W pułapce zemsty - ebook
Obsesja bywa zabójcza. Także w miłości.
Świat Celiny rozpadł się w dzieciństwie, gdy straciła rodziców. Choć minęły lata, niepokój nie pozwala jej o sobie zapomnieć. Prześladuje ją wrażenie, że ktoś śledzi każdy jej krok. Obserwuje ją uważnie i… wcale nie ma dobrych zamiarów. Zdesperowana, by odzyskać równowagę, wraca na Mazury – do miejsca, które wciąż skrywa mroczne tajemnice.
Nie spodziewa się jednak, że właśnie tam przeszłość upomni się o swoje.
Gdy nad jej życiem zawiśnie strach i cień nieuchwytnego mordercy, a dni staną się walką o przetrwanie, na drodze Celiny pojawi się ktoś, kto obudzi w niej pragnienie bliskości.
Niestety, dziewczyna nie wie, że tam, gdzie zemsta zatruwa umysły, a granice dobra i zła dawno się zatarły, miłość bywa równie niebezpieczna jak nienawiść…
„W pułapce zemsty” to historia o pragnieniu miłości i szczęścia oraz żądzy odwetu – thriller, przez który serce bije szybciej nie tylko ze strachu.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Horror i thriller |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8373-900-7 |
| Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na kartach powieści pojawiają się ciekawe postaci:
CELINA,
na której życie nadal ma wpływ rodzinna tragedia sprzed lat. Demony z przeszłości wciąż jej zagrażają… Nasza bohaterka wierzy, że w jej życiu pojawi się „ten wymarzony” i miłość wyleczy rany jej duszy.
LILIANA,
którą zawładnęła nienawiść. Sama wymierza sprawiedliwość tym, którzy ją skrzywdzili – jest prokuratorem, sędzią i… katem w jednym.
MATKA Liliany,
w której głowie panoszą się potwory.
IGA,
mierząca się z traumą i próbująca wyjść na prostą.
FRYDERYK,
którego prawdziwe oblicze przeraża.
ARTUR i WIKTOR,
którzy walczą o serce Celiny. Jeden z nich skrywa mroczne tajemnice, ale obaj próbują ją chronić.
Który z nich jest przeznaczeniem Celiny?
Są jeszcze przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości:
ZBYSZEK REJ – prawnik, który podjął pracę w policji. Jaką tajemnicę skrywa?
Komisarz MICHAŁ MROCZNY i podkomisarz KONSTANTY KOLECKI – policjanci próbujący rozwikłać zagadkę tragicznych śmierci młodych mężczyzn.
Wszystko zaczęło się przed laty, ale czas nie zamknął dawnych spraw.
Nie tak łatwo oderwać się od przeszłości…TO TYLKO LĘK?
Wokół Celiny działo się coś dziwnego. Dzisiejszy spacer po krakowskich Plantach też był jakiś nietypowy. Zamiast się rozluźnić, wyciszyć, wciąż czuła niepokój.
Ktoś za nią chodził? Nie pierwszy raz miała takie wrażenie.
Teraz wyraźnie słyszała kroki za sobą. Jej niepokój przybrał na sile.
Odwróciła się i uważnie lustrowała okolicę. Nikogo nie zauważyła.
Wpadła w manię prześladowczą? Ma urojenia?!
Chwilę stała nieruchomo i nasłuchiwała.
– Pewnie tylko mi się wydawało – mruknęła pod nosem. – To tylko nerwy…
Ostatnie lata nie były dla niej najszczęśliwsze. Prawdę mówiąc, od dwóch dekad nie miała zbyt wielu powodów do radości. Przeszłość wciąż ją uwierała, bolała.
Planty powoli pogrążały się w mroku. Nagle latarnie rozbłysły ciepłym światłem. Wtedy dostrzegła cień za drzewem, jakby ktoś skrył się za pniem. Zawróciła i pobiegła w stronę domu. Tam czuła się bezpiecznie.
Już była przed swoją kamienicą, odetchnęła z ulgą. Energicznie otwarła drzwi wejściowe.
Na klatce schodowej był przeciąg, drzwi wymknęły jej się z rąk.
Łup! Chyba kogoś nimi uderzyła…
– Litości – usłyszała. Właściciel niskiego głosu jedną ręką trzymał się za czoło, zasłaniając połowę twarzy. Widziała tylko czarne włosy i jedno oko, ciemne jak noc. Drugą rękę też uniósł. – Poddaję się – powiedział. Jeszcze zauważyła, że kąciki jego ust lekko się uniosły.
Uciekła w popłochu do swojego mieszkania. Zamknęła drzwi, oparła się plecami o framugę i próbowała uspokoić oddech. Niemal zabiła faceta!
Kto to był? Co robił na mojej klatce, tuż za drzwiami? – nie znała odpowiedzi na te pytania.
Po chwili przyszło jej na myśl, że brat zamierzał wynająć mieszkanie w swojej części kamienicy. Pewnie to nowy lokator lub zarządca.
– Niemal go zabiłam – powtórzyła szeptem. Mogła chociaż przeprosić…
Nagle wybuchła śmiechem. Chichotała i nie mogła przestać. Ta nerwowa reakcja trochę jej pomogła – napięcie, jakie czuła od wielu dni, już nie było takie przytłaczające.
Rozglądała się po pustym pokoju i czuła wilgoć w oczach. Przydałby się ktoś, komu mogłaby się wyżalić. Niestety, nie miała nikogo takiego.
Zaczęła czytać jakiś ckliwy romans, by wprowadzić się w dobry nastrój. Wzięła książkę do łóżka i czekała, aż zmorzy ją sen. Było już po północy, ale odwlekała chwilę, gdy zamknie oczy. Wtedy wracały wspomnienia dnia, który na zawsze zmienił jej życie…
Obudziło ją słońce padające na twarz i dźwięk domofonu.
– Poczta kwiatowa – usłyszała.
To był szczególny dzień. Właśnie stuknęło jej trzydzieści wiosen! Tomek, jej brat bliźniak (o pięć minut starszy), przysłał z tej okazji okazały bukiet kwiatów.
Sięgnęła po telefon, by złożyć mu życzenia – przecież to ich wspólne święto. Aparat zaczął jej wibrować w dłoni. Brat jak zwykle ją uprzedził.
– Wszystkiego najlepszego, Celinko. Sto lat! – Tomek uśmiechał się do niej z ekranu smartfonu.
– Zdrowia i pomyślności, braciszku. Niech się spełnią twoje marzenia i nadzieje.
– Twoje też. Najwyższy czas, żebyś ułożyła sobie życie!
– Nie miałam czasu, by pomyśleć o sobie… – Już nie dokończyła, że jej życie od lat kręciło się wokół cioci Kazi. Dobrze to wiedział.
– Teraz masz więcej luzu – przypomniał. – Powinnaś gdzieś wychodzić z przyjaciółkami, na pewno poznasz kogoś miłego.
Nie miała przyjaciółek, ale nie chciała o tym mówić.
– Musisz bardzo uważać, żeby nie trafić na jakiegoś naciągacza łasego na kasę – ostrzegł ją. Jak zawsze był rozsądny, myślał o wszystkim. Była jego przeciwieństwem, dlatego wciąż się o nią martwił.
– Najlepiej sam znajdę ci odpowiedniego męża – stwierdził, puszczając do niej oko. Nie była pewna, czy żartuje. – Mam nadzieję, że nie będziesz dzisiaj sama siedzieć w domu.
– Oczywiście, że nie – potwierdziła ochoczo. – Wybieram się z koleżankami na kawę.
Tak naprawdę czekało ją porządkowanie mieszkania po cioci…
Po południu jednak wpadła do kawiarenki za rogiem. Zamówiła solidną porcję tortu i kawę, bo na drinka było zdecydowanie za wcześnie.
Spacerowała po uliczkach i zatrzymywała się przy każdej sklepowej wystawie. To dziwne uczucie nie być w ciągłym pędzie. Nadjechał jej tramwaj. Nogi same przyspieszyły, miała jeszcze stare nawyki.
Przecież nigdzie ci się nie spieszy, Celinko – przekonywała sama siebie. Pewnie upłynie trochę czasu, nim nauczy się żyć na luzie.
Nie chciało jej się wracać do pustego domu. Świadomość, że nikt tam na nią nie czeka, była przygnębiająca.
Nagle przypomniała sobie, że panowie z firmy „Renowacja” mieli jutro zabrać wiekowe meble po cioci. Musi opróżnić szafę, kredens i komodę z jej rzeczy!
Biegiem wróciła do domu. Po kwadransie pakowała wszystko do kartonów.
Uff. Spociła się! Włosy przylepiły jej się do czoła. Zawinęła pasmo na palcu, przypięła klipsem wysoko nad czołem. To samo zrobiła z drugiej strony.
Głośno zaburczało jej w brzuchu – nie jadła obiadu, a był już wieczór. Na szczęście miała w lodówce kupiony na Kleparzu twaróg. Wymieszała go z gęstą śmietaną i grubo posmarowała nim pajdę chleba. Zagłębiła się w fotelu i wbiła zęby w kromkę.
– Pycha – wymruczała z lubością. Nie chciało jej się nawet zaświecić lampy.
Siedziała sobie po ciemku, jadła i rozmyślała, co zrobić ze swoim życiem.
Może, jak chce Tomek, powinna wyjść za mąż? Jak go znała, pewnie już miał kandydata…
Szczęściarza, który dostanie moją rękę, na pewno pocieszy fakt, że w pakiecie ze mną dostanie część kamienicy – myślała z jadowitą kpiną.
– Wrr – usłyszała. To wiertarka?
Znowu te wkurzające dźwięki. Wibrowała ściana, nawet podłoga drżała.
Marzyła o tym, by wcześniej położyć się do łóżka. Głowa jej puchła od nadmiaru myśli, a teraz od tych dźwięków.
Dosyć tego! – dochodziła dwudziesta, ten ktoś mógłby już dać spokój. Jutro też będzie dzień!
Energicznie zapukała do drzwi po drugiej stronie klatki schodowej. Mieszkanie należało do jej brata, musiał je komuś wynająć.
Powie grzecznie fachowcowi od wiertarki, żeby już skończył pracę.
– Wystarczy na dzisiaj – wycedziła przez zęby, gdy ktoś uchylił drzwi. Nie widziała kto, bo obraz, który trzymał w rękach, zasłaniał go od pasa w górę.
– Ma pani rację – powiedział niskim głosem. – Przepraszam za hałas. Myślałem, że nikogo nie ma, bo w oknach jest ciemno.
Do tego zagląda w moje okna?! – groźnie zmarszczyła brwi.
On powoli obniżył dłonie z obrazem. Najpierw zobaczyła niemal czarne włosy, potem oczy w kolorze gorzkiej czekolady, a na końcu nagi tors gęsto pokryty ciemnymi włoskami.
Postawił obraz koło nogi i sięgnął za plecy po koszulkę zwisającą z wieszaka.
To ON – mężczyzna, którego wczoraj omal nie zabiła drzwiami! Sina pręga na jego czole to jej dzieło…
Zamarła. Straciła nie tylko oddech, ale i głos.
– Spokojnie. Nic mi nie jest – mówił, omiatając ją wzrokiem. W jego oczach nie było urazy, za to pojawiły się wesołe iskierki.
Zrobił krok w bok, jakby chciał zaprosić ją do środka. Dopiero teraz zobaczyła swoje odbicie w lustrze wiszącym naprzeciwko drzwi. Już wiedziała, co go tak rozbawiło…
Pod nosem miała białe wąsy z twarogu, a włosy przypięte klipsami wysoko nad czołem wyglądały jak śmieszne uszy. Chyba nigdy nie wyglądała gorzej!
Mężczyzna próbował zachować powagę, ale kąciki jego ust bezwiednie się unosiły. Też powinna się zaśmiać, obrócić wszystko w żart. Zamiast tego tkwiła nieruchomo i patrzyła na niego z iście grobową miną.
Nagle on zrobił coś dziwnego. Sięgnął palcem do jej „wąsów”, chwilę zezował na ten palec, a potem go oblizał.
– Twarożek? – zdziwił się. – Stawiałem na bitą śmietanę.
Chyba chciał rozładować sytuację.
Jej policzki już płonęły, czuła to! Odwróciła się i uciekła do siebie.
Zerkała przez wizjer. Mężczyzna wciąż stał w drzwiach i uśmiechał się zadowolony. Po chwili spoważniał. Patrzył na jej drzwi i pocierał brodę dłonią.
– Znowu się popisałaś, Celinko – skarciła się szeptem. Takie popisy to jej specjalność.
Na pewno nie zaśnie po czymś takim. Pospaceruje, aż jej emocje trochę ostygną.
Snuła się po starych uliczkach, potem skręciła na mały skwer. Wbiła wzrok w idącą przed nią parę. Mężczyzna otulił partnerkę swoją marynarką i coś szeptał jej do ucha.
Trochę jej zazdrościła. To chyba cudowne uczucie, gdy ktoś się o ciebie troszczy.
Zrobiło się późno. Wokół niej było już pusto, do tego zachmurzyło się. Powinna wracać do domu.
Znowu usłyszała ciche kroki za sobą. Może to tylko echo?
Przyspieszyła. Kroki za nią też przyspieszyły…
Jej niepokój przybrał na sile, serce waliło w piersiach. Odwróciła się powoli, czujnie. Nikogo nie zauważyła.
Ma jakieś urojenia? Chyba powinna porozmawiać z lekarzem…
Dotarła do swojej kamienicy z duszą na ramieniu. Odruchowo popatrzyła w okna sąsiada. Było w nich ciemno. Sama myśl, że ktoś tam jest, sprawiła, że poczuła się bezpieczniej.
Rzeczywiście ktoś za nią szedł. Czyjeś oczy patrzyły na nią z nienawiścią, czyjeś usta poruszały się niemal bezgłośnie.
– Zniszczyłaś mi życie, nawet o tym nie wiedząc. Mnie i jemu. Od ciebie wszystko się zaczęło! Teraz próbujesz mi go odebrać… Nie mogę na to pozwolić!
Ktoś inny, kryjący się w mroku, wbił wzrok w postać podążającą za Celiną. Sylwetka i sposób poruszania wydały mu się znajome.
To niepokojące, co odkrył.
Co ty kombinujesz? – zastanawiał się.
Postać szybko się oddalała. Może powinien ją dogonić?
Skierował wzrok na Celinę. Weszła do kamienicy, po chwili zapaliły się światła w jej mieszkaniu.
Już nic jej nie zagrażało – przynajmniej na razie.
To on wciągnął ją w to bagno… Może powinien wyznać jej prawdę?
Cierpliwie czekał, aż zgasną światła w jej oknach. Dopiero wtedy sięgnął po swoje klucze.GDY ATAKUJĄ WSPOMNIENIA…
Celina mocniej otuliła się kołdrą i zerknęła na ciemne niebo za oknem. Gwiazdy i księżyc skryły się za chmurami, o szybę zaczęły uderzać pierwsze krople deszczu. Już wiedziała, że nie uda jej się szybko zasnąć.
Wtedy niebo też było zasnute chmurami. Nagle mocno się ochłodziło, deszcz zamienił się w marznącą mżawkę i droga zrobiła się śliska jak szklanka…
Zamknęła oczy i natychmiast pojawiły się niechciane obrazy i głosy. Ostre sygnały dźwiękowe karetki, migające niebiesko koguty radiowozu. Wrócił obraz auta wbitego w betonową obudowę mostka. Nieruchomi rodzice z przodu…
Ten widok prześladował ją od lat, pewnie pozostanie z nią na zawsze. Tamtego dnia bezpieczny świat jej i Tomka legł w gruzach.
Po tragicznej śmierci rodziców znaleźli się w domu dziecka. Nie było nikogo, kto chciałby przejąć opiekę nad dziesięcioletnimi bliźniakami.
Dopiero po trzech latach pojawiła się ciocia Kazia. Była siostrą ich ojca – dużo starszą i przyrodnią, bo z pierwszego małżeństwa dziadka. Nie znali jej, nigdy o niej nie słyszeli.
Zabrała ich do siebie, do Krakowa.
Celina pamiętała, że bardzo chciała zasłużyć na jej miłość. Najbardziej się bała, że ciocia „zwróci ją do bidula”. Tylko ją, bo Tomek z miejsca zdobył jej serce. Był miły, nie sprawiał problemów. Sam wybrał technikum, potem licencjat i szybko się usamodzielnił.
Ona była zamkniętą w sobie, nieufną i milczącą nastolatką. Trauma wciąż w niej tkwiła.
O jej przyszłości zdecydowała ciocia Kazia.
– Zostaniesz pielęgniarką, Celinko. Przynajmniej będzie miał się mną kto zaopiekować na starość.
Chyba wykrakała…
Choć nie studiowała pielęgniarstwa, tylko pedagogikę terapeutyczną, od lat opiekowała się ciocią. Właściwie całe jej dorosłe życie kręciło się wokół niej. Nie spotykała się z koleżankami ani z chłopakami. Osiągnęła mistrzostwo w zrażaniu do siebie adoratorów – wystarczyło zaprosić ich do domu, a ciocia pogoniła każdego! Znikali i nie wracali.
Mijał rok za rokiem. Cioteczka zwykła do niej mawiać: „Celinko, już niedługo będziesz bogata i na pewno znajdzie się jakiś mężczyzna, który się z tobą ożeni. Choćby ze względu na część kamienicy, którą odziedziczysz po mojej śmierci… Wiesz, jaką ma wartość?”.
Nie wiedziała, ale nie śmiała zapytać. Uwierzyła, że nie jest dosyć ładna i mądra, by ktoś ją pokochał dla niej samej. Ciocia odeszła, a ona nadal w to wierzyła.
Zaliczyła kolejną bezsenną noc. Niepotrzebnie wróciła myślami do cioci Kazi.
Miała wyrzuty sumienia, że złościła się na nią przez ostatnie miesiące. Przecież staruszka nie była winna temu, co się z nią działo… Najpierw było gubienie rzeczy i chowanie ich w dziwnych miejscach. Wystraszyła się, gdy ciocia nie potrafiła wrócić do domu ze spaceru. Diagnoza: Alzheimer. Było coraz gorzej. Ciocia nie umiała już samodzielnie się ubrać, potrafiła godzinami siedzieć nad pełnym talerzem i trzeba ją było nakarmić, bo umarłaby z głodu. To wtedy Celina zatrudniła opiekunkę, która zajmowała się ciocią sześć godzin, gdy ona pracowała. Potem przejmowała opiekę.
Odtworzyła w pamięci jeden z ostatnich wspólnych dni. Z ciężkim sercem weszła wtedy do domu.
– Wreszcie jesteś – przywitała ją ciocia.
– O, poznałaś mnie! – ucieszyła się, pogłaskała pomarszczony policzek. Może ten dzień nie będzie taki zły?
Już po chwili usłyszała z ust cioci:
– Kim pani jest?
Próbowała nakarmić staruszkę, ale wszystko wypluwała. Po godzinie była kolejna próba karmienia i… kolejna próba cierpliwości.
– Nie wytrzymam tego dłużej – powtarzała, wycierając łzy.
Od tygodni noce spędzała w fotelu, przy łóżku cioci. Ogromne obciążenie psychiczne i fizyczne sprawiało, że była totalnie zmęczona.
Tamtego wieczoru chciała przez chwilę odpocząć we własnym łóżku. Zasnęła…
Rano nie było słychać krzyków cioci. Ta cisza była jakaś nieprzyjemna.
W sypialni paliła się jeszcze lampka, gdy tam weszła. Ciocia wyglądała, jakby spała. Podeszła i już wiedziała, że nigdy się nie obudzi.
Zadzwoniła do Tomka. Przyleciał i zajął się pogrzebem.
Majątek ciocia Kazia podzieliła równo, między nią i Tomka. Tym sposobem pewnego dnia stała się bogatą kobietą – właścicielką części kamienicy i konta w banku. Mogłaby beztrosko żyć, korzystać z uroków życia. Niestety, nie umiała tego robić.
Kilka dni po pogrzebie dowiedziała się od brata, ile warta jest jej część kamienicy. Dla niej był to powód do zmartwienia.
– Skąd wezmę pieniądze na podatek spadkowy? – panikowała.
– Nie będzie z tym kłopotu. – Tomek z uśmiechem pił kawę. – Przecież jest pokaźna suma na koncie każdego z nas.
Powinna się ucieszyć, zamiast tego wkurzyła się.
– Ciocia była taka bogata, a traktowała mnie jak niewolnicę! – Czuła spływające po policzkach łzy. – Zabrała mi tyle lat…
Espresso smakowało jej wyjątkowo gorzko.
– Pozwoliłaś się wykorzystywać – mruknął. – No, nie maż się.
Podał jej chusteczkę i spokojnie popijał kawę.
– Myślałaś już, co zrobisz z tak dużym majątkiem? – rzucił kolejny temat. – Jesteś taka ufna. Boję się, że ktoś to wykorzysta, omota cię…
Miał trochę racji. Nikt nie nauczył jej, jak zadbać o swoje sprawy – robili to za nią inni. Najpierw decydowała o niej wychowawczyni w bidulu, potem ciocia Kazia. Teraz tę rolę próbował przejąć on.
– Zajmę się sprawami związanymi ze spadkiem – stwierdził. – Sama nie dasz rady. Nie umiesz walczyć o swoje.
Pierwszy raz w życiu wkurzyła się na brata.
– Uważasz, że jestem do niczego? Nadawałam się tylko, by dniami i nocami warować przy chorej cioci! – wykrzyczała. – Gdzie byłeś, gdy mdlałam ze zmęczenia?!
Wybiegła, trzaskając drzwiami.
Godzinę krążyła po uliczkach Starego Miasta. Napięcie trochę odpuściło.
Właściwie Tomek ma rację – przyznała w duchu – nigdy nie sprzeciwiłam się głośno, pozwalałam się wykorzystywać.
Pogodzili się, nim wyjechał. Miała tylko jego.
Została sama w wielkim, pustym domu. Do tego złożyła wymówienie w pracy, nie wróci już tam po urlopie. Odpocznie parę tygodni i poszuka czegoś innego. Zacznie nowe życie!
Jeszcze nie miała pomysłu na to „nowe życie”. Jednego była pewna – powinna zacząć od wyjazdu na Mazury.GDY SAMOTNOŚĆ UWIERA…
Tomek najwyraźniej nie żartował, gdy mówił, że sam znajdzie jej męża.
Zadzwonił, że wybiera się do Krakowa. Nie sam…
– Hubert to poważny, rozsądny człowiek. Ma dosyć samotności, chce założyć rodzinę – tłumaczył Celinie. – Nie myśl, że to jakiś brzydal. Jest przystojny, podoba się kobietom. Może przypadniecie sobie do gustu?
Nie owijał w bawełnę, tylko wprost mówił, że byłby spokojniejszy, gdyby się związała z jego znajomym. Wyczuwała, że łączą ich układy biznesowe.
Przyjechali razem. Hubert wydawał się w porządku, do tego był naprawdę przystojny.
Obrzucił ją taksującym spojrzeniem i uśmiechnął się. Chyba mu się spodobała!
Gdyby go spotkała na neutralnym gruncie, byłaby w siódmym niebie, że taki facet zwrócił na nią uwagę. Może nawet by się w nim zakochała? Gdyby myślała, że to jej wybór…
Od początku próbował ją oczarować, zaimponować jej.
– Moglibyśmy wybrać się dokądś razem, poznać się bliżej. Uwielbiam greckie wyspy, południową Hiszpanię, Wyspy Kanaryjskie. A może wolisz nasze góry lub morze?
Nie wiedziała, co odpowiedzieć.
– Zawsze jesteś taka poważna? Nigdy się nie uśmiechasz?
Zaserwował jej stary dowcip. Wykrzywiła twarz w uśmiechu, niech myśli, że ją rozbawił.
– Opowiedz mi o sobie, Celinko – poprosił.
Właściwie o czym miała mówić… O latach spędzonych przy cioci? O tym, że nigdy nie miała prawdziwego urlopu? Pewnie palnie jakąś głupotę – w tym była specjalistką.
Odetchnęła z ulgą, gdy zaczęli rozmawiać z Tomkiem o interesach.
Kolejnego dnia Hubert zaproponował spacer po parku.
– To nasza pierwsza randka – szeptał jej do ucha.
Stała sztywno, gdy objął ją ramieniem, a potem zaczął ją całować. Liczyła na jakiś dreszcz, słynne motylki w brzuchu, ale nic takiego nie czuła.
– Nigdy nie byłaś blisko z mężczyzną, prawda?
Nieprawda. Jedno z ukradkowych spotkań, tuż po maturze, skończyło się w jej pokoju. Niemal przyłapała ich cioteczka… Nie chciała mówić o tak intymnych sprawach.
Była pewna, że jej chłód zniechęci adoratora, jednak następnego dnia przyszedł.
– Spodobałaś mi się od pierwszego wejrzenia, chyba o tym wiesz. – Jego głos brzmiał jakoś inaczej, zmysłowo. – Znasz moje zamiary. Chcę być z tobą, troszczyć się o ciebie…
Wręczył jej bukiet czerwonych róż. To oświadczyny? Speszyła się.
Jej milczenie chyba wziął za zgodę.
– Jestem pewny swoich uczuć. Tobie też nie jestem obojętny… – Zajrzał jej w oczy. – Nie ma na co czekać, pobierzmy się.
Chciała wierzyć, że podoba się jakiemuś mężczyźnie. Niepokoiło ją tylko, że tak mocno nalegał na ślub. Może niepotrzebnie się czepia?
Chciał się od razu do niej wprowadzić. Hotel dużo kosztował.
– Dlaczego to dla ciebie problem? – Zirytował się, gdy odmówiła.
– Jeszcze nie jesteśmy tak blisko…
Jakby w odpowiedzi objął ją w pasie. Musnął jej usta, było to nawet miłe.
– Ładnie wyglądasz – pochwalił. – Sukienka jest fantastyczna, ale może powinnaś ją zdjąć? – Zerknął w stronę łóżka.
Wyraźnie zmieniał front. Zaczął całować jej szyję, a jego dłonie powędrowały niżej, na pośladki. Przycisnął ją do siebie, wyczuła jego nabrzmiałą męskość. Odskoczyła, choć przebiegł ją przyjemny dreszcz.
– Naprawdę mnie kręcisz, Celinko. Oboje jesteśmy dorośli, na co czekać? – Przyglądał się jej czujnie. – Przecież wkrótce weźmiemy ślub.
Kobieca intuicja podpowiadała jej, że nie powinna nawiązywać z nim intymnych relacji.
Chyba jej zachowanie zaniepokoiło Huberta.
– Znowu robisz krok wstecz. – Westchnął. – O co ci chodzi? Boisz się seksu? Wszystkiego cię nauczę, spodoba ci się.
– To dla mnie za szybkie tempo.
Wycofał się. Naprawdę miał smutne oczy, gdy stał z ręką na klamce.
Wsłuchiwała się w jego kroki na schodach i czuła ulgę. W głowie krążyły jej różne myśli. Może to świetny facet, a ona się czepia? Powinna to ciągnąć i liczyć, że jej uczucia się zmienią?
Zadzwonił, że musi na kilka dni wyjechać w interesach. Ucieszyła się.
Następnego dnia odkryła, że Hubert ją okłamał. Przypadkowo zobaczyła, jak obściskiwał jakąś dziewczynę i wszedł z nią do hotelu. Już nie miała złudzeń, co ją czeka u jego boku.
Spacerowała bez celu po uliczkach.
– A to drań – mruczała pod nosem. Prawie przyłapała go na gorącym uczynku!
Po chwili jej złość zastąpił żal. Trzydziestka na karku, a wciąż jest sama. Chyba była skazana na samotność… Łzy same pociekły jej z oczu.
Niespodziewanie wpadła na Magdę i Natalię, prawie staranowała dawne koleżanki z pracy. Logopedka i psycholożka odeszły z ośrodka i założyły prywatny gabinet terapeutyczny. Wszyscy mówili, że świetnie im idzie. Kiedyś marzyła, że do nich dołączy…
Zamiast ją ominąć, zatrzymały się. Pewnie wyglądała żałośnie z mokrą od łez twarzą.
– Stało się coś, Celinko? – Natalia ostrożnie otoczyła ją ramieniem, podała jej chusteczkę.
Nie była przyzwyczajona, by ktoś okazywał jej troskę. Stała sztywno.
– Idziemy do kawiarenki za rogiem. – Magda zajrzała jej w oczy. – Marzymy o kawie z wielkim ciachem. Może do nas dołączysz?
– Dobry pomysł – zdołała wyszeptać. – Choć wolałabym wypić drinka…
– My też – podchwyciły ochoczo.
Zaskoczyły ją. Kiedyś omijały ją szerokim łukiem, ostatnie spotkanie też nie należało do najmilszych. Zawsze, gdy starała się dobrze przed kimś wypaść, efekt był odwrotny.
Zagłębiły się w kawiarnianych fotelach i wbiły widelczyki w ciasto.
– Teraz mów, Celinko, co doprowadziło cię do łez.
Już trochę ochłonęła.
– Życie znowu sypnęło mi piaskiem w oczy. Facet, który dopiero co mi się oświadczył, a nawet chciał się do mnie wprowadzić, okazał się wyjątkowym dupkiem i obściskiwał inną, co widziałam na własne oczy. Zamierzam go pogonić, gdy tylko się u mnie zjawi, na szczęście nic do niego nie czuję, jednak trochę mi przykro, bo udawał zakochanego… Miał mnie za taką kretynkę?!
Mówiła chaotycznie, ale i tak pojęły sens jej wypowiedzi.
– To co, zalejemy smutki?
Na stoliku pojawiły się trzy drinki. Szybko je osuszyły.
– To jeszcze nie wszystko. – Celina rozgadała się. – Od lat zajmowałam się chorą ciocią, moje życie kręciło się wokół niej. Teraz, gdy zmarła, mogłabym normalnie żyć, chodzić do teatru, kina, umawiać się na randki, dobrze się bawić, ale… nie potrafię! – Prawie zachrypła od tego mówienia. – Powiedzcie, co ze mną jest nie tak?
– Po prostu potrzebujesz czasu – powiedziała cicho Magda.
Dopiero teraz zauważyła, że koleżanki są jakieś przygnębione.
– A u was wszystko w porządku?
– No, nie do końca – przyznała Natalia. – Właściciel lokalu nie przedłużył umowy najmu i szukamy pomieszczenia na gabinet. Ceny mocno poszły w górę, trudno znaleźć coś z dobrym dojazdem i na naszą kieszeń.
Nie zastanawiała się długo.
– Dobrze trafiłyście, bo mogę wam pomóc – oznajmiła. – Mam wolny lokal, w sam raz na gabinet. Ale za to dacie mi pracę, choć parę godzin. Też odeszłam z ośrodka…
Trzeba było widzieć ich miny!
Wypiły jeszcze po drinku – za udaną współpracę. Poczuły to w nogach i głowach, lecz humory zdecydowanie się im poprawiły.
Po kwadransie Celina pokazywała im lokal w kamienicy.
– Jesteś pewna swojej decyzji? – zapytała nieśmiało Magda.
– Jak niczego dotąd. Możecie się tu przenieść nawet jutro!
– A gdzie ty będziesz mieszkać? – Natalię dopadły refleksje.
– Piętro wyżej mam mieszkanie. Będę miała naprawdę blisko do pracy! – Celina zachichotała. Czuła się świetnie! – Czekam tu na was jutro – dodała już poważnie, patrząc im w oczy.
Była pewna, że dobrze postąpiła. Nareszcie decydowała o sobie!
Tej nocy spała spokojnie, pierwszy raz od dawna.
Hubert pojawił się po kilku dniach. Zbył ją, gdy zapytała o podróż. Za to od razu zaczął mówić o lokalu na parterze.
– Taki lokal w dobrym punkcie to żyła złota! Pozwól mi działać, Celinko, znam się na interesach. – Uśmiechał się przymilnie. Z rozmysłem mu nie przerywała.
Zauważył jej znudzoną minę, zaczął inaczej:
– Sama mówiłaś, że matematyka nie jest twoją mocną stroną. – Objął ją ramieniem. – Nie będziesz musiała zaprzątać sobie niczym głowy, zajmę się wszystkim.
W to akurat nie wątpiła. Od początku widział w ich związku korzyści. To nie ona była obiektem pożądania, tylko odziedziczona część kamienicy.
– Otworzymy tu biuro notarialne – kontynuował. Był taki pewny siebie. – Przejrzałem oferty i wybrałem najlepszą, musisz tylko podpisać umowę.
Czuła, jak rośnie w niej gniew.
– Mam inne plany – przerwała mu wreszcie. – Będziemy tu prowadzić gabinet terapeutyczny z moimi koleżankami. Zaczynamy od poniedziałku.
Hubert naprawdę się wkurzył.
– Dlaczego nie zapytałaś mnie o zdanie?!
– Niby dlaczego miałam cię pytać? – Wytrzymała jego spojrzenie. – To wyłącznie moja sprawa. I moja decyzja.
Nie miał zamiaru ustąpić. Już czuł się panem i władcą.
– Mam nadzieję, że niczego jeszcze nie podpisałaś. Sam zajmę się umową najmu. Pewnie te cwaniary chcą cię wykolegować!
Wszystko się w niej burzyło.
– Nie życzę sobie, żebyś obrażał moje koleżanki. Ani żebyś wtrącał się w moje sprawy.
Zrobił kilka szybkich kroków w jej kierunku. Był wściekły.
– Ty głupia babo! – wrzasnął. Oparł dłonie tuż przy jej barkach i przyparł ją ciężarem ciała do ściany. Emanowała z niego zła siła.
Nie spodziewała się tak gwałtownej reakcji. Stała jak sparaliżowana.
– Za kogo ty się masz? – Omiótł ją pogardliwym spojrzeniem. – Zasuszona dziewica ze śmiesznym warkoczem, która nie potrafi sklecić jednego sensownego zdania!
Trafił w jej czuły punkt. Miała ochotę się rozpłakać.
– Myślisz, że skusiły mnie twoje wątpliwe wdzięki? Mógłbym mieć każdą!
Zrobił krok w tył, jakby nagle się zreflektował. Poczuła się pewniej.
– To miej każdą, powodzenia. Tu nie masz co szukać.
Chyba go zaskoczyła. Siebie też.
– Masz się za łamacza serc? – kontynuowała, patrząc na niego chłodno. – Tak naprawdę jesteś krętaczem i kłamcą. Stać mnie na normalnego faceta! Żegnaj.
Wycofał się bez słowa. Pewnie nie chciał zadzierać z jej bratem.
Poczuła wilgoć na policzkach.
Nie można jej pokochać dla niej samej? Liczą się tylko jej pieniądze? Ta prawda wydała się jej nie do zniesienia.
Po godzinie zadzwonił Tomek.
– Co ty wyprawiasz, Celinko? – W jego głosie brzmiała uraza. – Podobno kazałaś się wynosić Hubertowi. Myślałem, że szykujecie się do ślubu!
Niespodziewanie dla samej siebie głośno się zbuntowała.
– Wybacz, ale chciałabym sama decydować o swoim życiu. O ile pamiętam, nie wybierałam ci żony.
– Masz rację, przepraszam. – Tomek był zakłopotany. – Myślałem, że on ci się podoba.
Nadal miała wojowniczy nastrój.
– Hubert obraził mnie i próbował oszukać. Dobrze się maskuje, ale to kłamca i cwaniak. Uważaj na niego i wasze wspólne interesy!
Spokojnie zakończyła rozmowę, choć miała ochotę wykrzyczeć, że pchał ją w ramiona jednego z łowców posagów, przed którymi tak ją ostrzegał.
Może kiedyś pojawi się w jej życiu mężczyzna szczery, bez złych intencji? W jego oczach dostrzeże ten błysk, który sprawi, że poczuje się kochana, pożądana…
Nie da już sobą pomiatać, nikomu!ZAWSZE JEST JAKIŚ POWÓD
Celina spacerowała po Plantach i znowu czuła lęk. Ktoś za nią chodził – zwalniał, gdy zwalniała, i przyspieszał, gdy przyspieszała.
A gdyby tak podejść i zapytać, dlaczego to robi? Zawsze jest jakiś powód…
Nawet nie wiedziała, czy to mężczyzna, czy kobieta.
Zaraz to sprawdzi. Zrobiła jeszcze jeden krok i zatrzymała się.
A jeśli to jakiś psychopata i wyzwoli w nim agresję? Jednak zrezygnowała z konfrontacji.
Ruszyła w kierunku domu. W równym rytmie uderzała obcasami o asfalt alejki. Za sobą znów usłyszała czyjeś kroki.
Może to zaburzenia urojeniowe? Czytała o czymś takim…
Zatrzymała się przed przejściem dla pieszych, tuż przy przystanku tramwajowym.
Nagle ktoś silnie ją popchnął – wprost pod nadjeżdżające auto!
Usłyszała pisk hamulców, auto ostro odbiło i zatrzymało się centymetry od niej. Przerażona oparła się rękami o maskę i znieruchomiała.
Kierowca opuścił szybę. Był przestraszony nie mniej niż ona.
– Ty pindo! – wrzasnął. – Życie ci niemiłe?!
Celina nie mogła wydobyć z siebie głosu. Uśmiechnęła się do niego przepraszająco.
Zwątpił. Machnął ręką i odjechał.
Cofnęła się na chodnik i rozglądała się po grupie osób. Kto z nich chciał zrobić jej krzywdę?
– Nie udało się, pieprzony psycholu? – wykrzyczała histerycznie. – Dlaczego na mnie polujesz?!
Już wiedziała, że nie ma urojeń. Ktoś ją nękał…
Jedna z kobiet podbiegła do tramwaju, parę osób z niego wysiadło. Wszyscy ruszyli na drugą stronę ulicy. Wpatrywała się w ich plecy, nim zrobiła krok. Skręciła w boczną uliczkę i natychmiast przyspieszyła, w końcu biegła. W głowie kotłowały się jej różne myśli.
Naprawdę powinna dokądś wyjechać, wypocząć. A przede wszystkim odciąć się – choć na jakiś czas – od stalkera! Nie wiadomo, do czego jeszcze się posunie…
Zdyszana stanęła przed kamienicą. Popatrzyła w okna po drugiej stronie klatki schodowej. Chyba nie było tego gościa, którego niemal zabiła drzwiami. Szkoda, czułaby się bezpieczniej.
Natalia z Magdą właśnie wyszły z gabinetu. Zatrzymały się przy niej.
– Coś ty taka spocona, Celinko? – spytała życzliwie Magda.
– Bieg po zdrowie – wysapała, maskując panikę uśmiechem.
Nie powie im, że ktoś na nią poluje. Jeszcze pomyślą, że zwariowała!
– Skończyłyśmy przeprowadzkę. Możemy zacząć nawet jutro – chwaliła się Natalia.
Nabrała dużo powietrza, zanim nieśmiało zadała im pytanie:
– Byłybyście bardzo złe, gdybym teraz wyjechała na tydzień?
– Skądże – powiedziała Magda. – Należą ci się spóźnione wakacje. Można wiedzieć, dokąd się wybierasz?
– Na Mazury. Mam tam sprawę do załatwienia.
Chyba domyśliły się, jaka to sprawa, bo nagle spoważniały. Wiedziały o tragedii sprzed lat.
– Zostanę tam tydzień, może dwa. – Głos uwiązł Celinie w gardle. – Wypadek zdarzył się niedaleko Mrągowa, ale nie znam dokładnie miejsca. Brakowało mi odwagi, by to drążyć…
– Może twój brat wie coś więcej?
– On nigdy do tego nie wraca. Jakby wymazał wypadek z pamięci.
– Może tak jest lepiej? – Natalia patrzyła na nią z troską. – Jeszcze się zastanów, czy to dobry pomysł. Minęło dużo czasu.
Jakby słyszała Tomka.
– Czuję, że dopóki nie zmierzę się z przeszłością, nie zacznę normalnie żyć.
Już nie odwodziły jej od pomysłu, Magda nawet chciała pomóc.
– Dam ci namiary na przytulny hotelik, prowadzą go znajomi Olka. Zadzwoń i zarezerwuj pokój. Powołaj się na nas.
– Muszę tam wrócić – dodała cicho Celina. – Stanę na tamtym mostku i zmierzę się ze swoimi lękami. A potem zamknę ten rozdział życia raz na zawsze…
Ktoś jeszcze słyszał tę rozmowę, choć w oknach wynajętego mieszkania było ciemno.