- W empik go
Vice versa - ebook
Vice versa - ebook
Vice versa — to poetycki zapis doświadczeń, przemyśleń i odniesień do osobistych, bliskich i intymnych relacji. Bez kategoryzowania ich w standardach moralnych. Są immanentnym prawem indywidualnego wyboru człowieka i nie są zdeterminowane gloryfikowanym przez moralistów podziałem płci. Zaś opowieści o podróżach — to zapis wrażeń i refleksji, wzbogaconych odniesieniami do faktów z historii, literatury i obyczajów — które zawsze są nam niezbędne aby zrozumieć inne zwyczaje i postawy.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8351-311-9 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
to małe pajęczynki myśli —
snute ukradkiem,
Spisywane przy kawie.
A czasem przemyślane tylko
pomiędzy jazdą samochodem
a z okna wyglądaniem.
w niedotykalnym świecie widzianym obok.
w tych krótkich olśnieniach których nigdy dokładnie
nie potrafimy:
ogarnąć,
zapisać,
namalować.
Wiersze to takie małe medale wrażeń.
Wręczane nam przez siebie samych
i tylko przez nas rozumiane.
Bez orkiestry,
fanfar,
i czerwonych dywanów.
W tym prostym świecie
który przemierzamy samotnie
pomiędzy wychodkiem
a ścianą.
Wiersze to skrzętnie
po latach zbierane
myśli okruszki.
Corpus delicti
naszej niewdzięcznej pamięci.Aria
Zuzannę do mojego pokoju
przemycałem skrycie,
za każdym razem
chroniąc ja przed złym spojrzeniem,
mojej gospodyni,
co wstając przed świtem,
spać się kładła zbyt późnym wieczorem…
(stad nasze amory z konieczności
dotyczyły bardzo późnej pory).
Pewien problem w tym że w uniesień szczycie
Zuzanna śpiewać miała zwyczaj —
sopranem koloraturowym
(może nazbyt głośno lecz z werwą solistki)
Cóż mogłem począć aby nie krępować
jej muzycznej pasji?
Brałem w ręce gitarę i akompaniowałem…
drżąc cały o mocny sen gosposi.
Aż do pewnego dnia
kiedy o świcie —
odkryliśmy gosposię drzemiąca…
(w muzycznym zachwycie)
w fotelu pod drzwiami!
Od tego dnia
przychodząc do mego domu
śpiewaliśmy z Zuzanną unisono!
(A mnie do dzisiaj
pozostało muzyczne obycie)
I to wewnętrzne przekonanie
co pewność daje —
że muzyka łagodzi obyczaje!Joanna Cnotliwa
Joanna dbała o cnotę.
Przychodziła do mnie
okuta w pancerze.
Body, ciężkie rajstopy
spodnie szczelnie zapięte!
(współczesny pas cnoty).
Rzecz szczególna —
nie miała żadnych zastrzeżeń
od pasa w górę,
dając myśl ku temu
aby oddać się zachłannie
hiszpańskiemu marzeniu…
Cóż dalej. Mam powiedzieć?
Z czasem,
(nieco znużony)
nagi,
otulony jej ogromnymi piersiami…
Byłem jak Jezus.
Pomiędzy łotrami.Amazonka
Zosia uwielbiała zawody hippiczne
woltyżerkę i jazdę na oklep.
Bezdroża, lasy, rowy i manowce
nie były jej obce!
Podział dnia przy Zosi był więc ustalony.
Rano obrządek: mycie i staranne czesanie.
W południe szybka przejażdżka
po łące, na sianie…
Natomiast w nocy miała zwyczaj
przychodzenia nago.
O różnych porach
z pejczem i w ostrogach.
Nie raz budziło mnie na oklep dosiąście!
Lubiła ujeżdżać mnie bardzo powoli.
Z gracją, nadzwyczaj starannie.
Ceniąc precyzje kroku
i dokładność tempa.
W chwilach moich narowów
ostrogą nadając rytm stępa…
W bezsenne noce braliśmy
więc wiatr w zawody
z łatwością pokonując
przestrzenie hippicznej
ekstazy…
Była mi Amazonką
Lady Godivą
i Damą z szaleństwa
(naszego rodzimego miłośnika koni).
I choć do dzisiaj
jeszcze noszę ślady jej ostrogi…
Chętnie Konia z Rzędem tej oddam
która Zofii nie ustąpi drogi!Karuzela
Krystyna
pamiętam dobrze —
myślami często
była nieobecna…
Rankami miewała
Madonny dostojność.
Wieczorem — duszę dziecka.
Zatem wraz ze zmierzchem
bardziej zajmowały nas
medyczne zabawy.
Była mi pielęgniarką
i doktorem — razem
intensywnie kurując
me nieśmiałe stany.
Dnie i noce przepływały
w śnieżnobiałej aurze.
Czasem jednak
robiliśmy wypady.
Jarmarki
Targi
Cepeliady…
Szczególnie uwielbiała
wszystko co się kręci.
A karuzele były co krok!
Z watą cukrową, lizakiem
i duszą na dłoni
tak była zachwycona —
że bez żalu na strzelnicy
dla niej traciłem wzrok!
Dbałem więc o jej rozrywki
także po powrocie do domu.
Karuzelę czyniąc
z naszych ciał splecionych
w pośpiechu porzucając odzienie
Sed etiam de Revolutionibus
Orbium Coelestium —
decyduje metraż!
Signum delimitationis
prawdziwego dzieła.
Zatem mając nogi spętane
resztkami odzienia —
nigdy się nie wykażesz
czasem obrotów
nieskończonym
gdy chcąc, nie chcąc
polegniesz
między łóżkiem a szafą…
Odtąd przestrzegam Jurka G. zasad:
1.Ubrania zawsze równo
w kostkę ułożone!Prawniczka
Teresa była prawniczką.
Więc w imieniu prawa
swego męża zdradzała.
(Kiedyś go kochała).
Musiała jednak kogoś
za swe życiowe rozterki ukarać.
A zdrada
to przelotna kara.
W zgiełku jej opowieści
o życiu rodzinnym
był imperatyw jedyny:
winny!
winny!
winny!
Aby wiec dosyć
stało się sprawiedliwości,
rolę kata grał co chwilę inny!
Nigdy dosyć kary
dla udowodnionej winy!
Tak więc pośród kodeksów litery
i pomiętych paragrafów —
(uwzględniając także
filozoficzny aspekt sprawy)
gubiły nam się role
w pościeli odmętach.
Kto katem jest
a kto ofiarą.Matematyczka
Donata,
żyjąc w liczb świecie
sex zawsze planowała.
Punkt 8.00 — rano
z matematyczną precyzją
wchodziłem w jej ciało.
Liczył się każdy milimetr
ruchu posuwisto-zwrotnego.
Miejsce na pocałunki
wytyczały współrzędne.
Całkowałem jej geometrycznie
doskonale ciało.
Pierwiastkowałem wrażenia
by mieć coś na później.
Ja, swobodny elektron słowa
(bliższy fizyce eksperymentalnej)
z pasją chłonąłem aksjomaty
tych algebraicznych doznań.
A priori zakładając, że i tak nie odkryję
wszystkich tajemnic jej mobiusowego ciała..
…aż sielankę tą przerwał
mąż Donaty — cichy rzemieślnik.
Skrycie numerując detale
jej intymnej garderoby
(które czasem u mnie zostawiała)
aby w końcu dać dowód zdrady.
Chociaż w algebraicznym doznań
kształcie cały czas doszukiwałem się
przesłania — jak równanie rozwiązać
gdzie uczuć są same niewiadome?
To z uniwersalnego
miłosnego limes continuum — założenia
pozostały mi jedynie
z Ludolfiną P. zbliżenia..Dla Agatki za pyszne gołąbki
(krótka bajka)
Agata uwielbiała
wszystko, co małe:
małe samochody
małe lokomotywy
i małe obiady.
Na które czasem
zapraszała mnie
za zgodą męża!
Jej specjalność — Gołąbki
pochłaniałem chciwie
mając w zanadrzu chęć
na recydywę..
Cóż z tego…
Ten trop musiałem niestety porzucić!
Bo mąż Agaty
(choć nieuleczalnie cierpiąc
na niemoc liryczną)
dysponował w nadmiarze
sporą siła fizyczną.
nec Hercules contra plures
Więc tak jest i tak być musi
(czasem na tym świecie)
Przy Agacie czuję się
jak św. Franciszek.
Lecz powiem całkiem szczerze
(moje drogie dzieci)
że nad moją głową
zamiast aureoli
krążek pessarium
wciąż świeci!Czytelniczka
Irenę?
zawsze spotykałem w bibliotece…
Chłodna (z pozoru) posągowa piękność
za literatury murem..
Miałem zwyczaj
przyglądać się jej dyskretnie
nim leniwie przerzuciwszy karty
wychodząc przedostania
uparcie gasiła światło.
Artystyczny wizerunek
miłości do wiedzy —
taką ja zawsze będę pamiętać..
Odkąd podglądając
przez jej ramię
studiować począłem
niektóre aspekty
jej czytelniczego trudu.
Szczególnie tych ksiąg
sanskrytu maczkiem pisanych
z ilustracjami jak z bajek
pełnych mężczyzn i kobiet
w dowolnym przekładzie.
Do czasu..
kiedy pewnego wieczora
rozsunąwszy stos ksiąg
na zielonym suknie stołu
uczynniła posłanie
i stanowczym spojrzeniem
poprosiła mnie ładnie —
abym zgodnie z kanonem
począł kształtować swe ciało
W najprzemyślniejsze figury..
Ja, chłonny wiedzy, poddawałem się
tym artystycznym wymaganiom
i z szacunku dla literatury
nadwyrężałem jak mogłem
możliwości mojej fizycznej natury..
Aż ekslibrisy — pełne pięknych
rysunków detali jej kształtnego ciała
jak motyle poczęły wylatywać
z ksiąg…
Bo pod naszymi ciałami
zamierały rewolucje
kończyły się wojny.
Skały kruszyły
i topniały lodowce.
Budowle i figury
przybierały kształt doskonały.
A sens bytu stawał się
jasny, zrozumiały.
Do dziś
(choć za te literackie ideały
w życiu dostawałem baty!)
wiarę mi przywraca
tylko to wspomnienie
w Ireny spojrzeniu..
Wiecznie płonące kaganki
miłosnej oświaty.Anna
Anna była zazdrosna.
Zawsze pilnowała
moich miłosnych wagarów.
Więc na taksówki wydawała krocie
aby śledzić mnie po całym mieście;
a wystając w nocy pod moim oknem
nabawiała się ciągłych katarów.
Leczyłem ją jak mogłem.
Pomiędzy łyżką syropu
a szklaneczką grogu
z pełnym poświęceniem
otulałem ja swoim ciałem —
skutecznie chroniąc od chłodu!
Lecz Anna zawsze sceptycznie
przyjmowała tak oczywiste
dowody mojego uczucia,
pokazując mi daty, zdjęcia
dokumenty
i dodając zjadliwe recenzje
urody kobiety
(z którą czasem w interesach
spotykałem się w mieście).
Zaprzeczałem zawsze
z wrodzonej skromności.
Bo widzisz Aniu?
Teraz po latach
mogę ci to wyznać szczerze.
Wszystko to czyniłem
wyłącznie w dobrej wierze!
Dla Ciebie chciałem być
mężczyzny symbolem
jak Robin Hood, czy Janosik —
rozbójnikiem miłości.
Który z uczuć przelotnie
inne odzierał kobiety.
Aby Tobie jedynej
złożyć je w ofierze.
Oczywiście, kłamałem.
Ale szczerze!Ogrodniczka
Iwona była wielbicielką jarzyn.
Mogła godzinami przebywać w ogrodzie
i pośród jego krętych ścieżek
czynić swe gusła, zaklęcia i czary.
Aby później
w vermeerowskiej kuchni
pośród ziół, ingrediencji
i miedzi z precyzją jubilera
poszukiwać skazy.
A kiedy już wszystkie były
w pierwszym gatunku,
miały swój kolor, wielkość i miejsce
z pasją alchemiczki
układała je w cieście.
Zważywszy, że śniadania
zwykle przygotowywała nago
ja, z wegetariańskim zapałem
chrupałem na przystawkę —
jej pupkę
jak świeżą bułeczkę..
Pomiędzy pierwszym
a drugim zawałem.Pokój i wojna
_Dla Moniki, Mirry i Jagi_
Morze spermy przelałem
w walce o podległość
jej młodego ciała.
Aby pod gradem pocałunków
tysiąc razy polec.
Lecz niestrudzenie
zdobywałem bastiony jej piersi
oznaczone symbolem
czterdzieści i cztery.
Spierzchniętych pocałunkami warg
pragnienie gasząc w kropelkach jej potu
opór reduty V
pokonywałem przemyślnie —
językiem przecinając zasieki
z poskręcanych włosów.
Aby w oczekiwaniu
słodkiego końca walki poczuć
jak słabnące drżenie ciała
powoli zwiastuje Pokój.
Od stóp aż do ramion
demarkacyjne linie wytyczyłem
uwzględniając erogenne punkty.
Ustami i językiem nieustannie
zaznaczałem drogi odwrotu.
Od wnętrza dłoni aż po łuki bioder
w zagłębieniach ramion, zakamarkach szyi
kryjąc się jak w wygodnych okopach.
Choć tyralierą palców anektowałem plecy
a w ofensywie pocałunków przejmując inicjatywę
chytrym manewrem zajmowałem jej tylne pozycje..
..to po eksplozji zdalnie kierowanego pocałunku
w pozornej euforii zwycięstwa —
nieraz nad bojem traciłem kontrolę.
Bo cóż czynić
kiedy w nagłej szarży kawalerii
niespodziewany atak cię zaskoczy?
Z czasem, okrążony..
Zamknięty w jej udach i ramionach
(nim oddałem ostatni wystrzał
brany w niewolę snu)
taktykę kontrataku obmyślałem skrycie
przed nadmierną kontrybucją uczuć!
(za co bezwzględnie wydawany był na mnie wyrok
egzekucyjnego plutonu pokuszeń.)
Zatem wiele razy zdążyłem tak polec
aby wreszcie po coś radośnie zmartwychwstać!
Mając w pamięci z zasad kilku —
zawsze stawać na Apel
Poległych w Miłosnym Uścisku!
A w czułym wzajemnym poddaniu
takiej chcianej wojny przedstawić memoriał!
Co po wszystkie czasy sprawi
że..
non omnis moriar.Na krakowskim rynku
Na krakowskim rynku
ludzi karmiłem
okruchami słowa.
Gołębie puszczałem wolno.
Uwalniając z natrętnej dydaktyki.
One zaś dostojność karmienia chlebem
demonstrowały drobnymi kroczkami.
W tym dobrym trwaniu
pomiędzy chlebem a słowem
był pocałunek.
Którym w nadmiarze karmiłem M***.
Bo wiem, że to danie
zawsze smakuje zakochanym.
..z lekkim dodatkiem tej erystyki
co pomiędzy jej, a moim językiem
rozkosz daje.Veronica
Veronica ma w mojej pamięci
miejsce specjalne i pewne.
Zawsze była kimś więcej
niż tyko kobietą, kochanką czy żoną.
Przyjmowała mnie zawsze
kiedy „ranny” wracałem do domu
lub chory umierałem
na miłość, bez szansy.
Bo Veronica jest z moich marzeń i snów.
Żadna kobieta nie potrafi tak kochać jak Ona.
A ja musiałem długo, długo szukać
aby się o tym przekonać..
Wiec tylko dlatego mogę nadal trwać.
Bo w jej czułości, pocałunkach, objęciach i gestach
zapisane na zawsze jest..
Porta semper aperta est.Wieczory bez infantylizmu skazy
W wieczory
bez infantylizmu skazy
obficie karmiony alkoholu
miarą rozklekotanym
wehikułem uwoziłem
Muzy.
A one na tylnym siedzeniu się kochały.
W ich szeptliwym zawołaniu
drgały wspomnień etiudy.
Nie raz przeżytych wrażeń —
reminiscencje;
fugi na cztery nogi
i cztery ręce.
Bełkot muzyczny
sklecony naprędce
z hymnu do fa (llusa).
Bo…
w bezpruderyjnym,
orgiastycznym świecie
gdzie sperma
nigdy nie uderza do głowy
gdzie klepnąwszy Bucefała
odzyskujesz spokój..
Czas na miłość ma wymiar skończony.