- promocja
W objęciach mroku - ebook
W objęciach mroku - ebook
Emily McPhee wpadła w szpony potwora...
Pomimo opieki, jaką otoczył dziewczynę jej chłopak, Seth Connors, a także jego koledzy z policji, psychopatyczny Jimmy Lasko więzi Emily w swojej piwnicy. Dziewczyna jest przerażona jego dziwacznym zachowaniem. Na domiar złego mężczyzna wysyła Sethowi link, na którym uwiecznił warunki, w jakich przetrzymuje Emily. Pomimo wsparcia policji i FBI mężczyzna jest bezradny, mimo to jednak podejmuje kolejne starania, by ją odnaleźć.
Wolność słono kosztuje, a bezpieczeństwo to tylko złudzenie...
Choć Emily w końcu ucieka z piwnicy, jej życie w dalszym ciągu jest zagrożone. Podczas uwięzienia nabrała podejrzenia, że Lasko nie pracuje sam. Dziewczyna wie, że psychopata dołoży wszelkich starań, żeby ją odzyskać, i że tym razem nie cofnie się przed niczym. A jeśli faktycznie ktoś mu pomaga, to nie może być pewna, komu wolno zaufać.
Nie da się wieść normalnego życia, kiedy więzy rodzinne boleśnie nas krępują.
Seth uświadamia sobie, że ich znajomość może narazić Emily na większe niebezpieczeństwo, dlatego - ku jej rozpaczy - usuwa się z jej życia. Na domiar złego jej matka powraca z kolejnej podróży po świecie i próbuje zjednać sobie wszystkich... za wyjątkiem córki.
Niekiedy wszystkie elementy układanki stają się wyraźne dopiero wtedy, gdy przyjrzysz się im z bardzo bliska…
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68218-20-6 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pierwszy dzień w piwnicy
Emily
Gdzieś w pobliżu miarowo kapała woda. Gwałtownie zamrugałam, ale światło było za ostre. Łupało mnie w głowie, czułam smak krwi. Coś zasłaniało mi usta. Próbowałam wypchnąć to językiem, ale się nie dało.
Znowu otworzyłam oczy. Widziałam niewyraźnie, jak przez mgłę; dopiero po kilku mrugnięciach odzyskałam ostrość widzenia. Chciałam poruszyć rękami, lecz nawet nie drgnęły. Jeszcze raz wytężyłam wzrok w nadziei, że zobaczę, gdzie jestem. _Boże, jakie jaskrawe to światło_.
Mój wzrok padł na czarne opaski zaciskowe, którymi przywiązano mnie do drewnianego krzesła za nadgarstki i kostki nóg. Ranę na łydce miałam opatrzoną. Opatrunek był przesączony krwią, ale trzymał się dobrze.
Moje serce gwałtownie załomotało, zakręciło mi się w głowie. Szarpnęłam rękami i usiłowałam kopnąć nogą, ale wywołało to jedynie ostry ból. Spróbowałam raz jeszcze, z całej siły. Na próżno, znowu tylko zabolało. Miałam wrażenie, że jestem pijana. Czym była nasączona ta przeklęta szmata?
Zebrało mi się na płacz, ale zakrztusiłam się od knebla. „Oddychaj”, nakazałam sobie, przywołując całą wewnętrzną odwagę. Po trzech oddechach zdołałam się trochę uspokoić. Nie najgorzej, zawsze to coś. Starałam się myśleć trzeźwo, zmusiłam się do skupienia.
Nagle drzwi się otworzyły i coś głośno stuknęło. Moja wewnętrzna odwaga pierzchła, a serce zaczęło mi walić, jakby miało zamiar wyrwać się z piersi. Po chwili usłyszałam kroki. Zaczęłam dygotać.
Przede mną pojawił się mężczyzna w czarnej masce. Ciągnął za sobą metalowe krzesło, którego nogi zgrzytały po betonowej podłodze. Dźwięk był przeszywający. Mężczyzna ustawił krzesło naprzeciwko mnie, usiadł i założył nogę na nogę. Strzelił palcami i wskazał na ziemię, a szary pitbul, ten z lasu, posłusznie zajął miejsce u jego stóp. Mężczyzna sprawiał wrażenie spokojnego i odprężonego, co tylko podsycało mój strach. Ostre światło biło zza jego pleców, więc nie widziałam wyraźnie jego twarzy. Przyglądał mi się, przekrzywiwszy głowę.
– Niełatwo cię złapać. – O w dupę, to Lasko. Złączył palce rąk i oparł je na podołku. – Pilnują cię prawdziwi goryle, Emily. – Miał nietypową dykcję, wymawiał każde słowo tak, jakby było równie ważne jak kolejne. – A teraz odchodzą od zmysłów, żeby cię znaleźć. I nie zdają sobie sprawy, że jesteś tak blisko.
Poczułam ucisk w brzuchu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam w piwnicy – co do tego nie miałam wątpliwości, bo przez szparę między deskami wpadało światło dzienne. Co on miał na myśli? Czy mnie usłyszą, jeżeli zacznę krzyczeć?
Nagle zadzwonił jego telefon. Lasko wyciągnął go z kieszeni długimi, kościstymi palcami, odebrał i słuchał.
– Położyłeś tam, gdzie trzeba? – Słuchał dalej. – Właśnie znaleźli, tak? Doskonale.
Włoski na przedramionach stanęły mi dęba. Zastanawiałam się, z kim rozmawia. Lasko wykrzywił wargi w ledwie widocznym uśmiechu. Z pewnością właśnie padł jakiś tylko dla niego zrozumiały żarcik.
– Dobra robota.
Rzucił mi krótkie spojrzenie, rozłączył się i schował telefon.
Z trudem panowałam nad odruchami wymiotnymi. Em, musisz się uspokoić, tłumaczyłam sobie.
Lasko przyglądał mi się przez chwilę, po czym powoli się pochylił i stuknął w klawiaturę. Zajaśniał ekran komputera i ukazała się na nim twarz Setha.
– O mój Boże. – Jego głos zagrzmiał z głośników rozmieszczonych chyba wokoło mnie. Przeniosłam wzrok na Lasko, a on wskazał na okienko kamery laptopa.
– Uśmiechnij się, kochanie, jesteś na filmie – szepnął.
– Ona nas słyszy? – warknął do kogoś Seth. Zerknęłam na ekran i kiwnęłam głową.
Twarz Setha stężała i przysunęła się bliżej.
– Boże, mała. – Widziałam jego przerażenie. – Nic ci nie jest?
Pokręciłam głową i łzy pociekły mi po policzkach. Na dźwięk jego głosu boleśnie ścisnęło mnie w sercu. Gdzieś w tle Garrett zawołał sierżanta.
Teraz na ekranie pojawił się Garrett.
– Emily, jesteś sama?
Przeniosłam wzrok na Lasko, a on uśmiechnął się i machnął ręką, dając mi znak, żebym śmiało odpowiedziała. Jak miło z jego strony, pomyślałam cynicznie. Znowu spojrzałam na ekran i pokręciłam głową. Lasko wstał i powoli podszedł za oparcie mojego krzesła. Nie byłam w stanie oderwać wzroku od ekranu.
Seth zacisnął zęby, gdy Lasko powiódł ręką po mojej szyi. Odczułam ten dotyk jak głębokie oparzenie. Chciałam się odsunąć, ale on chwycił mnie za włosy, przytrzymał i nachylił się, by je powąchać. Zacisnęłam powieki. Próbowałam zachować spokój.
– Oficerze Connors, jak ta pańska dziewczyna cudownie pachnie – zamruczał Lasko. Świadomość, że sprawuje całkowitą kontrolę nad sytuacją, najwyraźniej sprawiała mu przyjemność.
Oczy Setha pociemniały.
– Lasko, wiem, że to ty. Zdejmij tę pieprzoną maskę. – Seth zacisnął zęby.
Lasko stanął teraz z boku krzesła. Po chwili namysłu lekko skinął głową.
– Zgoda. Dzięki temu cała sytuacja nabierze bardziej osobistego charakteru. – Zdjął maskę, odsłaniając twarz, która wyglądała dokładnie tak samo jak na zdjęciu. – Witaj, Seth. Tak, to ja, Jimmy Lasko. Cieszę się, że w końcu mogę cię poznać.
Słysząc jego uprzejmy, formalny ton, dziwnie się przeraziłam.
Garrett szepnął coś Sethowi na ucho, a Seth kiwnął głową na zgodę.
– Witaj, O’Brian. – Lasko powiódł palcem po moim obojczyku.
– Czego od niej chcesz? – Twarz Garretta poszarzała.
Lasko dotknął mojego ramienia. Zamarłam. Zaśmiał się, ujął mnie za brodę i nachylił się nade mną.
– Tego samego, czego Seth.
Pociągnął językiem po mojej skórze, od brody aż po kącik oka. Z obrzydzeniem szarpnęłam głową. Zebrało mi się na wymioty. Miałam wrażenie, że jego ślina parzy.
Garrett chwycił Setha za ramię.
– Chce cię tylko wkurzyć – zabrzmiał jego głos w głośnikach. Zwykle Garrett doskonale studził Setha, ale wiedziałam, że teraz to nie zadziała.
Lasko zaśmiał się i podszedł bliżej.
– Po prostu się poddaj, kochanie. To znacznie ułatwi sprawę. – Powiódł ręką po moim ramieniu. Szarpnęłam się. To, że byłam unieruchomiona, doprowadzało mnie do szału.
Lasko odwrócił się do kamery.
– Zawsze jest taka waleczna, Seth?
Seth stał bez ruchu. Na wizji zjawił się Garrett.
– Znajdziemy cię, Emily. Trzymaj się.
Pokiwałam głową i znowu zaczęłam płakać.
Lasko zaśmiał się i niespiesznym ruchem zgarnął mi włosy z szyi.
– Wybaczcie, panowie, ale jesteśmy umówieni na kolację. Mój skarb musi się jeszcze odświeżyć. Pożegnaj się, kochanie.
Słyszałam krzyk Setha. Ogarnęła mnie nagła panika. Lasko złapał mnie za ramię i wbił w nie igłę. Wszystko stało się zamazane.
Seth
Garrett ujął mnie za ramiona i odciągnął od komputera.
– Znajdziemy ją. Nie pękaj.
Założyłem ręce na piersi i gwałtownie odwróciłem głowę. Pot wystąpił mi na czoło.
– Jasne – sapnąłem. Najważniejsze, że żyje.
Podszedł do nas oficer śledczy Michaels.
– Przeczesali teren co do metra. Nic nie znaleźli. Zmieniamy miejscówkę. Za dziesięć minut ruszamy.
Pojechaliśmy z Garrettem za SUV-em Michaelsa do hotelu. Michaels wysiadł z vana w towarzystwie Johnniego, Riggsa, Campbella, Avery’ego i Matthewsa.
Avery podszedł do mnie i powiedział:
– Mamy świetny zespół. Wszyscy ją znają i lubią, więc staną na rzęsach, żeby ją znaleźć. – Skinąłem głową i ruszyłem w stronę budynku. Nie chciałem słuchać frazesów o nadziei. Chciałem uwolnić Emily i zostać na dziesięć minut sam na sam z Lasko.
Wraz z siedmioma innymi policjantami w milczeniu stałem w windzie jadącej na ostatnie piętro, gdzie mieściły się penthouse’y. Nikt się nie odzywał. W małym stalowym pomieszczeniu panowała iście grobowa atmosfera. Przy wyjściu z windy czekał na nas wysoki, potężnie zbudowany Afroamerykanin, który skinął głową do Michaelsa i poprowadził nas do jednego z apartamentów.
– Patrick, agent specjalny – przedstawił się człowiek w ciemnym garniturze. – A to agentka Weathers, specjalistka od komunikacji, i agent Crew od IT. Jesteśmy z FBI.
– FBI? – spytałem zdezorientowany.
Michaels odwrócił się do mnie i wyjaśnił:
– Sądzą, że Lasko ma związek z porwaniem, które miało miejsce kilka lat temu w Teksasie. To sprawa międzystanowa… – więc się włączą, dokończyłem w myślach. – Prócz tego są mi winni parę przysług.
– Dzięki – odezwałem się schrypniętym głosem. Co dwie pary oczu, to nie jedna.
– Podziękujesz, jak ją uwolnimy.
Agent Crew wyciągnął do mnie rękę.
– Przyjrzyjmy się temu komputerowi. – Poprawił okulary na nosie, a ja wręczyłem mu laptop.
– Podrzucił go specjalnie? Żebyście łatwo znaleźli? – spytał.
– Tak – odpowiedziałem szybko, rozglądając się po pokoju, w którym trwała ogólna krzątanina.
Podeszła do nas Weathers.
– Oficerze – zagaiła – zdaje się, że to z panem muszę porozmawiać.
Odeszliśmy na bok i usiedliśmy przy okrągłym stole. Agentka wyciągnęła notes, zgarnęła włosy i zatknęła je za ucho. Była szczupła, ale silna i twarda, co było po niej widać, trzymała się prosto.
– Zna pan panią McPhee od dawna?
Kiwnąłem głową.
– Jak by pan określił relację, która was łączy?
Odchrząknąłem.
– Bliska.
– Jesteście parą?
– Tak.
Agentka znowu odgarnęła z twarzy brązowe włosy.
– Czy pani McPhee i oficer O’Brian też są ze sobą blisko?
– Tak. Jak brat i siostra.
– Nigdy nie miał pan wrażenia, że łączy ich coś więcej? – Badawczo patrzyła mi w oczy.
Wytrzymałem jej spojrzenie.
– Nie, nigdy.
Agentka notowała. Ciekaw byłem, jaki to ma związek ze sprawą.
– Czy przychodzi panu do głowy jakiś powód, dla którego Lasko mógłby być nią zainteresowany?
Zamknąłem oczy i uniosłem rękę do ust.
– Nie. – Pokręciłem głową. – To pytanie nie do mnie, ale do Hanka Wallace’a – dodałem. Agentka uniosła brew i zmarszczyła czoło. – Przesłuchujemy Wallace’a już od ponad tygodnia. Okazuje się, że ma niezłą kartotekę, ale dotąd nie udało nam się go złamać. Ciągle prosi o spotkanie z Emily, lecz Michaels nie chciał jej wykorzystywać. No i teraz oczywiście już nie może. Nie mam pojęcia, dlaczego Lasko ją sobie upatrzył.
Crew podniósł rękę.
– Znowu mamy łączność, panowie. Widzimy McPhee.
Zerwałem się od stołu i podbiegłem do kanapy. Emily siedziała na tym samym krześle, co wcześniej, ze zwieszoną na dół głową. Przysunąłem się do mikrofonu.
– Em, słyszysz mnie?
Ani drgnęła.
– Próbujemy namierzyć ten sprzęt? – Pokój wypełnił się ochrypłym głosem Patricka.
Crew przytaknął. Otworzył własny laptop, podpiął go do tamtego i zaczął coś pisać, po czym zdegustowany pokręcił głową.
– Nic z tego. Przekierowuje na różne adresy.
Nie wydawał się tym specjalnie zdziwiony.
Emily lekko poruszyła głową.
– Patrzcie! – Garrett wskazał palcem na ekran. Obserwowaliśmy, jak Emily próbuje poruszyć rękami i nogami. Powoli podniosła powieki. Rozejrzała się wokół siebie i zaczęła cicho płakać. Wydawała się przymulona, miała kłopot z utrzymaniem głowy w pionie.
Przełknąłem gulę w gardle.
– Pewnie dał jej coś na uspokojenie.
– Emily, słyszysz mnie? – spytałem podniesionym głosem. Z lewej strony na dole ekranu pojawił się jakiś cień. – Czekajcie, co to było? – spytałem, starając się powstrzymać panikę.
Crew odtworzył nagranie na swoim komputerze i przewinął je do tyłu. W chwili, gdy zjawił się cień, wcisnął pauzę i powiększył obraz.
– Wygląda jak pies.
– Pitbul – szepnąłem.
Crew zmrużył oczy.
– Tak, sądząc po kształcie głowy, powiedziałbym, że rzeczywiście pitbul – zawiesił głos. – Skąd wiedziałeś?
Przeniosłem wzrok na Weathers.
– Zanim ją dopadł, rozmawiałem z nią przez telefon. Powiedziała, że pitbul na nią patrzy. A potem zaatakował.
Na ekranie dostrzegłem ruch. Z boku mignęła ręka Lasko. Coś robił. Ścisnęło mnie w żołądku.
– Jest.
Lasko ukazał się na wizji. Miał wściekłą minę. Pokazał ręką psa i wydał jakiś rozkaz. Pitbul zniknął z ekranu.
– _Pass auf sie auf_ – rozległ się za mną głos Patricka. – Po niemiecku „pilnuj jej”.
Okryłem się gęsią skórką.
– Czytasz z ruchu warg? – spytał Garrett, podchodząc do Patricka.
– Tak. W sześciu językach. – Patrick wskazał na ekran. – Lasko właśnie wyszedł.
Emily
_Wycisnęłam czerwony barwnik spożywczy na cukier i wymieszałam, najpierw powoli, a potem dokładnie. Wzięłam nóż i rozsmarowałam lukier na ciasteczkach w kształcie gwiazdek, po czym posypałam je kolorową posypką. Sięgnęłam po ścierkę, a kiedy znów się odwróciłam, brakowało dwóch ciastek._
_– Co to ma być? – Rozejrzałam się po kuchni, ale nikogo nie było. Lukrowałam dalej, aż wszystkie moje świąteczne wypieki apetycznie lśniły. Wkładając brudne naczynia do zlewu, wychwyciłam wzrokiem odbicie taty w szybie._
_– Tato! – zawołałam i rzuciłam w niego ścierką. Przyłapałam go, gdy z piramidką ciastek w dłoni wycofywał się do biura. Tata się zaśmiał i uciekł na schody. – Nie podkradaj mi ciastek!_
_Roześmiałam się i nastawiłam głośniej muzykę. Kuchnię wypełnił głos Judy Garland, śpiewającej_ Have Yourself a Merry Little Christmas_._
Co? Odwróciłam głowę w lewo, potem w prawo, ale głos Judy Garland ucichł, a zastąpił go natrętny jęk wiolonczeli. Smyczek, przesuwając się po strunach, wydobywał mnie z otępienia. Podniosłam rękę i potarłam się po głowie.
Uświadomiłam sobie, co właśnie zrobiłam i drgnęłam. Jak to? Mogę ruszać rękami? Gwałtownie otworzyłam oczy i stwierdziłam, że leżę. Skupiłam wzrok na suficie. Pęknięcia betonu ciągnęły się w stronę drzwi. Drzwi?
Chciałam się podnieść, ale za bardzo kręciło mi się w głowie. Dopiero za trzecim razem udało mi się usiąść i spuścić nogi z łóżka, jednak kiedy to zrobiłam, przekonałam się, że mam koszmarną migrenę. Byłam ubrana w długą jedwabną koszulę nocną. Gdy zdałam sobie sprawę, co to oznacza, żołądek podszedł mi do gardła. Przewróciłam się na bok i zwymiotowałam.
Lasko mnie przebrał! Siłą powstrzymałam się od rozważań na ten temat. Niepewnie wstałam i jak pijana ruszyłam w stronę metalowych drzwi. Substancja, którą mi wstrzyknął, nadal działała.
Muzyka umilkła, zapadła dziwna cisza. Z przyspieszonym oddechem, cała pokryta gęsią skórką pospiesznie macałam ścianę wzdłuż obwodu drzwi i drapałam drewno futryny. Musiałam się stąd wydostać. Nagle usłyszałam jakiś dźwięk. Ktoś patrzył na mnie przez wizjer.
Przestraszona, odskoczyłam i zatoczyłam się na komodę. Drzwi się otworzyły, Lasko stanął w nich i mierzył mnie wzrokiem. Zmarszczki wokół jego oczu pogłębiły się jeszcze bardziej.
– Dobry wieczór – odezwał się dziwnym, niskim głosem. – Kolacja za czterdzieści minut. Może umyjesz się i przebierzesz? Nie chcemy, żebyś się spóźniła. On nie lubi czekać.
Chwila, co? Kto nie lubi czekać?
– Zbieraj się, moja droga. Radzę ci, zrób, co każę.
Delikatnie, lecz stanowczo złapał mnie za ramię i wyprowadził za drzwi. Powłóczyłam nogami po zimnej, wilgotnej podłodze. Zauważyłam, że nadal jesteśmy w piwnicy. Krzesło, na którym wcześniej siedziałam, stało teraz z boku. Zerknęłam na monitor, ale komputer był wyłączony.
Lasko zwrócił uwagę na moje spojrzenie.
– Pomyślałem, że ucieszysz się z prywatności.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale byłam zbyt zdezorientowana jego zachowaniem. Doszliśmy do starej przenośnej wanny, stojącej w rogu. Lasko nalał do niej wody. Krew zastygła mi w żyłach, gdy uświadomiłam sobie, co zaraz będzie.
– Nie, błagam – wymamrotałam. Miałam wrażenie, że ogromny język nie mieści mi się w ustach.
Poczułam jego rękę na ramieniu.
– Przykro mi, moja droga. Będzie tak, jak musi być. Podnieś ręce.
Kręciłam głową, gdy majstrował przy jedwabnych ramiączkach. Zsunął mi je z ramion i koszula opadła na podłogę. Stałam przed nim zupełnie naga.
Na sekundę przebudziła się moja wewnętrzna odwaga, dumnie uniosłam podbródek i spojrzałam mu prosto w twarz. Nie będę okazywać słabości. Lasko mrugnął ze zdziwienia, ale szybko się opanował i odchrząknął.
– A teraz wejdź do wanny, proszę.
Drżąc na całym ciele, wsparta na jego ramieniu weszłam do gorącej wody. Krzyknęłam, bo rana na łydce mocno mnie zapiekła. Lasko cmoknął i pomógł mi odchylić się do tyłu. Wziął mydło i zaczął myć mi stopy. Miałam dziwne wrażenie, że robi to niemal z… nabożnością?
Intymne części ciała ominął, co nie znaczy, że przestałam się trząść. Raczej się nie odzywał, wydawał jedynie polecenia. Spuścił wodę z wanny, kazał mi się pochylić i delikatnie umył mi głowę. Parę razy słyszałam, że coś mówi, ale nie rozumiałam. Ten chory psychol pewnie się rajcował, udając, że się o mnie troszczy.
Wytarł mnie, a potem ubrał w ciemnoniebieską wieczorową satynową sukienkę, przyprowadził z powrotem do pokoju i kazał czekać. Wszystko to było tak dziwne, że tylko spotęgowało mój strach. Jeżeli to nie z Lasko miałam jeść kolację, to z kim?
I dlaczego nagle stał się dla mnie taki – bałam się nawet tak pomyśleć – miły? Mimo że nie miałam butów, zaczęłam krążyć po pokoju. Musiałam się stąd wydostać. Czułam narastającą panikę.
Na dźwięk otwieranych drzwi zamarłam. Momentalnie zaschło mi w ustach. Na widok Lasko w smokingu oblał mnie zimny pot. O co tu kurwa chodzi?
– Och, jak uroczo wyglądasz, kochanie – powiedział swoim dawnym głosem i wyciągnął do mnie rękę. – Chodźmy. Kolacja czeka.
Cofnęłam się o krok; nie chciałam iść. Wolę już gnić tu, w tym pokoju, niż jeść kolację z psycholem, ale mina Lasko jasno podpowiadała, żeby z nim nie zadzierać. Przełknęłam ślinę, żeby zwilżyć gardło. Postawiłam jeden niepewny krok naprzód.
– Mądra decyzja – stwierdził i mocno złapał mnie za ramię.
Decyzja?
Pośrodku piwnicy stał okrągły stół nakryty czerwonym obrusem. Było ciemno, pomieszczenie oświetlały tylko porozstawiane wszędzie świece. Na stole zobaczyłam dwa ustawione naprzeciw siebie talerze z pokrywami. Z umieszczonego obok starego adapteru płynęła niepokojąca muzyka wiolonczelowa, ta sama, co wcześniej.
Na ekranie dostrzegłam Setha i Garretta. Na mój widok obaj wstali i zaczęli coś mówić, ale z powodu głośnej muzyki nie słyszałam, co.
Lasko odsunął dla mnie krzesło.
– Siadaj, proszę.
Kiedy nie posłuchałam od razu, mocno pchnął mnie na siedzisko i rozłożył mi serwetkę na kolanach, po czym zajął miejsce naprzeciwko. Zerknęłam na lewo, na ekran. Czułam, jak łomocze mi serce.
– Patrz tu na mnie, kochanie – odezwał się łagodnie Lasko. Niezręczną ciszę wypełniała muzyka. Lasko przymknął powieki i kiwał ręką w rytm melodii. – Uwielbiam Bacha.
Bach jest dla mnie na zawsze stracony.
– Bach koi duszę.
Duszę? Boże, muszę się stąd wydostać!
Lasko nalał nam wina i uniósł kieliszek w górę.
– W końcu jesteś tu, gdzie twoje miejsce.
Ten gość był zdecydowanie chory psychicznie. Nie poruszyłam się. Siedziałam jak przymurowana. On pochylił się ku mnie i stuknął swoim kieliszkiem w mój.
– Twoje zdrowie. – Uśmiechnął się szeroko i upił łyk. – Mmm, dobre, nie sądzisz? – Zerknął na etykietę. – Dwa tysiące jedenasty, Merlot St Michelle, jedno z moich ulubionych. – Klasnął w ręce. – To co? Zjemy?
To rzekłszy, zdjął pokrywę z mojego talerza, ukazując pieczeń wieprzową z ziemniakami i zieloną fasolką. Lasko z zadowoleniem wciągnął powietrze i przystąpił do posiłku. Jego brak manier przy stole nie licował z próbami nadania kolacji romantycznej atmosfery. Z trudem hamowałam odruch wymiotny. Lasko nawet nie ocierał brody, po której ściekał mu sos z pieczeni.
Wolałam nie ryzykować, więc nie patrzyłam już w stronę komputera. Bardzo chciałam, by Seth mi towarzyszył, a wiedziałam, że jeżeli spojrzę na ekran, Lasko wyłączy kamerę, więc zostanę z tym pomyleńcem sama.
– Jedz! – rozkazał, wyrywając mnie z zamyślenia.
Nie poruszyłam się.
Odłożył widelec i wreszcie otarł usta. Zabębnił palcami w stół. Twarz mu stężała, ale po chwili pojawił się na niej uśmiech.
– Mówiłem ci już, że pięknie wyglądasz? Do twarzy ci w tym kolorze. Wprost promieniejesz. – Bębnił w stół jeszcze głośniej. – Ale jeśli nic nie zjesz, to sam będę musiał zadbać o wygląd twojej buźki.
Wzięłam widelec, oddzieliłam maleńką porcję mięsa i zaczęłam ją przeżuwać, nie czując smaku.
– Dobre, prawda? – spytał z uśmiechem.
Jedliśmy dalej, aż oboje skończyliśmy. Koncentrowałam się wyłącznie na tym, by przełykać. Robiłam to tylko z myślą o energii, którą da mi posiłek i która pozwoli mi stawić opór temu zwierzęciu, gdy nadejdzie odpowiednia chwila… bo na pewno kiedyś taka nadejdzie.
Nagle zadzwoniła jego komórka. Lasko wydobył ją z kieszeni.
– Wybacz na moment, kochanie, muszę odebrać.
Ściszył muzykę i odebrał telefon.
– Czekaj chwilę – powiedział do słuchawki.
Wyjął opaski zaciskowe i przymocował mi ręce i nogi do krzesła. Upewnił się, czy wszystko dobrze się trzyma, a następnie założył mi knebel.
– Wolę się upewnić, że nie wpadniesz na żaden głupi pomysł – zażartował i wyszedł na górę. Usłyszałam stuk zamykanych drzwi i jego stłumiony głos.
Szybko zerknęłam na ekran. Seth z kimś rozmawiał. Cieszyłam się, że są z Garrettem przy mnie choćby w ten sposób. Próbowałam się przysunąć do komputera, żeby coś usłyszeć. Przeniosłam ciężar ciała na przód krzesła i szarpnęłam. Po trzech takich akcjach byłam może dwa centymetry bliżej.
Stęknęłam z bezradności i wściekłości, ale to wystarczyło, by zwrócić uwagę Setha. A więc on też mnie słyszał?
Rozległo się miarowe stukanie. Zastygłam. Po chwili usłyszałam ciężki oddech i w polu mojego widzenia zjawił się pitbul. O, nie! Z psiego gardła wydobył się głęboki warkot. Zwierzę oparło się łapami o moje nogi, mocno wbijając mi pazury w skórę. Przysunęło pysk tuż do mojej twarzy i świdrowało mnie spojrzeniem żółtych ślepi. Z paszczy śmierdziało mu zgniłym mięsem. Musiałam wstrzymać oddech, bo bałam się, że zwymiotuję. Ten smród był nie do zniesienia. Pies postał tak przez chwilę, by zaznaczyć swoją obecność, po czym zeskoczył na ziemię, zostawiając na mojej nodze ślady pazurów. Sapnął, wrócił do swojego kąta i ciężko legł na podłogę. Wypuściłam powietrze w długim, rozdygotanym oddechu.
Słowo „przerażenie” za słabo opisuje to, co czułam.
Mój mózg błagał, żeby go wyłączyć, ale zwalczyłam pokusę. Byłam wycieńczona.
Gwałtownie poderwałam głowę, gdy usłyszałam nade mną kroki Lasko. Nękały mnie wątpliwości. A jeśli już nigdy nie zobaczę Setha? Dlaczego mu nie powiedziałam, że go kocham, kiedy miałam szansę to zrobić? Och, cóż bym dała, żeby jeszcze raz poczuć uścisk jego objęć!
Lasko
Miał się zjawić dopiero po mojej randce. Ten Danny zawsze albo się spóźniał, albo przyjeżdżał za wcześnie. Miałem tego dość. No ale z drugiej strony, chciało mu się jechać z dostawą aż tutaj, dopóki więc nie znajdę sobie kogoś głupszego i tańszego, muszę go znosić.
Wziąłem pistolet i wsunąłem go za pasek spodni z przodu, tak aby dobrze było widać rękojeść. Odsłoniłem brudną zasłonę. Pod daszkiem stał skulony Danny i osłaniał się przed deszczem.
Powoli przekręciłem zamek i otworzyłem drewniane drzwi. Spojrzał na mnie ciemnymi oczami o rozszerzonych źrenicach. Natychmiast wzmogłem czujność.
– Siema – odezwał się, kiwając się na piętach. – Wpuścisz mnie?
Adler stanął przy mojej nodze. Musnąłem palcami czubek jego wypukłej głowy. To był sygnał, że ma uważać, ale kazałem mu wracać na dół pilnować mojej Emily.
– Pokaż – rzuciłem, nie ruszając się z miejsca. Danny wywrócił oczami, rozsunął poły kurtki i odwrócił się tak, bym widział, że nie ma broni. – Właź.
Wprowadziłem go do salonu i przechyliłem krzesło, by zrzucić bajzel z siedziska. Danny sięgnął po leżący na podłodze pornos i uniósł brew.
– Co, kręcą cię blondynki?
– Kręci mnie to, co masz w kieszeni. – Nie chciałem rozprawiać o tym, od czego mi staje. Chciałem tylko dostać pierdolony koks.
– Oto – Danny wyciągnął woreczek, ale kiedy chciałem po niego sięgnąć, szybko schował go za plecy – moje najnowsze dzieło. – Wziął pismo i zaczął na nim formować kreskę. Z uśmiechem podsunął mi, żebym spróbował. Rozkręciłem długopis i wciągnąłem proszek przez pustą obudowę. Trzymałem się za głowę, gdy przenikał mi do wnętrza nosa. – Niezły towar, co?
Wręczyłem mu plik dwudziestek i podszedłem do drzwi.
– To samo za tydzień. Powiem ci, dokąd przywieźć.
Danny rozejrzał się i wstał.
– Długo się tu do ciebie jedzie. Mogę trochę posiedzieć?
– Nie. – Otworzyłem drzwi i pokazałem mu, by wyszedł.
– Strasznie jesteś miły – prychnął i postawił kołnierz.
Musiałem parę razy mrugnąć, bo zaczęła mnie ogarniać nieodparta chęć, by wcisnąć mu długopis do gardła. Potrząsnąłem głową – koks zaczynał działać. Niech ten Danny już idzie, bo inaczej będę musiał wykopać cholernie wielki dół, żeby go tam zmieścić.
Danny wyszedł na dwór i coś tam jeszcze mówił, ale błyskawiczne zatrzasnąłem za nim drzwi. Wynoś się, kurwa!
Kiedy stanąłem u szczytu schodów, Byłem już twardy. Musiałem się dwa razy potrzeć, zanim zszedłem na dół.
Seth
Agent Crew podszedł do ekranu i poprawił okulary.
– Ciekawe, kto przyszedł. Biedaczka. – Crew przeczesał ręką włosy. – Próbowała się przesunąć z krzesłem bliżej ekranu, ale zjawił się ten pies i ostrzegł ją, że ma siedzieć w miejscu.
Pojawił się Avery.
– Idę po coś do jedzenia. Przynieść wam?
Crew pokręcił głową.
– Dla mnie cokolwiek – odparł Garrett, nie odrywając oczu od ekranu.
Avery odchrząknął.
– W porządku. – Zwrócił się teraz do mnie: – Lecę po żarcie, chcesz coś? – Wręczył mi kartkę z menu.
Zerknąłem i szybko mu ją oddałem.
– Kanapka z indykiem, białe pieczywo.
Nawet nie podniosłem na niego oczu. Byłem pochłonięty tym, co się działo na ekranie.
– O Boże – syknął Crew. – Znowu ma towarzystwo.
– Daj to na duży ekran – zarządził Patrick, wskazując na ekran rzutnika, właśnie przed chwilą rozwinięty na stojaku.
Przesiadłem się na kanapę i jak zahipnotyzowany patrzyłem, jak Lasko wbija w Emily kolejną igłę, a ona odpływa. Psychol pomachał nam i wyłączył kamerę.
☆☆☆
Otarłem pot z czoła. Nie miałem pojęcia, jak długo jeszcze zdołam na to patrzeć. Zerknąłem na zegarek. Dwadzieścia pięć minut do północy. Czternaście godzin od porwania, dwadzieścia jeden – od chwili, gdy ostatni raz trzymałem ją w ramionach. Byłem mentalnie, fizycznie i emocjonalnie wykończony. Przetarłem oczy.
– Idź się trochę prześpij, Connors. – Sierżant spojrzał na mnie z troską.
Pokręciłem głową.
– Nie, jest okej.
– To był rozkaz.
Spojrzałem na Garretta, a on ze zrozumieniem pokiwał głową. Wiedziałem, że da mi znać, kiedy Emily się obudzi.
Otworzyłem drzwi do jednej z sypialni apartamentu na poddaszu i zapaliłem lampkę przy łóżku. Cisza wręcz bolała. W pokoju było chłodno. Z ciężkim sercem powlokłem się do łazienki. Położyłem kosmetyczkę na blacie i odkręciłem gorącą wodę.
Odrętwiałymi palcami chwyciłem koszulę, by ściągnąć ją przez głowę i rozpiąłem spodnie, które skopałem z nóg. Wszedłem pod prysznic, stanąłem dokładnie pod strumieniem wody i zadarłem głowę. Woda lała mi się prosto na twarz. Musiałem oprzeć się o ścianę, bo pierwszy raz od ośmiu lat naprawdę się załamałem.
Błagam, niech nic się jej nie stanie. Potrzebuję jej.
Wyzuty z resztek energii rozpiąłem torbę z ubraniami, po którą Garrett szczęśliwie posłał Johnniego. Włożyłem dżinsy i białą koszulkę, uczesałem się i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Dotknąłem palcem opuchlizny wokół oczu. Umyłem zęby, podłączyłem telefon do ładowarki i nastawiłem alarm na piątą rano.
Wypiłem duszkiem butelkę wody. Boże, ale mi się chciało pić. Postawiłem torbę na łóżku, rozpiąłem ją i zacząłem szukać proszków przeciwbólowych. Łupała mnie głowa, czułem pulsowanie jakiegoś nerwu w szyi. Potarłem to miejsce ręką, ale oczywiście nie przyniosło mi to ulgi. Wyrzuciłem z torby wszystkie ciuchy i nagle zamarłem. Do mojego swetra niechcący przyczepiła się zielona bluzka Emily.
Ostrożnie oddzieliłem ją od swetra, przytknąłem do nosa i głęboko wciągnąłem jej zapach. Zacisnąłem pięści. Łzy znowu napłynęły mi do oczu. Położyłem się, zwinąłem w kłębek i wtuliłem twarz w bluzkę. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie, że Emily jest tu przy mnie.
Rozległo się stukanie do drzwi. Wszedł Garrett.
– Seth, Em zaczyna się budzić.
Wróciłem do koszmaru zwanego rzeczywistością. Przez okno do pokoju wpadało słońce, a Garrett miał na sobie inne ubranie niż wcześniej.
– Która godzina? Chyba nie słyszałem budzika.
– Za siedem jedenasta. – Garrett uśmiechnął się do mnie z powagą. – Nie chciałem cię budzić, nie było potrzeby.
Ziewnąłem i odrzuciłem koc. Byłem otępiały. Spałem bez przerwy jakieś trzy godziny. Niejednokrotnie zaczynałem służbę po krótszej nocy, ale nigdy nie byłem przy tym tak wyczerpany emocjonalnie.
– Riggs ma kawę i bajgle. Dziś czeka nas kolejna obława w lesie, ale ty masz siedzieć przy kamerze. Ona musi wiedzieć, że przy niej jesteś.
Garrett przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko mnie. Upił łyk kawy i przetarł twarz. Musiał być równie zmęczony jak ja, a przynajmniej tak wyglądał.
– No, gadaj.
Pokręciłem głową. Nie byłem pewny, czy potrafię.
– Śmiało, Seth. – Wzruszył ramionami i skinął głową w stronę drzwi. – Jeżeli nie chcesz gadać ze mną, to musisz z którymś z nich.
Zamknąłem oczy. Wiedziałem, że sierżant dużo ryzykuje, pozwalając mi brać udział w śledztwie. Musiał sprawdzić, czy nie świruję i dobrze, że wyznaczył do tego Garretta, a nie kogoś obcego. Próbowałem uporządkować myśli.
– Jest w porządku.
– Przecież to chodzi o Emily – mruknął, a po jego minie widziałem, że cierpi razem ze mną. Na dźwięk jej imienia serce mi się ścisnęło. Odruchowo podniosłem rękę i pomasowałem się po piersi. Chciałem jakoś ulżyć sobie w bólu, ale na próżno.
– Nie wiem, co powiedzieć.
Garrett westchnął i odchylił się na oparcie.
– To zupełnie tak jak ja.
Rozprostowałem palce na prześcieradle, po czym zacisnąłem je w pięści. Emocje, które skrywałem głęboko w sobie, zaczynały wypływać na wierzch. Wstałem, podszedłem do okna i wyjrzałem na świat, w którym życie toczyło się dalej, podczas gdy ja stałem w miejscu. Nie mogłem iść naprzód, nie mogłem też się cofnąć. Po prostu tkwiłem w tym pieprzonym piekle, z którego nie było wyjścia.
Garrett stanął obok mnie. Przez dłuższy czas obaj milczeliśmy. Miałem wrażenie, że mój organizm zaraz nie wytrzyma, załamie się, straci nad sobą kontrolę. Próbowałem to zwalczyć, ale czułem, że moje serce nie może bić normalnie. Gdy Emily nie było obok, gubiło rytm.
– Wiesz – zacząłem, odchrząknąłem i zacząłem jeszcze raz. – Ja… – Zacisnąłem zęby i nie byłem już w stanie otworzyć ust. Zalała mnie fala bólu.
Garrett położył rękę na moim ramieniu i nadal patrzył w okno.
Piekły mnie oczy. Widziałem jak przez mgłę, wszystkie kolory zlały się w jeden.
– Hm. – Z trudem nabrałem powietrza. – Czuję się tak, jakbym już chodził po jej grobie.
Jego ręka na moim ramieniu zesztywniała.
– Nie, nie, nie, tylko nie idź w tę stronę.
Szybko zaczerpnąłem powietrza. Zadrżałem na myśl o scenie, którą sobie wyobraziłem.
– Nie wiem… – Pokręciłem głową. Jak to się mogło stać? Ten psychol mi ją odebrał. – Ona jest moja.
Garrett skinął głową i rzucił mi szybkie spojrzenie.
– Twoja – potwierdził. Spuścił głowę i zniżył głos. – Z każdą minutą ta chwila jest coraz bliżej – przypomniał mi. Przysunął palec do ust. – Uprzedzając bieg zdarzeń, niepotrzebnie budujemy napięcie. A zostając za bardzo w tyle, tracimy z oczu to, co się naprawdę dzieje.
– Skup się i działaj powoli, tak żeby mózg nadążał za sytuacją – wszedłem mu w słowo. Oparłem się rękami o ramę okna i zwiesiłem głowę. Przywołałem zdrowy rozsądek i skoncentrowałem się tylko na tym, co muszę zrobić za chwilę.
W drzwiach stanął sierżant. Zerknął na Garretta, a ten szybko skinął do niego głową.
– Świetnie. – Sierżant przeniósł wzrok na mnie. – Zjedz coś i wracaj na stanowisko. Jesteś tam potrzebny.
– Tak jest.
Spojrzałem w ślad za nim, gdy wychodził i wiedziałem, że z całego serca nie chcę wracać do obserwowania tego, co się dzieje na ekranie. Przypominało to oglądanie horroru – z jednej strony film cię przeraża, z drugiej – boisz się odwrócić wzrok, żeby cię coś nie ominęło. Skąd on w ogóle o nas wie? I czemu akurat my? Czym sobie na to zasłużyliśmy? Emily ma w sobie tyle ciepła, że można się ogrzać samym jej uśmiechem, takim, który przenika do jej oczu, a wtedy pojawiają się wokół nich drobniutkie zmarszczki.
– Kurwa mać – syknąłem, bo czułem, że się rozklejam.
Garrett objął mnie za szyję i oparł moją głowę na swoim ramieniu. Nie wytrzymałem i uwolniłem szloch, który od dawna narastał mi w piersi. Pozwoliłem sobie na wspomnienie. Po prostu musiałem je przywołać.
_Obudziłem się, trzymając ją w ramionach. Pachniała domem, bezpieczeństwem. Wtuliłem nos w jej włosy. Poczułem, że zalewa mnie czysta adrenalina – jak zawsze, gdy byłem przy niej blisko. Przycisnąłem się do jej drobnych twardych pośladków. Poruszyła się i pożądliwie westchnęła, a ja uśmiechnąłem się i przywarłem do niej mocniej. Delikatnie uszczypnąłem zębami jej wrażliwą skórę w miejscu, gdzie szyja zbiega się z ramieniem. Zataczając kręgi językiem, przesunąłem usta wyżej, do jej ucha i lekko ugryzłem płatek. Przygryzła dolną wargę. Myślałem, że oszaleję._
_– Pragnę cię, mała – szepnąłem chrapliwie. Wiedziałem, że to uwielbia._
_Coś wymamrotała i odwróciła się do mnie przodem. Powiodłem palcem wzdłuż ramiączka jej koszulki, a potem wzdłuż skraju koronki, ciasno opinającej jej pierś._
_– Mmm… – Poruszyła się, choć nadal się nie obudziła. Nakryłem ustami jej sutek i zacząłem ssać go przez koszulkę. Jej biodra zesztywniały, co tylko mnie napędziło. Polizałem jej skórę tuż przy skraju koronki, a potem zahaczyłem o nią palcem, odsłaniając różowy sutek. Otoczyłem go językiem i… zawibrował mój telefon._
_Do diabła. Odsunąłem się, by przeczytać wiadomość._
GARRETT: _USZKODZONE DRZWI I OKNO SZOPY. MUSIMY JECHAĆ DO MIASTA. DAVIS Z NIĄ ZOSTANIE. OK?_
_Spojrzałem na Emily – na jej lśniące włosy, rozsypane po poduszce, na miodową skórę na białej pościeli. Była piękna, naga i gotowa, a mój cholerny partner, który miał po prostu idealne wyczucie czasu, właśnie zapragnął jechać do Home Depot. W dupę. Wziąłem telefon._
SETH: _KUPIMY TAPETĘ, MOŻE DESKI PODŁOGOWE, COŚ TAKIEGO. BĘDĘ ZA DZIESIĘĆ MINUT._
GARRETT: _MOŻEMY SIĘ NIE WYROBIĆ._
_Zaśmiałem się. Obaj uwielbialiśmy ten film –_ Old School_._ Niezaliczona. _Poprawiłem ramiączko jej koszulki i ostatni raz pocałowałem w szyję._
_– Nawet nie wiesz, jak mi ciężko. – Uśmiechnąłem się, zakląłem pod nosem i wstałem, żeby się ubrać._
– Będzie dobrze. – Garrett klepnął mnie w ramię, sprowadzając do bolesnej rzeczywistości. Skinąłem głową i wyrzuciłem z głowy wspomnienia. Choć o niczym innym nie marzyłem, nie mogłem teraz zanurzyć się w przeszłości. Musiałem być obecny tu i teraz. Jeżeli chciałem odzyskać Emily.
Cofnąłem się o krok i wziąłem głęboki oddech.
– Jest okej.
– Wiem.
Drugi dzień w piwnicy
Emily
_Wstrzymałam oddech i czekałam, aż tata to powie._
_– Do góry! A teraz wszyscy pod spód! – krzyknął. Ja i cała banda innych dzieciaków trzymaliśmy brzegi kolorowej chusty-spadochronu. Naciągnęliśmy go na siebie, a on utworzył nad nami wielką, falującą kopułę. – Jessie, jesteś pierwsza. Stań pośrodku. – Jessie wystawiła głowę przez dziurę pośrodku czaszy i zaśmiała się z widoku. – Teraz ty, kwiatuszku! – Podpełzłam do otworu i wystawiłam głowę na zewnątrz. – Ha, wyglądam jak krab!_
Powoli pokręciłam głową. Przeciągłe dzwonienie wytrąciło mnie z bezpiecznej przystani snu. Kręciłam głową dokoła, próbując wydobyć się ze spowijającej wszystko wokół lepkiej mgiełki. Chwileczkę, znam ten dźwięk. Czekałam, aż umilknie, a potem policzyłam: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć… jedenaście. Z wysiłkiem rozwarłam powieki i spojrzałam na szparę w suficie. Przeświecało przez nią słońce. Jedenasta rano!
Nie wiedzieć czemu, poprawiło mi to nastrój. Znałam godzinę, a więc odrobinę nad czymś panowałam. Wczoraj nawet nie słyszałam zegara. Dobrze. To znaczy, że udało mi się przeżyć ponad dwanaście godzin. Czy to nie powód do dumy?
– Dzień dobry, kochanie – zagrzmiał od strony drzwi głos Lasko.
Niech to szlag, nawet nie słyszałam, kiedy je otworzył. Lasko wszedł do pokoju, a pitbul zajął stanowisko przy drzwiach.
– Czekałem, aż się obudzisz, abyśmy mogli się troszkę pobawić.
Pobawić? Przełknęłam ślinę, a on pomógł mi się podnieść. Kręciło mi się w głowie.
– Teraz bądź grzeczna i podnieś ręce.
Ściągnął mi koszulę. Przełknął ślinę, pożerając mnie wzrokiem. Przesunął drżącymi palcami po moim brzuchu.
– Miękka i delikatna.
Przygryzłam wnętrze policzka, ale nie odwróciłam wzroku. Musiałam być silna. Przeciągnął ręką między moimi piersiami do szyi. Zamknął oczy i wciągnął mój zapach, jakbym była narkotykiem.
– Lepiej się ubierz, zanim przestanę zachowywać się jak dżentelmen.
Puścił mnie, wyjął z komody spodnie i koszulkę na ramiączkach i rzucił je na łóżko. Znowu nie dał mi butów.
Przyglądał się, jak wciągam na siebie ubranie. Spieszyłam się, jak mogłam, co wcale nie było łatwe, bo moje ciało nie chciało współpracować z mózgiem. Wolałabym, żeby ściany się nie ruszały, to pomogłoby uspokoić się żołądkowi.
– M-muszę do łazienki – wyszeptałam, a on wskazał na stojące w kącie wiadro. Fuj, ohyda. Podeszłam tam i załatwiłam, co trzeba. Prawie się przy tym przewróciłam, więc musiałam podeprzeć się o ścianę. Kiedy skończyłam, Lasko złapał mnie za ramię i pociągnął na krzesło naprzeciw kamery. Założył mi knebel i opaski zaciskowe na ręce i nogi, po czym włączył monitor, bym zobaczyła Setha, który już czekał. Na widok jego miny zapiekło mnie w środku. Wiedziałam, że źle wyglądam. Moje oczy były oknem duszy, a Seth dostrzegł czający się w nich mrok.
Mrugnął dzielnie, by zmienić wyraz twarzy. Wyglądał strasznie. Panicznie wyszeptał ledwie słyszalnym głosem:
– Cześć, mała.
Pokręciłam głową. Na więcej nie było mnie stać.
– Będziesz grzeczna, jak zabiorę knebel? – Lasko ostrzegł mnie spojrzeniem, żebym się nie odzywała. Skinęłam głową, a on poluzował knebel, a potem opuścił mi go na szyję. Następnie delikatnie dotknął moich policzków tam, gdzie skóra była zaczerwieniona. – Obtarły się.
Podniosłam na niego wzrok. W takich chwilach chciałam, żeby myślał, że powoli mięknę i w końcu mu się poddam, zrobiłam więc najbardziej niewinną minę, na jaką było mnie stać w takich okolicznościach.
– Proszę. – Lasko wyciągnął do mnie styropianowy kubeczek z sokiem pomarańczowym i skierował czerwoną rurkę do moich ust. – Wypłucze z ciebie prochy.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki