania i zestaw ołówków, czyli według chłopaka tylko te „niezbędne rzeczy”, jak to ujęła wcześniej jego matka.

– Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię, ale jeszcze nie teraz. – Logan usłyszał jej uspokajający głos, gdy stanęła w progu pokoju.

Niestety zaraz za nią wyłonił się dziadek i wszedł do środka tylko po to, aby upewnić się, że drewniane okiennice dalej są zamknięte.

– Oczekujemy, że ktoś się tu włamie? – zapytał Logan, widząc dziwne zachowanie dziadka.

Staruszek jednak nawet na niego nie spojrzał.

– Zostań tu.

Z takimi słowami pożegnania zatrzasnął drzwi od sypialni chłopaka, w której ten został sam na sam z miliardem pytań. Chociaż wcześniej dostał wyraźny zakaz, i tak odblokował telefon, żeby sprawdzić, w jakim dokładnie miejscu się znajduje.

Ostatnia kreska zasięgu dzielnie walczyła, ale po chwili i ona poddała się przytłaczającej atmosferze tego miejsca i odeszła w zapomnienie. Loganowi nie pozostało nic innego, jak tylko rzucić się na łóżko, wyciągnąć pierwszą lepszą książkę z plecaka i czekać na rozwój wydarzeń. _Których częścią najwyraźniej nawet nie jestem_ – westchnął w myślach.

– Nic bardziej mylnego, mój drogi.

Całe ciało Logana zastygło w ułamku sekundy. W jego głowie jeszcze przez parę sekund rozchodził się echem nieznajomy, acz kojący każdy mięsień w jego ciele głos. Słyszał go po raz pierwszy w życiu, ale mimo to wydał mu się głęboko znajomy. Chłopak spróbował zmobilizować gardło do działania, by móc spytać, jakim cudem usłyszał czyjś głos we własnych myślach, ale nic z tego. Był kompletnie sparaliżowany.

– Cichutko. Ssspokojnie. Obiecuję, że gdy tylko dasz mi to, czego potrzebuję, wrócę po ciebie.

Ciało chłopaka zaczęło powoli, mimowolnie układać się na łóżku. Spróbował krzyknąć, ale ponownie dźwięk uwiązł mu w ściśniętym gardle.

_Co się dzieje?!_ – spanikował, gdy po chwili wszystko wokół niego zaczęło się rozmazywać. Najpierw jego ręce, w których dalej trzymał książkę, a po chwili łóżko i reszta pokoju! Gdzieniegdzie przelatywały mu przed oczami jasnoróżowe smugi, malowane przez niewidzialne pędzle. Jedyną sprawną częścią ciała okazały się powieki, które zaczęły powoli opadać w dół, pozbawiając chłopaka widoczności.

_Kim jesteś?!_ – spróbował krzyknąć po raz ostatni, tym razem w myślach.

W głowie Logana ponownie pojawił się cichy szept.

– Artyssstką – zasyczał głos. – Jessstem ci naprawdę wdzięczna, że przez tak długi czasss mogłam dzielić się z tobą moimi dziełami! Possstaraj się o nich nie zapomnieć.

_O czym ty mówisz?!_

– Do zobaczenia!

Logan zapadł w sen w momencie, w którym jego głowa dotknęła poduszki.

– Gah! – rozpaczliwie złapał powietrze, gwałtownie podnosząc się z łóżka.

Kaszlnął kilkukrotnie, próbując oczyścić płuca z kurzu, który z jakiegoś powodu próbował go udusić. Przedtem nie zauważył, żeby w pokoju było go aż tak dużo. Z każdym płytkim wdechem ogarniało go dziwne uczucie, jakby powietrze zaczęło… smakować inaczej? Gdyby miał to do czegoś porównać, to prawdopodobnie byłoby to uczucie towarzyszące napiciu się wody z błotem, podczas gdy przez ostatni tydzień piło się wyłącznie wodę z górskiego źródełka.

Usiadł na łóżku, próbując uspokoić rozszalałe bicie serca. _Po prostu musiał przyśnić mi się jakiś koszmar_ – ocenił, obiecując sobie, że już nigdy nie będzie czytał powieści grozy przed pójściem spać. Słyszał o paraliżach sennych, ale przeżycie go na własnej skórze sprawiło, że uznał, iż jest to coś, czego wolał już nigdy więcej nie doświadczyć.

Nie miał pojęcia, ile czasu minęło od jego małej drzemki, ale za oknem dalej panowała ciemność. Zamknął oczy, by łatwiej było mu się skupić na wychwyceniu dźwięków jakiejś rozmowy, ale w domku panowała śmiertelna cisza. _Żadnych głosów na zewnątrz i żadnych w mojej głowie_ – ucieszył się. Miał szczerą nadzieję, że tak pozostanie.

Logan podniósł się z łóżka, nagle zupełnie wypoczęty i pełen energii. _Mogę iść dalej spać, tak jak chce dziadek_ – zastanowił się w myślach – _albo spróbować dowiedzieć się, o co tutaj tak naprawdę chodzi._ Druga opcja brzmiała zdecydowanie bardziej interesująco.

Schował do kieszeni swój dziennik, z którym praktycznie się nie rozstawał, i telefon, który… jakimś cudem miał inny wygaszacz ekranu niż dotychczas?

– Co jest?! – syknął pod nosem chłopak, kiedy po trzeciej nieudanej próbie wpisania PIN-u, którego Logan chyba nie zmienił ani razu od czasów podstawówki, telefon się zablokował.

_Naprawdę musiałeś się zepsuć?_ _W takim momencie?_ Westchnął i schował ten przerośnięty kalkulator do kieszeni.

Upewniwszy się, że nikt nie stoi pod drzwiami jego sypialni, Logan wyszedł na mały korytarz i ruszył na palcach w stronę schodów. Zaczął powoli, stopień po stopniu, schodzić w dół, cały czas uważnie nasłuchując. Jedynym źródłem światła w całym domku okazało się wpadające do salonu przez szpary w okiennicach światło księżyca. Dzięki niemu Logan szybko sprawdził kuchnię i pozostałe pomieszczenia, ale wszystkie okazały się puste. Nie tylko one, cały dom sprawiał wrażenie opustoszałego!

Na inspekcję czekał jeszcze tylko jeden pokój, ten za drzwiami ze złotą klamką… albo… normalną klamką? Przywidziało mi się? Logan mógłby przysiąc, że gdy pierwszy raz wchodził do domku, klamka od drzwi położonych najbliżej schodów na piętro była złota! W końcu tylko dlatego zwrócił na nią uwagę!

Logan przyłożył ucho do teraz już niczym nie wyróżniających się drzwi. Nic.

_Dziadek ma dobrze ukryty, na pierwszy rzut oka normalny domek w lesie, w którym najcenniejszą rzeczą jest jakaś głupia niebieska waza, stojąca w kącie salonu_ – spróbował podsumować, czego się dowiedział. _Ponadto najwyraźniej ten dom potrafi zmieniać hasła telefonom bez zgody ich właścicieli, a także podmieniać klamki od drzwi._ Logan nie zamierzał ustąpić. Wiedział, że wcześniej mu się nie przywidziało, więc dziadek musiał trzymać w tamtym pokoju coś wyjątkowego.

Przez moment przeleciała mu przez głowę myśl, że może jednak powinien uszanować prywatność dziadka. To w końcu jego sprawy i… Każąc tej myśli się zamknąć, otworzył drzwi.

Stanął przed długim, ciemnym tunelem prowadzącym w dół. _Cudownie._ Westchnął, ale nie zastanawiając się dłużej, ruszył przed siebie.

Po kilku minutach ostrożnego schodzenia, Logan zorientował się, że brodzi w kompletnej ciemności. Jako że drzwi same się za nim zamknęły, nie miał żadnego źródła światła, ale mimo to był w stanie dostrzec zarys stopni przed sobą. Nie wiedział do końca, jakim cudem było to możliwe, ale wtedy ujrzał jaśniejącą niebieską poświatę przy ścianie na końcu tunelu.

