- promocja
- W empik go
W cieniu Babiej Góry - ebook
W cieniu Babiej Góry - ebook
Baśka Zajda, policjantka zmęczona życiem i jego trudami, wraca z Krakowa w rodzinne strony. Chociaż wszyscy mówią, że wyrzucili ją z policji wojewódzkiej, to sama zainteresowana nie chce o tym rozmawiać. Ścigają ją demony, które ma nadzieję zgubić w urokliwej Zawoi. Zwłaszcza że jej najlepsza przyjaciółka Iza, córka lokalnego posła, niedługo bierze ślub. Z tej okazji w towarzystwie innych kobiet wspinają się na Babią Górę, aby po raz ostatni się zabawić.
Kiedy wschodzi słońce, Baśka znajduje martwą Izę. Wybucha skandal, w który zamieszany jest Artur, dawna miłość policjantki i były chłopak Izy. Sprawę trzeba szybko zamknąć, bo nie tylko media huczą od plotek, ale również halny wywiewa z gór echo tajemnic, które miały tam pozostać na zawsze.
Co wspólnego ze śmiercią Izy ma katastrofa lotnicza z 1969 roku? Czy jej śmierć jest dopiero zwiastunem kolejnym okrutnych zdarzeń? A może to dusze tragicznie zmarłych, zaklęte w cieniu Babiej Góry, szukają zemsty?
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66815-17-9 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Widać Babiom Góre bez moje okienko
przykryto chmureckom jak białom wełenkom.
To matusia Diebła ryktuje śniodanie
i gwizdo na ciorta – przyjdź moje kochanie!
– Już się w piecu poli, warzom sie grulecki.
– Przyjdź moje Dieblątko, dom ci maślonecki!
Matka Diebła ciepło jako piec we mrozy,
lubiom jom ptosecki, chrobocki i kozy.
Zyje w Babiej Górze od wiek wieków sama,
ceko i spoziyro, ka piekielno brama…
Z mojego okienka wida Babiom Góre.
Przylecioł pon Dieboł, co mo carnom skóre.
Na tyj cornyj skórze mo kudły cerwone,
na głowie dwa rózki, tam ka trza ogonek.
Jednom nózkę kurzom, a drugie kopytko.
– Coz wom bedem godać – poćwiara zeń brzydko.
Jesce pokantliwi! Z płota smaty kradnie,
drzewa łomie w lasak, choć wiy, ze nie ładnie.
Brzydok, zbój, kusiciel, smołom ubabrany.
Dlo swojej Matusi – synek ukochany…
– Wanda CzubernatowaPamięci ofiar katastrofy lotu PLL LOT 165
dedykuję tę książkę.
Irena Małysa, rok 2020
Szła swoją ulubioną ścieżką. To nie był dla niej dobry dzień. Była głodna i zła. Szukała czegokolwiek do jedzenia. Głód budził w niej najgorsze instynkty. Stawała się wtedy dzika i nieobliczalna. Nagły powiew wiatru przyniósł znajomy ostry zapach. Jej zapach. Świerzbił ją w nos. Był ordynarny. To zapach jej odwiecznej rywalki. Ta suka zawsze wchodziła jej w drogę. Dziś gniew i instynkt były w niej tak silne, że musiała się z nią zmierzyć. Sierść zjeżyła się na grzbiecie, mięśnie się napięły. Serce waliło jak oszalałe. Gdy tylko dostrzegła ruch w zaroślach, rzuciła się na nią z całym impetem. Choć tamta zaczęła uciekać, dopadła ją szybko. Wbiła jej w nos małe ostre zęby. Jej ciosy były pełne pasji i nienawiści. Okrutne, niepozostawiające rywalce żadnych szans. Odgłosy walki niesione wiatrem odbijały się od drzewa do drzewa. Niespodziewanie tamta podcięła jej łapy. Ona straciła równowagę i zaczęła turlać się w dół. Upadek był tak silny, że na chwilę zabrakło jej tchu. Wydawało się, że już po niej. Rywalka rozpędzała się z góry, aby zadać decydujący cios. Ona jednak ostatkiem sił odbiła się od podłoża i wskoczyła jej na grzbiet. Chwyciła za gardło, tak jak się nauczyła od matki. Długo trzymała, warcząc gardłowo. Z jej przeciwniczki powoli ulatywało życie, uchwyt się rozluźniał, aż była pewna, że to koniec. Wygrała. Tak zakończyło się starcie kuny domowej z kuną leśną. Nie powinna była podchodzić tak blisko gospodarstw. To jej terytorium. To ona mieszka pod dachem ludzkiego domu.