- W empik go
W obronie czci kobiecej. The Adventure of Charles Augustus Milverton - ebook
W obronie czci kobiecej. The Adventure of Charles Augustus Milverton - ebook
Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition.
Holmes powiadamia Watsona, że lady Ewa Blackwell, narzeczona lorda Dovercourt, jest prześladowana przez Milvertona, zwanego królem szantażystów. Osobnik ten żąda od niej dużej sumy pieniędzy w zamian listy miłosne lady do jej kochanka grożąc, że w przeciwnym razie ujawni je, co doprowadzi do zerwania zaręczyn. Detektyw poproszony został o wynegocjowanie obniżenia ceny okupu do wysokości, którą lady Ewa byłaby w stanie spłacić, Milverton jest jednak nieugięty. Wyjaśnia, że planuje kilka podobnych spraw i zamierza w ten sposób zastraszyć inne ofiary, które przestaną go lekceważyć. Oburzony tupetem szantażysty Holmes chce go zrewidować, tamten pokazuje jednak, że ma broń i dodaje naiwnością byłoby sądzić, że noszę takie papiery przy sobie. Na pytanie doktora, czy taki proceder jest bezkarny, detektyw wyjaśnia, że należałoby pozwać szantażystę do sądu i udowodnić mu wymuszenie, co oznaczałoby upublicznienie sprawy, czego ofiary starają się uniknąć. (za Wikipedią).
Kategoria: | Angielski |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-633-0 |
Rozmiar pliku: | 74 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wypadki, które zamierzam opisać, zdarzyły się już bardzo dawno, a mimo to miałem liczne skrupuły, czy je ogłosić drukiem, czy też nie – aż ostatecznie przezwyciężyłem się.
Rzecz cała była zresztą osłoniętą głęboką tajemnicą i dlatego wniknięcie w jej istotną treść było wręcz niemożliwe. Obecnie, gdy główna osoba działająca w tych wypadkach znajduję się już dawno poza władzą ziemskich sądów, ośmieliłem się tę wielce ciekawą historyę wywlec na światło dzienne z zachowaniem jak najdalej idącej ostrożności, ażeby wykrycie tajemnicy nikogo nie dotknęło. Mnie jednak bardziej zależało na tem, aby opisać nader zajmujące przygody mego przyjaciela Sherlocka Holmesa w tej sprawie, które nad to były w części i mojem udziałem. Czytelnik będzie łaskaw darować, że nie podaję rzeczywistych dat i nie wymieniam nazwisk, lecz je opuszczam, bądź też dowolnie zmieniam. Czynię to bowiem w tym celu, aby opowiadanie moje nie dało komukolwiek poszlak do wykrycia sprawy.
Było to w ponury, posępny zimowy wieczór około godziny szóstej. Wróciliśmy obaj z Holmesem na ulicę Baker z niezbyt przyjaznej przechadzki. Holmes, zapaliwszy lampę, spostrzegł na stole bilet wizytowy, wziął go do ręki, obejrzał niechętnie i rzucił z pogardą na ziemię. Zaciekawiło mnie to. Podniosłem bilet i przeczytałem:
CHARLES AUGUST MILVERTON
Agent.
Appledore Towers
Hampstead.
– Któż to jest? – zapytałem.
– Największy łajdak w całym Londynie – odrzekł Holmes, siadając przy kominku i grzejąc zziębnięte nogi.
Jest tam co napisane na odwrotnej stronie?
Obróciłem bilet na drugą stronę i przeczytałem: “Przyjdę o 6:30 rozmówić się – C. A. M.”
– Ano w takim razie on tu niebawem nadejdzie. Ale, ale, czy doświadczyłeś ty, kochany Watsonie, tego przykrego uczucia, kiedy to się jest w zoologicznym ogrodzie przed kratą, za którą cicho, zdradliwie, bez szelestu snują się obrzydliwe gady, kłują cię złośliwym wzrokiem i wysuwają ku tobie jadowite żądła. Takie właśnie uczucie ogarnia mnie zawsze, ilekroć spojrzę na Milvertona. W mojej praktyce zetknąłem się z około pięćdziesięciu złoczyńcami, najgorszy z nich jednak nie budził we mnie takiej odrazy, jak ten obrzydliwy człowiek. A jednak, niestety, zmuszony jestem mieć z nim do czynienia i właściwie na moje zaproszenie ma on tu dzisiaj być.
– Cóż to za szczególna osobistość?
– Jest on, kochany Watsonie, jednym z najsprytniejszych szantażystów. Biada człowiekowi, którego tajemnica dostanie się do wiadomości Milvertona. Z cynicznym uśmiechem i kamiennem sercem dręczy on swoje ofiary, wyciska z nich krew, jak sok z cytryny. Jest to w swoim rodzaju geniusz i gdyby był zamiast tego wstrętnego procederu, chwycił się jakiego uczciwego zawodu, byłby był z pewnością doszedł do wielkich zaszczytów i godności. Oto w jaki sposób uprawia on swoje rzemiosło. Naprzód daje on do zrozumienia upatrzonym osobom, że gotów jest zapłacić bardzo wysokie sumy za listy, kompromitujące bogate i wysoko postawione osobistości. Rozumie się wielu jest takich, którzy łakomią się na to honoraryum, a zwłaszcza z pośród nieuczciwej służby, a więcej jeszcze z pośród salonowych gogów, cieszących się zaufaniem łatwowiernych kobiet. Płaci on bardzo hojnie. Znam np. wypadek, że zapłacił pewnemu lokajowi za list o dwu tylko wierszach siedemset funtów sterlingów. Za pomocą tego listu zdołał Milverton doprowadzić do ruiny finansowej jeden z najstarszych i najznakomitszych rodów w Anglii. Wszystko, co tylko trąci skandalem, a z czego można wydobyć zysk, nie ujdzie bacznej uwagi Milvertona. To też jest takim postrachem mieszkańców całego kraju, że setki ludzie blednie już na samo wspomnienie jego nazwiska. Nikt nie może wiedzieć, co mu grozi ze strony tego człowieka. Żadne najniewinniejsze głupstwo, żaden lekkomyślny czyn młodości nie jest niewinny, jeśli go weźmie w swoje ręce Milverton. Jest majętnym i może za pomocą pieniędzy robić co zamierza. Powiedziałem ci już, że jest to jeden z największych szubrawców w całym Londynie i powiedz sam, czy to nie prawda, czy nie gorszy on stokroć od złoczyńcy, który popełnia zbrodnię w przystępstwie szału, podczas gdy on dręczy swoje ofiary z zimnem wyrachowanem okrucieństwem, zarówno dla własnej dzikiej przyjemności, jak i dla napełnienia i tak już pełnych sakw ich mieniem?
Rzadko kiedy zdarzało się, żeby Holmes był tak głęboko wzruszony.
– Czy tego draba nie można pociągnąć do sądowej odpowiedzialności? – zapytałem.
– W teoryi – tak, ale w praktyce w żaden sposób. Na cóż zdałoby się na przykład jakiejś kobiecie, gdyby tego wampira na kilka miesięcy zamknięto, skoro zgubiła by przedewszystkiem samą siebie? Widzisz więc, że jego ofiary są wobec niego bezsilne. Gdyby on kiedykolwiek chwycił w swoje pazury jaką zupełnie niewinną osobę, to być może, że udałoby się nam go złowić. Ale on przebiegły i ostrożny, jak sam szatan. O, nie, nie, my musimy poszukać innych dróg i innych środków, by położyć koniec jego rzemiosłu.
– W jakim celu on dziś do nas przychodzi?
– Pewna moja klientka powierzyła mi załatwienie drażliwej sprawy. Klientką tą jest urocza panna Ewa Brackwell, która w ubiegłym sezonie teatralnym debiutowała na naszej scenie i zyskała sobie u publiczności wielką sympatyę. Jest ona zaręczona z hrabią Dovercourt i ślub ma się odbyć za dwa tygodnie. Tymczasem ten nędznik Milverton posiada w swoich rękach kilka jej nierozsądnych listów, ale tylko nierozsądnych, Watsonie, i zupełnie niewinnych, pisanych niegdyś do pewnego nieszczęśliwego wielbiciela. Listy te jednak, będące w ręku Milvertona, mogą łatwo zamierzony związek udaremnić. Milverton bowiem grozi, że jeżeli mu panna Brackwell nie wypłaci oznaczonej przez niego, dość wysokiej sumy, on listy te wyśle na ręce narzeczonego, który z wszelką pewnością zerwie z nią stosunek. Ja właśnie podjąłem się pośrednictwa pomiędzy panną Brackwell a Milvertonem, a mianowicie mam się z nim ułożyć o jak najdogodniejsze warunki dla mojej klientki.
W tej właśnie chwili usłyszeliśmy odgłos kopyt końskich i turkot kół. Wyjrzałem przez okno. Przed naszym domem zatrzymał się elegancki powóz, zaprzężony w dwa rasowe, rwące rumaki. Lokaj zeskoczył z kozła i otworzył drzwiczki powozu, z których się wysunął nizki, gruby mężczyzna, ubrany w kosztowne futro. Po upływie kilku minut ukazał się on w naszym pokoju. Był to Karol August Milverton we własnej osobie.
Wyglądał na jakie lat pięćdziesiąt. Głowa wyłysiała, z czołem szerokiem, zdradzającem niepospolity umysł, twarz starannie wygolona, oczy szare rzucały z poza złotych okularów przenikliwe spojrzenia, na ustach błąkał się chłodny wiele mówiący uśmiech – słowem postać bardzo osobliwa o wymuszonej, nienaturalnej uprzejmości. Głos jego był również tak miły i słodki jak cała fizyognomia, kiedy podawał nam małą pulchną rękę, wyrażając ubolewanie, że nas poprzednio w domu nie zastał, Holmes udał, że nie widzi wyciągniętej do uścisku dłoni i patrzał mu zimno w oczy. Milverton uśmiechnął się jeszcze więcej, wzruszył ramionami, zdjął z siebie futro, złożył je bardzo starannie na szezlongu i usiadł.
– Kto jest ten pan – ozwał się do Holmesa wskazując na mnie. – Czy można mu zaufać i liczyć na jego dyskrecyę.
– Doktor Watson, mój przyjaciel i zarazem uczestnik moich wypraw.
– A więc dobrze, panie Holmes. Pytałem tylko w interesie naszej klientki. Sprawa jest bardzo delikatnej natury....
– Doktor Watson właśnie jest w nią wtajemniczony.
– Ach tak. No to w takim razie możemy przystąpić do układów. Wiem od ..........The Adventure of Charles Augustus Milverton
It is years since the incidents of which I speak took place, and yet it is with diffidence that I allude to them. For a long time, even with the utmost discretion and reticence, it would have been impossible to make the facts public; but now the principal person concerned is beyond the reach of human law, and with due suppression the story may be told in such fashion as to injure no one. It records an absolutely unique experience in the career both of Mr. Sherlock Holmes and of myself. The reader will excuse me if I conceal the date or any other fact by which he might trace the actual occurrence.
We had been out for one of our evening rambles, Holmes and I, and had returned about six o'clock on a cold, frosty winter's evening. As Holmes turned up the lamp the light fell upon a card on the table. He glanced at it, and then, with an ejaculation of disgust, threw it on the floor. I picked it up and read:--
Charles Augustus Milverton
Agent.
Appledore Towers,
Hampstead.
˝Who is he?˝ I asked.
˝The worst man in London,˝ Holmes answered, as he sat down and stretched his legs before the fire. ˝Is anything on the back of the card?˝
I turned it over.
˝Will call at 6.30 -- C.A.M.,˝ I read.
˝Hum! He's about due. Do you feel a creeping, shrinking sensation, Watson, when you stand before the serpents in the Zoo and see the slithery, gliding, venomous creatures, with their deadly eyes and wicked, flattened faces? Well, that's how Milverton impresses me. I've had to do with fifty murderers in my career, but the worst of them never gave me the repulsion which I have for this fellow. And yet I can't get out of doing business with him -- indeed, he is here at my invitation.˝
˝But who is he?˝
˝I'll tell you, Watson. He is the king of all the blackmailers. Heaven help the man, and still more the woman, whose secret and reputation come into the power of Milverton. With a smiling face and a heart of marble he will squeeze and squeeze until he has drained them dry. The fellow is a genius in his way, and would have made his mark in some more savoury trade. His method is as follows: He allows it to be known that he is prepared to pay very high sums for letters which compromise people of wealth or position. He receives these wares not only from treacherous valets or maids, but frequently from genteel ruffians who have gained the confidence and affection of trusting women. He deals with no niggard hand. I happen to know that he paid seven hundred pounds to a footman for a note two lines in length, and that the ruin of a noble family was the result. Everything which is in the market goes to Milverton, and there are hundreds in this great city who turn white at his name. No one knows where his grip may fall, for he is far too rich and far too cunning to work from hand to mouth. He will hold a card back for years in order to play it at the moment when the stake is best worth winning. I have said that he is the worst man in London, and I would ask you how could one compare the ruffian who in hot blood bludgeons his mate with this man, who methodically and at his leisure tortures the soul and wrings the nerves in order to add to his already swollen money-bags?˝
I had seldom heard my friend speak with such intensity of feeling.
˝But surely,˝ said I, ˝the fellow must be within the grasp of the law?˝
˝Technically, no doubt, but practically not. What would it profit a woman, for example, to get him a few months' imprisonment if her own ruin must immediately follow? His victims dare not hit back. If ever he blackmailed an innocent person, then, indeed, we should have him; but he is as cunning as the Evil One. No, no; we must find other ways to fight him.˝
˝And why is he here?˝
˝Because an illustrious client has placed her piteous case in my hands. It is the Lady Eva Brackwell, the most beautiful debutante of last season. She is to be married in a fortnight to the Earl of Dovercourt. This fiend has several imprudent letters -- imprudent, Watson, nothing worse -- which were written to an impecunious young squire in the country. They would suffice to break off the match. Milverton will send the letters to the Earl unless a large sum of money is paid him. I have been commissioned to meet him, and -- to make the best terms I can.˝
At that instant there was a clatter and a rattle in the street below. Looking down I saw a stately carriage and pair, the brilliant lamps gleaming on the glossy haunches of the noble chestnuts. A footman opened the door, and a small, stout man in a shaggy astrachan overcoat descended. A minute later he was in the room.
Charles Augustus Milverton was a man of fifty, with a large, intellectual head, a round, plump, hairless face, a perpetual frozen smile, and two keen grey eyes, which gleamed brightly from behind broad, golden-rimmed glasses. There was something of Mr. Pickwick's benevolence in his appearance, marred only by the insincerity of the fixed smile and by the hard glitter of those restless and penetrating eyes. His voice was as smooth and suave as his countenance, as he advanced with a plump little hand extended, murmuring his regret for having missed us at his first visit. Holmes disregarded the outstretched hand and looked at him with a face of granite. Milverton's smile broadened; he shrugged his shoulders, removed his overcoat, folded it with great deliberation over the back of a chair, and then took a seat.
˝This gentleman?˝ said he, with a wave in my direction. ˝Is it discreet? Is it right?˝
˝Dr. Watson is my friend and partner.˝
˝Very good, Mr. Holmes. It is only in your client's interests that I protested. The matter is so very delicate ----˝
˝Dr. Watson has already heard of it.˝
˝Then we can proceed to business. You say that you are acting for Lady Eva. Has she empowered you to accept my terms?˝
˝What are your terms?˝
˝Seven thousand pounds.˝
˝And the alternative?˝
˝My dear sir, it is painful for me to discuss it; but if the money is not paid on the 14th there certainly will be no marriage on the 18th.˝ His insufferable smile was more complacent than ever.
Holmes thought for a little.
˝You appear to me,˝ he said, at last, ˝to be taking matters too much for granted. I am, of course, familiar with the contents of these letters. My client will certainly do what I may advise. I shall counsel her to tell her future husband the whole story and to trust to his generosity.˝
Milverton chuckled.
˝You evidently do not know the Earl,˝ said he.
From the baffled look upon Holmes's face I could see clearly that he did.
˝What harm is there in the letters?˝ he asked.
˝They are sprightly -- very sprightly,˝ Milverton answered. ˝The lady was a charming correspondent. But I can assure you that the Earl of Dovercourt would fail to appreciate them. However, since you think otherwise, we will let it rest at that. It is purely a matter of business. If you think that it is in the best interests of your client that these letters should be placed in the hands of the Earl, then you would indeed be foolish to pay so large a sum of money to regain them.˝ He rose and seized his astrachan coat.
Holmes was grey with anger and mortification.
˝Wait a little,˝ he said. ˝You go too fast. We would certainly make every effort to avoid scandal in so delicate a matter.˝
Milverton relapsed into his chair.
˝I was sure that you would see it in that light,˝ he purred.
˝At the same time,˝ Holmes continued, ˝Lady Eva is not a wealthy woman. I assure you that two thousand pounds would be a drain upon her resources, and that the sum you name is utterly beyond her power. I beg, therefore, that you will moderate your demands, and that you will return the letters at the price I indicate, which is, I assure you, the highest that you can get.˝
Milverton's smile broadened and his eyes twinkled humorously.
˝I am aware that what you say is true about the lady's resources,˝ said he. ˝At the same time, you must admit that the occasion of a lady's marriage is a very suitable time for her friends and relatives to make some little effort upon her behalf. They may hesitate as to an acceptable wedding present. Let me assure them that this little bundle of letters would give more joy than all the candelabra and butter-dishes in London.˝
˝It is impossible,˝ said Holmes.
˝Dear me, dear me, how unfortunate!˝ cried Milverton, taking out a bulky pocket-book. ˝I cannot help thinking that ladies are ill-advised in not making an effort. Look at this!˝ He held up a little note with a coat-of-arms upon the envelope. ˝That belongs to -- well, perhaps it is hardly fair to tell the name until to-morrow morning. But at that time it will be in the hands of the lady's husband. And all because she will not find a beggarly sum which she could get by turning her diamonds into paste. It IS such a pity. Now, you remember the sudden end of the engagement between the Honourable Miss Miles and Colonel Dorking? Only two days before the wedding there was a paragraph in the MORNING POST to say that it was all off. And why? It is almost incredible, but the absurd sum of twelve hundred pounds would have settled the whole question. Is it not pitiful? And here I find you, a man of sense, boggling about terms when your client's future and honour are at stake. You surprise me, Mr. Holmes.˝
˝What I say is true,˝ Holmes answered. ˝The money cannot be found. Surely it is better for you to take the substantial sum which I offer than to ruin this woman's career, which can profit you in no way?˝
˝There you make a mistake, Mr. Holmes. An exposure would profit me indirectly to a considerable extent. I have eight or ten similar cases maturing. If it was circulated among them that I had made a severe example of the Lady Eva I should find all of them much more open to reason. You see my point?˝
Holmes sprang from his chair.
˝Get behind him, Watson! Don't let him out! Now, sir, let us see the contents of that note-book.˝
Milverton had glided as quick as a rat to the side of the room, and stood with his back against the wall.
˝Mr. Holmes, Mr. Holmes,˝ he said, turning the front of his coat and exhibiting the butt of a large revolver, which projected from the inside pocket. ˝I have been expecting you to do something original. This has been done so often, and what good has ever come.........