- W empik go
Vik - ebook
Vik - ebook
Niezwykle wyczekiwany drugi tom serii „Shot Callers” Belle Aurory!
Nastasia Leokov pokochała Viktora Nikulina od momentu, kiedy pierwszy raz go zobaczyła. Jednak dziewczyna wiedziała, że nie jest jej pisane do niego należeć. Vik był najlepszym przyjacielem jej brata, a ich przyjaźń nie należała do tradycyjnych, ponieważ scalała ją mafia.
Nastasia była dla Viktora zakazana. Mężczyzna traktował ją jak cenny skarb, który trzeba chronić, ale nigdy dotykać. Aż do pamiętnego pocałunku, który wszystko zmienił.
Tamtego dnia między Nastasią a Viktorem zrodziło się pożądanie tak silne, że odebrało im rozsądek. Jednak muszą walczyć z tym elektryzującym napięciem, które sprawia, że odpychają się i przyciągają bez końca.
Niestety nie mogą być razem, ich związek jest zakazany. Tymczasem Nastasia chce od Viktora jednej rzeczy, której on nie chce jej dać.
Opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8320-062-0 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nastasia
15 lat
– Daj spokój, nie odchodź. – Jego pełen rozbawienia krzyk odbił się echem od ścian na szkolnym dziedzińcu.
O rany.
Mocniej przycisnęłam książki do klatki piersiowej i podjęłam wytężoną próbę uniknięcia kontaktu z tą ludzką formą halitozy, która za mną pełzła. Kiedy chwycił mnie za ramię, musiałam się naprawdę mocno postarać, żeby nie rzucić woluminów z objęć i nie wydrapać mu oczu. Nikomu nie wolno dotykać Leokova bez pozwolenia. Szczególnie jeśli chciało się oddychać przez przeznaczone do tego otwory w ciele, a nie te, które zrobili moi bracia.
Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka na tyle mocno, że poczułam metaliczny posmak krwi, po czym policzyłam do dziesięciu w nadziei, że gniew, który we mnie narastał, opadnie, zanim osiągnie punkt wrzenia. Spróbowałam być miła.
– Mason, nie mamy o czym rozmawiać. Zaprosiłeś mnie na randkę, a ja powiedziałam ci, że chociaż czuję się zaszczycona, to mam szlaban na spotykanie się z chłopakami.
Wyglądał jak zraniony kotek ubrany w koledżówkę.
– Przykro mi. Nie mogę się z tobą umówić.
Stał tam, z tymi swoimi starannie przystrzyżonymi, jasnymi włosami, niebieskimi oczami i promiennym uśmiechem, który świetnie skrywał to, jakim tak naprawdę był dupkiem, po czym zacisnął wargi i zrobił idealnie żałosną minę rozpaczającego szczeniaka.
– Natalio, daj mi szansę.
Świetnie. Koleś nie potrafił nawet zapamiętać mojego imienia.
– Jestem pewien, że kiedy twoi rodzice mnie poznają, zmienią zdanie. Dobry ze mnie chłopak.
Och, litości.
Omal nie powiedziałam tego na głos. A właściwie to wychrypiałam.
Jego długie rzęsy zatrzepotały w próbie dodania spojrzeniu dodatkowej słodkości, mnie jednak przyprawiły o mdłości. Dałam mu jeszcze jedną szansę na wycofanie się z honorem.
– Mason, proszę. Nie chcę żadnych kłopotów, a jeśli moi bracia się o tym dowiedzą, to kłopoty na pewno się pojawią. Dla ciebie.
Jego typowo amerykański uśmiech zdradził mi, że jest jeszcze głupszy, niż mogło się wydawać.
– Ślicznotko… Jeśli ty nic im nie powiesz, to ja tym bardziej.
Rany, co za kretyn.
Cóż, naprawdę to robił. Był zbyt natarczywy. Wszystko, co mogłam zrobić, to zareagować w taki sam sposób. Zrzucając maskę słodkiej dziewczynki, zrobiłam krok w jego stronę i powiedziałam:
– Masz pojęcie, kim jest mój ojciec?
Po raz pierwszy, od kiedy wziął mnie na celownik, wyglądał na niepewnego.
– Ja…
Oczywiście, że wiedział. Plotki o księżniczce mafii krążyły przecież w najlepsze. Wiedzieli, kim jestem i do jakiej rodziny należę.
– Czy naprawdę chcesz to zrobić, Mason? Jesteś gotowy na takie życie?
Powaga w moim tonie nie była udawana.
– Czy wiesz, jak wygląda umierający człowiek? Jak wygląda dziura po kuli w głowie i bałagan, jaki robi się wtedy na dywanie?
I nie kłamałam, gdy dodałam krótko:
– Bo ja tak.
Mason się cofnął. Duma powstrzymała go przed zrobieniem pełnego kroku w tył, ale odpowiedział już znacznie cichszym głosem:
– Chciałem tylko zabrać cię do kina.
Westchnęłam ostentacyjnie, pokazując mu, jak głupio to zabrzmiało. Oboje wiedzieliśmy, czego chciał i nie było to trzymanie mojej ręki w trakcie oglądania filmu.
– Nie, przystojniaku. Chciałeś mnie zerżnąć i opowiedzieć o tym swoim kumplom.
Moja obcesowość musiała zrobić na nim duże wrażenie, wyglądał bowiem na oszołomionego.
– Chciałeś zrobić kolejne nacięcie na ramie swojego łóżka i przyznaję, moje nacięcie byłoby świetne, ale – obrzuciłam go całego krótkim spojrzeniem – to się nigdy się nie wydarzy, Mason. Nigdy.
Opuściłam wzrok.
– A jeśli nie przestaniesz mnie napastować, to będę musiała opowiedzieć moim braciom o chłopaku ze szkoły, który nie chce, kurwa, zostawić mnie w spokoju.
Nie zrobiłabym tego, ale Mason o tym nie wiedział.
Przez sekundę wyglądał na przestraszonego. Przełknął głośno ślinę, a jego głos stał się jeszcze cichszy.
– Chciałem tylko…
– Wiem – przerwałam mu. – Ale odpowiedź brzmi „nie”. Rozumiesz to, prawda, Mason?
– Ja… yyy… – Pokiwał głową, unikając mojego wzroku. – Tak.
W tej samej sekundzie objęło mnie silne ramię, a moje serce zrobiło to dziwne coś, co robiło zawsze, gdy byłam wystarczająco blisko, by poczuć zapach jego wody kolońskiej. Nie spuszczałam oczu ze stojącego przede mną młodocianego macho, a ze sposobu, w jaki spojrzenie Masona wędrowało pomiędzy nami, zorientowałam się, że widok ten musi wywoływać uczucie mimowolnego zagrożenia.
– Wszystko w porządku? – głos Viktora Nikulina przerwał grobową ciszę.
Wzrok Masona skierował się na przedramię Vika. XAOC – wielkie, grube i czarne litery – tatuaż Chaosu – były wyraźnie widoczne nie tylko jako wyraz dumy, ale ostrzeżenie dla ludzi takich jak mój drogi znajomy Mason.
Zrobiło mi się go szkoda.
– Tak. Mason właśnie zbierał się do odejścia.
Zatrzepotałam rzęsami.
– Żegnaj, Mason.
I Mason zwinął się jak ostatnia pizda.
Odprowadzaliśmy go wzrokiem, a kiedy zniknął nam z oczu, odwróciłam się trochę, żeby spojrzeć na Vika.
– Co ty tu robisz?
– Co za pieprzony głupek – mruknął, wciąż patrząc w kierunku, w którym odszedł Mason. – Lubisz tego gościa?
Skrzywiłam się z obrzydzeniem.
– Boże, nie.
– To dobrze – powiedział, biorąc ode mnie książki. Jego ręka zsunęła się z moich ramion i objęła mnie w talii.
– Do tej pory powinni już wszystko rozumieć, a mimo to nie potrafią się powstrzymać. Zawsze chcą dotknąć nietykalnego.
Spojrzałam na jego wielką dłoń rozpostartą na moim biodrze.
– Mówi facet dotykający nietykalnego.
Nawet na mnie nie spojrzał, ale jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, ukazując śnieżnobiałe zęby i wyczarowując dołeczki w policzkach. Vik był naprawdę piękny, a ja poczułam, że kręci mi się w głowie.
– Mnie to nie dotyczy.
Chciałabym, żeby było inaczej. Tak wiele razy modliłam się do każdego możliwego boga, żeby ten oszałamiająco przystojny mężczyzna w końcu spojrzał na mnie nie jako na młodszą siostrę swojego najlepszego przyjaciela. Jak na kogoś, kogo trzeba chronić. Kogoś, dla kogo chce się poświęcić i osłaniać własnym ciałem przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Ale on tak nie myślał. A ja byłam tylko kolejną nastolatką tęskniącą za kimś, kogo nigdy nie mogłam mieć.
Może pewnego dnia wszystko się odmieni. Może zobaczy we mnie kobietę, a nie dziewczynę, którą musi pilnować. Teraz jednak byłam dla niego tylko kimś w rodzaju przyjaciela rodziny. Nikim więcej. I byłam pewna, że kiedy mnie dotykał, nie czuł nic poza platoniczną przyjaźnią, nie zdając sobie w ogóle sprawy, że wystarczał lekki dotyk jego palców, by każdy nerw w moim ciele stawał w płomieniach.
Nie chciałam od życia zbyt wiele. Jasne, miałam wszystko czego potrzebowałam, dlatego nigdy nie musiałam o nic prosić. Ale jeśli bogowie słuchali, miałam nadzieję, że usłyszeli moją modlitwę. Chciałam tylko jednej rzeczy.
Żeby Vik patrzył na mnie tak, jak patrzył człowiek, który pragnie czegoś, czego nie może mieć.
Mnie.
I miał rację. Zasada, o której wspomniał nie dotyczyła Viktora Nikulina. Ponieważ mój ojciec mu ufał… i dlatego, że byłam w nim szaleńczo zakochana.
Nastasia
Lat 16
To była kara.
Oczywiście nie powiedział tego wprost, ale miałam głębokie, nieodparte wrażenie, że naprawdę próbuje mnie ukarać. Nie mogłam jednak o to zapytać, bo co, jeśli moje odczucia były błędne? Nie byłam aż tak zadufana w sobie, by sądzić, że byłam w centrum wszystkiego, co robił Vik.
Patrzyłam na nich. On i ona. To była tortura, ale nie mogłam oderwać od nich oczu. Nie szpiegowałam. Po prostu wszyscy znaleźliśmy się w tym samym miejscu, w tym samym czasie. A ja nie mogłam odwrócić wzroku.
Dlaczego?
To był piątkowy wieczór i, jak zwykle zresztą, elita uczniów liceum z New Providence wybrała się do naszej aktualnej miejscówki, U Joe’a, żeby coś przegryźć. Jeśli mam być szczera, mało kto tak naprawdę zamawiał coś do jedzenia. To był tylko pretekst, aby wślizgnąć się do boksów z uroczymi chłopakami i popijać coś gazowanego, żałując jednocześnie, że nie jesteśmy w domu, w wygodnych brudnych dresach i pluszowych skarpetkach nie do pary.
Moją wymówką był fakt, że tego właśnie ode mnie oczekiwano. A jaką wymówkę miał Vik, skoro jego obecności nikt się nie spodziewał? Jedyna myśl, jaka przyszła mi do głowy, to ta, że chciał, abym go zobaczyła.
Gdy tylko weszłam do przestronnej restauracji, podbiegła do mnie Anika. Objęła mnie mocno z podekscytowanym piskiem, a jej dźwięczny śmiech zagłuszył na chwilę wszystkie moje myśli.
– Wygraliśmy!
Jestem pewna, że nie spodziewała się po mnie niczego więcej poza tym, co otrzymała. Pomachałam niewidzialną chorągiewką i mruknęłam z sarkazmem:
– Nasi górą.
Przewróciła oczami.
– Gdzie się podział twój duch zespołu, Nastasio?
Zerknęłam na jej strój cheerleaderki i uśmiechnęłam się.
– Tym akurat nie musisz się martwić. Masz go tyle, że wystarczy za nas obie, Ani.
To właśnie wtedy moje spojrzenie powędrowało w stronę jednego z boksów, a gdy tylko go zobaczyłam, żołądek zacisnął mi się w ciasny supeł. Anika spojrzała w tę samą stronę i przewróciła oczami.
– No tak. Mój brat tu jest.
Tyle widziałam sama. Bardziej interesowało mnie to, z kim był.
Chastity Davis.
Moja niechęć do tej dziewczyny nie miała z nic wspólnego z jej sposobem bycia i musiałam przyznać, że zasługuje na otaczające ją zainteresowanie. Była mądra, miła i zajebiście piękna. Chastity chodziła do ostatniej klasy, a Vik skończył szkołę rok wcześniej. Nigdy o niej nie wspominał, byłam więc trochę zaskoczona tą nagłą chęcią pokazania się publicznie na randce tydzień po tym, jak…
– …nocowaniu dziś u Melissy.
Z trudem udało mi się ponownie skupić.
– Przepraszam, co takiego?
– Śpię dziś u Melissy – powiedziała Anika, po czym bez zastanowienia spytała: – Chcesz przyjść?
Cała Anika. Odkąd pamiętam, była miła i przyjacielska. Różniłyśmy się, ale zawsze coś przyciągało nas do siebie z powrotem. Nie byłam pewna, czy to z powodu przyjaźni łączącej nasze rodziny, czy dlatego, że obie doskonale wiedziałyśmy, jak to jest zobaczyć własnego ojca całego we krwi… i to nie jego własnej.
Pomiędzy mną a Aniką istniało połączenie, które wydawało się nierozerwalne. Darzyłyśmy się miłością, która nie podlegała ocenie, a im dłużej się znałyśmy, tym łącząca nas więź stawała się silniejsza. Nie było rzeczy, której bym dla niej nie zrobiła.
Poza spaniem w domu Melissy Forman.
– Raczej nie, Ani. – Moje wahanie było aż nazbyt wyraźne.
Na jej twarzy pojawił się wyraz smutku, a ja ze złością stwierdziłam, że sprawiło mi to przykrość. Anika nigdy nie kryła swoich uczuć.
– Jesteś pewna? Jej rodzice nie będą mieli nic przeciwko, przysięgam.
Byłam pewna.
– Nie jestem dzisiaj w nastroju – oświadczyłam, po czym wzięłam głęboki wdech, wypuściłam powoli powietrze i potrząsnęłam głową. – Chyba już pójdę.
Jej śliczne niebieskie oczy rozszerzyły się, a ona wyciągnęła rękę i ścisnęła moją dłoń.
– Zostań jeszcze, przecież dopiero co przyszłaś.
– Ktoś wychodzi?
Anika i ja obróciłyśmy się w stronę, z której dobiegał głos, a kiedy zobaczyłam do kogo należał, moje usta lekko się rozchyliły.
Santino Ricci.
Był w ostatniej klasie, był wspaniały i z nikim nie rozmawiał. Dosłownie z nikim. Miał reputację strasznego snoba. Ale ten straszny snob właśnie się do nas odezwał.
Zmrużyłam podejrzliwie oczy.
Dlaczego?
– Mam nadzieję, że nie ty – powiedział i spojrzał prosto na mnie. Te wiecznie półprzymknięte oczy poruszały się leniwie, a ja czułam jego wzrok na całym ciele. Był niewiarygodnie pewny siebie. W normalnych okolicznościach pewnie odwróciłabym się na pięcie i odeszła, ale tym razem Anika uprzedziła moją reakcję.
– Nastasia ma zły humor. Może mógłbyś – mówiąc to pchnęła mnie nagłym ruchem bioder w jego kierunku – ją rozbawić.
Wpadłam na niego, a moje przedramiona docisnęły się do jego twardej klatki piersiowej. Santino Ricci zareagował instynktownie, jedną rękę kładąc mi na ramieniu, a drugą kładąc na moich plecach, tuż nad pośladkami. Łatwość, z jaką mnie przytrzymał, była zadziwiająca.
Anika, ta okropna kłamczucha, wykrzyknęła:
– O mój Boże, Nas. Nic ci nie jest? Ale ze mnie niezdara.
Zamrugałam do niego szeroko otwartymi oczami. Patrzył na mnie z góry, a jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
– Nastasia. Ładne imię. Moje to – Jezu, był jak z pięknego snu – Tino.
Wpatrywałam się przez chwilę w jego usta, po czym udowodniłam, co dzieje się z moją inteligencją pod wpływem przystojnych mężczyzn.
– Wiem – westchnęłam.
Zmrużył oczy i z trudem stłumił chichot.
– Zjesz coś ze mną, bella¹?
Właśnie miałam się zgodzić, gdy niestety ktoś inny odpowiedział za mnie.
– Nie, nie zje, bo już wychodzimy.
Gdy Vik zbliżał się do nas, dłonie Tina wciąż spoczywały na moim ciele. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedział. Ściągnęłam brwi.
Akurat. Nie miałam najmniejszego zamiaru się stamtąd ruszać.
– Chcę zostać.
Vik zrobił dwa kroki do przodu i stanął tuż przy mnie.
– Idziemy – powiedział, łapiąc mnie za rękę, i delikatnie pociągnął w swoją stronę.
– Nie, nie idziemy.
– Idziemy.
– Nie chcę wychodzić.
Vik zaśmiał się kpiąco.
– Myślisz, że przerwanie randki po to tylko, by zabrać cię do domu, sprawia mi przyjemność? – Jego spojrzenie zrobiło się nieprzyjemne, niemal wrogie. – Bo jeśli tak, to grubo się mylisz – dodał.
Nie wiem, dlaczego to zrobił, ale to, co powiedział, było okrutne.
– Ale kiedy dzwoni twój tatuś, to robię, co mi każe, a on chce mieć swoje dziecko w domu. Teraz. Dlatego właśnie tyle mi płaci. Stawka najemnika.
Jakbym była dla niego nikim. Jakby mnie nawet nie lubił. Jakbym była tylko problemem, zbędnym ciężarem.
Poczułam, że moje policzki robią się gorące, a wnętrze zalewa gwałtowna fala żalu.
Przez chwilę myślałam o tym, żeby się odegrać. Problem w tym, że pokazałabym mu wtedy, jak bardzo zraniło mnie to, co wyszło z jego ust. I dlatego też nie odezwałam się do niego ani słowem.
Upokorzona, wyswobodziłam się z objęć Tino i opuściłam głowę.
– Muszę już iść. Przepraszam.
Vik szarpnął moją dłoń, ale wyrwałam ją i schowałam obie dłonie w rękawach swetra. Nie chciałam, żeby mnie dotykał.
Anika spojrzała na niego, po czym zrobiła krok do przodu i mocno mnie przytuliła.
– Zadzwoń do mnie.
A kiedy mijała swojego brata, mruknęła:
– Kutas z ciebie.
Vik odprowadził mnie na zewnątrz i wpakował do swojego samochodu. Całą drogę jechaliśmy w całkowitej ciszy, dopiero kiedy samochód się zatrzymał, uniosłam głowę i spojrzałam na zewnątrz.
To nie był mój dom.
– Gdzie jesteśmy? – zapytałam zdziwiona, bo miejsce, w którym się znaleźliśmy wyglądało jak park.
– Pocałowałaś mnie.
O, w mordę. Naprawdę to właśnie się działo? Teraz? Właśnie teraz?
– Pocałowałaś mnie, Nas!
Tak. Zrobiłam to.
Zapadłam się w fotel i zakryłam twarz dłońmi.
– Przepraszam – powiedziałam stłumionym głosem.
Ale wcale nie było mi przykro. Zaryzykowałam i choć nie wyszło tak, jak chciałam to przynajmniej znalazłam w sobie tyle odwagi, żeby to zrobić.
– Dlaczego to, do kurwy nędzy, zrobiłaś? – kontynuował, a jego głos przeszedł w krzyk. – Po co?
Opuściłam ręce, spojrzałam przed siebie i szepnęłam:
– Bo chciałam.
– Tak samo jak dopiero co chciałaś pocałować Tino Ricciego? To twoje nowe hobby? Całowanie każdego pieprzonego faceta?
Wow! Nie zasłużyłam na coś takiego. I nagle poczułam, że zalewa mnie wściekłość.
Moje oczy rozbłysły.
– Lepsze to niż próba przelecenia jakiejś laski o imieniu Chastity, Vik – prychnęłam pogardliwie.
– Nie twoja sprawa.
– To samo dotyczy ciebie i tego, co robię z każdym facetem.
– Wręcz przeciwnie – rzucił podniesionym głosem i przez ułamek sekundy sprawiał wrażenie kompletnie wytrąconego z równowagi. – Jesteś dla mnie ważna!
Moje serce zaczęło bić jak oszalałe.
Nie.
Otworzyłam drzwi, wysiadłam i zaczęłam iść przed siebie. Usłyszałam, że również otworzył drzwi, a odgłos jego zbliżających się kroków na żwirze był sygnałem, że mnie dogania.
– Dokąd idziesz? – zapytał z westchnieniem.
– Gdziekolwiek, byle jak najdalej od ciebie – rzuciłam szyderczo.
Złapał tył mojego swetra i zatrzymał mnie w miejscu. Sekundę później stał przede mną, wściekły i zakłopotany. Otworzył usta, ale nic nie powiedział. Próbował znowu i znowu, aż w końcu skrzyżował ręce na piersi i powiedział:
– Nastasia, to nie może się zdarzyć.
Gdyby uderzył mnie kijem bejsbolowym w skroń, byłoby to mniej bolesne.
Zajęło mi to chwilę, ale w końcu odpowiedziałam:
– Wiem.
Moja odpowiedź sprawiła, że wyprostował się, jego ręce opadły wzdłuż boków, a oddech się uspokoił.
– I słusznie. Okej. Słusznie.
Co? Czy on oczekiwał, że będę się z nim kłócić?
Cóż, to ostatnia rzecz, której mógł się spodziewać. Miałam już dosyć. Nieodwołalnie.
Nasze spojrzenia się spotkały i staliśmy tak przez dłuższą chwilę, po czym Vik przełknął i rzucił:
– Daj spokój.
I już. To wszystko. Wszystko, co działo się w mojej wyobraźni na temat Viktora Nikulina, miało tym właśnie pozostać.
Fikcją.
Odprowadził mnie z powrotem do samochodu i otworzył mi drzwi, ale zanim zdążyłam wsiąść, zatrzasnął je z hukiem. Zdezorientowana odwróciłam się do niego i w tym samym momencie naparł na mnie całym ciałem, zamykając pomiędzy dwoma silnymi ramionami, które nagle znalazły się po obu stronach mojej głowy.
Mój puls przyspieszył, gdy zobaczyłam błagalne spojrzenie Vika. Potrząsnął głową.
– To nie może się zdarzyć.
Przełknęłam ciężko i przytaknęłam. Jego oddech stał się ciężki.
– To nie może się zdarzyć – powtórzył
O co tu chodziło? Powietrze stało się tak gęste od nagłego napięcia, że można je było kroić nożem.
Gdy jego półprzymknięte oczy opuściły się i skupiły na moich ustach, poczułam w nich gwałtowne pulsowanie.
Byłam zdezorientowana, ale w tamtej chwili wiedziałam z całą pewnością, że Vik zmaga się właśnie z samym sobą. I mogłabym przysiąc, że chciał mnie pocałować.
– Vik – westchnęłam, rozchylając lekko wargi.
– To niemożliwe, skarbie.
Jego szept mówił jedno, ale to, co zrobił, to, że pochylił twarz i zawahał się o włos od moich ust, zdradzało coś zupełnie innego.
Trwaliśmy tak przez chwilę, a intensywność jego spojrzenia i ciepły miętowy oddech na moich wargach sprawiły, że znalazłam się na granicy zdrowego rozsądku. Nic nie wskazywało na to, że to on wykona pierwszy ruch.
Może było to chwilowe szaleństwo, a może czysta głupota. Tak czy inaczej, moje drżące dłonie dotknęły brzucha Vika, po czym powoli przesunęły się w górę jego torsu, aż spoczęły na ramionach. Wpatrywał się we mnie uważnie, a kiedy oblizał dolną wargę, nie mogłam już dłużej czekać. Robiłam to przecież przez całe życie.
Możliwe, że będzie żałował tego, co miało się wydarzyć. W tej chwili jednak byłam tak pochłonięta jego bliskością, że nie byłam w stanie się tym przejąć.
Stanęłam na palcach, patrząc mu w oczy, i delikatnie przechyliłam głowę, by złożyć jeden gorący pocałunek na pełnych ustach Viktora Nikulina.
Tydzień temu pocałowałam go mocno i szybko. Zaskoczyłam go. To był podstępny atak, impulsywny i dziecinny, do którego doszło na korytarzu przy drzwiach do mojego pokoju.
To było ryzykowne. I błędne.
Teraz, gdy nasze usta się spotkały, było ciepło i zapraszająco. Ten pocałunek był jak obietnica i wiedziałam, po prostu wiedziałam, że już nigdy, aż do śmierci, nie będę czuła tego samego do innego mężczyzny.
Oderwałam się od niego na wystarczająco długą chwilę, by zobaczyć, jak jego opanowanie rozpada się na tysiące drobnych kawałków. Objął mnie jedną ręką, a drugą przesunął po moich plecach, aż jego ciepła, duża dłoń objęła mój kark, trzymając mnie blisko, podczas gdy on wpijał się w moje usta, jakby został otruty, a ja byłabym jego jedyną nadzieją na przeżycie. Jakby moje usta zawierały antidotum na śmierć krążącą w jego żyłach.
Całowaliśmy i pieściliśmy nawzajem swoje wargi, a kiedy nasze języki w końcu się zetknęły, umarłam z rozkoszy.
Nie powinniśmy tego robić, a świadomość tego tylko potęgowała moje pragnienie.
Kto wie, ile czasu minęło? Minuty? Godziny? Miałam wrażenie, że cała wieczność. Ale kiedy w końcu odsunęliśmy się od siebie, z nabrzmiałymi wargami, dysząc cicho pośród nocnej ciszy, byłam pewna, że oboje mieliśmy identyczne myśli.
O Boże.
Mamy kłopoty.ROZDZIAŁ 2
Nastasia
Obudziłam się rano z dziwnym uczuciem, że to wszystko było tylko snem. To znaczy wiedziałam, że tak nie było, bo przecież miałam wciąż wyraźne dowody na swojej skórze. Ślady na plecach od przyparcia do ściany, lekka wysypka od zarostu na podbródku i częściowo opuchnięte usta były bardziej niż wystarczające, abym została uznana za winną.
To się wydarzyło, w porządku.
I zostało potwierdzone dwukrotnie, gdy sprawdziłam SMS-a, którego Vik wysłał do mnie o dwudziestej trzeciej.
Vik: Między nami okej?
To był nasz pierwszy kontakt telefoniczny od prawie dwóch miesięcy.
Zastanawiałam się, czy powinnam odpisać. Wyglądałoby to jak zezwolenie na dalszą komunikację, co w naszym przypadku było dość niebezpieczne. Zbyt łatwo mogliśmy zmienić się z bliskich sobie ludzi w zaciekłych wrogów.
Jeden SMS mógłby sprawić, że historia zatoczy koło.
Moje ciało pozbawione było napięcia, na co z całą pewnością wpłynęło drugie już spełnienie, jakie zafundowałam sobie tej nocy. Wciąż jeszcze dyszałam, gdy odrzuciłam wibrator i spojrzałam na swój telefon. Poczułam lekki ucisk w żołądku, a ponieważ nie byłam jeszcze w pełni zaspokojona, przejechałam nogami po jedwabnych prześcieradłach, rozkoszując się ich dotykiem i odpisując jednocześnie na SMS-a.
Ja: Oczywiście.
Jego odpowiedź była natychmiastowa.
Vik: To dobrze.
Nie powinnam była dawać się w nic wciągnąć, ale, do diabła, byłam tylko człowiekiem. Zachowywałam się jak nałogowiec, już mnie korciło, żeby mu odpisać, ale jeśli udowodniłam sobie cokolwiek w tych ostatnich kilku miesiącach, to tylko to, że jestem silniejsza, niż przypuszczałam, nawet jeśli musiałam za to chwilowo płacić swoim szczęściem.
Gdy ostatecznie zdecydowałam się odłożyć telefon na szafkę nocną i spróbować zasnąć, ogarnął mnie głęboki smutek. To naprawdę była trudna sytuacja.
Mój umysł błyskawicznie wypełniły najróżniejsze myśli, a wszelkie próby uspokojenia się przyniosły odwrotny skutek.
Myśl o tym, że Vik leży sam w swoim łóżku, z głową całkowicie wypełnioną obrazami ze mną w roli głównej, sprawiła, że w moje ciało wkradł się niepokój. Myślami wróciłam do sceny w spiżarni i, słodki Jezu, surowe rysy jego twarzy sprawiły, że nogi zacisnęły mi się mocno, a w podbrzuszu poczułam tępe pulsowanie. Te jego kości policzkowe wystarczająco ostre, by przeciąć diament. Wydatna szczęka, która aż prosiła się o ugryzienie. Było coś ujmującego w tym lekko skrzywionym nosie, który nosił wyraźne ślady przyjętych w przeszłości uderzeń. Gęste brwi nadawały jego twarzy wiecznie wkurzonego wyglądu, ale szafirowe oczy zdawały się łagodzić to wrażenie. Jego postawa była pełna chłodnego przeświadczenia o własnej wartości, a chód niemalże dostojny. I te usta – och – pełne, soczyste i zapraszające, z cienką blizną przecinającą ich lewą stronę.
Całowałam tę bliznę tysiąc razy i pragnęłam robić to dalej, jeszcze tysiąc, a nawet i więcej razy.
Vik poruszył strunę, którą ukryłam głęboko w sobie.
A co gorsza otworzył skrzynię, którą zakopałam jeszcze głębiej i w której wciąż płonął pojedynczy płomyk nadziei.
Dlatego, kiedy dziesięć minut później otrzymałam kolejną wiadomość, mój żołądek zacisnął się w supeł w napięciu.
Vik: Nie będę przepraszał, bo nie żałuję tego, co się stało.
Przeczytałam wiadomość dwukrotnie, po czym zamknęłam oczy i jęknęłam cicho, udając kpiąco, że wybucham płaczem. Westchnęłam głęboko i mruknęłam:
– Oczywiście, że nie, ty piękny draniu.
Była to tak wyzywająca, śmiała odpowiedź, że nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. To jedno zdanie – bezczelne i zuchwałe – było idealnym podsumowaniem Vika. Mój uśmiech zrobił się jeszcze szerszy. Był wojownikiem. Od zawsze. To było coś, co miał wpisane w swoją istotę.
Wspomnienie pojawiło się znikąd, zabierając mnie z powrotem do nocy, która zmieniła wszystko.
Nastasia
lat 17
Za każdym razem gdy muzyka rozbrzmiewała bas, czułam drżenie w całym ciele. Moje serce łomotało zgodnie z rytmem, a ja zamknęłam oczy, kołysząc się do piosenki, czując się lekko i swobodnie. Nic dziwnego, skoro byłam już po sześciu piwach.
Otaczały nas odgłosy śmiechu, śpiewu i rozmów. Nastolatki zajmowały całą kanapę, podając sobie blanta, którego udało im się zdobyć. Dziewczyny i chłopaki tańczyli zbyt blisko siebie, alkohol osłabił wszelkie zahamowania. Słodko uśmiechnięte dziewczyny siedziały na kolanach swoich chłopaków, jakby nikt z nas nie dostrzegał dłoni wsuwających się im pod spódnice i poruszających w sposób obiecujący rozkosz.
I była jeszcze Anika, która stała przy mnie, popijając z czerwonego kubka i wyglądając na smutną.
Ostatnio wyglądała tak coraz częściej, jednak za każdym razem, kiedy o tym wspominałam, z całych sił starała się mnie przekonać, że wszystko u niej w porządku. Odpuściłam, wiedząc, że powie mi, kiedy będzie gotowa.
Żeby nie było, domówki wyprawiane przez licealistów nie stanowiły dla mnie nawet najmniejszej atrakcji, ale Anika była cheerleaderką, więc kilka razy w roku zmuszałam się, chcąc w ten sposób pokazać przyjaciółce, że akceptuję tę część jej osobowości. Spędzanie czasu z jej średnio rozgarniętymi znajomymi z wyższych sfer, kosztowało mnie naprawdę wiele samozaparcia, ale robiłam to dla niej, choć tak naprawdę miałam wtedy chęć puścić pawia.
À propos inteligencji. Koleżanki Aniki nazywałam „normalnymi”, bo, normalnie, wtrącały to słowo w każdym zdaniu.
Była dopiero dwudziesta pierwsza, a ja nie byłam pewna, ile jeszcze wytrzymam. Jedynym sposobem na przetrwanie tych imprez było upicie się do nieprzytomności, byłam już w połowie drogi. To było łatwe do stwierdzenia, ponieważ tak właściwie to bawiłam się całkiem nieźle.
Na szczęście dla mnie, Anika dbała o swój umysł i ciało i nigdy nie wypijała więcej niż jedno piwo, dzięki czemu mogłam się wyluzować, wiedząc, że będzie mieć mnie na oku. Była dobrą przyjaciółką.
Dziewczyna westchnęła, przesuwając wzrokiem po pokoju z miną nadąsanego dziecka.
– Ale nudy.
Jeszcze przed chwilą czułam się podobnie. Kołysząc się w miejscu do rytmu, który słyszałam chyba tylko ja, poruszałam powoli biodrami, odwracając się w jej stronę. Nie znosiłam, gdy była taka smutna.
I miałam zamiar to zmienić.
– Zatańczmy – wypaliłam, a jedynym powodem, dla którego to zrobiłam, było przepełniające mnie alkoholowe szczęście.
– Naprawdę? – Twarz Aniki rozjaśniła się momentalnie.
Nie tańczyłam na imprezach. Nigdy. Oczywiście wiedziała doskonale, że po takiej deklaracji nie wolno dać mi nawet sekundy na jej przemyślenie. Odstawiła drinka tak szybko, że się rozlał, po czym złapała mnie za rękę.
– To chodź.
Uderzająca zmiana w jej zachowaniu sprawiła, że przynajmniej było warto. Uśmiechałam się, gdy prowadziła mnie w sam środek tłumu, poruszając się tak płynnie w rytm muzyki, że zrozumiałam, dlaczego Anika robiła w życiu to, co robiła. Taniec był po prostu częścią tego, kim była. Przedłużeniem jej duszy.
Kiedy miałyśmy po pięć lat, robiłam placki z błota i potajemnie podkradałam markery. Anika marzyła, żeby zostać baletnicą. Kręciła się, rozciągała się i błagała matkę, żeby nauczyła ją zaplatać francuski warkocz, bo wtedy będzie mogła nosić najbardziej misterne baletowe koki. Ćwiczyła też stanie na czubkach palców – już w tak młodym wieku była pełna determinacji.
Tymczasem ja nie odczuwałam, by istniało cokolwiek, co mogłoby wywołać u mnie podobne zaangażowanie.
Byłam na niemal wszystkich jej występach, a ona wypadała na nich niesamowicie. Swoimi płynnymi, wykonywanymi pozornie bez żadnego wysiłku ruchami potrafiła sprawić, że czuło się rozmaite rzeczy.
Nigdy nie rozumiałam, dlaczego z tego zrezygnowała.
Ale zawsze trenowała jakiś rodzaj tańca. Najpierw przerzuciła się na jazz, potem na współczesny, a kiedy szkoła zaczęła pochłaniać zbyt dużo czasu, zdecydowała się zostać cheerleaderką. Co prawda nie był to taniec w ścisłym znaczeniu tego słowa, ale cieszyła się tym i tylko to się liczyło.
Znajomi Aniki dołączyli do nas na parkiecie, a ja stwierdziłam z zaskoczeniem, że nie mam nic przeciwko ich towarzystwu. Kiedy piosenka się skończyła, wróciłyśmy z dziewczynami do naszego kąta.
Carla Martinez, brunetka z ogromnym uśmiechem, który zdawał się żyć własnym życiem, kiedy mówiła, wciągnęła gwałtownie powietrze i ścisnęła moje ramię tak mocno, że mało brakowało, a krzyknęłabym z bólu.
– O mój Boże. On tu jest.
Hej. Skrzywiłam się, delikatnie oswobadzając rękę z jej stalowego uścisku.
Łapki z dala od towaru, paniusiu.
Urocza blondynka stojąca obok Aniki zerknęła ponad moją głową i uśmiechnęła się krzywo. Faith Lewis znacząco uniosła jedną brew.
– Myślę, że go znasz, Nastasio.
Moje serce zamarło, a ja obróciłam się gwałtownie i wszelkie pozory spokoju zniknęły w mgnieniu oka z mojej twarzy.
Och.
Poczułam, jak podniecenie zmienia się w przytłaczające rozczarowanie. To nie ta osoba, którą chciałam zobaczyć, ale kiedy skinął głową w moim kierunku, na moich ustach zarysował się lekki uśmiech. Uniosłam rękę w powściągliwym pozdrowieniu.
Ruszył w moją stronę, ciągnąc za sobą trzech kumpli, a gdy tylko zbliżył się dostatecznie blisko, przysunął swoją twarz do mojej i pocałował mnie w policzek. Był to tak niespodziewany gest, że wprawił mnie w osłupienie. Błyskawicznie przyłożyłam dłoń do brzucha, żeby złagodzić nerwowe drżenie.
To było dziwne. Nie byłam przyzwyczajona do takich zachowań. Mało kto z męskiej części populacji miał w sobie tyle odwagi, by zbliżyć się do mnie na odległość kilku kroków, za co, biorąc pod uwagę zachowanie moich braci, którzy samym wzrokiem wypalali dziury w śmiałku, nie mogłam ich winić. Bliskość, z jaką mnie właśnie potraktował, była czymś nowym. Po krótkim namyśle stwierdziłam, że było to całkiem przyjemne.
Jasne, nie był Vikiem, ale i tak poczułam ciepło w brzuchu, a moje policzki pokryły się rumieńcami. I tak długo, jak długo Vik nie zda sobie sprawy z tego, jakim jestem skarbem, miałam wolną rękę. Błagałam samą siebie, żeby zachować spokój, ale moje dłonie uniosły się same, a palce musnęły miejsce, w które mnie pocałował. Zauważył to i w tej samej sekundzie w kącikach jego oczu pojawiły się delikatne zmarszczki. Powinnam czuć zażenowanie, ale chyba przez to piwo, które wypiłam, nie potrafiłam wykrzesać z siebie wystarczająco dużo chęci, by się tym przejąć.
Zamiast tego uniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć.
– Tino.
Santino Ricci zbliżył się o mały krok.
– Piękna Nas.
Oczy Aniki wyglądały, jakby miały wyskoczyć jej z oczodołów, i choć może akurat to mogłam zmyślić, to przysięgam, że ona, Carla i Faith zbliżyły się do siebie i bardzo, ale to naprawdę bardzo cicho pisnęły z podekscytowania.
Nie na tyle cicho jednak, by nie zwrócić na siebie uwagi chłopaków stojących za nim. Jeden z nich długo przyglądał się Anice, a na jego twarzy powoli pojawił się szeroki uśmiech.
– Jak leci?
Był wysoki, dobrze ubrany i patrzył na nią, jakby był głodnym lwem, a ona jedynym króliczkiem, na którego ma chrapkę.
Anika wyglądała, jakby miała się udławić własnym językiem. Chciała się odezwać, ale jedyne, co zdołała z siebie wydobyć, to krótki pisk.
O Boże, Ani.
Podobnie jak ja, Anika również nie była przyzwyczajona do tak bezpośredniego zachowania mężczyzn. Dzięki naszym braciom wszyscy chłopcy w szkole wiedzieli, że jesteśmy poza ich zasięgiem, co doskonale tłumaczyło zakłopotanie, jakie odczuwałyśmy w pobliżu swoich rówieśników.
Odosobnienie było ceną, jaką płaciło się za bycie księżniczką mafii.
Zakłopotana, zarumieniła się ładnie, po czym spuściła wzrok i opuściła podbródek, by ukryć uśmiech.
– Dobrze.
Rozkojarzona przez stojącego przede mną przystojniaka, zignorowałam ich i uśmiechnęłam się.
– Nie jesteś już trochę za stary na licealne imprezy?
– Cholera, dziewczyno. Jesteś wredna.
Uśmiechnął się podstępnie, kładąc dłoń na klatce piersiowej i udając, że rozciera bolące miejsce.
– Może po prostu powinienem zostawić cię w spokoju.
– Nie – powiedziałam bez zastanowienia, równie niespodziewanie łapiąc go za rękę.
Patrzył przez chwilę w dół na nasze złączone dłonie, po czym delikatnie zacisnął palce. Zaczynałam się martwić. Nie powstrzymało to moich rozluźnionych piwem ust przed powiedzeniem:
– Nie rób tego.
– Szlag. Nas. – Anika nagle złapała mnie za ramię.
– Tak? – wymamrotałam niewyraźnie, wpatrując się w cudownie przystojną twarz Tino.
Ale dłoń zaciśnięta na moim ramieniu szarpnęła mną, a głos Aniki stał się ostrzejszy.
– Nas.
Odwróciłam się do niej, czując, jak rośnie we mnie irytacja, i warknęłam:
– Co?
Spojrzała na znajdujący się za mną korytarz i odparła spokojnie:
– Twoi bracia tu są.
Co do cholery?
Kurwa.
Byłam niemal zbyt przerażona, żeby spojrzeć.
Oblizując wargi i udając, że jestem opanowana, odwróciłam się w ich stronę, po czym natychmiast tego pożałowałam.
Lev wpatrywał się w męską dłoń trzymającą moją, podczas gdy Sasha dosłownie przewiercał mi czaszkę stalowym wzrokiem. A kiedy dłonie Lva zacisnęły się w pięści, mój żołądek wywrócił się na drugą stronę.
O nie.
Pojawienie się mojego dziwacznego brata było ostatnią rzeczą, której potrzebowałam.
Szczególnie w takim momencie.
Proszę, Boże, nie teraz.
Reputacja, jaką miała nasza rodzina, była już wystarczająco ciężka do udźwignięcia. Od dawna miałam przyklejoną etykietkę odmieńca. Mój status społeczny – lub jego brak – tego nie potrzebował.
Na szczęście kiedy Lev ruszył w kierunku Tino, Sasha zatrzymał go, szepcząc mu coś na ucho. Lev natychmiast się uspokoił, ogień szalejący w jego oczach zniknął, a moje serce zaprzestało prób wyrwania się z klatki piersiowej, wypełnione wdzięcznością za interwencję Sashy.
Co dziwne, moi bracia zostawili w spokoju także i mnie. Przesunęli się w bok, trzymając się na dystans, ale cały czas uważnie mi się przypatrywali.
W jakiś pokręcony sposób byłam im wdzięczna. Nie wiedziałam, co tak właściwie kombinują, ale wyglądało na to, że nie zamierzają narobić mi wstydu przed całą ostatnią klasą.
– Twoi bracia? – Głos Tina muskający moje ucho przypomniał mi o ciepłej dłoni, która wciąż zaciskała się na mojej.
Odwróciłam się w jego stronę.
– Tak.
– Wszystko w porządku? – zapytał, nie odrywając od nich wzroku.
Niemal niewidocznie wzruszyłam ramionami.
– Chyba tak. To znaczy, nie jesteś krwawą miazgą leżącą przede mną na podłodze, więc chyba tak.
W tej samej chwili, w której Tino uśmiechnął się i przyciągnął mnie bliżej, Anika zaklęła, chowając swojego drinka. A ja westchnęłam w duchu. Bez patrzenia wiedziałam doskonale, że Tino omiata wzrokiem całe moje ciało, a kiedy zerknął ponad moją głową, wypuszczając przeciągle powietrze, uśmiechnęłam się smutno.
Spojrzeliśmy na siebie smutno, wiedząc, że nigdy nie będziemy mieli swojej szansy.
Tino tylko pokręcił głową, a potem powiedział:
– Może w innym życiu.
Kiedy silna dłoń złapała mocno moją wolną rękę, poczułam, że wyślizguję się z objęć Tino i chwytam palce niespodziewanego intruza jak linę ratunkową.
To nie była kwestia wyboru. Nie było żadnego wyboru. Nikt nigdy nie mógłby rywalizować z mężczyzną promieniującym falami gniewu i chwytającym mnie za rękę, jakbym była jego własnością. Bo byłam.
Tino nie próbował nawet odwrócić wzroku.
– Viktor.
Ale Vik nie zawracał sobie głowy grzecznościami.
– Zbieraj swoje rzeczy, Ani. Wychodzimy.
Podobnie jak ja, Anika wiedziała, że lepiej nie kłócić się na oczach tłumu. Z wyraźnym wyrzutem na twarzy odepchnęła się od ściany, pomachała przyjaciółkom, a chłopakowi, z którym rozmawiała, rzuciła zrezygnowany uśmiech. Z wdziękiem prześlizgnęła się obok mnie i uciekła w bezpieczne miejsce, podczas gdy sama tkwiłam w miejscu z palantem, który sprawiał, że nie mogłam się zdecydować, czego bardziej pragnę – zabić go czy pozostawić przy życiu.
Nagle atmosfera wokół nas uległa całkowitej zmianie. Wiedziałam, że za chwilę coś się wydarzy, bo w powietrzu czuć było narastające napięcie. Nie wiedziałam tylko, co to oznacza.
To wtedy właśnie Vik otworzył usta. W jego głosie słychać było szorstką nutę.
– Jeśli masz na tyle zdrowego rozsądku Ricci, by wiedzieć, co jest dla ciebie najlepsze, to będziesz trzymać się z dala od Nas.
Zaczęło się.
Chciałabym, żeby Tino był typem, który się wycofuje. Niestety, nie był.
– Albo co, Vik?
O nie. Tylko nie to.
Mała część mnie chciała podejść do Tino i zasłonić mu usta dłonią. Zrobiłabym to, gdybym nie wiedziała, jak bardzo osłabi to jego wizerunek.
Vik puścił moją dłoń i zrobił krok do przodu.
– Albo uśpię cię jak chore zwierzę, którym jesteś. – Słowa wystrzeliły z jego ust jak pociski.
W tej samej sekundzie podciągnął koszulę i nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć, że zrobił to, by pokazać, że ma pistolet.
– Nie zadzieraj ze mną, chłoptasiu. Masz tu setki dziewczyn.
Mój gniew wzbierał. Tak, byłam wściekła, ale czasami Vik mówił takie rzeczy, że moje wnętrze zaczynało wariować. Jak na przykład to, co powiedział niskim, pełnym grozy głosem:
– Nie dostaniesz jej. Ona należy do mnie.
Na dźwięk tych słów przeszył mnie potężny dreszcz, który sprawił, że moje sutki boleśnie stwardniały.
Ja pierdolę!
Rany. Dlaczego w ogóle poczułam podniecenie? Co było ze mną nie tak? Byłam dziwolągiem.
Poza tym, dlaczego powietrze było tak gęste? Moje dłonie podniosły się, by pociągnąć za kołnierz bluzki. Nie mogłam w niej oddychać.
Kiedy zobaczyłam, z jakim trudem Tino powstrzymuje się przed otwarciem ust, uratowałam go przed zrobieniem czegoś bardzo głupiego. Zrobiłam krok do przodu i złapałam Vika mocno za rękę, drugą dłonią obejmując jego nadgarstek i delikatnie ciągnąc do tyłu.
– Daj spokój.
Ale Vik nie był gotowy do odejścia. Mierzył Tino od stóp do głów stalowym spojrzeniem, które kryło w sobie obietnicę przemocy. I wiedziałam, że do niej dojdzie, jeśli zaraz się stamtąd nie wyniesiemy.
– Vik – zawołałam go, przyciskając swoje ciało do jego ramienia i dodałam, kiedy na powrót skupił się na mnie: – Możemy już iść.
Jego twarz złagodniała, a on sam odezwał się cicho:
– Dobrze, skarbie. Chodźmy.
Byłam nastolatką w ramionach bestii i przyznam szczerze, że gdy Vik prowadził mnie przez dom, trzymając za rękę i zerkając na otaczających nas ludzi, wyzywając ich bezgłośnie, by powiedzieli choćby jedno pieprzone słowo, moją klatkę piersiową wypełniło nienazwane uczucie, które mogłabym określić jako coś w rodzaju dumy.
To było całkowicie nowe i niezwykle ekscytujące doznanie. Wiem, że to złe, ale sprawiło mi ogromną przyjemność.
Gdy wychodziliśmy, moi bracia otoczyli Anikę barierą ochronną, a gdy podeszliśmy do naszych samochodów, Vik puścił moją rękę i spojrzał na moją przyjaciółkę. Przez chwilę wyglądała na zdziwioną, ale potem przewróciła lekko oczami.
– Nadal zamierzasz u mnie nocować, Nas? – zapytała.
Nie wiem, co zdziwiło mnie bardziej, jej głos, który brzmiał, jakby wypadł z generatora, czy to, że o niczym takim nie rozmawiałyśmy.
– Yy… – Zanim zdążyłam odpowiedzieć choćby jednym słowem, Vik nacisnął przycisk i odblokował zamki w drzwiach samochodu.
– Wsiadaj.
Moje serce zatrzymało się na krótką chwilę, po czym od razu wskoczyło na wysokie obroty. Zawahałam się, wiedząc doskonale, że moi bracia nie są głupi. Musieli wiedzieć, co jest grane. Przecież Vik nawet nie starał się tego ukryć.
Osłupiałam, gdy nagle rozległ się głos Sashy:
– Zadzwoń do mnie, kiedy będziesz chciała wrócić do domu.
– Ja… – zaczęłam, ale Vik po raz kolejny chamsko mi przerwał.
– Nie ma takiej potrzeby. Jutro muszę jechać na spotkanie, to odwiozę ją przy okazji.
Następnie okrążył samochód, pomógł mi wejść i zamknął za mną drzwi. Przez chwilę byliśmy z Ani same.
– Nie musiałaś tego robić – szepnęłam.
– Dzięki tobie jest szczęśliwy, Nas – odpowiedziała, nie odwracając wzroku od okna.
Te słowa sprawiły, że moje serce urosło o całe cztery rozmiary, ale sposób, w jaki to powiedziała, sprawił, że poczułam się okropnie. Spróbowałam nie brać tego do siebie. Rozumiałam, że to, co działo się między mną a jej bratem, musiało być dla niej trudnym i dziwnym doświadczeniem. Ukrywanie tej wielkiej tajemnicy stanowiło ogromne obciążenie, ale ona robiła to dla nas bez słowa skargi.
Kiedy dotarliśmy do domu, moje wnętrze zaczęło drżeć w niespokojnym oczekiwaniu. Ani weszła frontowymi drzwiami, podczas gdy Vik wziął mnie za rękę i poprowadził do osobnego wejścia prowadzącego do, znajdującego się w bocznej części domu, pokoju należącego do niego. Ustawił mnie przed sobą, po czym sięgnął obok, żeby odblokować drzwi, co sprawiło, że moje serce zaczęło bić szybciej.
Byłam zdenerwowana.
Czego się obawiałam? Przecież byłam już w tej przerobionej z piwnicy sypialni wiele razy.
Ale nigdy tam nie spałaś.
Na drżących nogach, czując wibrującą wokół nas energię, sprowadziłam go w dół schodów, po czym weszliśmy do jego pokoju, a mój wzrok od razu przyciągnęło stojące po lewej stronie wielkie łóżko.
Natychmiast zaczęłam sobie wyobrażać uczucie, jakie wywołałby ciężar jego ciała czy dotyk jego nagiej skóry.
Pokój Vika miał spokojny, typowo męski charakter. Proste meble wykonane z ciemnego drewna, pościel z czarnego jedwabiu, a pluszowa sofa po prawej stronie obita była brązowo-szarym materiałem.
Vik włożył swoje klucze i pistolet do pierwszej szuflady szafki nocnej, po czym stanął przede mną. Obejrzał mnie dokładnie i westchnął łagodnie.
– Wiesz, że doprowadzasz mnie do szaleństwa?
Niemożliwa do przeoczenia irytacja w jego tonie kazała mi zwalczyć uśmiech. Uniosłam brwi.
– Wszystko, co robię czy mówię jest na poważnie. Wiesz o tym.
Oczy Vika rozbłysły nagłym rozbawieniem. Niezła z nas była parka.
Niespodziewanie jednak jego twarz spoważniała i podniósł dłoń, by lekko musnąć kostkami moje usta.
– A ty?
Zamknęłam oczy, składając delikatny pocałunek na przelotnej pieszczocie.
– Co ja?
– Czy jesteś moja?
Moje oczy otworzyły się niespiesznie, po czym odnalazłam jego intensywne spojrzenie i wytrzymałam je bez jednego mrugnięcia.
Boże. Wykańczał mnie. Wystarczało jedno spojrzenie i czułam się, jakby wysysał ze mnie powietrze.
Widziałam to w jego oczach – to nieskrywane i kotłujące się w jego wnętrzu pragnienie. Potrzebował odpowiedzi. Musiał usłyszeć słowa. Zawsze chętna do pomocy przytuliłam się, czując ciepło jego ciała, i odchyliłam głowę, by spojrzeć mu w oczy.
– Na zawsze i na wieczność.
Tak, byłam nastolatką, ale znałam też własne serce. Miałam na myśli to, co powiedziałam.
Z Vikiem może być tylko na zawsze.
Jedno silne ramię owinęło się wokół mnie, a drugie spoczęło na moim karku. Jego palce zaplątały się w moje włosy, a ja lekko sapnęłam, gdy delikatnie odchylił moją głowę na bok, odsłaniając moją szyję. Poruszał się w spokojnym tempie, składając powolne, gorące pocałunki pod moim prawym uchem.
Zapomniałam, jak się oddycha.
Vik był obdarzony wyjątkowym urokiem i jedynymi w swoim rodzaju zdolnościami. Sposób, w jaki mnie dotykał, sprawiał, że czułam się czczona, wielbiona, jakbym była boginią, przed której ołtarzem klęczał. Każdy pocałunek był modlitwą grzesznika. Powracający dotyk na moich wargach rozgrzeszał go.
Nagle wszystkie przepływające przeze mnie doznania zmieniły się, a ja odniosłam wrażenie, jakbym została napadnięta. Moje płuca były napięte, wzięłam głęboki, drżący wdech, a moje ręce sięgnęły w górę, by chwycić przód jego koszuli, desperacko potrzebując oparcia.
– Pocałuj mnie – wydyszałam.
Vik spojrzał wtedy na mnie dokładnie w taki sposób, o jakim zawsze marzyłam.
Jak mężczyzna, który pragnął kobiety bardziej niż następnego oddechu.
Pochylił się nad moją twarzą i zbliżył swoje usta do moich.
– Proszę – szepnęłam błagalnie.
Moja prośba zatrzymała się na jego ustach, które sekundę później przywarły łapczywie do moich. Wypełniło mnie nagłe szczęście, a moja dusza najpierw zadrżała, a potem pękła, rozpadając się na tysiące kawałków.
Moje ciało poddało się, co było katastrofą.
Jeden pocałunek. Wystarczał jeden pocałunek tego mężczyzny i moje serce przestawało należeć tylko do mnie.
Jego ręka zacisnęła się wokół mnie, dociskając mnie do jego ciała, a on przechylił głowę, po czym jeszcze łapczywiej wpił się w moje usta.
To był jeden z tych zmieniających życie momentów. Wiedziałam, że już nigdy nie będę tą samą osobą.
Ogarnęło mnie uczucie ciepła i bezpieczeństwa. Jego smak był jak najsilniejszy narkotyk. To nie były słodkie, łagodne pocałunki. To były prawdziwe, surowe emocje obleczone w fizyczną formę.
Może nie byłam najmądrzejszą osobą na świecie, wiedziałam jednak, że Santino Ricci wypadłby w tej konkurencji o wiele gorzej. Nigdy nie mógłby podziałać na mnie tak, jak robił to Viktor Nikulin. Ani on, ani żaden inny mężczyzna.
Vik bezszelestnie obrócił mnie i zaczął iść. Pozwoliłam się poprowadzić, a kiedy położył mnie na łóżku, odkryłam, że wszystkie moje wątpliwości zniknęły. Nie musiałam machać białą flagą, żeby całkowicie się poddać.
Jego zręczne ręce pociągnęły za moją bluzkę, potem za dżinsy, zostawiając mnie w czarnym staniku i niedopasowanych do niego fioletowych majtkach. Vik nie rozebrał się tak ostrożnie, jak zrobił to ze mną. Gwałtownie szarpnął i ściągnął przez głowę czarną koszulkę, odsłaniając szeroką klatkę piersiową i napięte mięśnie brzucha.
Bez pomocy rąk zrzucił buty, które posłane krótkimi kopnięciami poleciały w różnych kierunkach i uderzyły w podłogę z głuchym łoskotem. Z trudem zapanowałam nad chęcią roześmiania się, gdy szarpał się przez chwilę z paskiem, a potem z dżinsami. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na jego umięśnione ciało, by rozbawienie ustąpiło miejsca pożądaniu, które ogarnęło mnie niczym liźnięcia płomieni drażniące skórę.
Vik powoli przesunął się, wczołgując się na mnie, nie mając na sobie nic poza ciemnoszarymi bokserkami, które w żaden sposób nie mogły ukryć jego pożądania. Jego oczy uśmiechały się, gdy zbliżał swoją twarz do mojej. Uniosłam się, by spotkać się z nim w pół drogi, a nasze usta połączyły się w tańcu, którego kroków nie mogłam sobie przypomnieć, ale dzięki prowadzeniu przez Vika, stan ten szybko uległ zmianie.
Wkrótce ostatnie z rzeczy, które mieliśmy na sobie, wylądowały na podłodze. Vik zaczął całować moje ciało, kierując się od piersi w dół, a gdy dotarł tam, gdzie nigdy wcześniej nie byłam całowana, dosłownie cała zadrżałam pod wpływem nowych doznań. To było miłe, nieoczekiwanie poczułam, że całe moje ciało jest bliskie samoistnego zapłonu. A kiedy osiągnęłam szczyt, na który nigdy wcześniej się nie wspięłam, chwyciłam tył jego głowy i z cichym, przeciągłym jękiem wepchnęłam jego usta głębiej w siebie.