W pogoni za miłością - ebook
W pogoni za miłością - ebook
TRUDNA MŁODZIEŻ czy TRUDNI DOROŚLI!?
Prawdziwa do bólu, szokująca, chwilami satyryczna. Powieść czy zbeletryzowana autobiografia, przekonaj się sam. Alkohol, narkotyki, kradzieże, młodzieńczy seks, duże pieniądze to świat, wokół którego kręci się życie „Młodego”. Przemoc domowa wypycha go na „ulicę”, na której kształtuje się jego młody niedojrzały charakter.
Główny bohater swobodnie porusza się w świecie przestępczym, a jednak coraz częściej w jego umyśle rodzą się przebłyski świadomego wyrwania ze szponów zła. Czy mu się to uda…
Robert Gong wykreował postać „Młodego” na bohatera doświadczającego zła z brutalną przemocą w rodzinie, aż do strzykawek wypełnionych narkotykami.
Egzystencja „Młodego” to dotkliwy problem społeczny, który dziś staje się zmorą współczesnego świata.
Zapraszam Czytelników w podróż młodzieńczych fantazji, marzeń, oczekiwań, spełnienia, rozczarowań… Mam nadzieję interesującą, pozwalającą wyłuskać przesłanie, jakie pisarz kieruje do ludzi ceniących siłę miłości u progu nowej ery.
Jadwiga Góźdź
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-934185-5-8 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wszystkim, którzy nie wyobrażają sobie, czym może być świat bez miłości.
Wcale nie musiała jechać do Pieskowej Skały, aby zobaczyć Maczugę Herkulesa. Wystarczyło, że na przerwie mrugnęła do mnie okiem i razem zgodnie szliśmy do ogrodu botanicznego za szkołą trochę się podotykać. Na koniec krótkim pocałunkiem dziękowaliśmy sobie i spokojnie powracaliśmy do zajęć szkolnych. Trwało to ponad rok i przez cały ten czas myśleliśmy, że dziurka, którą Bożenka sika, ma urosnąć tak, abyśmy mogli ze sobą pobaraszkować. Za każdym razem, gdy się dotykaliśmy, przeprowadzałem kontrolę i robiłem pomiar tego dziwnego miejsca. Czas mijał. Bożence podrosły piersi, zaokrągliły się biodra, a dziurka wciąż była taka sama. Pewnego dnia zgodnie stwierdziliśmy, że Bożenka ma jakiś feler. Miała przecież czternaście lat, tyle samo, ile Lilka z siódmej „B” i nic. Tamta chodziła na wagary z chłopakami i już dawno dawała sobie po kroku. Byliśmy tym faktem trochę przygnębieni i nie rozumieliśmy, dlaczego tak jest. Bardzo chciałem pokochać się z nią, gdyż większość chłopaków w moim wieku miała to już za sobą, a ja wciąż korzystałem z usłużnej ręki mojej koleżanki.
Postanowiłem więc coś z tym fantem zrobić. Miałem przecież Jurka, który jest moim kuzynem, i to jego właśnie zdecydowałem się o to zapytać. Kupiłem cztery alpagi, poszedłem na Pawiak i zawołałem Jurka na bok. Przy trzecim winie zapytałem go, jak to z tym jest. Kuzyn mój roześmiał się głośno, ale wszystko mi dokładnie wytłumaczył. Następnego dnia nie przeprowadzałem już kontroli, tylko dumnym głosem oznajmiłem jej, że już wiem, jak to się robi. Bożenka rzuciła mi się na szyję i podziękowała, gdyż naprawdę myślała, że w tych sprawach jest ułomna. Pochodziła tak jak ja z dobrego domu, a te tematy w tamtych latach były tematami tabu. Umówiłem się z Bożenką w starym drewniaku pod lasem. Kupiłem dobre wino gronowe i udałem się na spotkanie.
Bożenka przyszła punktualnie. Bez zbędnych ceregieli wypiliśmy wino, oddaliśmy mocz i wzięliśmy się ostro do roboty. Wszystko odbyło się bardzo szybko, gdyż nieoczekiwanie po pierwszych paru ruchach z mojej koleżanki zaczęła cieknąć krew. Oboje strasznie się przestraszyliśmy. Tak więc czym prędzej odprowadziłem Bożenkę do domu. Dumny z siebie poszedłem uczcić ten dzień wraz z Jurkiem. Kiedy wracałem do domu szczęśliwy, lekko podchmielony, nawet nie pomyślałem, że rodzice coś wiedzą o moim wyczynie.
Otworzyłem drzwi, matka zawołała mnie do kuchni.
Wszedłem, a tam siedziała prawie cała moja rodzinka. Matka, ojciec, dziadek i babcia. Podszedłem do matki i w tym samym momencie, z tyłu przez plecy, dostałem czymś twardym od ojca. Wygięło mnie do tyłu, a matka wtedy walnęła mnie w głowę deseczką od mięsa. Nogi mi się ugięły i upadłem. Lekko zamroczony usłyszałem, jak matka mówi do ojca:
– Gienek, no to wychowaliśmy wampira.
Ojciec potwierdził stanowczym:
– Chyba tak. – I powiedział: – Jak ma być zboczeńcem, to lepiej go od razu zatłuc.
I zaczęli okładać mnie, czym popadło. Każdy cios był dokładny, mocny, wymierzony. Przyłożyli się do tego solidnie.
Z nosa i ust poleciała mi krew. Babcia uderzyła w stół i ogłosiła koniec pierwszej rundy. Wzięła ręcznik, zmoczyła i obmyła mi rany. Rodzice gotowi do następnego starcia stali w drzwiach, czając się do ataku. Nie miałem na co czekać. Okno w kuchni było otwarte. Zerwałem się z podłogi i wraz z firanką ewakuowałem się na podwórko.
Uciekając, zacząłem analizować to, co się stało. Czyżby Bożenka powiedziała, że ją zgwałciłem, ale to wydało mi się mało prawdopodobne. No bo przecież dotykaliśmy swe ciała tak długo. A więc o co chodzi? Nie wiedziałem, co robić, gdzie iść, jak to wyjaśnić. Z jednego tylko byłem zadowolony: że udało mi się uciec. Tymi razami naprawdę mogliby mnie zatłuc na śmierć. Dwie może trzy rundy jeszcze bym wytrzymał, ale na ile ta walka była zakontraktowana, tego nie wiem.
Poszedłem więc do Jurka i wszystko mu opowiedziałem. Jurek wysłuchał i jako uznany znawca kodeksu karnego powiedział:
– Masz Młody niezły kocioł. Nadal masz poprawczak w zawiasach, teraz dojdzie ci gwałt, nieźle. Ale nie pękaj, mogą cię tam trzymać tylko do osiemnastego roku życia, a to tylko cztery lata. Szybko ci zleci, zobaczysz. Nauczysz się paru knifów, które ci się później przydadzą i wyjdziesz. Ja tu ci nic nie pomogę, bo jeżeli to gwałt, to sprawa idzie z urzędu i będziesz po prostu musiał iść kiwać.
Po słowach otuchy od mojego kuzyna udałem się do starego drewniaka pod lasem.
Tej nocy nie mogłem w ogóle zasnąć. Wiele razy tam się ukrywałem, ale teraz sprawa wyglądała naprawdę poważnie. Cztery lata w poprawczaku to wizja, jaka nigdy nie przyszła mi do głowy. W potyczce z rodzicami straciłem trochę krwi. Byłem słaby i wszystko mnie bolało. Takiego omłotu jeszcze chyba nie dostałem. Rozbita głowa, rozcięte ucho, napuchnięte usta i czarna pręga na plecach po dziadkowej lasce to był bilans mojego pierwszego pełnego kontaktu z dziewczyną. Wyglądałem jak powracający niemiecki żołnierz spod Stalingradu. Bez ziemi ani domu, do którego mógłbym wrócić.
Rano opuściłem swój azyl pod lasem i udałem się w kierunku szkoły. Po drodze spotkałem Czarka z mojej klasy i kazałem mu się zorientować, co w szkole słychać. Poczekałem na ogródkach szkolnych i dowiedziałem się, że szukają mnie tylko moi rodzice. Byli rano w szkole i są bardzo zaniepokojeni tym, co się ze mną stało. W ogóle nie mają pojęcia, dlaczego nie wróciłem na noc i dlaczego taki dobry chłopak jak ja, tak się zachowuje.
O Bożence nie było w ogóle mowy. Nie było jej w szkole, bo zatruła się grzybami i wylądowała w szpitalu. Ta wiadomość dodała mi skrzydeł. Zacząłem analizować. Skoro szukają mnie tylko starzy, to Bożenka powiedziała prawdę i rodzice chcą tę sprawę zatuszować. A więc postanowiłem udać się do szpitala.
Po drodze wstąpiłem na Pawiak, aby upewnić się, czy to nie jest jakiś fortel ze strony mojej matki. Wypytałem chłopaków, czy psy mnie nie szukają, wypiłem parę łyków wina i ruszyłem zobaczyć, co z Bożenką. W recepcji szpitalnej zapytałem, gdzie leży i poszedłem na górę. Ostrożnie zbliżyłem się do drzwi.
W sali oprócz niej nie było nikogo. Wszedłem, a ona od razu zaczęła mnie przepraszać. Mówiła, że to jej ojciec wymyślił jakiś gwałt i poleciał do moich rodziców. Machnąłem ręką i pocałowałem ją w policzek.
– Wiedziałem, że to nie ty – powiedziałem.
Chwyciła mnie za szyję i mocno przytuliła do siebie.
– Bardzo oberwałeś? – szepnęła mi do ucha.
– Trochę, ale to nic. Teraz nie bardzo wiem, jak mam wrócić do domu. Nic się jednak nie martw, dam sobie jakoś radę. Lepiej powiedz, co z tobą.
Bożenka poprawiła się na łóżku i powiedziała:
– Mam tam w środku popękane i założyli mi szwy, ale już mnie tak nie boli.
– Okey, będę już szedł – powiedziałem – bo nie chcę się natknąć na twoich rodziców.
Pocałowałem ją na pożegnanie i wyszedłem. Sprawa teraz była prosta. Ojciec Bożenki ubzdurał sobie, że ją zgwałciłem, a moi starzy zatłukliby mnie na śmierć, nie pytając nawet, jak naprawdę było.
Dobrze pamiętam ten dzień. Z każdym krokiem coraz bardziej ich nienawidziłem. Tak naprawdę wtedy już od dawna w domu byłem jedynie tylko chłopcem do bicia. Coś im nie wyszło, to zaraz odbijali sobie na mnie. Pod byle pretekstem dostawałem omłot. Zachowywali się tak, jakby nie byli moimi rodzicami. Nie rozumiałem, skąd w nich tyle nienawiści. Dlaczego mnie nie kochają? Czemu szydzą z moich pomysłów? Dlaczego mnie ignorują? Czy tak naprawdę urodziłem się tylko po to, aby dostawać ciągle łomot?
Pamiętam, kiedy przychodzili do nich znajomi, matka wołała mnie, abym się przywitał. Ojciec wtedy zachowywał się tak, jak na ojca przystało. Od matki biło ciepło, troska i zainteresowanie moim życiem. Kiedy tylko byliśmy sami, leciały epitety i pogróżki pod moim adresem. Ogłaszali na nowo stan totalnej wojny. Nie rozumiałem, po co ta cała maskarada. Bliska moja rodzina wiedziała, co się u nas w domu dzieje, lecz nikt w to nie ingerował. Ojciec był partyjny na stanowisku, a matka pracowała w biurze i cieszyła się tam dobrą opinią. Z boku wyglądało to na porządną, spokojną rodzinę. W rzeczywistości starzy kłócili się bardzo często. Matka chciała odchodzić. Rozwód wisiał w powietrzu. Od rana do wieczora jeden wielki koszmar. Nie wiedziałem, jak się zachowywać, co robić, aby nie nadepnąć matce na odcisk. Wiecznie było jej źle. Wszystko jej przeszkadzało. Coraz głośniej mówiła o rozwodzie, sprzedaży domu i podziale majątku.
Pewnego dnia po strasznej awanturze, którą nam wszystkim zrobiła, wreszcie odeszła. Ojciec zupełnie zbaraniał. Szukał jej wszędzie i na moje nieszczęście w końcu znalazł. Wiem, że nie chciała się z ojcem pogodzić. Jednak chyba po dwóch tygodniach wyświadczyła nam wielką łaskę i wróciła. Wtedy dopiero zaczęły się dla mnie prawdziwe kłopoty. Odbierałem ją, iż żałuje, że mnie w ogóle urodziła. Dziś widzę, że pomimo tego, iż ludzie nasz dom nazywali dobrym, była to ciężka patologia. Bicie, krzyki, awantury i ciągłe wyzwiska – to słodka tajemnica niejednego takiego domu. Jednak przed ludźmi musiałem udawać, że u nas w domu panuje sielanka, zgoda, miłość i zrozumienie.