- W empik go
W ruinach Messyny - ebook
W ruinach Messyny - ebook
10. część serii sensacyjnych opowieści w starym stylu w nowoczesnej formie ebooka. Lord Lister (znany również jako John C. Raffles) to postać fikcyjnego londyńskiego złodzieja-dżentelmena, kradnącego oszustom, łotrom i aferzystom ich nieuczciwie zdobyte majątki, a także detektywa-amatora broniącego uciśnionych, krzywdzonych, niewinnych, biednych i wydziedziczonym przez los. Po raz pierwszy pojawił się w niemieckim czasopiśmie popularnym opublikowanym w 1908, autorstwa Kurta Matulla i Theo Blakensee (pseudonim pisarski Matthiasa Blanka). Seria stała się bardzo popularna nie tylko w Niemczech i została przetłumaczona na wiele języków. (opis z Wikipedii).
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7991-498-2 |
Rozmiar pliku: | 963 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nawet najbardziej uważny obserwator wziąłby za bliźniaków dwóch mężczyzn, siedzących w gabinecie lorda Listera.
Obaj byli wysocy, smukli, o czarnych włosach i owalnych twarzach. Jeden z nich był lordem angielskim, drugi sycylijskim markizem, których połączyły więzy serdecznej przyjaźni.
Mimo to istniała między nimi dość wyraźna różnica: — Anglik miał żywą, sympatyczną, tryskającą zdrowiem twarz, która kontrastowała ze smutną, bladą twarzą Włocha.
— Uspokój się, drogi Finori! — rzekł lord Lister, ściskając dłoń swego przyjaciela. — Opowiedz mi szczegółowo o nagłej śmierci twego ojca. Któżby pomyślał o tym, gdyśmy zeszłego roku razem z nim wspinali się na Etnę!
— Niestety — odparł młody markiz — Trudno mi poprostu, pogodzić się z tym faktem. O śmierci mego ojca wiem tylko tyle, ile mi opowiedział mer miasta Messyny. Jacht, którym płynął, zatonął w czasie burzy. Ubranie i czapkę znaleziono wyrzucone na brzeg niedaleko Catanii, razem ze szczątkami jachtu.
— Jakto? A nie znaleziono ciała?
— Jeszcze nie... I to jest najokropniejsze.... Adwokat Bavici doniósł mi, że na kilka godzin przed śmiercią podniósł z banku sumę miliona lirów. Bank odmówił mi wobec tego honorowania moich czeków. Parę chwil przed tym otrzymałem od ojca list, w którym prosi mnie, abym udał się do wróżki w Londynie.
— Mów dalej. Opowiadanie twoje interesuje mnie niezmiernie — rzekł lord Lister.
— Znając trzeźwość umysłu i inteligencję mego ojca, zdziwiłem się niesłychanie.
— Czy byłeś u wróżki?
— Jeszcze nie, drogi przyjacielu.
— Tym lepiej.
— Ojciec mój pisał również, abym jak najszybciej wrócił do Messyny, ponieważ miał zamiar omówić ze mną ważne sprawy rodzinne. Wkrótce nadszedł czek na pięć tysięcy lirów, o którym wspominał mi w liście. Miałem więc wracać do ojczyzny. Nieszczęście spadło na mnie nagle. To nie do wiary! Przyjacielu, jesteś jedynym człowiekiem, który może mi pomóc w tym nieszczęściu. W jaki sposób mam sobie wytłumaczyć zagadkową śmierć mego ojca?
Markiz załamał ręce, a wielkie łzy spłynęły po jego policzkach.
— Przez pamięć dla twego szlachetnego ojca, zrobię wszystko — rzekł lord Lister ze współczuciem. — Niektórych jednak faktów nie potrafię sobie wytłumaczyć w tej tajemniczej historii. Idzie mi mianowicie o owo dziwne żądanie twego ojca, abyś udał się do wróżki. Równie niezrozumiałe wydaje mi się zniknięcie całego jego majątku, złożonego w Banku. Być może, ojciec twój w momencie pisania listu przeczuwał katastrofę. Czy mógłbyś mi pokazać list?
Lord Lister przeczytał uważnie zapisaną kartkę papieru.
— Piękny charakter pisma — rzekł.
— Tak, ale tylko gdy pisał nadzwyczaj starannie. Zazwyczaj pismo mego ojca było mało czytelne i nieporządne.
— Cóż za piękny styl — zauważył lord.
— Chętnie ci dam list ten na czas dłuższy. Proszę cię tylko o jedno, nie ukrywaj przede mną swych podejrzeń i powiedz mi wyraźnie, co mam uczynić?
— Trudno byłoby mi teraz przyrzec ci coś konkretnego, mój drogi Finori — rzekł lord. — Czy twój ojciec nie miał jakiegoś wroga?
Markiz podniósł do góry ręce.
— Na miłość Boską! Nie przypuszczasz chyba, że ojciec mój został podstępnie przez kogoś zabity?
— Nie wysuwam jeszcze żadnych przypuszczeń, drogi przyjacielu. Szukam tylko danych orientacyjnych. Musisz mi odpowiedzieć szczerze na wszystkie pytania.
— Masz rację, Lister! W Messynie nie mamy coprawda od wieków powaśnionych rodów, lecz wypadki vendetty nie są tam rzadkie. O ile jednak wiem, ojciec mój nie miał wrogów. Jego zacny i szczery charakter jednał mu przyjaźń wszystkich.
— Sprawa jest dość zawiła. Będziesz musiał stosować się ściśle do mych instrukcyj, jakkolwiek nie zrozumiesz odrazu związku pewnych mych posunięć z naszym głównym celem. Ponieważ nic mnie chwilowo nie wstrzymuje, będę ci towarzyszył aż do Messyny.
Markiz podniósł się i z oczyma błyszczącymi wdzięcznością spojrzał na Listera.
— Jestem ci winien dozgonną wdzięczność — rzekł, ściskając z uniesieniem dłoń lorda. — Jestem uratowany. Sprawa niezawodnie przybierze pomyślny obrót, jeśli ty bierzesz ją w swe ręce.
— Nie przesadzaj... Oto przede wszystkim czego żądam od ciebie w twoim własnym interesie: zabraniam ci odwiedzania owej sycylijskiej wróżki, zamieszkałej w Londynie.
— Jakto? — rzekł Finori zdumiony — Przecież było to żądanie mego zmarłego ojca?
— To nic nie szkodzi — odparł Lister, śmiejąc się. — Zastanawiam się tylko, w jaki sposób ojciec twój, człowiek światły i rozsądny, mógł żądać od ciebie takiej rzeczy? Wiele daje mi do myślenia piękny i staranny charakter pisma.
— Jakto? Czy przypuszczasz, że list mógł być sfałszowany? Przecież charakter pisma jest niewątpliwie charakterem mego ojca.
— To musimy jeszcze sprawdzić.
— Wówczas musiałbym złożyć wizytę wróżce — rzekł Finori.
— Możesz równie dobrze wstrzymać się z tym chwilowo. Jeśli list jest fałszywy, będzie to najlepszym dowodem, że mamy do czynienia ze zbrodnią.
— Nie rozumiem. Jeśli tkwi tu coś tajemniczego, czemu zabraniasz mi iść po tej właśnie ścieżce? Uważam za swój święty obowiązek odwiedzenie wróżki.
— Sądziłem, że pragniesz zastosować się do mych instrukcyj? — rzekł Lister śmiejąc się.
— Oczywista. Chciałbym jednak rozmówić się koniecznie z ową Sybillą. Nie możemy lekkomyślnie zrezygnować z tak cennego materiału.
— Któż o tym myśli? Jeśli nawet ty nie pójdziesz do wróżki, musi to zrobić za ciebie ktoś inny. Ja sam odwiedzę Sybillę.
Finori uderzył się w czoło.
— Powinienem był domyśleć się tego wcześniej! Jeśli ty sam udasz się do Sycylijki, to zupełnie inna sprawa. Czy jednak nie ukrywasz czegoś przede mną? Czy wybierając się do niej, nie narażasz się na niebezpieczeństwo? Miałbym wyrzuty sumienia do końca dni moich, gdyby zdarzyło się jakieś nieszczęście.
— Cóż ci przychodzi do głowy, Finori? Jakie niebezpieczeństwo grozić może człowiekowi w Londynie? Nie myśl nawet o tym. Obawiam się, że zbyt mało będziesz miał zimnej krwi w całej tej sprawie. Moje nerwy są mocniejsze i dlatego wizyta u Sycylijki może dać lepsze rezultaty. Czy nie jesteś tęgo samego zdania?
— Masz najzupełniejszą rację.
— A więc zgodziliśmy się wreszcie — rzekł Lister ze śmiechem i zadzwonił.
W pokoju zjawił się stary lokaj, Fryderyk.
— Fryderyk wskaże ci drogę do ubieralni — rzekł, zwracając się do Włocha. — Włóż na siebie kostium artysty, mnie zaś zostaw swoje ubranie, bowiem, udając się na wizytę do Sycylijki, włożę je na siebie.
Finori spojrzał na niego ze zdziwieniem, lecz bez słowa wyszedł za lokajem.
Lister wielkimi krokami przemierzał pokój. Wyjął list z kieszeni i przyjrzał się adresowi Sycylijki.
— Strand East nr. 40 — rzekł. — Niebezpieczna dzielnica!
W momencie, gdy wyjmował z szuflady biurka wielostrzałowy rewolwer, do pokoju wszedł Charley Brand, jego sekretarz.
— Mam roboty po uszy, Charley. Zwiąż razem wszystkie te papiery, abyśmy mogli je odnaleźć w razie potrzeby.
— Dzięki Bogu — rzekł Charley z westchnieniem ulgi.
— Nie wyglądasz na człowieka, kochającego swe zajęcie. — Wybaczam ci jednak. Przypuszczam, że mała podróż do Włoch będzie ci bardziej odpowiadała.
— Zupełnie zrozumiałe. Lubię zmianę klimatu.
— A więc pięknie: Wyjeżdżamy.
Charley spojrzał ze zdumieniem:
— Czy to prawda? — zapytał.
— Oczywiście, że tak. W obecnej porze roku prawie wszyscy udają się na wycieczki. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Shaw, miljarder z Chicago, dał mi do dyspozycji swój jacht. Jutro lub pojutrze jacht będzie gotów do podróży. Zbierz tymczasem załogę, która pije gdzieś w porcie, i zapewnij sobie usługi starego wilka morskiego, kapitana Wheelera. Wystaraj się o potrzebne paszporty dla nas oraz dla mego przyjaciela markiza Luigi Finori. A teraz w drogę, chłopcze!
Charley podskoczył z radości. Szybko opuścił pokój, aby zająć się przygotowaniami do podróży.
Lokaj wniósł ubranie markiza. Lister włożył je na siebie i przejrzał się w lustrze, aby sprawdzić, czy istotnie jest podobny do swego przyjaciela. Gdy markiz wszedł do pokoju, miał wrażenie, że stoi wobec własnego sobowtóra.
— Usiądź-że przed lustrem, markizie — rzekł lord Lister — Jesteśmy podobni do siebie jak dwaj bliźniacy. Będziesz musiał jednak nałożyć trochę szminki na twarz. Ja wprawdzie mam uchodzić za markiza Finori, ty jednak nie masz potrzeby upodobniania się do Listera. Musisz udawać raczej amerykańskiego artystę, ponieważ mówisz doskonale po angielsku. Spróbuj włożyć na siebie tę perukę i fałszywą brodę. Założę się, że nikt nie pozna markiza Luigi Finori w amerykańskim malarzu Cooku. Czy znasz na tyle malarstwo, aby odegrać dobrze swą rolę?
— Bądź spokojny: Każdy Włoch rodzi się artystą. Trudno ci będzie wyobrazić sobie ile płótna i farby napsułem w swym życiu. Ojciec mój, doskonały znawca sztuki, uważał, że prace moje mogą śmiało stanąć w szeregu z najlepszymi arcydziełami dwudziestego wieku. Niektóre z nich znajdują się jeszcze w starym pałacu w Messynie.
— Doskonale się składa. Będziesz szkicował wszystko, co ci wpadnie w oko. Dam ci zaraz mój aparat fotograficzny.
Lord Lister udał się do drugiego pokoju, aby wyjąć aparat ze szafy. Zbliżył się do okna, wychodzącego na ogród aby przy świetle sprawdzić, czy aparat dobrze funkcjonuje. Pokój był jasno oświetlony elektrycznością.
W tej chwili dał się słyszeć odgłos strzału. Kula ze świstem wpadła przez okno i, ocierając się nieledwie o głowę Listera, utkwiła w przeciwległym murze. Lord sięgnął po rewolwer i wypalił w kierunku skąd padł strzał. Następnie otworzył szeroko okno, wyskoczył na ziemię i z dymiącym jeszcze rewolwerem w ręce rzucił się w pogoń za bandytą.
Finori zamierzał właśnie uczynić to samo, gdy do pokoju wszedł Charley.
— Co się stało? Kto strzelał? — zapytał bez tchu.
— Niech pan nie pyta o nic — odparł markiz. — Kula ta przeznaczona była dla mnie. Lister jest mym zbawcą. Nie możemy jednak zostawić go samego w pościgu za bandytą. Naprzód! Do parku!
Obydwaj mężczyźni wyskoczyli przez okno zręcznie jak koty. W tej samej chwili w parku rozległy się strzały.