W cieniu naszego domu - ebook
W cieniu naszego domu - ebook
Lesley Walker, uzdolniona architektka, przyjmuje zlecenie odnowienia pięknej rezydencji w miasteczku Sleepy Valley. Zauroczona malowniczym miejscem czuje, że właśnie tutaj mogłaby założyć rodzinę. Właśnie wtedy jak na zawołanie na jej drodze staje właściciel rezydencji Zane Ackerman. Były wojskowy, którego twarz i duszę przecina szpecąca blizna, zawsze pragnął zostawić po sobie dziedzica. Dlatego gdy w jego życiu pojawia się piękna kobieta, bez wahania prosi ją o rękę. Zauroczona Zane’em Lesley przyjmuje oświadczyny, mimo że nie do końca jest przekonana o sile jego uczuć. Niedługo po ślubie zachodzi w ciążę. Wszystko wskazuje na to, że wreszcie spełni się w roli szczęśliwej matki i żony. Pewnego dnia Zane znika jednak w tajemniczych okolicznościach…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1364-6 |
Rozmiar pliku: | 786 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zane kochał ten stary dom. Był dla niego symbolem wszystkiego, czego nie zaznał w dzieciństwie – miłości, ciepła rodzinnego, szczęścia i poczucia bezpieczeństwa… Ten ogromny trzypiętrowy budynek należał niegdyś do jego rodziny, został jednak sprzedany przed piętnastoma laty, po śmierci dziadka. Teraz zaś był własnością Zane’a, który postanowił przywrócić mu dawną świetność.
Gdy stał tak, oparty o kolumnę i wpatrzony w gładką taflę jeziora Michigan, czuł, jak jego duszę ogarnia błogi spokój. Było to dziwne wrażenie, prawie już zapomniane, od wielu bowiem lat nieustannie brał udział w przeróżnych akcjach zbrojnych. Nawiasem mówiąc, jako najemnik zarabiał całkiem pokaźne sumy.
Niemal odruchowo pochylił się, by pomasować obolałą nogę, która zwykle najbardziej dokuczała mu po południu. Jednak dotkliwy ból nie wpędzał go w zły nastrój, wręcz przeciwnie, przypominał o tym, iż ciągle jeszcze żyje, w przeciwieństwie do dwóch jego podwładnych, a także o tym, że poprzysiągł zemstę.
Postąpił kilka kroków. W jego pamięci odżyło wspomnienie chwil, kiedy jako mały chłopiec biegał beztrosko po rosnącym przed domem trawniku. Żadne dziecko nie będzie się bawiło w chowanego w tym ogrodzie, pomyślał ze smutkiem. A przynajmniej nie będzie to moje dziecko.
W ciągu ostatnich piętnastu lat dom popadł nieomal w ruinę, więc gdy Zane przybył doń przed trzema miesiącami, natychmiast zajął się remontem. Bardzo szybko okazało się, iż wybudowanie nowego pieca oraz założenie nowoczesnej sieci elektrycznej stanowiły zaledwie wierzchołek góry lodowej. Dlatego też zdecydował się zadzwonić do swego przyjaciela Jordana Larabee, mieszkającego w Chicago wziętego przedsiębiorcy budowlanego, ten zaś polecił mu znakomitą podobno architekt, Lesley Walker. Zane wiele razy zastanawiał się, czemu poświęca tyle czasu i pieniędzy na odnowienie domu, którym i tak nie zdąży się nacieszyć, nie potrafił jednak znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi.
W bramie wjazdowej pojawił się samochód. Zane zerknął na zegarek. Trzeba przyznać, że Lesley Walker jest osobą punktualną, pomyślał. Gdy auto zatrzymało się przed domem, okazało się, iż pani architekt jest właścicielką niesłychanie zgrabnych nóg. Kiedy zaś z pojazdu wyłoniła się reszta jej sylwetki, Zane uznał ją w duchu za wzór doskonałości. Młoda kobieta była ubrana w świetnie skrojony jasnoszary kostium, którego barwa idealnie współgrała z jej półdługimi kasztanowymi włosami. Uważne spojrzenie ciemnych oczu spoczęło na twarzy Zane’a. Lesley Walker nie potrafiła ukryć wrażenia, jakie zrobił na niej ten widok.
