- W empik go
W samą porę - ebook
W samą porę - ebook
Karolina Mec jest trzydziestojednoletnią kobietą. Nie ma dzieci, męża, narzeczonego, chłopaka ani nawet kandydata na kochanka. Ma za to trzy postrzelone przyjaciółki, krnąbrnego psa imieniem Kazimierz oraz imponujące doświadczenie w zarządzaniu mikro- i małymi przedsiębiorstwami. Wyczerpana latami intensywnej pracy, szuka nowego celu.
Janek Drzewiecki, światowej sławy gitarzysta, wyjechał z Polski kilkanaście lat temu i ani razu nie żałował swojej decyzji. Lata rockandrollowego trybu życia utwierdziły go w przekonaniu, że jest niezniszczalny, a świat leży u jego stóp. Po nagłej śmierci przyjaciela, traci grunt pod nogami. Wraca do ojczyzny, by zacząć od nowa.
Choć więcej dzieli ich niż łączy, a zdrowy rozsądek ostrzega przed cierpieniem, to przecież serce ma swoje racje, których rozum nie zna.
W samą porę to piękna i wzruszająca opowieść o wielkiej przyjaźni, bólu po stracie bliskiej osoby, zdradzie, zrozumieniu, a głównie o miłości – z muzyką rockową w tle.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8083-188-9 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Obudziła się zlana zimnym potem po zaledwie trzech godzinach snu. Musiała mieć jakiś zły sen, bo czuła, jak jej serce bije nienaturalnie szybko. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że może to mieć coś wspólnego z nadciśnieniem, które wykryto u niej kilka lat temu i które od tamtej pory lekkomyślnie ignorowała. Szybko jednak przegoniła nieprzyjemne przeczucie. W jego miejsce pojawiło się inne wytłumaczenie.
Zasypiając, ujrzała w wyobraźni parę bajecznie zielonych oczu otoczonych gęstymi rzęsami. Niechętnie przyznała, że nowy znajomy mógł przyprawić ją o przyspieszone bicie serca i bezsenność.
Karolina usiłowała jeszcze zasnąć, ale wizja bałaganu po imprezie nie pozwalała jej wylegiwać się w łóżku do późna. Narzuciła na siebie pierwsze ciuchy, które wpadły jej w ręce, i natychmiast wzięła się do sprzątania.
Jej dom przypominał krajobraz po studenckiej popijawie, a nie kulturalnym spotkaniu dorosłych, odpowiedzialnych ludzi. W głębi ducha podziękowała Gośce, że przyjęła jej gości na tandetnej, plastikowej zastawie. Teraz wystarczyło po prostu wszystko wrzucić do worka na śmieci.
Po dziewiątej sprzątała już ostatnie plastikowe kubki w ogrodzie.
– Hej! – Usłyszała za sobą męski głos.
Odwróciła się i zobaczyła wysokiego bruneta. Znów poczuła, jak jej serce przyspiesza. Jego chłopięcy, nieco nieśmiały uśmiech kontrastował z posturą typa spod ciemnej gwiazdy. Przez dłuższą chwilę lustrowała go wzrokiem bardzo uważnie, centymetr po centymetrze. Zupełnie jak poprzedniego dnia.
– Obawiałem się, że cię obudzę. – Jego głos sprowadził ją na ziemię. – Pamiętasz mnie?
– Jasne. Janek, prawda? – powiedziała zaskakująco przytomnie, biorąc pod uwagę, jak daleko odpłynęła.
– Zgadza się.
Nagle zza domu wybiegł, szczekając przeraźliwie, wielki, kudłaty owczarek kaukaski. Mężczyzna zamarł w bezruchu. Pies zbliżył się do niego ostrożnie i zaczął dokładnie obwąchiwać. Karolina zesztywniała z przerażenia. Wiedziała, na co stać tego olbrzyma.
– Po prostu stój spokojnie – poradziła. – Kazik, do mnie! – zażądała stanowczo.
Owczarek puścił mimo uszu komendę swojej pani i nie ruszył się ani o krok. Gdy już zakończył proces poznawczy, zadarł łeb, by spojrzeć intruzowi w oczy. Potem trącił go nosem w kolano i zamerdał ogonem.
– Ale numer! Kazimierz! – zawołała Karolina. – Przez chwilę naprawdę bałam się, że cię zje.
– Jeszcze nic straconego – odparł niepewnie, głaszcząc psa po łbie. Zwierzakowi wyraźnie podobała się ta pieszczota. Otworzył pysk, wywiesił wielki, różowy jęzor i pomerdał potężnym ogonem.
– Roberta zna od szczeniaka, a wariuje na jego widok z wściekłości. – W jej głosie nadal słychać było niedowierzanie.
– Rzeczywiście dziwne – przyznał.
– Co cię do mnie sprowadza?
– Telefon – westchnął. – Zdaje się, że zostawiłem wczoraj u ciebie moją komórkę.
– Czy to taki wypasiony iPhone?
– Wypasiony?
– No, jak na polskie standardy to jest wypasiony. Na amerykańskie raczej w normie.
– W takim razie tak. To pewnie mój.
– Wejdźmy do środka – zaproponowała. – Ostatnio widziałam go w kuchni.
Oboje udali się w stronę przeszklonych drzwi na tarasie.
– Panu natomiast już dziękujemy. – Z niemałym wysiłkiem wypchnęła psa na zewnątrz i zamknęła przed nim drzwi.
– Mieszkasz sama w takim dużym domu? – zapytał, rozglądając się.
– Czasami. – Uśmiechnęła się tajemniczo. – Teraz mieszkam tylko z Kazimierzem. Przedwczoraj mój bratanek pojechał do domu na majówkę. Kończy drugą klasę liceum.
– Od początku szkoły średniej mieszkał z tobą?
– Tak. Jego rodzice mieszkają na wsi, ponad czterdzieści kilometrów stąd, więc dojazdy byłyby uciążliwe.
Wystrój kuchni utrzymany był w stylu rustykalnym. Jankowi trudno było określić, czy efekt był zamierzony, czy przypadkowy. Podobały mu się ściany obłożone drewnianą boazerią i szafki z rzeźbionymi drzwiczkami i witrażowym szkłem. Żadnego metalu. Nic nowoczesnego.
Karolina przez chwilę rozglądała się po pomieszczeniu. Przewróciła kilka czasopism leżących na barowym blacie. Jankowi udało się dostrzec kilka tytułów: „Kurier Finansowy”, „Manager”, „Harvard Business Review”, „MSP”.
– Oto twoja zguba. – Podała Jankowi telefon.
– Dzięki. – Odebrał od niej komórkę, po czym natychmiast zaczął sprawdzać otrzymane wiadomości i nieodebrane połączenia.
– Napijesz się czegoś? Może kawy? – zapytała.
– Chętnie. – Uśmiechnął się. – Nie masz nic przeciwko, żebym wykonał kilka telefonów?
– Jasne, że nie. – Machnęła niedbale ręką, odwracając się w stronę ekspresu, żeby wsypać kawy. – Czuj się jak u siebie.
Janek wyszedł z kuchni, ale nie oddalił się zbytnio. Wciąż słyszała jego głos. Rozmawiał z kimś po angielsku. Starała się skupić na robieniu kawy i nie podsłuchiwać. Wyłapała jednak mimowolnie kilka słów, z których nie wywnioskowała niczego logicznego. Mówił coś o powrocie i jakichś przerwanych nagraniach.
Po kilku minutach wszedł z powrotem do kuchni. Schował telefon do kieszeni. Zdjął skórzaną kurtkę, odsłaniając muskularne, wytatuowane ręce. Przewiesił okrycie przez oparcie krzesła, po czym usiadł naprzeciwko Karoliny. Przed nim czekał już kubek parującej kawy, na którego widok uśmiechnął się z wdzięcznością. Rano wyszedł z domu tak wcześnie, że nie miał okazji zafundować sobie obowiązkowej dawki kofeiny.
– To naprawdę piękny dom – powiedział jeszcze raz, rozglądając się po kuchni. Wsypał do kubka trzy łyżeczki cukru z cukiernicy stojącej na środku stołu i zamieszał.
– Dziękuję. – Uśmiechnęła się serdecznie. Zawsze czuła sympatię do ludzi, którzy potrafili docenić jej dom. I, co najważniejsze, robili to szczerze.
– Wygląda, jakby był świadkiem wielu wydarzeń.
– Zbudowano go blisko osiemdziesiąt lat temu.
Ledwo mogła skupić się na jego słowach. Wodziła oczami po skomplikowanych wzorach zdobiących jego skórę. Odnalazła fikuśny napis: Seize the day or die regretting the time you lost, wytatuowany na wewnętrznej stronie lewego przedramienia. Z zainteresowaniem przeniosła wzrok na drugie, zastanawiając się, co tam zastanie. Znów trafiła na napis. Tym razem głosił: Silence all I wanna say. Ciekawiło ją, co te słowa dla niego znaczą. Nie mogły być przypadkowe, skoro zdecydował się uwiecznić je na swojej skórze.
– Wychowałaś się tu? – Usłyszała jego głos, ledwo przebijający się przez szum jej własnych myśli. Oderwała wzrok od fascynujących wzorów i przeniosła go na jego twarz.
– Tak. Mój tata też. Ten dom jest w mojej rodzinie od trzech pokoleń. Wybudował go mój pradziadek. Wtedy to był skromny budynek. Dopiero mój tata rozbudował go do takich rozmiarów. Prawie wszystko tu zrobił własnymi rękami.
– To musi być przyjemne mieszkać w takim miejscu… – Uśmiechnął się nostalgicznie. – Zapuszczać korzenie.
– Tak – przyznała. – Nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej.
Jej wzrok znów mimowolnie wrócił do napisów na przedramionach. Przyglądała się słowom po jego prawej stronie. Dopiero teraz dostrzegła w tle gryf gitary, który zdawał się wyrastać spod jego skóry. Jak się miała ta cisza do instrumentu muzycznego? Przeskoczyła spojrzeniem na drugą rękę. Napis otaczały kwiatowe wzory: czarne róże z zielonymi liśćmi i wyraźnie zarysowanymi kolcami. Ze zdumieniem zauważyła, że kolor roślin był dokładnie taki sam jak kolor jego oczu. Łodygi wiły się i znikały pod rękawem granatowego podkoszulka. Zastanawiała się, co znajduje się na zewnętrznej stronie jego smukłych, umięśnionych rąk.
– A co z twoimi rodzicami? Przeprowadzili się? – Jej obserwacje znów zakłócił jego głos. Tym razem również zmusiła się, by oderwać wzrok od fascynujących wzorów i spojrzeć mu w twarz.
– Moja mama kilka lat temu zamieszkała na wsi w domu po swoich rodzicach. Tata zmarł, gdy miałam osiemnaście lat.
– Bardzo mi przykro. – Posłał jej pełne współczucia spojrzenie. – Chorował?
– Nie. Potrącił go pijany kierowca. – Skrzywiła się, przywołując nieprzyjemne wspomnienia. – Zatrzymał się, żeby pomóc kobiecie, która złapała gumę. To było poza miastem, droga była słabo oświetlona i ktoś w niego wjechał. Zginął na miejscu.
– Przepraszam, nie chciałem cię zasmucać.
– To nic. – Uśmiechnęła się blado, mrugając szybko, aby rozgonić łzy, zbierające się pod powiekami. – Minęło tyle czasu, ale wciąż tęsknię za nim tak samo mocno. Byliśmy ze sobą bardzo zżyci.
– Rodzeństwo? – zapytał, usiłując nakierować rozmowę na inne, nieco mniej przygnębiające tory. – Zdaje się, że wspominałaś o tym, że mieszka z tobą syn twojego brata.
– Kuba jest synem mojego kuzyna. – Jej twarz natychmiast rozpogodziła się na wzmiankę o chłopcu. – Ciotecznego brata ze strony mamy. Mam mnóstwo kuzynek i kuzynów. Moi rodzice pochodzą z wielodzietnych rodzin. Jestem jedyną jedynaczką od wielu pokoleń – zaśmiała się. – Teraz twoja kolej. Opowiedz o swojej rodzinie.
– Mam młodszą siostrę. Od trzech lat pracuje z ojcem w jego kancelarii.
– Jest prawnikiem?
– Tak, to rodzinna tradycja – rzucił z przekąsem.
– Twoja mama też jest prawnikiem?
– Nie, muzykiem. Dokładniej wiolonczelistką.
– Masz z nimi dobry kontakt?
– W miarę. Tak naprawdę to nie byłem w Polsce od kilkunastu lat. Przez ten czas kontaktowaliśmy się głównie telefonicznie albo mailowo.
– Od kilkunastu lat? Ani razu? – Nie potrafiła zrozumieć, jak można przez tyle czasu nie widzieć rodziny i przyjaciół.
– Byłem… dosyć zajęty – powiedział wymijająco.
– A właśnie. Czym ty się zajmujesz?
Nie wiedział dlaczego, ale nie chciał mówić jej prawdy. Wyczuwając jego zakłopotanie, oderwała wreszcie wzrok od jego tatuaży i spojrzała uważnie w parę zielonych oczu. Podniósł kubek do ust i upił porządny łyk kawy, dając sobie czas do obmyślenia odpowiedzi. Jednak jego milczenie nie mogło trwać w nieskończoność.
– Mieszkam w L.A. Czym mógłbym się zajmować? – zaśmiał się nerwowo.
Nie chciał jej mówić, z czego żyje. Jego zawód miał nie najlepszą renomę i wiedział dobrze, co ludzie gadają na jego temat. Niektóre z tych rzeczy były prawdziwe, inne nie, ale nie o to chodziło. Nie chciał, by Karolina go zaszufladkowała. Trudno wydostać się z szufladki.
Po chwili wpadł mu do głowy świetny pomysł. Było kilka zawodów, o których wiedział wystarczająco dużo, żeby się nie zdradzić w razie szczegółowego przesłuchania. Nie miał pojęcia, ile dotarło do niej z jego rozmowy z Allie. Poza tym jego powierzchowność nie dawała wielkiego pola do popisu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie wyglądał na pracownika banku.
– Jestem inżynierem dźwięku – powiedział.
– Czyli co dokładnie robisz?
Uśmiechnął się na myśl, że przewidział jej reakcję i był doskonale przygotowany do odpowiedzi.
– Obsługuję konsolę w studiu nagraniowym. Rejestruję muzykę, czasem miksuję nagrania.
– Nagrywałeś kogoś znanego?
– Ja… pracuję głównie z metalowymi kapelami. Nie wydaje mi się, żebyś znała choć jedną z nich. Poza tym żadne z nich gwiazdy.
– Masz rację. – Pokiwała głową z rezygnacją. – O metalu nie wiem kompletnie nic, ale chętnie się dowiem. Może kiedyś puścisz mi coś, przy czym pracowałeś?
– Jasne – odparł, przywołując na twarz wymuszony uśmiech. Nagle dotarło do niego, że Karolina i tak niedługo dowie się, że skłamał. Zapewne już przy najbliższej rozmowie z Gośką.
– To musi być ciekawa praca – powiedziała, a jej oczy błysnęły żywym zainteresowaniem. Ostatnio wszystko wydawało jej się bardziej interesujące niż własne zajęcia.
Poczuła w kieszeni wibrację komórki. Wyjęła ją i spojrzała na wyświetlacz. Oto samospełniająca się klątwa. Jęknęła z rezygnacją i odebrała połączenie.
– Przepraszam na chwilę.
Przyłożyła telefon do ucha. Starała się nie okazywać irytacji, którą czuła głęboko w środku.
– Tak, Marta?
Przez dłuższy moment słuchała w skupieniu. Ściągnęła brwi i wbiła wzrok w blat drewnianego stołu.
– Ale jak to jest niedostępny? Rozmawiałaś z nim osobiście? Powołałaś się na mnie, tak jak ci mówiłam?
Nie odrywał oczu od jej twarzy. Bez problemu odczytywał z niej wszystkie emocje: na początek rozczarowanie, irytację, a na koniec znudzenie. Zadziwiające było to, że ton jej głosu przez cały czas pozostawał niezmiennie opanowany i rzeczowy.
– Zaraz do ciebie oddzwonię. Daj mi pięć minut – powiedziała, po czym rozłączyła się i zaklęła pod nosem. Wybrała kolejny numer i przyłożyła telefon do ucha w oczekiwaniu na połączenie. – Mikser? Co to za heca, do cholery? – rzuciła na wstępie. – Umawialiśmy się na coś. – Zamilkła na chwilę, słuchając gęstych wyjaśnień osoby po drugiej stronie. – Kochany, umowa była taka, że moje zlecenia to priorytet, tak? Zgodziłeś się. Albo przesuniesz innych swoich klientów i zajmiesz się do jutra Szymańską, albo naprawdę się pogniewamy… No, ja myślę, że nie chcesz mieć we mnie wroga. Cieszę się. Cześć. – Zakończyła połączenie, po czym natychmiast wybrała kolejny numer. – Marta… Załatwione. Zjawi się dziś około piątej. Jeżeli będzie się ociągał, to daj mi znać. Cześć.
Odłożyła telefon na stół i westchnęła ciężko. Upiła łyk letniej już kawy i odstawiła kubek. Kiedy nieco ochłonęła, spojrzała na Janka. Przyglądał jej się uważnie, co wprawiło ją w lekkie zakłopotanie.
– Na czym skończyliśmy? – zapytała, gdy nie doczekała się od niego ani słowa.
– Nie pamiętam – powiedział. – Przyznam, że twoja… powiedzmy, stanowczość zrobiła na mnie zbyt duże wrażenie, żebym mógł sobie przypomnieć, o czym mówiliśmy wcześniej.
– Stanowczość? – zaśmiała się.
– Nazwałbym to dosadniej, ale chyba nie wypada.
– To tylko praca. – Wzruszyła obojętnie ramionami.
– Jakieś problemy?
– Żadnych. – Pokręciła głową. – Nie chce mi się o tym gadać. To nudne.
– Więc dlaczego to robisz? – zapytał, szczerze zainteresowany.
Właśnie. Dlaczego? Dla pieniędzy? Adrenaliny? Z przyzwyczajenia? Z braku innej perspektywy? Chyba wszystko po trochu.
– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami kolejny raz. – Pamiętam, że kiedyś dawało mi to satysfakcję. Czułam się ważna. Czułam, że znaczę więcej niż moi rówieśnicy. Że jestem lepsza. Siedzę w tym od tak dawna, że teraz już sama nie wiem, co czuję.
– To niedobrze – mruknął, zamyślony. – Niedobrze nie wiedzieć, co się czuje.
Odniosła wrażenie, że mówił bardziej o sobie niż o niej. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jest zagubiony. A może to mylne wrażenie? W końcu co ona o nim wiedziała? Rozmawiali ze sobą pierwszy raz w życiu, nie licząc wczorajszej krótkiej prezentacji. Gdy przestawał się śmiać i żartować, dostrzegała w nim jakąś melancholię. Przecież nikt nie jest całkowicie beztroski.
Z zamyślenia wyrwało ją burczenie telefonu. Spojrzała na niego z niechęcią. Miała ochotę nie odbierać. Zamiast tego wolała dowiedzieć się, co gnębiło jej nowego znajomego. Poczucie odpowiedzialności jednak wygrało. Podniosła telefon i popatrzyła na wyświetlacz. Zdecydowanie powinna odebrać.
– Ala?
Znów w skupieniu wysłuchała osoby po drugiej stronie. Tym razem na jej twarzy nie było znudzenia. Irytacja, owszem. Złość, na pewno. Może nawet odrobina paniki.
– Gdzie jest Robert…? Jak to nie wiesz? To kto ma wiedzieć?! – Po opanowaniu z poprzedniej rozmowy telefonicznej nie został nawet ślad. Była naprawdę zdenerwowana i nawet nie starała się tego ukryć. – Dobra, sorry. Nie denerwuj się, Alu. Powiedz mi, czego oni chcą. Chodzi o ten przetarg z kwietnia? Przecież wszystko było w porządku… Wiem, że to nie twoja wina. Nie denerwuj się. Będę tak szybko, jak się da. Postaraj się jakoś ich zagadać. Dasz radę.
Rozłączyła się i zerwała z krzesła jak oparzona.
– Tym razem na pewno coś się wydarzyło – powiedział z przekonaniem Janek.
– Tak. Mamy kontrolę w Budimaksie. Sprawdzają dokumenty dotyczące przetargu, który wygraliśmy parę tygodni temu. Właśnie dzwoniła Ala, sekretarka Roberta. Jest na skraju załamania, bo nie może znaleźć tych papierów, a Robert i jego asystentka pojechali na jakieś spotkanie z nowym klientem i nie można się z nimi skontaktować. – Rzuciła mu przepraszające spojrzenie. – Nie gniewaj się, ale naprawdę muszę jechać.
– Jasne. – Uśmiechnął się ze zrozumieniem, choć nie potrafił ukryć rozczarowania. – Nie ma sprawy. I tak zająłem ci dużo czasu.
– Fajnie było pogadać.
– Mnie też było miło. Będę leciał.
Wstał i poszedł w kierunku drzwi prowadzących na taras w ogrodzie. Karolina ruszyła krok w krok za nim.
– Mam nadzieję, że Kazik mnie nie zje – powiedział, wychylając się ostrożnie na zewnątrz.
– Kazimierz z jakiegoś, tylko jemu znanego, powodu uznał cię za przyjaciela. Jesteś bezpieczny – zapewniła.
– Więc nie ma powodu, żebym dłużej tu sterczał. – Odwrócił się w jej stronę. Powoli wyciągnął rękę i dotknął jej ramienia. Potem pocałował ją w policzek. – Cześć.
Szybkim krokiem wyszedł do ogrodu i pokierował się do furtki. Chwilę zajęło jej przyswojenie tego, co się stało. Niby nic takiego. Przyjacielskie cmoknięcie w policzek. Nic, nad czym można by się roztkliwiać. Mimo to miejsce na skórze, które przed chwilą musnął wargami, paliło ją żywym ogniem.
– Cześć – mruknęła, spoglądając, jak jej pies dopada go pod samą furtką, nie pozwalając wyjść bez pożegnalnego podrapania za uchem.
Nawet Kazimierz zwariował na jego punkcie.
------------------------------------------------------------------------
Seize The Day Avenged Sevenfold.
Tonight The World Dies Avenged Sevenfold.