- W empik go
W mroku miasta. Cienie - ebook
W mroku miasta. Cienie - ebook
Cienie – II tom cyklu zatytułowanego W mroku miasta opowiadającego historię zawiłych losów nacji wampirów zwanej Rodzajem.
Podobnie jak pierwszy tom, Cienie to wielowątkowa powieść z plejadą wyrazistych postaci, której wartka akcja osadzona jest w realiach współczesnej Polski, a tym razem i Berlina. Śledzimy w niej dalsze losy Bogusława i Kaśki, Leona, Marka, Gośki, Chwalimira oraz pozostałych postaci znanych z pierwszego tomu. Poznajemy też nowych bohaterów jak choćby rozkoszną Zuzkę, krnąbrną Karinę czy bezpiecznego Krzysztofa.
Mroczny Świat wciąż skrywają cienie tajemniczości, ale ich trwałość zostaje zachwiana – w dobie demaskujących zdobyczy technicznych oraz światłych śmiertelnych Rodzajowi coraz trudniej ukryć swą odmienność. Świat nieumarłych i świat śmiertelnych stają na granicy jawnego konfliktu, kiedy IN NOMINE PATRIS wkracza na nowy obszar i zdobywa nowych sprzymierzeńców. W obliczu takiej perspektywy zdeterminowani Słowianie zawierają okupione krwią przymierze z dziką germańską nacją i zawiązują pakt z łowcami – nie ma bowiem takiej ofiary, której Rodzaj nie poniósłby, dla utrzymania swego istnienia w tajemnicy.
Na tym tle toczy się pełen zawirowań romans, którego główną postacią staje się uwikłana w skomplikowany trójkąt Gośka.
Gośka to atrakcyjna, niezależna dziewczyna od dawna lawirująca wśród grona adoratorów, którym nie zamierza dać szansy na trwały związek. Kiedy jednak poznaje Leona, a krótko po nim pojawia się Krzysztof, jednostajna codzienność singielki rozkręca się jak emocjonalna karuzela. Leon pociąga ją fizycznością i błyskotliwością, ale jest też nieobliczalny, pełen sprzeczności i skrywanych tajemnic – to intrygujący, budzący dreszczyk mężczyzna-cień. Krzysztof jest inny – tłumiący temperament i emocje, ale zarazem dobroduszny i pociągający bezpieczeństwem wydaje się kotwicą gwarantującą stabilną przyszłość. Obaj mężczyźni razem stanowiliby idealnego partnera, ale realny świat nie jest tak skonstruowany. Którego więc powinna wybrać? Pójść za głosem rozsądku i dawno sprecyzowanych priorytetów i z Krzysztofem wypłynąć na spokojne wody przewidywalnej codzienności? Czy jednak posłuchać głosu serca i z Leonem rzucić się w rwący nurt kapryśnej namiętności? A może porzucić obu?
Tak więc Cienie to opowieść o życiowych rozterkach ludzi i nieludzi, a wszystko na tle niezwykłych wydarzeń rozgrywających się na granicy dwóch światów. Książka w barwny i dynamiczny sposób splata w sobie romans, erotykę, powieść obyczajową, sensację i paranormal-fantasy. Intryguje, rozśmiesza i podnosi ciśnienie, dostarczając porządną dawkę rozrywki.
Jeśli zaintrygowała Cię spowita mgłą dziewczyna z okładki, która rzucając za siebie niepewne spojrzenie, stoi u wrót Mrocznego Świata, to wejdź na karty tej książki i poznaj jej historię.
Przeczytaj koniecznie i pamiętaj...WAMPIRY SĄ WŚRÓD NAS! ;)
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-621-9 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W pierwszej kolejności dziękuję moim czytelniczkom i czytelnikom, których dowody sympatii, doping i budujące komentarze po publikacji pierwszego tomu cyklu zagrzewały mnie do dalszej pracy.
Nadto podziękowania kieruję do moich najbliższych.
Dziękuję mojemu synowi, Kajetanowi, za słuszne sugestie, motywującą krytykę oraz dzielenie się wiedzą i czasem poświęconym na dopracowanie tekstu w detalach.
Dziękuję mojemu mężowi za zachętę, wiedzę niezbędną w szczególnych wątkach fabuły oraz wskazanie mi właściwego kierunku w kluczowych momentach.
Oczywiście dziękuję mojej córce – między innymi za cierpliwość przy ogarnianiu zawiłości technicznych oraz pomysłowość i determinację w promowaniu mojej twórczości.
Osobne podziękowania należą się szczególnym fankom cyklu i nieodzownym doradczyniom:
Grazikowi za jej wnikliwość, świetną znajomość polszczyzny oraz zasad pisowni i za konsultacje medyczne.
Mojej serdecznej przyjaciółce Bożence Powałowskiej z Chojny za bogactwo koncepcji i nadanie niezamierzonego, a jednak całkiem trafnego kształtu fabule Cieni, ale przede wszystkim dziękuję jej za oddanie i niezachwianą wiarę we mnie.
Obu dziewczynom zaś za żywotne zainteresowanie postępami w pracy nad tekstem.
Podziękowania kieruję też do dwóch wyjątkowych kobiet, którym Cienie zawdzięczają ciekawą oprawę:
Ani Tuziak – specjalistki od grafiki – za opracowanie projektu i wykonanie efektownej okładki oraz Pauliny Powałowskiej za użyczenie wizerunku.Prolog
W wietrzny i deszczowy listopadowy wieczór 1926 roku Leon Adamski wyszedł ze swojego mieszkania na warszawskiej Pradze. Ciemność (niezbędny element jego fachu) była mu bliska.
Nasunął na czoło rondo brązowego welurowego kapelusza i uniósł kołnierz prochowca. Nie powinien dać się zauważyć. Dyskrecja i czujność – nieodzowne cechy każdego włamywacza – były w nim tak zakorzenione, że nawet wychodząc po papierosy, wykonywał te dwa maskujące gesty.
Szedł zatęchłymi ulicami, na których niepodzielnie królująca nędza władała każdym zakątkiem tej podłej dzielnicy. To właśnie stąd pochodziły uliczne męty stolicy – żebracy, rzezimieszki, dziwki i złodzieje. Ta wylęgarnia ludzkich szumowin była też jego kolebką. Nikt nie dziwił się jego profesji, bo na Pradze mało kto znał przyzwoity czy uczciwy przepis na życie.
Dopóki, krążąc po dzielnicy z grupką takich jak on rzezimieszków, obrabiał z portfeli co zamożniejszych przechodniów, nie przypuszczał, że może się stąd wyrwać, ale gdy zrobił swój pierwszy prawdziwy skok – gdy obrabował bogatą willę na przedmieściach – otworzył oczy na lepszy świat. Też będę miał taki dom – zdawałoby się nieskomplikowana myśl, a jednak… Ale Leon był zawzięty; raz obrany cel przesłonił mu wszystko, dlatego zerwał z ferajną i rozpoczął solową karierę włamywacza-profesjonalisty.
Teraz, po pięciu latach, miał zgromadzony niezły kapitalik i jeszcze kilka lat, a uzbiera tyle, by wynieść się z tego parszywego miejsca. Rzuci tę profesję i stanie się praworządnym człowiekiem.
Na razie jednak musiał zaciskać pasa i mieszkać w odrażającej dzielnicy, a jedyną rzeczą, na którą Leon pozwalał sobie uszczknąć coś z kapitału, była schludna odzież. Żadne szaleństwo – ot niełatany garnitur, czysta koszula i czysty płaszcz.
Od lat nie miał nikogo, kto troszczyłby się o niego i o kogo sam musiałby się troszczyć. Matka i młodsza siostra zmarły na suchoty, ojca zaś, pijaka i kanalię, ostatni raz widział czternaście lat temu w swoje dziesiąte urodziny. Nie był nawet pewien, czy wyrodny rodzic wciąż żyje. Najprawdopodobniej zapił się na śmierć albo dostał nożem pod żebro w jakimś ciemnym zaułku. Tacy jak on z reguły kończyli w ten sposób, dlaczegóż więc jego ojciec nie miałby tak skończyć?
Pogoda była paskudna, ale nie dla Leona. Szedł na robotę, więc ulewny deszcz i zimny, porywisty wiatr, a wraz z nimi zamierający ruch uliczny, były mu na rękę. Czyżby wszystkie moce świata postanowiły stanąć dziś po stronie Leona Adamskiego? Dobrze – pomyślał, uśmiechając się pod nosem i skręcił w stronę Targówka.
– Szlag by…! A tak dobrze się zapowiadało – mruknął z irytacją, gdy uszedłszy zaledwie parę kroków, natknął się na mężczyznę, który wytoczył się z pobliskiej bramy zalany krwią.
Jakikolwiek incydent był diabelnie nie po jego myśli. Jeśli nie zdąży przed północą, może pożegnać się z tym skokiem – drugiej okazji nie będzie. Jednak mężczyzna ociekał krwią od brody aż po pas i pojękując, zbliżał się chwiejnym krokiem, nie dając Leonowi szansy, by się z tego wywinął. Chłopak stanął więc i spoglądając na zakrwawionego człowieka, spytał:
– Potrzebuje pan pomocy? Co się stało?
Nie było odpowiedzi, tylko szklisty, srebrzysty wzrok i ciało oparte o mur kamienicy w kuriozalnym półukłonie, przywołujące go gestem ręki.
Leon desperacko nie chciał się do niego zbliżać. Cholera, robota pójdzie w diabły i jeszcze zaplami mi ubranie – marudził w duchu. Nie mógł sobie pozwolić na kupno nowego, ale z drugiej strony czy mógł zignorować rannego, słaniającego się człowieka? Nie mógł, dlatego podszedł.
Mężczyzna uniósł się, chwycił Leona za ramię i wtedy wydarzenia potoczyły się lotem błyskawicy. Nim młody przestępca zdał sobie sprawę, że nie jest wybawcą a ofiarą, ostry ból przeszył go na wskroś, jego ciało zwiotczało, a słaniający się przed chwilą mężczyzna stał sprężysty i silny, trzymając go w żelaznym uścisku niczym szmacianego manekina. Potem była już tylko ciemność.
Kiedy się ocknął w odrapanej bramie nędznej kamienicy, wciąż była noc. A może znowu? Leon nie wiedział, ile czasu minęło od chwili, gdy stracił przytomność, wiedział jednak, że dzieje się coś osobliwego… arcydziwnego – piekący ból rozchodził się po jego ciele, docierając do każdej pojedynczej komórki, a zmysły szalały, przesadnie reagując na bodźce. Słyszał każdy szelest, widział każdy szczegół ohydnych murów bramy i obskurnej klatki schodowej, czuł najodleglejsze i najwątlejsze zapachy, ale przede wszystkim odczuwał nieodparty głód.
– Szlag… krwi? – wystękał zbolały. – Niemożliwe! – podpowiadał rozum.
Ale instynkt wiedział lepiej – jego ciało domagało się krwi. I to w najczystszej postaci. Nie miał pojęcia, jak go zaspokoić, ale… Znajdź żywiciela! Znajdź żywiciela! – krzyczał wewnętrzny głos. Inaczej skończysz marnie.
– Żywiciel w środku ulewnej nocy w obskurnej dzielnicy? Nic prostszego – burknął z sarkazmem i otrzepawszy dłońmi sponiewierane ubranie, wyszedł na deszcz.
Trzy bramy dalej dostrzegł majaczącą sylwetkę. Mimo wszystko los mu sprzyjał. Korpulentna, podstarzała dziwka wdzięczyła swoje nieapetyczne ciało. Jej niechlujny wygląd bardziej odstręczał, aniżeli wabił, ale Leon nie miał wyboru. Zresztą… przecież nie zamierzał jej pieprzyć. Pożywi się, a potem starannie wymyje twarz i zęby, by pozbyć się brudu i smrodu nieświeżości, będących jej atrybutami.
Zanurzył kły błyskawicznie, instynktownie znajdując najczulszy punkt na ludzkim ciele. Wampir?! – zawyła z przerażeniem jego podświadomość. Takiego typu przemiana się w nim dokonała? Ogarnęły go lęk i konsternacja i trudno było przewidzieć, które pierwsze zawładnie jego jaźnią.
Leon toczył wewnętrzną walkę na emocje, a tymczasem niechlujna dziwka zaczęła wiotczeć w jego ramionach. Odsunął się przerażony i spoglądając jej w oczy, beznamiętnym tonem zaczął kobietę uspokajać. Ku jego zdziwieniu wyraz zadowolenia i przyjemności zagościł na jej twarzy.
– Jasna cholera! To nie może być takie proste.
Ale nawet jeśli nie było to łatwe, instynkt samozachowawczy prowadził go pewnie i zdecydowanie.
I wtedy poczuł drugi głód… seksu.