W objęciach mafii - ebook
„Zagraj dla mnie, Juliet...”
Raz za razem szeptał mi do ucha te cztery słowa aż zapragnęłam tego, czego kiedyś się bałam. Takie proste żądanie od mojego porywacza – mężczyzny, który pozbawił mnie wolności i nie chciał mi powiedzieć, dlaczego to zrobił.
Byłam jego.
Sprawił, że potrzebowałam go, tak samo jak on potrzebował mnie. W ciągu dnia rządził swoim mrocznym, obskurnym światem. Swoimi poddanymi i mną. W nocy kłaniał mi się do stóp.
Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, co stało się ze złoczyńcami we wszystkich bajkach, które czytałaś?
Wkrótce się dowiesz.
TW: przemoc seksualna, przemoc psychiczna, znęcanie się
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-272-9355-8 |
| Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z wielką dumą składamy w Wasze ręce Falling For The Villain! Powiemy Wam coś zupełnie szczerze – gdy tylko wzięłyśmy się za pisanie, fabuła zaczęła zmierzać w szalonym kierunku i nie zdołałyśmy jej skierować na inne tory, mimo że całkowicie odbiegła od naszego planu (ale czy nie tak powstają najlepsze historie?).
To nie jest książka dla osób o słabych nerwach. Niektórzy mogą się przez nią poczuć nieswojo. Ale może właśnie tego Ci trzeba – wyjść ze strefy komfortu…
Zechcecie się z nami zabawić?
<3 buziaki i uściski
M. Robinson & RVDPROLOG
Juliet
Obecnie
„Zagraj dla mnie, Juliet”.
Te cztery słowa były pierwszymi, które do mnie wypowiedział. Niegdyś ich nie cierpiałam.
Każdej składającej się na nie litery.
Każdej sylaby.
Tych czterech słów wypowiedzianych jedno za drugim.
Aż któregoś dnia zaczęłam odliczać godziny do chwili, w której znów dla niego zagram. Niegdyś napawało mnie odrazą wszystko, co go dotyczyło – od jego ciemnych, niemal czarnych, odpychających oczu, które budziły strach, ilekroć wszedł do mojego pokoju, po głos – zarówno spokojny, jak i upiorny, gładki, ale też dominujący, elektryzujący i przerażający. Surowy. Zawsze wypowiadał słowa precyzyjnie i kategorycznie, czy kiedy bluzgał, czegoś żądał, rzucał nienawistne uwagi, beształ mnie, czy usiłował zadowolić.
Najbardziej nienawidziłam go za to, jak bardzo za jego sprawą zaczęłam łaknąć dotyku i tortur. Facet aurą przyciągał uwagę jak ja utworami, które dla niego grałam.
Wszystko dzieliła bardzo cienka granica.
Miłość i nienawiść.
Radość i smutek.
Anioła i diabła.
Niebo i piekło.
Świat, w którym się wychowałam, nie nauczył mnie różnicy między nimi. W nim zacierały się granice między wszystkim, a dobro zlewało się ze złem.
„Zagraj dla mnie, Juliet”.
Palce zadrżały na klawiszach w kolorze kości słoniowej. Pod moimi dłońmi znajdował się warty ponad sto tysięcy dolarów fortepian Steinway Alma Tadema.
Stojący za mną oszałamiająco przystojny mężczyzna był potężny.
W każdym budził zazdrość.
Strach.
Miał na sobie kosztowny garnitur i wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego. Patrzył w kierunku zaproszonych na ten wieczór gości.
Ubrana w dopasowaną, jedwabną, białą suknię grałam z przodu, na środku otwartej przestrzeni. Każdy mnie obserwował, gdy bezbłędnie przenosiłam palce z jednego klawisza na drugi, jakby zależało od tego moje życie.
Muzyka zawsze pozwalała mi uciec od świata. Fortepian był tylko kolejnym przedłużeniem mojej duszy, mojego serca, ciała. Znajdowałam schronienie wyłącznie w wibracjach klawiszy. Zdołałam wytrwać tak długo jedynie dzięki temu, że zatracałam się w symetrii.
Byłam jego lalką.
Zabawką.
Mógł ze mną zrobić, na co miał ochotę. Tak też czynił, i to często.
Włosy miałam upięte z tyłu. Zaledwie kilka delikatnych loków okalało moją twarz. Mój łobuz kochał piękno. Widział we mnie kolejną rzecz, z której posiadania był dumny. Dlatego postępował ze mną wedle swojego uznania. Wyznaczył mi zadanie polegające na zapewnieniu mu spokoju pomimo pojebanych czynów, których się na mnie dopuszczał.
Zawsze.
Chłonęłam niczym gąbka każdy okruszek uwagi, którą mi poświęcał.
Każdą pieszczotę.
Każdy posłany mi uśmiech.
– Graj – powtórzył drugi raz. Mocno nacisnął dłońmi na moje ramiona, gdy zaczęłam grać Reverie Debussy’ego i Thibaudeta.
Ludzie obserwowali mnie z zachwytem, gdy tańczyłam palcami po klawiszach, on zaś stał za mną dumny z kolejnego nabytku, kolejnego cennego przedmiotu w kolekcji.
Potraktował mnie jak piłkę w grze w jej podawanie, tylko zdecydował się nie wypuścić mnie z rąk. Stałam się jego własnością, pionkiem, uczestniczką niebezpiecznego wariantu zabawy w kotka i myszkę.
Ale w tej rozgrywce nie zostanie wyłoniony prawdziwy zwycięzca.
Kiedy się poznaliśmy, powiedział, że nie jest zdolny do odczuwania miłości.
– Nigdy cię nie pokocham. – Zacisnął zęby. – Mimo to nie miej najmniejszych wątpliwości, że twoje dni jako Juliet Sinacore dobiegły końca. Natomiast dopiero się zaczęły jako mojego zwierzaczka.
– Pięknie, Juliet. Zajebiście pięknie – powiedział ochryple do mojego ucha.
Piękna, ale nie złamana.
Zniosę okrucieństwo.
Chore, niebezpieczne gierki.
Świadomość, że do niego należę, że jest tak od zawsze.
Mogłam przetrwać wszystko z jego rąk. Nasza relacja uległa zmianie. Ewoluowała. Dalej w każdym znaczeniu tych słów byłam jego zwierzątkiem, a on był moim panem.
Ale go pokochałam.
A on pokochał mnie.
Zakochany łobuz…
Jest bardzo niebezpieczny.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Juliet
Początek
Pomrugałam gwałtownie, a potem otworzyłam oczy. Widziałam tylko ciemność.
Najczarniejszy. Nieprzenikniony. Mrok.
Ktoś założył mi opaskę na oczy. Związał dłonie za plecami i posadził nieprzytomną chyba na krześle z drewnianym siedziskiem. Poczułam powolne pulsowanie w skroniach i przypomniałam sobie, że zostałam czymś uderzona, gdy tylko weszłam na plażę. Byłam nad wodą z bratankiem Nazem, którym opiekowałam się w trakcie podróży poślubnej brata.
Gdzie on jest? Jego też porwali?
Szybko uległam panice. Próbując zwilżyć językiem zaklejone taśmą usta, poczułam metaliczny posmak krwi.
Zaskoczyło mnie to, dlatego usiadłam pospiesznie, przy czym rozległ się dźwięk fortepianu.
Posadzili mnie na instrumencie?
Nie zdołałam krzyknąć.
Ledwo udało mi się poruszyć.
Kto?
Co?
Gdzie?
W piersi poczułam ból. W głowie tłukły się myśli.
Czy to tak umrę? Siedząc na fortepianie?
Najbardziej na świecie lubiłam grać właśnie na tym instrumencie.
Przypomniałam sobie ostatnią rozmowę z bratem Romeem. Od lat błagałam, aby pozwolił mi wejść do rodzinnego biznesu, aż w końcu porozmawiał z ojcem, jednym z kapitanów przestępczej rodziny Sinacore. Wszyscy „mężczyźni” uznali jednak, że jestem zbyt młoda, zbyt niedoświadczona – zbyt niewinna.
Wykazałam się naiwnością.
Widzieli we mnie młodą kobietę.
Dziecko.
Tymczasem niemal od urodzenia poznawałam tajniki funkcjonowania zorganizowanej grupy przestępczej. Najbardziej ubódł mnie jednak inny powód.
Stwierdzili, że jestem za ładna.
Jakby się obawiali, że jakiś psychol wyryje swoje imię na moim policzku, na zawsze go naznaczając.
Brukając mnie.
Łamiąc.
Mieli rację?
Szamotałam się, usiłując się uwolnić.
Romeo na pewno bardzo się martwi.
Zacisnęłam powieki. Nie chciałam się rozpłakać. Dać im tej satysfakcji. Wyleję łzy po tym, gdy mnie ocalą, bo byłam pewna, że ktoś przyjdzie mi na ratunek. Podejrzewałam, że szuka mnie już połowa najpotężniejszych mężczyzn w Seattle.
Ta myśl zrodziła pewne pytanie: kto ma na tyle jaj, żeby mnie porwać?
Łzy popłynęły po moich policzkach.
Dalej słyszałam tylko ciszę.
Jebaniutka doprowadzała mnie do szału.
Może o to im chodziło.
Albo porwał mnie ktoś, kto pomyślał, że trafiła mu się niezła okazja, albo dopadł mnie ktoś bardziej przebiegły. Na tę myśl przeszedł mnie dreszcz. Za żołądek chwycił strach.
W końcu usłyszałam rozkaz wypowiedziany głębokim głosem.
– Zagraj dla mnie, Juliet.
Skąd wie, że potrafię grać?
Dźwięk jego głosu wywołał u mnie pewną reakcję, sprowokował do walki, a zwłaszcza sprzeciwienia się rozkazowi wydanemu przez osobę znajdującą się nieopodal. Na pewno wyglądałam żałośnie i miałam się oswobodzić dopiero, kiedy mnie rozwiąże. Świadomość tego faktu nie powstrzymała mnie jednak od szamotania się.
– Jeśli będziesz się tak wiercić, to tylko się potniesz, a ja już jestem niezadowolony, bo moi ludzie skaleczyli cię w skroń, z której pociekła krew. W twoim interesie leży, byś nie zrobiła sobie krzywdy. Dziś zabiłem już dwie osoby, które nie wykonały moich rozkazów.
Omal się nie zrzygałam.
Ucisk w żołądku się nasilił, gdy uzmysłowiłam sobie, że znalazłam się w naprawdę beznadziejnej sytuacji.
– Zdejmę opaskę, a potem odkleję taśmę. Nie wolno ci się ruszyć, bo jeszcze nie chcę ci zrobić krzywdy. Nie myśl sobie jednak, że nigdy cię to nie czeka.
Jeszcze?
Zdjął opaskę. Przez chwilę pożałowałam, że zobaczę mężczyznę, do którego należał ten przerażający głos.
Trudno było mi cokolwiek dostrzec ze względu na słabe oświetlenie. Ciekawe, czy przygasił światło z uwagi na mnie. Przerwał moje bezsensowne rozmyślanie, mocno odrywając taśmę od ust. Krzyknęłam z potwornego bólu. Natychmiast przestałam się łudzić, że to sen, i uzmysłowiłam sobie, że to koszmar.
– Co się mówi? – zapytał zachrypniętym głosem, gdy rozpaczliwie usiłowałam skupić się na nim, a nie na piekących ustach.
Od jak dawna tu jestem, skoro moje oczy nie mogą się przyzwyczaić do światła?
– Nie prosiłem, byś mnie o cokolwiek pytała, Juliet.
Powiedziałam to na głos?
– To co się mówi?
Zmrużyłam oczy, usiłując zobaczyć mężczyznę skrywającego się w cieniu. Nie widziałam jego twarzy, choć stał zaledwie kilka kroków ode mnie. Mimo to zorientowałam się, że nie zdołam go wyminąć, nawet jeśli się oswobodzę.
Pod wpływem krążącej w żyłach adrenaliny zapytałam:
– Kim jesteś?
Ledwo zdążyłam wypowiedzieć ostatnie słowo, a on mocno mnie ujął za policzki i ścisnął, aż pisnęłam z bólu.
– Co się mówi?
Spomiędzy spierzchniętych ust dobiegło stłumione: „Dziękuję”.
– Grzeczna dziewczynka – pochwalił mnie i niezwłocznie puścił moją twarz, więc krew znów napłynęła do policzków. – Wiem, że się boisz – dodał delikatnie, bez trudu przybrawszy spokojny ton. – Jeśli będziesz posłuszna, to nic ci się nie stanie. Jeśli będziesz nieposłuszna, to zmusisz mnie, bym cię ukarał. To bardzo proste, Juliet. Decyzja należy do ciebie. Rozumiesz?
Przez głowę przebiegł mi tabun myśli.
– Nie lubię czekać. Nie jestem cierpliwy, a ty wystawiasz moją cierpliwość na próbę.
– Tak… – wyszeptałam. Wargi mi zadrżały. – Rozumiem.
– Jesteś bardzo grzeczna. – Kolejny raz mnie pochwalił irytująco spokojnym i protekcjonalnym tonem, przez który zapragnęłam mu przywalić.
W końcu przestałam widzieć mroczki, a mój wzrok się wyostrzył. Dostrzegłam chłodne, odpychające ciemne oczy, zdradzające tylko jedno.
Zło.
– Rozwiążę ci ręce. Nie walcz ze mną. W przeciwnym wypadku zmusisz mnie do udzielenia pierwszej lekcji i szybko się przekonasz, że twoje czyny mają konsekwencje. Rozumiesz?
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Płaczem nic nie wskórasz ani się nie ocalisz. Jestem nietykalny. Nikt cię nie znajdzie, nawet twoja mafijna rodzina i ludzie z nią powiązani.
Łzy popłynęły ciurkiem. Kiedy przyłożył wierzch dłoni do mojego policzka, instynktownie się odsunęłam, sądząc, że mnie uderzy. Ale nie uderzył. Delikatnie otarł łzy, po czym powoli i niedbale zlizał je z palców.
– Widzisz, zwierzaczku… od teraz należysz do mnie.
Wybałuszyłam oczy.
Facet nie miał sumienia, za grosz przyzwoitości. W jego oczach nie malowały się żadne emocje ani odrobina współczucia. Domyśliłam się za to, że mój strach go podnieca.
– Wiem, że teraz zapewne mi nie uwierzysz, ale zapewniam, że nim nadejdzie koniec, nie tylko mi podziękujesz, ale też się we mnie zakochasz. Pokuszę się nawet o tezę, że będziesz skłonna oddać za mnie życie.
Serce tłukło mi się o żebra, waliło tak mocno i szybko, że wywołało we mnie obawę, iż zemdleję.
Zgiętymi palcami odsunął włosy z mojej twarzy i rozczarowany pokręcił głową. Dostrzegłam na jego palcach krew z mojej skroni.
Skrzywiłam się, gdy dotknął rozciętej skóry.
– Wierz mi, gdybym mógł, to ożywiłbym mężczyzn, których zabiłem za naznaczenie twojej twarzy, tylko po to, aby znów ich zabić.
Siedziałam wstrząśnięta. Nie zdołałam odpowiedzieć, bo obawiałam się kary. Skupiłam się zatem na bratanku.
– Porwałeś też Naza? – zapytałam.
Pokręcił głową.
– Twojemu bratankowi nic nie grozi. Tylko ty znalazłaś się w niebezpieczeństwie.
Zalała mnie fala ulgi.
– Myślałam, że nie zrobisz mi krzywdy, jeśli będę spełniać polecenia.
– Oboje wiemy, że posłuszeństwo nie leży w twojej naturze. Jesteś mafijną księżniczką, więc instynkt podpowie ci walkę. Nie martw się, zwierzaczku. Szczerze zapewniam, że nie mogę się doczekać, aż zacznę cię łamać.
Stanął przede mną, dając mi doskonały widok na swój wzwiedziony członek, który głaskał. Przeszył mnie dreszcz.
– Podoba ci się widoczek?
Najwyraźniej zbyt długo ociągałam się z odpowiedzią, bo mocno chwycił mnie za włosy i pociągnął. Skrzywiłam się z bólu, po policzkach spłynęły świeże łzy.
Dyskomfort odebrał mi rozsądek, toteż wypaliłam:
– Nie!
– Wkrótce się to zmieni – powiedział.
Zamarłam. Stał blisko, bliżej niż wcześniej, dlatego poczułam jego odurzający zapach.
Usiadł za mną okrakiem. Jednym gwałtownym ruchem położył moją głowę na swoim ramieniu i unieruchomił, mocno chwyciwszy za włosy. Zamknęłam oczy, by nie zobaczył malującego się w nich strachu.
Chyba go tym wkurzyłam, bo chwilę później zerwał ze mnie majtki, a potem…
Klaps!
Uderzył mnie w cipkę. Otworzyłam oczy. Nie dał mi nawet chwili, bym mogła pozbierać myśli.
Ochłonąć.
Zrobić cokolwiek prócz wydania z siebie jak najgłośniejszego krzyku.
Klaps!
Klaps!
Klaps!
Krzyczałam tak głośno, że prędko ochrypłam.
Płuca paliły.
W piersi czułam ból.
W cipce pulsowanie.
Aby pokazać, jak bardzo go to cieszy, naparł sztywnym fiutem pomiędzy moje pośladki.
– Proszę… – błagałam o litość.
Klaps!
Klaps!
Klaps!
– Proszę! – zawyłam głośno. Wydałam z siebie dźwięk, od którego mogłoby pęknąć szkło.
Oblałam się potem, poczułam żar, emocje, jakich – jak sądziłam – nie dało się czuć w tak pojebanej sytuacji.
Poczułam ucisk w piersi.
W skórze mrowienie.
Łono pulsowało.
Nie wiedziałam, co poskutkowało – prośba czy krzyk. W każdym razie stopniowo wypuścił moje włosy z rąk i zaczął czule masować mnie po głowie. Wtuliłam się w jego dłoń, pragnąc ulgi, jaką ta pieszczota dawała mojej obolałej skórze. Nie chciałam uczestniczyć w jego grze. Jednak moje ciało reakcją na dotyk zdradziło mu, że od początku miał nade mną władzę.
Obróciłam głowę i odsunęłam się od niego, gdy popłynęły gorące łzy.
To nie był koniec.
Dopiero zaczynał się mną bawić.
Nagle zaczął delikatnie masować mnie tam, gdzie wcześniej uderzył.
Teraz zaś mnie pocieszał.
Dawał rozkosz.
Pokazywał, że walka o władzę nie ma sensu, że już jestem jego.
Jęknęłam, choć pragnęłam krzyknąć, choć miałam ochotę się rozkleić, choć każdą swoją komórką chciałam go znienawidzić.
Znienawidzić jego kontrolę.
Dotyk.
Którymi siał we mnie zamęt.
– Proszę… – wyszeptałam. – Proszę.
– O co prosisz, zwierzaczku?
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
Co myśleć.
Za sterami stanął rozsądek, więc zaczęłam się szamotać, próbowałam się odsunąć od wprawnych palców tego mężczyzny.
– Nie! – Tym razem krzyknęłam znacznie głośniej.
Zaśmiał się cicho w moje plecy, bawiąc się łechtaczką. Doskonale wiedział, jak mnie pieścić.
– Nie!
Drań mnie nie puścił, z kolei mój opór skłonił go do zwiększenia starań. Udowodnienia, że może odebrać mi wszystko, jeśli tylko tego zapragnie.
Dotykał mnie coraz szybciej i mocniej. Uprawiał chorą grę, w której okazywał władzę nade mną. Chciałam mu się wyrwać, ale nie mogłam, bo zostałam uwięziona w tym pomieszczeniu.
W jego objęciach.
Pod jego dłonią.
Usiłowałam wziąć w ryzy emocje, którymi rządził wyłącznie on – głosem, dotykiem, fiutem nadal przyciśniętym do mojego tyłka.
– Dojdziesz dla mnie, Juliet. A potem mi podziękujesz.
Jego słowa dolały oliwy do ognia.
Podsyciły pragnienie, by pokazać mu, że się myli.
Na próżno.
Miał zbyt wielki talent.
Zbyt dobrze pieścił.
Grał na mojej skórze, jak ja grałam na fortepianie.
Obejmował mnie coraz mocniej, bardziej stanowczo. Chciał, żebym nigdy nie poczuła nic prócz jego dotyku. Poruszał palcami szorstko i z determinacją, aż sfrustrowanym jękiem wyraziłam kapitulację. Wymusił na mnie uległość tylko po to, by pokazać, że potrafi.
Nogi zaczęły mi drżeć.
Cipka się zacisnęła.
Oczy wywróciły się białkami do góry.
Nie zdołałam dłużej nad sobą panować.
Stawiać temu oporu.
Zaznając najsilniejszego orgazmu w życiu, ujrzałam mroczki przed oczami.
– Grzeczna dziewczynka, Juliet.
Dopiero ze mną zaczął, a ja już zdążyłam zauważyć, że chwali mnie równie często, jak karze.
Leżałam na nim beztrosko rozluźniona i nawet nie drgnęłam.
– Nie ruszaj się.
Przeszył mnie dreszcz, gdy dalej mnie naznaczał, gdy rozcinał linę, którą związano moje ręce.
Kiedy skończył, stanął przede mną, a następnie kucnął. Pierwszy raz wyraźnie zobaczyłam jego twarz, zdołałam się jej przyjrzeć. Ciemne włosy zaczesał do tyłu, dzięki czemu uwagę przykuwały jego wydatne kości policzkowe i lekki zarost. Najpierw zauważyłam szerokie ramiona i umięśnioną pierś, nim skupiłam wzrok na wytatuowanym na szyi krzyżu. Dziara wywołała największe zaciekawienie, bo wziął zakładniczkę, choć na skórze nosi religijny symbol.
Poruszył ręką, więc powiodłam za nią wzrokiem. Włożył wilgotne palce do ust i jęknął z satysfakcją.
Zaczerwieniłam się.
Zmieszałam. Czułam zarówno zażenowanie, jak i podniecenie.
Byłam rozdarta.
A zarazem czułam się jak pod wpływem środka uspokajającego.
O to mu chodziło?
Uśmiechnął się, uzmysłowiwszy sobie, że spodobała mi się jego przystojna, acz surowa twarz. Na pewno wyczytał to z moich oczu, bo malowała się w nich ciekawość, której nie zdołałam zamaskować, ponieważ chwilę wcześniej znowu coś mi skradł i uczynił swoim.
Zmrużył oczy, spojrzał w moje i wycedził:
– Nigdy cię nie pokocham. – Zacisnął zęby. – Mimo to nie miej najmniejszych wątpliwości, że twoje dni jako Juliet Sinacore dobiegły końca. Natomiast dopiero zaczęły się jako mojego zwierzaczka. – Wskazał głową na fortepian, po czym rozkazał: – Zagraj dla mnie, Juliet. Tylko najpierw podziękuj za orgazm.
Uległam mu, zamiast walczyć o swoje uczucia, o wolność, o nienawiść do niego.
– Dziękuję – wyszeptałam, po czym obróciłam się do klawiszy.
Szukałam ucieczki w muzyce, a nie w jego gierkach.ROZDZIAŁ DRUGI
Donovan
Dobrze się sprawiła. Lepiej, niż przypuszczałem. W końcu trafiła w moje ręce. Odczekałem cztery lata, aż skończyła dwadzieścia dwa.
Pragnąłem jej.
Sinacore.
Od zawsze.
Jej niewinności.
Urody.
Ciała.
Odliczałem dni, aż w końcu znalazła się tutaj – u mnie, z daleka od wszystkich – jej rodziny i przyjaciół. Dopilnowałem, by nikt nie zdołał jej znaleźć.
W myślach ujrzałem Juliet.
Jej miękkie włosy.
Poczułem jej upajający zapach.
Słodko-słony smak cipki.
Usłyszałem jej płacz.
Jęk.
Błaganie.
Jest moja.
Nikt nikomu nie dawał kontroli. Nie przekazywał władzy. Należało samemu je sobie wziąć, jak ja wziąłem Juliet. Wszystkie moje mięśnie się rozluźniły, kiedy miałem przeróżne wulgarne myśli na jej temat.
Wstałem powoli, poprawiłem krawat i wyszedłem z gabinetu. Był poranek kolejnego dnia, minęła doba, odkąd pierwszy raz jej skosztowałem, dlatego zapragnąłem znów jej posmakować. Wiedziałem, że nigdy się nią nie nasycę.
Wiecznie będzie mi mało.
Z każdym krokiem czułem się coraz bardziej sobą. W wielkiej sali panowały pustki, pozłacany sufit jakby zamigotał, kiedy podszedłem do pokoju, w którym miała czekać na mnie Juliet.
Przy wejściu stało dwóch ochroniarzy.
– Otwórzcie.
Jeden z nich szarpnął za masywne stalowe skrzydło. Przestąpiłem próg i skinieniem nakazałem zamknąć drzwi. Wszystko w pomieszczeniu było białe, dopasowane do karnacji dziewczyny. Znajdowały się w nim jej ulubione ozdoby oraz jej – a może mój? – ukochany fortepian. Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłem, jak gra.
Dłońmi.
Talentem.
Pasją.
Wylewającymi się z niej niczym krew na moje ręce.
Wzbudziła wtedy we mnie podziw.
Większą część nocy obserwowałem ją przez kamery. Ledwo tknęła jedzenie i wodę, które poleciłem jej zanieść. Grała nawet po moim wyjściu. Każdy kolejny utwór był bardziej ponury i smutny, bardziej emocjonalny od poprzedniego. Naciskając białe i czarne klawisze, dawała ujście każdej emocji. Nadawała im barw. Była śmiała i pełna życia. Zajebiście promieniała wewnętrznym blaskiem. Teraz spała na łożu godnym królowej. Fiut mi drgnął na jej widok. W myślach zobaczyłem, jak chwytam ją za biodra stworzone do grzechu, przypieram do ściany i rżnę. Jak wsadzam kutasa głęboko pomiędzy te jej idealne, wydęte wargi.
Założyłem jej kosmyk włosów za ucho i zaciągnąłem się jej wonią. Pachniała słońcem, deszczem, życiem samym w sobie. Zalała mnie fala zaborczości. Powściągnąłem każdą emocję, która niemal krzyczała w moich myślach, nakazując, bym jeszcze raz dotknął Juliet, bym ją objął.
Pocieszył, choć nie potrafię dodawać otuchy.
Z otuchą było niemal jak z miłością – raz okazanej nie można cofnąć.
Dam ją Juliet, bo będzie jej potrzebowała do przetrwania, a później, w dogodnej dla mnie chwili, pieprzeniem odbiorę jej pociechę. Starałem się nie rozmyślać przesadnie o momencie, w którym dziewczyna z zasłoniętymi oczami znajdzie się pode mną, a ja w nią wejdę.
Wizja tak kusiła.
Najpierw ją w sobie rozkocham.
A potem, jeśli nie zapała do mnie uczuciem…
Umrze.
*
Juliet
Otworzyłam oczy, czując na sobie jego wzrok. Siedział na krześle przy moim łóżku.
Kurewsko creepy.
Zaspana spojrzałam mu w oczy.
– Rozbieraj się – rozkazał surowo.
Nie miałam pojęcia, co mnie naszło. Może ta przekora, która – jak wiecznie zapowiadał ojciec – pewnego dnia weźmie górę.
Cóż, ten dzień właśnie nadszedł.
Facet stał sobie po prostu, aurą wymagał szacunku i posłuszeństwa. Nie ugięłam się, tylko zadarłam wysoko brodę i spiorunowałam go wzrokiem. Jednym płynnym ruchem odpiął spinki do mankietów i podwinął rękawy koszuli. Zachowywałam się głupio, dlatego nie skuliłam się ze strachu, tylko usiadłam, przyciągnęłam nogi do piersi i udawałam, że wcale się nie boję. Następnie rozpiął pasek, elegancko wyjął go ze szlufek materiałowych spodni. Najpierw pomyślałam, że zmusi mnie do seksu. To było do przewidzenia. Nie spodziewałam się natomiast tego, co faktycznie zrobił.
Trzasnął paskiem w powietrzu jak biczem. Podskoczyłam. Otworzyłam usta, by powiedzieć, że spełnię jego polecenie. Było już jednak na to za późno. Zaplanował coś innego. Mogłam mieć to za złe tylko sobie.
– Nie mów, że nie ostrzegałem.
– Co ty…
Uniósł rękę, zamachnął się paskiem, uderzył tuż przy mojej nodze. Wydałam stłumiony krzyk. Wytrzeszczyłam oczy ze strachu i skulona odsunęłam się od niego. Ścisnął pasek w ręce i ponownie się zamachnął, tym razem uderzył materac przy moim tyłku. Świst odbił się echem od ścian. Przeszedł mnie dreszcz, zadyszałam.
– Przepraszam! – krzyknęłam, licząc, że przeprosiny go zadowolą.
Byłam w błędzie.
Jeśli już…
To go sprowokowały.
Ściskał pasek tak mocno, że pobielały mu knykcie.
– Spróbujmy jeszcze raz. Kazałem ci się rozebrać.
– W przeciwnym wypadku mnie uderzysz?
– W przeciwnym wypadku zrobię coś, co ci się spodoba.
Na dowód uderzył mnie w tyłek. Skóra zapiekła, ale nie pękła. Mimo to poczułam, że zaczyna puchnąć. To wystarczyło, bym zrzuciła z siebie ubranie, w którym mnie porwano. Nie musiał się powtarzać. Drżałam, kolana się pode mną uginały, naga pierś unosiła się i opadała, gdy odliczałam sekundy.
Nie tylko na mnie patrzył, ale też przeszywał wzrokiem, dostrzegał wszystko.
Stłumiłam wstyd, który znów poczułam, gdy ciało odpowiedziało na jego bliskość. Reakcję wywołało nie okrucieństwo, ale wyraz oczu tak podobny do tego malującego się u mężczyzn z otoczenia mojego ojca.
Bezduszny.
– Zadowolony?!
Poruszył się tak szybko, że ledwo do mnie dotarło, że się zatoczyłam. Chwycił mnie za szyję i popchnął na ścianę. Rozsądek błagał, bym rozejrzała się za czymś ostrym, czym mogłabym go dźgnąć, tymczasem zmroziło mnie przerażenie, gdy odciął mi dopływ tlenu. Dopiero w tej chwili zauważyłam, jaki jest wysoki. Znacznie nade mną górował, mimo że zdawałam sobie sprawę, iż jestem niska.
– Bardziej byś mnie zadowoliła, gdybyś spełniała polecenia. Jestem teraz miły, Juliet. Jeszcze raz zignoruj rozkaz, to szybko tego pożałujesz.
Puścił mnie i skinieniem wskazał na łazienkę. Przeszliśmy do niej. Odkręcił kran pod prysznicem. Tym razem nic nie musiał mówić. Weszłam pod strumień. Opłynęła mnie lodowata woda.
Wrzasnęłam i uciekłam.
– Zimna!
– Oczywiście. – Oparł się o drzwi, wyluzowany założył ręce na umięśnionej klacie. – Na ciepłą musisz sobie zasłużyć.
Naiwnie założyłam, że mnie nie ukarze.
– Kto cię skrzywdził?
Wyprostował się z paskiem w ręce. Odgłos, który wydawał, prześlizgując się między jego palcami, na zawsze wyrył się w mojej pamięci.
– Pozwoliłem ci o cokolwiek zapytać, Juliet? Pozwoliłem ci choćby na mnie spojrzeć?
Zacisnęłam zęby i pokręciłam głową.
– Właź pod prysznic, bo jeszcze się rozmyślę i dam ci nauczkę, którą na długo zapamiętasz.
Cofnęłam się z wahaniem, drżałam pod lodowatym strumieniem, usiłując nie roztrząsać jego słów. Myłam się. Wbijałam namydlone palce w skórę i starałam się nie poświęcać uwagi narastającej trwodze. Zacisnęłam powieki. Pomodliłam się o siłę.
Aby to wytrwać.
Zaczęłam myśleć o rodzinie. Moim życiu. Przyszłości, której nadal rozpaczliwie pragnęłam. Bez tego socjopaty. W pewnej chwili z moich ust wyrwał się krzyk. Wrzasnęłam po pierwszym uderzeniu, drugim, trzecim i czwartym. Łoił mi tyłek, uda, brzuch, piersi.
– Proszę! – Padłam na kolana i błagałam.
Przemarznięta.
Płakałam.
Umierając.
Wtem stanął za mną, pochylił się, pomasował opuszkami obolałą skórę.
Syknęłam z bólu. W agonii. Tak bardzo się starałam nie czuć złamana.
– Mówiłeś, że nie zrobisz mi krzywdy, jeśli będę posłuszna. Byłam posłuszna! Weszłam pod prysznic, tak?
W życiu nie zapomnę jego odpowiedzi. Słowa wpełzły głęboko przez rozciętą do krwi skórę. Stały się cząstką mnie, zjednoczyły z nim.
Pocałował mnie w policzek.
– Nie udało mi się oprzeć pokusie, by zobaczyć ból na twojej twarzy – wyznał.