W kraju kwitnącej wiśni - ebook
W kraju kwitnącej wiśni - ebook
Alejandro Aguilar opuścił rodzimą Hiszpanię i zbił fortunę w Stanach. Jest o krok od zawarcia bardzo korzystnego kontraktu z Japończykami, lecz oni nagle zaczynają się wycofywać. Alejandro postanawia zatrudnić do pomocy najlepszą agencję PR. Rzeczywiście, Elise Jameson od razu wpada na pomysł, o co może chodzić i jak rozwiązać problem. Alejandro zaczyna z nią współpracować, lecz Elise wzbudza w nim tak wiele emocji, że trudno mu się skupić na umowie. A czeka ich jeszcze wspólny wyjazd do Japonii…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3703-1 |
Rozmiar pliku: | 844 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Alejandro Aguilar wyszedł spod prysznica i usłyszał dźwięk telefonu. Dla większości ludzi telefon o czwartej rano byłby niepokojący, on jednak domyślał się, dlaczego ktoś postanowił zakłócić jego spokój. Przeszedł do przestronnej sypialni w swoim apartamencie w Chicago i odebrał telefon.
– Załatwione?
Przywitało go stłumione westchnięcie jego głównego stratega, Wendella Granta.
– Przykro mi, ale nie dało się ich przekonać. Zaproponowaliśmy im już wszystko, łącznie z moim pierworodnym. – Wymuszony żart nie przyniósł efektu. – Szczerze mówiąc, nie potrafię zrozumieć, dlaczego nagle stali się tak nieprzejednani. Zespół braci Ishikawa nie chce nawet rozmawiać na ten temat. Powtarzają jedynie, że potrzebują więcej czasu.
Alejandro wiedział, w czym tkwił problem. Zarząd japońskiej spółki zwlekał z podpisaniem umowy, bo pojawiła się inna oferta.
– Na czym stanęło? – zapytał.
– Poprosili o jeszcze kilka dni. Próbowaliśmy ustalić wcześniejszy termin, ale nie mogliśmy ich do tego nakłonić. Ostatecznie umówiliśmy się z nimi na wideokonferencję w piątek.
– To nie wchodzi w grę. Oddzwoń do nich i powiedz, że nalegam na konferencję jutro.
– Tak jest.
Alejandro już miał się rozłączyć, jednak małomówność jego pracownika dała mu do myślenia.
– Coś jeszcze?
– Cóż… Mam wrażenie, że teraz to oni dyktują warunki. Nasze stosunki uległy zdecydowanej zmianie…
Alejandra zalała fala gniewu. Skoro jego pracownicy wyczuli to samo, to czas wziąć sprawy w swoje ręce.
– Panie Aguilar? Czy jest coś, o czym powinniśmy wiedzieć?
– Przejmuję negocjacje. Przekaż wyrazy wdzięczności zespołowi i powiedz wszystkim, żeby wzięli sobie dziś wolne. Należy wam się.
– Nadal chce pan, żebym do nich oddzwonił?
– Nie. Zajmę się tym.
– W takim razie lepiej wrócę do domu, zanim żona wręczy mi dokumenty rozwodowe. – Wendell jeszcze raz spróbował zażartować, jednak prędko dotarło do niego, że szef był nie w humorze. – Jeszcze jedno. Poprosiłem moją asystentkę, by przygotowała dla pana listę agencji PR. Jameson PR ma największe doświadczenie na rynku azjatyckim. Myślę, że na tym etapie przyda się każda pomoc.
Alejandro zakończył rozmowę i wszedł do garderoby, w której roiło się od jego charakterystycznych szarych garniturów i czarnych koszul. Kwadrans później wychodził już z budynku.
Do Loop, finansowego centrum Chicago, dotarł w niecałe dziesięć minut. O tak wczesnej godzinie nie było jeszcze dużego ruchu, a Alejandro z nieznaczną satysfakcją przemierzał ciche ulice swoim bugattim veyronem. Nic jednak nie było w stanie złagodzić niepokoju wywołanego niepożądanym przeczuciem.
W wieku dwudziestu jeden lat przeprowadził się z ojczystej Hiszpanii do Kalifornii, a rok później przeniósł się do Chicago, bo nie chciał mieć nic wspólnego ze swoją rodziną. Wyjeżdżając z Hiszpanii, pragnął jak najszybciej uwolnić się od chaosu, którym było małżeństwo jego rodziców. Zadbał o to, by od osób, które go spłodziły, dzieliły go tysiące kilometrów, i nie zamierzał oglądać się za siebie. Nie spodziewał się natomiast, że natknie się na kolejną przeszkodę w postaci swojego przyrodniego brata.
Gaela Aguilara.
To on dołożył swoje trzy grosze do koszmaru, jakim było życie Alejandra przed dwiema dekadami. Gael i jego matka byli żywymi dowodami na nielojalność jego ojca i sprawili, że Alejandro wybrał ucieczkę. Demony przeszłości nie dały mu jednak tak łatwo o sobie zapomnieć.
Gael przyjechał do Kalifornii wkrótce po nim, ale Dolina Krzemowa okazała się zbyt mała dla nich obu, zwłaszcza kiedy Gael zaczął zabiegać o tych samych klientów, którymi interesował się Alejandro. Nietrudno byłoby zrównać z ziemią kwitnącą firmę Gaela, to jednak oznaczałoby, że Alejandro nadal przejmował się zamkniętym etapem. Wolał zatem odejść. Niestety jego przyrodni brat nie przyjął tego do wiadomości. Dziesięć lat po ich ostatnim spotkaniu Gael znów chciał zaszkodzić interesom Alejandra.
Alejandro zaparkował na podziemnym parkingu swojego biurowca i wjechał windą na ostatnie piętro SNV International. W międzyczasie przypomniał sobie ostatnią wymianę zdań z Gaelem.
– Słyszałem, że relokujesz firmę. Dlaczego? Boisz się, że cię zawstydzę? – śnieżnobiały, pewny siebie uśmiech zbyt mocno przypominał Alejandrowi ojca.
– Nie bądź śmieszny. Moja firma radzi sobie tak dobrze, że jej lokalizacja nie ma znaczenia. Za to ty powinieneś dziękować losowi, że opieram się pokusie, by zrównać cię z ziemią. Teraz możesz przynajmniej mieć nadzieję, że coś z ciebie będzie.
Uśmiech zniknął z twarzy jego brata, a w jego miejsce pojawił się grymas determinacji.
– Nie mogę się doczekać dnia, kiedy pożałujesz, że wypowiedziałeś te słowa, hermano.
Alejandro wzruszył ramionami i odszedł. Nie powiedział Gaelowi, że nigdy nie staną się prawdziwymi braćmi, bo nigdy się nie spotkają. Wystarczyło, że ich ścieżki przecięły się, gdy byli nastolatkami. Uznał, że trzeciego razu nie będzie.
Tymczasem okazało się, że to nie koniec. Wyglądało na to, że Gael idiotycznie wziął do siebie jego słowa i był zdeterminowany, by popsuć bratu szyki.
Alejandro wszedł do biura, gdy kwietniowe słońce wschodziło nad jeziorem Michigan. Z reguły zatrzymywał się na moment, by nacieszyć się widokiem. Tym razem rzucił kluczyki na biurko i zabrał się do pracy. Zanim wybiła dziewiąta, udało mu się potwierdzić, że to w istocie Gael utrudnia jego współpracę z Japończykami. Jego firma, Toredo Inc., specjalizowała się w handlu elektronicznym, podobnie jak biznes Alejandra, który do tej pory zupełnie się tym nie przejmował. Czasami podobała mu się nawet konkurencja z Toredo. Tym razem było inaczej. Podpisanie umowy z Japończykami byłoby dla SNV kulminacją sukcesu, do którego Alejandro dążył, odkąd porzucił dysfunkcyjną rodzinę.
Swój pierwszy milion zarobił w wieku dwudziestu czterech lat, na krótko przed wyjazdem z Kalifornii. W przeciągu kolejnych dziesięciu lat znalazł się na szczycie. Podpisanie umowy z braćmi Ishikawa miało być wisienką na torcie. Zbyt ciężko nad tym pracował, by pozwolić Gaelowi to zniszczyć. Jego zespół strategów zasugerował wynajęcie agencji PR doświadczonej w pracy z japońskimi firmami. Alejandro odrzucał ten pomysł, dopóki negocjacje nie utknęły w martwym punkcie. Choć nadal miał wątpliwości co do efektywności zewnętrznej agencji, otworzył folder pierwszej z nich.
Zdjęcie reprezentantki firmy od razu przykuło jego uwagę, choć nie do końca wiedział dlaczego. Jej usta były zbyt pełne, nos nieco zbyt zadarty. Piwne oczy skrywały zbyt wiele tajemnic, a makijaż wydawał się przesadny. Mimo wszystko nie mógł oderwać wzroku od zdjęcia Elise Jameson. Przestudiował jej imponujące osiągnięcia akademickie. Gdy dowiedział się, że Jameson PR to rodzinny biznes, na jego ustach pojawił się cyniczny uśmiech, jednak zdołał zdusić niepotrzebne emocje w zarodku. Chwycił kolejne akta i w przeciągu kilku minut odrzucił pozostałych kandydatów. Kiedy zorientował się, że znów wpatruje się w jej zdjęcie, sięgnął po telefon.
– Margo, mogłabyś mnie umówić dziś na spotkanie z Jameson PR?
– Tak się składa, że ich pracownica jest już na miejscu. Wysłać ją do pana?
Alejandro zmarszczył brwi.
– Przyszli tu, licząc na to, że zechcę ich zobaczyć? – Nie był pewien, czy pogratulować im odwagi, czy skarcić za marnowanie czasu.
– Wendell uznał, że to może być dobry pomysł, jeśli zechce pan podjąć szybkie działania.
Alejandro odnotował w myślach, by przyznać Wendellowi większą premię.
– Który z ich pracowników tu przyszedł?
– Młodsza specjalistka, Elise Jameson. Mogę umówić spotkanie z kimś wyższym rangą, jeśli pan sobie tego…
– Nie trzeba. Przyślij ją. Poproszę też o świeżo zaparzoną kawę. Gracias.
Kilka minut później usłyszał pukanie do drzwi. Margo weszła pierwsza, pchając wózek z kawą. Alejandro skupił całą uwagę na kobiecie, która pojawiła się za jej plecami. Nie podobała mu się własna ekscytacja. Jego zaangażowanie w negocjacje oznaczało, że wszelkie zaloty musiał zostawić na później.
Jej marynarka była zapięta na jeden guzik, spod którego wyglądały bujne piersi. Była powabna i atrakcyjna, ale nie charakteryzowała się niczym nadzwyczajnym. Wystarczyło jednak, że uśmiechnęła się do opuszczającej biuro Margo, by zrozumiał, w czym rzecz. Elise niepokojąco przypominała kobietę, której portret wisiał wiele lat temu w gabinecie jego ojca. Stała przy oknie, a promienie słońca oświetlały jej rysy. Miała zamknięte oczy i zdawała się rozkoszować słońcem. Artysta namalował ją z perspektywy kochanka podziwiającego swoją lubą. Jedyna różnica polegała na tym, że kobieta z portretu była naga. Ten obraz przyczyniał się do ciągłych kłótni rodziców. Matka poprzysięgała, że go spali, a ojciec drwił z jej zazdrości. Portret przetrwał sześć lat, po czym zniknął.
