- W empik go
W pogoni za nazistą. Tom 2 - ebook
W pogoni za nazistą. Tom 2 - ebook
Rok 1946. Oficer amerykańskiego wywiadu, młoda Polka, niemiecki dziennikarz, zaufany człowiek Martina Bormanna i żołnierz SS to ludzie z różnych światów, których łączy jeden cel... Każdy z nich chce dopaść nazistowskiego zbrodniarza wojennego. Nikt nie jest tym, za kogo się podaje, a każdy z bohaterów coś ukrywa. Intrygi, tajemnicze morderstwa, a w tle złoto nazistów ukryte w alpejskich grotach i jeziorach, brudne sprawki Watykanu, a wreszcie tajne enklawy w Argentynie. Pełna zwrotów akcji i trzymająca w napięciu do samego końca opowieść o zdradzie, chciwości i hipokryzji, w której nie ma miejsca na sentymenty i uczciwą grę, a finał tej rozgrywki zaskakuje wszystkich jej uczestników.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7835-961-6 |
Rozmiar pliku: | 699 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Poszukiwania osób odpowiedzialnych za śmierć Neuhauserów spełzły na niczym. Nikt niczego nie widział i nie słyszał. Być może istnieli świadkowie tego zabójstwa albo znali sprawców, ale obawiali się pisnąć choć słówko, by nie podzielić losu swoich sąsiadów.
Thomas Redgrave musiał przyznać, że poniósł sromotną porażkę. Pozwolił uciec Langerowi, nie znalazł także człowieka, którego nazywano Pimmel, a panna Kessler najprawdopodobniej straciła życie przez niego. Zenta powiedziała mu kiedyś, że Heidi ma strasznie długi język i pewnego dnia może ją z tego powodu spotkać coś złego, ale jak dotychczas dziewczyna cieszyła się dobrym zdrowiem. Dopóki on nie pojawił się w Garmisch i nie zaczął wypytywać o Schultzego i Langera. Może dowiedzieli się, kim jest i nie mogli wybaczyć Heidi, że bratała się z okupantem? Ale przecież nieraz widziano go w lokalu Pod Białym Koniem, a i ze znajomością z Zentą specjalnie się nie krył. Nie wyglądał na Amerykanina, świetnie władał niemieckim, a nawet gdyby ktoś dojrzał, że przyjeżdża do miasta wojskowym gazikiem, zapewne mieszkańcy Garmisch nie zwróciliby na to szczególnej uwagi, bo tajemnicą poliszynela było, że najlepsze interesy robi się z jankesami. A jednak Heidi nie żyła. Zaczął się nawet obawiać, że za chwilę może usłyszeć o śmierci Zenty Hausner.
– Chyba nic tu po mnie, pułkowniku – powiedział Thomas z żalem w głosie. – Niczego nie zdziałałem, a jedyne, co udało mi się znaleźć, to trupy. Ani na cal nie zbliżyłem się do Langera i Schultzego. Ten pierwszy zresztą zapewne rychło się dowie, że poszukujemy niejakiego Josefa Brennera, znowu zmieni tożsamość i pies z kulawą nogą go nie znajdzie.
– Langer miał rozliczne kontakty w Hiszpanii. Może powęszysz w argentyńskiej ambasadzie? Kiedyś dzięki znajomym dyplomatom załatwiał transfer środków do Ameryki Południowej, dzisiaj może organizować wizy dla uciekinierów. Mam dla ciebie także inną przykrą informację… Skorzeny został uniewinniony przez sąd w Dachau. Zarzuty o złamanie prawa wojennego i planowanie zamachu na życie Dwighta Eisenhowera zostały oddalone i ten bandzior wyszedł na wolność.
To był naprawdę dzień złych wieści. Otto Skorzeny należał do niebezpiecznych i bardzo bezczelnych oficerów. Jeśli przejmie kontrolę nad aktywami, które ukradli naziści, Redgrave będzie miał dużo twardszy orzech do zgryzienia, by je odnaleźć i udaremnić przemyt ludzi i kasy do Argentyny albo Chile.
Kompletnie przybity postanowił tego dnia się upić. Wieczorem poszedł do jednej z knajp w Mittenwaldzie, gdzie lubili chodzić spragnieni uciech amerykańscy żołnierze. W Garmisch wolał się nie pokazywać. Zresztą musiałby wówczas zostać tam na noc, a uczynna i życzliwa Heidi już nie mogła zaoferować mu miejsca do spania. Mógłby przenocować w jednym z pokoi gasthausu Frau Hausner, ale nie chciał niepotrzebnie jej narażać.
Kiedy miał już dobrze w czubie, ujrzał ją w drzwiach lokalu. Aż się rozejrzał, by się upewnić, że nie wylądował Pod Białym Koniem. Kobieta podeszła do jego stolika i powiedziała krótko:
– Zapłać i wychodzimy.
– Dokąd idziemy? – wybełkotał.
– Do jednego zacisznego pensjonatu. Nie martw się, nie będziesz musiał płacić za pokój.
– Masz coś dla mnie? – zapytał.
– Mam. Coś wyjątkowego.
Nie oponował, bo tego dnia każda informacja o Langerze, Schultzem albo facecie z długim kutasem ucieszyłaby go niezmiernie.
Jednak Zencie Hausner zupełnie coś innego było w głowie, bo gdy tylko znaleźli się w ładnym pokoju, zaczęła rozbierać Thomasa. Już chciał zaprotestować, ale tylko machnął ręką i powiedział:
– A co mi tam…
Potem zaczął rozpinać guziki w sukience pani Hausner. O jej możliwościach łóżkowych krążyły w okolicy legendy, a mężczyzna, któremu udało się spędzić z nią noc, od razu zyskiwał poważanie. Bo przespać się z Zentą to nie było byle co. Thomas jednak w tym momencie myślał jedynie o tym, że alkohol i seks z apetyczną panią Hausner skutecznie zagłuszą jego poczucie winy i pozwolą chociaż na jedną noc zapomnieć o porażce.
Plotki o zdolnościach tej kobiety wcale nie były przesadzone i rzeczywiście godzinę później Redgrave nie pamiętał już ani o Langerze, ani o Schultzem, a kiedy kochanka zakończyła swoje wyrafinowane pieszczoty i poczuł spełnienie, chwilę potem zasnął jak zabity.
O świcie obudził się z potężnym bólem głowy i wtuloną w niego nagą panią Hausner.
– Dzień dobry – wymamrotał i jęknął.
– Chyba dla ciebie nie taki dobry. – Zachichotała jak mała dziewczynka.
– Za dużo wypiłem.
– Nie zapytam, czy się upiłeś, bo odniosłeś sukces czy wręcz przeciwnie, bo twoja mina powiedziała mi wszystko.
– I dlatego zlitowałaś się nade mną?
– Nie, po prostu miałam na ciebie ochotę. Jesteś taki… aryjski. A Zenta Hausner zawsze dostaje to, czego chce.
– Szkoda, że Thomas Redgrave nie może powiedzieć tego o sobie. Pewnie słyszałaś o rodzinie leśnika z Einsiedl? Nie ma szans, żebyśmy się dowiedzieli czegokolwiek o tej zbrodni, bo wszyscy nabrali wody w usta. Będzie jak z Heidi Kessler.
– A ja myślę, że tę małą załatwił jej chłopak. Ten cały Pimmel. Pewnie za bardzo chlapała dziobem i obawiał się, że może go wydać. Jeśli nie pokazywał się w knajpach czy sklepach w Garmisch, pewnie był jednym ze strzelców alpejskich, którzy zawinęli się, gdy wkroczyli Amerykanie i zamieszkali w górach.
– Na Boga, przecież nie będę zaglądał wszystkim facetom w gacie, by zmierzyć im długość przyrodzenia – mruknął.
– Ja bym tam chętnie pozaglądała. – Zenta zaczęła się śmiać.
Potem zapaliła papierosa i powiedziała, już zupełnie poważnie:
– Nie w tym rzecz, że Martin zabawił się ze mną, a potem zniknął… Obiecał mi coś w zamian za pomoc. W końcu znał tutaj każdą kryjówkę. Miał także możliwość, by rozliczyć się ze mną, nie pokazując mi się na oczy. Mógł przekazać moją dolę przez jakiegoś chłopa albo wysłać umyślnego. Nie zrobił tego, a ja wydałam mnóstwo kasy, żeby załatwić mu na cito świetne papiery. A jeśli się rozniesie, że komuś udało się mnie okpić, stracę reputację. Dlatego jestem na niego wściekła. Ponadto za tym facetem ciągnie się śmierć… A jeśli giną nasi, przestaje mi się to podobać. Nigdy nie sądziłam, że Martin mógłby kogoś zabić i uważam tak do tej pory, ale myślę, że jest ktoś, kto robi to za niego. A ja chcę żyć. Jeśli będziesz deptał mu po piętach, nie pojawi się już w Garmisch.
– A ja myślałem, że robisz to dla mnie. Z wdzięczności, że wyciągnąłem cię z więzienia. – Poklepał ją po pośladku.
Zamruczała cicho i szepnęła:
– Panie poruczniku, niechże mi pan teraz pokaże, co potrafi.
Przytulił ją i zaczął delikatnie pieścić. Potem robił to zdecydowanie śmielej, bo wyczuł, że Zenta woli nieco ostrzej się zabawić. Miał nadzieję, że stanął na wysokości zadania, bo widział na twarzy kobiety błogi uśmiech.
– Wybacz, skarbie, ale muszę lecieć. I niedługo opuszczę Mittenwald – powiedział, kiedy skończyli się zabawiać.
– Daleko się wybierasz? – zapytała, podpierając głowę na łokciu.
– Daleko. Do Hiszpanii.
– Tam musi wciąż grzać słoneczko, a u nas już prawdziwa jesień – odparła.
Zaczął się ubierać i stwierdził, że po porannych igraszkach z Zentą nawet ból głowy mu przeszedł. Zakładał kurtkę, gdy usłyszał cichy głos kobiety:
– Stille Hilfe.
– Co to jest? – zapytał zdziwiony.
– Nie jedź do Hiszpanii, tylko do Monachium. Znajdź księżną Helene von Burg i podaj jej to hasło.
– I co będzie dalej?
– Powie ci, jak możesz opuścić Europę. A wówczas uda ci się trafić na ślad Langera i kto wie, może także Schultzego.
Podszedł do kobiety i pocałował ją w usta.
– Dziękuję, kochanie. Bardzo mi pomogłaś.
– Mam tylko jedną prośbę… Gdy już dorwiesz Martina, pozdrów go od Zenty Hausner. A jeśli jeszcze kiedyś się spotkamy, opowiesz mi, jaką miał minę, gdy to mówiłeś. I jeszcze jedno… Mój adwokat z Monachium powiedział, że ten kolczyk mogliście sobie wsadzić tam, gdzie słońce nie dochodzi. – Uśmiechnęła się i zmrużyła oczy.
– I dlatego zjawiłem się w twojej celi pierwszy, skarbie. I obiecuję, moja miła, że jak ten facet znajdzie się w moich rękach, pierwsze, co zrobię, to przekażę mu pozdrowienia od ciebie.
Wracając do Gebirgsjägerschule, przez cały czas uśmiechał się do siebie, a jego przygnębienie minęło jak ręką odjął, i wcale nie dlatego, że spędził noc ze świetną kochanką. Nareszcie znalazł punkt zaczepienia, a może raczej podała mu go na tacy Zenta Hausner. Zdawał sobie także sprawę, że teraz będzie musiał bardzo uważać. Zamierzał bowiem udawać esesmana, który koniecznie powinien opuścić Europę. Gdyby zaś problem stanowiły pieniądze, był gotów co nieco uszczknąć z worka znalezionego między kartoflami w piwnicy leśniczego.
Najpierw jednak musiał udać się do Genewy, by uzyskać błogosławieństwo swoich zwierzchników. Nie tylko chciał wcielić się w jakiegoś zbrodniarza, ale także wykorzystać środki odnalezione w domu w Einsiedl. W Gebirgsjägerschule poszedł od razu do pułkownika i poprosił go o możliwość zabrania się z kimś do Szwajcarii, a potem wrócił do swojej kwatery i zaczął się pakować. Czuł, że to, co powiedziała mu Zenta, będzie kluczowe w poszukiwaniach Langera i Schultzego. A jeśli przy okazji przyczyni się do zlikwidowania jednego z kanałów przerzutowych nazistów do Argentyny, będzie to wartość dodana.
***
Nazajutrz po południu siedział w ciężarówce jadącej w kierunku szwajcarskiej granicy. A tam musiał już poradzić sobie sam. Na szczęście pociągi w Szwajcarii kursowały normalnie i bez przeszkód dotarł do Genewy.
– To duże ryzyko. Z tych samych powodów nie chciałem, żebyś incognito trafił do obozów dla dipisów – burknął pułkownik.
Thomas się zdenerwował. Jego dowódca żądał, by znalazł Schultzego, ale torpedował większość jego pomysłów.
– Jeśli nie wejdę w to środowisko i nie zdobędę ich zaufania, możemy zapomnieć o Schultzem i Langerze.
– A kto to jest Langer? – Pułkownik zmarszczył brwi.
– Odpowiadał za ewakuację największych oddziałów Reichsbanku w Rzeszy. Chłopcy z „Gorączki Złota” odnaleźli wiele kryjówek i wydobyli z nich mnóstwo kasy, sztabek i biżuterii, jednak bardzo wielu z nich nie odkryli. Langer był w Mittenwaldzie i w Garmisch, ale nie udało się go schwytać. I wiemy, że nie przyjechał tam, by poszusować na nartach. Zniknął jeszcze zimą i od tamtej pory nie pojawił się ani w Mittenwaldzie, ani w Garmisch, a to może oznaczać, że uciekł w góry i wraz z partyzantami zajmował się wyciąganiem z kryjówek wszystkiego, co miało jakąś wartość. Działał pod fałszywym nazwiskiem, Brenner, ale i tak nie zdołaliśmy go ani schwytać, ani też zlokalizować jego miejsca pobytu.
– Już ci mówiłem, że masz szukać Schultzego, a nie jakiegoś cholernego chciwego Langera. Niech go sobie szukają ci od złota. My musimy zająć się człowiekiem, który palił ludzi w krematoriach! – zdenerwował się.
– Pułkowniku, oni się znali! W każdym razie na pewno Schultze znał ojca Martina Langera. A potem najprawdopodobniej się go pozbył. Młody Langer wie o tym i szuka Schultzego z taką samą zaciętością jak my. Tak więc Langer może się okazać bardzo przydatny. Jeśli go znajdę, znajdę także Schultzego.
– Dobrze, rób, co musisz.
– Musimy ustalić jakąś formę kontaktu. Jeśli mam się przeistoczyć w niemieckiego zbrodniarza, muszę to zrobić na poważnie, bo, jak wiadomo, ci ludzie nie za bardzo mają ochotę na kontakty z Amerykanami.
– Od czego chcesz zacząć? – Pułkownik nieco się uspokoił.
– Od Monachium i fundacji pomocowej księżnej von Burg. A potem zobaczymy… No i muszę zrobić sobie na przedramieniu małe cięcie.
– W Monachium zostawiaj wiadomości zegarmistrzowi z Karlsplatz.
– Tak jest, pułkowniku. A co z tym workiem z dolarami? Mogę go wziąć, żeby się uwiarygodnić?
– Niemcy to skrupulatne skurwysyny. I jeśli odkryją, że kasa pochodzi z piwnicy leśnika, możesz się znaleźć w opałach. Pieniądze dostaniesz i trochę giftów na łapówki, ale do fundacji pojedziesz jako spłukany oficer SS, który potrzebuje pomocy i kasy, żeby wydostać się z Europy. Żadnego wpisowego, Thomas.
– Tak, chyba ma pułkownik słuszność. Zaczęłyby się pytania.
– Oni pozyskują środki z takich źródeł jak Mittenwald czy Obersalzberg. I drobne ich nie interesują, ty zaś możesz stać się obiektem mocno podejrzanym z powodu kilku tysięcy dolarów.
– A zatem zobaczymy, co ma w ofercie księżna von Burg.
– Byle nie miała dla ciebie szafotu – mruknął pułkownik.
Thomas się odmeldował, a potem udał się do miejsca, gdzie składowano ubrania dla potrzebujących. Wybrał kilka sztuk odzieży, które były dla niego nieco za obszerne. Redgrave chciał jednak wyglądać na szczuplejszego niż był w rzeczywistości.
W łazience przed dużym lustrem zrobił sobie dwa nacięcia. Na tyle głębokie, by powstała w tym miejscu rana. Jednak nie taka, która wymagałaby interwencji chirurga.
Potem udał się do komórki preparującej fałszywe dokumenty i po trzech dniach był już gotowy do działania. Do pociągu zmierzającego do Monachium wsiadł już jako Thomas Ritter. Nawet się nie golił przez ostatnie dni, żeby wyglądać na wycieńczonego uciekiniera. Miał nadzieję, że księżna da się na to nabrać, zwłaszcza gdy poda hasło.
Potem naszła go inna refleksja… Jeśli Zenta go oszukała, właśnie odbywał swoją ostatnią podróż w życiu. Nie był bowiem pewny, czy aby na pewno pani Hausner zależało na tym, by pogrążyć swojego kochanka, czy na tym, by pozbyć się jego wroga.2. MONACHIUM, 1947
Pobyt Martina Langera w domu księżnej przypominał spotkania klubu towarzyskiego. Każdy, kto trafił pod skrzydła uczynnej kobiety, tryskał humorem i czekał na sygnał, by wyruszyć do jednego z europejskich portów i stamtąd popłynąć do swojej nowej ojczyzny.
Optymizm ukrywających się przed wymiarem sprawiedliwości niemieckich oficerów nie był bezpodstawny, ponieważ w Argentynie czekano na nich z otwartymi ramionami. A wszystko dlatego, że dzięki niemieckiemu kapitałowi do władzy doszedł Juan Perón. Przez dłuższy czas sądzono, że ów polityk jest już w Argentynie skończony, a jednak kampania sfinansowana przez niemieckich przedsiębiorców przyniosła skutek, zaś Rodolfo Freude, Argentyńczyk pochodzenia niemieckiego, stał się prawą ręką Peróna i przyjacielem jego żony Evity, a także jej zepsutego do szpiku kości braciszka, Juana Duarte. W połowie roku Freude towarzyszył nawet Evicie podczas podróży po Europie. Wiele europejskich dzienników uwieczniło ich oboje na tle samolotu pasażerskiego Iberia DC-4. Co prawda pierwsza dama Argentyny schłodziła później swój stosunek do Freudego, ale „Rudi”, jak go pieszczotliwie nazywano, wciąż cieszył się ogromnym zaufaniem prezydenta.
Martin Langer uśmiechał się pod nosem, gdy słyszał o niezwykłej przyjaźni prezydenta z Freudem. Doskonale wiedział, że owa znajomość nigdy nie była bezinteresowna i Perón wygrał wybory tylko dzięki wsparciu niemieckiego kapitału. A pośredniczył w tym nikt inny jak Rodolfo, którego ojciec, Ludwig, dysponował ogromnymi pieniędzmi. Gazety spekulowały, że majątek Ludwiga pochodzi z mocno podejrzanych źródeł, ale nie znaleźli na to dowodów. Martin posiadał rozległą wiedzę na ten temat, bo zajmował się transferem kapitałów niemieckich za ocean i być może również dlatego alianci tak żywo się nim interesowali. Nie mogli bowiem przeżyć, że Perón doszedł do władzy. Tak samo, jak tego, że zerwanie stosunków dyplomatycznych Argentyny z Trzecią Rzeszą było jedynie pozorne, zaś ruchy nazistowskie w tym kraju spokojnie działały dalej.
Freudego alianci usiłowali dorwać już w czterdziestym piątym roku, ale Perón i jego przyjaciele nie dopuścili do tego i przyznali mu w trybie przyśpieszonym argentyńskie obywatelstwo. Zapewne nowy prezydent nigdy nie żałował swojej decyzji, bowiem Rudi odwdzięczył mu się w dwójnasób. I nie chodziło jedynie o wybory, ale także o problemy, które przyniósł Argentynie czterdziesty piąty rok. Spragnieni demokracji ludzie wyszli na ulice, a wewnątrz rządu dochodziło do coraz większych spięć, zwłaszcza gdy pewnego dnia zdesperowany Perón przywrócił stan wojenny. Wówczas jego koledzy oficerowie pozbawili go wszystkich trzech stanowisk: wiceprezydenta, ministra wojny i ministra pracy. Wydawało się, że faszyzujący polityk jest skończony, ale kiedy pojawiły się duże pieniądze, Perón zdobył władzę. Rudi zaś zadomowił się w Casa Rosada jako szef Biura Informacyjnego prezydenta oraz CIDE, Centralnej Państwowej Agencji Wywiadu. I właśnie w tym momencie Argentyna otworzyła na oścież drzwi dla uciekających nazistów.
– Teraz to będzie prostsze niż wypicie piwa. – Jeden z mężczyzn siedzących przy stole w salonie księżnej zacierał ręce.
Omawiali plan ewakuacji, bo wbrew pozorom przedostanie się do Hiszpanii, Portugalii czy włoskich portów mogło nie okazać się takie proste, a to dopiero tam niektórzy mogli dostać paszporty i wizy.
– Sądzicie, że Amerykanie są ślepi i głusi? – zirytował się Langer. – Oni doskonale wiedzą, że teraz nastąpi prawdziwy exodus naszych ludzi, i myślę, że nie będą na to spokojnie patrzeć. Tak samo, jak wiedzą, że największym zagrożeniem są argentyńskie ambasady, gdzie lawinowo wydaje się wizy mimo istnienia list poszukiwanych zbrodniarzy.
– Uważasz, Martinie, że będą bacznie obserwować ambasady?
– Sądzę, że tak. Dlatego nie mogę się tam pojawiać codziennie, bo od razu mnie zawiną.
– A nie da się załatwić tego zaocznie?
– Jest jeden sposób, który wydaje się najbezpieczniejszy… – jakby na głos myślał Martin.
– Księża katoliccy, dostojnicy kościelni? – dopytywał jeden z obecnych mężczyzn.
– Tak. I uważam, że nie powinienem teraz przedostać się do Madrytu, ale do Rzymu. Miałem zamiar to zrobić zaraz po wyjściu z obozu, ale musiałem przecież zabezpieczyć wszystko, co się znajdowało w Mittenwaldzie i okolicach.
– Chłopie, a mogłeś się już od dawna cieszyć ciszą i spokojem – dodał kolejny.
– Mógłbym, bo wówczas był taki burdel, że nawet Hitler zdołałby uciec, ale teraz pętla się zaciska. Sytuacja jest jednak o tyle lepsza, że dysponujemy funduszami i nie musimy żywić obaw, że nie wystarczy pieniędzy dla wszystkich potrzebujących.
– Część środków trzeba będzie przetransferować za ocean…
– Na razie musimy mieć pieniądze tutaj. Nowa tożsamość, kryjówki, które dadzą schronienie w drodze do Genui czy Lizbony, a wreszcie słone łapówki dla farciarzy, którzy nas dorwą. To kosztuje – odparł Martin. Oni naprawdę myśleli, że to wszystko będzie za friko i dzięki ludziom dobrej woli.
– W porządku, Watykan zajmie się dokumentami, ale pozostaje jeszcze droga do Argentyny. Samoloty, frachtowce…
– Dostałem informację, że powołano w Argentynie specjalny zespół. Zasiada w nim Carlos Fuldner, Jacques de Mahieu, Gino Monti de Valsassina i jeszcze kilku naszych agentów. W Rzymie mam się spotkać z jednym z nich i ustalić wszystkie szczegóły. Ale panowie… Skupmy się. To jest moja działka i poradzę sobie z tym. Teraz musimy opracować punkt po punkcie drogę ewakuacyjną.
– Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu – powiedział z westchnieniem jeden z mężczyzn.
– Nie wszystkie. Jednak na pewno ta jest najprostsza – odparł Langer.
Jakkolwiek doskonale się orientował, do kogo może zwrócić się o pomoc we Włoszech, tak nie bardzo wiedział, w jaki sposób przekroczyć granice z Austrią i Włochami. Góry znał jedynie w okolicach Mittenwaldu i Garmisch, ale próba sforsowania granicy w miejscu, gdzie przebywało więcej amerykańskiego wojska niż tubylców, wydawała się szaleństwem.
Do salonu weszła młoda dziewczyna ubrana w czysty jasny fartuszek. Niosła tacę z dzbankiem, filiżankami i koszykiem bułek. Tuż za nią stanęła księżna.
– Panowie, przekąska. – Po chwili kobieta zapytała z troską w głosie: – I jak wam idzie?
– Utknęliśmy na granicy z Austrią. – Langer uśmiechnął się smutno.
– Poczekaj, Martinie. Przed granicą spotkasz się z człowiekiem, który ci pomoże. Mówimy na niego Adler.
– A czy to nie jest ten oficer, który pomagał mi w Mittenwaldzie i Einsiedl? – zapytał.
– Właśnie ten. I on wyznaczy wam trasę punkt po punkcie. Gospody, plebanie, zaufani księża, pastorzy i równie oddani rolnicy. Radzę ci, Martinie, abyś i ty udał się tą drogą do Włoch. Nie masz jeszcze nowych dokumentów, a Josef Brenner jest spalony. A teraz zróbcie sobie przerwę.
Usiadł przy stole, wziął bułkę i oderwał się na chwilę od myśli o planie ewakuacyjnym. Zaczął się zastanawiać nad zupełnie czymś innym. Dokumenty wystawione na Josefa Brennera, robotnika fizycznego z Bawarii, były doskonałe, a jednak jakimś cudem Amerykanie dowiedzieli się, że pod tym nazwiskiem ukrywa się zupełnie ktoś inny, i rozpoczęli polowanie na niego. Jedyną osobą, która mogła na niego donieść, była Zenta Hausner. Nie miał pojęcia, dlaczego to zrobiła, jeśli wcześniej wydała kupę pieniędzy, by w ciągu praktycznie jednego dnia zdobyć dla niego tak pewne kwity. Nie rozliczył się z nią, to prawda, ale jak miał to zrobić, skoro odkrył, że jest ścigany? Zamierzał to zrobić przed samym wyjazdem, ale nie zdążył.
Pomyślał, że Adler pomoże mu przekroczyć granicę w okolicach Garmisch, a wówczas wpadnie z wizytą do Zenty. Nie wiedział jednak, czy powinien wręczyć jej plik dolarów czy może odstrzelić jej łeb. Gdyby nie informacje pozyskane przez kierowcę furgonetki w knajpie U Hildy, siedziałby teraz w areszcie i czekał na przesłuchanie przez amerykański wywiad. Liczył, że dzięki dokumentom od Zenty nie będzie musiał skradać się po krzakach i unikać patroli, ale podróżowałby jak normalny człowiek. A teraz jedyne, co mógł zorganizować na miejscu, to tymczasowy dowód tożsamości, który gówno mu dawał. Może jedynie święty spokój na terenie Niemiec, ale nie będzie mógł przekroczyć z tym kwitem żadnej granicy.
Po obiedzie, gdy już skończyli obradować nad drogą ewakuacyjną, księżna wprowadziła do salonu trzy osoby. Młodą ładną kobietę i dwóch mężczyzn. Przywitali się, ale żadne z nich się nie przedstawiło, co w domu księżnej było dość normalne i czyniono to z powodów bezpieczeństwa. Jedynie Martin musiał poznać tożsamość wszystkich osób, bo w końcu to on miał się zająć zdobyciem paszportów i wiz. Najlepiej wydanych na ich prawdziwe nazwiska. Musiał jednak najpierw sprawdzić, czy nikt z tej trójki nie znajduje się na liście poszukiwanych osób. On na pewno się na niej znajdował. Oficjalnie albo też mniej oficjalnie.