Zane od czasu do czasu zapominał o bliźnie, która biegła od zewnętrznego kącika lewego oka aż do ust, przecinając policzek na pół. Było to kolejne przypomnienie o zemście, jakiej zobowiązał się dokonać. Nieraz miał okazję przekonać się, jak wielkim szokiem potrafi być dla ludzi widok jego twarzy, nie powinien więc oczekiwać, iż pani Walker zareaguje inaczej. Zapewne w jej oczach, podobnie jak w oczach dzieci, mieszkających w okolicy, był niemalże potworem.
Tymczasem, ku zdumieniu Zane’a, Lesley Walker nie odwróciła wzroku, co więcej, odważnie odwzajemniła jego spojrzenie. W jej oczach wyczytał ciepło i sympatię, co sprawiło, iż poczuł się nieswojo. Z zasady starał się nie okazywać ani nie odczuwać serdeczności czy tkliwości. Nic dziwnego, jako najemnik musiał nauczyć się tłumienia emocji, gdyż wszystkie jego słabe punkty mogły stać się w pewnym momencie celem ataku.
– Pani Walker? – zapytał nieco szorstko, ruszając w kierunku przybyłej.
– Tak, a pan zapewne nazywa się Zane Ackerman – odparła, zatrzymując się w połowie chodnika prowadzącego do domu. W jej oczach pojawił się szczery zachwyt. – Jak tu pięknie…
– Dziękuję, że zechciała pani odbyć taką długą podróż, by się ze mną spotkać.
– Och, nie ma za co, to była miła przejażdżka. Wróciła na moment do auta, by wydobyć zeń duży notatnik.
– Przyznam, że rozmowa z Jordanem niesłychanie rozbudziła moją ciekawość – odezwała się po chwili, ponownie spoglądając z zainteresowaniem na front domu.
Była to doskonała okazja, by Zane mógł dokładniej przyjrzeć się swemu gościowi. Lesley Walker miała w sobie coś, co czyniło ją szalenie atrakcyjną, lecz nie potrafił sprecyzować, co to takiego. Była pierwszą kobietą, którą tak naprawdę zapragnął poznać bliżej. Niestety, nie mógł pozwolić sobie na tę przyjemność. Nie, póki Schuyler żyje.
Uśmiechnął się, widząc podziw, z jakim przypatrywała się domostwu. Najwyraźniej dostrzegła, że pomimo licznych oznak zaniedbania, budynek ten może stać się na powrót piękny i imponujący. Zane bezwiednie dotknął szramy na policzku. Gdy dotarło do niego, co robi, niezadowolony opuścił szybko rękę.
– Tak się cieszę, że Jordan zadzwonił w pańskiej sprawie właśnie do mnie – oznajmiła, podchodząc do stopni werandy.
Przywitali się krótkim uściskiem dłoni, podczas którego Zane spostrzegł, iż jego rozmówczyni nie nosi obrączki. Wydało mu się dziwne, że tak piękna i pełna ciepła kobieta nie jest zamężna.
– Może chciałaby pani najpierw obejrzeć dom od środka? – zapytał, ze wszystkich sił starając się nadać swemu głosowi oficjalny ton.
Miał przeczucie, że w jej towarzystwie czułby się swobodnie, ale był to luksus, na jaki nie mógł sobie pozwolić.
– Z przyjemnością – odrzekła z promiennym uśmiechem.
Gdy już znaleźli się w budynku, Zane pokazał swemu gościowi usytuowane od frontu niewielkie pokoje, wspominając przy tym, że pragnąłby je w jakiś sposób połączyć, aby uzyskać więcej przestrzeni. Lesley Walker zapisała tę sugestię, po czym zadała kilka rzeczowych pytań, notując skrupulatnie wszystkie jego odpowiedzi.
– Za książkami w bibliotece znalazłem pierwotny projekt tego domu – powiedział w pewnej chwili.
– Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, chciałabym wziąć go ze sobą i przejrzeć dokładnie – poprosiła.
Gdy dotarli wreszcie do biblioteki, Zane otworzył szerokie mahoniowe drzwi, z zaciekawieniem obserwujące reakcję gościa. Był to niewątpliwie jego najbardziej ulubiony pokój, w którym spędzał najwięcej czasu. W jego pamięci zachował się obraz siedzącego przy kominku dziadka, który zwykł tu czytać książki, pykając fajeczkę.
– Och – westchnęła z podziwem Lesley Walker – tu jest fantastycznie. W tym pokoju nie zmieniłabym zupełnie nic.
Zane przyznał jej w duchu rację. To, że ich opinie tak bardzo się zgadzały, rokowało owocną współpracę.
– Panie Zane, zastanawiałam się nad kolacją i… – W drzwiach biblioteki stanęła gospodyni, pani Applegate. – Och, bardzo przepraszam, nie wiedziałam, że ma pan gościa.
– Nic nie szkodzi – odparł szybko.
Kucharka i gospodyni w jednej osobie postawiła sobie za cel matkowanie mu, a że była niesłychanie uparta, żadne protesty nie zdołały odwieść jej od tego zamiaru, o czym Zane przekonał się już dawno.
Gdy przedstawił jej Lesley, w oczach pani Applegate pojawiły się radosne iskierki.
– Najwyższy czas, by pan Zane przyprowadził do domu kobietę – oznajmiła.
– Pani Walker jest architektem, o którym niedawno wspominałem – sprostował szybko, nieco zirytowany.
– Jaka szkoda – westchnęła gospodyni, najwyraźniej rozczarowana. – Dajcie mi znać, gdy skończycie oglądać dom. Zaparzę herbatę i przyniosę ją tu, do biblioteki. Na pewno będziecie mieli dużo spraw do omówienia, a nie ma jak rozmowa nad filiżanką doskonałej herbaty.
Zane z pewnością by odmówił, gdyby Lesley Walker nie uśmiechnęła się z wdzięcznością.
– To świetny pomysł. Dziękujemy pani – odezwała się.
Uszczęśliwiona pani Applegate wyszła z biblioteki. Jeśli ją dobrze znam, pomyślał z przekąsem Zane, na pewno przyniesie coś więcej niż tylko dwie filiżanki herbaty. Ta kobieta piecze tyle ciastek, że mój dentysta na pewno nie pójdzie z torbami. Rzeczywiście, nie było dnia, żeby nie podsunęła mu czegoś słodkiego. Najwyraźniej gospodyni za punkt honoru postawiła sobie także utuczenie swego chlebodawcy.
– Jaka miła – skomentowała po jej wyjściu Lesley Walker.
W odpowiedzi Zane mruknął coś niezrozumiale. Naturalnie, był wdzięczny pani Applegate za jej troskę, ale nie podobało mu się, że próbuje zastąpić mu matkę, którą miał, ale o której usiłował zapomnieć.
Z biblioteki powędrowali na pierwsze piętro, gdzie mieściło się sześć sypialni. Wspinanie się po schodach okazało się dla Zane’a trudnym zadaniem, gdyż zraniona noga wciąż mu dokuczała. Zacisnął mocno zęby, nie chcąc dać po sobie poznać, iż cierpi. Gdy obchodzili wszystkie pomieszczenia, Lesley Walker ponownie zadawała mu szczegółowe pytania, dotyczące jego oczekiwań i planów i skrzętnie notowała odpowiedzi.
– Czy możemy obejrzeć teraz kuchnię? – zaproponowała w końcu.
Kiedy schodzili na dół, Zane odniósł wrażenie, iż tym razem zwolniła kroku, jak gdyby spostrzegła na jego twarzy cierpienie. Nie chcąc, by ktokolwiek litował się nad nim, przyspieszył, mimo ogromnego bólu.
W kuchni nie było nikogo, co zresztą ucieszyło Zane’a. Pani architekt znów coś notowała, nie dzieląc się z nim swymi spostrzeżeniami. W pewnej chwili wyjrzała za okno, po czym spojrzała pytająco na pana domu.
– To są stajnie – wyjaśnił.
– A kim jest ten mężczyzna?
– To Carl Saks. Mieszka w domku gościnnym.
Carl był przyjacielem Zane’a i, podobnie jak on, najemnikiem. Niedawno zrezygnował z tej profesji i szukał miejsca, w którym mógłby osiąść, a że nie potrafił pozostawać bezczynnym, pomagał przyjacielowi we wszystkich zajęciach gospodarczych, co ten przyjął z wdzięcznością, gdyż jego stan zdrowia wciąż nie był najlepszy.
