Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

W rytualnym kręgu. Opowieść o współczesnych poganach w Polsce - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
24 kwietnia 2025
39,99
3999 pkt
punktów Virtualo

W rytualnym kręgu. Opowieść o współczesnych poganach w Polsce - ebook

Kim są współcześni poganie w Polsce?

Wracają do korzeni. Do kultury ludowej, do mitów, wierzeń Słowian i nie tylko. Aby jeszcze bardziej zbliżyć się do przodków, wybierają pogańską ścieżkę duchową. Sięgają do dawnych religii, chcąc być blisko natury, czczą bogów i boginie. Na co dzień pracują jako informatycy, artyści czy nauczyciele. W święta stają w rytualnym kręgu. Wielu z nich zostało wychowanych w wierze katolickiej, ale rozczarowani dominującą religią szukają innej, własnej drogi.

•Jak wyglądała ich duchowa podróż?

•Co robią na co dzień i jak łączą to ze swoją religią?

•Czy mówią otwarcie o swoim wyznaniu?

•Co dzieje się podczas rytuału?

•Czy uważają określenie „poganin” za właściwe?

Joanna Malita-Król, badaczka z Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, towarzyszy polskim rodzimowiercom, wiccanom i druidom w ich spotkaniach i rytuałach. Sprawdza, co oznacza bycie poganinem w XXI wieku i dlaczego popularność alternatywnych wyznań we współczesnym świecie nieustannie rośnie.

 

Joanna Malita-Król to kulturoznawczyni i religioznawczyni, absolwentka Katedry Porównawczych Studiów Cywilizacji i Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Bada przejawy magii i religii pogańskich we współczesnym świecie. Autorka monografii Polscy wiccanie. Studium religii przeżywanej (2021). Zajmuje się także popkulturą i kulturą Japonii, zwłaszcza Opowieścią o Księciu Promienistym. Jest redaktorką i aktywistką zaangażowaną w działalność oddolnych inicjatyw miejskich i proklimatycznych.


Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-556-8
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W niejednym mieście stoi pomnik na tyle charakterystyczny, że oprócz niesienia znaczeń kulturowych i historycznych pełni funkcję punktu spotkań. W Toruniu takim pomnikiem jest, jakżeby inaczej, statua Mikołaja Kopernika na Rynku Staromiejskim. Przysiadam u stóp astronoma i czekam na Kasię z Chramu Kałdus, który to chram wchodzi w skład Związku Wyznaniowego Rodzimowierców Polskich Ród. Kasia zjawia się punktualnie, w zwiewnej sukience w kwiaty i z dużą torbą pod pachą. Podchodzi do mnie zdecydowanym krokiem i prowadzi do pobliskiej kawiarni. Nad dwoma kawami z mlekiem od razu wskakujemy w rozmowę o trudach wychowania dzieci w rodzimej wierze. Kasia, lat czterdzieści sześć, ma trójkę dzieci – w tym nastoletniego syna, który od małego, choć ochrzczony w rycie katolickim, był wychowywany w rodzimowierstwie. Poznałam całą rodzinę Kasi podczas Stada, święta, które od kilku lat łączy znaczną część polskiego środowiska rodzimowierczego. Przyjechali tam całą piątką, bo dla mojej rozmówczyni pokazywanie wiary rodzimowierczej dzieciom przez własną praktykę jest ważne. Konkretnie przez praktykę Kasi, bo jej mąż rodzimowiercą nie jest. Pozostaje sceptyczny co do religii, choć został wychowany w katolicyzmie. Klasyczna kategoria „wierzący niepraktykujący”. I ten sceptycyzm przekazał w genach najstarszemu synowi.

– Rzeczywistość też okazała się inna, niż mi się wydawało – przyznaje Kasia, mieszając kawę. – Dzieci dorastają, wchodzą w trudny wiek i… dochodzimy do momentu zderzenia tego, co mówi rodzic, i tego, co oferuje inny świat, koledzy, koleżanki.

Ostatnio w jej wspólnocie dużo rozmawia się o wychowaniu dzieci. Kasia i inni rodzice zastanawiają się, czy samo praktykowanie przez matkę czy ojca wystarczy, żeby z dziecka „zrobić rodzimowiercę” (czy też wyznawcę jakiejkolwiek innej wiary). To wciąż nowy temat, bo w Polsce jak dotąd większość rodzimowierców odkrywa tę ścieżkę duchową już jako dorosłe, mniej lub bardziej ukształtowane osoby. Stąd tyle opowieści – także w tej książce – o tym, jak ktoś odkrył dla siebie rodzimą wiarę, druidyzm, wicca. Choć te i inne pogańskie ścieżki różnią się od siebie, to jednak możemy w nich odnaleźć dość istotne podobieństwa.Rekonstrukcja, eklektyzm, a do tego Słowiańszczyzna… czyli co?

Żeby wyjaśnić różnorodność w ramach współczesnego pogaństwa, lubię odwoływać się do modelu Michaela Strmiski, amerykańskiego badacza. Strmiska proponuje ułożenie wszystkich grup w ramach pewnego spektrum, w którym na jednym końcu będzie rekonstrukcjonizm (rekonstrukcja konkretnego etnicznego, kulturowego albo ograniczonego terytorialnie systemu wierzeń z przeszłości), na drugim eklektyzm (tworzenie nowych wyznań na podstawie różnorodnych źródeł). W pierwszej kategorii mieści się rodzimowierstwo (słowiańskie czy germańskie), a w drugiej grupy odnoszące się także do zachodniej tradycji ezoterycznej (od wicca po współczesny reformowany druidyzm). Można tutaj też dostrzec pewien wzór geograficzny. Na wschodzie Europy, a konkretnie w krajach postsowieckich, na plan pierwszy wysuwają się ścieżki rekonstrukcjonistyczne, stawiające na lokalne, etniczne wierzenia. Na szeroko pojętym Zachodzie dominują raczej formy eklektyczne i uniwersalistyczne. To wszystko stanowi dziedzictwo specyficznej sytuacji historycznej, zwłaszcza drugiej połowy XX wieku. Rozwojowi pogańskich ścieżek na Zachodzie towarzyszyła rewolucja lat sześćdziesiątych, a część jej wartości była wielce dla pogan atrakcyjna: pacyfizm, feminizm, prawa człowieka i tak dalej. Europa Środkowo-Wschodnia w tym czasie mierzyła się z reżimami komunistycznymi, które skutecznie tłumiły zarówno religię jako taką, jak i lokalne tożsamości czy tradycje.

Dla przedstawicieli ścieżek rekonstrukcjonistycznych szczególnie istotne są źródła historyczne i archeologiczne, dzięki którym można (re)konstruować współczesną praktykę. Problem w tym, że nie wszystkie religie przedchrześcijańskiej Europy są w równym stopniu udokumentowane, co więcej, nie zawsze mamy do dyspozycji teksty spisane przez samych wyznawców. Owszem, współcześni wyznawcy bóstw greckich i rzymskich mają na podorędziu szereg źródeł ikonograficznych, zachowane w różnym stanie miejsca kultu, źródła literackie jak _Iliada_, _Odyseja_ czy _Eneida_, a nawet teksty modlitw. Ci, którym bliższe są wierzenia nordyckie czy skandynawskie, mogą sięgnąć choćby po _Eddę starszą_, zbiór pieśni pochodzących nawet z IX wieku naszej ery. W niej już od pierwszych słów dowiadujemy się wiele o Odynie i innych bogach oraz o ich dziejach. Sporo wiemy także o religii i obyczajach Celtów z różnych terenów Europy. Ale rodzimowiercy słowiańscy nie mają tyle szczęścia. Maria Janion w _Niesamowitej Słowiańszczyźnie_ pisze wręcz o „wymazanej dawności” i „pustych polach”3, o wypartych pogańsko-słowiańskich korzeniach, które do dziś mają jednak wpływ na polską tożsamość i literaturę. Ale nie jest też tak, że dopiero teraz, współcześnie, czujemy potrzebę odwołania się do kultury Słowian. Już Zorian Dołęga Chodakowski (1784–1825), który w 1818 roku opublikował znaczące dzieło _O_ _Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem_, lamentował nad zniszczeniem przedchrześcijańskiego słowiańskiego dziedzictwa w ogniu chrystianizacji.

Ale co to właściwie jest ta Słowiańszczyzna? Co to znaczy „słowiańskość”? W co wierzyli nasi przodkowie przed chrztem Polski? To pytania, na które każdy udziela odpowiedzi na swój sposób. Zarówno jeśli chodzi o badaczy, z których każdy ma swoją teorię, jak i rodzimowierców czy osoby popularyzujące słowiańskie wątki w kulturze i popkulturze. W świadomości zbiorowej funkcjonuje pewna wiedza na temat świata czy bóstw dawnych Słowian. Takie imiona jak Mokosz, Światowid czy Perun z czymś nam się kojarzą i zasadniczo wiemy, o kogo tutaj chodzi… albo i nie. Tak naprawdę jest to dużo bardziej skomplikowane, bo źródeł mamy niewiele i wszystko właściwie pozostaje przedmiotem dyskusji zarówno wśród wyznawców, jak i wśród naukowców. I prawdopodobnie do konsensusu – albo do Ostatecznej Prawdy na temat Słowian – nigdy nie dojdziemy. Słowianin Słowianinowi zresztą nierówny: inaczej żyło się wśród Słowian połabskich, na zachodzie, za Odrą, inaczej wśród wschodniosłowiańskich Drewlan, a jeszcze inaczej na południu, pomiędzy Bułgarami czy Chorwatami. Mówiąc o Słowiańszczyznie, mówimy o ogromnym obszarze geograficznym i równie obszernym przedziale czasowym. Dla wyobrażenia sobie skali: języki słowiańskie stanowią mowę ojczystą dla jednej trzeciej mieszkańców dzisiejszej Europy. To jakieś ćwierć miliarda ludzi.

Co gorsza, nie mamy bezpośredniego wglądu w to, jak wyglądało życie i wierzenia Słowian przed chrześcijaństwem, bo nasi słowiańscy przodkowie nie zostawili po sobie żadnych pism. Zabrakło bezpośredniego przekazu, zabrakło słowiańskich kronik, spisów mitów, bohaterskich eposów. Nie oznacza to, że niczego nie wiemy i nie mamy zupełnie żadnych źródeł. Czym zatem dysponujemy? Są dane archeologiczne, to po pierwsze. Pozostałości dawnych grodów i budynków mieszkalnych, przedmioty codziennego użytku i tak dalej. Po drugie, mamy niezbyt liczne wzmianki w kronikach średniowiecznych, zresztą w większości dosyć późne i z drugiej ręki. Przede wszystkim to fragmenty z kronik chrześcijańskich, więc można się domyślać, że ich autorzy byli uprzedzeni do wierzeń Słowian. Dobrym przykładem jest tutaj biskup Thietmar z Merseburga, żyjący na przełomie IX i X wieku. W swojej _Kronice_ nie przebiera w słowach. Opisując świątynię Słowian nadodrzańskich, mówi o „czczym zabobonie i ohydnym pogańskim kulcie”4. To zresztą też dowód na to, że gdy już mamy jakąś wzmiankę o Słowianach, to zazwyczaj jest to mały wycinek, niewielka grupa, jedno miejsce, a nie Słowiańszczyzna jako taka. Więcej, wycinek przedstawiony przez przedstawiciela zupełnie innej kultury. To prosta droga do błędnych interpretacji, przekłamań, niedopowiedzeń – czyli mało rzetelnej wiedzy. A po trzecie, prócz średniowiecznych kronik mamy także etnograficzne opisy praktyk ludowych z XIX i XX wieku. Jeśli jakiś obyczaj powtarza się u Słowian wschodnich, zachodnich i południowych, to możliwe, że pochodzi z czasów naprawdę dawnych – nawet z VI wieku. Mówimy wtedy o strukturach długiego trwania, to znaczy treściach przechowywanych w kulturze przez setki lat.

Co z tego możemy wynieść na temat religii przedchrześcijańskich Słowian? Dobre pytanie. Niektórzy badacze stoją na stanowisku, że religia słowiańska najpewniej była prosta, wręcz prymitywna, bez rozbudowanego systemu wierzeń. Inni próbują zrekonstruować słowiańskie wierzenia poprzez porównanie ich z innymi panteonami, jak na przykład greckim. Ze źródeł historycznych wiemy o istnieniu poszczególnych bóstw w konkretnych miejscach. Wśród Słowian wschodnich pojawia się Wołos (albo Weles), Perun, Swaróg czy Mokosz. Na Połabiu (czyli wśród Słowian zachodnich), wedle średniowiecznych kronikarzy, czczono Swarożyca czy Świętowita. Świętowit może się nam kojarzyć ze słynnym posągiem wyciągniętym z rzeki Zbrucz na Podolu w połowie XIX wieku. Światowid ze Zbrucza, bo tak ten posąg nazwano, to unikat na skalę może nie światową, ale na pewno słowiańską. I znów opinie są podzielone: część badaczy uznaje go za falsyfikat, część za autentyczny wizerunek bóstwa o czterech twarzach, część za przedstawienie całości świata. Stuprocentowej pewności najpewniej nigdy nie będziemy mieli.

Boskie imiona, zapisane w różnych źródłach, powracają dzisiaj w rodzimowierczych rytuałach. Jakie dokładnie bogowie i boginie mają kompetencje – to cały czas jest przedmiotem dyskusji. Zazwyczaj przyjmuje się jednak, że Perun to bóg gromowładny (skojarzenia z piorunem jak najbardziej słuszne), reprezentujący sferę niebios, czyli sferę uraniczną, ale także patron wojowników. Jego adwersarzem jest Weles, władca zaświatów, bóg związany ze sferą podziemną, czyli chtoniczną. Kojarzy się go także z magią i bydłem. Swaróg to boski kowal, ten, który wykuwa słońce. Jego synem jest Swarożyc, bóg ognia ziemskiego, a także Dadźbóg, reprezentujący słońce. Strzybóg jest bogiem wiatru, Chors bogiem księżyca, a Jaryło bogiem płodności. Mamy też oczywiście boginie: Mokosz jest postrzegana jako matka ziemia, Dziewanna kojarzona z lasami i dziką przyrodą, a Marzanna z zimą i śmiercią. Każde z bóstw ma swoje miejsce w rytuale i w dorocznym cyklu świąt, może także stać się osobistym patronem czy opiekunem danego wyznawcy.

Współcześni rodzimowiercy i rodzimowierczynie wracają zatem do kultu dawnych bóstw. Ale powrót do wierzeń przedchrześcijańskich wiąże się z jeszcze jedną, szczególnie ważną grupą postaci: z przodkami. Bardzo często – zwłaszcza w przypadku religii etnicznych, jak rodzimowierstwo słowiańskie – wspomniany „powrót do domu” to powrót do religii przodków. To niekoniecznie muszą być faktyczni, biologiczni antenaci. Niektórym osobom wystarcza więź bardziej metaforyczna, a wręcz mistyczna. Chodzi więc nie tylko o bezpośrednich przodków krwi, ale też danego miejsca i tradycji. Jak już wiemy, polscy poganie to w większości nadal poganie pierwszego pokolenia – wywodzą się z innej niż pogańska tradycji religijnej, zazwyczaj z katolicyzmu, co było udziałem większości rozmówców, którzy występują w tej książce. W tym Kasi, która przez całe życie uważała się za osobę religijną i właściwie zmieniła jedną religię na drugą.

– Rodzice nalegali, żebym chodziła do kościoła jako dziecko, jeszcze w szkole podstawowej. Czasami mi się nie chciało – przyznaje Kasia. – Ale moja mama mówiła, że mam iść. Nie wiem, dlaczego w pewnym momencie przestali na to naciskać. Potem sama zaczęłam odczuwać potrzebę chodzenia na mszę, byłam wierząca, często się modliłam.

Dopiero w okresie nastoletnim zaczęła postrzegać zasady obowiązujące w katolicyzmie z jednej strony jako ograniczenie, a z drugiej strony wytyczne oderwane od rzeczywistości. Kościół stał się dla niej instytucją, która wprowadziła dyscyplinę dla własnych korzyści. Taka zmiana podejścia dokładnie w tym wieku to bardzo częsty wątek w polskich pogańskich narracjach konwersyjnych, czyli dotyczących zmiany wyznania.

– Stwierdziłam, że nie będę chodzić na religię w szkole średniej – ciągnie Kasia, opowiedziawszy wcześniej o swojej fascynacji okultyzmem, magią i tradycją ludową. – A kiedy miałam dziewiętnaście lat, zaczęłam studia w Toruniu i tu zetknęłam się z rodzimowiercami. Były lata dziewięćdziesiąte i to głównie polegało na śpiewaniu piosenek o wojach Peruna i na takim… nacjonalizmie.

– Tamte czasy były specyficzne – zauważam.

– To mnie bardzo zniechęciło i stwierdziłam, że jednak nie pójdę tą ścieżką – wyznaje moja rozmówczyni.

– Niespodzianka! – komentuję ze śmiechem, a Kasia śmieje się razem ze mną.

Potem opowiada, że przez jakiś czas interesowała się wicca, aż wreszcie, będąc już w drugiej ciąży, postanowiła dać rodzimowierstwu drugą szansę. Najpierw trafiła do Rodzimego Kościoła Polskiego, o którym więcej za chwilę. Potem przez jakiś czas brała udział w obrzędach bydgoskiej grupy o nazwie Żertwa – teraz również chramu w ramach ZWRP Ród – aż wreszcie wraz z innymi zainteresowanymi osobami założyła stowarzyszenie Kałdus. Jego nazwa pochodzi od grodziska we wsi Kałdus, na północ od Torunia. Do dziś zresztą Żertwa i Kałdus część świąt obchodzą wspólnie. A Kasia jako żerczyni, czyli rodzimowiercza kapłanka, pełni ważną funkcję podczas tych obrzędów. Od lat czynnie angażuje się też w organizację Święta Stado. Zanim jednak o rytuałach i o Stadzie, wrócimy do specyficznych, jako się rzekło, lat dziewięćdziesiątych.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_

3 Maria Janion, _Niesamowita Słowiańszczyzna. Fantazmaty literatury_, Kraków 2022, s. 13.

4 _Kronika Thietmara_, tłum. Marian Zygmunt Jedlicki, Kraków 2025, s. 131.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij