- W empik go
W ramionach księcia - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook
W ramionach księcia - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook
Lady Vida jest bardzo zżyta ze swoim ojcem. Często odbywała z nim różne dalekie podróże w celach politycznych, nieraz pomagała mu w rożnych sytuacjach, a dalekie podróże wiele ją nauczyły. Gdy jej ojciec udaje się na kolejną, nie zabiera jej ze sobą. Fakt, że nie odzywa się do niej od kilku miesięcy budzi w niej znaczny niepokój. Podejrzewa, że mogło mu przytrafić się coś najgorszego. Jej szósty zmysł podpowiada tej pięknej, młodej arystokratce, że jej ojciec przebywa w Rosji, a tam być może została pojmany przez coraz bardziej ekspansywna armie cara. Ze swoimi wątpliwościami i pomysłem na pomoc ojcu udaje się do jego przyjaciela, markiza Salisbury. Mówi mu o swoich podejrzeniach i prosi o pomoc w wyrobieniu fałszywych dokumentów na rosyjskie nazwisko, aby mogła się udać przez Węgry do Rosji i odszukać ojca. Markiz jest zszokowany pomysłem dziewczyny, gdyż uważa go za zbyt niebezpieczny, ale ostatecznie postanawia jej pomóc. Daje je również namiary na księcia Iwana, który może jej pomóc, ale uprzedza przed tym, aby nadmiernie mu ie ufała, gdyż jest on dość tajemniczym, aczkolwiek wpływowym na wschodzie, mężczyzną. Czy Vidzie uda się odnaleźć ojca? Kim okaże się tajemniczy Iwan? Czy spotkanie z nim zmieni coś w życiu pięknej Angielki?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-117-7021-4 |
Rozmiar pliku: | 354 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wszystkie opisy cara Aleksandra III (1881–1894) są zgodne z rzeczywistością. Był on istotnie jednym z najbardziej niesympatycznych i okrutnych władców, jakich kiedykolwiek miała Rosja.
Pierwszym jego czynem po objęciu władzy było podarcie, nie podpisanego przez leżącego na łożu śmierci ojca, manifestu zapewniającego ograniczoną formę rządów parlamentarnych. Rozpoczął zaś swe rządy prześladowaniami Żydów, jakie nie miały sobie równych aż do objęcia władzy w Niemczech przez Adolfa Hitlera pięćdziesiąt lat później. Ogłoszono bowiem, że jedna trzecia wszystkich rosyjskich Żydów musi umrzeć, jedna trzecia wyemigrować, a jedna trzecia zasymilować się.
Car nosił ubrania tak długo, aż były całkiem wyświechtane, jego dzieci często były głodne, a wydatki w swoim budżecie ograniczał przez obniżanie rang szlachty. Nic więc dziwnego, że średniowieczny mrok spowijał jego dwór.
Tajna policja, utworzona przez Mikołaja I i znana jako Trzeci Oddział, siała postrach w całym kraju. Była bezwzględna, skorumpowana i dziko okrutna.ROZDZIAŁ 1
ROK 1887
Lokaj niepewnie zapukał do drzwi gabinetu sekretarza stanu do spraw zagranicznych. Po chwili ciszy markiz Salisbury powiedział:
– Proszę wejść.
Pisał coś przy dużym, płaskim biurku i nie podnosił wzroku, podczas gdy lokaj stał dość niezdecydowanie w drzwiach.
– O co chodzi?
– Przepraszam, że przeszkadzam waszej lordowskiej mości, ale przyszła pewna młoda dama, która nalega, by się z panem zobaczyć.
– Młoda dama?
– Nazywa się, milordzie, panna Anstruther.
Markiz zmieszał się na chwilę, ale w końcu rzekł:
– Zastanawiam się czy... Wpuść ją.
– Dobrze, milordzie.
Lokaj cicho zamknął drzwi. Powrócił kilka minut później, aby ogłosić:
– Panna Vida Anstruther, milordzie.
Markiz powoli wstał, gdy podchodziła. Wyglądała bardzo młodo, ale jej postawa i pewność siebie sprawiały wrażenie, że prawdopodobnie jest starsza niż się wydaje. Bez wątpienia była prześliczna. Wyciągając do niej rękę rzekł:
– Sądzę że jest pani córką sir Harveya Anstruthera.
Uśmiechnęła się i jakby światło słońca nagle wypełniło mroczny gabinet.
– Przyszłam porozmawiać z panem o nim.
– To właśnie podejrzewałem – powiedział markiz. – Zechce pani usiąść.
Wskazał jej krzesło stojące po drugiej stronie biurka. Usiadła powoli, lecz bez owego niezdecydowania, jakiego mógłby się spodziewać po dziewczynie.
– Przyszłam zapytać, milordzie – zaczęła Vida Anstruther i teraz już bez wątpienia brzmiała w jej miękkim głosie nuta smutku – o to, co się stało z moim ojcem?
– To pytanie, jakie sam sobie zadaję, odkąd parę tygodni temu otrzymałem wiadomość o jego zaginięciu – odrzekł markiz. – Ale wziąwszy pod uwagę miejsce jego pobytu, jestem przekonany, że to zbyt wcześnie, aby się pani o niego martwiła.
– Nie ma pan racji, milordzie – zaprzeczyła Vida Anstruther. – Jestem ogromnie zmartwiona. Pan usłyszał o jego zaginięciu parę tygodni temu, ja nie mam od niego żadnych wiadomości już prawie dwa miesiące.
Markiz rozparł się w krześle i powiedział poważnym tonem:
– Aż tak długo? Jestem zaskoczony, że nie powiadomiła mnie pani wcześniej.
– Nie zrobiłam tego, ponieważ jak pan wie, papa nie lubi, żeby się wtrącać w jego sprawy, gdy podróżuje incognito.
Przerwała, a potem mówiła dalej:
– Sądzę jednak, że pan wie, dlaczego pojechał na Węgry. Powód, jaki podał przyjaciołom, że odwiedza rodzinę mojej matki i jedzie na wczasy po tylu latach gorliwej służby dla kraju, jest tylko pretekstem.
– Rozumiem, oczywiście – rzekł markiz. – Pani ojciec powiedział mi przed wyjazdem, że to dokładnie będzie mówił.
Vida Anstruther nie odzywała się, a on kontynuował:
– Podejrzewam, że przedostał się do Rosji, i albo jest na tropie czegoś ogromnie ważnego, i z tego powodu nie wróci natychmiast, albo pojechał na południe, do Odessy, i wróci do domu inną drogą.
– To brzmi bardzo prawdopodobnie, milordzie – odrzekła Vida Anstruther – ale jestem przekonana, że papie grozi niebezpieczeństwo.
Pomyślała, że markiz jest nastawiony sceptycznie i dodała:
– Może pan to uważać za dziwne, ale ponieważ papa i ja staliśmy się sobie tak bliscy odkąd mama umarła, to każde z nas wie, co drugie myśli. Mój szósty zmysł, jeśli tak zechce pan to nazwać, mówi mi, że albo Rosjanie go aresztowali, albo ukrywa się i nie ma możliwości powrotu do domu.
– Rozumiem pani niepokój – powiedział markiz po chwili – ale przedstawiła pani tylko przypuszczenia nie poparte żadnymi dowodami.
– Tak, jest to tylko moje przekonanie.
Zapadła cisza. Po chwili, markiz jakby przekonany pewnością słów swojego gościa, powiedział:
– Sądzę, że jest pani świadoma, panno Anstruther, że nawet jeśli ma pani rację, to ja nic w tej sprawie zrobić nie mogę.
– Wiem o tym i dlatego zamierzam sama coś uczynić.
Markiz zesztywniał.
– Mam nadzieję, że nie mówi pani poważnie.
– Jak najbardziej poważnie. Zamierzam odnaleźć papę i potrzebuję pańskiej pomocy.
– Jeśli myśli pani, by wyjechać na Węgry, a stamtąd do Rosji, mogę tylko powiedzieć, że byłoby to wyjątkowo nierozważne przedsięwzięcie i wiem, że pani ojciec by go nie pochwalał. Zrobię co tylko w mojej mocy, by odstąpiła pani od tego zamiaru.
– Nie będzie pan w stanie tego dokonać, milordzie – odrzekła Vida Anstruther. Teraz już w jej głosie brzmiała stanowczość. – Przemyślałam to starannie i mam zamiar powiedzieć wszystkim, że wyjeżdżam na Węgry dołączyć do papy i że zaplanowaliśmy to jeszcze przed jego wyjazdem.
Spojrzała na markiza wyzywająco. Nie odezwał się, a ona mówiła dalej:
– Wszystko czego oczekuję od waszej lordowskiej mości, to paszport z fałszywym nazwiskiem, pod którym będę podróżować. Byłoby bardzo nierozważnie, jeśli moje podejrzenia, że papa jest w niebezpieczeństwie są słuszne, opuszczać kraj jako jego córka.
Markiz wiedział, że przemawia tu zdrowy rozsądek, ale nie miał zamiaru tak łatwo się poddawać.
– Niech mi pani pozwoli coś zaproponować, panno Anstruther – powiedział. – Poślę jednego ze swych najbardziej zaufanych ludzi na poszukiwania pani ojca. Miałem już wiadomości, że dojechał szczęśliwie na Węgry i został entuzjastycznie przyjęty przez rodzinę pani matki.
– A co słyszał pan później?
– Doniesiono mi, że pani ojciec pojechał na polowanie, które mogło, choć nie musiało, zaprowadzić go do Rosji. Nie powrócił jednak i niepokoi nas, co mogło mu się przytrafić.
Oczy Vidy Anstruther płonęły wzburzeniem, gdy zapytała:
– I był pan zadowolony z tych wiadomości?
– Oczywiście nie byłem z nich zadowolony – odrzekł markiz – ale zniknięcie pani ojca może mieć wiele przyczyn. Najmniej pożądaną przez niego rzeczą byłoby, gdyby ktoś pojechał go szukać i ujawnił jego tożsamość. Mogłoby się to okazać groźne dla jego życia.
Przemawiał ostro, ponieważ uważał, że owa młoda dziewczyna przed nim nie ma pojęcia o trudnościach, jakie mogły spotkać jej ojca, ani ile kłopotu mogłaby sprawić interwencja niedoświadczonej osoby. Vida Anstruther zaś powiedziała niemalże takim samym tonem, jakiego on użył w stosunku do niej:
– Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę z tego, o czym pan mówi. Zapomina pan, że przez ostatnie pięć lat bywałam z papą w najróżniejszych dziwnych miejscach i czasami znajdowałem się w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach. Dlatego właśnie może pan być pewny, że udając się na jego poszukiwanie nie popełnię żadnego głupstwa.
Sposób, w jaki mówiła spowodował, że markiz poczuł, iż powinien ją przeprosić. Po chwili więc rzekł:
– Muszę przyznać, panno Anstruther, że nie zdawałem sobie sprawy, jak blisko była pani związana z ojcem. Właściwie przypuszczałem, że podczas jego, jak to się mówi, „podróży” pani zostawała w ambasadzie będącej akurat jego placówką.
– Nigdy nie puszczałam papy samego – odpowiedziała Vida Anstruther – i zapewniam, że byłam mu bardzo użyteczna. Ludzie zazwyczaj nie uważali na to, co mówili w obecności dziecka, a on później odkrył, że ponieważ dobrze radzę sobie z językami, mogę nieraz przekazać mu niesłychanie ważne informacje.
Markiz pomyślał z lekkim rozbawieniem, że jeśli panna Anstruther odgrywała rolę szpiega, jak to dawała do zrozumienia, to była z pewnością szpiegiem bardzo atrakcyjnym. Jaka szkoda, że Biuro Spraw Zagranicznych nie będzie mogło z tego skorzystać! Wiedział jednak, że jego obowiązkiem jest odwieść ją od zamiaru wplątania się w niebezpieczną sytuację.
Car rosyjski już od jakiegoś czasu zachowywał się w sposób określany przez królową Wiktorię jako „haniebny”. Aleksander III był władcą nieprzewidywalnym i wyjątkowo niesympatycznym. Lubił odgrywać prostego „mużyka”, ale ta jego rola miała silny rys azjatyckiej przebiegłości. Uwięził wszystkich rewolucjonistów w swoim kraju, lecz popierał ich za granicą. Był w rzeczywistości pierwszym w historii przywódcą wielkiego kraju, prowadzącym zorganizowaną zimną wojnę. Wysyłał Rosjan, by wprowadzali zamęt na Bałkanach, przyczyniając kłopotów rządom ustanowionych tam przez Kongres Berliński w roku 1878 państw. Rosyjscy tajni agenci udający sprzedawców ikon wędrowali po Serbii, organizując komórki wywrotowe; urzędnicy ambasady rosyjskiej płacili tłumom za inscenizowanie buntów.
W Bułgarii Rosjanie porwali księcia Aleksandra Battenberga i pod groźbą śmierci zmusili go do abdykacji. W Europie rozległ się niesłychany okrzyk oburzenia, ale nowy władca Bułgarii, książę Ferdynand Koburski, został poparty przez zagorzałego patriotę, Stambułowa, który był tak wrogo nastawiony do Rosji jak poprzedni rząd. W związku z tym rosyjscy agenci zajęci byli planowaniem jego zamordowania.
Brytanię jeszcze bardziej niż wydarzenia w Europie niepokoił fakt, że wojska carskie posuwały się ciągle naprzód poprzez Azję i przenikając do Afganistanu zagrażały Indiom. Znikoma ilość rzetelnych informacji napływała z owego odizolowanego kraju, lecz sir Harvey Anstruther zaproponował, że sprawdzi, co się dzieje w samej Rosji. Miał świetny pretekst w postaci wizyty u krewnych swojej zmarłej żony, którzy mieszkali we wschodniej części Węgier, bardzo blisko rosyjskiej granicy.
– Wiem, że niektórzy z kuzynów twojej matki poślubili Rosjan – powiedział Vidzie sir Harvey przed wyjazdem – i możliwe, że będę mógł czegoś się od nich dowiedzieć.
Vida uśmiechnęła się.
Była świadoma tego, jak bardzo patriotyczni są Węgrzy i jak bardzo nie podoba im się sposób, w jaki rosyjscy arystokraci traktują swoich chłopów oraz terror będący nieodłączną częścią rosyjskich rządów. Chciała pojechać z ojcem, ale on odwiódł ją od tego zamiaru.
– Umówiłem cię już z księżną Dorsetu, że wprowadzi cię do jednego z najświetniejszych salonów – powiedział – i byłoby nie tylko niegrzecznie, gdybyś wycofała się, ale mogłoby to spowodować zadawanie wielu pytań, co do przyczyn mojego wyjazdu.
Uśmiechnął się i dodał:
– Nie wyjeżdżam na długo, skarbie, a kiedy wrócę spodziewam się ujrzeć cię Królową Sezonu i, choć z żalem bym to przyjął, uhonorowaną toastem na swoją cześć w rezydencji królewskiej.
Poddała się, ponieważ wiedziała jak bardzo zależało mu, by zajęła właściwe miejsce w towarzystwie.
Niezależnie od tego, gdy w końcu już wyjeżdżał, w zimny, wietrzny dzień na początku lutego, zarzuciła mu ręce na szyję i powiedziała:
– Przyrzeknij mi, że będziesz na siebie uważał, papo. Wiesz, jak dużo dla mnie znaczysz. Nie mogę cię stracić!
– Będę uważał ze względu na ciebie – odpowiedział jej ojciec – jesteś dla mnie wszystkim na świecie.
„Wiedziałam wtedy, że nie powinien był jechać” – myślała potem Vida. Ale wtedy było już za późno i gdy ojciec gnał przez Europę, ona wybierała stroje, w których miała wystąpić po raz pierwszy w towarzystwie.
Właściwie prawie przekroczyła wiek debiutantki, miała bowiem ukończyć już dziewiętnaście lat za dwa tygodnie. Jednak poprzedniego roku, kiedy to powinna była zostać wprowadzona do salonów, jej ojciec był ambasadorem w Wiedniu, co Biuro Spraw Zagranicznych uważało za stanowisko znacznej wagi i nie chciało słyszeć o jego powrocie. W związku z tym Vida została z nim, a teraz właśnie, kiedy wystąpił o urlop przed objęciem ambasady w Paryżu, powierzono mu niebezpieczną misję specjalną.
– Dlaczego nie mogą zostawić cię w spokoju, papo? – pytała Vida ze złością. – Tyle dla nich zrobiłeś, a niewiele, o ile wiem, zaznałeś wdzięczności.
– Nie potrzeba mi wdzięczności – cicho powiedział. – Cokolwiek czynię, mam na względzie dobro kraju, gdziekolwiek i kiedykolwiek potrzebuje mojej pomocy zawsze mu jej udzielę. Nie mogę udawać z fałszywą skromnością, że nie posiadam kwalifikacji do takiej misji.
Nie dodał, że nikt nie mógłby się z nim równać w jego niepospolitej biegłości w językach obcych. Poza tym, bawiło go występowanie w przebraniu, gdy było to konieczne. Ponieważ był osobą rzeczywiście wyjątkową, uważał takie zachowanie za świetny dowcip. Doprowadzał córkę do niepohamowanych wybuchów śmiechu opowieściami o tym, jak udając sprzedawcę dywanów lub beduińskiego przewodnika targował się z dystyngowanymi osobistościami, z którymi kiedyś chodził do szkoły lub na uniwersytet, a którzy teraz go nie poznawali.
Przed wyjazdem na Węgry powiedział niefrasobliwie, że po raz pierwszy od lat będzie podróżował pod własnym nazwiskiem, w związku z czym będzie mógł nacieszyć się czerwonymi chodnikami oraz wszelkimi wygodami i przywilejami przynależnymi tej rangi dyplomacie. Vida wiedziała jednak, że próbował tylko zamydlić jej oczy. Była pewna, że po dotarciu na Węgry przekroczy on granicę albo jako rzekomy Rosjanin, albo w jakimś innym przebraniu, w którym nawet najbardziej czujni funkcjonariusze carskiej tajnej policji nie byliby w stanie go wykryć.
Aż nagle dwa miesiące temu zdała sobie sprawę, że rzeczy nie miały się tak, jak tego sir Harvey pragnął.
Wychodząc z salonu w Pałacu Buckingham doznała wrażenia, które z pewnością było ostrzeżeniem o niebezpieczeństwie, w jakim znajduje się jej ojciec. Wyszła właśnie z sali tronowej, zeszła pokrytymi czerwonym chodnikiem schodami i już wsiadała do czekającego na nią powozu, gdy poczuła jak lodowata ręka chwyciła ją za serce. W pierwszej chwili pomyślała, że to efekt kieliszka szampana, który wysączyła po złożeniu ukłonu królowej oraz księciu i księżniczce Walii. Potem jednak zrozumiała, że było to coś zupełnie innego i przestraszyła się. Czuła się prawie tak, jakby jej ojciec naprawdę do niej przemówił.
Myśląc o nim i koncentrując się, tak jak ją tego kiedyś nauczył, była tak cicha i spokojna, że gdy pojazd sunął aleją i skręcił w ulicę St. James, księżna powiedziała:
– Czy dobrze się czujesz? Mam nadzieję, że nie zemdlejesz. W sali tronowej było tak gorąco i duszno.
– Nie, wszystko w porządku, dziękuję – odpowiedziała Vida, ale miała jednocześnie świadomość, że kłamie.
Nagle ogarnął ją przeraźliwy niepokój o ojca i to, co się z nim dzieje.
Teraz patrząc ponad biurkiem na markiza Salisbury, powiedziała stanowczo:
– Wszystko o co proszę, milordzie, to żeby pan postarał się dla mnie o paszport z nowym nazwiskiem, które przyjmę, gdy tylko opuszczę kraj.
Pomyślała, że markiz się zastanawia i dodała:
– Nie chcę się odgrażać, milordzie, ale jak pan zapewne doskonale wie, mogę łatwo zdobyć fałszywy paszport. Wolałam jednakże przyjść do pana, niż do ludzi, którym nie należy ufać, zważywszy, że działają nielegalnie.
– Ależ nie. Nie, oczywiście że nie! – powiedział markiz. – Byłoby to wyjątkowo nierozsądne.
– Dlatego właśnie proszę pana o współpracę.
Markiz zdał sobie sprawę, że niczym nie zdoła odwieść jej od zrealizowania podjętego zamiaru i po dłuższej chwili milczenia rzekł niechętnie:
– No dobrze. Trudno pani odmówić, choć pewny jestem, że to właśnie powinienem uczynić.
Przysunął do siebie kartkę papieru i zapytał:
– Jakiego nazwiska życzy pani sobie używać?
Ponieważ Vida dokładnie to przemyślała przed przyjściem do Urzędu Spraw Zagranicznych, powiedziała:
– Hrabina Vida Karólzi.
Markiz uniósł brwi.
– Rosyjskie?
– To może być użyteczne, a jednocześnie można to nazwisko łatwo zmienić na węgierskie, jeśli tylko odpowiednio się je zaakcentuje.
Markiz zaśmiał się, bo nie mógł się powstrzymać.
– Zanim pan mnie zapyta – kontynuowała Vida – zatrzymuję swoje własne imię nie tylko z tego powodu, że brzmi obco, ale także dlatego, że papa zawsze mi mówił: „Nigdy nie kłam, jeśli możesz tego uniknąć”.
Markiz znów się roześmiał.
– Mogę jedynie powiedzieć, że jest pani niepoprawna, panno Anstruther, i chociaż przekonuje mnie pani do czegoś, czego wcale nie pochwalam, nie mam właściwie pomysłu, jak mógłbym panią powstrzymać.
– Nic dziwnego – powiedziała Vida – ponieważ całym sercem pragnę odnaleźć papę. Byłoby też dobrze, gdybym w razie nagłej potrzeby wiedziała, czy ktokolwiek z pańskich ludzi będzie mógł mi pomóc tam gdzie będę.
Markiz znów zawahał się, zanim napisał jakieś nazwisko na leżącym przed nim skrawku papieru i podał go jej nad biurkiem.
– Jako córka swojego ojca – powiedział – jest pani doskonale świadoma, że życie tego człowieka jest w pani rękach. Proszę zapamiętać to nazwisko i zniszczyć tę kartkę, a także obiecać mi, że zwróci się pani do niego jedynie w nagłym wypadku, który zagrażałby życiu pani lub pani ojca.
– Obiecuję panu, że będę tak ostrożna, jak byłby mój ojciec w takich okolicznościach.
– To wszystko, o co proszę – odrzekł markiz. – A teraz zrobimy co w naszej mocy, jeśli chodzi o pani paszport.
Mówiąc to, nacisnął dzwonek umocowany przy biurku, a gdy drzwi się otworzyły powiedział:
– Poproś pana Trittona, aby do mnie przyszedł.
Pan Tritton był mężczyzną w średnim wieku ze zmartwionym wyrazem twarzy. Markiz podał mu kartkę, na której zapisał nazwisko, jakie Vida wybrała do swojego paszportu, a gdy drzwi się za nim zamknęły, powiedział:
– Sądzę, że chciałaby pani zabrać go ze sobą, gdyż byłoby rozsądnie nie składać tu zbyt wielu wizyt. Nigdy nie wiadomo, kto obserwuje nasze drzwi.
– Tak właśnie myślałam – odrzekła Vida – i mogę tylko powiedzieć, że jestem bardzo wdzięczna za pomoc, milordzie.
– Której udzieliłem z dużymi oporami!
Uśmiechnęła się do niego, a on pomyślał, że jest nie tylko śliczna, ale także niepodobna do żadnej innej brytyjskiej dziewczyny w swoim wieku.
– Wiem, że pani matka była Węgierką – powiedział. – Czy kiedykolwiek odwiedzała pani jej rodzinę, gdy pani ojciec był w Wiedniu?
Vida potrząsnęła głową.
– Nigdy jakoś nie było czasu – odpowiedziała – ale niektórzy z moich krewnych, ci młodsi, przybyli do Wiednia, aby się z nami zobaczyć.
– I mówi pani, że jest tak biegła w językach jak ojciec?
– Nauczył mnie wszystkiego, co sam wie – odpowiedziała Vida. – Jednocześnie przydało się mieć babkę Rosjankę.
Markiz wyprostował się.
– Nie miałem o tym pojęcia.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.