– To byłoby wszystko – oznajmiła Lesley Walker, zamykając notes. – Chyba że chciałby mi pan coś jeszcze pokazać. – Jej wzrok spoczął na tacy, na której stał dzbanek z herbatą oraz talerz świeżutkich ciastek czekoladowych, przygotowanych przez panią Applegate.
Podczas kilkunastu lat spędzonych w wojsku Zane wyrobił w sobie szósty zmysł, dzięki któremu niemal bezbłędnie potrafił wyczuć nadchodzące niebezpieczeństwo. Zdolność ta nieraz ocaliła mu życie, teraz zaś podpowiadała, iż bliższa znajomość z Lasley Walker może okazać się zgubna dla nich obojga. Należało więc jak najszybciej powiedzieć sobie do widzenia i nigdy więcej się nie zobaczyć.
– Wydaje mi się, że obejrzała już pani wszystko, co mogłoby panią zainteresować – odrzekł, patrząc znacząco na zegarek.
Na twarzy kobiety pojawił się wyraz zdumienia oraz rozczarowania. W jednej chwili błysk zainteresowania znikł z jej oczu.
– Oczywiście. Dziękuję, że poświęcił mi pan tyle czasu, panie Ackerman. – Jej głos nabrał suchego, oficjalnego tonu.
Po drodze do wyjścia wstąpili do biblioteki po pierwotny projekt domu.
– Kiedy będę mógł zapoznać się z pani propozycjami przebudowy? – zapytał Zane, gdy znaleźli się na werandzie.
– Prześlę je panu w przyszłym tygodniu – odparła, podając mu rękę na pożegnanie.
– Świetnie – mruknął pod nosem.
Oparty o drewnianą poręcz, obserwował, jak Lesley Walker wsiada do samochodu. Jeszcze chwila, a zniknie za bramą i już nie będę musiał jej oglądać, pomyślał zirytowany. Nie wiadomo dlaczego ta kobieta wyprowadziła go całkowicie z równowagi. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mu, iż wspaniale byłoby poznać ją bliżej, zaprzyjaźnić się z nią… Zane jednak nie miał najmniejszego zamiaru go słuchać. Nie było sensu angażować się w jakąkolwiek znajomość, jeżeli czekał go najwyżej rok życia.
Lesley zerknęła w lusterko wsteczne i dostrzegła, że cały czas bezwiednie zaciska usta w cieniutką linijkę.
– Moja droga – powiedziała sama do siebie. – To była najlepsza lekcja odprawiania niechcianych gości, jaką kiedykolwiek otrzymałaś.
Ciekawe, co takiego zrobiła lub powiedziała, czym mogła urazić Zane’a Ackermana, najbardziej niezwykłego mężczyznę, jakiego spotkała. Miał w sobie coś ujmującego, był silny i, pomimo tej szramy na policzku, przystojny. Nawet to, że czasem utykał, sprawiało, iż otaczała go aura niezaprzeczalnej męskości.
Jordan Larabee, przedstawiając jej zamówienie Zane’a Ackermana, był wyjątkowo małomówny, jeśli chodzi o to, kim jest ich klient. Wspomniał tylko, że chciałby, aby obejrzała budynek i po powrocie podzieliła się z nim swymi uwagami. Zresztą sam fakt, iż Jordan powierzył jej właśnie to zadanie, stanowił dla Lesley nie lada zaskoczenie. Oboje pracowali w jednym z największych i najbardziej znanych biur projektów w Chicago, a specjalnością Lesley były nie przebudowy istniejących obiektów, lecz projektowanie nowoczesnych budynków, takich jak chociażby siedziba miejskiej biblioteki, nad której planami właśnie pracowała. Jordan doskonale zdawał sobie z tego sprawę, a jednak poprosił, aby osobiście obejrzała posiadłość Zane’a Ackermana.
Swego czasu Lesley spotykała się z Jordanem, gdy był on w separacji z żoną. Oboje na tyle zaangażowali się w ten związek, że zaczęli już nawet rozważać możliwość zawarcia małżeństwa, toteż Lesley nalegała, aby Jordan przyspieszył sprawę rozwodową, ciągle bowiem czuła wyrzuty sumienia, iż związała się z mężczyzną, który teoretycznie jest nadal żonaty. W tym momencie pojawił się problem, gdyż Jordan nie miał pojęcia, gdzie może przebywać jego żona, Molly.
