W masce jej do twarzy - ebook
W masce jej do twarzy - ebook
Jeśli nie wezmę ślubu teraz, to już chyba nigdy!
Alisa w końcu doczekała się tego, czego od dawna pragnęła – po dziewięciu latach jej chłopak wreszcie się oświadczył. Wydaje się, że teraz nic nie może stanąć na drodze do ich wymarzonego ślubu. Przygotowania ruszają pełną parą.
Kto przecież przejmowałby się nieznanym wirusem, który szaleje gdzieś na drugim końcu świata?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-690-0 |
Rozmiar pliku: | 507 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Goście gromadzą się licznie pod cienką płachtą przypominającą lnianą koszulę, która pełni funkcję dachu altany. Altana stoi tuż za uroczym dworkiem, wśród bujnej zieleni, pnących się ciemnoczerwonych róż i brzóz stojących w szeregu, jedna przy drugiej. Jest tak ciepło, że każdy szuka cienia, by chociaż na chwilę odpocząć od upału. Pergola została przykryta z każdej strony gęstymi dekoracjami w kolorach ziemi. Białe peonie, między którymi zwisa modna w tym sezonie złoto-beżowa trawa pampasowa, przyciągają wzrok kobiet, które skrycie pragną podobnego przyjęcia weselnego. Całokształt pięknie komponuje się z plecionymi jasnymi makramami, które są marzeniem wszystkich panien młodych znających się na najnowszych trendach ślubnych w stylu boho i glamour. Zapach kwiatów unosi się w ciepłym powietrzu, stwarzając przyjemny nastrój, który wywołuje uśmiech na twarzach gości. Jest bardzo urokliwie i niesamowicie klimatycznie. Dobranie odpowiedniego wystroju zajęło naprawdę sporo czasu, ale było warto, gdyż efekt zachwyca każdego. Zaproszeni bliscy pary młodej są pod wrażeniem. Brakuje tylko białego konia, by pomylić uroczystość z wytworem wyobraźni słynnego pisarza baśniowych opowieści. Jest wedding plannerka, fotograf z najwyższej półki, słodki stół, sala udekorowana z największą precyzją przez florystkę, a nawet bus z prosecco. Pełny zestaw atrakcji. Słychać czyjś śmiech, bieganie dziecka, a stres pana młodego niemal wylatuje mu przez uszy jak para wodna z wielkiego kotła. Nie ma co się dziwić, niecodziennie zdarza się taki dzień. Jednak pan młody wie, że Alisa była dobrym wyborem, właściwie jedynym słusznym wyborem. Jest pewien, że poślubi kobietę swojego życia. Mężczyzna stoi tuż przy urzędniczce, rozglądając się po plenerze, w którym odbędzie się uroczystość. I on, i ona zawsze marzyli, by otulał ich w tym ważnym momencie powiew wiatru i szum drzew. Mężczyzna jest zachwycony. Wszystko jest dokładnie tak, jak być powinno. Uśmiecha się, łapiąc głęboki oddech. Promienie słońca uderzają go po oczach. Zamyka je i ponownie się uśmiecha, by po chwili ujrzeć anielską postać swej ukochanej, w białej sukni z długim trenem. Jest ciepło, wręcz upalnie. Kwiecień był nagłym wyborem, mało przemyślanym, ale oboje z Alisą chcieli mieć już to jak najszybciej za sobą. Gdy Artur zdobył się po 9 latach na oświadczyny, chciał jak najszybciej sfinalizować swoją decyzję. Zresztą, Alisa również nie mogła się doczekać, by móc powiedzieć sakramentalne „tak”.
Wszystko byłoby naprawdę pięknie, ale… No właśnie… Jest to okropne ALE. Ale… to były tylko ich marzenia. Wyobrażenie tego, jak mógłby wyglądać ich ślub… Bo kto powiedział, że on się w ogóle odbędzie…?
Nikt nie spodziewał się czegoś podobnego. A jednak. Stało się.
PANDEMIA. Co do cholery?
Świat opanowała choroba koronawirusowa (COVID-19). Według wyjaśnień WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) to choroba zakaźna spowodowana przez wirusa, którego nie wykrywano dotąd u ludzi. Wirus powoduje chorobę układu oddechowego podobną do grypy, z objawami takimi jak kaszel, gorączka, a w cięższych przypadkach – zapalenie płuc. Wirus przenosi się głównie przez kontakt z zarażonymi osobami, które kichają lub kaszlą. Jest też przenoszony przez kropelki śliny i wydzielinę z nosa.
Cały świat zastygł w miejscu. Praktycznie wszystko i wszędzie zostało zamknięte. W Polsce wprowadzono stan zagrożenia epidemicznego, by parę dni później ogłosić stan epidemii. Codziennie w wiadomościach podawano kolejne, rosnące liczby zakażeń i zgonów z powodu zakażenia koronawirusem. Kwarantanna. Wszystkie placówki oświatowe w kraju zostały zamknięte. Rzecz jasna, zamknięto również kluby, puby, restauracje, kina, siłownie. Ma to potrwać miesiąc, a może dłużej. Tego nie wie nikt. Nic nie można zrobić. Totalnie nic. Ludzie boją się wychodzić z domów, a co gorsza – boją się oddychać. Zwyczajne zakupy spożywcze urastają do rangi odważnego czynu. W sklepach ludzie zachowują odległość między sobą, noszą ochronne rękawiczki i maski. Wykupują papier toaletowy, jakby pierwszy raz w życiu zrozumieli, iż należy się podcierać. Panika ogarnęła każdego mieszkańca kuli ziemskiej.
Gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla Alisy i Artura? Pan młody czuje się totalnie bezradny, ale nie przeżywa tego tak bardzo jak Alisa. Ona siedzi skulona z rozpaczy, z nerwów boli ją brzuch. Dziewczyna nie wie, gdzie ma schować ten swój cały stres. Oby tylko nie nabawiła się wrzodów żołądka, bo przecież i tak nie będzie miała gdzie się teraz leczyć. Patrzy na swojego narzeczonego. Od siedmiu dni siedzi z nim w domu i zamiast myśleć o białej sukni, która wisi w szafie, zastanawia się, jak po cichu go zamordować. Dopiero teraz doskonale poznała jego trudne cechy charakteru. A to przecież dopiero początek. Zastanawia się, czy kiedyś w ogóle to się skończy i czy skończy się to szczęśliwie dla ich związku. Ponoć w Chinach, gdzie wirus powoli ustępuje, zaczyna się lawina rozwodów.
A przecież chciała być tylko szczęśliwa. Chciała tylko mieć swoje wymarzone przyjęcie. Chcieć to móc – zawsze mawiała. Była pewna siebie. Przygotowała wszystko z precyzją, dopilnowała każdego szczegółu. Była z siebie taka dumna, a tu nagle coś takiego.
Po chwili dzwoni telefon. To ktoś z pałacu, w którym miała mieć swój ślub.
– Niestety, nie wiemy, co z państwa przyjęciem. Proponujemy następny wolny termin pod koniec grudnia.
– Co?
– Bardzo nam przykro… Proszę się szybko decydować, bo chętnych jest wielu. Urząd wstrzymał możliwość udzielania ślubów, bezterminowo. Jednak głęboko wierzymy, że w grudniu sytuacja będzie na tyle opanowana, iż będziecie państwo już mogli bez problemów zdecydować się na uroczystość.
Koniec rozmowy. Ale nie koniec atrakcji, bo po chwili Alisa dostaje wiadomość z pracy, że nie mają możliwości wysłania jej zaległej pensji, gdyż sytuacja w kraju jest, jaka jest, i wszyscy pracują zdalnie.
– Płatności na ten moment zostały wstrzymane. Przykro mi, ale nie jest pani jedyną osobą, której nie możemy pomóc.
Dostanie przelew niebawem. Postarają się zrobić to szybko. Ale kiedy? Nie wiadomo… Klnie pod nosem, a w jej głowie aż buzuje od nadmiaru złych informacji.
Za co będę żyć…? Jezu.
Czy ślub się odbędzie…?
Kiedy…?
Czy w ogóle powinnam myśleć o ślubie w tym momencie?
Jestem egoistką!
Wstyd mi!
A co, jeśli się zarażę…?
A co, jeśli zarażę bliskich?
Czy wszyscy przeżyją…?
Jezu.
Tego wszystkiego jest tak dużo. Za dużo, by to przeżyć i nie zwariować! Pragnęła mieć tylko piękny ślub, a teraz nawet nie wie, jak będzie wyglądał świat. Potem otwiera w internecie stronę z najnowszymi wiadomościami i czyta przerażający wpis dotyczący jednego z włoskich miast. Tam sytuacja jest najgorsza.
„W Bergamo nie ma już trumien.
W Bergamo nie ma już tlenu.
W Bergamo, poza cmentarzem, jest rząd karawanów.
W Bergamo co pół godziny odbywa się pochówek. Tracisz kogoś, kogo kochasz i nie możesz nawet pożegnać się z nim po raz ostatni.
Na cmentarzu szukamy wsparcia, patrząc sobie w oczy.
My, inni ludzie, ostatnio widzimy tylko oczy, ponieważ nos i usta są zakryte maską.
W Bergamo nie widać już uśmiechów.
Żyjemy w dziwnej równowadze od 3 tygodni: z jednej strony siła natury, która chce nas załamać, z drugiej ta z Bergamo, jeszcze silniejsza, która chce zacząć od nowa.
Dni są nieskończone, nieprzespane noce. Każdy zamyślony: młodzi ludzie myślą o dziadkach, dziadkowie myślą o wnukach, przedsiębiorcy myślą o tym, jak płacić płace, wszyscy marzymy o normalności.
Nie wiem, kiedy ta normalność powróci, ale na pewno świetnie będzie znaleźć nas w centrum i wreszcie zobaczyć, jak się uśmiechamy.”*
------------------------------------------------------------------------
* https://gloria.tv/?post=sgBFHzNmEqP44Qhyb3YAocYEi (dostęp: 31.07.2020)
Łzy płyną jej ciurkiem. Wie, że to będzie bardzo ciężki okres w jej życiu. Zresztą, nie tylko w jej, a w egzystencji całego świata. Czasem naprawdę trudno poradzić sobie z tym, na co nie ma się wpływu. Prawdę mówiąc, czasem lepiej nie patrzeć w przyszłość. Lepiej żyć chwilą i cieszyć się nią do końca, bo życie potrafi naprawdę zaskoczyć, a uczucia nie znoszą planowania. Los i tak połączy zawsze to, co ma być razem, ale nie zawsze zgodnie z naszymi założeniami.
Alisa głęboko wzdycha i wciąż płacze. Zdaje sobie sprawę, że przecież nie jest w tym sama. Może i życie czasem dawało jej znać, że byłoby o wiele prościej, gdyby Artura nie było. Nieraz był przecież przyczyną jej ogromnych frustracji, często wkurzał ją do granic możliwości, ale zawsze był i będzie. Obiecał. Chociaż czasem myślała, by uciec i snuła wizje życia w pojedynkę, bez znoszenia krytyki, ciągłego tłumaczenia się i bycia przez niego opieprzaną. Czasem też po prostu chciała pobyć sama w ciszy, którą tak bardzo lubiła, a on wtedy gderał bez opamiętania. Ale, choć wciąż ma w oczach łzy, zaczyna się uśmiechać. Zdaje sobie sprawę, że ta tragikomiczna sytuacja to solidny egzamin ze związku. Jeśli ją przetrwają, to przetrwają już wszystko. Razem.
Mieć siebie, to mieć wszystko.Rozdział 1
Brak śniegu tej zimy był przyjemnym zaskoczeniem dla większości warszawiaków. Bywały przecież lata, gdy nie dało się wyjść z domu bez założenia dwóch par rajstop, a palce u stóp i tak przymarzały do butów, taki był mróz. Tym razem było inaczej. Pierwszy raz termometr w mieście nie wskazywał mniej niż zero. Czasem tylko w nocy zdarzało się, że pojawił się ten minus, ale zaraz nad ranem znikał bardzo szybko. Wszyscy mówili, że świat się zmienia. Faktycznie. Nie mylili się.
Dochodziła północ. Za oknem wiał chłodny wiatr, który rozbijał się z hukiem o uchylone okno w salonie. Kołysał nim tak natarczywie, że Alisa nie mogła znieść hałasu i poderwała się z kanapy, by je zamknąć. Potem wróciła na kanapę, ale nie mogła zasnąć. Właściwie nigdy nie kładła się do łóżka szybciej niż o pierwszej, bo wcześniej, mimo że zamykała oczy i układała głowę na poduszce, sen nie przychodził. Słyszała, jak zegar odliczał kolejne bezsenne godziny. Tak już miała i była przyzwyczajona. Wieczorami bardzo często wybierała relaks na kanapie po ciężkim dniu pracy. Włączała telewizor i nalewała sobie lamkę białego słodkiego wina. Kiedy miała gorszy dzień, sięgała po coś mocniejszego, zwykle whisky o smaku wiśni rozcieńczone colą zero. Tak było i tego wieczoru. W telewizji leciały powtórki programów rozrywkowych, ale wolała coś bardziej miłego, więc zmieniła kanał i z ekranu popłynął relaksujący jazz. Muzyka wypełniła cały pokój, pobudzając zmysły dziewczyny. Po chwili porwała ją do tańca. Alisa miała jędrne, ale niemuskularne ciało. Po prostu dbała o nie, regularnie ćwicząc w śmiesznym uniformie podczas modnych treningów EMS. Nie każda muzyka docierała do serca dziewczyny, ale gdy tak właśnie się działo, na jej skórze pojawiała się gęsia skóra, a ciało przeszywał dreszcz. Czuła się tak, jakby chciała scalić się z głosem, który rozbrzmiewał w głośnikach. Był niezwykle przejmujący. A jej piersi, które sterczały pod ubraniem… One również uwielbiały jazz.
Alisa miała proste włosy do ramion. Wyglądały na dość sztywne, ale w rzeczywistości były bardzo miękkie. Dziewczyna dbała o nie, stosując różne zabiegi kosmetyczne. Włosy to była jej wielka słabość. Dotknęła je ręką i wsunęła palce w gęstą czuprynę, po czym westchnęła i zaczęła kołysać się w rytm muzyki. Nagle z kieliszka, który trzymała w dłoni, wylała się na dywan odrobina zawartości. Dziewczyna pobiegła do kuchni po ścierkę i rozchichotana zaczęła wycierać plamę. Potem znów sięgnęła po kieliszek. Zakręciło się jej w głowie, ale przecież właśnie o to chodziło. Ubóstwiała ten stan, ale jeszcze bardziej lubiła doprawić to wszystko buchem prosto z bonga, bo marihuany z fifki palić nie potrafiła. Objęła ustami otwór i podpalając zapalniczką miejsce, które nabiła wcześniej ziołem, zaczęła napełniać płuca białymi kłębami dymu, by po chwili wypuścić z nich to, czym przed chwilą się zaciągnęła. Gdy obie substancje połączyły się w jedność, a w jej żyłach buzowało od nadmiaru odurzenia, poszła do łazienki. Zaczęła ściągać z siebie czarną koszulkę z jedwabiu, rzuciła ją na podłogę i weszła pod prysznic. Chwyciła srebrną słuchawkę i oblała kropelkami nagie ciało i włosy. Zimna woda sprawiła, że na jej skórze pojawiła się gęsia skórka, więc szybko zaczęła się masować, by zrobiło jej się ciepło, ale zamiast tego poczuła, że ten dotyk sprawił jej niezamierzoną przyjemność.
– Ach… – jęknęła głośno, gdy jej ręka powędrowała płynnym ruchem po piersi i znalazła się nagle między jej nogami.
Przełączyła słuchawkę od prysznica na tryb z jednym silnym strumieniem pośrodku i gdy woda zrobiła się cieplejsza, skierowała ją w stronę swojej łechtaczki. Gęsia skórka nie chciała zniknąć. Tym razem pojawiła się dosłownie wszędzie. Seksualne doznania po paleniu marihuany były dla Alisy czymś, co ubóstwiała najbardziej. Nie dało się tego porównać z niczym innym. W momencie, gdy strumień wody pieścił jej łechtaczkę, usłyszała szarpnięcie za klamkę. Aż krzyknęła z przerażenia.
– Jezu! – Poślizgnęła się i upadła, wypuszczając słuchawkę z ręki. No co za pech, zabrakło dosłownie kilku sekund, żeby miała orgazm. Tymczasem przed jej oczami ukazał się mężczyzna o ciemnej oliwkowej karnacji i zaroście na twarzy. Niestety, tylko tyle zdołała zobaczyć, bo szyby prysznica były mocno zaparowane. Nagle oblał ją zimny pot i poczuła dreszcz, wywołany wstydem i przerażeniem.
– Pomóc ci? – mężczyzna odezwał się po chwili. Oczy Alisy rozszerzyły się ze zdumienia, gdy skupiła wzrok na postaci.
– Kim jesteś? Co tu robisz? Jezu, nie rób mi krzywdy! Wyjdź! Aaaa! – zaczęła krzyczeć z przerażenia.
Mężczyzna podszedł do szklanych drzwiczek i uchylił je powoli. Alisa siedziała skulona w rogu, a strużki wody z jej włosów kapały na jej sterczący biust.
– Skoro tu już jestem, to może się przedstawię. Michael. – Podał jej dłoń, za którą chwyciła bez wahania.
– Skrzywdzisz mnie? – zapytała.
– Jeśli tego właśnie chcesz, to tak.
– Nie chcę! Bez przesady.
– No to nie.
– Słaby z ciebie złoczyńca.
– Zamknij się i chodź. Zapraszam cię do sypialni.
Mężczyzna wziął ją na ręce, była mokra, drżąca. A on? Położył ją na łóżku, przewrócił na brzuch i dał jej mocnego klapsa w pośladek.
– Słabo…
– Jak to słabo? Chcesz mocniej? – głos mężczyzny zabrzmiał w uszach kobiety.
– Tak! – roześmiała się, machając energicznie nogami, jakby chciała się uwolnić z jego uścisku.
– Proszę się nie cieszyć, bo tym razem będzie cię naprawdę boleć. A poza tym, mała, nie wierć się! – Tym razem klaps był tak mocny, że jego ręka zostawiła czerwony ślad na jej pupie.
– Auuu – jęknęła Alisa.
Mężczyzna zapalił stojącą koło telewizora świecę.
– Czy nie za bardzo się rządzisz w moim domu? – zapytała, zasłaniając dłonią usta, by ukryć śmiech.
– Cisza! – odpowiedział, robiąc groźną minę, a następnie złapał jej rękę i oderwał od jej ust.
– Jesteś bardzo niekulturalnym nieznajomym. To nie jest miłe, co robisz. Puść mnie!
– Doskonale wiem, że takie panienki jak ty lubią, kiedy je boli…. A niekulturalny to mogę być zaraz, gdy cię zerżnę.
– Nie zapytasz nawet, jak mam na imię? Nie chcesz wiedzieć, kogo będziesz bzykać?
– Nie interesuje mnie to – odparł szybko, po czym podszedł do niej, po drodze wyciągając z szafy oliwkę. Nalał ją na dłoń i przesunął mokrą ręką po swoim nabrzmiałym członku, patrząc jej głęboko w oczy. Alkohol wypełnił mózg Alisy. Czuła się podniecona jeszcze bardziej niż chwilę wcześniej. Następnie nieznajomy wepchnął rękę pomiędzy jej rozchylone nogi i przycisnął palec do jej napuchniętej łechtaczki, ukrytej pomiędzy fałdami cipki. W drugiej ręce trzymał swojego penisa, którym rytmicznie ruszał w górę i w dół. Jej cipka była bardzo wilgotna, wręcz mokra. Sprawiło to, że mężczyzna nabrał jeszcze większej ochoty, by wejść w ciało kobiety. Ale na razie pieścił jej łechtaczkę, a Alisa jęczała z rozkoszy. Po chwili przechyliła miednicę w górę, aprobując jego dotyk jeszcze bardziej.
– Dobrze, że zamknęłaś okno, bo sąsiedzi już by u nas byli ze skargami. Jestem tego pewien – powiedział mężczyzna.
– Ha, ha – zaczęła się śmiać i zamknęła oczy. Mężczyzna wykorzystał sytuację i obrócił ją jednym ruchem, po czym podkulił jej nogi pod brzuch. – Ała! – pisnęła.
– Będziesz robić, co ci każę!
Ponownie przesunął palcami po jej cipce i tyłku. Uklęknął i zaczął lizać ją od tyłu. Gdy to robił, Alisa wydała z siebie jeszcze głośniejszy jęk niż wcześniej. Przycisnęła się do jego języka, wyginając plecy, aby mężczyzna mógł mieć lepszy dostęp do cipki. Jej oddech nabrał tempa. Słychać było, że sprawia jej to ogromną przyjemność. Następnie mężczyzna dołączył do języka dwa palce.
Chociaż lizanie jej cipki było dla niej nieco niezręczne, było po prostu niesamowite. Nadal to robił, wsuwając w nią palec lub dwa. Nagle Alisa zaczęła szarpać biodrami, próbując zachować ciszę, gdy w jej ciało uderzył gorący orgazm. Wtedy mężczyzna szybko wsadził w jej pochwę penisa, by po paru ruchach wypełnić ją swoją spermą.
– Ach… – westchnęła, nie ruszając się z pozycji, w której leżała.
– A ty tak długo będziesz? – zapytał.
– Tylko mnie, kurwa, teraz nie dotykaj! Muszę swoje odczekać i przeżyć.
– Przecież wiem, znam cię już 9 lat.
– Jesteśmy popierdoleni, ale kurwa, uwielbiam odgrywać z tobą takie scenki.
– Ale jutro przychodzi Vanessa. Nie ma tak, że ciągle tylko ty masz przyjemności – roześmiał się Artur do swojej kobiety.
– No dobra… Niech i tak już będzie. – Alisa wstała i poszła do łazienki, by znów opłukać ciało i obmyć się z białej cieczy, cieknącej po jej udach.
Gdy skończyła, zarzuciła na siebie miękki szlafrok i wyszła, a po drodze spotkała Artura, który szedł do kuchni.
– A ty dokąd? To nie idziemy spać? – zapytała.
– Spać? Chyba zwariowałaś. Muszę przecież coś zjeść. Wymęczyłaś mnie do reszty.
– Ha, ha! Artur, tak się składa, że to mnie schwytał zboczony nieznajomy, nie na odwrót.
– Tak… Tylko ciekawe, czyj to był pomysł?
– Nie będę się z tobą kłócić. Lepiej powiedz, co będziemy jedli.
– A, czyli dołączasz do uczty?
– Chyba kpisz? Nie będę spać, gdy ty będziesz obżerać się pysznościami.
– Tak właśnie podejrzewałem, że nie opuścisz mnie tak szybko. To co, może carbonara? Dawno nie jedliśmy. Mam na to straszną ochotę. Tylko czekaj, sprawdzę, czy mamy wszystkie składniki w lodówce. Oby! Niestety, o tej godzinie to chyba tylko czynny jest nocny, a tam boczku i pietruszki nie kupię – Artur otworzył lodówkę i przeszukał jej zawartość.
– O rany, czytasz w moich myślach. Moja dupa tego nie przeżyje, ale nie umiem ci odmówić.
– Widzisz, jak cię znam?
– Doskonale! A jak ze składnikami? – Złożyła ręce, jakby chciała się pomodlić i czekała na odpowiedź swojego mężczyzny.
– Mamy fart! Wszystko jest. Nawet, o dziwo, parmezan się znalazł.
– Z dobrą datą?
– Chyba…
– Chyba czy na pewno? Daj mi to. – Wyrwała z jego rąk ser i zaczęła czytać etykietę.
– O kurde, żebyś ty taka groźna była w łóżku i łapczywa jak jesteś do żarcia, to bym był najszczęśliwszym facetem na ziemi.
– Spadaj! Nie narzekaj, bo tego co masz w domu, nie ma nikt!
– No ja mam, kurwa, nadzieję, że jesteś tylko moja!
– Pierścionka nie mam, więc rezerwacji jeszcze nie dokonałeś.
– Bardzo śmieszne. A co z tym serem?
– Szybka zmiana tematu, widzę. Dobry, proszę pana Michaela.
– Super. W takim razie zabieram się za gotowanie.
Alisa stanęła przy kuchence i przyglądając się, jak Artur gotuje, podkradała mu składniki. Uśmiechała się promiennie. Czuła w sercu spokój. Była naprawdę szczęśliwa. To był naprawdę udany wieczór. Zresztą, nie pierwszy i nie ostatni tego typu.
Następny poranek zaczął się dla dziewczyny wczesną pobudką. Dźwięk telefonu wyrwał ją ze snu tuż po godzinie 8:00. Wygrzebała spod poduszki komórkę i zaspana przyłożyła ją po omacku do ucha.
– Halo…
– Halo? Alisa, jesteś tam? – Głos w słuchawce wydawał się dziewczynie mocno znajomy, ale była jeszcze w fazie rozbudzania umysłu i w pierwszej chwili go nie rozpoznała.
– No, jak słychać, jestem. A kto tam? – Jej zachrypnięty głos z trudem dało się zrozumieć.
– Matko, Alisa, nie załamuj mnie… Piłaś coś wczoraj, prawda?
– No cóż. To może być całkiem możliwe. A co?
– To ja, Olka. Może mnie kojarzysz? Przyjaźnimy się od czasów gimnazjum.
– Przecież wiem.
– To po co pytałaś?
– A tego to już akurat nie wiem.
– Wiesz, jesteś niemożliwa!
– A daj mi spokój! Ledwo żyję. Artur mnie wczoraj tak wymęczył. Chyba nie wstanę nawet zrobić siku. Boli mnie całe krocze.
– Ja nie wiem, jak ty to robisz. Po tylu latach związku…
– Ach… Ola, to proste. Wystarczy być kreatywnym. A ty to nawet w domu wibratora nie masz. Ale spokojnie, niedługo zbliżają się twoje urodziny…
– A weź, spadaj! Nie chcę.
– Uwierz mi, że chcesz. Ostatnio odkryłam coś, co uważam, że powinna mieć każda kobieta w swojej szafie, szufladzie czy w tajnym pudełeczku. Nie wiem, gdzie trzymają to inne baby. Dobra, nieważne, słuchaj. Wystarczyło, że pokazałam Arturowi zdjęcie tego cuda i już następnego dnia przeżyłam najlepszy orgazm życia…
– Co ty mówisz…? Lepszy niż z facetem?
– No cóż… Artur zabrania mi już tego używać, bo jest zwyczajnie zazdrosny. Potrafię zabawiać się tym małym urządzeniem parę razy dziennie, a później wieczorem nie mam już na nic siły.
– Fuj! Alisa, nie chcę tego słuchać.
– No dobra, spokojnie, filmiku nie będę ci wysyłać. Ale nie uwierzę, że jesteś taką grzeczną i bezgrzeszną panienką. Dostaniesz w prezencie to cudo i już.
– A co to jest właściwie? Pytam z ciekawości.
– Jasne, jasne! To taki wibrator, oczywiście, ale nie zwyczajny! Nowoczesny! Oprócz wibrującej części dopochwowej ma też świetną końcówkę z technologią łagodnych fal ssących. Mówię ci, odlecisz do innego świata w dwie minuty maksymalnie!
– Dobra, Alisa… Właściwie to dzwonię ci powiedzieć, że wibrator nie będzie mi już potrzebny.
– Co? Jezu! – Dziewczyna podniosła się z łóżka i dopiero wtedy zorientowała się, że Artura nie ma w mieszkaniu. Wypowiedź Oli była jednak w tym momencie dla niej dużo bardziej zaskakująca i ciekawsza niż szukanie odpowiedzi na pytanie: „Gdzie jest mój chłopak?”.
To, że Alisa zareagowała w ten, a nie inny sposób, mogłoby się z początku wydawać śmieszne, a jej zdziwienie bezpodstawne. Przyjaciółka prawdopodobnie chciała jej oznajmić, że znalazła sobie faceta. Jednak historia Olki nie należała do tych z kategorii błahych. Aby to zrozumieć, trzeba cofnąć się o parę miesięcy, a właściwie – nawet parę lat.
Ponad pięć lat temu, podczas studiów na wydziale polonistyki, Aleksandra poznała Karola. Już od pierwszego spotkania było czuć, iż narodzi się między nimi głębsze uczucie. Zawsze, kiedy się widzieli, ich dusze się rozpromieniały, a serca biły mocniej. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Tak właśnie im się wydawało. Było uroczo, wręcz malowniczo i pięknie. W końcu ich studenckie spotkania przeistoczyły się w pełnoprawny związek. Po krótkim czasie zamieszkali w małej miejscowości pod Warszawą, w domu, na który wzięli wspólny kredyt. Żyli w tej romantycznej aurze przez rok, aż pewnego pięknego dnia Ola pokazała swojemu mężczyźnie biały plastikowy przedmiot z dwoma czerwonymi kreskami. Po niespełna ośmiu miesiącach na świat przyszedł Ignaś – ich syn.
Nikt nie spodziewał się tego, że to właśnie będzie początek upadku ich idealnego życia. Miało być przecież jeszcze lepiej. Jednak życie potoczyło się w innym kierunku niż spodziewała się dziewczyna. Karol nie miał ochoty zajmować się swym potomkiem. Raczej go unikał. Pod pretekstem delegacji wyjeżdżał, byleby tylko nie musieć podcierać małemu tyłka czy wstawać do niego w nocy, gdy zapłakał. Jedyne, na co Ola nie musiała narzekać, to były pieniądze. Karol, dzięki Bogu, przynosił kasy dość sporo, choć nie zawsze były to pieniądze legalnie zarobione. A zresztą, kto w tych czasach chce dzielić się z państwem prawie połową swojej pensji? Bo w sumie tyle wychodzi: 23 procent VAT-u i 19 procent podatku dochodowego – jeśli jest liniowy. Nie zapominajmy też o składkach na ZUS, które nie są niskie. Jeśli ktoś, tak jak Karol, ma własną firmę, to haruje jak wół, a zarabia jak osioł. Wracając jednak do postawy Karola wobec ojcostwa, trudno się dziwić Oli, że było jej naprawdę ciężko. Prawda jest taka, że mogła w tym związku liczyć tylko na siebie. Dzięki Bogu, miała również kochającą matkę, która raz na jakiś czas zabierała Ignasia na noc.
Mimo wszystko Aleksandra naprawdę starała się utrzymać dobre relacje z partnerem. Dbała o to, żeby nie kłócić się z nim i nie robić mu awantur o byle co, nie strzelać fochów i nie zabraniać mu wyjeżdżać, chociaż rozpacz zabijała ją od środka. Chciała jak najlepiej dla swojego syna, zapominając o swojej dumie. Niestety, zaczęło to mieć negatywny wpływ na jej samopoczucie i wygląd. Przestała dbać o siebie tak, jak dbała wcześniej, a Karol nie omieszkał tego nie zauważyć i dogryzał jej tekstami typu: „I tak mnie nigdy nie zostawisz, bo kto by niby cię chciał?” Po kilkunastu miesiącach walki o normalność, gdy Ignacy miał już półtora roku, pewnej nocy miarka się przelała.
Był maj. Karol nie wiedział, że to, co się wydarzy, będzie miało ogromne skutki na jego całą przyszłość. Po wieczornej sprzeczce, którą rzecz jasna sprowokował on sam, wyszedł, trzaskając drzwiami, i wsiadł na rower. Pojechał na wódkę do przyjaciela, który mieszkał niedaleko. Chciał przy paru głębszych rozładować napięcie po awanturze z Aleksandrą. Kiedy wypili już z przyjacielem wszystko, co mieli, postanowili ruszyć na rowerach w miasto, w poszukiwaniu przygód. Niestety, rozum Karola został tak przyćmiony alkoholem, że jego wycieczka skończyła się wypadkiem. W ciężkim stanie trafił do szpitala, gdzie z trudem go odratowano.
Aleksandra niewiele zrozumiała z tego, co powiedział jej lekarz. Jednak zapamiętała jedno: znacząco uszkodzony płat czołowy, co może mieć straszne konsekwencje. Lekarz poinformował ją, że wielką rolę przy kontroli naszych emocji odgrywa rejon przedczołowy, to on jest odpowiedzialny za nawet najbardziej złożone zachowania. Ostrzegł ją również, że niestety, ale prawdopodobnie szybko zauważy znaczące zmiany w zachowaniu Karola. Może stać się jeszcze bardziej wulgarny, porywczy, a nawet agresywny. Po tych słowach pocieszająco poklepał ją po ramieniu i powiedział, że mogło być gorzej, ponieważ poważne uszkodzenia mózgu często prowadzą do śpiączki lub śmierci, a ten pacjent żyje.
To był kolejny cios. Przychodziła do Karola codziennie. Gdy wreszcie odzyskał po kilkunastu dniach świadomość, usłyszała z jego ust coś strasznego:
– Nienawidzę cię! To wszystko przez ciebie, ty kurwo! Mogłaś sama zająć się dzieckiem, a nie pierdolić mi od rzeczy. Jak tylko stąd wyjdę, to cię zabiję, rozumiesz?! Zabiję i zakopię w ogrodzie. Nikt i tak nie będzie cię szukać.
Aleksandra poczuła mocne ukłucie w brzuchu. Ból był nie do zniesienia. Pochodził nie z żołądka, a raczej z jej strachu przed tym, jak dalej będzie wyglądać jej życie. Zwłaszcza, a może i przede wszystkim dlatego, że była w pierwszym miesiącu ciąży.
Całe szczęście, Ola nie należała do głupich kobiet. Jej synapsy w mózgu działały jeszcze sprawnie, chociaż – jak wiadomo – kobiety w ciąży często mają zachwiany ogląd rzeczywistości. Potrafią czasem myśleć o zupełnie abstrakcyjnych rzeczach, a zapomnieć, jak się nazywają albo dlaczego niebo ma niebieski kolor. Cóż, to urocze, ale bywa mocno problematyczne właśnie w takich momentach, gdy chodzi o ich dalsze życie. Jednak nad Aleksandrą czuwały jakieś dobre moce, a może anioły. W porę postanowiła grubą kreską oddzielić swoje życie od życia Karola. Chciała go wymazać nie tylko ze swej pamięci, ale też z życia swoich dzieci, które były dla niej najważniejsze. Odeszła od niego. Powiedziała sobie, iż nigdy przenigdy już do niego nie wróci. Poprosiła nawet Alisę, by wybiła jej z głowy każdy pomysł powrotu, gdyby przypadkiem miała takie myśli.
Na szczęście nie było takiej potrzeby. Ola zamieszkała u swojej mamy. Zebrała się do kupy i ustabilizowała swoje życie na tyle, na ile potrafiła. Posłała Ignasia do żłobka, by móc samej w spokoju przetrwać okres, w którym się znalazła. Jej brzuch rósł…
Dlatego właśnie wiadomość, która usłyszała Alisa, że ciężarna Ola ma nowego partnera, była dla niej takim szokiem.Rozdział 2
Aleksandra jeszcze parę miesięcy temu, będąc w piątym miesiącu drugiej ciąży, przeżywała naprawdę ciężkie chwile. Nie dość, że miotały nią emocje spowodowane rozstaniem z ojcem dziecka, to jeszcze ten okropny stan błogosławiony wcale nie był dla niej przyjemny. Nienawidziła swojej ciąży. Czuła się w niej koszmarnie. Wymiotowała co dzień i mdliło ją, gdy tylko przechodziła obok lodówki. A zamiast przybierać na wadze, jak działo się poprzednim razem, dosłownie chudła w oczach. Cóż, samotna ciąża, bez wsparcia drugiej połówki, dla każdego prawdopodobnie byłaby ciężkim doświadczeniem. Nie wspominając o tym, że Ola miała pod opieką synka, który wkraczał w nieszczęsny okres buntu dwulatka. Objawiało się to między innymi tym, że na ścianie lądowały kanapki, które z takim sercem mu szykowała, wycinając kromki chleba w słoneczka i pieski z jego ulubionej bajki. Jedyną chwilę odpoczynku miała wtedy, gdy syn był w żłobku. Na szczęście nie protestował, gdy go tam zaprowadzała. Uwielbiał inne dzieci, dzielił się z nimi swoimi niespożytymi pokładami energii.
Niestety, były też dni, gdy Ola siedziała na podłodze i wylewała z siebie litry łez, nie wiedząc, co powinna ze sobą zrobić. Bała się o siebie, bała się o syna i o ten zarodek, który rosnął u niej w brzuchu. Z początku tak go nazywała, ale gdy wreszcie poczuła jego ruchy, zrozumiała, że ten mały brzdąc niczemu nie jest winien i musi go pokochać bezgranicznie. Od tamtego momentu tak się stało. Nie zmieniło to jednak faktu, że po prostu czuła się nieszczęśliwa i samotna.
Pewnego dnia, kiedy Tadzio lub Lucjan – bo tak właśnie miał nazywać się jej nienarodzony drugi syn – był już wielkości bakłażana, Aleksandra obudziła się kilka minut przed szóstą. Zbudził ją Ignaś, którego łóżeczko stało w jej pokoju. Chociaż dość długo wtulała głowę w poduszkę, udając, że nie słyszy jego wołania, syn nie dawał za wygraną i krzyczał coraz głośniej. W końcu była zmuszona się poddać i wstać. Nikt nigdy nie zrozumie bólu matki, jeśli matką nie zostanie. Jeśli dzwoni budzik, można go wyłączyć albo nawet wyrzucić przez okno. Dziecka się nie wyrzuci. Będzie krzyczeć do skutku, aż matka wstanie, choćby w tym czasie reszta społeczeństwa przekręcała się dopiero na drugi bok. Aleksandra podeszła do Ignacego i nachylając się nad nim, spojrzała w jego śliczne niebieskie oczy przepełnione miłością. Ten widok zawsze łagodził jej nerwy. Przytuliła chłopca, położyła obok siebie w łóżku i dała mu do zabawy książeczkę o smokach.
Ranek był wyjątkowo rześki, a mocne światło przebijające się przez częściowo zasłonięte żaluje zwiastowało, że nadchodzi uroczy dzień. Chociaż dla Aleksandry dni od pewnego czasu i tak wyglądały identycznie. Zlewały się ze sobą w niekończący się ciąg monotonnie szarej rutyny. Bywały dni, gdy marzyła o tym, by wrócić do biura i stać się przykładnym pracownikiem, który ślęczy przed komputerem 8 godzin dziennie, a w domu zastaje ciszę, spokój i odpoczynek. Zamiast tego Ola pracowała zdalnie z domu, gdy jej syn przebywał parę godzin w żłobku. Zresztą, nie miała od dłuższego czasu nawet siły na to, by przedostawać się na drugi koniec Warszawy do miejsca, w którym pracowała. Czekała przecież, aż wybuchnie i na świecie pojawi się kolejny członek rodziny, którego będzie musiała wykarmić.
.
.
.
...(fragment)...
Całość dostępna w wersji pełnej.