W rytmie serca. Tom 2 - ebook
W rytmie serca. Tom 2 - ebook
Drugi tom serii Bądź przy mnie Miłość to tylko niebezpieczeństwo. O tym Octavia wiedziała od najmłodszych lat. Gdzie podziała się Octavia Russo? Daemon wychodzi z siebie, lecz niebywałe znalezisko rozpala w jego sercu nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Uśpione demony z przeszłości wciąż grasują po świecie, a historia lubi się powtarzać. Przed przeznaczeniem nie można uciec. Gdy serca rwą się do miłości, życie nadal rzuca kłody pod nogi, niszcząc wszystko, co tylko zakochani sobie zaplanują. I tym razem nie będzie łatwo. Przed bohaterami nowe tajemnice, walka dobra ze złem i łzy. Bardzo dużo łez. Czy tym razem miłość będzie w stanie zwyciężyć wszystko? Jak wiele trzeba będzie poświęcić? Czy wszyscy przeżyją tę walkę? Po tytule „W rytmie serca” możecie spodziewać się wszystkiego, prócz tego, że autorka postanowi zagrać własną melodię na sercach czytelników, dając tym samym gwarancję przeżycia niezapomnianej przygody z bohaterami, którzy balansują na granicy życia i śmierci. Nad przepaścią utrzymuje ich miłość, ale czy ona wystarczy? Musicie sprawdzić to sami, bo ode mnie dowiecie się jedynie, że z tą autorką warto wejść nawet do samego piekła! – K.Hellishdeer Ewelina Turczak – Mama, żona, przyjaciółka, mieszka na Śląsku, przepada za czytaniem oraz pisaniem recenzji. Aktywnie prowadzi swój bookstagram, sama chętnie pisze. Uwielbia fotografię, latte i słodkie czerwone wino. Jako numerologiczna piątka jest wolnym duchem, który kocha podróże i nie lubi stać w miejscu. Od zawsze ma pasję do pisania i głowę pełną historii, które zamierza przelewać na papier. Oddaje swoje serce rodzinie i podąża za spełnianiem marzeń związanych z byciem rozpoznawaną autorką. Książka „Druga połowa serca” była jej debiutem, teraz pora na drugą część – „W rytmie serca”.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-331-7 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział 1
Nowy początek
Octavia
Trzy miesiące wcześniej
Zawsze zastanawiałam się, czy śmierć boli. Czy rany, które zadawałam, były wystarczająco szybkie, by nie czuć nic, czy na tyle wolne, że ci ludzie widzieli i czuli śmierć zaciskającą się na ich sercach, duszącą ich gardła, zabierającą ostatnie tchnienie. Ciekawiło mnie, czy ostatni oddech był dla nich ulgą czy katorgą? Pytań było wiele, aż sama przekonałam się, jak to jest umierać.
Gdy spadałam, czułam nacisk powietrza na moje płuca, zapach wiatru, który niósł ze sobą wspomnienie smaku wody, gdy uderzyły we mnie fala, ciepłe promienie słońca muskające moją skórę i błogość.
Tak, czułam błogość, że zakończyłam koszmar, który znów zgotował dla mnie los.
Czy się bałam? Oczywiście! Kurewsko się bałam, ale nie tego, że umrę, a tego, że przeżyję i będę umierać w męczarniach, topiąc się gdzieś w odmętach zimnej wody.
Bałam się, że będzie trwało to wieki.
Ostatnie, co pamiętam, to otulająca mnie woda jeziora, głośny odgłos, gdy pochłonęła mnie nicość, i w końcu nic. Wielkie nic. Widziałam ciemność, a przez mój umysł przelatywały fale wspomnień.
Oczy mężczyzny, przerażone i wpatrzone we mnie ostatni raz. Strach wypisany na twarzy kolejnego, który wiedział, że przegrał, oraz tłum ludzi, którzy patrzyli oniemiali, nie spodziewając się takiego obrotu spraw. Czy czułam żal? Nie wiedziałam. W mojej głowie szalał wir, a ból napierał mi na czaszkę. Zastanawiałam się, czy to chwilowe, czy tak już będzie wyglądać moje życie po śmierci. Pełne wspomnień i bólu, który rozrywał mi mózg.
Miałam wrażenie, że minęły wieki, zanim otworzyłam oczy. Nie wiedziałam, gdzie się znajdowałam. Dalej bolała mnie głowa i czułam zapach wody w pobliżu. Cisza, która mnie otaczała, była przerażająca. Nie pamiętałam, co się stało, a to w tym wszystkim było jeszcze dziwniejsze. Przed chwilą miałam w głowie jakieś strzępki wspomnień, a gdy otworzyłam oczy – nic. Pustka. Gdzie ja byłam? Dlaczego nic nie pamiętałam?
Wiedziałam, jak się nazywam, ale nie wiedziałam, gdzie pracuję. Wiedziałam, że mam przyjaciółkę, ale nie pamiętałam jej imienia. Pamiętałam twarze, które totalnie nic mi nie mówiły. Czy to byli moi rodzice? Przyjaciele? Wrogowie? Czy miałam męża, dzieci?
Zaczynałam wpadać w panikę, ale próba podniesienia się z materaca, na którym leżałam, za każdym razem spełzała na niczym. Czułam odrętwienie w nogach, ból w głowie, a każde uniesienie jej wyżej skutkowało okropnymi zawrotami. Było mi niedobrze. Wszystkie te objawy gdzieś w podświadomości coś mi mówiły, ale nie mogłam sobie przypomnieć co. Serce waliło mi jak oszalałe, a ręce zaczynały drżeć.
Co tu się, do cholery, odwala?
Położyłam się i wzięłam kilka głębszych oddechów, aby się uspokoić. Potrzebowałam odpocząć i czułam, jak powieki znów zaczynają mi ciążyć. Wiedziałam, że zaraz zasnę, ale moje próby utrzymania się w pełnej świadomości szły na marne. Znów odpłynęłam w świat wspomnień.
Obudził mnie hałas. Słyszałam, jak ktoś tłucze się garnkami, i czułam zapach rosołu, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nawet zapachy zaczynały mi się mieszać. Próbowałam otworzyć oczy, ale słabo mi to szło, więc odpuściłam i leżałam z zamkniętymi powiekami, oddychając miarowo. Starałam się skupić na dźwiękach, które dochodziły do mnie z otoczenia.
Słyszałam szum fal i lekki wiatr. Śpiew ptaków i szczekanie psa. Do mojego nosa dochodził zapach wody i ciepłego wiatru. W pomieszczeniu obok ktoś podnosił garnek, nalewał wodę, wrzucał coś do niego i przykrywał pokrywką. Słyszałam męski, mocny oddech i trochę się przestraszyłam.
Czy zostałam porwana? Odurzona? Serce znów zaczęło mi wariować, a ból w głowie narastał. Wiedziałam, że taką paniką sobie nie pomogę, więc znów próbowałam uspokoić oddech. Ktoś zakaszlał. Prawdopodobnie kobieta, więc lekko się uspokoiłam. Może byłam chora i leżałam w domu? Choć nie, to niemożliwe, nie na materacu na środku jakiegoś pokoiku. Dochodziły do mnie promienie słońca, ale nie potrafiłam skupić się na tyle, aby otworzyć oczy i móc spojrzeć, gdzie jestem.
Ponownie zaczynałam tracić przytomność. Miałam wrażenie, że mózg mi pulsuje, czułam mdłości i zawroty. Świat znów zniknął. Znów byłam w świecie nicości.
Gdy się obudziłam, czułam zmianę w powietrzu, więc przypuszczałam, że nastał wieczór. Zapach chłodnej wody i lekki szum wiatru działał na mnie kojąco. Ból głowy minął i zorientowałam się, że mam mokrą ściereczkę na czole. Chyba dostałam gorączki, a ktoś próbował mi ją zbić.
Podniosłam się ostrożnie i rozejrzałam wokół. Leżałam w maleńkim pokoju, w którym mieściły się jedynie mój materac, położony na jakiejś starej ramie łóżka; stary taboret zaadaptowany na szafkę nocną i niewielka szafa, która lata świetności miała już dawno za sobą. Mimo ogromnego ubóstwa, w pomieszczeniu panował zaskakujący porządek. Nie było kurzu ani zapachu stęchlizny. Ktoś, kto tutaj mieszkał, żył w biedzie, ale dbał o to miejsce.
Próbowałam usiąść, ale słabo mi to szło. Całe moje ciało było odrętwiałe i bez sił. Czułam, że potrzebuję iść do toalety, ale głos odmówił mi posłuszeństwa. Zacharczałam i zaczęłam kaszleć, wówczas do pokoju weszła starsza kobieta.
Była niska, miała siwe włosy, upięte w kok, i oczy, z których biło dobro.
– O! W końcu wstałaś, skarbeczku! Uważaj, spadłaś z ogromnej wysokości, jesteś cała poobijana. Staraliśmy się pomóc ci na tyle, na ile potrafiliśmy, ale możesz mieć wstrząs mózgu. Czy jest ci niedobrze? – zapytała tak, jakbyśmy się znały od lat.
– Przepraszam! Gapa ze mnie, nawet się nie przedstawiłam. Jestem Odetta, a w pokoju obok jest mój mąż Anthony. Lata temu, mam wrażenie, że w innych czasach, mój mąż był lekarzem, a ja pielęgniarką, lecz życie dało nam po dupie i skończyliśmy w takich warunkach, jak widać. Wspomagaliśmy cię, czym mogliśmy. Żyjemy ubogo, mieliśmy więc ograniczone pole manewru, a nie chcieliśmy wzywać policji, twój stan był stabilny, nie nasza sprawa, co się stało. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. – Kobieta zamilkła i wpatrywała się we mnie wielkimi oczami, pełnymi strachu.
Serce ścisnęło mi się z wdzięczności, choć tak naprawdę sama nie bardzo pamiętałam, co się wydarzyło.
Próbowałam wydobyć z siebie słowa i po kilku próbach w końcu mi się udało.
– Jestem państwu bardzo wdzięczna. Prawdopodobnie uratowali mi państwo życie. Mam na imię Octavia, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo mam ogromne luki w pamięci. Długo spałam? Mam wrażenie, że mój pęcherz zaraz wybuchnie. – Zaczerwieniłam się, ale to było zgodne z prawdą.
Jeśli zaraz nie wstanę, to zsikam się tu, gdzie siedzę.
– Ależ oczywiście! Już ci pokazuję, gdzie możesz iść za potrzebą. Niestety nie mamy luksusów, tylko prowizoryczne rozwiązanie. Spałaś trzy dni, wcześniej założyłam ci cewnik, ale rano, gdy usłyszałam, że się wybudzasz, go odłączyłam. – Tym razem to kobieta się zarumieniła, było jej wstyd, a ja czułam ciepło na sercu, patrząc, ile chce mi zaoferować, samej mając tak mało.
– Czy mogłaby mi pani pomóc wstać? Nie ufam swoim nogą, czuję się jeszcze bardzo słaba.
– Nie ma problemu, złotko, chodź, zaprowadzę cię i zaczekam. Na dworze jest wychodek, ale staramy się utrzymywać w nim czystość. Złap mnie za rękę, jesteś chudziutka jak laleczka, myślę, że dam radę iść z tobą, bo i do moich kości nie mam zaufania.
Wstałyśmy, choć zazgrzytałam zębami z bólu. Ciało odmawiało mi posłuszeństwa, ale jeśli nie chciałam się zsikać tak, jak stałam, musiałam dać radę. Wyszłyśmy z tego małego pokoju, który okazał się pokoikiem w maleńkiej przyczepie kempingowej. W następnym pomieszczeniu, prawdopodobnie służącym za kuchnię i pokój dzienny w jednym, siedział mąż Odetty, Anthony. Spojrzał na mnie z troską i wstał się przywitać.
– Dzień dobry. Mam na imię Anthony, jestem mężem Odetty, ale jak znam moją żonę, pewnie przedstawiła ci już połowę naszego drzewa genealogicznego.
Zaśmiałam się na tę uwagę, a Odetta trzepnęła go w ramię. Widać było między nimi miłość. To było piękne.
Moje serce znów zabiło mocniej, a ja nie wiedziałam dlaczego.
– Aż tak daleko nie zabrnęłyśmy, ale chętnie posłucham wszystkiego, co tylko pani Odetta będzie miała ochotę mi opowiedzieć. Czuję się, jakbym spała wieki – odezwałam się i ruszyłyśmy dalej.
Na podwórku usytuowanym pod starym wiaduktem, z którego już nikt nie korzystał, niedaleko jeziora, stała ich przyczepa. Obok, oddalony o kilkanaście metrów, stał wychodek. Nie przerażało mnie to, gdzieś w podświadomości czułam, że dla mnie to nic nowego i nie ruszały mnie takie warunki. Weszłam i faktycznie, mimo wszystko, miejsce było bardzo zadbane. Zrobiłam, co mam zrobić, czując niewyobrażalną ulgę i jednocześnie każdą część ciała palącą z bólu. Gdy wyszłam, pani Odetta cierpliwie stała obok, wpatrując się w zachodzące słońce. Ubrana w długą, sfatygowaną sukienkę w kwiaty, gruby wełniany sweter i zniszczone adidasy, spoglądała w dal, a obraz przede mną był tak niesamowity, jakbym patrzyła na jakiś stary malunek w muzeum, przedstawiający starą kobietę, smutnie patrzącą w przyszłość.
– Wiesz – odezwała się po chwili – kiedyś mieliśmy wszystko. Pieniądze, luksusy, ogrom przyjaciół. Wszystko było tak jak w bajce. I wiesz? Mam wrażenie, jakby los z nas zadrwił. Powiedział: „Mieliście wszystko, teraz nie macie nic prócz siebie i pora to docenić”.
Stałam i słuchałam, czując ogarniający mnie smutek.
– Nie wiem, dlaczego ci to mówię, ale tak dawno nie było u nas nikogo. Chyba od lat, nie licząc bezdomnych, takich jak my, których zawiało w te rejony. Choć w sytuacji, gdy mamy siebie i dach nad głową, może nie powinnam była nazywać nas bezdomnymi.
Patrzyłam na tę kobietę i w głębi duszy czułam ogarniający mnie spokój. Każdy popełnia błędy, za które musi później płacić, często oddając wszystko, co ma. Przecież nie ma ludzi nieomylnych. Los daje jednak drugą szansę i często dopiero wtedy człowiek docenia to, co ma, albo – co również się zdarza – nie uczy go to pokory. Błędy trzeba naprawiać, wyciągać z nich wnioski. Uczyć się ich. Inaczej nic się nie zmieni. Inaczej człowiek się nie zmieni.
– Chodź, skarbeńku, zaraz zrobi się chłodniej, zaparzę ci herbaty, dam zupy, usiądziemy i porozmawiamy.
Kobieta ruszyła, podając mi rękę. Szłam równo z nią i przed wejściem do kampera ostatni raz obejrzałam się na zachodzące słońce, na taflę jeziora, która sprawiała, że włosy stawały mi dęba. Ile byłam w wodzie? Z jak wysoka spadłam? A może skoczyłam? Jak przez mgłę pamiętałam jakieś urywki jak kadry z filmu. Całość jednak nie miała sensu.
Weszłyśmy do ciepłego pomieszczenia i usiadłam przy maleńkim stoliku. Anthony wstał i naszykował mi pysznej zupy, a Odetta zaparzała herbatę. Oboje uśmiechali się do siebie czule. To niesamowite patrzeć z boku na ludzi, którzy darzą się takim uczuciem. Czy mnie też ktoś tak kochał?
– Jestem państwu bardzo wdzięczna za pomoc. Pani Odetta mówiła, że kiedyś żyło wam się lepiej. Co się stało, jeśli można spytać?
– Oboje pracowaliśmy w szpitalu. Poznaliśmy się na studiach i od razu w sobie zakochaliśmy. – Anthony spojrzał na żonę i czule się uśmiechnął. – Otrzymaliśmy dyplomy, zależało nam, aby pracować w zawodzie, bo wywodziliśmy się z ubogich rodzin, mieliśmy w życiu cel: pomagać innym. Gdy tylko zaczęliśmy odnosić sukcesy, jakby postradaliśmy rozum. Zaczęliśmy imprezować, byliśmy w końcu młodzi, przed trzydziestką, nie w głowie nam było zakładanie rodziny, wzięliśmy wystawny ślub, kupiliśmy dom, samochody, rozwalaliśmy kasę na prawo i lewo. Całe marzenia, by pomagać innym, poszły gdzieś na bok, ja wciąż leczyłem ludzi, byłem anestezjologiem, a Odetta mi towarzyszyła. Dyżury nas wykańczały, mijaliśmy się, a w weekendy prowadziliśmy niezdrowy styl życia.
Gdy skończyłem trzydzieści pięć lat, miałem wrażenie, że się wypalam. Narzuciliśmy sobie bardzo wiele, brakowało nam czasu na odpoczynek. Chodziłem ciągle zły i sfrustrowany, nie mogłem już patrzeć na pacjentów, na ludzi. Odetta także była zmęczona, co odbijało się również na naszym związku – zaczerpnął powietrza i spojrzał w dal, a w tym czasie odezwała się kobieta.
– Zaszłam w ciążę. Nie planowaliśmy tego. Byłam załamana, chciałam robić karierę, a nie bawić się w pieluchach. Gdy jednak maleństwo zaczynało we mnie rosnąć, usłyszałam jego bicie serca, całkowicie oszalałam. Niemniej nie zamierzałam przestać pracować, uważałam, że ciąża to nie choroba. Nasz tryb życia zmienił się tylko o tyle, że w wolnym czasie ja już nie imprezowałam, Anthony, zmęczony życiem lekarza, zaczął zaglądać do kieliszka. Moje hormony szalały, co prowadziło do ciągłych kłótni.
– Miałem uczestniczyć w operacji noworodka. Czułem, że kac rozwala mi głowę, a w wydychanym powietrzu pewnie są jakieś promile, ale duma nie pozwalała mi zrezygnować. Zawiodłem. Siebie, personel i to dziecko, które umarło mi na stole. Byłem załamany, groziła mi sprawa w sądzie, odebranie praw wykonywania zawodu, na głowie mieliśmy kredyty, a w drodze dziecko. Czekając na wyrok, chodziłem jak struty, a Odetta, wściekła na mnie, w ogóle nie dbała o siebie i dziecko, które w niej rosło.
– Chciałam nas jakoś wyciągnąć z bagna, w które wpadliśmy, lecz było trudno. Anthony musiał zapłacić fortunę rodzicom dziecka, sprzedaliśmy wszystko, co mieliśmy, łącznie z domem, a przed nami była jeszcze sprawa odebrania prawa wykonywania zawodu, baliśmy się, że Anthony trafi do więzienia. Nie wiedzieliśmy, co mamy ze sobą zrobić. Byłam w dwudziestym czwartym tygodniu ciąży i zaczynałam się źle czuć. Mieszkaliśmy po kątach u znajomych, ale i oni zaczynali się wykruszać, gdy nasz portfel nie pozwał już na dostatnie życie. Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. W jednej chwili straciliśmy dorobek całego życia, a do tego sumienie, które każdej nocy pokazywało nam to zmarłe maleństwo. Pewnego dnia zasłabłam w sklepie. Karetka zabrała mnie do szpitala, mocno krwawiłam z dróg rodnych, tak bardzo bałam się o dziecko, lecz w głębi serca czułam, że to karma przyszła po to, co do niej należało. Czułam, że los chciał dać nam ogromnego pstryczka w nos. – Oczy kobiety zaszły łzami, a po policzku Anthony’ego popłynęła łza.
– Poroniłam. W dwudziestym czwartym tygodniu ciąży lekarze, choć bardzo się starali, nie uratowali naszej córeczki. Żyła cztery godziny. Zdążyłam ją zobaczyć tylko na chwilę, była taka piękna. Pozwolili się nam z nią pożegnać, a ja czułam, że razem z nią umiera część mojego serca, że jego połowa odejdzie razem z tą małą istotką.
Głos się jej załamał, a Anthony przytulił mocną żonę, pozwalając jej wypłakać się w jego ramię. Mimo że minęło tyle lat, bo oboje wyglądali na osoby grubo po siedemdziesiątce, to emocje były nadal żywe.
– Los dał nam pstryczka w nos na całe życie. Zostaliśmy z niczym, bez pracy, pieniędzy i dziecka, które miało być naszą przyszłością. Miała mieć na imię Lilith. Nasza mała, delikatna Lilith. Popełniliśmy w życiu tak dużo błędów, że los dał nam nauczkę, sprowadzając nas do parteru, z którego nigdy się nie podnieśliśmy. Zaczęliśmy tułaczkę, pracowaliśmy trochę tu, trochę tam, aż udało się nam nazbierać na tę przyczepę. Anthony miał wyrok, trudno było znaleźć coś, co dałoby nam stabilizację. I to jest nasz dom, od prawie czterdziestu lat. Co kilka lat zmieniamy miejsce zamieszkania, ja pomagam u bogatych ludzi przy pielęgnacji ogrodów, Odetta sprząta wille i jakoś żyjemy z miesiąca na miesiąc, wspominając przeszłość i dwie bezbronne dusze, które przez naszą bezmyślność straciły szansę na przyszłość.
– Lilith jest pochowana na cmentarzu w Nowym Orleanie, zaglądamy do niej tak często, jak tylko możemy, choć serca wciąż tęsknią za tym, co nieosiągalne. Już nie mogłam zajść w ciążę, ale to nie bolało, bo nie chciałam. Niektórych błędów nie da się naprawić.
Odetta spojrzała na mnie z czułością, a ja czułam, jak łzy ciekną mi po policzkach. Ból, fizyczny ból, który czułam, był niczym w porównaniu z tym, co czuli oni przez te wszystkie lata.
– Nie bądź dla nas surowa, wiemy, że zasłużyliśmy na los, jaki nas spotkał, ale gdybym tylko mógł cofnąć czas… – Anthony usiadł pełen emocji, łapiąc się za serce, a Odetta podeszła do niego i podała mu leki.
– Nie mam zamiaru was oceniać, bo los już wystarczająco was poturbował. Nie da się zmienić przeszłości, ale patrząc na was, wiem, że jesteście dobrymi ludźmi, uratowaliście mi życie, a nie musieliście. To wy nie bądźcie już dla siebie tacy surowi. Myślę, że wasza córeczka chciałaby, abyście zaczęli patrzeć w przyszłość, nie wracając do przeszłości. Już odpokutowaliście.
Anthony spoglądał na żonę, a Odetta, zapatrzona w maleńkie okienko, myślami była daleko od nas; uśmiechając się delikatnie, zamglonymi oczami widziała to, co straciła.
Stała nad łóżeczkiem małej Lilith i właśnie dziś zrozumiała, że pora pozwolić jej odejść.