Gdy po upływie paru tygodni dowiedzieli się, iż pracuje ona jako pielęgniarka w zagrożonym wojną domową afrykańskim państewku, Jordan, pomimo protestów Lesley, zdecydował, iż sam pojedzie odszukać żonę. Jak się później okazało, doszło tam do pojednania małżonków, gdyż w trzy miesiące po ich powrocie Lesley dowiedziała się, iż Molly jest w ciąży. Sześć miesięcy później na świat przyszła ich córeczka, a w ciągu następnego roku dołączył do niej prześliczny chłopczyk.
Lesley cieszyła się ze szczęścia państwa Larabee, zwłaszcza że po pewnym czasie zrozumiała, iż tak naprawdę nie była zakochana w Jordanie, pociągała ją raczej sama myśl o małżeństwie. Niewiele się od tamtej pory zmieniło, nadal pragnęła być czyjąś żoną, teraz jednak nie była aż tak zdesperowana jak przed trzema laty, gdy stuknęła jej trzydziestka. Owszem, gdyby spotkała właściwego mężczyznę, nie wahałaby się ani chwili, ale zupełnie już straciła nadzieję, iż to kiedykolwiek nastąpi. Ci, z którymi umawiała się po rozstaniu z Jordanem, byli albo rozczarowani swymi poprzednimi związkami, albo po prostu zupełnie jej nie odpowiadali.
Jadąc drogą, prowadzącą z posiadłości Zane’a Ackermana do autostrady, Lesley spostrzegła coś, co umknęło jej uwagi, kiedy z zachwytem przyglądała się domowi. Była to połyskująca tafla znajdującego się nieopodal jeziora Michigan. Niewiele myśląc, nacisnęła pedał hamulca. Przez moment siedziała w bezruchu, spoglądając na rozciągający się przed nią niezwykły widok. Błękitne niebo odbijało się w delikatnie falującej powierzchni wody, nad którą krążyły mewy, pokrzykując raz po raz. Wreszcie, nie zastanawiając się, co robi, Lesley wysiadła z auta i jak zahipnotyzowana ruszyła na skos przez wymuskany trawnik. Po kilku chwilach natrafiła na punkt widokowy, na samym brzegu skarpy ustawiona była kamienna ławeczka, przy której rosły dwa krzewy pachnących czerwonych róż. Lesley wciągnęła głęboko powietrze, po czym usiadła. Błękitne wody jeziora sięgały aż po sam horyzont, gdzieniegdzie ozdobione białymi plamami żagli.
Nie wiadomo dlaczego poczuła, jak do jej oczu napływają łzy. Odkąd znalazła się w posiadłości Zane’a Ackermana, miała wrażenie, że dzieje się z nią coś dziwnego. Ten stary piękny dom przywoływał ją, zapraszał, zupełnie, jakby była jego częścią. Z kolei, kiedy ujrzała jego właściciela, czekającego na nią na werandzie, nagle zabrakło jej tchu. Jeszcze nigdy w życiu tak nie zareagowała na obecność mężczyzny. Początkowo wydawało jej się, iż on czuje coś podobnego, ale potem sprawiał wrażenie, jakby chciał się jej jak najszybciej pozbyć. Nie miała najmniejszego pojęcia, co o tym wszystkim sądzić.
Naraz jakiś wewnętrzny głos kazał jej się odwrócić i ujrzała Zane’a Ackermana, nadjeżdżającego na wspaniałym czarnym ogierze.
– Myślałem, że już pani pojechała – odezwał się, zatrzymując się przy niej.
Zawstydzona, że została przyłapana na włóczeniu się po posiadłości bez zgody jej właściciela, Lesley odchrząknęła, po czym zmusiła się do uśmiechu.
– Witam ponownie – odrzekła z pozornym spokojem, choć tak naprawdę czuła się, delikatnie mówiąc, niepewnie, kiedy Zane Ackerman przyglądał jej się z wysokości końskiego grzbietu. W dodatku zatrzymał się tak, iż zmuszona była patrzeć nań pod słońce, przez co nie widziała wyrazu jego twarzy. Coś jednak podpowiadało jej, iż nie jest zadowolony z tego spotkania. – Mam nadzieją, że nie ma mi pan za złe, że zatrzymałam się, aby podziwiać ten widok. Tak tu pięknie… – dodała tonem wyjaśnienia.
– To było ulubione miejsce mojej babci – odparł niespodziewanie ciepłym głosem.
– Pańskiej babci? – powtórzyła ze zdumieniem.
– Ta posiadłość należała niegdyś do moich dziadków – wyjaśnił w taki sposób, jakby z niechęcią dzielił się z nią tą informacją. – Jak długo zamierza pani tu jeszcze zabawić?
– Muszę już wracać do biura. Właściwie nie powinnam była się w ogóle tu zatrzymywać. Przepraszam. – Odwróciwszy się, ruszyła w kierunku auta.
– Nie ma za co, Lesley – odpowiedział cicho.
Nie mogła uwierzyć własnym uszom. Teraz już zupełnie nie miała pojęcia, co sądzić o tym mężczyźnie.
Tej nocy ani na moment nie zmrużyła oka. Gdy tylko opuściła powieki, widziała przed sobą Zane’a Ackermana.
Dziwne, zachował się wobec niej nieuprzejmie, a jednak nie mogła przestać o nim myśleć…
Następnego ranka zaraz po przyjściu do biura zatelefonowała do Jordana Larabee.
– Dobrze znasz Zane’a Ackermana? – zapytała bez zbędnych wstępów.
– Mnie też miło cię słyszeć – odparł ze śmiechem. – Rozumiem, że spotkałaś się z nim wczoraj.
– Tak.
– A jak on się miewa? – dopytywał się z wyraźnym rozbawieniem Jordan.
– Chyba dobrze. Jest twoim przyjacielem, prawda?
– Owszem, i to od dawna.
– Opowiedz mi o nim – poprosiła Lesley, zirytowana wesołym tonem jego głosu.
– A co chcesz wiedzieć?
– Jest żonaty? – zapytała bez zastanowienia. Od razu zrobiło jej się wstyd, bo chociaż zamierzała się tego dowiedzieć, to zdecydowanie nie w tak bezpośredni sposób.
– A więc o to ci chodzi? – zaśmiał się.
– Wcale nie – obruszyła się.
– Nie zaprzeczaj, słyszę przecież, że jesteś nim zachwycona. Niestety, muszę cię rozczarować, nie ty jedna. Chyba nie spotkałem jeszcze kobiety, która nie byłaby nim zafascynowana.
– Mylisz się – broniła się. – Był dla mnie nieuprzejmy i najwyraźniej chciał się mnie jak najszybciej pozbyć.
– Rzeczywiście, to do niego podobne – zgodził się pogodnie Jordan.
– Co mu się stało? Ta szrama wygląda na dość świeżą.
– Nic mi nie mówił, a ja nie pytałem.
– Ten jego dom jest rzeczywiście wspaniały – zmieniła temat. – Pracuję nad jeszcze jednym projektem, ale postaram się jak najszybciej przejrzeć notatki i pod koniec tygodnia będę gotowa, żeby przedstawić ci moje propozycje.
– Świetnie. Jeszcze raz dziękuję, że tam pojechałaś. Jestem przekonany, że Zane też to docenił – zapewnił.
– Cieszę się, że mogłam ci pomóc – odparła.
Odkładając słuchawkę, zastanawiała się, czy to samo będzie mogła powiedzieć po zakończeniu tego projektu, coś jej bowiem mówiło, iż nie będzie to takie zwykłe zlecenie, jak każde inne.
Tego samego poranka Zane wyjątkowo wcześnie zszedł na śniadanie. W kuchni zastał panią Applegate, która nuciła wesoło, przygotowując posiłek.
– To taka miła kobieta – powiedziała ni z tego, ni z owego, nalewając mu kawę.
– Kto taki? – zapytał, udając, że nie wie, o kogo chodzi.
– Ta pani architekt, co tu była wczoraj.
Zane postanowił nie odpowiadać. Od wyjazdu Lesley Walker czuł się źle, co kładł na karb kontuzjowanej nogi, bo przecież niemożliwe, żeby tak męczyły go myśli o kobiecie, której w ogóle nie znał, a w dodatku nie zamierzał bliżej poznać.
Skrzypnęły tylne drzwi.
– Dzień dobry – mruknął Carl, wyraźnie w złym humorze. Podszedłszy do stołu, z hukiem przysunął krzesło i usiadł obok przyjaciela. – Zastanawiam się nad kupowaniem paszy gdzie indziej – oznajmił.
– Wydawało mi się, że w Hoffman Feed zaproponowano nam przystępną cenę – zauważył Zane.
Pani Applegate postawiła przed nimi dwie ogromne porcje jajecznicy, smażonego bekonu oraz tostów.
– Owszem, ceny są w porządku – zgodził się Carl, zabierając się do jedzenia.
Zane znał swego przyjaciela na tyle dobrze, aby wiedzieć, iż coś go gnębi, i podejrzewał, że nie ma to specjalnego związku z samym sklepem. Odkąd przywieziono konie, Carl cały czas zaopatrywał się w tym samym miejscu, chwaląc niewygórowane ceny. Coś musiało się wydarzyć, skoro rozważał możliwość jeżdżenia po zakupy trzydzieści kilometrów w jedną stronę.
– Już ci się nie podoba w Hoffman Feed?
– Nie lubię przemądrzałych kobiet – burknął Carl.
Zane spuścił głowę, próbując zapanować nad wybuchem śmiechu. A więc jego przyjaciel znów kruszył kopie z Candy Hoffman. Ci dwoje zupełnie nie umieli dojść ze sobą do ładu.
– Zauważyłem wczoraj jakąś kobietę spacerującą po posiadłości. – Carl zmienił temat. – Kto to był?
– Architekt – padła lakoniczna odpowiedź.
– Jeśli ktoś mnie pyta o zdanie, to bardzo miła osoba – wtrąciła się pani Applegate.
Zane miał ochotę zauważyć, że nikt o jej zdanie nie pytał, ale powstrzymał się, wiedząc, iż to i tak nie odniosłoby żadnego skutku.
– Ładna – stwierdził Carl. – Przyjedzie tu jeszcze?
– Nie wiem – mruknął Zane, niezadowolony z zainteresowania, z jakim jego przyjaciel dopytywał się o Lesley.
– Jeśli się pojawi, może byś mnie przedstawił?
W opinii Zane’a nie był to najlepszy pomysł, ale nie zdążył wyrazić jej głośno, gdyż w tej chwili do stołu podeszła pani Applegate z talerzem gorących jeszcze cynamonowych bułeczek.
– Ona nie jest dla ciebie – oświadczyła gospodyni.
– A to dlaczego? – obruszył się Carl i sięgnął po bułeczkę, parząc przy tym palce.
– Bo wpadłeś w oko Candy Hoffman – poinformowała gospodyni.
– Co takiego? Tej przebiegłej babie?!
Pani Applegate zachichotała.
– Wydaje mi się, że ona także ci się podoba, ale za nic w świecie nie chcesz się do tego przyznać, nawet przed samym sobą.
– Chyba prędzej dałbym się żywcem obedrzeć ze skóry, niż chciałbym mieć coś wspólnego z tą kobietą – odparował. – Jest uparta jak osioł, a w dodatku zapalczywa. Byłbym szczęśliwy, gdybym nie musiał oglądać jej już nigdy więcej.
To powiedziawszy, zerwał się na równe nogi i wielkimi krokami ruszył w kierunku wyjścia.
– A paszę będę kupował gdzie indziej – rzucił wyzywającym tonem, zatrzymując się w drzwiach.
– Kupuj, gdzie chcesz – zgodził się Zane.
Carl spojrzał triumfująco na gospodynię, po czym wyszedł z kuchni. Ku zdziwieniu Zane’a pani Applegate wybuchnęła śmiechem.
– Życie jest zbyt krótkie, by zadowalać się zielonymi bananami – skomentowała.
Zane spojrzał na nią z niebotycznym zdumieniem, choć zdążył się już trochę przyzwyczaić, iż starsza pani czasem wygłasza kompletnie pozbawione sensu zdania, oczekując, że on przytaknie.
– Ja się w to nie mieszam – odparł, podnosząc ręce.
Co do jednej rzeczy gospodyni ma jednak rację, pomyślał. Istotnie, życie jest zbyt krótkie, a zwłaszcza dla mnie…