Podszedł bliżej i rozpoznał dziesięciocyfrowe, podświetlane klawisze na metalowej tarczy umieszczonej przy żelaznych drzwiach.

– Oczywiście, że tak – jęknął, nie będąc jeszcze gotowym na zakończenie swojej ekspedycji.

Wiedział, że czekało go ponad milion kombinacji, zanim odgadnie hasło. _Po co dziadkowi takie zabezpieczenie?_ Podsłuchiwanie nie wchodziło w grę, ponieważ drzwi wyglądały na dźwiękoszczelne. Spróbował więc ocenić stan każdego z przycisków. Liczba cztery była nieco bardziej przetarta niż inne, ale na pozostałych nie było nawet jednej ryski. Przypomniał sobie swój ulubiony detektywistyczny serial, w którym bohaterowie odgadywali hasło, używając szkła kontaktowego albo kartki papieru i ołówka. Obejrzał aż osiem sezonów, więc można było powiedzieć, że posiadał podstawowe doświadczenie w tym zakresie.

Jednak zanim Logan zdążył przekonać się na własnej skórze, że seriale nie zawsze są tak wiarygodne, jak się wydaje, drzwi zabrzęczały i stanęły otworem.

Chłopak błyskawicznie przylgnął do ściany korytarza.

– Nie ma już żadnej innej opcji, Saro. – Usłyszał głos dziadka. Mogło mu się wydawać, ale chyba brzmiał nieco starzej niż wcześniej. – Musisz nam pomóc albo cała rodzina na tym ucierpi.

– Jeśli pomogę, jest duża szansa, że ucierpi przy tym mnóstwo innych osób. – Głos matki Logana przepełniała złość. – Dobrze wiesz, że właśnie dlatego odeszłam! By wykluczyć tę opcję! Żebyśmy nie musieli po raz kolejny przeprowadzać tej samej rozmowy. Ty oczywiście nie mogłeś tego uszanować, a dobrze znasz moje zdanie na ten temat. Nie zmienię go.

– Jeśli nie pomożesz, ucierpią miliony! Czasem trzeba podjąć trudną decyzję, żeby inni mieli szansę na zwycięstwo. Inaczej wszyscy poniesiemy porażkę.

– Tylko dlaczego my mamy decydować, komu odebrać tę szansę?

– Bo taka odpowiedzialność spoczywa na naszej rodzinie! – uniósł się dziadek.

– Lada chwila te inne zaatakują – odezwał się ktoś jeszcze, ale wystarczyło Loganowi jedno spojrzenie na jego ciemną sylwetkę, by ustalić, że nie był to szofer. Nieznajomy podpierał się na dziwnie wyglądającej lasce, a jego głos wskazywał na to, że mógł być nawet starszy od dziadka. „Potrzebujemy cudu bardziej niż kiedykolwiek, a słyszałem, że pani właśnie takim dysponuje.

– Chcę chronić ludzi na naszej wyspie, ale to tylko kwestia czasu, zanim ten plan wymknie się spod kontroli – westchnęła. – Co, jeśli ktoś zabierze wam Acceler i spowoduje jeszcze większe zniszczenia?

Dziadek prychnął.

– Nawet nie wiesz, ile czasu poświęciłem na przygotowanie najbezpieczniejszego sposobu na…

– To nigdy nie będzie bezpieczne!

– Zapewniam cię, że jest! Dobrze cię znam, więc tylko z tego powodu kazałem cię tu ponownie sprowadzić!

– Uwierz mi, czuję się zaszczycona, że osobiście oderwałeś mnie od mojego nowego szczęśliwego życia tylko po to, by ponownie wciągnąć mnie w ten dół, który sam sobie wykopałeś! – rzuciła sarkastycznie. – Niepotrzebnie tylko wydałeś pieniądze na lot. Teraz musisz pokryć i koszty powrotu, bo gdy tylko wstanie dzień, wracam z Loganem do domu.

– Lot? – spytał dziadek, wyraźnie zaskoczony.

