- nowość
- promocja
Victoria - ebook
Victoria - ebook
Monumentalna powieść obyczajowo-historyczna, w której determinacja, oddanie i miłość przezwyciężają ból, stratę i nienawiść powojennego świata.
Tuż po zakończeniu II wojny światowej w zrujnowanym i pozornie pozbawionym przyszłości Berlinie Victoria, kobieta o nieprzeciętnych umiejętnościach tworzenia potężnych szyfrów, usiłuje ukryć swój niezwykły talent przed rosyjskim okupantem. Dziewczyna walczy o byt, śpiewając każdej nocy w klubie Kassandra. Od skromnego wynagrodzenia, jakie otrzymuje, zależy życie jej córki Hedy i siostry Rebekki. Gdy Rosjanie odkrywają umiejętności Victorii, zmuszają ją do podróży do Stanów Zjednoczonych. Tam odnajduje wielką, zakazaną miłość, ale odkrywa też, że społeczeństwo, które wydawało się najbardziej demokratyczne na świecie, tak naprawdę przesycone jest niesprawiedliwością i zmaga się z falą rasizmu
Czy miłość może uleczyć zdruzgotane wojną i strachem serca?
Książka uhonorowana nagrodą literacką – PREMIO PLANETA 2024.
„Porywająca opowieść o miłości, odwadze i poświęceniu”. — La Vanguardia
„Niezapomniana podróż przez powojenną Europę i Amerykę”. — Huffington Post
„Znakomita proza, wciągająca fabuła”. — El Mundo
Kategoria: | Katalog |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8402-264-1 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
15 kwietnia 1945 r.
Ośmiu oficerów siedziało przy stole w nienagannych szarozielonych mundurach polowych. Spotkaniu przewodniczył generał Gehlen, szef tajnych służb Wehrmachtu na froncie wschodnim. Jego surowy głos i zatroskany wyraz twarzy potęgowały doniosłość tej chwili.
– Panowie, porażka jest nieunikniona. Hitler nie podda się do samego końca, ale jaki będzie koniec, wszyscy wiemy. Niemcy zostaną zniszczone, a wraz z nimi cały niemiecki naród. Nasza praca dobiega końca. Wojna się wkrótce zakończy. Musimy się rozdzielić i od tej pory działać na własną rękę. – Otworzył leżącą przed nim teczkę, wyjął z niej kilka białych kopert i rozłożył je na stole. – W środku każdy z panów znajdzie swoją nową tożsamość, paszport i dokumentację niezbędną do wymazania przeszłości, a ponadto pewną sumę pieniędzy i kilka adresów, gdzie można szukać pomocy, o ile wskazane osoby jeszcze żyją. Proszę spróbować wtopić się w ludność cywilną; najlepiej niech panowie udają zwykłych żołnierzy, dopóki nie będzie wiadomo, jak to wszystko się skończy. Starajcie się nie wpaść w ręce Rosjan, proszę to przyjąć jako ostatnią radę – powiedział z nutą goryczy w głosie. – Ufam panom jak zawsze i proszę jedynie o to, dzięki czemu do tej pory utrzymaliśmy się przy życiu: o dyskrecję i dyscyplinę. – Zamilkł na chwilę. – To wszystko – zakończył.
Na widok beznamiętnego spojrzenia człowieka, który dowodził nimi przez ostatnie trzy lata, oficerowie Wehrmachtu wstali i schowali koperty do kieszeni munduru. Z czapkami pod pachą opuścili gabinet.
Gehlen zaczekał, a kiedy na progu stanął Stefan von Ribbeck, zawołał go.
– Pułkowniku von Ribbeck, proszę zostać.
Stefan się odwrócił, ale nie ruszył się, dopóki pozostali oficerowie się nie oddalili.
– Niech pan zamknie drzwi i usiądzie – rozkazał Gehlen. – Muszę z panem porozmawiać.
Stefan posłusznie stanął przed dowódcą i obserwował, jak ten podsuwa mu kolejną zapieczętowaną kopertę, tym razem w kolorze sepii i nieco większą.
– To dla pana – oznajmił. – Musi ją pan ukryć w bezpiecznym miejscu.
– Mogę wiedzieć, co to jest, panie generale?
– Lista miejsc, w których pan był, zgromadzone informacje, ich analiza i raporty końcowe, a także kontakty, radzieckie i niemieckie.
– Nie lepiej byłoby to zniszczyć?
– W takim wypadku praca ostatnich kilku lat poszłaby na marne.
– Ale wojna jest przegrana i…
– Racja – przerwał mu. – Więc trzeba znaleźć nowych sojuszników, a dzięki informacjom zawartym na tych mikrofilmach możemy stać się niezbędni.
– Zmiana planszy do gry – zauważył Stefan.
– Z tej katastrofy zdołamy wyjść bez szwanku pod warunkiem, że staniemy się potrzebni Stanom Zjednoczonym. – Spojrzał na kopertę wciąż leżącą na stole. – Jeżeli wykorzysta pan swoje atuty, zawartość tych mikrofilmów może panu zapewnić pewnego rodzaju bezkarność.
– A co z pozostałymi informacjami?
Generał Gehlen lekko się uśmiechnął.
– Ukryłem kopię najbardziej kompromitujących dokumentów dotyczących Sowietów. Wszystkie informacje zebrane w ciągu ostatnich trzech lat są odpowiednio zabezpieczone przed sępami, które nad nami krążą.
Stefan kiwnął głową. Wyjaśnienia nie były potrzebne – obaj wiedzieli, że chodzi o sępy spod znaku sierpa i młota i że wrogiem Rzeszy poza frontem zachodnim zawsze będzie Rosja. Mieli obowiązek walczyć z marksizmem, w każdej sytuacji, w każdej chwili – stanowił śmiertelne zagrożenie.
Stefan z zamyśloną miną wziął kopertę.
– Dlaczego Amerykanie, a nie Brytyjczycy?
– Wielka Brytania obsesyjnie dąży do pokonania Trzeciej Rzeszy. Stany Zjednoczone są bardziej antykomunistyczne. Jedni i drudzy nie mają pojęcia na temat Związku Radzieckiego. Kiedy Niemcy zostaną pokonane, bardzo szybko do nich dotrze, że prawdziwym zagrożeniem jest Rosja i jej system. Konfrontacja mocarstw zachodnich ze Związkiem Radzieckim będzie nieunikniona, a w tej nowej walce Niemcy, które reprezentujemy i których tak usilnie broniliśmy, muszą stanąć po stronie Zachodu. To właśnie wtedy nasze informacje o Sowietach staną się bezcenne.
– A jeśli Amerykanów nie zainteresują? Przez całą wojnę byli aliantami Rosjan. Dlaczego teraz miałoby się to zmienić?
– Wróg nigdy nie umiera, jedynie zmienia oblicze. Stalin nie zadowoli się wygraniem wojny i tym, że okryje się chwałą zwycięstwa. Mocarstwa Osi i Stany Zjednoczone uczynią Rosję swoim nowym wrogiem. Może pan być pewien jednego: jeśli boją się Stalina, jeśli czują się zagrożeni, będą nas potrzebować, nawet jeśli ta groźba jest nieco… – przerwał celowo i wykonał w powietrzu gest – przesadzona. Ten strach będzie naszym wybawieniem.
Stefan, marszcząc brwi, spojrzał na kopertę.
– A jeśli się to nam nie uda? Jeśli wszyscy zginiemy?
Generał zastanawiał się przez kilka sekund, ponieważ taka możliwość nawet nie przeszła mu przez myśl. Westchnął cicho i zacisnął usta.
– Wtedy, pułkowniku, praca, którą wykonaliśmy przez te trzy lata, zostanie na zawsze pogrzebana pod ziemią Alp.
Zapadła martwa cisza, którą w końcu przerwał Stefan.
– Zastanawiam się, po co była ta przeklęta wojna.
– Nie powinien pan zadawać sobie takich pytań – odparł Gehlen, wyraźnie poirytowany. Wstał, dając znać, że spotkanie dobiegło końca. – Nic nie idzie na marne, jeśli się wie, jak rozegrać karty. Tę rundę przegraliśmy, ale gra się jeszcze nie skończyła. Grunt to dobra pozycja, trzeba posiadać to, czego potrzebuje wróg. Kluczem są informacje – orzekł z przekonaniem.
Stefan również wstał i uścisnęli sobie dłonie.
– Życzę panu szczęścia, pułkowniku von Ribbeck, wszyscy będziemy go potrzebować.ROZDZIAŁ 1
Berlin, sektor amerykański,
16 października 1946 r.
Victoria podkręciła głośność w starym radiu otrzymanym w zamian za skórzaną walizkę, dzięki któremu mogła nie tylko słuchać muzyki, ale także najnowszych wiadomości. Spiker poważnym, monotonnym głosem informował o egzekucjach przeprowadzonych we wczesnych godzinach porannych. Dziesięciu najbliższych współpracowników Adolfa Hitlera stracono zgodnie z wyrokiem Międzynarodowego Trybunału Wojskowego powołanego przez cztery zwycięskie państwa. Żmudny proces odbył się w Norymberdze, symbolicznym miejscu III Rzeszy: oskarżono dwudziestu czterech wysokich rangą nazistowskich oficerów; dwunastu skazano na śmierć przez powieszenie, jednego spośród nich zaocznie. Hermann Göring zdołał uniknąć upokorzenia – trzy godziny przed wykonaniem wyroku połknął kapsułkę z cyjankiem – ale pozostałych dziesięciu wstąpiło na szafot. Zwłoki skazanych miały zostać skremowane, a ich prochy wrzucone do Izary, aby zagorzałym zwolennikom nazizmu, którzy teraz ukrywali się lub uciekali, często pod fałszywymi nazwiskami, uniemożliwić w przyszłości oddawanie czci oficerom.
Otworzyły się drzwi i w progu stanęła jej siostra Rebecca z dzieckiem na rękach, potarganym i zaspanym.
– Obudziłam was? – Ściszyła radio.
– Prawie nie zmrużyłyśmy oka. – Głos Rebekki wydawał się ochrypły i wątły. – Przez całą noc się wierciła.
– Słyszałam, że płakała.
Mała powoli się budziła, pocierając oczy piąstkami.
– Ma lekką gorączkę.
Victoria podeszła do córki i przez kilka sekund dotykała jej czoła z zatroskaną miną.
– Chodź do mamy. – Wzięła ją na ręce. – Jak się czuje mój skarbuś?
Kołysała córkę, bacznie obserwowana przez siostrę.
– Pracowałaś do późna. Stracisz wzrok przez te wszystkie wzory.
– Mówisz jak mama. – Victoria uśmiechnęła się do siostry, po czym znów skupiła się na córeczce. – Rzeczywiście będzie miała parę kresek. Powinien ją zbadać doktor Wolf, mogłabyś z nią do niego pójść? Jestem umówiona z profesorem Seegersem i…
– Oczywiście. – Rebecca weszła siostrze w słowo.
Zawołała małą, która natychmiast wyciągnęła do niej rączki. Victoria musiała ulec i z pustymi rękami patrzyła, jak jej córka mości się na kolanach ciotki.
– Napijesz się kawy? – zapytała, odkładając notatnik, papiery i ołówki, które służyły jej do pracy, na brzeg stołu. – Jest jeszcze gorąca.
Siostra skorzystała z propozycji, więc Victoria nalała kawy do filiżanki i podgrzała mleko na kuchence elektrycznej.
– Trzeba iść po mleko. Kartki są w tamtej szufladzie. Nie ma też masła i powinnaś pójść sprawdzić, czy nie przywieźli mięsa. Od dwóch tygodni nie mamy…
– Wiem – ponownie przerwała jej Rebecca, tym razem nieprzyjemnym tonem. – Nie mów mi, co mam robić.
– Nie miałam takiego zamiaru.
– Robisz to bez przerwy – odparła. – Traktujesz mnie jak służącą.
Victoria patrzyła na siostrę przez kilka sekund. Wiedziała, że ta prawie nie zmrużyła oka, bo mała marudziła przez całą noc; wolała, żeby zły humor wyładowała na niej.
– Przepraszam, masz rację. – Położyła na stole pudełko herbatników. – Są jak kamień, ale namoczone w mleku da się zjeść. Przyniosę coś jeszcze, poproszę Charlotte.
– Mogę chodzić po mleko i opiekować się Hedy – odezwała się Rebecca łagodniejszym tonem.
Victoria z wdzięcznością skinęła głową: wiedziała, że jej siostra zrobi wszystko, by zdobyć jedzenie dla małej. Wzdychając, podniosła chochlę, nalała gorącego mleka do miseczki i postawiła ją na talerzu na stole.
– Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła, Rebecco – wyznała, krusząc dwa herbatniki.
Siostra zerknęła na nią ze zdziwieniem.
– Jestem obciążeniem. – Jej słowa zabrzmiały jak skarga i wyrzut. – Podejrzewam, że kiedy tylko nadarzy się okazja, odejdziesz… – Spojrzała na siostrę bezradnie. – A jeśli zabierzesz moje maleństwo… – Objęła Hedy tak mocno, że dziewczynka zaprotestowała, więc rozluźniła uścisk i pogłaskała ją czule po głowie. – Nie zniosłabym tego… Wolałabym umrzeć, niż ją stracić.
– Nie mów tak. – Victoria zbyła słowa siostry. Wymieszała łyżką mleko z herbatnikami. – Wiesz, że nigdy bym cię nie zostawiła. Zawsze razem, prawda, Hedy? We trzy.
– Mamusiu, zaśpiewaj księżycową piosenkę – poprosiła dziewczynka z uśmiechem.
Victoria przyglądała jej się z czułością. Córka stawała się coraz bardziej podobna do niej; te same oczy, ciemne, gęste włosy, brwi, kształt ust… Pomyślała, że niczego nie odziedziczyła po ojcu.
Zaśpiewała jej How High the Moon, piosenkę, której Hedy zawsze słuchała z przejęciem i którą bardzo lubiła Rebecca. Jej głos wypełnił pokój i wszystkie troski na chwilę znikły.
Kiedy melodia się skończyła, Rebecca odezwała się, właściwie nie patrząc na siostrę, skupiona na tym, żeby mała zaczęła jeść.
– Może mi się uda zdobyć trochę jabłek na apfelkuchen.
– Hmm – rozmarzyła się Victoria i oblizała usta z zamkniętymi oczami. – Ale bym zjadła tego ciasta. Takie dobre ci wychodzi…
Rebecca się uśmiechnęła. Wiedziała, że jest ulubienicą siostry. Postawiła filiżankę na stole i spojrzała na stos papierów.
– Musisz uważać na swoje dokumenty: kładziesz je gdzie popadnie i mała w końcu ci je zniszczy. Te twoje kartki z liczbami i wzorami przyciągają ją jak najlepsza zabawka.
– Nie martw się – uspokoiła siostrę, robiąc słodką minę do córeczki.
– Co chcesz osiągnąć? Pracujesz nad tym strasznie długo, mam wrażenie, że to jakaś niekończąca się historia.
Victoria uśmiechnęła się i odłożyła łyżkę na talerz.
– Opracowuję system szyfrowania, który będzie nie do złamania. Zakodowany język chroniący prywatność komunikacji.
– Czyjej?
– Każdej osoby zainteresowanej tym, żeby przekazać coś w tajemnicy. – Starała się rozmawiać z siostrą w taki sposób, żeby jej wytłumaczyć, na czym polega jej praca, choć wiedziała, że to niełatwe. – Właściwie już kończę. Niedługo będę mogła zaprezentować efekty.
– Komu? – drążyła Rebecca.
– Jeszcze nie wiadomo. Sprawa jest delikatna. Profesor Seegers twierdzi, że gdyby wyszło na jaw, czym dysponujemy, chcieliby tego za wszelką cenę i dlatego się upiera, żebyśmy zachowali wszystko w tajemnicy, dopóki nie rozważymy, co jest dla nas najlepsze. Mogę cię tylko zapewnić, że prędzej oddałabym to samemu diabłu niż Sowietom.
Rebecca podniosła łyżkę i przysunęła ją do ust siostrzenicy, ale ją odepchnęła, odwróciła głowę i wtuliła się w nią.
– Zawsze miałaś bystry umysł – szepnęła, przytulając Hedy.
Victoria chwyciła siostrę za rękę; promieniała nadzieją.
– Dzięki temu wyrwiemy się z nędzy, w której tkwimy. Niewiele mnie dzieli od ważnego osiągnięcia, a wtedy pojedziemy do Nowego Jorku, we trzy. – Zauważyła zmartwioną minę siostry. – Wyciągnę cię stąd, obiecuję. Spokojnie, zaufaj mi – dodała łagodnie.
Rebecca nie spojrzała na nią pomimo czułego gestu; skupiła się na podaniu Hedy kolejnej łyżki mleka.
Spiker beznamiętnym, poważnym tonem odczytał godzinę:
– Minęła ósma.
– Spóźnię się – zreflektowała się ponaglona Victoria.
Zebrała papiery, nad którymi ślęczała do świtu, i wyszła z kuchni. Po chwili wróciła, żeby się pożegnać:
– Wychodzę. Później mi powiesz, co stwierdził lekarz. – Pocałowała siostrę w czoło, a córeczkę w policzek. – Kocham was obie do szaleństwa – rzuciła, uśmiechając się ciepło.
W uśmiechu Rebekki wdzięczność mieszała się z urazą. Od dziecka zazdrościła starszej siostrze, ładniejszej i mądrzejszej od niej. Victoria odziedziczyła to, co najlepsze po ojcu, i to, co najlepsze po matce, zupełnie jakby zabrała wszystko, co dobre, a jej zostawiła nędzne resztki. Nie grzeszyła urodą, a jej siostra była pięknością; włosy miała w odcieniu słomkowym, a Victoria – czarne i gęste; duże szmaragdowozielone oczy siostry w niczym nie przypominały jej – małych i zbyt blisko osadzonych; usta, skóra i wszystko inne było w Victorii idealne, cechowały ją inteligencja i błyskotliwość; ukończyła fizykę i matematykę i osiągała, cokolwiek postawiła sobie za cel, co Rebecce trudno było znieść, bo sama nie potrafiła zrobić nic pożytecznego. Od najmłodszych lat ojciec nieustannie jej wypominał, że jest niezdarna i głupia, i że umie tylko przeszkadzać; czasami robił to z taką złością, że doprowadzało ją to do płaczu. Victoria zawsze stawała w jej obronie i próbowała chronić, ale taka postawa irytowała Rebeccę jeszcze bardziej niż bezpośrednie ataki ojca, zirytowana okazywaną przez siostrę cierpliwością, zachowywała się wobec niej obcesowo. Narodziny Hedy w samym środku wojny zmieniły wszystko: Victoria skupiała się na innych sprawach, więc ona nagle stała się niezbędna do opieki nad dzieckiem i nie mogła ani nie chciała uniknąć nawiązania bliskiej matczynej więzi z siostrzenicą. Przykładała nawet małą do piersi, karmiąc ją z butelki, oczywiście za plecami siostry. Ilekroć miała okazję, mówiła, że dziewczynka jest jej córką, i faktycznie za taką ją uważała. Dziecko stało się centrum jej wszechświata, całym sensem życia po straszliwej wojennej zawierusze i jej następstwach. Hedy dała jej siłę i pewność, których tak jej brakowało.
Victoria pojechała metrem z Wittenbergplatz do domu profesora Seegersa na Ziegelstrasse, świętym miejscu, gdzie nikt im nie przeszkadzał i przez długie godziny mogli poświęcać się pracy.
Siedząc w wagonie metra, poddała się kołysaniu. Nie mogła przyzwyczaić się do zapachu stęchlizny w powietrzu, mieszanki woni tytoniu i odoru ubóstwa, jaki emanował od niedożywionych, brudnych ciał. Spojrzała na stopy i skrzyżowała je, po czym wsunęła pod siedzenie, żeby nie widzieć okropnych butów, podartych po bokach. Westchnęła, świadoma otaczającej ją – i nie tylko ją – nędzy: niczym plugawa skorupa przylgnęła do większości mieszkańców próbujących przetrwać w ruinach spustoszonego i podzielonego miasta. Po zakończeniu wojny cztery zwycięskie kraje rozdzieliły między siebie terytorium Niemiec, a w Berlinie, który pozostał wyspą w rosyjskiej strefie wpływów, odtworzono ten sam podział na cztery części: zachodnie dzielnice znalazły się w strefie wpływów francuskich, brytyjskich i amerykańskich, a wschodnia część miasta trafiła w ręce Sowietów. Tam właśnie jechała.
Kiedy wysiadła na stacji przy Friedrichstrasse, z ulgą zaczerpnęła wilgotnego, chłodnego powietrza. Ruszyła Georgenstrasse, na której rządziły czerwone flagi Związku Radzieckiego. W całym sektorze sowieckim na latarniach i fasadach wisiał wizerunek Stalina, który anektował przestrzeń; ta mnogość afiszy przypomniała jej początki nazizmu, pojawienie się ogromnych czerwonych sztandarów z czarną swastyką na białym tle, portretów Hitlera na każdym rogu, wszechobecnego niczym pogański bóg, który strącił ich do najstraszniejszego z piekieł.
Skręciła w Geschwister-Scholl-Strasse, przeszła przez most Eberta i szła dalej, wymijając dziury, otoczona okaleczonymi budynkami i pozbawionymi życia dziedzińcami. Ona też przez wiele tygodni pomagała uprzątać z ulic powojenne gruzy, ale pomimo wysiłków Berlin był pogrążony w bezkresnej, jak się zdawało, szarości, a skutki wyniszczającej wojny, półtora roku po jej pozornym zakończeniu, wciąż było widać, gdzie okiem sięgnąć. Sytuacja właściwie się nie poprawiała, a jeśli nawet, to w rozpaczliwie wolnym tempie.
Gdy dotarła do bramy Seegersów i pchnęła drzwi, ciężkie drewniane skrzydło otworzyło się ze skrzypnięciem przypominającym przeciągły jęk. Weszła na pierwsze piętro. W dawnych czasach budynek składał się z czterech kondygnacji, ale dwie najwyższe zniszczyła potężna bomba, która nieco uszkodziła konstrukcję, jednak nie na tyle, by trzeba było ewakuować cudem ocalałe niższe piętra.
Profesor Seegers, dawny wykładowca uniwersytecki, stracił posadę, ponieważ był półkrwi Żydem, mischlinge drugiego stopnia. Małżeństwo z Aryjką uchroniło go przed deportacją, która dla berlińskich Żydów rozpoczęła się w październiku 1941 roku. Ani on, ani jego żona nie byli jednak szczęśliwi, pozbawieni niemal wszystkich praw obywatelskich, społecznych i pracowniczych, osaczeni w wypaczonym społeczeństwie kierowanym irracjonalną nienawiścią. Profesor, wieczny optymista, aby zaradzić przygnębieniu żony, raz po raz powtarzał, że powinni uważać się za szczęśliwców, ponieważ pozwolono im nadal oddychać, a więc mieli przed sobą przyszłość.
Victoria poznała go na pierwszym roku studiów; jego wykłady były tak interesujące, że uczęszczała na nie także z innymi grupami, żeby móc go dłużej słuchać. Podziwiała go i uważała za mędrca, jego wiedzę ceniła jak skarb, a spokój i dobroć, jakimi emanował, były dla niej błogosławieństwem. Usunięcie go ze stanowiska profesora fizyki na Uniwersytecie Berlińskim uznała za ogromną niesprawiedliwość. Aby wspomagać Seegersa finansowo, pobierała u niego prywatne lekcje z przedmiotów, które wcześniej wykładał na uczelni. Musiała to robić w wielkiej tajemnicy, z niezwykłą ostrożnością, ponieważ pomaganie Żydowi i obcowanie z nim mogło się dla niej skończyć poważnymi problemami z gestapo. To właśnie podczas jednej z lekcji opowiedziała mu o pomyśle, który chodził jej po głowie, o specjalistycznym systemie szyfrowania. Kiedy przedstawiła Seegersowi opracowane przez siebie szkice, zareagował zdumieniem i bez wahania poparł jej pomysł.
Nie zaprzestali wspólnej pracy nawet po wybuchu wojny. Sprawy skomplikowały się, gdy Victoria się zorientowała, że jest w ciąży. Świat zwalił się jej na głowę, nie chciała tego dziecka, nie pragnęła go, zjawiło się w najmniej odpowiednim momencie i Victoria aż do porodu buntowała się przeciwko rosnącemu brzuchowi. Kiedy jednak zobaczyła twarzyczkę Hedy, gdy wzięła córeczkę na ręce, zakochała się w jej oczach, rączkach, w jej kwileniu i zapachu skóry i ogarnął ją lęk, którego nigdy wcześniej nie czuła: strach, że jej córce stanie się coś złego, że doświadczy głodu albo zimna, strach przed choćby cieniem zagrożenia. Od tej pory jej życie się zmieniło, a plan opracowania szyfru stał się dla niej obsesją, ponieważ wiedziała (od profesora), że dzięki niemu mogłaby się wydostać ze spustoszonych Niemiec do Stanów Zjednoczonych, krainy możliwości i spełnionych marzeń.
Kiedy Victoria dotarła na piętro, przystanęła. Drzwi mieszkania Seegersów były uchylone. Podeszła do nich powoli, zdziwiona. W Berlinie nikt ani na chwilę nie zostawiał otwartych drzwi; czasami nawet zamki nie były w stanie zapobiec włamaniom czy kradzieżom, bo wśród ruin miasta krążyły tysiące ludzi poszukujących miejsca, w którym mogliby się schronić przed chłodem i niepogodą. Nacisnęła dzwonek, a ze środka dobiegło nieprzyjemne dla ucha skrzypienie, ale nikt nie zareagował. Pchnęła drzwi i odezwała się, przerywając grobową ciszę panującą w domu:
– Panie profesorze? – Odczekała kilka sekund, nasłuchując jakiegoś odgłosu. – Pani Seegers? – Znów zaczekała. – Jest ktoś w domu?
Ruszyła do środka wąskim korytarzem w kierunku gabinetu znajdującego się na jego końcu, ale mijając otwarte drzwi kuchni, zauważyła postać leżącą na plecach na podłodze. Przestraszona, rzuciła się w jej kierunku.
– Pani Seegers… Mój Boże…
Miała na czole ślad po strzale, który pozostawił ją ze strużką krwi i wyrazem zaskoczenia na twarzy.
Przerażona Victoria odwróciła się od ciała i zaczęła się gorączkowo rozglądać, zdezorientowana, bo nie wiedziała, co robić. Czuła się uwięziona w tej przestronnej kuchni, tak dobrze jej znanej. Wyszła na korytarz i skierowała się do gabinetu. Pchnęła drzwi i natychmiast przeszył ją dreszcz. Papiery, tablice, wirniki i złącza… Wszystko było porozrzucane, jakby przez pokój przeszło tornado; wszędzie walały się papiery, na podłodze leżały pootwierane książki. Pod jej stopami chrzęściło szkło rozbitej w drobny mak szyby drzwiczek cennego regału.
Profesor Seegers leżał na brzuchu na dywanie.
– Nie… Nie… – szepnęła, klękając obok niego. Nie miała śmiałości go dotknąć, ale ostrożnie go obróciła. Miał posiniaczoną twarz, z nosa leciała mu krew, ale oddychał. – Panie profesorze… Proszę coś powiedzieć… – Do jej oczu napłynęły łzy. – Kto panu to zrobił? – Głos jej się łamał, gdy wydobywał się spomiędzy drżących warg. – Kto mógł panu zrobić coś takiego?
Nie mogła uwierzyć, że wciąż zdarzają się brutalne ataki na niewinnych i bezbronnych ludzi, takich jak ta para poczciwych staruszków, kulturalnych i zawsze serdecznych; z jakiego powodu i w jakim celu ktoś krzywdzi bezsilne istoty? Nie dość im było tego wszystkiego, co się wydarzyło? Czy barbarzyństwo wobec najsłabszych nigdy się nie skończy?
Zmagała się w rozpaczy z myślami o bezradności i niezrozumieniu, aż nagle profesor poruszył się i otworzył opuchnięte, nabiegłe krwią oczy; jego głos był słaby i kruchy, ledwo słyszalny.
– Victorio… – wyszeptał – całe szczęście, że przyszłaś…
Z jej pomocą zdołał się nieco podźwignąć.
– Kto panu to zrobił? Kto to był?
– To teraz bez znaczenia… – Oddychał z trudem. – Posłuchaj, musisz coś dla mnie zrobić… Biurko, otwórz sekretny schowek pod szufladą…
Oszołomiona, nie zareagowała na polecenia.
– Zadzwonię po lekarza, potrzebuje pan lekarza…
Chciała wstać, ale profesor ścisnął ją za nadgarstek z niezwykłą siłą.
– Nie rób tego… Dla mnie już nie ma lekarstwa.
– Jest pan ranny.
– Nie, nie, nie – powtarzał, kręcąc głową. Z trudem przełknął ślinę. – Żadnych lekarzy, żadnej policji. Jesteśmy w sektorze rosyjskim, będą cię wypytywać, a to oni mi to zrobili. Posłuchaj uważnie, bo nie mamy za dużo czasu; wrócą, jak tylko się zorientują, że ich oszukałem. – Wskazał dłonią biurko. – Pod środkową szufladą, po lewej stronie, znajduje się dźwignia; naciśnij ją, a otworzy się schowek. Znajdziesz tam kopertę z poufnymi informacjami. – Jego głos był cichy, zbolały, każda sylaba wymagała od niego wysiłku.
– Co mam z nimi zrobić? – zapytała z niepokojem.
– Musisz działać bardzo ostrożnie. Zawartość tej koperty może się okazać wybawieniem dla ciebie i twojej córki, ale może też być twoją zgubą… – Zamilkł, ale po chwili zaczął mówić dalej, bo wiedział, że jego czas się kończy. – Musisz pójść do Amerykanów, oni będą wiedzieli, co zrobić z tymi informacjami…
Przerwał mu napad kaszlu, pod którego wpływem zadrżał z bólu. Victoria przyglądała mu się, zrozpaczona.
– Musi pana zobaczyć lekarz… – Serce jej się krajało na widok biednego staruszka siedzącego na podłodze, poturbowanego jak połamana, zniszczona lalka.
– Nie ma czasu. Victorio, posłuchaj mnie uważnie. – Patrzył na nią przez chwilę udręczonym wzrokiem. – Był tutaj Stefan von Ribbeck…
– On żyje? – zdziwiła się.
– Czy teraz, nie wiem, ale tuż po zakończeniu wojny przyniósł mi te cholerne mikrofilmy. Poprosił, żebym je ukrył, i zapewnił, że przyjedzie po nie, jak tylko będzie mógł.
– Dlaczego nie wspomniał mi pan, że tu był? – zapytała oszołomiona.
– Kazał mi obiecać, że cię w to nie wciągnę. Od tamtej pory się nie odezwał. – Pokręcił głową ze smutkiem. – Victorio, ten człowiek… – Spojrzał na nią z bólem. – Ten człowiek to potwór… Należał do Fremde Heere Ost, jednostki wywiadowczej dowodzonej przez generała Reinharda Gehlena. Ich metody… – Zamilkł na kilka sekund, żeby zebrać siły. – Opowiedział mi… Wyznał mi pewne rzeczy… – Zamyślił się nad gorzkim wspomnieniem tej wizyty, głosem mężczyzny, straszliwą relacją wyrzutów sumienia, ciężarem winy zrzuconym na biednego starca w daremnej próbie złagodzenia własnego żalu. – Żeby uzyskać informacje, używał najbrutalniejszych i najbardziej sadystycznych metod, jakie można sobie wyobrazić… Jego decyzje spowodowały śmierć i cierpienie tysięcy niewinnych ludzi.
Victoria była oszołomiona, oniemiała z powodu informacji na temat mężczyzny, którego kochała. Seegers przez kilka chwil przyglądał się jej w milczeniu.
– Uznałem, że powinnaś o tym wiedzieć na wypadek, gdyby kiedyś… A teraz weź te mikrofilmy i wyjdź. Nie wolno ci tu być, to zbyt niebezpieczne. Jeżeli wrócą, zabiją cię.
– Nie zostawię pana…
– Rób, co mówię – powiedział stanowczo. – I nie waż się zgłaszać tego, co widziałaś, bo się wpakujesz w kłopoty. – Chwycił ją mocno za rękę, chcąc skupić na sobie jej uwagę. – Obiecaj, że nikomu nie powiesz.
– Obiecuję – zapewniła, powstrzymując bezradny szloch.
Dopiero wtedy profesor poluzował uścisk na jej nadgarstku, zamknął oczy i powoli opadł na podłogę.
– No, idź już – wyszeptał wycieńczony.
– Jak mogę pana zostawić?
– Błagam cię… Zrób to dla mnie. Idź i ocal siebie…
Nagle zaalarmował ją hałas. Ktoś pchnął drzwi. Zaniepokojona wstała i podeszła do starego biurka. Pospiesznie, starając się opanować drżenie rąk, uklękła i sięgnęła ręką pod środkową szufladę, szukając czegoś w rodzaju dźwigni. Usłyszała kroki na schodach. Macając, wyczuła mały bolec. Gdy go pociągnęła, otworzyły się drzwi skrytki, a na podłogę wypadła koperta. Podniosła ją i wstała. Kroki rozbrzmiewały już wewnątrz. Przycisnęła kopertę do piersi i na palcach, żeby nie wydać dźwięku, wślizgnęła się w szczelinę między ścianą a regałem w momencie, gdy ktoś zbliżał się do drzwi. Kroki ustały na chwilę, a ona wstrzymała oddech i próbowała opanować panikę, przyciskając kopertę do kolan w obawie, że wysunie się jej z rąk. Ciszę przerwał chrapliwy głos mężczyzny. Victoria nic nie rozumiała, bo mówił po rosyjsku.
Rozległy się odgłosy silnych ciosów, a po nich – gorzkie jęki bólu. Victoria zorientowała się, że ten, kto wtargnął do domu, okłada profesora. Zamknęła oczy, próbując opanować przerażenie na myśl o tym, jak potraktowano biednego staruszka.
Później dobiegł ją głos innego mężczyzny, a następnie wystrzał z pistoletu, który zaskoczył ją do tego stopnia, że niewiele brakowało, by krzyknęła. Pustą ręką zakryła usta, pewna, że profesora z zimną krwią zabito.
Nieznajomi mężczyźni wciąż rozmawiali: słyszała ich głosy w pobliżu biurka. Dotarło do niej, że zauważą skrytkę, a wtedy się domyślą, że ktoś zabrał to, czego szukają. Nadal nie rozumiała, o co chodzi, ale doskonale zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa.
W końcu zorientowała się, że wychodzą z pokoju; zachowała czujność, dopóki nie usłyszała dudnienia oddalających się po schodach kroków. Dopiero wtedy łapczywie zaczerpnęła powietrza, jakby wydostała się z pozbawionej tlenu jamy. Kiedy usłyszała trzaśnięcie drzwi klatki schodowej, wyszła z ukrycia i jej oczom ukazał się widok profesora w tej samej pozycji, w jakiej go zostawiła. Strzał zmasakrował mu twarz. Poszła do kuchni. Zauważyła swoją torebkę leżącą obok ciała pani Seegers. Podniosła ją z ulgą, że nikt jej nie dostrzegł. Schowała kopertę do środka, podeszła do okna i bardzo ostrożnie przez nie wyjrzała. Zobaczyła dwóch mężczyzn – jeden miał na sobie czarny płaszcz, drugi prochowiec i ciemny kapelusz – wsiadających do starego czarnego opla. Ich twarzy nie widziała, ale zapamiętała numer rejestracyjny samochodu.
Gdy auto odjechało, wyszła na ulicę, starając się zachować spokój, wbrew temu, co czuła – zrozpaczona, tłumiła szloch z powodu okrutnej śmierci państwa Seegersów. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Zaledwie kilka dni temu rozmawiali o potwornościach nazistowskich obozów zagłady, o milionach ofiar najstraszniejszej zgrozy, jakiej może doświadczyć człowiek. Profesor Seegers wyznał jej, że czuje wdzięczność, że oszczędzono mu tego horroru. A jednak właśnie wtedy, gdy człowiekowi się zdaje, że nic mu nie grozi, pojawia się przeklęty upiór i niszczy resztki dobra.
Victoria z ulgą przyjęła fakt, że w domu nie zastała Rebekki i swojej córeczki. Musiała ukryć kopertę. Obok jej łóżka, pod wytartym dywanem i obluzowaną parkietową klepką, znajdowało się wgłębienie, w którym zwykła ukrywać kosztowności, gdy je miała. Poszła prosto do tego miejsca, ale nie mogła się powstrzymać – ciekawość kazała jej otworzyć kopertę i obejrzeć jej zawartość. Wyjęła rolkę filmu z octanu celulozy. Ostrożnie rozwijała ją pod światło przy oknie. Na przejrzystym plastiku, z pewnym trudem ze względu na wielkość liter, dostrzegła znajome nazwisko: Stefan von Ribbeck, pułkownik FHO. Nagle zaalarmował ją zgrzyt zamka. Drżącymi dłońmi pospiesznie zwinęła mikrofilm, włożyła go do opakowania i uklęknęła, żeby ukryć wszystko we wgłębieniu. Zasłoniła je na powrót deską i w chwili, kiedy kładła dywan, drzwi się otworzyły. Zwrócona do nich tyłem, klęczała na podłodze. Na dźwięk głosu siostry znieruchomiała.
– Victorio, co się stało, że jesteś w domu?
Odwróciła się, starając się zachować spokój.
– Profesor Seegers nie czuł się dobrze i… Cóż, przełożyliśmy spotkanie na inny dzień – skłamała.
– A czemu klęczysz?
Victoria spojrzała na siostrę zdziwiona, jakby nie zrozumiała pytania.
– A… Hm… – Wstała i poprawiła ubranie i fryzurę. – Szukałam ołówka, potoczył się pod łóżko.
Rebecca spojrzała na nią jak na dziecko przyłapane na przewinieniu.
– Jesteś spocona. Co ukrywasz?
– Niczego nie ukrywam.
Akurat w tej chwili do pokoju weszła Hedy i podbiegła do matki, a ta wzięła ją na ręce i przytuliła z ulgą, że córka ją uratowała. Rebecca przyglądała się temu bez słowa.
– Byłaś z nią u lekarza? – zapytała Victoria, wychodząc z pokoju.
Siostra poszła za nią do kuchni.
– Tak. Zalecił podawanie ciepłych potraw – odpowiedziała z drwiną w głosie. – Stwierdził, że jest bardzo wątła i ma słabą odporność. W lutym skończy pięć lat, a ciałko ma jak trzylatka.
– Boże drogi – szepnęła Victoria z rozpaczą na twarzy.
Postawiła córkę na podłodze i wskazała na stół, na którym leżała torba Rebekki.
– Pobrał zapłatę?
– Powiedział, że ty mu później zapłacisz.
– Wstąpię do niego, jak tylko będę mogła – siliła się na neutralny ton. – Zdobyłaś mleko?
– Ćwierć litra, mam też kostkę masła, trzy ziemniaki i kawałek chleba twardego jak kamień. Mięsa nie uświadczysz. Cholerni amis.
– Rebecco – upomniała ją siostra surowo – nie wyrażaj się tak przy dziecku.
– A ty myślisz inaczej?
– To cena, jaką przychodzi nam płacić – odparła Victoria, przyglądając się skromnym zakupom na stole.
– Nie zabili nas bombami, więc chcą nas zagłodzić – dodała oburzona Rebecca.
Zapadła cisza. Victoria westchnęła.
– Trzeba będzie zdobyć jedzenie w inny sposób.
– Nie musisz tego robić – powiedziała Rebecca, wiedząc, co zamierza zrobić siostra. – To niebezpieczne, nie chcę, żeby coś ci się stało.
– Dobrze wybiorę, nie martw się.
Rebecca wiedziała, co siostra ma na myśli. Horda rosyjskich żołnierzy zgwałciła je obie w ostatnich dniach wojny. Ona zachorowała na rzeżączkę i umarłaby, gdyby nie opieka Victorii i penicylina, którą dla niej zdobyła. Nie zapytała, gdzie ją dostała i za jaką cenę, ale od tamtej pory zawsze, gdy przychodziła do doktora Wolfa po poradę dla jednej z nich lub dla Hedy, lekarz zawsze prosił, żeby rozliczyła się z nim jej siostra.
– Boli mnie głowa – usprawiedliwiła się Victoria. – Pójdę się przespać. Wieczorem muszę się wybrać do Kassandry.
Klub zdołał podźwignąć się z ruiny i kontynuował działalność, ale zabawiał już nie berlińczyków, lecz okupantów, zwycięzców wojny. Po ponownym otwarciu właścicielka lokalu, Charlotte Nyssen, zaoferowała Victorii możliwość zarabiania dwustu marek tygodniowo za solowe występy z orkiestrą Heiko. Obdarowywała ją także najróżniejszymi przedmiotami, które ona mogła później spieniężać na czarnym rynku – w ten sposób uzupełniała skromną dietę, jaką mogły zapewnić kartki żywnościowe.
– Victorio, co się stało? – zapytała Rebecca, zanim siostra zdążyła wyjść z kuchni.
– Nic się nie stało – odparła szorstko.
– Prosisz, żebym ci ufała, ale sama mi nie ufasz. Swoje sekrety zachowujesz dla siebie.
Victoria utkwiła wzrok w siostrze. Miała wyjątkowy dar wyczuwania jej nastrojów. Była natarczywa i nieustępliwa jak drapieżnik polujący na ofiarę. Victoria musiała być bardzo ostrożna, nie chciała narażać ani siostry, ani córeczki. Postanowiła więc wyjawić Rebecce coś, co zaspokoi jej ciekawość.
– Seegersowie nie żyją – poinformowała chłodno.
– Co się stało?
– Nie wiem – odpowiedziała skonsternowana. – Zastałam ich martwych.
– To dlaczego powiedziałaś, że przełożyłaś spotkanie? Po co kłamać?
– Przestraszyłam się, po prostu. Nie gniewaj się na mnie, proszę. I nie myśl o tym więcej – rzuciła, próbując uciec spod badawczego wzroku siostry. – Nie czuję się dobrze.
Odwróciła się od niej i zamknęła w swoim pokoju.
Osunęła się na łóżko, słysząc głos Hedy, opowiadającej coś ciotce. Opadły ją wątpliwości. Stefan von Ribbeck był ojcem jej córki, ale nie miał o tym pojęcia, ponieważ nie widziała go od maja 1941 roku, a wtedy jeszcze nie podejrzewała, że jest w ciąży. Słowa profesora Seegersa na jego temat były bolesne, ale jej nie zaskoczyły; najpierw nazizm, a później wojna wielu porządnych ludzi zmieniły w bezlitosnych morderców. Zastanawiała się, dlaczego Stefan zaniósł mikrofilmy do profesora Seegersa i naraził go na niebezpieczeństwo. Wiedziała, że musi dokładnie przemyśleć, co z nimi zrobić. Materiały ukryte pod podłogą stanowiły śmiertelne zagrożenie nie tylko dla niej, ale także dla jej najbliższych. Była pewna, że ludzie, którzy ich szukają, nie ustaną w wysiłkach, a miała okazję się przekonać, do czego są zdolni.
Wydała z siebie przeciągłe westchnienie i spojrzała na regał pełen książek z dziedziny fizyki, rachunku różniczkowego, elektroniki i kryptografii, a pośród nich także powieści. Zerknęła na wiszącą na ścianie tablicę podobną do tej, którą miał w domu profesor Seegers. Przeprowadzała na niej obliczenia, opracowywała sekwencje algorytmów i podsumowywała swoje przemyśliwania i dociekania, zanim zapisała je w zeszytach lub na luźnych kartkach, które później zanosiła do profesora. Poczuła dreszcz, podciągnęła kolana do piersi, objęła się za nogi i pozwoliła popłynąć powstrzymywanym dotąd łzom. Płakała długo, roztrzęsiona, nie wiedziała, co robić i jak się zachowywać. Dotarło do niej, że została sama, że nie może już liczyć na rady i opiekę mądrego i dobrego człowieka; znikło poczucie bezpieczeństwa, jakie zapewniała jego osoba. Zdawało jej się, że jest uwięziona w tym mieście, w którym przetrwanie stawało się coraz bardziej niemożliwe.
Cały dzień przeleżała w łóżku, rozmyślając. Słyszała, jak jej siostra bawi się z małą, ale nie chciała wychodzić z pokoju nawet po to, żeby coś zjeść. Gdyby nie musiała zarobić tego, co płaciła jej Charlotte, zrezygnowałaby z pójścia do Kassandry, ale musiała śpiewać, żeby móc przeżyć. Kartki na żywność nie wystarczyłyby im nawet na tydzień.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
BESTSELLERY
- EBOOK
36,90 zł 51,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
27,90 zł 39,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
27,90 zł 39,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
23,90 zł 32,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: SuperNowaFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: KatalogWiedźmin Geralt to kulturowy fenomen naszego stulecia! Postać stworzona przez Andrzeja Sapkowskiego zawładnęła umysłami milionów ludzi na całym świecie! Zatem opowieść trwa, a historia nie kończy się nigdy...
33,90 zł 39,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.