W niewoli zmysłów - ebook
W niewoli zmysłów - ebook
Pewnego dnia do drzwi rezydencji Corda w Teksasie puka nieznajoma kobieta. Jest nią Zoe Warren, detektyw, która w ramach prowadzonego śledztwa przyjechała przesłuchać nieobecnego w tej chwili sąsiada. Cord nie może uwierzyć, że jego najbliższy przyjaciel znajduje się w kręgu podejrzanych. Chce wyciągnąć od Zoe jak najwięcej informacji, więc zaprasza ją na kolację. A na pożegnanie gorąco ją całuje. I odkrywa, że ta kobieta podnieca go jak żadna inna, nawet się o to nie starając...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7436-4 |
Rozmiar pliku: | 651 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie dość, że kazano jej przekazać wszystkie inne sprawy reszcie już tak przepracowanego zespołu, to jeszcze wysłano do jakiejś zapadłej dziury w okręgu Maverick.
Żywiołem detektyw Zoe Warren było miasto i na samą myśl o kowbojach i stadach bydła na otwartych pastwiskach dostawała swędzącej wysypki. Chociaż z drugiej strony, jazda do oddalonego o prawie pięćset kilometrów Royal była znacznie atrakcyjniejsza od kolejnej randki w ciemno zaaranżowanej przez czwórkę braci albo rodziców, którzy uważali, że muszą jej pomóc znaleźć partnera i się ustatkować.
A jeśli ona nie chce się ustatkować? Długo i ciężko pracowała na swoją pozycję w wydziale śledczym policji w Houston i właśnie teraz nareszcie zaczęła piąć się w górę. Miała dopiero trzydzieści lat i wiele planów oraz marzeń, które może spełnić jako wciąż zadowolona ze swojego stanu cywilnego singielka.
Pewnie, że kiedyś miło będzie wyjść za mąż i powiększyć grono Warrenów, ale nikt nie będzie jej dyktował, kiedy to ma nastąpić. A na pewno nie ukochana rodzinka.
Otaczający ją krajobraz urzekał surowym pięknem, lecz Zoe nie zapominała o śledztwie, które ją tu przywiodło. Miała wrażenie, że im więcej informacji zbierała o zamordowanym Vincencie Hammie, tym mniej wiedziała o nim samym. Odkrycie i zbadanie każdej króliczej nory w życiorysie ofiary stało się jej obsesją. Długa jazda to dobra okazja do zebrania myśli i przeanalizowania faktów.
Wszystko w tej sprawie wyglądało podejrzanie, po prostu śmierdziało. Ofiara najpierw udała się w niewiadomym kierunku, potem nie stawiła się w pracy, a ostatecznie, kiedy powódź ustąpiła, została znaleziona na terenie nowo powstającej siedziby Klubu Hodowców w Houston ze zmasakrowaną twarzą. Zabójca Hamma zadbał o to, aby nie można go było zidentyfikować, chociaż powódź też zrobiła swoje.
Zoe podniosła do ust butelkę z wodą i prychnęła z irytacją. Ani kropli. Na szczęście do Royal miała już niedaleko, tam uzupełni zapasy. Ale najpierw kurtuazyjna wizyta w biurze szeryfa.
Szeryf Nathan Battle osobiście pofatygował się do Houston, oferując pomoc w śledztwie. Ofiara była synem jego przyjaciela i Zoe spodziewała się, że będzie się wtrącał do wszystkiego i ich popędzał, lecz nic takiego się nie stało. Obiecał rodzinie Hamma znaleźć zabójcę, ale przestrzegał prawa i jego pomoc na miejscu mogła się okazać bezcenna. Zoe udało się przekonać szeryfa, że robi wszystko, co w jej mocy, aby mordercę spotkała kara, i była pewna, że zdobyła jego zaufanie. Podobał jej się. Nie był arogancki, tylko zdeterminowany. Szanowała to.
Około dziesięć minut później, korzystając z nawigacji w smartfonie – bez GPS-a nigdy nigdzie by nie trafiła, gdyż w przeciwieństwie do braci nie miała zmysłu orientacji w terenie – zatrzymała się przed biurem szeryfa. Trzy minuty później była już z powrotem w samochodzie. Okazało się, że szeryf wyjechał w teren, więc zostawiła wiadomość z prośbą o telefon.
Na nowo zaprogramowała GPS i pojechała do motelu na drugim końcu miasta, gdzie miała zarezerwowany pokój. Zameldowanie i rozpakowanie się zajęło jej niecałe dziesięć minut. Zadzwoniła do kolegów w Houston, oznajmiła, że dojechała szczęśliwie i zapytała, czy są jakieś nowe informacje. Potem wybrała się na spacer rozprostować nogi i rozejrzeć się po mieście.
O tej porze – późnym popołudniem – ulice były pełne przedsiębiorców, urzędników, matek z dziećmi i różnego rodzaju obiboków kręcących się bez określonego celu, lecz ogólnie miasto zrobiło na niej dobre wrażenie. Zawróciła i kiedy dochodziła do motelu, w jej kieszeni zabrzęczała komórka. Nathan Battle.
- Dziękuję, że pan dzwoni, szeryfie – powiedziała.
- Dziękuję, że pani wstąpiła do biura i dała znać, że już jest – odparł. – Chciałaby się pani zobaczyć ze mną?
- Może jutro po południu? – zaproponowała, robiąc w myślach szybki przegląd zajęć na jutrzejszy dzień.
W tle słuchać było szelest kartek, potem mruknięcie.
- Zgoda. Spotkajmy się w restauracji Royal Diner na kawę i kawałek pieroga o… - Szeryf zawiesił głos. - Trzecia?
Na wzmiankę o jedzeniu Zoe zaburczało w żołądku.
- Świetnie. Do zobaczenia.
W ten sposób rano zdąży pojechać na ranczo Stevensów i zadać kilka pytań. Może nawet więcej niż kilka. Krótka wiadomość na automatycznej sekretarce „Dzięki za nic, Hamm”, mówiła wiele, biorąc pod uwagę ton głosu i fakt, że Vincent Hamm zaginął mniej więcej w tym samym czasie. Udało się ustalić, że dzwoniącym był zamożny miejscowy ranczer Jesse Stevens. Jesse i Vincent byli kiedyś dobrymi znajomymi, lecz ich drogi się rozeszły. Dlaczego? Czy powód był aż tak ważki, aby Jesse chciał zabić byłego kolegę?
Jesse Stevens zajmował poczesne miejsce w społeczności Royal i udzielał się w miejscowym oddziale Klubu Hodowców. Fakt, iż ciało znaleziono właśnie na terenie nowej siedziby tej organizacji, mógł nie być przypadkowy. Na tym etapie śledztwa Zoe musiała brać pod uwagę każdy, nawet najmniejszy trop. Naciski ze strony głównego komendanta policji w Houston i burmistrza były silne, a dotychczasowe wyniki dochodzenia mierne.
Wczoraj bezpośredni szef Zoe wziął ją na stronę i zapytał, czy przypadkiem nie czuje się wypalona. Pytanie ją zelektryzowało. Wypalona? Przecież ostatnio żyje tylko i wyłącznie tą sprawą. Wypalona? Skądże? Niemniej przekaz był jasny: albo się wykażesz, albo odbierzemy ci śledztwo.
Po chwili namysłu Zoe zmieniła plany. Nie będzie czekała do jutra, pojedzie na ranczo Stevensów jeszcze dzisiaj. O tej porze roku słońce zachodzi o siódmej, więc ma jeszcze trzy godziny światła dziennego. Poza tym element zaskoczenia zadziała na jej korzyść. Włączyła aplikację GPS w telefonie, wpisała adres, potem wsiadła do samochodu, umieściła telefon w uchwycie zestawu głośnomówiącego i nacisnęła przycisk Start.
Jazda na położone za miastem ranczo zajęła jej więcej czasu, niż się spodziewała, lecz w końcu dotarła na miejsce. Zadowolona, że jednak udało jej się tu trafić, wbiegła po frontowych schodach do drzwi imponującego domu i zastukała. Kiedy nikt nie otwierał, zastukała ponownie.
Odczekała chwilę, zeszła ze schodów i przez boczne okno zajrzała do wnętrza domu. Pusto. Prychnęła z frustracją. Żałowała, że jednak nie zadzwoniła i nie uprzedziła o wizycie.
Przejrzała listę znajomych i współpracowników Stevensa, stwierdziła, że jeden z nich mieszka w sąsiedztwie i postanowiła go odwiedzić.
Tym razem szczęście jej sprzyjało. Drzwi otworzył wysoki mężczyzna w koszuli w kratę i nieskazitelnie białym podkoszulku. Uwagę Zoe przykuły jego niezwykłe oczy, jasnobrązowe ze złotymi refleksami, i wyraziste rysy twarzy złagodzone cieniem popołudniowego zarostu. W jego postawie było coś wilczego, jak gdyby zobaczył przed sobą potencjalną ofiarę. Mokre włosy ocierały się o kołnierzyk koszuli, zostawiając wilgotny ślad.
Zoe poczuła dreszcz pożądania. Wzięła głęboki oddech. Jej nozdrza wypełnił upajający męski zapach. Zmobilizowała całą samokontrolę, aby zdusić w sobie zmysłową reakcję na seksapil emanujący z nieznajomego.
- Czym mogę służyć?
Głos miał głęboki, silny i diabelnie seksowny.
- Detektyw Zoe Warren z Houston – przedstawiła się.
- Royal leży poza granicami waszej jurysdykcji.
Atawistyczne męskie zainteresowanie, jakie w pierwszej chwili zauważyła w jego oczach, znikło, a spojrzenie nabrało ostrości.
- Rozszerzyliśmy obszar, na którym prowadzimy śledztwo – odparła ostrożnie. – Chciałabym zadać panu kilka pytań, panie…?
- Cord Galicia – odparł mężczyzna i wyciągnął rękę.
Zoe zastanawiała się, czy odwzajemnić gest. Bała się reakcji na dotyk ranczera, skoro już sam jego wygląd wywołał w niej dreszcz podniecenia. Wzięła głęboki oddech i jednak uścisnęła podaną dłoń, dużą, mocną, szorstką od ciężkiej pracy.
Czy ten facet wszystko robi tak energicznie?
- Mogę wejść? – zapytała.
Udało jej się zapanować nad głosem, chociaż w środku trzęsła się jak nastolatka przed pierwszą randką.
Przez ułamek sekundy miała wrażenie, że Cord chce odmówić, lecz usunął się na bok, robiąc jej przejście, potem głośno zamknął drzwi. Nie dała się wyprowadzić równowagi. W swojej karierze miała już do czynienia z ludźmi jeszcze jawniej okazującymi niechęć do przedstawicieli organów ścigania.
- Podać pani coś do picia? – zapytał, prowadząc Zoe do ogromnego salonu.
- Szklankę wody. Dziękuję.
- Proszę usiąść – burknął i zniknął w drzwiach prowadzących prawdopodobnie do kuchni.
Zoe usiadła na wielkiej, obitej skórą kanapie. W mniejszym wnętrzu mebel dominowałby nad innymi, ale nie tutaj. Spojrzała w górę na belkowany sufit, potem na wysokie okna wychodzące na brukowany dziedziniec. Za nimi w dużych ceramicznych donicach rosły ozdobne krzewy, dalej połyskiwała tafla wody. Basen czy sadzawka?
- Proszę.
Cord Galicia stanął przed nią, trzymając w ręce oszronioną szklankę z wodą. Zoe wzięła ją od niego.
- Dziękuję.
Porusza się ze zręcznością dzikiego zwierzęcia, pomyślała. Niewielu ludziom udawało się zbliżyć do niej tak niepostrzeżenie.
Cord usiadł w drugim końcu kanapy.
- Chce mi pani zadać jakieś pytania. Słucham.
- Pana sąsiad, Jesse Stevens… Dobrze się znacie?
Wiedziała, że są najbliższymi przyjaciółmi, lecz chciała zobaczyć reakcję gospodarza na pytanie. Nie uszło jej uwadze, że słysząc to nazwisko, zesztywniał.
- Czego pani chce od niego?
- Proszę odpowiedzieć na pytanie.
- Jest moim sąsiadem. To oczywiste, że się znamy. Nie rozumiem jednak, co on ma wspólnego z jakimś śledztwem prowadzonym w Houston.
- Wykonuję swoją pracę – odparła Zoe z posępnym uśmiechem. – Proszę powiedzieć, jakim człowiekiem jest pan Stevens.
- Nie rozumiem.
- Łatwo wpada w gniew? Chowa urazy?
- Nie podoba mi się kierunek, w jakim zmierzają pani pytania. Jesse to przyzwoity facet i szanowany członek tutejszej społeczności. Obrała sobie pani za cel niewłaściwego człowieka.
Zoe postanowiła zmienić taktykę.
- Pamięta pan Vincenta Hamma?
- Owszem. Pochodzi stąd. Dorastaliśmy razem.
- Czy on i pan Stevens byli bliskimi przyjaciółmi?
Cord Galicia pokręcił głową.
- Nie powiedziałbym. Jesse go znał. Wszyscy się znaliśmy. To o niego chodzi? O Hamma? Żałowaliśmy, że umarł, ale nie powiem, aby specjalnie nam go brakowało. Od lat nie obracaliśmy się w tych samych kręgach. Jak już powiedziałem, jeśli chce pani wziąć w obroty Jessego, to popełnia pani błąd. Nie znam drugiego tak praworządnego i przyzwoitego człowieka jak on.
- Wybaczy pan, jeśli tak od razu nie uwierzę. Przekonałam się, że ludzie zawsze tak mówią, kiedy pyta się ich o kogoś, kogo, jak im się wydaje, dobrze znają.