W hiszpańskim stylu - ebook
W hiszpańskim stylu - ebook
Belle Langtry i Santiago Velazquez poznali się na ślubie przyjaciół. Romantyczna i pełna ideałów Belle od razu zapałała niechęcią do cynicznego arystokraty, który zarabia miliony i nie wierzy w miłość. Nie chce mieć z nim nic wspólnego, lecz gdy znowu się spotykają, ku jej zdumieniu Santiago obdarza ją dużym zainteresowaniem. Okazuje się, że więcej ich łączy, niż dzieli…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4256-1 |
Rozmiar pliku: | 791 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Belle Langtry znienawidziła Santiaga Velazqueza w momencie, kiedy zobaczyła go po raz pierwszy.
No, może nie tak dokładnie w tym momencie, była przecież tylko człowiekiem… a Santiago dosłownie oszałamiał wyglądem.
Poznali się we wrześniu zeszłego roku, na ślubie swych przyjaciół, Letty i Darka. Mieli zostać ich świadkami. Belle popatrzyła na stojącego obok, wręcz nieprzyzwoicie przystojnego mężczyznę o głębokim spojrzeniu, i pomyślała, że marzenia się jednak spełniają! Wtedy Santiago odezwał się głośno do Darka, ignorując obecność Letty, i zasugerował, że ten ma jeszcze czas, by czmychnąć spod ołtarza! Państwo młodzi roześmiali się odrobinę skrępowani tym komentarzem, jednak Belle natychmiast znienawidziła swego przypadkowego towarzysza. Odtąd wszystko, co tylko powiedział, odbierała jako coraz bardziej irytujące i cyniczne. W ciągu kwadransa od poznania kłócili się nieustannie, a na koniec ceremonii życzyła mu już wyłącznie rychłego zejścia z tego świata. Jako osoba prostolinijna, nie omieszkała mu tego oczywiście zakomunikować, na co zareagował z sarkazmem. I tak właśnie wyglądała ich relacja na przestrzeni ostatnich czterech miesięcy.
Myślała o tym wszystkim z goryczą, przechadzając się po zaśnieżonym ogrodzie na tyłach nadbrzeżnej posiadłości Darka i Letty. Był bardzo ciemny, zimowy wieczór, a ona wpatrywała się bezmyślnie w mroczny Atlantyk, trzęsąc się w czarnej cieniutkiej sukience. Uderzenia fal z pobliskiej plaży pasowały idealnie do bicia jej skołatanego serca. Jak na ironię, miała pewność, że to właśnie Santiago znajdzie ją tutaj spacerującą samotnie. Ze łzami w oczach.
Cały dzień zajmowała się nowonarodzonym dzieckiem przyjaciół, umożliwiając w ten sposób Letty przetrwanie pogrzebu ojca. Do końca wieczornej stypy nazbierało się w niej tyle negatywnych emocji, że poczuła potrzebę, by nareszcie wyjść. Pod byle pretekstem zwróciła więc maleństwo mamie i bez namysłu wymknęła się na zewnątrz. Lodowaty wiatr prawie zamroził łzy na jej twarzy. Serce bolało ją z żalu. Sama nigdy nie będzie miała dziecka.
Przez chwilę zdawało jej się, że fale oceanu powtarzały ponuro „nigdy…”, „nigdy…”.
– Belle, jesteś tam? – zawołał niecierpliwie Santiago.
Rzecz jasna. Doskonale wiedziała, że właśnie on ją znajdzie. Nikt inny…
Łatwo też było przewidzieć reakcję cynicznego Hiszpana na łzy. Szybko więc schowała się za oszronione drzewo.
– Belle – zaśmiał się nieoczekiwanie – nie próbuj się chować. Przecież masz czarną sukienkę i stoisz na śniegu…
Zgrzytając ze złości zębami, wyskoczyła zza drzewa.
– Wcale się nie chowałam – skłamała.
– To co tu robisz?
– Chciałam wyjść na świeże powietrze.
Santiago w czarnym garniturze i kaszmirowym płaszczu prezentował się olśniewająco. Był zbyt przystojny, zbyt seksowny, wszechmogący i zdecydowanie za bogaty. Był również egoistycznym, cynicznym playboyem, lojalnym wyłącznie wobec własnej fortuny. Za nic miał życzliwość i poszanowanie innych ludzi. Mówiono, że swoje kochanki na jedną noc traktuje jak pracownice na nieodpłatnych nadgodzinach.
– Nie masz płaszcza – powiedział, zatrzymując się parę kroków przed nią.
– Nie jest mi zimno.
– Przecież widzę, że się trzęsiesz. Chcesz zamarznąć na śmierć?
– Nic ci do tego.
– Mnie nic. Chcesz zamarznąć, proszę bardzo. Ale nie funduj Letty kolejnego pogrzebu. To takie nużące… te pogrzeby, wesela, chrzty…
– O, tak… istotnie każda ludzka aktywność dotycząca emocji musi cię piekielnie nużyć…
Słyszała, że kobiety przezywały go Aniołem. Chyba czarnym aniołem… Ze swoją anielską twarzą, a jednocześnie przytłaczającą, arogancką wręcz posturą, mógłby zostać ochroniarzem w niebie, pomyślała z irytacją. Bezduszny, nieczuły olbrzym uosabiał wszystko, czego szczerze nienawidziła.
– Zaczekaj… – Spojrzał na nią badawczo czarnymi jak noc oczami. – Belle, ty płaczesz?
– Nie – burknęła.
– Przecież widzę – odrzekł drwiąco. – Wiem, że masz wyjątkowo miękkie serduszko, ale dzisiaj naprawdę przechodzisz samą siebie! Prawie nie znałaś ojca Letty, a zastaję cię opłakującą go… samotnie błąkającą się po śniegu… zachowujesz się jak jakaś nawiedzona kobieta z książki o epoce wiktoriańskiej!
Normalnie dostałaby już szału. Nie dziś. Była zbyt smutna.
– I czego w związku z tym chcesz?
– Darek i Letty poszli spać. Letty chciała iść cię szukać, ale zawezwało ją dziecko. Oddelegowano mnie, żebym cię znalazł i zaprowadził do pokoju gościnnego, a następnie włączył alarm, kiedy będziesz już bezpiecznie w swojej sypialni.
Jego chrapliwy hiszpański akcent poza żywiołową nienawiścią budził w niej niestety również i pożądanie.
– Zmieniłam zdanie, nie zostanę tu. Chcę wrócić do domu.
– Do Brooklynu? Za późno. Nikt teraz nie pojedzie, a przez burzę śnieżną zamknęli trasę szybkiego ruchu. Nie wiadomo, na ile godzin.
– To co ty tu jeszcze robisz? Niby nie masz helikoptera i paru samolotów? Przecież aż tak bardzo nie obchodzi cię żałoba Letty i Darka.
– Jestem zmęczony, a pokoje gościnne są przytulne. Dwa dni temu byłem w Sydney, przedtem w Tokio – ziewnął – jutro wyruszam do Londynu.
– O, biedaczek… – wysyczała, bo zawsze marzyła o podróżowaniu, a jak dotąd nie udało jej się jeszcze zaoszczędzić ani na jeden wyjazd za granicę.
– Doceniam twoje współczucie, jednak gdybyś mogła zakończyć już swe literackie dramaty rodem z „Wichrowych wzgórz” i dać się zaprowadzić do sypialni, to chętnie udałbym się do swojej.
– Jak chcesz iść, to idź. Powiedz Letty, że nie zdążyłeś mnie już złapać. A ja wrócę do domu pociągiem.
– Nie sądzę, żeby przy takiej pogodzie kursowały pociągi…
– To pójdę piechotą! Na pewno nie będę tu nocować!
Santiago przyjrzał jej się uważnie, a potem zapytał bardzo delikatnym tonem, jakiego wcześniej u niego nie słyszała:
– Belle? O co chodzi?
Na ramieniu poczuła dotyk jego dłoni. Był to pierwszy raz, gdy jej dotknął. Pomimo mrozu i śniegu Belle wydało się, że płonie.
– Nawet jeśli o coś, czemu akurat tobie miałabym to powiedzieć?
Zaśmiał się.
– Bo mnie nienawidzisz. A zatem możesz mi powiedzieć wszystko, dlatego że masz w nosie, co sobie pomyślę.
– To prawda… ale mógłbyś się przed kimś wygadać. Lubisz obrażać, jesteś bez serca…
– Tylko twarzą w twarz, nigdy za plecami.
Nagle chmury zasłoniły księżyc i zrobiło się całkiem ciemno. Poczuła, że chciałaby podzielić się z kimś swoimi przeżyciami. Z kimkolwiek. A przed Santiagiem nie musiała niczego udawać ani mu schlebiać, czy starać się dobrze wypaść. Przy ludziach, na których jej zależało, bywała szczera, ale oduczyła się tego już jako dziewczynka. Bo nadmierna szczerość na ogół prowadziła do braku sympatii, zwłaszcza ze strony bliskich.
Przy Santiago mogła zatem być szczera do bólu, bo gdyby zniknął na zawsze z jej życia, z radości wydałaby chyba wielkie przyjęcie.
– Chodzi o… dziecko.
– O małego Howie? O, ja także się chwilę przy nim pomęczyłem. Och, te dzieci. Te pieluchy, płacze, zarwane noce, a ludzie i tak najwyraźniej marzą o dzieciach…
– Ja też! Chciałabym mieć dziecko! – Belle wpatrywała się w niego oczami błyszczącymi od łez, a zza chmur zerkał na nich księżyc.
– Domyślam się, że byś chciała. Tego chcą wszyscy idiotyczni romantycy, jak ty. Miłości, kwiatów, w komplecie… – Wzruszył ramionami. – I nad czym tu płakać? Jeśli jesteś na tyle naiwna, żeby chcieć rodziny, nikt ci nie broni. Ustatkuj się, kup mieszkanie, weź ślub…
– Nie mogę zajść w ciążę… to niemożliwe.
– Skąd możesz wiedzieć?
– Z przyczyn… medycznych.
Zamilkła w oczekiwaniu na nieuchronne pytania. Jakich? Co się stało? Kiedy i dlaczego?
Jednak czekała ją niespodzianka.
Santiago nie zapytał o nic, tylko przytulił ją i pogłaskał po długich, ciemnych włosach.
– Zobaczysz, że jeszcze wszystko będzie dobrze.
Czuła ciepło jego ciała i patrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Musisz uważać teraz, że jestem potworna. Spędziłam cały dzień, tuląc dziecko Letty i zazdroszcząc jej, a ona właśnie straciła ojca. Jestem najgorszą przyjaciółką na świecie.
– Tylko przestań! Owszem, wiemy oboje, że uważam cię za głupiutką istotę, która żyje w chmurach i patrzy wokół przez różowe okulary, które pewnego dnia straci… Ale nawet ja widzę, że jesteś wspaniałą przyjaciółką!
Belle miała przez chwilę nieodpartą chęć go pocałować. A właściwie… by possać delikatnie palec, którym gładził jej drżące usta. Nigdy przedtem nie miewała tak sprośnych myśli! Ona – niedoświadczona dziewica! Tak mogło się dziać wyłącznie przy nim, bo czuła doń wielką niechęć psychiczną, a jednocześnie przerażający pociąg fizyczny.
Odwróciła głowę. Po raz pierwszy, zamiast dotychczasowej pogardy, poczuła współczucie dla kobiet, które uwodził, bo poznała już siłę jego nieodpartego uroku.
– Poza tym – kontynuował – jeśli prawdą jest to, co mówisz o swoim zdrowiu, jesteś szczęściarą. Bo ominie cię wyrok w postaci rodziny, odpowiedzialności, a będziesz się mogła nacieszyć czymś lepszym.
– Lepszym niż rodzina?
– Wolnością!
– Nie chcę być wolna, chcę być kochana!
– Większość z nas pragnie rzeczy niemożliwych.
– A skąd miałbyś to wiedzieć? Dla ciebie nie ma rzeczy nieosiągalnych.
– Mylisz się. Jest coś, a właściwie ktoś, kogo pragnę od czterech miesięcy… i nie potrafię zdobyć.
„Od czterech miesięcy…”. Zdziwiła się, a po chwili doznała olśnienia! Ale przecież boski Santiago, słynny nowojorski miliarder, otaczający się na co dzień top modelkami, nie mógłby mieć na myśli zwyczajnej, nie najszczuplejszej kelnerki z prowincjonalnego Teksasu?
– Chcę i nie mogę jej mieć… pomimo że jest tuż koło mnie.
– Ale dlaczego? – wyszeptała roztrzęsiona.
– Bo ona pragnie miłości. Gdybym ją zdobył, całe te romantyczne tęsknoty szlag by trafił. Bo chcę wyłącznie jej ciała, a nie serca czy duszy…
Tuż nad czarną czupryną Santiaga świecił księżyc. Wydawało się, że mężczyzna ma nad głową aureolę. W tle słyszeli uderzenia fal oceanu o niewidoczny brzeg. Wtedy Belle zrozumiała, że jest przedmiotem wyrafinowanej gry. Zabawy w kotka i myszkę.
– Wystarczy, przestań… – postawiła się. – Nudzisz się, Santiago? Szukasz towarzystwa do łóżka, a tylko ja jestem pod ręką? Mnie nie nabierzesz na swoją manierę zmęczonego życiem playboya. Nie uwierzę w te twoje gadki. Gdybyś naprawdę mnie chciał, dawno byś mnie uwiódł, nie zważając na moje uczucia, nie wspominając już o ryzyku zranienia… a więc mnie nie chcesz, tylko gadasz tak z nudów.
– Nieprawda, Belle – zaczął się bronić i znów ją objął. – Zapragnąłem cię, gdy poznaliśmy się na ślubie Dariusza i Letty. A dokładnie, kiedy po raz pierwszy wysłałaś mnie do diabła. Ale wyobraź sobie, że mimo tego, co o mnie myślisz, unikam sytuacji, w której mogłaby się we mnie zakochać młoda, naiwna kobieta.
– A uważasz, że ja zakochałabym się w tobie natychmiast?
– Tak.
– I wcale nie masz żadnych problemów ze swoim ego…
– No to udowodnij mi, że się mylę!
– Owszem, mylisz się. Oczywiście, że pragnę miłości, ale zakochać się mogłabym łatwo, gdybym spotkała człowieka godnego szacunku i podziwu. Ty nie jesteś takim człowiekiem, Santiago. Jesteś – nie wiem jak bardzo – bogaty i seksowny. Ale to wszystko. Jeśli naprawdę mnie pragniesz, przykro mi, ale ja ciebie nie.
Wyraz jego twarzy zmienił się odrobinę.
– Nie? Jesteś pewna? – wyszeptał, gładząc kciukiem jej wargi.
– Tak – potwierdziła, nie będąc w stanie oderwać od niego wzroku.
Jego dłoń wędrowała teraz po jej ramieniu.
– I gdybym zaciągnął cię do łóżka, nie zakochałabyś się?
– W żadnym razie! Uważam, że jesteś skończonym skurczybykiem!
Jednakże oboje doskonale czuli, jak drżała pod wpływem dotyku.
– No to… nic nas nie powstrzymuje. Zapomnij o romantycznej miłości, bólu, żałowaniu. Na jedną noc zapomnij o wszystkim i zajmij się wyłącznie przyjemnością. Dam ci radość, bez ograniczeń, bez konsekwencji. Nie myśl choć raz tak wiele o przyszłości. Przez osiem godzin poczuj, co to znaczy tak naprawdę brawurowo, lekkomyślnie używać życia.
Jego czarne oczy hipnotyzowały ją, a zimny styczniowy wiatr pogłębiał przedziwny nastrój.
Była zaszokowana. Nigdy przedtem z nikim nie spała. Ba, nawet nigdy dotąd nie znalazła się w sytuacji, która mogłaby do tego zaprowadzić. Wiodła życie starej panny, zajmując się wszystkim i wszystkimi, poza próbą realizacji własnych marzeń.
Więc, rzecz jasna, odpowiedź dla Santiaga brzmiała „nie”.
Ale on nie dał jej szansy na żadne odpowiadanie. Zaczął ją całować, a wtedy calutkie jej ciało zagrało jak orkiestra zmysłów. Kiedy ostatnio się tak czuła? Czy w ogóle kiedykolwiek? Czy może raczej przez całe dotychczasowe życie starała się być grzeczną dziewczynką, spełniać oczekiwania innych, przestrzegać zasad, planować ostrożnie każdy dzień? A cóż takiego dostała w zamian? Poza samotnością?
Santiago szybko zauważył, że się waha. Nie czekał. Pocałunki stały się gwałtowniejsze. Nigdy z nikim się tak nie całowała. Może raz dotąd pozwoliła komuś na delikatne pieszczoty. A teraz zimna styczniowa noc stała się upalna, a ona zapomniała, jak się nazywa. Nie wyobrażała sobie, że można się tak czuć. Z początku reagowała z nieśmiałością, potem przestała się hamować. Nie wiedziała, czy całowali się parę minut, czy parę godzin. Kiedy w końcu odsunął się i wziął ją za rękę, by zaciągnąć do pomieszczenia, bo zaczął padać gęsty śnieg, wiedziała, że odtąd wszystko w życiu będzie dla niej wyglądało inaczej.
Po chwili znaleźli się we wnętrzu dziewiętnastowiecznego dworku, wyłożonym ciemnym dębem i umeblowanymi antykami. Wszędzie panowała niezmącona cisza, a zatem mieszkańcy i obsługa musieli już pójść spać. Santiago zamknął starannie ciężkie drzwi i nastawił alarm.
Potem tylnymi schodami weszli szybko na górę, potykając się, bo nie ustawali w pocałunkach.
Belle myślała, że to tylko sen, w którym odda swe dziewictwo mężczyźnie prawie nieznajomemu i co więcej nielubianemu. Przecież nie mogło się to rozgrywać na jawie!
Gdy dotarli do pokoju gościnnego, jego czarny płaszcz wylądował na podłodze, a ona znalazła się w żelaznym uścisku…
– Jesteś przepiękna – szeptał, gładząc jej włosy, iskrzące od płatków śniegu – i całkowicie moja…
Nawet nie zdawała sobie sprawy, kiedy na podłodze wylądowała również czarna, skromna sukienka. Santiago rozbierał się powoli, nie odrywając od niej oczu. Wkrótce potem znaleźli się na wielkim łóżku, a bielizna dołączyła do pozostałych części garderoby. Wtedy po raz pierwszy doświadczyła pocałunków na całym ciele i było to doznanie zupełnie odbierające jej kontrolę nad sobą. Słyszała kobiece krzyki i dopiero po chwili rozpoznawała je jako swoje własne. Na koniec, kiedy pod wpływem wyłącznie dotyku jego palców poszybowała do gwiazd, on chwycił ją za biodra i znalazł się w niej cały.
Marzył o tym od dawna.
Przez cztery miesiące marzył, by uwieść nieprzyzwoicie piękną kobietę, która wyłącznie z niego drwiła. Pragnął czuć pod sobą jej grzeszne, miękkie ciało. I widzieć ją tonącą w rozkoszy.
Teraz jednak, gdy ostatecznie się w niej znalazł, poczuł pierwotnie opór, którego się nie spodziewał. Zamarł. Tego nie było w marzeniach.
– Jesteś dziewicą? – wyszeptał zszokowany.
Powoli otworzyła oczy.
– No chyba już nie…
– Nie zrobiłem ci krzywdy?
– Nie…
Coś w głosie Belle przemówiło wprost do jego nieuczesanej duszy. W sercu poczuł dziwne emocje, jakby… czułość.
– Kłamiesz…
– Trochę… ale nie przerywaj – kusiła go, wiodąc nieuchronnie ku rozkoszy i… ruinie.
Jak się uchowała w tych czasach? Dziewica… Był więc jedynym mężczyzną, który dotykał jej w taki sposób. Zbliżył się do prawdziwie niewinnej kobiety. Ta świadomość sprawiała, że chciał uciekać. Jednak jego ciało chciało czegoś zupełnie innego, podobnie jak Belle, sądząc po głodnym, namiętnym spojrzeniu. Kochali się więc dalej jak wytrawni kochankowie, choć była to przecież ich pierwsza noc. Doznania Santiaga były równie niesamowite. Nie pamiętał tak udanego seksu z żadną ze swych licznych partnerek. Co więcej, czuł się, jakby nie chodziło wyłącznie o fizyczną przyjemność. Wydawało mu się, że znalazł się w domu…
– Miałeś rację – westchnęła w końcu Belle. – Posmakowałam życia. Czysta magia… Może nawet nie jesteś taki całkiem zły… może nawet byłabym w stanie odrobinę cię polubić.
Santiago zerkał ponuro w sufit. On też posmakował życia z dziewicą… doświadczył nieznanych mu przedtem emocji. Poczuł się… romantycznie. Jego ciało oszalało, a dusza…
– Mam tylko nadzieję, że nikt nas nie słyszał – dodała Belle, ziewając.
– Nie – odpowiedział oschle. – Letty i Darek mieszkają w innym skrzydle, a cały dworek wybudowany jest z kamienia.
Jak moje serce! – dodał natychmiast w myślach, dla przypomnienia.
– To dobrze, nie przeżyłabym, gdyby Letty nas usłyszała, po tym wszystkim, co jej o tobie nagadałam.
– A co jej nagadałaś?
– Powiedziałam, że jesteś samolubnym draniem, zupełnie bez serca.
– Wcale nie czuję się obrażony. Taka jest prawda.
– Śmieszny jesteś… poza tym… popatrz na Letty i Darka, związki i uczucia nie zawsze są więzieniem.
– Owszem, oni wyglądają na szczęśliwych, ale wygląd może mylić.
– Nie wierzysz w nic? W nikogo?
– Tylko w siebie.
– Jesteś strasznym cynikiem.
– Nie. Widzę ten świat, jakim jest. Wcale nie takim, jakim chciałbym go widzieć. – Wieczna miłość? Szczęśliwa rodzina? W wieku trzydziestu pięciu lat Santiago wiedział, że cuda się zdarzają, ale niezmiernie rzadko. Normalnym zjawiskiem jest nieszczęście. – Czy już żałujesz tej nocy?
Zaśmiała się tylko. Wyglądała jak przepiękna kocica. Wydawało mu się, że nie może złapać tchu.
– Nie, skąd, cieszę się, że zostaliśmy razem. Nie przeżyłabym tej nocy. Zbawiłeś mnie…
Po chwili… już spała, mocno do niego przytulona.
Santiago też marzył o śnie i chciał, aby ta noc trwała wiecznie. Światełka ostrzegawcze zapalały się więc wszędzie. Piękna, niewinna, zawzięta, pogodna, marzycielka…
W końcu udało mu się oprzytomnieć i wyswobodzić z jej objęć. Wstał i po cichu wyciągnął z kieszeni płaszcza, nadal leżącego na podłodze, wyciszoną komórkę. Wybrał numer pilota, który starał się nie brzmieć opryskliwie. Był środek zimowej nocy.
– Tak, proszę pana?
– Przyleć po mnie. Jestem w Fairholme.
Santiago rozłączył się, nie czekając na odpowiedź.
Popatrzył jeszcze ostatni raz na Belle, śpiącą w jego łóżku. W świetle księżyca wyglądała jak księżniczka. Jak niewinna postać z bajki, z jakiejś innej epoki. Nie przypominał sobie siebie tak niewinnego, nawet z czasów dzieciństwa.
Niezależnie od swych słów Belle zechce się w nim zakochać. To oczywiste. Był jej pierwszym facetem.
Zasępił się, Gdyby wiedział, nigdy by jej nie dotknął. Nigdy! Miał swoje zasady. Nie zapraszał do swej sypialni kobiet, które mogły mieć uczciwe intencje.
I właśnie uwiódł dziewicę. Najbliższą przyjaciółkę żony Darka. Czuł nienawiść do samego siebie. Po historii z Nadią poprzysiągł sobie, że nigdy nie będzie się angażował emocjonalnie. Po co ryzykować, jeśli taka inwestycja jest stuprocentową stratą? Równie dobrze można wyrzucać ciężko zarobione pieniądze w przysłowiowe błoto. Znów pomyślał o „Wichrowych wzgórzach”, lekturze szkolnej, której nigdy nie przeczytał, ale pamiętał, że kończyła się tragicznie. Jak to romans. Jak w rzeczywistości.
Ubrał się po cichu i pozostałe rzeczy zebrał do torby podręcznej. Zatrzymał się jeszcze na chwilę w drzwiach.
„- Nie wierzysz w nic? W nikogo?
– Tylko w siebie”.
Skłamał. Prawdziwa odpowiedź brzmiała „nie”.
Belle zbudzi się sama w pokoju. Nie trzeba żadnego listu. Zrozumie. Bo Santiago naprawdę jest bezdusznym draniem.
Gdy wyszedł z pokoju i szedł korytarzem, myślał, że bardzo żałuje tej nocy. Że kiedykolwiek dotknął Belle.