W dolinie gwiazd - ebook
W dolinie gwiazd - ebook
Grecki milioner Ares Kourakis kupuje dom w Star Valley. Wszyscy w okolicy są podekscytowani, zwłaszcza kobiety, z których każda pragnie zwrócić na siebie jego uwagę. Tylko Ruby Prescott – instruktorka narciarstwa, wieczorami barmanka w klubie – nie jest zainteresowana słynnym playboyem. Gdy widzi swoją młodszą siostrę uwodzącą Aresa, natychmiast przerywa ich rozmowę. Ares powinien być zły, lecz na widok ognistej brunetki, aż zaniemówił z wrażenia…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4410-7 |
Rozmiar pliku: | 659 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ares Kourakis!
Kiedy rytmiczna muzyka i światła pulsowały w ciemnym zadymionym klubie, to nazwisko najpierw szeptano, potem wymawiano coraz głośniej, aż w końcu rozbrzmiało z całą siłą. Słynny przystojny grecki miliarder w końcu pokazał się w Star Valley.
Ruby Prescott przewróciła oczami na cały ten rejwach. Przystojny miliarder? I co z tego? Doświadczenie mówiło jej, że miliarderzy zawsze byli szpetni. Jeśli nie zewnętrznie, to już na pewno wewnętrznie. Nikt nie staje się tak bogaty bez wypaczenia sobie duszy.
Zresztą miała większe problemy na głowie. Stanie za barem było jej trzecim zajęciem dzisiaj. Rano prowadziła lekcje w szkółce narciarskiej dla czterolatków, a po południu pracowała w butiku z ubraniami. Nie mogła przestać ziewać, a czekała ją cała noc za barem. Uwijała się, nalewając drinki tak szybko i uważnie, jak tylko mogła.
– Ares Kourakis – szepnęła zza baru Lexie, jedna z kelnerek. – Uwierzysz, że wreszcie się pojawił?
– Byłoby głupie, gdyby tego nie zrobił, kupując tutaj dom. – Ruby była w ekipie sprzątającej tamtą rezydencję, tuż przed tym, jak ten człowiek kupił ją ponoć za trzydzieści milionów dolarów. Miłe miejsce, jeśli ktoś lubi mieć w górach dom wielkości boiska sportowego. Nalała kolejne piwo i stawiając je na barze, powiedziała kwaśno. – A w ogóle, to co to za imię ten Ares?
– Jest taki przystojny i bogaty, że może się nazywać, jak tylko chce. Zostałabym panią Kourakisową w sekundę! – Lexie poprawiła włosy. – Szczęściara ze mnie, bo usiadł w moim rewirze!
– Rzeczywiście – powiedziała Ruby zgryźliwie. – Słyszałam, że właśnie zerwał ze swoją dziewczyną.
– Naprawdę? – Lexie wpadła w ekstazę. Rozpięła kolejny guziczek w białej bluzce, chwyciła za tacę i pospieszyła do sektora dla VIP-ów.
Ruby dalej nalewała drinki za barem. Klub Atlas pełen był gości dziś wieczór – ostatniego dnia marcowego festiwalu filmowego, ściągającego do miasta tłumy jeszcze większe niż zwykle. Miliarderzy nie byli niczym nadzwyczajnym w Star Valley, narciarskim raju w górach Idaho, gdzie bawili się możni i bogaci. Największy ruch panował w Boże Narodzenie, kiedy bogacze przywozili tu swoje rodziny na narty, i w lipcu, kiedy doroczna konferencja biznesowa ściągała flotyllę prywatnych samolotów.
Ale Ruby wiedziała, że tak jak nie istniały darmowe drinki, nie istniał też żaden książę z bajki.
Kolejna kelnerka dopadła baru bez tchu.
– Daj mi trzy mojitos, jeden bez cukru, jeden z granatem, a jeden z dodatkowym sokiem, i babka powiedziała, że jeśli mięta nie zostanie dobrze rozdrobniona, to go odeśle.
