- W empik go
W otchłani wieków - ebook
W otchłani wieków - ebook
Ta publikacja II poprawione i rozszerzone wydanie książki z cyklu science fiction o podróży wehikułu czasu o nazwie Polonia, poprzez wszystkie epoki od powstania Ziemi przez wszystkie ery: od Archaiku aż do epoki czwartorzędu, gdzie zamieszkuje nasza cywilizacja targana wojnami, codziennymi problemami i wszystkim, co związane jest z naszą planetą zwaną Ziemia.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8155-128-1 |
Rozmiar pliku: | 17 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W niedalekiej odległości od naszej ziemi, z czarnej jak smoła głębi kosmosu, leciał szybko jakiś nieznany bliżej nikomu nieznany duży świecący jasno obiekt. Skrywał się jak by bawiąc w chowanego za naszym księżycem, leciał w strugach meteorów od strony olbrzymiego Saturna.
Był jeszcze w odległości trzech dni od ziemi. Nic innego jak jakiś olbrzymi statek kosmiczny, szedł pewnie jak na te tytaniczne odległości bardzo wolno, jak obserwujący okolicę policjant w dyżurującym na nieboskłonie gwiezdnym patrolu. Z daleka ziemia była widoczna jak olbrzymia biało niebieska tarcza, odbijająca się od czerni kosmicznej otchłani jak drogocenny szafir. W pewnej chwili obcy olbrzymi statek nagle przyspieszył i wchodził na orbitę naszej planety z szybkością na jaką zdobywają się tylko, pędzące na swoją więcej niż pewną zagładę, jasno rozżarzone meteoryty. Okrążał kilkakrotnie tą napotkaną przypadkiem na peryferiach drogi mlecznej głęboko ukrytą w kosmosie, nieznaną nikomu planetę z coraz mniejszą szybkością, przy czym zauważyć można było, iż pewnie chce gdzieś usiąść na stałym lądzie. Chociaż z tym był pewien i to niebagatelny problem, bowiem nad całą planetą unosiły się wręcz niezliczone pióropusze czarnego gęstego dymu sięgającego wysoko aż do stratosfery, wybuchających wulkanów.
Na całej powierzchni ziemi, a nawet widocznych wybuchach magmy z głębi wód oceanów koloru zielono burego. Mało tego w kierunku ziemi także pędziła z olbrzymią prędkością wiele od ziemi mniejsza młodziutka planeta Tea. W pewnym momencie trzasnęła w płonącą powierzchnią co zakończyło się nieomal unicestwieniem dopiero co powstającej z gwiezdnego pyłu ziemi. Wybuch jaki nastąpił omal nie rozerwał młodej i delikatnej pokrywy na strzępy. Lepiej nie było znajdować się w okolicach tego tragicznego z pozoru jak się dla nas ziemian okaże w przyszłości upadku. Coraz to nowe wybuchy wstrząsały rozgrzaną do czerwoności atmosferę.
Jak by w oczekiwaniu na swoją kolej, statek kosmiczny musiał chować się za swoim płaszczem anty uderzeniowym. Gdyż nie patrząc na kolejność przy lądowaniu w tej piekielnej zupie. Waliły w ziemię jeden za drugim rozgrzane do białości meteoryty. Ziemia sprawiała wrażenie gorącego do granic możliwości wielkiego wulkanicznego tygla w którym kotłowała się jak w ogromnym kuchennym garze, wulkaniczna piekielnie gorąca magmowa zupa. Widać jednak że ci kosmiczni przybysze byli na tyle mocno, zdeterminowani w swoim postanowieniu zbadania, tego dziwacznego miejsca, iż statek nie odchodził z orbity, ale krążył wytrwale jak natrętny kawaler pragnący poznać wdzięki swojej kipiącej ogniem piekielnym pięknej wybranki. Kosmiczni zdobywcy pomni jednak na niebezpieczeństwa jakie mogła natrafić na młodziutkiej planecie załoga nieznanego statku.
Wytrwale zataczali jeden krąg orbitalny za drugim i nie wchodzili zbyt pochopnie w tą gorącą i palącą jak w diabelskim ogniu atmosferę. Natomiast można było zaobserwować iż obiekt zbudowany z jakiejś dziwnie błyszczącej materii, jest nie tylko olbrzymim pojazdem kosmicznym, ale i również ponad wszystko co znamy dziś, doskonałym cudem technicznym, gdyż był on nie tylko statkiem kosmicznym przeznaczonym do poruszania się w jednej ze znanych nam form przestrzeni. Olbrzym był przystosowany widocznie również do podróży w czasie, bowiem w pewnej chwili jak by był zupełnie znudzony straszliwym nieustającym kataklizmem, po prostu zniknął jak gasnący w tle nieba hologram i po chwili nie było widać już nic, prócz szalejących bez końca, żywiołów na powierzchni planety i w jej najbliższym otoczeniu.
Widok ziemi był jednocześnie przepiękny jak i tak mocno niepokojący, że lądowanie bezpośrednie na jej powierzchni, było by wprost czystym samobójstwem pomimo posiadania jakieś wysoko zaawansowanej technicznie tarczy ochronnej nad całym statkiem. Widocznie jednak technologia obcych nie pozwalała na wyjście załogi na zewnątrz statku. Gdyż po przyjrzeniu się statkowi gdy wcześniej był jeszcze widoczny na orbicie, można było dostrzec w licznych iluminatorach jakieś dziwne twarze o przypominającym nas ludzi wyglądzie, jednak ubranych zupełnie inaczej niż nasi astronauci.
Ale nas ludzi dziedziców tej planety kipiącej ogniem ziemi, przecież jeszcze długo nie mogło ani nie miało tu na ziemi być. Skąd zatem taki dziwny obiekt w tym tak bardzo pradawnym świecie? Toteż taki widok mógłby zaskoczyć postronnego obserwatora i ile by się taki mógł znaleźć w pobliżu, zaistniałych wypadków. Widoki jakie roztaczały się przed tymi obserwatorami nie wiadomo skąd przybyłymi były zaprawdę jak z jakiegoś dobrego filmy katastroficznego, gdyż sceny jakie co chwila się pojawiły i znikały w panoramie tych nowo powstających proto planetarnych zdarzeń były iście zdumiewające. Jednak tak straszne że niejednemu śmiałkowi warto było by przysłonić oczy gdyż widoki były naprawdę porażające, chociaż tak pełne dramatyzmu i kosmicznej ekspresji. W planetę waliły na przemian a to głazy wielkości wieżowców, albo potężnych autobusów jak by patrzeć zupełnie z boku, w ziemię waliło nagle wszystko co się znajdowało w kosmosie. Czy ziemia to wytrzyma? Wydawało się że nie da rady, ale wytrzymała wszystko.
Ci odważni ponad wszelką wątpliwość kosmiczni zdobywcy jak by z wielką rozwagą, ale i ogromną wiedzą zabierali się do eksploracji tego nowego w ich percepcji powstającego dla nas miejsca. Wpierw ukryli się za antymagnetycznym niewidzialnym płaszczem ochronnym, a później jak zauważyliśmy najzwyczajniej w świecie sobie po prostu na jakiś czas zniknęli. Gdzie się ukryli? To przecież, nie było wiadome bo nie było ze statkiem przez dość dłuższy okres żadnego kontaktu bo i też nikt nie mógł go jak na przykład dzisiaj obserwować.
Przybysze zniknęli z orbity ziemi jak by ich tu nigdy nie było. Statek przecież jednak nie zniknął sobie w kosmosie, ale przenosił się cyklicznie w czasie, aż do spokojniejszego okresu dziejów naszej planety, jakie miały nadejść po kilkuset milionach lat. Tymczasem jak by po staremu nad ziemię nadlatywały niezliczone olbrzymie kosmiczne bryły skalne i waliły z całą mocą w młodą powierzchnię ziemi. Nie skrępowane żadnymi barierami ani hamulcami waliły w nią jak w odsłoniętą nierozważnie pierś jakiegoś atlety albo uzbrojonego w zbroję średniowiecznego rycerza. Widok był przepiękny jak i straszliwie przygnębiający, ale nie widział tego chyba nikt, poza krążącym po orbicie statku. Tego też nie można było z całym przekonaniem stwierdzić, gdyż problem pokonania czasoprzestrzeni jest na tyle skomplikowany, iż jedno pokolenie nie było by w stanie pokonać czasu, o ile nie dysponowało by jak w tym przypadku możliwością poruszania się w takiej przestrzeni.
Kosmiczni podróżnicy przybyli widocznie z bardzo daleka, nie wiadomo nawet z której strony nieskończonej pustki wprost zza olbrzymiego Saturna skąd przylecieli. Wiadomo jednak że nad ich światem, świeciły nie tak jak u nas jedna gwiazda, ale dwie nieco mniejsze od naszego słońca. Nie znamy wprawdzie ich nazw, ani gwiazdozbioru z którego przylecieli. Jednak nie to było istotne skąd są ci przybysze, tylko z czym, i w jakim też celu przybyli na ziemię i co mają zamiar tu robić. Czego dokonać? Co badać? Były to pytania na które nikt nie mógł dać z oczywistych powodów żadnej odpowiedzi. Bo też i nie było nikogo z ziemian, kto mógłby zadać takie cisnące się zaraz na usta pytania. Tymczasem po staremu olbrzymie płonące zaraz po wejściu w atmosferę głazy zwalały się na ziemię jak było widać w kosmosie jeden za drugim, bez żadnej sensownej przerwy.
Jednak w końcu starzejący się już wszechświat jak by znudził się nieustannymi manewrami wojennymi i prawie wystrzelał się do cna z grubszej amunicji, w jaką od samego początku swego powstania. Czyli trzynaście miliardów lat temu uzbroił go wielki wybuch i nastała na niej jakaś bardzo, dziwna cisza i pokazały się spokojniejsze już morza i oceany. Wielkie i mniejsze wulkany na ziemi przestały w większości dymić i rzygać ogniem i lawą, powietrze na planecie stawało się z wolna coraz bardziej podobne do tego, jakim oddychamy my dziś na tym cudownym zakątku w czarnym wiecznie kosmosie. Dziwny i chwilowy spokój jaki się w około roztaczał nastrajał bardziej optymistycznie, co do bardziej świetlanej przyszłości tej planety. Noce na razie następowały po sobie po bardzo krótkim dniu tak szybko, że nie było by czasu na porządny sen, doba była tak króciutka, jak szybko migający kadr w jakimś dobrym, lub mniej ciekawym filmie o kosmicznej przestrzeni.
Świat zaczynał powstawać wokoło taki jak go znamy i co też nie było wcale dziwne. Z otchłani czasu i jak by wizualnego niebytu wyłonił się na orbicie okołoziemskiej znany nam statek kosmiczny, będący też swego rodzaju wehikułem czasu. Właśnie świecił olbrzymi jak tarcza strzelnicza niedawno powstały z rozerwania płaszcza ziemi lśniący jak wielki srebrny denar księżyc. Kosmiczny zwiadowca powoli zszedł z orbity ziemskiej nad jej powierzchnię, po czym… Coś chyba z lądowaniem poszło nie po myśli pilota dowodzącego i prowadzącego olbrzymi statek badawczy. Bo ten zatoczył się w podejściu do gruntu jak jakiś pijany przechodzień na śliskim bruku po czym zarył nieco nosem w grunt wzbijając przy tym niefortunnym lądowaniu, wielkie tumany kurzu. Po czym jak by zagniewany, huknął z całą mocą jakimiś silnikami po czym zamarł bez ruchu na powierzchni młodej dziewiczej do dziś planety. Widać było że jest tak skonstruowany iż nie groźny mu jest żaden upadek czy jakaś przypadkowa nawet kolizja z czymśkolwiek.
Czy nawet jakiś w miarę drobny błąd prowadzącego pojazd pilota. Byłby to dla nas, raczej troszkę dziwny obraz gdybyśmy zobaczyć mogli na własne oczy to niezdarne nieco lądowanie. Zważywszy na niespotykaną technikę którą zaprezentował uprzednio ten gwiezdny przybysz. Na całe szczęście nic złego się przecież nie stało ani nikt nie mógł widzieć tego dość niezwykłego lądowania bo przecież w tym czasie na naszej ziemi tak licznie dziś zamieszkałej nie było przecież nikogo, żadnej absolutnie żywej duszy. Po za tym miało tak być przez wiele miliardów lat, na tej starej a tak przecież przepięknej dziś planecie ziemia.
Przez kilkanaście godzin nie działo się w okolicach dziwacznego obiektu nic niezwykłego, światła we wnętrzu kosmicznego pojazdu zapalały się i gasły zgodnie z króciutkim dniem i krótszą jeszcze nocą. Widocznie załoga wypoczywała po wielkich zapewne trudach lotu, ale tego się nie dowiemy dopóki nie zajrzymy do środka owego dziwacznego kolosa kosmicznego i poruszającego się w dodatku w czasoprzestrzeni. Na pierwszy rzut oka była to pewnie obawa uzasadniona w pełni, bo samo skojarzenie latającego kolosa z tym kipiącym niedawno kotłem ognia było jak by nie patrzeć prawie widokiem niedorzecznym a tak dziwnym jak spotkanie samotnie jakiegoś dziwacznego ufo w pustym polu i to w dodatku jeszcze w nocy. Tymczasem powoli wstawał nowy dzień i statek nagle jak by ożył z letargu.
Najpierw otworzyły się zakrywające iluminatory osłony termiczne z jakiegoś twardego i metalicznie świecącego tworzywa. Załoga po przyjrzeniu się jej z bliska jak się okazało była złożona z kilku zupełnie normalnie wyglądających na ziemian mężczyzn w średnim wieku i kilku kobiet o miłych twarzach nie przekraczających na pierwszy rzut oka trzydziestu kilku lat. Właśnie można było usłyszeć tam, taką rozmowę. Panie inżynierze, niech pan zwróci uwagę, jak blisko drogi mlecznej znajduje się sąsiadująca z drogą galaktyka Andromedy, jest ona położona tak blisko że wydaje się iż można ją dotknąć ręką. Leży niemal tak niedaleko jak w naszych czasach Jowisz czy Saturn. Prawdę mówiąc to naprawdę fascynujący widok.
Powiedział profesor Krasiczyński, i dodał zwykła rzecz w tym tak oddalonym czasie od naszej rzeczywistości. Zobaczymy też jakie zmiany następują na samej ziemi a to jest dopiero fascynujące zadanie. No, zresztą po to nas instytut geoarcheologii, wysłał w tą niesamowitą podróż w czasie. Widać z ziemi nie tylko samą galaktykę Andromedy ale i zobaczcie państwo, jak blisko ziemi leżą księżyc, i wszystkie inne planety, a jaka ziemia z kosmosu była fascynująca, panie profesorze, powiedziała asystentka profesora doktor Nina. Jak by do profesora a właściwie sama do siebie.
Lub nawet do wszystkich zebranych podczas porannej odprawy, po fatalnym wylądowaniu przez pilota astronautę Piotra Koniecznego. Który jak by nigdy nic siedział za sterami tego i wehikułu czasu jak i statku kosmicznego. Zależnie czym miała być ta maszyna w danym momencie, zawsze była do dyspozycji tak w czasie i przestrzeni jak i w dalekich podróżach kosmicznych. Najważniejsze zaś była jej chyba jedna z cech iż była niemal niezniszczalna nawet podczas takiego fatalnego lądowania na jakiejś planecie. W tym wypadku na wczesnej niedawno przed kilkoma milionami lat powstałej z dymu i ognia kosmosu ziemi.
Widoki na niej samej jak i w otaczającej bliższej i dalszej przestrzeni kosmicznej, były i są raczej nieziemskie i przyprawiają o zawrót głowy. Powiedział łysiejący przedwcześnie docent Pawlaczyk A jest to początek naszej przygody, dodał na to profesor Krasiczyński. Panie Piotrze. Profesor zwrócił się do głównego pilota pojazdu. Niech pan będzie uprzejmy zabierać nas z tego miejsca, gdyż ten czas jest dla nas jeszcze bardzo nie bezpieczny, a ziemia zbyt młoda aby badać jakiekolwiek życie, w tej epoce. Niech pan uruchomi napęd czasoprzestrzenny i przeniesie nas w pierwotne stadium do epoki archaiku, tam się zatrzymamy na dłużej i będziemy cofać się wolno z powrotem do roku 2099.
Skąd wystartowaliśmy w tą karkołomną podróż. Tylko niech pan znowu nie walnie z grubej rury w grunt bo nas pan pozabija prędzej niż się zabierzemy do prawdziwej roboty. Tak jest, panie profesorze odparł Konieczny. I zaraz dodał, to nie jest moja wina, tylko żyrokompas zwariował od tej zmiany pola magnetycznego i Polonia wyrżnęła łbem prosto w ziemię. Dobrze, dobrze nie będę roztrząsał co było przyczyną, tylko niech się pan stara, a zresztą czy główny komputer nie przewidział takich dziwnych przypadków i im nie zapobiegł? Bo mam obawy co do dalszej podróży w takim dyskomforcie jakim było to lądowanie. Na co komputer główny również stanął we własnej obronie, mówiąc Panie profesorze nikt nie jest winny temu lądowaniu i zapobiegnę na przyszłość takim przypadkom. To dobrze. Powiedział profesor zatem lećmy do nieco późniejszych okresów. Na co matka jak nazywał się komputer główny, zrelacjonował przytomnym ludziom, obecnym przy obserwacjach powstającej z ognia i lawy planety.
Eon Faneorozoik, Eoarchaik, Paleoarchaik
Znajdujemy się obecnie w końcówce najstarszej epoki, panie profesorze. Jest to najstarsza era w dziejach naszej planety zwana Hadeikiem zwana także Eonem hadeicznym trwa minus od naszych czasów 4,6 miliarda lat. Okres ten obejmuje czas od powstania ziemi, do wytworzenia się najstarszych skał jakie zachowały się aż do naszych czasów. Jesteśmy świadkami geoformowania się ziemi nieco wcześniej. Dobrze też, dodała matka od siebie, że pan Konieczny wyrżnął statkiem teraz, a nie zaraz na samym początku powstawania ziemi bo było by więcej niż pewne po nas. Choć i teraz nie jest tu jeszcze zbytnio bezpiecznie. Dziwne że nasze komputery pokładowe mają jakikolwiek instynkt samozachowawczy. Powiedział do tak zwanej matki profesor. Na co nie usłyszał odpowiedzi, a matka relacjonowała dalej. Jak wiemy w okresie nieco tylko wcześniejszym uformował się księżyc na skutek kolizji planetarnej. Dobrze też że powłoka planety na tyle jest stabilna.
I już nieco zastygła iż można już niemal bezpiecznie się po niej jako tako poruszać, dodała matka. Po czym na monitorach pokazała się tak zwana spirala powstawania. Właśnie niedługo powstaną przecież wszystkie oceany i Pangea. Jako tako, to mawiają w Japonii, a u nas w Polsce, mówi się jak się da, to się da, zakończył wykłady komputera matki profesor. Właściwie matka, niech się bierze do przeniesienia nas do następnej bezpieczniejszej epoki czyli Protezoiku, a pan panie komandorze niech idzie się przespać bo pewnie jeszcze się pan trzęsie z powodu zarycia nosem w piach? Panie profesorze ja nie będę stawał w obronie swojego dobrego imienia, bo nic się nie stało złego i nie mogło przecież stać.
Powiedział na to pilot Konieczny nieco tylko, albo i na niby obrażony wyszedł ze sterowni i poszedł do swojej kabiny, pewnie kląć w żywy kamień na ten głupi przypadek, swojego niezbyt pięknego lądowania. Tymczasem maszyna kosmiczna nie musiała ruszać się wcale z miejsca, tylko z zewnątrz zaczęła nagle zanikać i ginąć w bezmiarze czasu.Eon Mezoarchaik, Neoarchaik, Paleoproterozoik
Po kilkunastu minutach maszyna czasu przeniosła się o sześć milionów lat w przyszłość, przy czym na wielu ekranach pokazała się panorama ziemi w pierwszej właściwie epoce liczonej już jako ustalenie się lądów w Eo archaiku czyli dokładnie 4 miliardy lat od naszych czasów.
Eon Mezo Proterozoik, Neoproterozoik
Po śniadaniu cała załoga zebrała się w sterowni, w sumie było w tej wyprawie dziesięciu naukowców, trzech archeo geologów, dwoje archeo zoologów, dwóch astronautów i sam kierownik wyprawy profesor Krasiczyński, resztę załogi poznamy za chwilę podczas swoich wystąpień dotyczących ekspedycji. Najwcześniejszy okres Hadeiku wyglądał tak, powiedziała matka i zaraz wyświetliła najbardziej ponury obraz z prapoczątków powstania ziemi, który niejako wyprawa celowo ominęła i znalazła się w samym końcowym jej okresie będącym już w miarę stabilną epoką.
Zaraz zaś po tym matka pokazała wykresy geologiczne w kolejności jakie mieli nasi podróżnicy i badacze ziemi PAN bo trzeba zdradzić w końcu i tą tajemnicę, kim byli dziwni podróżnicy w czasie. Jest to wyprawa aż do zarania czasów Polskiej Akademii Naukowej w Warszawie. A skąd dwa słońca na początku naszej opowieści? Zada pytanie baczny obserwator. Z bardzo prozaicznego powodu ziemianie musieli się przenieść na pewien czas, kilku dziesięcioleci aż do innego wymiaru przestrzeni w kosmosie, gdzie osiedli tymczasowo na planecie X gdyż nasze słońce puchło w zastraszającym tempie i już w roku 2028 zaczęło bezpośrednio zagrażać życiu na ziemi. Nim zostało technicznie doprowadzone do stanu zwykłej reakcji termonuklearnej w roku 2078. Ale to jest zupełnie inna historia wróćmy zatem do podróży w czasie na naszej planecie. Matka wyświetliła kolejne wykresy tym razem jeden po drugim.
Przy czym próbowała dalej ględzić o powstawaniu różnych i najwcześniejszych okresów w dziejach ziemi. Kiedy profesor zwołał na naradę po śniadaniu resztę swojej załogi. A ta zaczęła powoli wychodzić ze swoich kabin, całkiem zwyczajnie sobie ziewając, albo też w jakiś cywilnych i czasami niezbyt kompletnych strojach służbowych. Jako że dyscyplina na tym statku podróżującym w czasie nie była zbytnio wyważona na szali obyczajowo służbowej. Każdy z naukowców dobrowolnie wziął w niej udział i nie zwracano zbytniej uwagi na jakiś zbytnio ostry czy wręcz wojskowy tak zwany dryl służby. Podróż w czasie była i tak dość mocno niebezpieczna, że profesor nie przywiązywał zbytniej uwagi do ubioru swoich podwładnych, zresztą nic w tym nie było dziwnego gdyż sam był dość często roztargnionym i raczej dobrodusznym starszym panem. Jednak sprawy poznania naocznie najstarszych dziejów ziemi stanowiła dla całej załogi najwyższy priorytet.
Matka nie zwracając na nic uwagi dalej referowała kolejne fazy powstawania ziemi, ukazujące dokładnie wszystkie okresy geologiczne naszej planety. Chociaż tu na tym pokładzie każdy je bardzo dobrze znał. Nie wiadomo czego chciał profesor od swoich załogantów, gdyż wszyscy rozeszli się do stołówki skąd smakowicie zalatywał zapach świeżo parzonej gorącej kawy. Niemal natychmiast po skończonym porannym posiłku jak wcześniej mówiliśmy, niemal cała załoga stawiła się już w komplecie ubrana w przepisowe służbowe stroje podróżne, czymś w rodzaju kombinezonów podobnych do kosmicznych, siedziała karnie w obszernej sterowni każdy przy swoim stanowisku badawczym i komputerze osobistym. Naradę rozpoczęto od tego iż sprawa podejścia do ustalonej wcześniej epoki była niemal na końcu przemieszczania się w czasie, i zegar aero chromatyczny pokazywał wchodzenie w okres Archaiku następującym niemal zaraz po Hadeiku. Wskazywał właśnie erę 4 miliardów lat od dwudziestego pierwszego wielu w roku 2099,skąd wystartowano w tą podróż. Rozważania podjął kierownik naukowy wyprawy docent Wojciech Pawlaczyk, tymi słowami. Koledzy i koleżanki wchodzimy właśnie w drugi najważniejszy okres naszej ziemi zwany Archaikiem, który jak wiecie zbadamy również dokładnie, poprzez wszystkie cztery jego części począwszy od zbliżającego się właśnie eoarchaku, poprzez kolejny paleoarchaik i neoarchaik. Gwoli przybliżenia okresu powiem kilka słów o geologicznych aspektach tej ery. I tak archaik stanowi najstarszy niemal okres dziejów naszej ziemskiej litosfery. Łączony jest on z protozoikiem i określa się ten okres wspólną nazwą Prekambru. Jeśli chodzi o temperaturę ta we wczesnym okresie archaiku wynosi już mniej niż 100 stopni Celsiusza. Tu też stygnąca magma utworzyła cienką warstwę choć jeszcze spękaną skorupę planety, powstały w tym okresie pierwsze skały magmowe i co ważne dla nas metamorficzne, a następnie skały osadowe i ziemię już otoczyła atmosfera, a jej skład to głównie wodór, niestety metan, i amoniak niezbyt przyjazne wychodzeniu na zewnątrz naszego pojazdu. Jest też tu dużo bardzo dużo pary wodnej. Występują też tutaj nieustanne procesy górotwórcze i dalej następują silne wybuchy wulkaniczne. Co możemy zaobserwować właśnie teraz na naszych monitorach wewnętrznych podczas przemierzania w okres archeum. Skały archaiczne występują i przetrwały przecież aż do naszych czasów, zwanych kontynentalnymi płytami tektonicznymi. Rozpoznać możemy w nich też najróżniejsze ślady deformacji tak zwanych orogenez, samijskiej, białomorskiej, kenorańskiej. A na samym styku z pograniczem proto mezoicznym zwanej algomijską. Następują w tym okresie znane państwu jako geologom tak zwane bardzo silne intruzje skał magmowych.
Natomiast z uwagi na bardzo gęstą atmosferę w której skład wchodzą tak nieprzyjazne nam związki jak cyjanowodór, czy dla odmiany siarkowodór i dwutlenek węgla a sama atmosfera nie przepuszcza promieni słonecznych. Ten okropny okres przejdziemy we wnętrzu naszego statku na swoich stanowiskach badawczych. Panuje tam na zewnątrz pojazdu bardzo silne ciśnienie atmosferyczne i wynosi 0,10 M paskali. Więc nie mamy czego tam szukać prócz guza albo lepiej powiedziawszy być sprasowanym jak żelazkiem. Skały tutaj, moi drodzy też nie są pokryte jeszcze żadną roślinnością więc biolodzy na razie nic nie znajdą godnego uwagi. Po za tym ulegają bardzo szybko postępującej erozji ziemi.
A na dodatek występują bardzo silne wyładowania atmosferyczne i jak mówiłem wielkie erupcje wulkaniczne. Jednak już w archaiku, możemy zauważyć powstające na naszej planecie życie, i dlatego okres ten jest bardzo też dla nas ciekawy. Pojawiają się tu przecież najstarsze formy życia archeany, zwane archeo bakteriami i bakterie Sinice dające pokłady występującego do naszych czasów tlenu. Reasumując, Proterozoik w jakimś sensie chronologicznym to drugi eon jeden z najważniejszych w dziejach ziemi, jest on młodszy od swego poprzednika archaiku a nieco starszy od eonu fanerozoiku. Jak wszyscy wiemy okres ten trwał w dziejach około dwóch miliardów lat, a tak w nawiasie.
Przeskoczymy go czasie w jakieś pełne dwanaście godzin, zbierając oczywiście wszystkie dane jakie się da pozyskać poprzez czujniki zewnętrzne. Trwał albo możemy nawet powiedzieć trwa, bo jesteśmy tego świadkami za pomocą naszego cudu techniki, około dwa i pół miliarda lat nawet do pięciuset czterdziestu dwóch miliardów lat. Ale mniejsza z tym ile trwał, bo otóż w sensie chronostratygraficznym jest on wyższy w rozwoju od archaiku, niestety niższy od fanerozoiku. Proterozoik dzielimy na trzy eratemy a mianowicie paleoproterozoik, mezoproterozik, i oczywiście jego końcowe stadium zwany neoprotozoik. Wszystkie te sprawy nie są dla nas jako ekspedycji tak ważne jak sprawa jego klimatu. Otóż klimat podlegał tu bardzo silnym zmianom od samego początku i na jego końcu wystąpiły albo wystąpią w naszej percepcji, dwa ważne okresy bardzo ekstremalnie silnych a nawet można powiedzieć globalnych zlodowaceń. Dominuje tu znana wszystkim państwu, tak zwana ziemia śnieżka
Hipoteza tak zwanej ziemi śnieżki jak wszyscy wiemy jest na tyle interesująca iż to jedyny taki przypadek iż cała planeta pokryła się grubą warstwą lodu. Co możemy właśnie zobaczyć na naszych ekranach monitorów jako że przechodzimy akurat przez ten ciekawy okres. Nagle przerwał tą tyradę młodszy geolog inżynier Paweł Jonatan. Panie docencie czy musi pan nam przynudzać o faktach które wszyscy znamy? Muszę pani kolego, muszę i to jest mój obowiązek zapoznać was z kolejnością eonów, A to z kolei wynika z samego faktu iż do kiedy warunki klimatyczne nie pozwolą nam na wyjście z wehikułu czasu i osobiste badania w terenie, wszystkie wczesne okresy musimy opisać zrelacjonować skatalogować i teraz niech pan nie marudzi i słucha dalej co mam do powiedzenia. Odciął się zgrabnie docent Pawlaczyk.
Na cała reszta zalogi uśmiechnęła się jak by pojednawczo. Jedynie profesor Krasiczyński zrobił tak kwaśną minę jak by miał zostać wystawiony właśnie na potężny wszechwładny mróz panujący na ziemi. Machną tylko ręką i powiedział, niech pan referuje dalej panie kolego. Na co docent ochoczo jako stary wykładowca, zabierał się do dalszej prelekcji, kiedy do pomieszczenia wpadł starszy pilot Karol Iwanicki, z oczami przerażonymi jak u królika na widok anakondy. Panie profesorze mamy awarię systemu. A co się do pioruna jasnego znowu mam popsuło albo sami co popsuliście? Zapytał nieco zdenerwowany profesor. Nic nie popsuliśmy tylko zawiesił się nam system uzdatniania wody i chyba dziś obiadu nie będzie. Nic nie szkodzi, odparł profesor jeden dzień na małej diecie niektórym z nas dobrze zrobi. To idźcie panie kolego i naprawcie to co się zawiesiło. Myślałem że coś gorszego się nam popsuło. Proszę niech pan panie docencie referuje dalej. Na co docent widocznie zadowolony bardzo, że może opowiadać dalej o tym co go trapi.
Oraz co go najbardziej w życiu interesowało, podjął wykład o mrokach dziejów natychmiast. Nie czekając nawet na wyjście pilota Wańka. No więc proszę państwa, zagaił docent. Około dwóch miliardów trzystu milionów lat temu, albo mniej więcej w czasie w którym się obecnie znajdujemy, nastąpiło zlodowacenie hurońskie. Ma tutaj dla nas miejsce, bardzo szczęśliwa okoliczność bowiem bardzo znacznie wzrasta zawartość tlenu w atmosferze ziemskiej. W środkowej części Proezoiku klimat na ziemi jest bardzo stabilny, w końcu zmienia się na ciepły, nie następują nowe osadzania się lodowców. Jednak cały ten Eon kończy się bardzo szczęśliwie dla życia na ziemi gdyż zlodowacenia ustępują w mniej więcej okresie siedemset pięćdziesiąt miliardów lat temu aż do okresy Kriogenu przez środkowy Edikar w latach pięćset osiemdziesięciu milionów lat temu. Po których to wielkich zlodowaceniach dochodzi do ekspansji zwierząt wielokomórkowych a dalej już do następnych szybkich kroków w ewolucji życia na ziemi.
W sprawie samej geologii muszę dodać co zainteresuje wszystkich geologów i nie tylko, a najwięcej szefa naszej ekspedycji, bowiem powoli będziemy mogli wyjść na zewnątrz statku i badać naocznie wszystkie interesujące nas aspekty badawcze. Bo oto skorupa ziemska staje się coraz to grubsza i co za tym idzie stabilniejsza, nasilają się w tym okresie procesy sydementacji a co za tym idzie powstaje coraz więcej skał osadowych. Tak proszę państwa w tym okresie zaczyna się właściwa niemal historia planety, nie umniejszając znaczenia wcześniejszych okresów. W tym tak długim okresie nastąpiło kilka orogenez, które to spowodowały istną metamorfozę wcześniej powstałych płyt osadowych.
Jak i wulkanicznych a po części nawet plutonicznych niestety występuje to okres pewnego niszczenia górotworów. Miało to miejsce na pograniczu archaiku proterozoiku, jak na przykład orogeneza Karelska, hudsońska, gremwilska, bajkalska i wiele innych których nie będę wymieniał aby nie zanudzić całkowicie pan Jonatana który jako geolog to wszystko wie lepiej ode mnie. Ale też pod koniec Protezoiku następuje gwałtowny wzrost zawartości tlenu w powietrzu o czym już wcześniej paniom i panom wspomniałem. Zajmijmy się jeszcze przez chwilę sprawą życia w tym okresie, bowiem ewolucja organizmów żywych zapoczątkowanych w Eonie Archaiku znacznie przyspiesza prawdopodobnie około jednego miliarda dwustu milionów lat temu. Pod koniec tego okresu pojawiają się głównie jamochłony, ale i gąbki, pierścienice czy skomplikowane już bardziej stawonogi, co zainteresuje naszych biologów gdyż będą mogli pobrać próbki podczas wyjść eksploratorskich. Ale gwoli ścisłości i ku waszemu zadowoleniu.
Głównie zaś naszych biologów jako przedstawiciele Flory żywej pojawiają się wiciowce, zielenice i krasnopory. Niestety życie to ogranicza się jedynie zgodnie z naszą wcześniejszą wiedzą do wód morskich i oceanicznych. Ale środowiska ekstremalne powszechnie zasiedlają kolonie archeowców i niezliczone kolonie bakteryjne. To tyle jeśli idzie o te sprawy natomiast jak wiecie jako archeobiolodzy skamienieliny są niezmierną rzadkością w dwudziestym pierwszym wieku naszej ery, a związane jest to z brakiem kostnego szkieletyzowania zwierząt. I na koniec o tym Eonie powiem rzecz istotną. Iż w badaniach naukowych nie udało się wyróżnić jednoznacznie skamielin przewodnich dla Protezoiku ale mamy wiele informacji o tym okresie między innymi z tak zwanej fauny ediriańskiej, która niestey nie występowała powszechnie, miała jednak szerokie spektrum w środowisku, a co ważne bardzo szybko ewoluowała i te środowiska będziemy mogli zbadać w następnej epoce w której się znajdziemy i będziemy mogli wyjść na tak zwane świeże powietrze.
Eon Paleozoik i Mezozoik
A jeszcze jedno jako że Paleozoik jest to najstarsza Era Fanerozoiku my wyjdziemy na ląd już chyba, aż w samym Paleozoiku, jako że w tej wielkiej eksplozji ewolucyjnej. Jest tam co obejrzeć i dotknąć pod względami geologicznej jak i biologicznej struktury świata tego okresu. Obecnie zbadamy naocznie żywe okazy trylobitów, czy pazurnice, oraz wszelkich innych przedstawicieli jakie są dostępne w tym okresie Kambru. Zakończył prezentację okresu docent Pawlaczyk. Jak mamy daleko jeszcze, do pierwszego postoju? Bo zdało by się rozprostować kości, zażartował ni stąd ni zowąd profesor Krasiczyński. Bo przecież nie było mowy na razie na opuszczenie pojazdu z powodów bezpieczeństwa. Natomiast profesor Krasiczyński przez interkom, zapytał prowadzącego obecnie pojazd pilota Piotra Koniecznego.
Na co ten zaraz odpowiedział i zameldował się niemal po wojskowemu. Melduję panie profesorze że opuściliśmy zgodnie z pana poleceniami Prekambr i Proterozoik, a obecnie znajdujemy się pod wodą jak ustalaliśmy wcześniej, i zbliżamy się do strefy końcowej kambru a wczesnym ordowikiem. Na chronografie wskazywany jest obecnie dokładnie 498 milionów lat do naszych czasów i zgodnie z wiedzą wejdziemy w Ordowik za jakieś pięć minut. Wobec tego niech pan zwolni podróż w czasie do zera i przekaże obrazy na monitory do każdego pomieszczenia. I niech pan znowu gdzieś nie wyrżnie dziobem w dno albo gdzieś indziej. Spokojnie panie profesorze wszystko mamy pod kontrolą, odpowiedział nieurażony porucznik Konieczny. Po chwili słychać było cichy szum wyłączanego napędu jonowego używanego do podróży w przestrzeni ziemskiej jak i pod wodą. Na monitorach ukazał się obraz podmorskich głębin bardzo późnego Kambru i wczesnego okresu Ordowiku. Polonia przekształciła się niejako w okręt podwodny, i wolno sunąc przy samym dnie przekazywała aktualny obraz z zewnętrzna okrętu.
Miejscami dno było porośnięte roślinami wodnymi a za chwilę w innym miejscu była kompletna pustka pod względem roślinności ale za to pojawiały się najróżniejsze zwierzęta a głównie trylobity, ale i glony, stawonogi, gąbki, czy strunowce Nad dnem morskim Polonia spędziła około dwóch godzin, po czym docent wydał polecenie wynurzenia się podejścia pod stały ląd aby obejrzeć istniejący tam porządek lub nieporządek rzeczy. Okręt wypłynął z głębokiej podwodnej eskapady pierwszej przecież od zatrzymania się na dłuższy czas aby w końcu podjąć jakieś konkretne badania. W międzyczasie matka jako główny komputer analizował wszystkie napływające dane o temperaturze tak powietrza jak i wody i wszystkiego co było konieczne aby wiedzieć. Wyświetliła na panelach bocznych Temperatura 20 stopni Celsiusza. Zawartość tlenu w atmosferze 12,5 procenta w objętości dwutlenku węgla zawartość wynosi około 4500ppm. Poziom wód morza z którego wyszliśmy to od 30 do 90 metrów od wierzchołku dna. Temperatura wody 16 stopni Celsjusza. Po czym zaraz pokazał się obraz samego brzegu i liczne zwierzęta morskie.
Natomiast za chwilę do rąk naukowców matka dostarczyła zebrane i poddane kwarantannie biologicznej próbki wyciągnięte i pobrane z morza uprzednio, na co uczeni zaraz rzucili się jak sępy na ofiarę na pustyni i zabrali się do skatalogowania jak i opisywania wydobytych pierwszych okazów których przecież podczas tej wyprawy mieli zamiar zebrać jak najwięcej. No a początek całkiem niezły powiedział docent do profesora.
Niech pan spojrzy na te różowe Namcalathusy. Wezwie pan doktor Jackowską niech je zaraz spreparuje i umieści w pracowni do dalszych badań. Powoli obrazy na zewnątrz pojawiały się i znikały jak w kalejdoskopie gdyż załoga nie chciała być w stanie jak by to określić, statycznym a to z kolei i dla własnego bezpieczeństwa ale po pobraniu próbek przesuwali się cały czas zgodnie z kierunkiem obecnie postępującego czasu, chociaż z prędkością zupełnie nie zależną od wschodów i zachodów słońca ale od własnych potrzeb i ochoty dla przy okazji zwiedzania, tego dawno przewiniętego jak na rolce filmu czasie.
Eon Sylur, Dewon, Karbon, Perm
Po chwili na monitorach pokazał się wspaniale rozrośnięty las dewoński, wprawdzie już z nieco późniejszej epoki, co przy osiągnięciach obecnej techniki nie było niczym zupełnie nadzwyczajnym, a różnica w krajobrazie była tak znaczna, że natychmiast to skłoniło załogę do zatrzymania się i obejrzenia naocznie całej dostępnej w pobliżu wehikułu czasu przyrody. Patrzcie państwo jakie cudowne tu lasy paproci drzewiastych, o wielkiej ilości widłaków, czy wszędobylskich skrzypów. Widać też powstające olbrzymie połacie torfowiskowe. Oraz rynio fity i inne ciekawe rośliny. Po czym na ekranach pokazała w kolejnych odsłonach się pełna gama Ordowickiej Fauny i Flory.
Widoki były po prostu niesamowite, pierwszy raz człowiek mógł niemal dotknąć, dawno wymarłego świata, a ten na oczach wszystkich uczestników ekspedycji prezentował się doprawdy najokazalej jak tylko potrafił.
Świat Ordowiku w pełni kwitł i aż raził swoimi kolorami wcale się nie wstydząc swoich prymitywnych kształtów. Cała obecna flora jak i fauna jak by celowo podchodziła coraz bliżej od obiektywy kamer i aparatów filmowych, te zaś nieustanie zapisywały każdy zauważony szczegół. Każdy z nich był bardzo, istotny dla poprawienia wiedzy człowieka o tym pradawnym świecie zwierząt, i niezwykłych roślin. Był to przecież pierwszy przystanek w tej wielkiej podróży przez dawno zapomniany okres w dziejach ziemi. Po chwili wehikuł przeniósł się w epokę Syluru, i znowu pokazywały kamery wszystko co było za mocnym jak najtwardsza hartowana stal kadłubem Polonii. Potrzeba wyjścia na zewnątrz wehikułu czasu, od samego początku wyprawy była niezrealizowanym snem dla wszystkich uczestników wyprawy, jednak obawy profesora Krasiczyńskiego o zdrowie powierzonej mu załogi, była niemal jak obsesja i na razie nic nie wskazywało na to iż ten akademicki wykładowca zezwoli na wyjście poza okręt. Jednak i sam w głębi duszy pragnął tego, jak niczego innego.
Jednak na widok tego niesamowitego dziwacznego potwora Ducleneosteusa aż się cofnęli odruchowo wszyscy naukowcy od monitorów gdyż nikt by nie chciał skończyć wyprawy, w takiej okropnej paszczy uzbrojonej w zębiska ostre jak szable ułańskie. Ten potwór przewyższał nawet dzisiejsze nasze rekiny ludojady czy zabójcze orki, w swojej nieokiełznanej krwiożerczości i chęci mordu dla, nie tyle zaspokajania własnego głodu, co raczej narzuconego przez tę prymitywną naturę czujnego jak barometr instynktu myśliwego, polującego na około na wszystko co się tylko znalazło w obrębie jego ślepiów i wielkich płytowych zębisków. Toteż obawy profesora były jakoś tam usprawiedliwione. Jednak wyprawa wysłana była po to aby badać naocznie, wszystko co było tu do zbadania i najważniejsze dotknięcia. Jednak puki co, wehikuł w czasie przeniósł się w powietrzu kilkanaście metrów nad ląd stały i dalej relacjonował i nagrywał wszystkie obrazy dewońskiej i jeszcze sylurskiej przyrody z najbliższej okolicy.