Alejandro odsunął od siebie wspomnienia i dostrzegł wyciągniętą zadbaną dłoń.
– Dziękuję, że zgodził się pan ze mną spotkać. Nazywam się Elise Jameson.
Uścisnął jej dłoń, zwracając uwagę na to, jak delikatna była jej skóra.
– Zdaję sobie sprawę, że jeden z moich pracowników zasugerował, że mogą nas zainteresować państwa usługi, ale czy nie sądzi pani, że niezbyt rozsądnie było się tu zjawiać? Mogła pani zmarnować cały dzień.
– W mojej ocenie mam idealne wyczucie czasu – odparła chłodno.
Uniósł brew.
– Nie zgadzamy się ze sobą już na tym etapie? Uważa pani, że to dobrze wróży naszej potencjalnej współpracy?
– Proszę wybaczyć mi bezpośredniość, ale jeśli oczekuje pan osoby, która przystanie na każdą pańską sugestię, Jameson może nie być odpowiednią firmą. Nie mamy w zwyczaju się podlizywać.
Choć miała amerykański akcent, jej rysy były ciut azjatyckie, co tylko podkreślało jej piękno.
Alejandro podszedł do tacy z kawą, by nalać sobie piąte dziś espresso.
– Kawy?
– Nie, dziękuję. Wypiłam już swój dzienny przydział. Gdybym go przekroczyła, musiałby mnie pan ściągać z sufitu. – Uniosła kącik szkarłatnych ust.
– W takim razie proszę usiąść i powiedzieć mi, co mają państwo w zwyczaju.
– Zwykle działa to w drugą stronę. Klient mówi nam, jaki jest jego cel, a my pomagamy mu go osiągnąć, rzecz jasna, bez podlizywania się.
Na jej ustach pojawił się kolejny uśmiech, choć jej spojrzenie pozostało niewzruszone.
– Zdaje się, że i tak ominęliśmy kilka etapów typowej rozmowy kwalifikacyjnej, proponuję zatem, żebyśmy improwizowali.
– Jak najbardziej, ale nie wiem nawet, od czego zacząć. Wendell Grant był równie zagadkowy, gdy do nas zadzwonił. Niestety nie umiem państwu pomóc, jeśli nie poznam szczegółów.
– Nie zdecydowałem się jeszcze na pani pomoc, więc nie zamierzam ujawniać detali poufnej transakcji.
– Jeśli niepokoi pana kwestia poufności, nasza nienaganna opinia mówi sama za siebie.
– Niemniej, zanim oficjalnie panią zatrudnię, wolałbym zachować powściągliwość.
Przez dłuższy czas patrzyła mu w oczy, po czym przytaknęła.
– Jak pan sobie życzy. Porozmawiajmy więc hipotetycznie. Co mogę dla pana zrobić?
Była inteligentna i mówiła dokładnie to, czego oczekiwał, a jednak nie mógł się oprzeć wrażeniu, że coś było nie tak.
– Ile ma pani lat? – zapytał.
Spojrzała na niego zdumiona.
– Jakie to ma znaczenie?
Alejandro skrzyżował ramiona, nieco zaniepokojony własnym pytaniem.
– Czy to tajemnica państwowa?
– Oczywiście, że nie. Ale ma pan przed sobą moja akta. Jeśli je pan czytał, zna pan odpowiedź. Gdybym chciała okłamać pana w jakiejkolwiek kwestii – a nie chcę – kłamstwo na temat mojego wieku byłoby najgłupsze. A jeśli nie chciał mnie pan przyłapać na kłamstwie, nie wiem, w jakim celu…
– Czy zawsze odpowiada pani na proste pytanie monologiem?
Pod warstwą makijażu pojawił się cień rumieńca.
– Mam dwadzieścia pięć lat. Co mógł pan przeczytać w moich aktach – odparła zgryźliwie.
– Od jak dawna pracuje pani dla rodziców?
Kolejne pytanie, którego się nie spodziewała.
– Odkąd skończyłam studia w wieku dwudziestu jeden lat.
Alejandro przyglądał jej się w milczeniu. Wreszcie rozprostował ramiona i położył ręce na biurku.
– Myślę, że nic z tego nie będzie. Dziękuję za przybycie.
W pierwszej kolejności obrzuciła go spojrzeniem, które przypominało ulgę. Po chwili na jej twarzy pojawił się szok.
– Słucham?
– Jeśli nie potrafi pani odpowiedzieć na kilka prostych pytań bez zbędnych emocji, nie sądzę, żeby poradziła pani sobie z trudniejszymi kwestiami. Margo odprowadzi panią do wyjścia.
– To jakiś podstęp?
– Od dawna pracowałem nad pozyskaniem klienta, który w ostatniej chwili chce się wycofać. Proszę mi wierzyć, marnowanie czasu na podstępy to ostatnie, co przyszłoby mi teraz do głowy. Do widzenia, pani Jameson.
W jej piwnych oczach roiło się od pytań. Wreszcie wstała i bez słowa zaczęła się kierować w stronę wyjścia. Widok jej wąskiej talii i krągłych pośladków ponownie rozbudził libido Alejandra. Niesprzyjające okoliczności przywołały go do rozsądku. Dawno temu obiecał sobie, że nie będzie mieszał interesów i przyjemności. Oderwał wzrok od zgrabnych łydek i spojrzał na widok za oknem. Jezioro Michigan nie przyniosło mu ukojenia. Wspomnienie Elise, dotyk jej dłoni i miękkość jej skóry nie dawały mu o sobie zapomnieć.
Co się z nim dzisiaj, u licha, działo? Najpierw wrócił myślami do przeszłości, choć poprzysiągł sobie, że nigdy więcej tego nie zrobi. Teraz nie mógł dojść do siebie przez kobietę, na którą normalnie nie zwróciłby nawet uwagi.
Gdy się odwrócił, Elise Jameson stała przed jego biurkiem, wlepiając w niego wzrok.
– O ile mnie pamięć nie myli, prosiłem, by pani wyszła.
– To prawda, ale nadal tu jestem. Myślę, że albo mnie pan zatrudni, albo więcej się nie spotkamy, zatem muszę to powiedzieć: nie chodziło o moje emocje. Marnowanie czasu na pytania, na które zna pan odpowiedzi, było dla mnie po prostu bezcelowe. To prawda, mogłam nie okazywać poirytowania. Proszę dać mi jeszcze jedną szansę, a dam panu słowo, że to się nie powtórzy.
– Dla pewności: co się nie powtórzy? Irytacja czy emocje?
Jedynym dowodem na to, że nie przestał jej denerwować, był fakt, że mocniej zacisnęła palce na aktówce.
– Jedno i drugie. Cokolwiek pan sobie zażyczy.
– Bo to ja tu rządzę?
– Bo to pan tu rządzi. Od momentu, kiedy mnie pan zatrudni. Jednak zanim podejmie pan decyzję, proszę pozwolić mi dodać coś jeszcze.
– Tak?
– Jestem dobra w tym, co robię. Nie będzie pan zawiedziony.
Wzruszył ramionami.
– Niezła przemowa, ale to tylko słowa. Nie wierzę w obietnice.
Łatwo składać obietnice, a jeszcze łatwiej je łamać. Dowiedział się o tym już jako dziecko.
– Zakończmy tę rozmowę w wybrany przez pana sposób. Będę wdzięczna za informację o ostatecznej decyzji.
Kusiło go, by ją spławić, jednak jeszcze bardziej chciał, by została.
– Dobrze, proszę usiąść. Wyjaśnijmy sobie tylko jedną kwestię.
– Tak?
– Nigdy nie uciekam się do podstępów. Brzydzę się podchodami. Proszę to zapamiętać.
– Zrozumiałam.