Ruby westchnęła. Na szczęście bogaci faceci, w odróżnieniu od swoich dziewczyn i żon, woleli nieskomplikowane drinki, takie jak szkocka z lodem. Odwróciła się i szybko przygotowała koktajle. Stawiając je na tacy, dostrzegła młodą blondynkę w kusej czerwonej sukience przemykającą koło baru.
– Ivy? – spytała z niedowierzaniem.
Jej dziewiętnastoletnia siostra drgnęła.
– Hm. Cześć, Ruby.
– Nie wolno ci tu przebywać! Jesteś niepełnoletnia! Jak tu weszłaś?
Ivy zaczerwieniła się.
– Powiedziałam Alonzowi, że mamy z mamą awarię i muszę z tobą koniecznie porozmawiać.
Ruby wpadła w panikę.
– Czy mama…?
– Nic jej nie jest, przysięgam. Spała, kiedy wychodziłam. – Ivy wyprostowała się. – Podobno jest tu Ares Kourakis.
O nie! Tylko nie jej młodsza siostra!
– Chyba żartujesz!
– Wiem, że dla ciebie jestem dzieckiem. Ale mam plan. – Ivy uniosła brodę. – Uwiodę go. Zrobię kilka dziurek w prezerwatywie, zajdę w ciążę i on się potem ze mną ożeni. Wtedy nasze problemy się skończą.
Ruby nie wierzyła własnym uszom.
– Nie!
– To zadziała.
– Zaryzykowałabyś ciążę z facetem, którego nawet nie znasz?
Ivy zmrużyła oczy.
– Mam szansę zdobyć to, czego pragnę, i zamierzam ją wykorzystać. W odróżnieniu od ciebie, bo ty tylko marzysz i nic z tym nie robisz. Jesteś zwykłym tchórzem.
Ruby wstrzymała oddech.
– Zamierzam żyć tak, jak sobie wymarzyłam – ciągnęła Ivy. – I nie martwić się więcej o rachunki. – Patrzyła na starszą siostrę z pogardą. – Może ty zrezygnowałaś ze swoich marzeń, ale ja nie.
Młodsza o pięć lat Ivy zawsze była traktowana w rodzinie jak rozpieszczone dziecko. Ale kiedy stała tu w obcisłej czerwonej sukience i szpilkach, Ruby uświadomiła sobie, że jej siostra wyrosła na piękność. Miała szansę wcielić swój niecny plan w życie.
– Nie pozwolę ci na to!
– Spróbuj mnie powstrzymać. – Ivy zniknęła w tłumie.
Przez moment Ruby stała bez ruchu. Zmęczenie, szok i strach, nie opuszczające jej, odkąd lekarze postawili matce diagnozę, zamroczyły ją. Plan wrobienia Aresa Kourakisa w małżeństwo był z pewnością żartem. Jej młodsza siostra nie znosiła ciężkiej pracy, ale przecież nie sprzedałaby się mężczyźnie tylko dlatego, że był bogaty!
A może jednak?
– Poczekaj! – krzyknęła Ruby i ruszyła za siostrą, wpadając przy tym na drugiego barmana. Wytrąciła mu z ręki pustą butelkę po wódce, która rozbiła się z brzękiem na podłodze.
– Co z tobą? – syknął Monty, drugi barman.
Z bijącym sercem chwyciła za szczotkę i szybko zmiotła szło. Odwróciła się do Monty’ego.
– Zastąp mnie.
– Oszalałaś, dziewczyno? Nie mogę przejąć całego…
– Dzięki. – Wzięła głęboki wdech i prostując się pomaszerowała w stronę sektora dla VIP-ów.
Na podium, kilka stóp powyżej parkietu, obok spoglądającego spode łba ochraniarza dostrzegła swoją siostrę. Ivy zdążyła już wygodnie się rozsiąść przy stoliku z zabójczo przystojnym ciemnowłosym mężczyzną. Aresem Kourakisem.
Jakby czując na sobie spojrzenie Ruby, mężczyzna odwrócił się.
Ciemne oczy zalśniły drwiąco w ciemności, przewiercając ją na wylot. Ogarnęła ją fala gorąca. Już samo jego imię, imię greckiego boga wojny, było niebezpiecznie seksowne. Plotki na jego temat mówiły prawdę. Był rzeczywiście przystojny. I co z tego? To tylko znaczyło, że musiał być jeszcze bardziej samolubny i pozbawiony serca. Ona nie pozwoli, by zniszczył życie Ivy. Zaciskając zęby, ruszyła w jego stronę.
Ares Kourakis, trzydziestosześcioletni miliarder, jedyny spadkobierca fortuny potentatów transportu morskiego i najsłynniejszy na sześciu kontynentach playboy, był znudzony. Nawet tu, w odległych górach amerykańskiego Zachodu nużyła go w tanecznym klubie ta sama wieloletnia szkocka whisky i ta sama elektroniczna muzyka, do znudzenia identyczna, od Sztokholmu po Singapur.
Wszystkie kobiety w klubach były dokładnie takie same. Och, w różnych częściach świata różniły się wyglądem, ale wszędzie królował ten sam kanon: szczupłe i piękne jak modelki, świetnie umalowane, długowłose, w krótkich spódniczkach i na wysokich obcasach. Czy miały oczy czarne, niebieskie czy zielone, zawsze błyszczało w nich to samo pragnienie. Chęć zdobycia jego.
Jego pieniędzy. Statusu. Ciała.
Co do tego ostatniego Aresowi zwykle to nie przeszkadzało. Korzystał ze wszystkiego, co mu oferowały, bez poczucia winy. Naciągaczki dobrze wiedziały, co robią. Chciały seksem skusić go do małżeństwa. Ale on świetnie wiedział, jak grać w tę grę. Czerpał leniwie oferowaną przez nie zmysłową rozkosz, a potem szybko o nich zapominał. Był w tym dobry. Bawił się tak całymi latami. Do niedawna.
Zimą tak bardzo był zapracowany, podróżując w interesach, że nie zdołał nawet odwiedzić luksusowej nieruchomości, którą kupił w Star Valley kilka miesięcy wcześniej. Myślał, że przyjemność sprawi mu posiadanie domu w górach, z dala od Nowego Jorku.
Ale kiedy już go kupił, nie miał czasu z niego korzystać. Dopiero jego kochanka Poppy Spencer ubłagała go, by towarzyszył jej na festiwalu w Star Valley, na którym prezentowała swój pierwszy film.
Poppy była piękną, olśniewającą blondynką dobrze po trzydziestce. Jako dziecko z funduszem powierniczym nigdy nie musiała pracować. Oscylowała pomiędzy potencjalnymi karierami, z których rezygnowała, ilekroć okazywały się nudne bądź wymagające wysiłku. W zeszłym roku w sezonie wręczania Oscarów zdecydowała, że zostanie gwiazdą filmową. Rezygnując z udziału w castingach, sama sfinansowała film i stała się scenarzystką, producentką, reżyserką i jedyną aktorką. Trzygodzinny obraz nakręcony jako monolog na czarno-białej taśmie był niezwykle ważnym filmem – jak powtarzała nieustannie Aresowi. Kiedy kilka dni wcześniej przylecieli do Star Valley jego prywatnym odrzutowcem, obawiała się, czy ten festiwal był wystarczająco prestiżowy dla jej przełomowego artystycznego osiągnięcia.
Jej film został jednak przez publiczność wygwizdany. Upokorzona zażądała we łzach od Aresa, żeby zabrał ją natychmiast samolotem do Nepalu. Zainspirowała ją myśl o samotnej wspinaczce na Mount Everest i sławie alpinistki. Kiedy Ares nie zgodził się rzucić wszystkiego, by lecieć z nią w Himalaje, wytknęła mu, że nie wspiera jej w realizacji marzeń, i zerwała z nim. Wyjechała tak bardzo urażona, że skłonna była polecieć w klasie ekonomicznej.
A Ares został. Dopiero co przyjechał do Star Valley. Podobało mu się tu i chciał spędzić trochę czasu w swoim nowiutkim domu. Nie miał nawet szansy pozjeżdżać na desce i chociaż marcowe słońce szybko topiło śnieg, chciał, do diabła, spędzić w górach chociaż kilka godzin, zanim wyruszy jutro w interesach do Sydney. Dlaczego miałby lecieć do Nepalu? Za kilka miesięcy Poppy i tak ogłosi, że nie znosi wspinaczki wysokogórskiej i zechce zostać antropologiem sądowym, jak jeden z bohaterów telenoweli.
Poppy potrafiła być czasem zabawna, no i była świetna w łóżku. Co ważniejsze, nigdy nie miała żadnych roszczeń emocjonalnych, nie wypytywała go o jego dzieciństwo ani nie okazywała zainteresowania tym, co myślał, chyba że dotyczyło to jej samej. Była powierzchowna, co mu niezwykle odpowiadało. Przy jego intensywnej pracy często całymi tygodniami ze sobą nie rozmawiali, widując się wyłącznie na towarzyskich imprezach.
Teraz sobie uświadomił, że cieszy się z jej odejścia. Od dawna był znudzony. Nie tylko nią, ale tym wszystkim. Przez ostatnie czternaście lat udało mu się zamienić imperium żeglugowe, które odziedziczył w wieku dwudziestu dwóch lat, w światowy konglomerat, sprzedający i przewożący drogą morską wszystko – od minerałów po paliwo. Przedsiębiorstwo to było miłością jego życia. Ale nawet ono stało się dla niego ostatnio… mało interesujące.
Spędził dzień w górach, w jaskrawym słońcu, topniejącym śniegu i na lodowatym wietrze. Nie sprawiło mu to jednak spodziewanej przyjemności, bo gdziekolwiek się udał, wszędzie słyszał wymawiane szeptem własne nazwisko. Kobiety podjeżdżały do niego na nartach, chichocząc i rzucając mu kuszące spojrzenia, przecinając mu drogę i zmuszając do gwałtownych uników w obawie przed kolizją. Zakończył ten dzień jeszcze bardziej zirytowany, niż go zaczynał.
Zatem wieczorem, ostatniego dnia w Star Valley, postanowił wyjść z domu. Chciał poprawić sobie nastrój przygodą z jakąś atrakcyjną kobietą, której potem nigdy więcej nie ujrzy. Jednak patrząc teraz beznamiętnie na młodą blondynkę siedzącą przy jego stoliku, opowiadającą jakąś nudną historię, uświadomił sobie, że był w błędzie. To wszystko było pomyłką. Powinien po prostu wyjechać. Wylecieć do Sydney jeszcze tego wieczoru. Jutro powie Dorothy, żeby wystawiła dom na sprzedaż.
– Przepraszam – przerwał blondynce w pół zdania.
Rzucił na stół pieniądze, płacąc za jedną szkocką, ledwo tkniętą, którą postawiła tu kilka minut wcześniej absurdalnie rozanielona kelnerka. Odwracając wzrok, zaczął się podnosić.
A wtedy zamarł.
Z daleka ujrzał ją.
Poczuł coś w rodzaju elektrycznego porażenia. Czas nagle zwolnił. Jaskrawe światła, dudniąca muzyka i tańczący ludzie zmienili się w jeden szum, w jedną barwną smugę. W centrum uwagi znalazła się tylko ona. Ta kobieta.
Nie kobieta, bogini.
Lśniące ciemne włosy opadały jej na ramiona. Oczy miała ciemne i ogromne, okolone gęstymi czarnymi rzęsami, i pełne, intensywnie czerwone usta.
Ubrana była inaczej niż pozostałe kobiety. Nie miała na sobie obcisłej, krótkiej sukienki z dużym dekoltem, tylko prostą bawełnianą koszulkę bez rękawów i dżinsy. Ten strój opinał jej ponętne klepsydrowe kształty, pełne piersi, szczupłą talię i rozłożyste biodra. I ta bogini zmierzała prosto do jego stolika.
Poczuł suchość w gardle.
Młoda blondynka przy stoliku nadal coś tam paplała. Zapomniał już o jej obecności. Opadając z powrotem na krzesło, powiedział nagle:
– Powinnaś już iść.
– Iść? – Blondynka uśmiechnęła się niemądrze. – To znaczy do ciebie?
Nie słuchając jej, skinął szorstko swojemu ochroniarzowi, by przepuścił brunetkę.
Ciemnowłosa bogini wspięła się po schodach w jego kierunku. Gapił się na jej rozkołysane biodra. Co go w niej tak pociągało? Pierwotny seksapil? Niesamowite ciało? Smutne oczy? Cokolwiek to było, działało na niego porażająco. Nuda nagle przestała go męczyć.
Kiedy się zbliżyła, serce mu stanęło. I nie tylko serce.
Ale ona ledwo na niego spojrzała. Zwróciła się do blondynki przy stoliku.
– Wstawaj, idziemy.
– Nie jesteś moją szefową, Ruby! – warknęła dziewczyna.
Ruby! Jakie piękne bajkowe imię.
Ares miał ochotę zrzucić tę drugą dziewczyną z krzesła.
– Tak, musisz już iść. Chętnie postawię ci drinka, ale… – zaczął.
– Drinka? – Ruby zwróciła na niego wściekłe spojrzenie. – Moja siostra jest niepełnoletnia, panie Kourakis. Jak pan śmie proponować jej alkohol?
– Siostra? Nieletnia? – Marszcząc brwi, spojrzał na blondynkę, a potem znowu na boginię. Stała przy stoliku, ciężko dysząc. Coś zaczęło mu świtać w głowie.
– To dlatego tu jesteś?
Spojrzała na niego gniewnie.
– Proszę mi wierzyć, wyświadczam panu przysługę. Ivy miała fantastyczny pomysł. Chciała pana uwieść i zajść w ciążę, żeby pan się z nią ożenił.
Otworzył usta, słysząc taką szczerość.
– Zamknij się! – wrzasnęła Ivy. – Wszystko popsułaś.
– Chciała wyjść za miliardera. Jakiegokolwiek. – Spojrzała na niego wzgardliwie. – Proszę jej wybaczyć głupotę. Ma tylko siedemnaście lat.
– Nienawidzę cię! – krzyknęła Ivy.
Ruby odwróciła się gwałtownie do siostry.
– Wracaj do domu, zanim każę Alonzowi cię stąd wyrzucić.
– Nie ośmielisz się! – Ivy przestała się już buntować. Zerwała się z miejsca i uciekła.
– I nawet nie myśl o tym, by mówić mamie, co próbowałaś zrobić! – wrzasnęła za nią Ruby. Zerknęła na Aresa i skrzywiła cudownie pełne wargi. – Przepraszam za wtargnięcie, panie Kourakis. Miłego wieczoru.
Odwróciła się, by odejść, ale chwycił ją za rękę.
– Poczekaj. Wypij ze mną drinka.
– Nie piję.
– Więc co robisz w tym barze?
– Pracuję. Jestem barmanką.
Zarabiała tu na życie? Spojrzał na jej zręczne ręce.
– Zrób sobie krótką przerwę. Twój szef to zrozumie.
– Nie.
Zmarszczył brwi.
– Jesteś zła z powodu swojej siostry? Nie byłem nią w ogóle zainteresowany.
– To dobrze. – Wyszarpnęła rękę z jego uścisku. – Proszę wybaczyć.
– Poczekaj. Nazywasz się Ruby? A dalej?
– Nie powinno cię to obchodzić.
– Ale ty znasz moje nazwisko.
– Chciał nie chciał, bo wszyscy o tobie mówią. Najwyraźniej jesteś świetną partią – powiedziała kpiąco.
Żadna kobieta dotąd nie odtrąciła go tak bezceremonialnie. Próbował to zrozumieć.
– Jesteś mężatką?
– Nie.
– Jesteś zaręczona?
– Pracuję – wyskandowała to słowo, jak gdyby sądziła, że nigdy wcześniej go nie słyszał. – Kelnerzy czekają na zamówienia.
Gapił się na nią zdumiony.
– Naprawdę wolisz pracować niż napić się ze mną?
– Jeśli nie przygotuję drinków, ucierpią na tym napiwki wszystkich i wypłacalność za czynsz. Nie każdy posiada dom za trzydzieści milionów w żywej gotówce.
– Większość kobiet rzuciłaby z miejsca pracę, żeby spędzić ze mną wieczór.
– Więc zaproś jedną z nich – powiedziała i zeszła po schodach, nie oglądając się za siebie.
Przez chwilę Ares siedział sam przy stoliku dla VIP-ów. Mgliście słyszał dudniącą muzykę. Ledwo dostrzegał kobiety w obcisłych sukienkach na szpilkach, tańczące przed nim prowokacyjnie. Zerknął na Georgiosa. Ochroniarz przewrócił oczami. Dokładnie to samo myślał. Znowu taka sama muzyka. Taki sam klub. Tacy sami ludzie.
Z jednym wyjątkiem.
Kim była ta Ruby i dlaczego nagle Ares zapragnął zakończyć ten wieczór z nią w łóżku?
– Możesz iść – powiedział ochroniarzowi, wstając.
Ten się rozpromienił.
– Mam zostawić samochód?
– Znajdę jakiś transport do domu. Ale powiedz pilotowi, że chcę wylecieć z samego rana.
– Oczywiście. Dobranoc, panie Kourakis.
Ares odwrócił się i ruszył w stronę baru. Tłum rozstępował się przed nim jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Mężczyźni patrzyli na niego z zazdrością, kobiety z pożądaniem. Ale on miał przed oczami tylko jeden obiekt. Jeden cel.
Kiedy dotarł do baru, natychmiast zwolniło się dla niego miejsce. Usiadł i spojrzał na Ruby.
Nalewając drinki, podniosła na niego wzrok z irytacją.
– Co ty tu…?
– Podaj mi swoje nazwisko.
– Prescott – podpowiedziała usłużnie stojąca w pobliżu kelnerka. – Ruby Prescott.
Przekrzywił głowę.
– Ładne nazwisko.
– Nie sądzę, żebyś miał prawo je krytykować – mruknęła Ruby. – Jacy rodzice dają dziecku imię greckiego boga wojny?
– Moi – odparł beznamiętnie. Zmienił temat. – Znudziła mi się już szkocka. Napiję się piwa.
Zamrugała zdumiona.
– Piwa?
Wzruszył ramionami.
– Wszystko mi jedno. Jeśli tylko napijesz się ze mną.
Spojrzała gniewnie i szybko nalała mu najtańszego piwa, dodając przy tym mnóstwo piany. Wziął od niej szklankę i pociągnął długi łyk, a potem otarł usta.
– Pyszne.
Coraz bardziej zirytowana uwijała się, przygotowując drinki w imponującym tempie. Sącząc powoli piwo, obserwował ją przy pracy.
Miała wspaniałe piersi, ale właściwie wszystko w niej było niesamowite. Wodził wzrokiem po jej toczonych ramionach i pięknie zaokrąglonych plecach. Podziwiał jej figurę o kształcie klepsydry i przykuwającą męski wzrok pupę. Miała też inne, subtelniejsze czary. Gęste czarne rzęsy trzepoczące teraz z irytacją, bladą cerę, drżące, rubinowe niczym jej imię wargi. Często je zagryzała, koncentrując się na pracy. Czarne jak kruk włosy spływały jej na plecy. Gniewne, lśniące ciemne oczy spoglądały na niego oskarżycielsko.
– Dlaczego to robisz? Prowadzisz jakąś grę?
– Dlaczego? – spytał, sącząc piwo. – Dla ciebie to gra?
– Jeśli myślisz, że udaję niedostępną, mylisz się. Nie masz u mnie szans!
Pierś jej falowała. Nie miała świadomości, jaka była piękna. Nie miała o tym pojęcia. A on nie robił na niej – co różniło ją od reszty świata – najmniejszego wrażenia.
W tym momencie Ares już wiedział, że musi ją mieć.
Dziś w nocy.
Co by się nie działo.
Za wszelką cenę.