Logan, nim tamci razem zniknęli w tunelu, kontynuując rozmowę, przez cały czas błagał w myślach, żeby nie odwrócili się w jego kierunku. _Raczej nie dyskutowali o wydarzeniach jakiejś książki…_ – zastanawiał się, wiedząc, że powagę w ich głosach musiało wywołać coś bardziej realistycznego.

Wykorzystując sytuację, chłopak powstrzymał otworzone przez dziadka drzwi przed ponownym zamknięciem i wślizgnął się do zabezpieczonego kodem pokoju.

Logan, mimo wielu teorii, które stworzył podczas schodzenia w dół, nigdy nie zdołałby przewidzieć tego, na co właśnie patrzył.

_Wow!_ Ułożył usta w bezgłośnym okrzyku zdumienia.

Pierwszym, co rzucało się w oczy, była stojąca w centrum pomieszczenia na marmurowym piedestale mała, wyrzeźbiona z szarego kamienia statuetka kamiennego stwora z pazurami i wystającymi z pleców skrzydłami. _Gargulec_ – odgadł Logan.

Samo posiadanie przez dziadka takiego przedmiotu nie wzbudziłoby u chłopaka takiego niepokoju. Dopiero cztery zapalone świece, ustawione dookoła statuetki, przechyliły szalę.

_Chyba czas stąd uciekać, zanim dziadek zdąży złożyć mnie temu czemuś w ofierze._ Cofnął się o parę kroków w stronę drzwi, ale wtedy jego wzrok padł na drewniany stolik stojący w dalszej części pomieszczenia. Paliła się na nim mała lampka, która poza świecami była jedynym źródłem światła w czarnym pokoju, tak dużym, że chłopak nie potrafił nawet ocenić jego dokładnej wielkości. Wyglądało to tak, jakby statuetkę gargulca ze wszystkich stron otaczała nieprzenikniona ciemność.

_To zły pomysł._ Chłopak westchnął, ale wiedział, że nie może przepuścić takiej okazji. _Dziadek jest albo handlarzem kamiennych rzeźb, albo kimś w rodzaju kultysty?_ – zawęził pozostałe opcje. Była duża szansa, że odpowiedź leżała na drewnianym biurku, więc wystarczy, że na nią zerknie, po czym wybiegnie z tego domku i nigdy do niego nie wróci.

Szybkim krokiem, zataczając szeroki łuk wokół statuetki gargulca, podszedł do biurka i przybliżył lampkę do leżącego na nim otwartego dziennika. To, co w nim znalazł, było jednak zupełnym przeciwieństwem odpowiedzi; raczej jedynie przyczyną lawiny nowych pytań.

Zjednoczenie potęgę da,

Dotyk tych, co pozostają,

Bo gdy każda wyspa w walkę się wda,

Ochroni tych, co wszystkie już mają.

By połączyć atrybuty,

Należy stworzyć nadzieję,

Zdobyć górski szczyt w fiolet okuty,

Złamać okrąg, gdzie wszystko istnieje.

Zniszczyć obsydianowy mur,

Wyrwać łańcuchy zniewoleń,

Rozbić piękny miliona tęczy twór,

Wystrugać strach na twarzach pokoleń.

Uleczyć czerwienią dobro,

Zło wyprowadzić z uwięzi,

Wydobyć z otchłani pustki srebro

I roztrzaskać kryształowe więzi.

Druga szansa może zawieść,

Zniszczyć to, co zbudowano,

Na piórach ognia i nocy się wznieść

Lub spaść w głębię, gdzie światło schowano.

Ocean Nieskończoności

W końcu z lądem się połączy,

Osiem królestw zaprzeczy wolności,

I w niewolę Kompas gwiazdy złączy.

Czytając, chłopak wykluczył kolejną opcję. Dziadek zdecydowanie nie był szaleńcem poetą. W końcu staruszek napisał niemający żadnego sensu wiersz, którego podmiot liryczny był prawdopodobnie tak samo zdezorientowany jak Logan.

_No dobra. Czas na mnie_ – postanowił, niemal czując na sobie gorąco płomyków ognia ze środka pokoju.

Odwrócił się w ich stronę, ale wtedy jeden silny podmuch powietrza zgasił wszystkie cztery świece, pogrążając pomieszczenie w jeszcze większej ciemności. Towarzyszył temu dźwięk czegoś ciężkiego, uderzającego o ziemię.

Logan szybko wycofał się w stronę biurka i wycelował lampką w statuetkę gargulca. Nagle wyrzeźbiony stwór wydał się jeszcze bardziej przerażający.

– Nie masz pozwolenia, by tu być.

Chłopak poczuł, że jego serce o mało nie wyskoczyło mu z piersi, gdy z ciemności wyłoniła się większa i definitywnie bardziej niebezpieczna wersja gargulca ze statuetki. Kamienny stwór, wysoki na co najmniej dwa metry, z szarą skórą, twarzą przypominającą skrzyżowanie wilka z niedźwiedziem, kończynami wyposażonymi w gadzie pazury i pierzastymi skrzydłami wyrastającymi z pleców, wszedł w snop światła latarki. Ubrany był w podobny garnitur co wcześniej szofer dziadka, ale ten zamiast z materiału również był z kamienia!

Logan przypomniał sobie kojący głos ze swojego snu. Nagle zapragnął znaleźć się z powrotem w swoim łóżku z paraliżem mięśni. Widocznie dalej tkwił w jakimś koszmarze, bo tylko tak był w stanie wyjaśnić istnienie stojącej przed nim istoty.

Zamiast czekać, aż jego umysł pozwoli mu się obudzić, zaczął przesuwać się powoli w stronę wyjścia.

– Spokojnie. Należysz do władców wyspy Veloraz. Nie mogę cię skrzywdzić – powiedział gargulec, na szczęście nie ruszając się z miejsca.

– Cieszę się, w takim razie już stąd idę! – odkrzyknął Logan, nie rozumiejąc nic z tego, co właśnie usłyszał, i zanim zdążył przypomnieć sobie, że przecież nie zna kodu do otwarcia żelaznych drzwi, te niespodziewanie stanęły otworem.

Do pokoju wpadła matka Logana. Ciężko dysząc, złapała go za rękę, rzucając mu przelotny uśmiech.

– Wiedziałam, że tu będziesz, nie zawiodłeś mnie!

– Nie ma czasu! Musimy uciekać! – krzyknął chłopak, wypychając ją z pomieszczenia. Obejrzał się za siebie, ale stwór dalej stał nieruchomo w świetle lampki.

Logan zatrzasnął za sobą drzwi i odetchnął z ulgą, ciągle nie wiedząc, czego dokładnie był świadkiem.

– Widziałaś to coś?!

– Z tego, co pamiętam, to akurat on nam nie zagraża – rzuciła, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem. – W przeciwieństwie do tych innych wielu zagrożeń.

– Dziadek? – zgadywał Logan.

Matka skinęła głową, dodając jednak:

– Obawiam się, że nie tylko.

Oboje zaczęli biec po schodach na górę. W zaledwie kilka sekund opuścili ciemny korytarz i wybiegli z domu.

– Wsiadaj, natychmiast! – rozkazała matka chłopaka, podobnym tonem głosu co dziadek.

Wskazała palcem stojący obok czarny samochód, wyciągając z kieszeni kluczyki. Chłopak nie miał pojęcia, jakim cudem znalazła się w ich posiadaniu, ale jeszcze nigdy nie widział jej tak wyprowadzonej z równowagi, więc postanowił nie zadawać zbędnych pytań. Spojrzał za siebie, mając nadzieję, że nie zobaczy ścigającego ich kamiennego stwora. Pusto. Na szczęście. Odetchnął z ulgą, ale zauważył za to, że wcześniej przebijający się przez korony drzew księżyc teraz z jakiegoś powodu postanowił zgasnąć.

Logan zajął miejsce pasażera obok swojej matki, a ona drżącymi dłońmi uruchomiła silnik.

– Słuchaj mnie uważnie! – krzyknęła, puszczając do końca sprzęgło i jednocześnie mocno wciskając gaz.

Samochód z piskiem opon ruszył przed siebie. Matka Logana zaczęła wykonywać nerwowe ruchy kierownicą, próbując manewrować między drzewami. Niestety nie miała takiej wprawy jak poprzedni kierowca. Choć chłopak już wielokrotnie był pewien, że teraz na sto procent się rozbiją, jego matka za każdym razem znajdowała przejazd.

– Czegokolwiek się dowiesz, pamiętaj, że zawsze chciałam dla ciebie jak najlepiej! Niestety wygląda na to, że poniosłam porażkę już na samym początku! – W jej oczach błysnęły łzy.

– Nie do końca wiem, co się tu dzieje, ale może zadzwonimy na policję? – zaproponował Logan.

– Nie pomogą nam. Już nikt nie może nam pomóc. Zawiodłam, więc jesteś zdany na siebie. – Zaryzykowała, żeby rzucić mu przelotne spojrzenie. – Ufaj tylko sobie! Dobrze wiem, że jesteś w stanie podjąć najlepsze decyzje, nawet jeśli cały świat będzie namawiał cię do tych złych.

Jej zdenerwowanie było niemal namacalne i chociaż Logan nic nie rozumiał, miał wrażenie, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Nie miało to żadnego sensu, w końcu spędził z nią nieodłącznie każdy dzień przez siedemnaście lat. Chłopakowi zdawało się, że na zewnątrz robi się coraz ciemniej.

– Mamo, co się dzieje? – spytał ponownie, zachowując pełną powagę.

– Musisz uciec. Nie możesz tam zostać, rozumiesz? Jeśli to zrobisz, znowu cię złapią! Sama do końca nie wiem, jak to działa, ale twoją jedyną szansą na normalne życie jest ucieczka! – Jej spanikowane spojrzenie widocznie zauważyło coś w tylnym lusterku, bo nagle rozpacz w jej głosie się wzmogła. – Wierzę, że odnajdziesz się w nowym świecie i szybko zaakceptujesz go takim, jaki jest, tylko po to, by na zawsze go zmienić.

– Nowym świecie?

– Obiecaj, że zapamiętasz to, co ci powiedziałam!

– Byłoby mi łatwiej, gdybyś nie mówiła zagadkami i faktycznie odpowiadała mi na moje pytania!

Mimo spływających po jej policzkach łez matka Logana zdobyła się na uśmiech.

– Cieszę się, że cię poznałam… tak naprawdę. Nawet przez tę krótką chwilę. I nie martw się, z czasem to, co ci powiedziałam, nabierze sensu. Najważniejsze, abyś zapamiętał, że nie mogą zdobyć piór nocy! Jeśli je masz, nigdy im ich nie dawaj! Obiecaj mi!

– Dobrze! – dał za wygraną Logan, będąc naprawdę gotowym, by raz na zawsze wydostać się z tego koszmaru.

Coś zatrzęsło całym samochodem, przez co matka Logana straciła nad nim panowanie. Skręciła ostro w prawo, żeby ominąć najbliższe drzewo, ale tam czekało już na nią kolejne.

Maszyna z głośnym trzaskiem rozbiła się o gruby pień.

Minęło kilkadziesiąt sekund, zanim Logan wrócił do rzeczywistości.

– Uciekaj! – Chociaż piszczało mu w uszach, usłyszał głos matki, a następnie jej zduszony krzyk.

Otworzył oczy, ale nie było jej już na miejscu kierowcy. Cały świat dalej wirował, ale chłopak i tak zdołał uchylić drzwi samochodu i wyjść na zewnątrz.

Las ogarnęła nieprzenikniona ciemność. Wszystko umilkło. Wiatr przestał wiać. Drzewa nie odważyły się nawet zaszumieć. Światło… cóż, Logan miał wrażenie, że coś takiego nigdy nie istniało.

Spojrzał w górę i wreszcie ją odnalazł. Jego matka wisiała w powietrzu, trzymana przez ciemny kształt, który górował nad samochodem i powoli wgniatał pojazd w ziemię. Stwór sprawiał wrażenie, jakby w całości był zrobiony z cienia. Chłopak rozpoznał jednak błysk czarnych ślepi, patrzących prosto na niego. Dziwnie znajomych czarnych ślepi.

– Zostaw go! – rozkazała jego matka.

Cienista postać wydała z siebie gromki dźwięk, który przypominał śmiech. Logan domyślał się, że gdyby mogły, właśnie tak śmiałyby się grzmoty podczas burzy.

– Też się cieszę, że cię widzę! – Usłyszał głęboki, przeraźliwy głos, który zadudnił mu w czaszce.

Oszołomiony chłopak mógł jedynie patrzeć, jak cienie go pochłaniają. Oplotły jego nogi, ręce, tułów i głowę. Wlały mu się nawet do oczu i ust. Uczucie przypominało nurkowanie w wodzie bez uprzedniego zaczerpnięcia powietrza. Kompletnie stracił władzę nad ciałem, ale nie przypominał sobie momentu, kiedy w ogóle ją miał.

Obok siebie ujrzał kobietę, która była z nim przez całe życie. Życie, co do którego teraz nie był pewien, czy istniało, czy nie. Wiedział jednak, że ona istnieje. Wyciągnął ku niej rękę… albo raczej chciał to zrobić. Cienie pozbawiły go wszelkiej kontroli.

– On po ciebie nie przyjdzie! – krzyknęła.

Błysnęło srebrne światło. Kobieta zniknęła. Zamiast niej pojawiła się czarnopióra sowa, która zaczęła szaleńczo dziobać ciemny kształt.

– Ałć! Przestań! Naprawdę?! Nie tak wyobrażałem sobie nasze ponowne spotkanie! – przemówił upiorny głos.

Odpowiedział mu tylko głośny pisk sowy.

Ogromny stwór zaczął odpędzać od siebie drapieżnego ptaka, ale ten nie zamierzał odpuścić. Pazury sowy cięły ciemność, jakby była upolowaną przez nią zwierzyną.

Logan czuł, jak odzyskuje władzę w nogach. Nie namyślając się długo, zrobił to, co kazała mu… ta kobieta, z którą siedział przed chwilą w samochodzie? Dziwne, nie mógł sobie przypomnieć jej imienia.

Zaczął szybko oddalać się w głąb lasu, ale po chwili za jego plecami ponownie błysnęło srebrne światło. Zatrzymał się, żeby obejrzeć się przez ramię.

Z jakiegoś powodu chciał jeszcze raz ją zobaczyć.

Sowa zniknęła, a w jej miejsce na powrót pojawiła się nieznajoma. Logan nie wiedział, co miał czuć, kiedy cienie zaczęły ją oplątywać. Kobieta krzyczała i biła niewidzialnego napastnika. Ze łzami w oczach spojrzała prosto na chłopaka. Wyglądała, jakby chciała mu coś przekazać. Powiedzieć o milionie rzeczy, o których nigdy nie było jej dane choćby wspomnieć.

Niestety zanim mogła choćby spróbować, cienie zabrały jej słowa.

Zabrały jej oddech.

Zabrały ją.

Logan nie był w stanie stwierdzić, czy to wszystko dzieje się naprawdę, ale co do jednego był pewien. Jemu cienie również coś odebrały. Coś, co dotychczas zawsze było z nim, ale już nigdy nie będzie.

– Lepiej zaczerpnij powietrza.

Chłopak ledwo usłyszał pozbawiony wszelkich emocji, głęboki głos za plecami, który skądś kojarzył. Towarzyszył mu trzepot skrzydeł i dźwięk ocierających się o siebie skał. Obok niego wylądowała kamienna, szara postać i chwyciła go za rękę.

– Veloraz – odezwał się krótko nieznajomy.

Logan, zanim oślepiło go srebrne światło, zdążył jeszcze zobaczyć, jak cienisty potwór wbija w niego usatysfakcjonowane spojrzenie swoich czarnych ślepi.

~ Witaj w domu ~ rozbrzmiał w głowie Logana upiorny głos.

Kamienny uścisk był ostatnim, co chłopak poczuł, zanim pochłonęła go pustka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: