Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

W rytmie pożądania - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
24 września 2025
1000 pkt
punktów Virtualo

W rytmie pożądania - ebook

Gdy pogrążona w długach Ada jest zmuszona zamknąć swój butik z odzieżą ekologiczną, dziewczyna nie wie, co począć ze swoim życiem. Na domiar złego ciągle myśli o Juhanim, byłym chłopaku, z którym rozstała się z własnej winy cztery lata wcześniej. Kiedy pewnego wieczoru Juhani dzwoni z prośbą, aby zaprojektowała kostiumy na trasę koncertową jego zespołu, Ada nie może odmówić, nawet gdyby chciała. Takie zlecenie pozwoli jej wyjść z trudnej sytuacji finansowej. Tylko jak poradzi sobie ze współpracą z Juhanim?

Szczególnie że ciągnie ją do niego jak ćmę do ogania, a uczucie wydaje się odwzajemnione. Ku zaskoczeniu Ady Juhani stawia jednak wyraźne granice: wspólny projekt i seks po godzinach, nic więcej. Mężczyzna nie ma zamiaru rezygnować z życia gwiazdy rocka ani z innych kobiet, nawet dla Ady.

Gdy rozpoczyna się trasa po Europie, sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, zwłaszcza gdy Ada słyszy podczas występu na żywo nową piosenkę zespołu. Piosenkę o niej. Agresywny i przepełniony gniewem utwór wytrąca dziewczynę z równowagi. Nigdy nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo zraniła Juhaniego. Czy uda im się w ogóle jeszcze porozumieć?

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788702379310
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

Le­ża­łam na ka­na­pie i pa­trzy­łam na wy­soki su­fit swo­jego sa­lonu. Na nic in­nego zresztą nie mia­łam siły, nie mia­łam też nic in­nego do ro­boty. Wko­pa­łam się w długi, a mój ter­mi­narz świe­cił pustką. Od wielu ty­go­dniu od­czu­wa­łam zmę­cze­nie, które bar­dzo mi cią­żyło.

Od dłuż­szego czasu mój bu­tik z al­ter­na­tywną modą eko­lo­giczną nie ra­dził so­bie naj­le­piej. Choć tak na­prawdę od sa­mego po­czątku sprze­daż była kiep­ska. Nie­wielki wzrost za­raz po otwar­ciu wy­ni­kał naj­praw­do­po­dob­niej z tego, że w paru cza­so­pi­smach mo­do­wych po­ja­wiła się wzmianka o skle­pie. Rów­nież me­dia spo­łecz­no­ściowe nieco pod­krę­ciły po­pu­lar­ność, ale klienci dość szybko prze­stali po­ja­wiać się na jego progu. Uzna­łam wtedy, że pierw­sze kilka lat za­wsze jest dla przed­się­biorcy trudne, za­czę­łam więc pra­co­wać jesz­cze cię­żej nad roz­wo­jem swo­jej dzia­łal­no­ści.

W bu­tiku sprze­da­wa­łam ubra­nia, które szy­łam sama lub prze­ra­bia­łam. Wszystko wy­szu­ki­wa­łam na pchlich tar­gach. Sama pro­jek­to­wa­łam wy­kroje, się­ga­łam po naj­lep­sze ma­te­riały i za­wsze mia­łam każdy mo­del w kilku roz­mia­rach – dla mniej­szych i więk­szych. Gdy za­czę­łam tra­cić klien­tów, do­bre ja­ko­ściowo, a przez to dro­gie tka­niny za­stę­po­wa­łam nieco tań­szymi. W ten spo­sób chcia­łam ob­ni­żyć cenę swo­ich pro­duk­tów, żeby za­chę­cić lu­dzi do ich ku­po­wa­nia. Sama far­bo­wa­łam ma­te­riały i two­rzy­łam z nich nie­wia­ry­god­nie piękne ko­szule, spód­nice, spód­niczki i su­kienki. Tak mi się przy­naj­mniej wy­da­wało.

Nie­stety nic z tego nie dzia­łało. Po­mimo po­cząt­ko­wych peł­nych en­tu­zja­zmu opi­nii, które do mnie do­cie­rały z róż­nych stron, lu­dzie tak na­prawdę nie chcieli no­sić ubrań wy­ko­na­nych z ma­te­ria­łów po­cho­dzą­cych z re­cy­klingu. Przy­naj­mniej nie tych, które ja ofe­ro­wa­łam. Lu­bi­łam rze­czy z dłu­gimi rę­ka­wami, spodnie z sze­ro­kimi no­gaw­kami i kurtki pat­chwor­kowe. Naj­czę­ściej szy­łam ubra­nia na­wią­zu­jące sty­lem do lat 40. i 50. ubie­głego wieku. Klient­kom się to także po­do­bało, ale chyba tylko na ma­ne­ki­nie. Cho­ciaż z tego, co mó­wiły, naj­więk­szym pro­ble­mem była wła­śnie cena. Moje ubra­nia nie na­le­żały do ta­nich. Mu­sia­łam wkal­ku­lo­wać w nią swoją pracę, która obej­mo­wała nie tylko zna­le­zie­nie od­po­wied­nich ma­te­ria­łów i uszy­cie z nich ubrań, ale także ich pro­jek­to­wa­nie. Dla­tego o wiele ta­niej było ku­pić spodnie cho­ciażby w H&M.

Z mo­jego ma­rze­nia po­zo­stała ogromna sterta ciu­chów le­żąca na środku mo­jej ka­wa­lerki i nie­spła­cone długi. Za­le­ga­łam z ra­tami za ma­szynę do szy­cia i kro­sna oraz z czyn­szem za kilka mie­sięcy. Nie by­łyby to ogromne kwoty, ale nie mia­łam żad­nych oszczęd­no­ści, żeby spła­cić za­dłu­że­nie od razu. Nie po­tra­fi­łam też wy­my­ślić, skąd w krót­kim cza­sie mo­gła­bym wy­trza­snąć kasę.

Zu­peł­nie nie mia­łam ener­gii, żeby szu­kać roz­wią­za­nia swo­ich pro­ble­mów. Po­pa­dłam w ma­razm. Psy­chicz­nie i fi­zycz­nie by­łam w kom­plet­nej roz­sypce, a w Hel­sin­kach, ani tak na­prawdę ni­g­dzie in­dziej, nie było ni­kogo, kogo mo­gła­bym po­pro­sić o wspar­cie. Nie chcia­łam za­wra­cać głowy ro­dzi­com, a mój młod­szy o kilka lat brat pew­nie po­ra­dziłby, że­bym wra­cała do na­szej ro­dzin­nej miej­sco­wo­ści. Ze smut­kiem do­cho­dzi­łam do wnio­sku, że mo­gła to być je­dyna roz­sądna opcja. Od pół­tora roku moje ży­cie to­wa­rzy­skie było mar­twe, więc nie mia­łam żad­nych przy­ja­ciół.

Re­gu­larny kon­takt utrzy­my­wa­łam je­dy­nie z moim chło­pa­kiem. Mikko nie na­rze­kał, że cią­gle pra­cuję, po­nie­waż sam ro­bił to samo. Wi­dy­wa­li­śmy się, kiedy tylko mo­gli­śmy, ja­da­li­śmy wspól­nie ko­la­cje i cza­sami spę­dza­li­śmy noc u któ­re­goś z nas. Tyle że nie­dawno go zo­sta­wi­łam. W ob­li­czu ban­kruc­twa, które ude­rzyło we mnie jak me­te­oryt, uzna­łam, że nad­szedł czas, by zre­zy­gno­wać nie tylko z firmy, ale i chło­paka.

W miarę jak pro­blemy się pię­trzyły, Mikko ofe­ro­wał mi wspar­cie, chcąc za­pew­nić mi fi­nan­sowe bez­pie­czeń­stwo. Za­pro­po­no­wał, że spłaci moje długi, które wy­no­siły gro­sze w po­rów­na­niu z jego do­cho­dami. Po­pro­sił też mnie, że­bym się do niego prze­pro­wa­dziła. Nie mo­głam przy­jąć jego po­mocy i nie chcia­łam, że­by­śmy miesz­kali ra­zem. Po­wie­dzia­łam mu, że na­sza re­la­cja nie ma przy­szło­ści, bo za bar­dzo się róż­nimy, że nie je­stem go­towa, żeby wejść w tak po­ważny etap re­la­cji.

Trzy­ma­łam się Mikko przez cztery lata z na­dzieją, że w końcu się do niego prze­ko­nam. Po­win­nam była się cie­szyć, że tak przy­stojny męż­czy­zna chciał się ze mną ustat­ko­wać. Miał gę­ste blond włosy i wy­spor­to­wane ciało. Był in­te­li­gentny, sym­pa­tyczny i ży­ciowo ogar­nięty. Jako ban­kier in­we­sty­cyjny za­ra­biał ogromne pie­nią­dze. Ban­kier, na li­tość bo­ską. Ale czas ni­czego nie zmie­nił. Kiedy w końcu prze­sta­łam się okła­my­wać, za­uwa­ży­łam, że jest drę­twym nu­dzia­rzem. De­ner­wo­wało mnie na­wet jego hobby – jazda na nar­tach. A na do­miar złego on mnie po pro­stu nie pod­nie­cał i seks był kiep­ski.

Na­sze zbli­że­nia były fru­stru­jąco po­wolne, a przede wszyst­kim po­wta­rzalne. Kiedy po­wie­dzia­łam mu, że cza­sami po­trze­bo­wa­ła­bym zmiany, po­czuł się ura­żony. Iro­ni­zo­wał, że pew­nie wo­la­ła­bym uży­wać kaj­da­nek, albo pej­cza, a tak w ogóle to nie chciał za bar­dzo o sek­sie roz­ma­wiać. To był za­ka­zany te­mat. Jak Vol­de­mort – ten, któ­rego imie­nia się nie wy­po­wiada.

Tym­cza­sem ja wie­dzia­łam, czego po­trze­bo­wa­łam, choć tak na­prawdę nie przy­zna­wa­łam się do tego sama przed sobą. Przy­wy­kłam do ru­tyny, sta­ra­jąc się ją za­ak­cep­to­wać. Ale co­raz czę­ściej, kiedy Mikko de­li­kat­nie mnie do­ty­kał, ja zwal­cza­łam zie­wa­nie i po­zwa­la­łam wy­obraźni wę­dro­wać wła­sną drogą. Wi­dzia­łam sie­bie z bez­i­mien­nym ko­chan­kiem na stole ku­chen­nym, na fo­telu i na pod­ło­dze przy­tul­nego sa­lonu. Z nim nie mu­sia­łam sama się za­spo­ka­jać. On zmie­niał na­tę­że­nie do­tyku z de­li­kat­nego na sta­now­czy, ale ni­gdy nie przy­po­mi­nało to obrzy­dli­wego ob­ma­cy­wa­nia. Po­tra­fił tak do­brze od­czy­tać ję­zyk mo­jego ciała, że wie­dział, czy po­trze­buję szyb­kiego speł­nie­nia, czy pra­gnę ko­chać się z nim długo i na­mięt­nie.

W końcu sama przed sobą przy­zna­łam, że to było główną przy­czyną roz­sta­nia z Mikko. Prze­sta­łam mó­wić o swo­ich po­trze­bach, bo w głębi du­szy wie­dzia­łam, że ni­gdy ich nie za­spo­koi i nie da mi ta­kich do­znań, ja­kich pra­gnę­łam. Na­wet gdy­bym wy­szko­liła go jak lwa w cyrku. Ze­rwa­łam z nim, kiedy się zo­rien­to­wa­łam, że od wielu mie­sięcy fan­ta­zjuję o in­nym męż­czyź­nie. Po pro­stu czu­łam się z tym źle. Szcze­gól­nie że obiek­tem mo­ich ma­rzeń ero­tycz­nych był chło­pak, któ­rego kie­dyś wy­sła­łam, gdzie pieprz ro­śnie. Ro­ze­szli­śmy się dawno temu, a on ak­tu­al­nie ro­bił ka­rierę jako li­der ze­społu co­un­try.

Nie­któ­rym się w ży­ciu udało, in­nym nie, po­my­śla­łam fi­lo­zo­ficz­nie i wsta­łam z ka­napy. Na dzień, w któ­rym po­cho­wa­łam swoje ma­rze­nia, przy­go­to­wa­łam w lo­dówce parę bu­te­lek bia­łego wina. Naj­chęt­niej wy­pi­ła­bym wszystko. Od­kor­ko­wa­łam pierw­szą, włą­czy­łam ja­kiś głupi film, po­oglą­da­łam od­móż­dża­jące te­le­dy­ski (byle tylko nie tra­fić na ża­den ze­społu mo­jego by­łego), i w końcu wy­bu­chłam od­prę­ża­ją­cym pła­czem.

Trzy go­dziny póź­niej tań­czy­łam do _God of Thun­der_ The Kiss, nie przej­mu­jąc się tym, co wino robi z moją wą­trobą. Śmia­łam się ze swo­jej na­iw­no­ści. Jak mo­głam przy­pusz­czać, że w do­bie ma­sowo pro­du­ko­wa­nych leg­gin­sów i sie­ció­wek lu­dzie będą chcieli wy­ra­zić stro­jem swoją in­dy­wi­du­al­ność.

Klik­nę­łam „re­play”, żeby po­now­nie po­słu­chać Gene’a Sim­monsa. Z apro­batą ski­nę­łam głową, pa­trząc na jego eks­tra­wa­gancki strój i już cał­kiem pi­jana, wtó­ro­wa­łam mu śpie­wem. W pew­nym mo­men­cie usły­sza­łam dzwo­nek te­le­fonu. Chwilę za­jęło mi zlo­ka­li­zo­wa­nie urzą­dze­nia pod ka­napą, gdzie w ta­jem­ni­czych oko­licz­no­ściach wy­lą­do­wało. Na wy­świe­tla­czu po­ka­zy­wał się nie­znany mi nu­mer. W kon­tak­tach mia­łam nu­mery kilku sta­łych klien­tów, wie­rzy­cieli i kon­tra­hen­tów. Zdu­miona wpa­try­wa­łam się w ekran. Może to je­den z mo­ich zna­jo­mych, któ­rego nie wi­dzia­łam od lat i nie mia­łam już jego nu­meru?

Na­ci­snę­łam zie­loną słu­chawkę i przy­ło­ży­łam apa­rat do ucha.

– Kto prze­rywa moją chwilę z Gene’em Si­mon­sem?

Przez chwilę na li­nii pa­no­wała ci­sza, po czym ode­zwał się ni­ski, lekko za­chryp­nięty głos:

– My­śla­łem, że nie prze­pa­dasz za hi­pi­sami i znie­wie­ścia­łymi męż­czy­znami.

Wy­ba­łu­szy­łam oczy i za­mar­łam. Przez dłuż­szą chwilę nie wie­dzia­łam, co po­wie­dzieć. Czy, to moż­liwe, że ostat­nio tak czę­sto fan­ta­zjo­wa­łam o Ju­ha­nim, że ścią­gnę­łam go my­ślami? Nie, to nie­moż­liwe. Nie ma cze­goś ta­kiego jak te­le­pa­tia. Ze słu­chawki wy­do­by­wał się miękki, lekko wi­bru­jący mę­ski głos:

– Ada? Je­steś tam? Halo? Halo?

Ady tu nie ma, po­my­śla­łam w pa­nice, na­dal się nie od­zy­wa­jąc. Trwało to tak długo, że Ju­hani się pod­dał i roz­łą­czył. Już za­czę­łam my­śleć, że mam zwidy po al­ko­holu, ale wtedy te­le­fon po­now­nie się roz­dzwo­nił. Ten sam nu­mer.

Ostatni raz wi­dzia­łam Ju­ha­niego, kiedy z wście­kło­ści i bez­rad­no­ści za­ci­skał swoje duże dło­nie w pię­ści. To była ko­lejna kłót­nia o to samo, ale tym ra­zem ozna­czała nasz ko­niec. Po raz ostatni po­wie­dzia­łam, że nie chcę być part­nerką kon­cer­tu­ją­cego po ca­łym świe­cie mu­zyka. Ju­hani chciał opła­cić moją po­dróż i za­pew­niał, że mo­gła­bym pra­co­wać w tra­sie. Od­rzu­ca­łam każdą jego pro­po­zy­cję. Chcia­łam mieć wła­sny sklep i szu­ka­łam sta­bil­no­ści. Wtedy już zna­łam Mikko i by­li­śmy po pierw­szej randce. Kiedy po­wie­dzia­łam o tym Ju­ha­niemu, wściekł się jak ni­gdy. Na­zwał mnie nie­wierną dziwką i wy­szedł, trza­ska­jąc drzwiami tak mocno, że cały dom się za­trzą­snął.

Ni­gdy nie po­wie­dzia­łam mu, że Mikko o nim nie wie­dział. Wo­la­łam za­taić jego ist­nie­nie, li­cząc na to, że po­może mi to bez niego wy­trwać. Nie mia­łam już ochoty sta­wiać jego po­trzeb na pierw­szym miej­scu.

Wspo­mnie­nia wy­da­rzeń sprzed czte­rech lat za­kłuły mnie w serce, ale kiedy te­le­fon nie prze­sta­wał dzwo­nić, w końcu go ode­bra­łam.

– Po co dzwo­nisz? Do­wie­dzia­łeś się, co się wy­da­rzyło w moim ży­ciu i chcesz się ze mnie po­śmiać? – wy­rzu­ci­łam z sie­bie prze­sad­nie dra­ma­tycz­nie, uża­la­jąc się nad sobą.

Kiedy nie od­po­wie­dział od razu, serce za­biło mi szyb­ciej, a odu­rzona wi­nem głowa na­brała dziw­nej świe­żo­ści. Czego, u li­cha, Ju­hani mógł chcieć ode mnie po tych la­tach?

– Je­steś mi po­trzebna.

Słowa wy­po­wie­dziane ni­skim, peł­nym na­pię­cia to­nem wy­wo­łały u mnie dreszcz pod­nie­ce­nia.

Na­wet nie wie­dzia­łam, że tę­sk­ni­łam za jego gło­sem. Za jego uśmie­chem, ustami, ja­sno­zie­lo­nymi oczami i do­brze zbu­do­wa­nym cia­łem. Tę­sk­ni­łam za tym męż­czy­zną. Tak, ja też po­trze­bo­wa­łam Ju­ha­niego.

– Zimą na­sza wy­twór­nia oznaj­miła, że po­trzebny jest nam nowy wi­ze­ru­nek. Mie­li­śmy już kilku ma­na­ge­rów, ale ża­den się nie spraw­dził. Wczo­raj zwol­ni­łem ko­lej­nego i po­trze­buję ko­goś, kto go za­stąpi, i to szybko. THC roz­wi­nęło się jako ze­spół i na przy­szły rok mamy za­kon­trak­to­wane pierw­sze duże kon­certy w Sta­nach, a wkrótce ru­szamy w trasę po Eu­ro­pie. Nie ma opcji, że­bym no­sił ubra­nia z ja­kiejś sie­ciówki, bez względu na to, czy są eko, czy nie. No i nie mam czasu na po­nowne roz­mowy z dzie­się­cioma po­ten­cjal­nymi kan­dy­da­tami. Za to wiem, że ty bę­dziesz po­tra­fiła nas do­brze ubrać i po­mo­żesz mi stwo­rzyć mój wła­sny, nie­po­wta­rzalny styl.

Im dłu­żej Ju­hani mó­wił, tym sil­niej od­czu­wa­łam gorzki smak roz­cza­ro­wa­nia. Mimo że jego pro­po­zy­cja była fi­nan­so­wym ko­łem ra­tun­ko­wym, przez emo­cje, które się we mnie zro­dziły na dźwięk jego głosu, wy­wo­łała we mnie za­wsty­dze­nie. Tyle że na­wet pi­jana wie­dzia­łam, że je­stem zbyt spłu­kana, żeby od­mó­wić. Taka praca na pewno pod­re­pe­ruje mój bu­dżet, więc było to dla mnie wy­ba­wie­nie.

Ale nie ozna­czało to, że nie mo­głam się tro­chę po­dro­czyć.

– Czy goła klatka pier­siowa i dżinsy nie są wy­star­cza­jąco do­brym wi­ze­run­kiem? Prze­cież wła­śnie z tego sły­niesz – rzu­ci­łam non­sza­lancko.

– Ob­ser­wu­jesz nas – stwier­dził Ju­hani z za­do­wo­le­niem, ni­czym kot, który wła­śnie obu­dził swo­jego wła­ści­ciela.

Prze­klę­łam w my­ślach. Czemu, do cho­lery, mu­siał do mnie dzwo­nić aku­rat, gdy je­stem na rau­szu? Na trzeźwo na pewno nie po­wie­dział­bym cze­goś tak głu­piego.

– Po pro­stu było o was gło­śno.

– Nikt cię nie zmu­szał do śle­dze­nia wia­do­mo­ści o ze­spole – za­uwa­żył słusz­nie.

– Tak samo, jak nikt mnie nie zmu­sza do szy­cia ci ko­stiu­mów! – wark­nę­łam z iry­ta­cją.

– Ow­szem, zmu­sza. Zdrowy roz­są­dek. Prze­cież li­kwi­du­jesz swój bu­tik. Ja­koś dziw­nie brzmisz? Je­steś w pod­łym na­stroju, co?

– Skąd wiesz?

– Jak go so­bie dziś po­pra­wiasz? Słu­chasz The Kiss i uża­lasz się nad sobą, czy ob­ja­dasz sło­dy­czami?

– Ode­zwał się nar­ko­ty­kowy ba­ron! Ile masz wy­ro­ków za po­sia­da­nie? Przy­naj­mniej moje uza­leż­nie­nie od cu­kru nie jest prze­stęp­stwem!

– Ja je­dy­nie po­pie­ram uprawę i sto­so­wa­nie na­tu­ral­nych pro­duk­tów – od­po­wie­dział spo­koj­nie Ju­hani.

– Znam je­den na­tu­ralny pro­dukt, któ­rego nie trzeba ho­do­wać ani ku­po­wać. Wy­star­czy zro­bić wdech. Bez po­wie­trza nie by­łoby żad­nej plan­ta­cji ma­ri­hu­any!

– Chyba się nie­źle wsta­wi­łaś, co? – od­po­wie­dział męż­czy­zna po­god­nie.– Ja­kiś czas temu twój brat po­wie­dział mi, że kiep­sko so­bie ra­dzisz. Mó­wi­łem ci, że taki sklep wy­maga wiele za­an­ga­żo­wa­nia i in­we­sty­cji. Zresztą, od­wie­dzi­łem go, kiedy za­mie­rza­łem ci się oświad­czyć.

– Chyba za­in­we­stuję ostat­nie pie­nią­dze w płat­nego za­bójcę, je­śli się nie za­mkniesz.

Mo­jemu bratu też po­winno się obe­rwać za te zwie­rze­nia. Nie wie­dzia­łam, że Alpo utrzy­my­wał kon­takt z moim by­łym, nie mó­wiąc już o plot­ko­wa­niu z nim na mój te­mat. Ju­hani nie prze­jął się pi­jacką po­gróżką i po pro­stu do­dał rze­czowo:

– W dzi­siej­szych cza­sach nikt nie cho­dzi do sta­ro­mod­nego cen­trum han­dlo­wego w North Ha­aga, żeby ku­po­wać uni­ka­towe ciu­chy.

Od­su­nę­łam te­le­fon od ucha i spoj­rza­łam na niego z po­gardą.

– Wiem! W końcu przez to ban­kru­tuję – wy­sy­cza­łam gniew­nie, po czym do­da­łam ostro: – Nie mówmy już o moim skle­pie. Z czym kon­kret­nie wiąże się twoja pro­po­zy­cja?

– Czyli jed­nak je­steś za­in­te­re­so­wana?

Za­mknę­łam oczy i ciężko wes­tchnę­łam.

– Oczy­wi­ście, że tak. Czy w kontr­ak­cie bę­dzie za­pis, że nie wolno ci się do mnie od­zy­wać?

– To jak się mam z tobą ko­mu­ni­ko­wać? Po­przez mowę ciała? – spy­tał Ju­hani prze­śmiew­czo. – Co po­wie na to twój ban­kier? Poza tym mowę ciała mam opa­no­waną do per­fek­cji. I do­sko­nale o tym wiesz.

Za­drża­łam, a krew za­częła mi bu­zo­wać w ży­łach. Z ust wy­rwało się małe sap­nię­cie, któ­rego Ju­hani nie mógł usły­szeć.

– Od czego chcesz za­cząć? I kiedy?

– Mam wy­słać wia­do­mość tek­stową czy na­grać fil­mik? – za­py­tał z prze­ką­sem.

Prze­mil­cza­łam od­po­wiedź, więc Ju­hani kon­ty­nu­ował:

– Naj­le­piej bę­dzie, jak się spo­tkamy po­ju­trze. Wtedy wszystko uzgod­nimy. Prze­ślę ci szcze­góły. Wy­trzeź­wiej do tego czasu.

Przez dwa ko­lejne dni na ni­czym nie mo­głam się sku­pić, cią­gle mnie mdliło, jak­bym na­dal miała kaca, a mój stan emo­cjo­nalny był bli­ski pa­nice. Za­plo­tłam włosy w war­kocz, cie­sząc się, że nie­dawno swój na­tu­ralny ciemny blond oży­wi­łam ja­śniej­szymi pa­sem­kami. Wło­ży­łam lniane ciem­no­gra­na­towe spodnie i po­ma­rań­czową tu­nikę z wszy­tymi z boku skó­rza­nymi pa­skami, które słu­żyły re­gu­la­cji dłu­gość wdzianka i głę­bo­ko­ści jego de­koltu. Kwie­cień był cie­pły, ale dość czę­sto wiał chłodny wiatr, dla­tego na wierzch za­rzu­ci­łam się­ga­jącą ko­stek na­rzutę z de­li­kat­nego ak­sa­mitu. Uszy­łam ją dawno temu, na sa­mym po­czątku swo­jej dzia­łal­no­ści. Uzna­łam, że wy­glą­dam sty­lowo i pro­fe­sjo­nal­nie. Do­kład­nie tak po­win­nam też po­dejść do tego no­wego pro­jektu – sty­lowo i pro­fe­sjo­nal­nie. Mu­szę go po­trak­to­wać jako za­da­nie, za które otrzy­mam wy­na­gro­dze­nie. Prze­cież dzięki temu, że Ju­hani po­trze­bo­wał po­mocy na już, nada­rzała się świetna oka­zja, żeby uroz­ma­icić swoje port­fo­lio i CV. Ko­stiu­mo­grafka ze­społu THC? Sty­listka? Kon­sul­tantka do spraw wi­ze­runku? Nie­ba­wem się prze­ko­nam, jaką do­kład­nie będę peł­niła rolę.

Ten we­wnętrzny dia­log nie­wiele po­mógł. Kiedy prze­kro­czy­łam próg wy­twórni pły­to­wej, ko­lana mia­łam jak z waty, a w sercu po­czu­łam nie­po­ko­jące ukłu­cie. Re­cep­cjo­nistka wy­ja­śniła mi, gdzie mam się udać i po chwili z końca ko­ry­ta­rza do­biegł mnie do­brze mi znany śmiech. Był ci­chy, ale głę­boki i przy­po­mi­nał mi o wielu lu­bież­nych rze­czach: o czar­nych je­dwab­nych poń­czo­chach, krwi­sto­czer­wo­nych ró­żach i ob­na­żo­nych pier­siach. Na chwilę się za­trzy­ma­łam, żeby ochło­nąć, bo cała krew od­pły­nęła do mo­ich stref ero­gen­nych. Na­wet do tych, o któ­rych za­po­mnia­łam. Przy­jemny dreszcz prze­biegł mi po karku, a wło­ski na przed­ra­mio­nach zje­żyły.

W końcu, kiedy usły­sza­łam głos Ju­ha­niego, zro­bi­łam kilka głęb­szych od­de­chów i zmu­si­łam się, żeby wejść do po­miesz­cze­nia, w któ­rym sie­dział ze­spół. Le­d­wie prze­kro­czy­łam próg, a lekko si­wie­jący męż­czy­zna ubrany w ko­szulkę ze­społu Uriah Heep ze­rwał się zza stołu i prak­tycz­nie do mnie pod­biegł.

– Ada Ma­asalo? Je­stem Matti Ko­so­nen. Wi­tamy ser­decz­nie. – Męż­czy­zna był lekko na­bu­zo­wany. Uści­snął moją dłoń ener­gicz­nie i mimo że się uśmie­chał, wzbu­dzał moją po­dejrz­li­wość swoją na­piętą twa­rzy, lekko przy­mru­żo­nymi brą­zo­wymi oczami i dy­na­micz­nymi ru­chami. – Po­dobno je­steś ide­alną osobą do wy­ko­na­nia pro­jektu dla THC. Przy­naj­mniej tak twier­dzi Ju­hani. – W gło­sie męż­czy­zny usły­sza­łam wy­raźną nie­uf­ność. Po tym wstę­pie Matti wró­cił na swoje miej­sce, a ja, sto­jąc jak ko­łek, spoj­rza­łam w ja­sno­zie­lone oczy Ju­ha­niego. Na­tych­miast za­bra­kło mi tchu. Mia­łam wra­że­nie, że po­kój za­wi­ro­wał, wrzu­ca­jąc mnie do in­nego wy­miaru, w któ­rym nie było ni­kogo poza mną i nim. Nic się nie zmie­niło przez te parę lat. Być może w tej chwili przy­glą­dał mi się z więk­szą in­ten­syw­no­ścią i bar­dziej oce­nia­jąco niż kie­dyś, ale nie zmie­nił się efekt, jaki wy­wie­rało na mnie jego spoj­rze­nie. Inne były tylko jego włosy. Daw­niej far­bo­wał je na ja­skrawe, neo­nowe ko­lory. Te­raz miał lśniąca zło­ci­sto­brą­zową czu­prynę. Po co, u li­cha, daw­niej ją za­kry­wał? Za­uwa­ży­łam też, że jego włosy były te­raz dłuż­sze, a do­brze ścięta fry­zura się­gała pod­bródka. Za­schło mi w gar­dle, gdy moje spoj­rze­nie pa­dło na jego kształtne i wy­ra­zi­ste usta. Usta, któ­rymi po­tra­fiły ro­bić ta­kie rze­czy…

– Cześć, Ado! – Usły­sza­łam bli­sko sie­bie, co wy­rwało mnie z za­dumy. Obok mnie stał wy­soki, szczu­pły męż­czy­zna, ubrany na czarno, który bez ostrze­że­nia nie­zdar­nie ob­jął mnie ra­mio­nami.

– Tino – szep­nę­łam, od­wza­jem­nia­jąc uścisk.

Był naj­lep­szym przy­ja­cie­lem Ju­ha­niego. Lata temu po­rzu­cił swój po­przedni ze­społu, żeby zo­stać per­ku­si­stą THC. Po­zo­stali człon­ko­wie grupy byli dla mnie nowi. Uści­snę­łam dłoń ba­si­sty Ka­spara, blon­dyna śred­niego wzro­stu, któ­rego roz­po­zna­łam ze zdjęć. Drugi blon­dyn, z brodą, był gi­ta­rzy­stą i miał na imię Late.

– Czy ty i Ju­hani się ze­szli­ście, a ta sprawa ze stro­jami to tylko przy­krywka? – rzu­cił we­soło Tino, śmie­jąc się.

Matti aż się wzdry­gnął.

– Za­pro­si­łeś do tak waż­nego pro­jektu swoją ko­bietę – wark­nął na Ju­ha­niego, nie ma­sku­jąc już wię­cej wro­go­ści.

– Nie. Ow­szem, by­li­śmy kie­dyś parą, ale Ada zna się na tej ro­bo­cie, a to chyba naj­waż­niej­sze – od­parł Ju­hani lekko za­chryp­nię­tym gło­sem, jakby wy­pa­lał nie wia­domo ile pa­pie­ro­sów. Pa­trzył przy tym wprost na mnie.

– Mam ze sobą port­fo­lio – oznaj­mi­łam spo­koj­nie.

– Mam taką na­dzieję – prych­nął Matti, który, jak się oka­zało, był przed­sta­wi­cie­lem wy­twórni pły­to­wej i z dez­apro­batą po­now­nie spoj­rzał na Ju­ha­niego.– Gdy­byś nie był taki uparty, już dawno za­ła­twił­bym ci kon­trakt z re­no­mo­waną marką.

– Gdy­bym nie wie­dział, czego chcę, w ogóle nie by­łoby THC. Nie będę no­sił ubrań z trzema pa­skami z boku ani z logo Ver­sace czy wzo­rami Gucci. Ko­niec i kropka. Ada jest świa­to­wej klasy pro­fe­sjo­na­listką – za­koń­czył Ju­hani, ge­stem wska­zu­jąc mi krze­sło mię­dzy nim a Mat­tim.

Jego słowa brzmiały jak coś wię­cej niż kom­ple­menty. Nieco spło­szona usia­dłam obok niego, wle­pia­jąc wzrok w stół. Im mniej będę pa­trzyła na Ju­ha­niego, tym le­piej. Choć nie była to naj­lep­sza stra­te­gia, skoro mia­łam dla niego pro­jek­to­wać ubra­nia. Za­czę­łam wy­obra­żać so­bie, jak mie­rzę jego nagą, sze­roką klatkę pier­siową, do­ty­kam skóry, wę­druję dło­nią ni­żej…

– Ado? Sły­sza­łaś, co mó­wi­łem? – za­skrze­czał mi Matti do ucha.

Ock­nę­łam się z fan­ta­zji i zro­biło mi się wstyd, bo tak bar­dzo po­chło­nęła mnie moja wy­obraź­nia, że nie mia­łam po­ję­cia, co po­wie­dział.

– Jaki masz po­mysł? – pod­su­nął ci­cho Ju­hani, pa­trząc na mnie.

Od­chrząk­nę­łam gło­śno, szybko w pa­mięci prze­glą­da­jąc opcje, które przy­go­to­wa­łam w te dwa dni.

– Pro­po­nuję coś pro­stego, ale z pa­zu­rem. Wy­ko­rzy­stam skórę.

Matti już otwie­rał usta z po­gar­dli­wym gry­ma­sem, ale nie da­łam mu dojść do słowa:

– Nie cho­dzi mi o zwy­kłe skó­rzane spodnie czy kurtki. Mam na my­śli nie­tu­zin­kowe kroje. Dla Ju­ha­niego mo­głaby to być na przy­kład ja­sno­brą­zowa ka­mi­zelka się­ga­jąca aż do ziemi. Miałby od­sło­nięte ra­miona. – Po­now­nie za­schło mi w ustach na myśl o na­gim ciele Ju­ha­niego, ale dziel­nie kon­ty­nu­owa­łam: – Pro­po­nuję też za­sto­so­wać pat­chwork. Ele­menty z je­le­niej skóry. Tro­chę dro­gie, ale eko­lo­giczne. Po­ba­wi­ła­bym się róż­nymi od­cie­niami. Co do spodni, to zo­sta­wi­ła­bym dżinsy, ale skó­rzane też by się spraw­dziły. Można by po­my­śleć o po­ma­lo­wa­niu ciała na przy­kład na klatce pier­sio­wej i ewen­tu­al­nie o ma­ki­jażu – sa­mym pod­kła­dzie.

Matti stop­niowo się od­prę­żał, jakby po­my­sły za­częły do niego prze­ma­wiać, ale za to Ju­hani się obu­rzył.

– Ka­mi­zelka do ziemi? Coś jak su­kienka?

Przy­tak­nę­łam sta­now­czo, nie pa­trząc na niego.

– Wiesz, że wi­ze­runki i ko­stiumy ze­spo­łów me­ta­lo­wych by­wają prze­sa­dzone. Wiele ze­spo­łów nosi zwy­czajne czarne dżinsy i ko­szule, ale za­zwy­czaj ma też coś, co ich wy­róż­nia. Chło­paki z Korna no­szą dłu­gie dredy, a wo­ka­li­sta kilt. Ma­ri­lyn Man­son za­wsze ma w ja­kiś spo­sób po­ma­lo­wane oczy i czarne usta. Tu­omas Ho­lo­pa­inen czę­sto nosi ka­pe­lusz, na­wet cy­lin­der, a Marko Hie­tala długą brodę. No i jest też Ghost, Kiss, Slipk­not i Be­he­moth. Nie pro­po­nuję ta­kich prze­bie­ra­nek czy ma­sek. Ra­czej my­ślę o czymś mocno roz­po­zna­wal­nym.

Ju­hani po­now­nie się uniósł.

– Be­he­moth? Mam za­wie­sić so­bie na szyi od­wró­cony krzyż? Nie, dzięki.

Wciąż uni­ka­łam pa­trze­nia w jego stronę.

– Oczy­wi­ście, że nie. Mó­wię tylko, że je­śli szu­kasz miej­sca w świa­to­wej branży mu­zycz­nej, to mu­sisz się czymś wy­róż­nić, bo fa­ce­tów ubie­ra­ją­cych się na czarno jest już dość. Po­ka­za­nie klatki pier­sio­wej nie wy­star­czy. To jest na­śla­do­wa­nie in­nych. Plus, taka spo­cona lśniąca klata nie wy­gląda aż tak atrak­cyj­nie. Spójrz na Iggy’ego Popa, czy...

– Dla­czego wszy­scy za­wsze o tym mó­wią? Robi mi się go­rąco! Prze­cież jed­no­cze­śnie gram, śpie­wam i cały czas ska­czę. Na­wet je­śli je­stem w cho­ler­nie do­brej for­mie, to wciąż się pocę. – W gło­sie Ju­ha­niego dało się sły­szeć po­iry­to­wa­nie.

– Dla­tego skó­rzana, długa ka­mi­zelka jest świet­nym po­my­słem. Można ją zdjąć jed­nym ru­chem. Za­miast dżin­sów mógł­byś no­sić kilt, bo…

– Zmie­rzasz do tego, że­bym się ob­na­żał? W ten spo­sób z pew­no­ścią zy­skamy roz­głos. Szcze­gól­nie, jak zdejmę spodnie w któ­rymś z miast na głę­bo­kim po­łu­dniu Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Na przy­kład w Sa­van­nah! W pięć mi­nut zwiną mnie gliny, ale za to po­zy­skam mi­lion fa­nek!

Po­grą­żony w my­ślach Matti po­woli ki­wał głową, co do­dało mi pew­no­ści sie­bie. Po­czu­łam taki przy­pływ ener­gii, że w końcu od­wró­ci­łam głowę i spoj­rza­łam w ja­sno­zie­lone, roz­złosz­czone oczy. Moje ciało za­pul­so­wało z tę­sk­noty, a w żo­łądku po­czu­łam dziwny skurcz. Za­ma­sko­wa­łam to wszystko słod­kim to­nem głosu i za­lot­nym mru­ga­niem oczami.

– Skoro tak ła­two się po­cisz, co po­wiesz na skó­rzane szorty? Do nich kow­bojki i może ka­pe­lusz z ron­dem?

Ju­hani pa­trzył su­rowo, ale wi­dzia­łam, że ką­ciki jego ust drgnęły.

– Co po­wiem? Że nie je­ste­śmy ze­spo­łem co­un­try ro­dem z ja­kiejś wio­chy. The Hap­piest Co­un­try ma być te­raz Vil­lage Pe­ople? Tino, mu­sisz zdo­być na­kry­cie głowy in­diań­skiego wo­dza. Od te­raz bę­dziemy grać _Ma­cho Man_ i _Go West_ na bęb­nach.

Przy­gry­złam wargę, żeby po­wstrzy­mać uśmiech, bo jego słowa wy­do­były pewne wspo­mnie­nie z ot­chłani mo­jej pa­mięci. THC – The Hap­piest Co­un­try. Na­zwa ze­społu Ju­ha­niego była wie­lo­znaczna. Wy­my­ślił ją, kiedy był na ma­ri­hu­ano­wym haju. Za­gro­ził wtedy, że zmieni na­zwę swo­jego ów­cze­snego ze­społu Pa­ra­site na THC, bo chciał, żeby lu­dzie czer­pali ze słu­cha­nia jego mu­zyki tyle samo ra­do­ści, co z pa­le­nia trawki. THC to skrót od te­tra­hy­dro­kan­na­bi­nolu, odu­rza­ją­cej sub­stan­cji za­war­tej w ko­no­piach in­dyj­skich. Kiedy Ju­hani za­ło­żył THC, nie by­li­śmy już ra­zem, ale do­sko­nale pa­mię­ta­łam, co wy­da­rzyło się tej nocy, kiedy wpadł na roz­wi­nię­cie tego akro­nimu. The Hap­piest Co­un­try wy­my­ślił, bo aku­rat wtedy po raz pierw­szy Fin­lan­dię okrzyk­nięto naj­szczę­śliw­szym kra­jem na świe­cie. Miał też oczy­wi­ście inne po­my­sły, jak na przy­kład The Hot­test Chick, The Hap­piest Co­uple i The Hap­piest Chap. Wy­ma­wiał te na­zwy i wę­dro­wał ustami po mo­ich pier­siach i brzu­chu, aż do­tarł do... Szybko od­wró­ci­łam wzrok do Ka­spara, który sie­dział na­prze­ciwko mnie.

– A na głowę ja­kieś rogi. Jak u ło­sia albo re­ni­fera. Można by zro­bić z nich ko­ronę.

– Do­bry po­mysł! Tro­chę sza­mań­sko. Pu­blika lubi ta­kie rze­czy – po­chwa­lił Matti.

Po­zo­stali męż­czyźni mieli nie­tę­gie miny, a Ju­hani wy­glą­dał na mocno zi­ry­to­wa­nego.

–To może już le­piej, jak za­łożę ma­skę.

Na szybko na­szki­co­wa­łam ze­spo­łowi kilka pro­po­zy­cji aran­ża­cji stro­jów. Matti, o dziwo, był cał­kiem przy­chylny moim po­my­słom. Bar­dzo spodo­bały mu się ogromne rogi je­le­nia, które do­ry­so­wa­łam do głowy Ju­ha­niego. W końcu prze­szli­śmy do omó­wie­nia har­mo­no­gramu prac i trasy kon­cer­to­wej.

– Już o tym ga­da­li­śmy z chło­pa­kami. Ze względu na to, że zna­le­zie­nie pro­jek­tanta ko­stiu­mów oka­zało się aż tak trudne i za­jęło dużo wię­cej czasu, niż za­kła­da­li­śmy, te­raz mu­simy upiec dwie pie­cze­nie na jed­nym ogniu. Jak wiesz, Ju­hani ma solo to­ur­née po Eu­ro­pie, za­nim ze­spół wy­ru­szy za ocean. Zo­stał po­pro­szony o udzie­le­nie wielu wy­wia­dów dla róż­nych ma­ga­zy­nów i sta­cji ra­dio­wych. Ma także kilka wy­stę­pów w te­le­wi­zji. Ze­spół jest na fali wzno­szą­cej, co nas nieco za­sko­czyło i nasz gra­fik jest wy­peł­niony po brzegi. Nie mo­żemy ni­czego prze­su­nąć. Tak więc je­dziesz z nami. Chło­pa­ków mo­żesz zmie­rzyć w tam­tej kan­cia­pie na dru­gim końcu ko­ry­ta­rza. Re­cep­cjo­nistka da ci miarkę kra­wiecką i no­tes. A z Ju­ha­nim w tra­sie omó­wi­cie wszyst­kie po­my­sły i usta­li­cie fi­nalną wer­sję kre­acji.

Sie­dzia­łam z roz­dzia­wioną bu­zią. Wie­dzia­łam, że skoro ma­na­ger ze­społu Köpi i Ju­hani już to usta­lili, to nie mam wyj­ścia. Nie­źle się wko­pa­łam.

Chwilę póź­niej Matti się po­że­gnał, a człon­ko­wie ze­społu za­częli prze­miesz­czać do sali, gdzie mia­łam zdjąć z nich wy­miary. Żar­to­wali so­bie ze skó­rza­nych szor­tów i po­roża je­le­nia, na­to­miast ja sie­dzia­łam, jakby za­lała mnie lawa. Ką­tem oka wi­dzia­łam, że Ju­hani wstał ze swo­jego miej­sca i przy­siadł na kra­wę­dzi stołu kon­fe­ren­cyj­nego.

Gdy po­kój opu­sto­szał, też się pod­nio­słam z krze­sła, usi­łu­jąc wy­my­ślić ar­gu­menty na to, żeby wy­mi­gać się od tej cho­ler­nej eu­ro­pej­skiej trasy kon­cer­to­wej z Ju­ha­nim. Nie by­łam na si­łach, żeby od­być taką po­dróż. Szkoda, że de­cy­zję pod­jęto bez kon­sul­ta­cji ze mną. Wy­pro­sto­wa­łam się, do­da­jąc so­bie w ten spo­sób pew­no­ści sie­bie. W szpil­kach by­łam nie­wiele niż­sza od Ju­ha­niego, który miał pra­wie metr dzie­więć­dzie­siąt cen­ty­me­trów wzro­stu.

Za­nim od­wa­ży­łam się spoj­rzeć na niego, dys­kret­nie po­wio­dłam wzro­kiem po jego ob­ci­słych gra­na­to­wych dżin­sach i ko­szulce z dłu­gim rę­ka­wem w ko­lo­rze kawy z mle­kiem, która opi­nała umię­śniony silne bi­cepsy. Zda­łam so­bie sprawę z tego, że wcho­dzę na grzą­ski grunt, więc szybko się otrzą­snę­łam i ro­biąc gniewną minę, po­wie­dzia­łam:

– Mam inne rze­czy do ro­boty niż po­dró­żo­wa­nie z tobą do­okoła świata.

Ju­hani zmarsz­czył nos i zro­bił znu­żoną minę:

– No tak. Za­wsze tak było. My­śla­łem, że bę­dziesz chciała za­ro­bić. Do ni­czego nie zmu­szam. Jak masz inny po­mysł na ure­gu­lo­wa­nie swo­ich dłu­gów, to pro­szę bar­dzo – droga wolna. Idź do swo­jego pry­wat­nego ban­kiera. Niech zaj­mie się twoim ban­kruc­twem, A może po­może ci sprze­dać twoje ciuszki?

Słowa Ju­ha­niego za­dały mi pra­wie fi­zyczny ból. W roz­mo­wie przez te­le­fon spra­wiał wra­że­nie przy­ja­ciel­sko na­sta­wio­nego, A dziś był tro­chę zło­śliwy. Do­ci­nał mi na te­mat pro­po­no­wa­nych stro­jów, a te­raz ro­bił przy­tyki do mo­jej re­la­cji z Mikko.

– Mój zwią­zek z Mikko to nie twój in­te­res – rzu­ci­łam ner­wowo.

– Masz ra­cję. Nie po­wi­nien mnie in­te­re­so­wać na­wet wtedy, kiedy jesz­cze by­li­śmy ra­zem.

Po­czu­łam się kosz­mar­nie. Z roz­pa­czą przy­po­mnia­łam so­bie, że Ju­hani od po­czątku był prze­ko­nany, że ro­man­so­wa­łam za jego ple­cami. W końcu wstał od stołu i pod­szedł bli­żej. Po­ło­żył mi dłoń na karku i gwał­tow­nie przy­cią­gnął mnie do sie­bie, po czym wy­szep­tał:

– Za­okrą­gli­łaś się.

Za­sko­czył mnie, a do tego jego ko­men­tarz wy­wo­łał lek­kie ukłu­cie wstydu. To prawda, że tro­chę przy­ty­łam. Przez kilka ostat­nich mie­sięcy by­łam tak przy­tło­czona zmar­twie­niami, że ja­dłam wię­cej sło­dy­czy i chleba niż zwy­kle. Przez to roz­miar czter­dzie­ści za­mie­ni­łam na czter­dzie­ści dwa.

Za­sty­głam w ra­mio­nach Ju­ha­niego, choć do­brze wie­dzia­łam, że po­win­nam była się cof­nąć. Po­mimo ostrych słów, które wcze­śniej wy­po­wie­dział, wszyst­kie dawne, ma­giczne uczu­cia wy­pły­nęły na po­wierzch­nię, a ra­cjo­nalne my­śle­nie zo­stało przy­ćmione przez stare po­żą­da­nie. Ju­hani pach­niał wspa­niale, jego dłoń miło ogrze­wała moją szyję, a jego spo­kojny od­dech przy moim uchu wy­wo­ły­wał dresz­cze, które naj­sil­niej czu­łam mię­dzy no­gami.

– Wspa­niale wy­glą­dasz. Na­prawdę do­brze – wes­tchnął Ju­hani i owi­nął wo­kół palca je­den z luź­nych ko­smy­ków mo­ich wło­sów. Wolną rękę po­ło­żył mi na dol­nej czę­ści ple­ców i jesz­cze moc­niej przy­ci­snął mnie do sie­bie, tak że czu­łam cie­pło jego sil­nego, umię­śnio­nego ciała. Kiedy po­czu­łam jego usta na po­liczku, od­ru­chowo po­ło­ży­łam dło­nie na jego bio­drach i skrę­ci­łam głowę tak, żeby na­sze usta się spo­tkały. Przy­ję­łam po­ca­łu­nek, po­ru­sza­jąc za­chę­ca­jąco bio­drami. Tyle wy­star­czyło, że­bym za­pło­nęła z żą­dzy.

Ju­hani prze­rwał piesz­czotę i spy­tał uwo­dzi­ciel­skim to­nem:

– Chcesz się pie­przyć te­raz czy póź­niej? Chęt­nie cię prze­lecę, ale naj­pierw mu­sisz wie­dzieć kilka rze­czy. Nie licz na nic wię­cej niż seks. Je­śli taki układ ci nie pa­suje albo je­śli praca ze mną sta­nowi ja­kiś pro­ble­mem, po­szu­kam ko­goś in­nego. Je­śli moje ob­ło­że­nie obo­wiąz­kami ci prze­szka­dza, po­wiedz, po­szu­kam za­stęp­stwa. Nie po­zwa­lam już, żeby ko­bieta mną rzą­dziła. Nie będę słu­chał two­ich na­rze­kań i bez­pod­staw­nych pre­ten­sji, a do­sko­nale pa­mię­tam, że nie po­tra­fisz wczuć się w sy­tu­ację dru­giej osoby. Do­ce­niam twoją pracę i mogę, kurwa, no­sić skó­rzaną ka­mi­zelkę, bo w tym biz­ne­sie trzeba wie­dzieć, co jest warte świeczki, a co nie. Ale z tobą już nie wal­czę. Wiedz też, że nie wiążę się na stałe. Nie zdra­dzam, dla­tego mó­wię pro­sto z mo­stu, że w moim ży­ciu są inne ko­biety. Więc je­śli bę­dziemy się pie­przyć, to nie na wy­łącz­ność.

Zmro­ziło mnie od tego wy­zna­nia. Od­su­nę­łam się od Ju­ha­niego tak gwał­tow­nie, że po­tknę­łam się o ja­kieś krze­sło. Ju­hani zła­pał mnie za ra­mię. Tym ra­zem wzdry­gnę­łam się pod jego do­ty­kiem. Jego cy­niczna i chłodna po­stawa cał­ko­wi­cie zbiły mnie z tropu. Szkoda, że kiedy mnie do­tknął, wró­ciło wszystko, co daw­niej przy nim czu­łam w ciele i emo­cjach. Czemu mu­siało to być tak bar­dzo za­wiłe?

– Nie – wy­du­ka­łam, po czym bez­rad­nie do­da­łam: – Przez te­le­fon by­łeś taki miły.

Ju­hani uniósł grube, pro­ste brwi i uśmiech­nął się lekko.

– Te­raz też je­stem miły. Po pro­stu po­da­łem ci wa­runki współ­pracy, które uzna­łem, że po­win­naś znać. Kiedy za­dzwo­ni­łem, by­łaś pi­jana i bez­ro­botna. Od dziś mo­żesz mieć pracę, je­śli ze­chcesz. Skon­tak­to­wa­łem się z tobą, bo je­steś świetną pro­jek­tantką i nie ma to nic wspól­nego z tym, co nas łą­czyło. Ro­zu­miesz?

Czy tak mnie wi­dział Ju­hani? Jak ja­kąś po­tworną har­pię, która za­wsze sta­wia na swoim, za­miast szu­kać wspól­nej drogi? Za­smu­ciło mnie to tak, że za­po­mnia­łam o zło­ści, i je­dyne, co mo­głam w tej sy­tu­acji, to przy­stać na jego wa­runki.

Wy­pro­sto­wa­łam się i ostroż­nie spoj­rza­łam w chłodne, zie­lone oczy mo­jego roz­mówcy.

– Tak, ro­zu­miem. Po­trze­buję tej pracy. Dzięki, że o mnie po­my­śla­łeś, a Mikko jest...

– Nie in­te­re­suje mnie twój Mikko – rzu­cił ostro. – Ju­tro wy­jeż­dżamy. Naj­pierw do Pa­ryża. Acha, nie za­łożę so­bie żad­nych ro­gów na głowę.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij