W sieci pożądania - ebook
W sieci pożądania - ebook
„Ta książka powstała dzięki Wam. W odpowiedzi na Wasze prośby, zaczęłyśmy wspólnie pisać i nigdy nie spodziewałybyśmy się, ile radości nam to sprawi. Oddajemy w Wasze ręce naszą ukochaną historię, dopieszczoną i z odrobiną pikanterii. Mamy nadzieję, że będziecie równie dobrze bawić się, czytając, jak my, pisząc ją dla Was”.
– Nana Bekher i AT. Michalak
Riley i Hudsona połączył płomienny romans na plażach słonecznego Barbadosu. Kiedy jednak kobieta zaczyna marzyć o wspólnej przyszłości, on bez słowa znika. Riley zostaje ze złamanym sercem. Postanawia całkowicie odmienić swoje życie. Poznaje mężczyznę, który gwarantuje jej miłość oraz poczucie bezpieczeństwa. Wtedy znowu pojawia się Hudson.
Kim tak naprawdę jest mężczyzna, który roztrzaskuje jej świat?
Jakie skrywa tajemnice i czy na pewno pojawił się w jej życiu przypadkiem?
„Ten duet to prawdziwa mieszanka wybuchowa! Jestem totalnie zauroczona historią, jaką stworzyły dziewczyny. Doskonale poprowadzona akcja, która nie zwalnia ani na moment. Przemyślana fabuła wciąga w świat bohaterów. Gwarantuję, że nie będziecie chcieli z niego wyjść, dopóki nie przeczytacie ostatniej strony. Gorąco polecam!”
– Kinga Litkowiec
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-923-9 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
RILEY
– Dobrze, że cię widzę. – Zatrzymałam się, gdy usłyszałam głos Henry’ego, jednego z moich współpracowników. – Przesłałem ci na maila materiały do nowej kampanii i Upton potwierdził spotkanie o drugiej – powiedział, a ja przewróciłam oczami. Jeszcze tego mi brakowało. To wyjątkowo trudny i marudny klient.
– Dlaczego ja? – jęknęłam i pomaszerowałam w stronę swojego biura.
– Jesteś prawą ręką Rossa – odparł z przekąsem. Wiedziałam, że to go boli.
– A ty moją – skwitowałam. – Zajmij się nim, ja mam sporo pracy.
– Upton chce ciebie, Riley – powiedział to tak, że aż przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. – Omówcie sprawy podczas lunchu, może będzie bardziej znośny. – Na jego twarzy pojawił się cyniczny uśmiech.
– Tak? A co to takiego lunch? – rzuciłam z ironią.
– Powodzenia, szefowo! – dodał, po czym obrócił się i pewnym krokiem poszedł w stronę swojego biura.
Nim zdążyłam nacisnąć na klamkę, złapała mnie Roxanne, nasza sekretarka, aby poinformować, że za pół godziny przyjdzie nowy stażysta, któremu mam powiedzieć, co mniej więcej ma robić, bo prezes jest na spotkaniu poza firmą i wróci dopiero po obiedzie. Po prostu świetnie! Odkąd zostałam prawą ręką prezesa, zgubiłam gdzieś życie prywatne i wolny czas.
Półtora roku temu Maximilian Ross, prezes jednej z najlepszych agencji reklamy w Kolorado, awansował mnie i mianował szefową. Oczywiście, ucieszyłam się. Ross docenił moją pracę, poświęcenie, zaangażowanie w rozwój firmy, dostałam podwyżkę, jednak wszystko miało swoją cenę. Oddałam się pracy całkowicie, zapominając, że wokół mnie istnieje świat, a zwłaszcza mój chłopak Troy. Im więcej czasu spędzałam w biurze, tym mniej było mnie w domu.
Ja i Troy zaczęliśmy się od siebie oddalać. Kilka razy planowaliśmy jakiś chociaż dwudniowy wypad tylko we dwoje, ale zawsze w końcu coś się działo i nic z tego nie wychodziło. Miałam wolną tylko niedzielę i zazwyczaj jedynie późne popołudnie. Cały czas dostawaliśmy nowe, bardzo dobre zlecenia, a ja starałam się dawać z siebie maksimum. Owszem, finansowo opłaciło mi się to.
Chciałam nawet zrobić Troyowi niespodziankę i na czternastego lutego, w walentynki, zarezerwowałam stolik w restauracji Le Jules Verne u podnóża samej wieży Eiffla. Wzięłam też wolne w pracy na cztery dni. Szaleństwo, prawda? Ale uznałam, że powinnam jakoś zrekompensować mu to wszystko, te nieudane wycieczki, samotne wieczory, nagle odwołane spotkania. Jednak się spóźniłam.
Samolot do Paryża mieliśmy o piątej rano. Nie mówiłam nic Troyowi do ostatniej chwili, zadzwoniłam do niego tej nocy i powiedziałam, by się spakował, bo zaraz lecimy do Francji. Pamiętam, że przyjechał do mnie, stanął w progu zrezygnowany i zmieszany, po czym poinformował mnie, że to koniec. Koniec między nami. Sądziłam, że się przesłyszałam. Właśnie proponowałam mu kilka dni w Paryżu, a on ze mną zrywał.
Czułam się tak, jakby serce mi pękało, ale nóż wbił mi w momencie, gdy mi wyznał, że od kilku tygodni spotyka się z kimś. Bo ja nie miałam dla niego czasu, ciągle byłam pochłonięta pracą i takie tam bzdety. Nie wiedziałam już, czy bardziej jest mi przykro, czy jestem na niego wściekła.
Wyrzuciłam go za drzwi i opróżniłam butelkę wina. Nigdy dotąd nie czułam się tak parszywie. Okej, wiem, że nasz związek nie był idealny, ja sama poświęcałam nam mało czasu, ale naprawdę chciałam to zmienić, a on to wszystko zniszczył, pieprząc inną na boku.
Wtedy zrozumiałam, że liczy się tylko praca. Jedynie na niej mogę polegać, ona mnie nie zawiedzie. Oddałam się jej bez reszty. Byłam sama. Wychowałam się w domu dziecka, nie miałam rodziców, przyjaciół, znajomych, miałam tylko współpracowników z agencji. Nie chodziłam na imprezy, nie spotykałam się z innymi facetami, bo najzwyczajniej w świecie brakowało mi na to czasu, zresztą nawet niespecjalnie mi na tym zależało.
Niestety, ten natłok zajęć sprawił, że prawie zapominałam, jak się nazywam. Potrzebowałam urlopu i tym razem nie było szans, bym odpuściła. Musiałam gdzieś wyjechać. Nawet znalazłam swoje miejsce docelowe. Myślałam, że Ross dostanie szału, jak się dowie, że wzięłam dwa tygodnie wolnego, ale, o dziwo, stwierdził, że zasłużyłam. Zaznaczył jednak oczywiście, że mam tylko czternaście dni urlopu, bym przypadkiem go nie przedłużyła. Nie zamierzałam tego robić. Uznałam, że te dwa tygodnie w zupełności mi wystarczą.
Moje rozmyślania przerwała Roxanne, przynosząc mi materiały do kampanii reklamowej mydełek naturalnych i moje ulubione miętowe latte.
– Trochę pracy i trochę energii – powiedziała, stawiając mi kawę na biurku.
– Dziękuję ci, tego mi było trzeba. – Uśmiechnęłam się do niej i sięgnęłam po kubek.
– Dostaliśmy jeszcze próbki – dodała radośnie, po czym postawiła pudełko na blacie i otworzyła pokrywę.
– O rany! – Pochyliłam się nad pudełkiem, z którego unosił się aromatyczny zapach.
W środku znajdowały się próbki kolorowych, pachnących mydełek w różnych kształtach. Zaczęłyśmy z Roxanne wykładać je na blat, uważnie je oglądając. Były jaśminowe, wiśniowe, pomarańczowe, lawendowe, miodowe, a nawet szałwiowe.
– O! To będzie moje ulubione – powiedziała, obracając w dłoniach lawendowe.
– Marchewkowe? – Zdziwiłam się, wyciągając kolejne mydło z pudełka. – Przetestujemy. – Zaśmiałam się. – Zostawię je w naszej toalecie.
– Jesteś niemożliwa – prychnęła. – Przerób jeszcze jedno biuro na sypialnię – zadrwiła.
– Nie jest to taki głupi pomysł – odparłam, puszczając do niej oko.
– Powinnaś w końcu wziąć urlop i gdzieś wyjechać – zasugerowała.
– Tak właśnie zrobię.
– No pewnie, za jakieś dziesięć lat. – Potrząsnęła głową.
– I tu się mylisz – powiedziałam i otworzyłam stronę internetową z moją rezerwacją, po czym odwróciłam laptop w jej kierunku. – I co ty na to? – zapytałam.
– Barbados? – Z niedowierzania aż przetarła oczy. – Ross wie? – upewniła się.
– Oczywiście – przytaknęłam. – Wkrótce jadę do tego raju, gdzie spędzę całe dwa tygodnie. I żeby nie przyszło wam do głowy do mnie dzwonić!
– Jasne – skrzywiła się. – Znając ciebie, codziennie będą kontrolne telefony, chyba że wpadniesz w sidła jakiegoś przystojniaka, który nie wypuści cię z sypialni – zachichotała, a mnie aż ścisnęło w podbrzuszu.
Kiedy ostatnio uprawiałam seks? No tak, dwa miesiące temu z kolegą z pracy. Wyjątkowo dałam się wtedy namówić na drinka po ciężkim dniu, ale mieliśmy okazję do świętowania. Sukcesywne zakończenie kampanii reklamowej wprowadzającej na rynek nową linię kosmetyków naturalnych. Nawet Ross wybrał się z nami do baru. Tak naprawdę wypiłam tylko dwa drinki, po których zaczęło szumieć mi w głowie. Parker zaproponował, że odwiezie mnie do domu, a wylądowaliśmy w jego łóżku. Nie zaprzeczam – było super – ale wiem, że coś więcej bardzo skomplikowałoby sprawy między nami, poza tym nic do niego nie czułam, prócz pożądania, dlatego od razu mu powiedziałam, że nie możemy tego powtórzyć. Parker miał nieco inne zdanie na ten temat, bo kilka razy proponował wspólne wyjście, ja mu jednak odmawiałam.
– Wybrałaś wakacje w styczniu?
– O tej porze na Barbadosie jest bardzo ciepło, poza tym w sezonie Ross mnie nie puści.
– Niestety, to prawda. – Skrzywiła się lekko.
– Zamierzam na maksa wykorzystać ten urlop – powiedziałam pewnie.
– I prawidłowo. – Roxanne posłała mi szeroki uśmiech.
***
Spotkanie z Uptonem jak zwykle było trudne. Miałam wrażenie, że Ross mnie ukarał, oddając tego klienta, tylko nie wiedziałam, za co. Byłam pracowita, sumienna, uczciwa, kreatywna, mocno zaangażowana w swoją pracę, a dostałam gościa, który co spotkanie wymyślał nowe rzeczy i dokładał mi dodatkowej roboty. To była już trzecia kampania, którą z nim przeprowadzałam, i za każdym razem wyglądało to tak samo.
Kiedy zegar wskazał czwartą, zrobiłam się strasznie głodna. O tej porze powinnam była też zbierać się do domu, ale chciałam skończyć dzisiejszą pracę, nie miałam ochoty zostawiać niczego na jutro. Potrzebowałam jeszcze godziny, by być wolna. Myślałam, że większość pracowników poszła już do domu, ale na korytarzu spotkałam Parkera.
– Nie mów, że jeszcze zostajesz. – Zgromił mnie wzrokiem.
– Upton ma kolejne sugestie i chcę to dziś skończyć – odpowiedziałam.
– Za dużo pracujesz – stwierdził.
– A co innego mam robić? – Przewróciłam oczami.
– Na przykład spotkać się ze mną. – Zatrzymał się i omiótł moją sylwetkę wygłodniałym spojrzeniem.
– Parker, rozmawialiśmy o tym – przypomniałam mu, czując, jak bardzo brakuje mi bliskości z facetem.
– Nie – zaprzeczył. – To ty mówiłaś, ja słuchałem.
– Mniejsza z tym. – Westchnęłam z lekką tęsknotą. – Tak będzie lepiej.
– To też tylko twoje zdanie – powiedział, wsuwając dłonie w kieszenie spodni, po czym nachylił się do mojego ucha i dodał: – Gdybyś jednak chciała się rozerwać, wpadnij albo daj znać, przyjadę do ciebie.
Zadrżałam, a on po tych słowach posłał mi enigmatyczny uśmiech i odszedł.
Nie, nie. Ty do mnie nie przyjedziesz, bo zostaniesz na noc. Rano obudzimy się obok siebie i będzie niezręcznie.
Cholera jasna! O czym ja w ogóle pomyślałam? Naprawdę byłam głodna. W każdym znaczeniu tego słowa.
Do domu wróciłam około szóstej. Wstąpiłam jeszcze do mojej ulubionej knajpki po kolację i od razu wzięłam coś na śniadanie. Lubiłam gotować, ale rzadko to robiłam. Głównie z braku czasu. Ale robić to samej dla siebie to też nie było to samo co na przykład gotowanie dla Troya. Czasem żałowałam, że to wszystko tak się potoczyło. Może ja i Troy nie byliśmy sobie pisani. Mimo wszystko chciałabym kiedyś odnaleźć miłość, zakochać się i być kochaną, obawiałam się jednak, że już nie potrafię. Praca stała się całym moim światem i zawładnęła moim życiem. Cieszyłam się, że wkrótce lecę na Barbados i w końcu odpocznę. Naładuję bateryjki i pełna energii wrócę do roboty.
Dochodziła ósma, a ja beznamiętnie gapiłam się w telewizor. Gdybym zabrała pracę do domu, pewnie właśnie ślęczałabym nad zleceniem. To był jeden z tych bardzo nielicznych wieczorów, który miałam wolny. Gdzieś w głowie przewijały mi się słowa Parkera, nie dawały mi spokoju, a całe moje ciało wręcz krzyczało: jedź do niego!
Raz się żyje!
Szybko się przebrałam. Nie dając znać Parkerowi, po prostu wsiadłam w samochód i ruszyłam w kierunku jego mieszkania. Parę minut później byłam już na miejscu. Mężczyzna otworzył mi drzwi, nie kryjąc zaskoczenia, ale i zadowolenia.
– Hej – powiedział ochrypłym głosem.
– Jeśli masz inne plany... – Urwałam.
Parker nic nie mówiąc, po prostu wciągnął mnie do środka i wpił się namiętnie w moje usta. Całowaliśmy się zapamiętale, gorączkowo pozbywając się swoich ubrań. Serce dudniło mi jak szalone, nogi miękły, a bielizna stawała się mokra. Parker sięgnął po prezerwatywę, po czym chwycił mnie w pasie i uniósł tak, że oplotłam nogami jego biodra. Przyszpilił mnie do ściany, obsypując moje ciało gorącymi pocałunkami. Wplotłam palce w jego włosy, lekko za nie pociągając, a wtedy on płynnym ruchem wbił się we mnie. Zaklęłam w duchu, bo poczułam ogromną ulgę. Rozpychał mnie i tak przyjemnie wypełniał po same brzegi, że nie byłam w stanie powstrzymać długiego i głośnego jęku, który opuścił moje gardło. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak tego potrzebowałam. Parker zaczął się poruszać, wchodząc mocniej i głębiej, aż przygryzłam wargę niemalże do krwi.
Po chwili przenieśliśmy się na łóżko. Mężczyzna obrócił nas tak, że to ja byłam na górze, więc chwilowo przejęłam inicjatywę i zaczęłam go ujeżdżać. Odchyliłam się nieco do tyłu, oparłam dłonie o jego uda i rytmicznie nabijałam się na jego fiuta. Parker złapał mnie za biodra i zaczął energicznie przesuwać po sobie, powarkując przy tym ochryple. Czułam go tak dokładnie, każdy centymetr, każde pulsowanie, i wiedziałam, że zaraz osiągnę spełnienie. Ścisnął mnie mocniej, uniósł lekko, po czym nabił na siebie tak mocno, że głośno doszłam z jego imieniem na ustach, a on skończył w następnym ruchu. To było cholernie dobre, ale wiedziałam, że za parę minut wrócę do siebie do domu, a jutro w pracy będę unikała Parkera jak ognia.ROZDZIAŁ 2
RILEY
Rano wstałam w całkiem dobrym humorze i byłam zaspokojona. Do mojej głowy próbował się dobić moralny kac, ale skutecznie go przepędziłam. Jako dorośli i wolni ludzie w końcu nie robiliśmy nic złego. Przyznałam jednak, że sytuacja była nieco niezręczna, bo pracowaliśmy razem. Mimo że nie widywaliśmy się tak często w biurze, bo siedzieliśmy na innych piętrach, to była jedna firma i ten sam budynek. A gdy już udawało mi się wyrwać na lunch, właśnie Parkera spotykałam w knajpce na parterze. Dziś postanowiłam odpuścić sobie przerwę. Zresztą miałam tyle pracy, że nie wiedziałam w ogóle, czy uda mi się wrócić przed wieczorem do domu.
Do firmy dotarłam o wpół do ósmej – jak zwykle przed czasem. Zrobiłam sobie kawę i zabrałam się do roboty. Owszem, byłam pracoholikiem, ale dzięki temu, że praca tak mnie pochłaniała, nie miałam czasu rozmyślać nad swoją samotnością. Z jednej strony przeszkadzało mi to, z drugiej już się przyzwyczaiłam. Jedyne, czego się bałam, to to, że przepracuję całe życie, nie zdążę się z nikim związać i zostanę zupełnie sama. Mój szef jednak dbał o to, bym za często o tym nie myślała. Czas do południa spędziłam w biurze, nie wychodząc nawet na chwilę. Ross wpadł do mnie na moment, by mi powiedzieć, że chce ze mną porozmawiać, i polecić, żebym nie wychodziła dziś wcześniej z pracy.
Ja i wcześniejsze wyjście z pracy? Mogłabym tu dostać dodatkowy etat jako stróż.
W porze obiadowej zrobiłam się dosyć głodna, więc zapisałam projekt i skierowałam się z biura w stronę windy. Gdy drzwi się otworzyły, zobaczyłam Parkera. Mężczyzna posłał mi szeroki uśmiech i zachęcił dłonią, bym weszła.
– Skończyłeś na dziś? – zapytałam, przerywając niezręczną ciszę.
– Tak, przecież to piątek – skwitował. Dla mnie to nie stanowiło różnicy. – Ty też?
– Nie, nie. – Zaśmiałam się lekko. – Idę coś zjeść.
– To może podjadę później po ciebie i wrócimy do mnie? – zaproponował niespodziewanie.
– Parker, mam wrażenie, że nie słuchasz. – Pokiwałam głową.
– Riley, dałaś mi do zrozumienia, że nic z tego nie będzie, dlatego nie proponuję ci wspólnej przyszłości, ślubu, dzieci, domu z ogródkiem, tylko dobrą zabawę – powiedział, stając blisko mnie. – A nie zaprzeczysz, że wczoraj było nam bardzo dobrze – wychrypiał, nachylając się i zakładając mi pasmo włosów za ucho.
Zadrżałam, czując jego dotyk na skórze. Oczywiście, że było nam bardzo dobrze, ale romans z kolegą z pracy nie wróżył nic dobrego. Rozniosłoby się to po całej firmie. A gdyby nam się nie udało, byłoby dosyć dziwnie spotykać się później w biurze, dlatego wolałam tego uniknąć. Parker przewiercał mnie wzrokiem, czekając na odpowiedź, choć przecież był pewny, że dzięki niemu miałam niesamowity orgazm. Gdy winda się zatrzymała, mężczyzna odsunął się ode mnie.
– Moje piętro – odparłam, minęłam go i wyszłam na korytarz.
Wciąż czułam na sobie jego spojrzenie, które mnie rozpalało.
– Riley! – zawołał mnie, a ja się odwróciłam. Nie myliłam się, aż płonął. – Wiesz, gdzie mnie szukać – rzucił krótko.
– Na razie! – odpowiedziałam i ruszyłam do bufetu.
Tym razem zamierzałam grzecznie siedzieć w domu. Oczywiście, jak już do niego dotrę. Za kilka dni mam lecieć na Barbados, a do tego czasu muszę dokończyć wszystkie rozpoczęte sprawy, inaczej szef nie da mi spokoju. Czekało mnie jeszcze kilka bardziej pracowitych dni, ale wiedziałam, że niedługo odpocznę. Na weekend zaplanowałam zakupy. W sobotę miałam skończyć wcześniej, więc resztę dnia chciałam poświęcić na bieganie po sklepach. Jeśli czegoś mi braknie, dokupię w niedzielę, bo w następny weekend już wylatuję. Cieszyłam się jak małe dziecko na ten urlop i nie mogłam się go już doczekać.
Najpierw jednak obiad – żołądek domagał się jedzenia. Będąc w związku z Troyem, starałam się zdrowo odżywiać, ponieważ mój chłopak był dietetykiem. Ułożył mi plan żywieniowy, uwzględniając mój szalony tryb życia, a ja naprawdę próbowałam się go trzymać, jednak na dłuższą metę brakło mi mobilizacji, a gdy rozstałam się z Troyem, to i chęci się skończyły. Zaczęłam jadać szybkie dania z budek z fast foodem, a gdy miałam więcej czasu albo ochotę na coś ekstra, zamawiałam posiłki z mojej ulubionej knajpki lub restauracji. Troy zawsze szykował mi do pracy lunch, zazwyczaj była to sałatka owocowa, koktajl lub pudding. Brakowało mi tego. Brakowało mi tego, że ktoś się mną interesuje, że kogoś obchodzę.
Zjadłam obiad i choć miałam jeszcze wolne piętnaście minut, wróciłam do biura. Nie było sensu tracić czasu. Skończę wcześniej, to wcześniej wrócę do domu.
– Panno Mitchell... – Podniosłam wzrok znad klawiatury, słysząc głos szefa. – Moje gratulacje. Upton jest zachwycony – dodał z szerokim uśmiechem.
– Spróbowałby nie być – prychnęłam, na co mężczyzna nieco się skrzywił, ale nie skomentował mojej wypowiedzi.
Maximilian Ross był dostojnym mężczyzną w średnim wieku. Miał dwójkę dzieci: syna i córkę, ale od piętnastu lat był rozwodnikiem. Stworzył tę firmę i oddał jej się całkowicie, stawiając ją na pierwszym miejscu – przed rodziną. Kiedyś mi powiedział, że początkowo uważał, iż to poświęcenie dla pracy zniszczyło jego małżeństwo, ale z czasem doszedł do wniosku, że po prostu on i żona nie pasowali do siebie. Nie wiedziałam, co tak naprawdę o tym myśleć. W końcu nie miałam pojęcia, jak wyglądało jego małżeństwo. Czasami odnosiłam wrażenie, że idę w jego kierunku. Bardzo skupiałam się na robocie, oddawałam jej całkowicie. I tym sposobem poświęciłam już jeden związek. Może czekał mnie taki sam los, jaki spotkał mojego szefa?
– Mam dla pani propozycję nie do odrzucenia – powiedział po chwili.
Wszystkie jego propozycje były nie do odrzucenia.
– Jaką? – zapytałam z zaciekawieniem.
– Firma Clarks & Goods wchodzi na rynek z nową linią kosmetyków – odpowiedział. – Agencja Firios... – Och, nasza największa konkurencja. – Miała się zająć ich kampanią reklamową, ale nie spełniła oczekiwań – wyjaśnił. – Rozumie pani, co to dla nas znaczy?
Doskonale.
– Złożymy im propozycję?
– Dokładnie tak. – Uśmiechnął się tajemniczo. – Oczywiście, chciałbym, by to pani się tym zajęła.
– Dziękuję. – Podniosłam na niego spojrzenie.
– Spotkanie z nimi odbędzie się w Dallas, dziesiątego lutego – poinformował.
– Dziesiątego? – powtórzyłam.
– Tak – przytaknął.
– Dziewiątego wracam z urlopu – przypomniałam mu.
– Panno Mitchell, wszystko już sprawdziłem. – Na te słowa uniosłam brwi. – O godzinie pierwszej wyląduje pani w Colorado Springs, a o szóstej ma pani lot do Dallas.
– W ten sam dzień? – Nie opuszczał mnie cień nadziei, że szef żartuje.
– Tak, panno Mitchell. Czy to jakiś problem? – zapytał tak, że nie mogłam odpowiedzieć inaczej.
– Nie – zapewniłam krótko.
Po prawie dziesięciogodzinnym locie z Barbadosu nie będę marzyła o niczym innym jak o tym, by ponownie wsiąść do samolotu.
– Finansowo bardzo się to pani opłaci – zachęcił. – Z pewnością każdy chciałby być na pani miejscu.
Nie zastanawiałam się nad tym. Myślami byłam już na złocistej plaży w Bridgetown. Rozkoszowałam się promieniami słońca, wsłuchiwałam w szum fal i delektowałam pysznymi drinkami serwowanymi przez przystojnego kelnera. Obiecałam sobie, że nie zmarnuję ani minuty z urlopu, i dotrzymam słowa. To będzie mój czas, a potem wrócę do rzeczywistości.
– Panno Mitchell? – Jak przez mgłę usłyszałam głos szefa. – Odpłynęła pani – stwierdził nieco surowo.
– Dosłownie... – Rozmarzona posłałam mu lekki uśmiech.
– Będę u siebie – powiedział, po czym wstał z fotela. – Czy przesłała mi już pani projekt Grossa?
– Jeszcze go sprawdzam, za dwadzieścia minut będzie go pan miał w mailu – zapewniłam go.
– W porządku, w takim razie będę czekał.
Z pewnością. Prychnęłam w myślach.
Tak naprawdę skończyłam już pracę nad tym projektem, ale musiałam się upewnić, że jest dopracowany w najmniejszym szczególe, by nie zostawić szefowi pola do komentowania. Zresztą on był świadomy, że wszystko, co mu oddaję, jest dopracowane i dopieszczone w każdym aspekcie.ROZDZIAŁ 3
RILEY
Wyszłam z budynku lotniska, ściągnęłam okulary przeciwsłoneczne i rozejrzałam się dookoła.
O cholera!
Nawet w snach tak sobie tego nie wyobrażałam. Już nie czułam, że trafiłam do raju, ja byłam tego pewna. Słońce jeszcze świeciło, ogrzewając mnie swoimi promieniami, a delikatny podmuch wiatru był niemalże niewyczuwalny. Zdjęłam kurtkę i przerzuciłam ją przez walizkę. Ależ tu pięknie! W powietrzu unosił się zapach morskiej bryzy, egzotycznych kwiatów i dobrej zabawy. Już nie mogłam się doczekać, aż dotrę do hotelu i na dobre rozpocznę urlop.
Zarezerwowałam najlepszy apartament w pięciogwiazdkowym hotelu Golden Pearl. Były to moje najdroższe wakacje, ale wiedziałam, że drugie takie szybko nie nadejdą, więc nie żałowałam tych pieniędzy. Miałam odłożone fundusze na takie przyjemności, lecz do tej pory nie było okazji, by ich użyć.
Pociągnęłam za sobą walizkę i gdy zobaczyłam nadjeżdżającą taksówkę, podbiegłam do krawędzi chodnika, by ją zatrzymać.
– To moja taksówka. – Wzdrygnęłam się, słysząc za sobą niski męski głos.
Odwróciłam się, by spojrzeć na człowieka, który mnie lekko wystraszył. Wysoki, dobrze zbudowany brunet zgromił mnie wzrokiem. Jego spojrzenie wyrażało zmęczenie i poirytowanie. Na zewnątrz było jakieś trzydzieści stopni, a on wcisnął się w elegancki dopasowany garnitur. Może przyleciał na jakieś biznesowe spotkanie?
Był niezwykle przystojny i intrygujący. Promienie słońca odbijały się od jego włosów i nadawały im złocisty blask, a jego lekko przymrużone oczy stawały się coraz bardziej tajemnicze.
– To moja taksówka – powtórzył.
– Tak? A jest podpisana pańskim nazwiskiem? – Przewróciłam oczami.
– Pani sobie żartuje? – Zdenerwowany przestąpił z nogi na nogę, wsuwając dłonie w kieszenie spodni. – Dopiero co wylądowałem, siedziałem pięć godzin w samolocie.
– A ja jestem po prawie dziesięciogodzinnym locie – oznajmiłam. – Nie, nie żartuję – fuknęłam.
– Bezczelna – rzucił pod nosem. Ot, i jego urok prysł.
Zniecierpliwiony kierowca zaczął nas ponaglać.
– Proszę. – Rozgniewany nieznajomy otworzył mi drzwi. – Bo zaraz się okaże, że aby się dostać do hotelu, musi pani pokonać całą wyspę.
– Zdziwiłby się pan – odpowiedziałam, mierząc go wzrokiem i zapamiętując jego wygląd.
Mężczyzna już się nie odezwał, tylko pokręcił głową, po czym zamknął drzwi i włożył moją walizkę do bagażnika. Kierowca ruszył, a ja uświadomiłam sobie, że nie podziękowałam facetowi nawet za ten bagaż. Odwróciłam się jeszcze na chwilę, żeby na niego spojrzeć.
Cholera! Naprawdę fajny. Choć był trochę bucowaty, to mnie zaintrygował. Wyglądał na jakiegoś przedsiębiorcę. Z pewnością przyleciał tu w interesach, co raczej nie jest pocieszające, gdy wokół wszyscy wypoczywają i się relaksują. W Colorado Springs było dosyć chłodno. Pogoda się popsuła i gdy jechałam na lotnisko, nawet zaczęło padać, dlatego zabrałam ze sobą na wszelki wypadek kurtkę, ale on w tym garniturze pewnie się gotował. Owszem wyglądał zabójczo, mógłby jednak nieco z siebie zrzucić...
Boże, o czym ja myślałam?!
Ledwo się zaczęły moje wakacje, a mój umysł wziął sobie wolne i postanowił jak ja kompletnie wypocząć. Kilka minut później, podczas których rozmyślałam o nieznajomym, dotarłam do hotelu. Niech mnie ktoś uszczypnie, myślałam. Wciąż nie wierzyłam, że jestem na Barbadosie na wakacjach i że nawet szef życzył mi udanego urlopu i zapomnienia o pracy – w to najtrudniej było uwierzyć. Zabrałam bagaże i radosnym krokiem weszłam do środka. Zatrzymałam się w progu, przyglądając się pięknemu wnętrzu. Wyglądało jak pałac, ale bardzo nowoczesny. Ściany pokrywała farba w ciepłym żółtym kolorze, a wszystkie meble, dodatki i cały wystrój utrzymano w lazurowym odcieniu. Podeszłam do recepcji, a tam przywitała mnie młoda dziewczyna.
– Serdecznie witamy w naszym hotelu – powiedziała i posłała mi szeroki uśmiech. – W czym mogę pani pomóc?
– Ale tu pięknie... – Nie mogłam wyjść z zachwytu. – Mam zarezerwowany apartament na nazwisko Mitchell – dodałam.
– Sekundkę. – Dziewczyna zaczęła wystukiwać coś na klawiaturze i spojrzała na monitor. – Pani Riley Mitchell? – upewniła się.
– To ja – potwierdziłam z zadowoleniem.
– Już panią melduję – poinformowała mnie i podała mi jakieś dokumenty. – Proszę o podpis tu. – Wskazała.
– Jasne – odparłam.
Oczywiście najpierw musiałam się zapoznać z pismem. Była to umowa oraz regulamin hotelu. Zaczęłam go czytać, mimo że przejrzałam go wcześniej, bo był dostępny na stronie hotelu. Po chwili przyszła druga kobieta, chyba menedżerka, bo przekazała tej pierwszej jakieś papiery i zaczęła tłumaczyć coś na temat rezerwacji. Gdy podpisywałam dokument, usłyszałam znany mi już głos. Mężczyzna rozmawiał przez telefon, ale był na tyle blisko, że go rozpoznałam. Zanim się odwróciłam, podniosłam wzrok na menedżerkę, która promiennie się do niego uśmiechała.
– Dzień dobry, panie Crawford – powiedziała radośnie. – Witamy w naszym hotelu.
– Dzień dobry – odpowiedział i stanął tuż obok mnie.
O cholera! Powoli odwróciłam się w jego stronę, a on spojrzał na mnie pytająco. Jego na pewno się tu nie spodziewałam.
– To pani – bąknął i oparł się o blat, nie odrywając ode mnie wzroku.
– Śledzi mnie pan? – zapytałam, a on zaśmiał się tak, że aż przełknęłam ślinę.
– Oczywiście – zadrwił. – Od dłuższego czasu panią śledzę, wiem o pani wszystko, nie znam jedynie pani imienia.
– Ciekawe.
– Hudson – powiedział i wyciągnął do mnie rękę.
– Riley – odpowiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.
Gdy mnie dotknął, poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele. Uniósł lekko kącik ust, posyłając mi delikatny uśmiech. Kto wie, może nawet zyska przy bliższym poznaniu...
– Proszę, klucz do pani apartamentu – przerwała nam recepcjonistka, wręczając mi kartę do drzwi.
– Dziękuję.
– Mój apartament również jest gotowy? – zapytał Hudson, przenosząc wzrok na dziewczynę.
– Oczywiście – odpowiedziała szybko menedżerka. – Apartament 2A jest do pańskiej dyspozycji – dodała.
– Świetnie! – przytaknął.
2A? Zamyśliłam się i zerknęłam na dokumenty. 2A. Przecież to mój apartament. Spojrzałam na dziewczynę, która chyba powoli orientowała się, że coś jest nie tak.
– 2A to mój apartament – wtrąciłam i nagle wszystkie spojrzenia skierowały się w moją stronę.
– Jak to? – Menedżerka aż wytrzeszczyła oczy.
– Ja mam zarezerwowany 2A – powtórzyłam, a Hudson zmarszczył brwi.
– To jest ukryta kamera? – Rozejrzał się wokół.
– Proszę dać nam chwilę, zaraz to wyjaśnimy – zapewniła zdenerwowana kobieta.
Obie przeglądały dokumentację, sprawdzały coś w komputerze, a ja z Hudsonem czekaliśmy na rozwiązanie. Dwa miesiące temu rezerwowałam tu miejsce i apartament był wolny. To w rezerwacji Hudsona musiało dojść do pomyłki.
– Byłam pierwsza – rzuciłam do Hudsona.
– Bo ukradłaś mi taksówkę – przypomniał.
– Mam na myśli rezerwację – sprostowałam.
– To mój apartament – powiedział, na co zaczęłam się śmiać.
– Znowu zaczynasz? – zakpiłam z niego. – Moja taksówka, mój apartament – wymieniłam drwiąco, a on wyraźnie się zirytował. – Czy ty jesteś jakimś królem?
– Tak się składa, że jestem tu już któryś raz z kolei i zawsze rezerwuję ten apartament, a co roku przyjeżdżam tu w styczniu w tym samym terminie – wysyczał. – Wszyscy tutaj o tym wiedzą, prawda? – zwrócił się do kobiet. One przerażone spojrzały na niego.
– Jakbyś nie mógł w sezonie... – prychnęłam. – Kto przyjeżdża na urlop w styczniu?
– I kto to mówi? – Przeniósł gniewny wzrok na mnie.
– Bardzo przepraszamy za zaistniałą sytuację – zaczęła mówić menedżerka. – Zdaje się, że doszło do pomyłki, oczywiście z naszej strony.
– Bez wątpienia – zagrzmiał Hudson.
– Proszę wybaczyć Agnes. – Kobieta spojrzała wściekle na dziewczynę. – Jest jeszcze na okresie próbnym, który z pewnością nie zostanie jej przedłużony – mówiąc to, popatrzyła na recepcjonistkę, a ta mało się nie rozpłakała.
– A... ale... – wyjąkała.
– Ty już lepiej nic nie mów. – Zacisnęła usta. – Szefowa ci tego nie daruje – dodała ciszej, ale i tak to słyszeliśmy.
– Przepraszam – powiedziała drżącym głosem.
Czułam się niezręcznie i było mi żal tej dziewczyny. Owszem, popełniła błąd, ale z pewnością nieświadomie. Skoro pracowała tu od niedawna i jeszcze była na okresie próbnym, mogła nie wiedzieć, że ten oto tutaj jest traktowany jak jakieś bóstwo.
– Dobrze, co w taki razie panie proponują? – zapytałam.
– Przez dwa dni mamy jeszcze wolny apartament 1C i możemy zaproponować pokój na ostatnim piętrze – powiedziała z nadzieją, że jakoś uda nam się dogadać.
– Ostatnie piętro? – Hudson zmarszczył brwi.
– Odstąpię ci je – stwierdziłam.
– Nie, nie. – Pokręcił głową. – To ja ci odstąpię ten pokój.
– Nie chcę tak wysoko.
– A niby dlaczego? – Zmierzył mnie wzrokiem.
– Bo nie lubię. – Wzruszyłam ramionami.
– I pomyśleć, że przyleciałaś samolotem – rzucił z sarkazmem.
– Pokój jest również bogato wyposażony – zachęcała menedżerka. Młoda recepcjonistka była tak wystraszona, że nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa. – Oferujemy minibar, telewizję, dostęp do Internetu, wannę z hydromasażem, a widok z balkonu na ocean wprost zapiera dech w piersiach.
– Spodoba ci się. – Puściłam Hudsonowi oko.
– Chyba sobie kpisz. – Oparł się dłońmi o blat, potrząsając głową.
– Nie rób scen. – Nachyliłam się tak, by tylko on mnie słyszał. – Chyba nie chcesz, by ta dziewczyna straciła pracę.
Nie miałam ochoty oddawać mu apartamentu na parterze, dlatego liczyłam, że uda mi się go przekonać, by to właśnie on wziął pokój na ostatnim piętrze. Oczywiście poświęciłabym się, ale musiałam spróbować.
Hudson popatrzył na mnie, marszcząc brwi. Enigmatyczne spojrzenie mężczyzny dało mi do zrozumienia, że w jego głowie rodzi się jakiś nietypowy pomysł, bo on też nie zamierzał łatwo odpuścić.
– Okej – powiedział po chwili i patrząc na recepcjonistkę, kontynuował: – wezmę ten pokój na ostatnim piętrze i zapomnimy o całej sprawie, jeśli przekona pani Riley, by zjadła ze mną kolację.
Zamurowało mnie. Tylko tyle i aż tyle.
W oczach dziewczyny zakręciły się łzy. Bez dwóch zdań zależało jej na tej pracy, a ja też nie chciałam, by straciła ją przez tę sytuację. Ale propozycja Hudsona mnie zaskoczyła. Nie rozumiałam, dlaczego zasugerował kolację ze mną?
– Bardzo panią proszę – powiedziała błagalnie, patrząc na mnie szklącymi się od łez oczami. – Jest mi strasznie głupio z powodu tej pomyłki. Obiecuję, że już nigdy do czegoś podobnego nie dopuszczę, o ile tylko będę miała taką szansę – dodała cicho i spuściła wzrok.
Nie miałam serca jej odmówić i jemu chyba też.
– Zgadzam się – odpowiedziałam, a dziewczyna odetchnęła z ulgą i zaczęła mi dziękować.
– Bardzo dziękujemy i jeszcze raz najmocniej przepraszamy – odezwała się menedżerka. – Oczywiście zwrócimy panu pieniądze – dodała.
– Nie ma takiej potrzeby – odparł, a ja uniosłam brwi. To był gest.
– Przepraszam – powtórzyła skruszona recepcjonistka.
– W porządku, poproszę o klucz, a my... – odwrócił się do mnie – ...widzimy się o wpół do siódmej.
– Zjemy tutaj? – zapytałam zaciekawiona.
– Niespodzianka – odparł, po czym wziął klucz i ruszył w kierunku windy, a zaraz za nim poszedł boy hotelowy z bagażem.
Ten mężczyzna z pewnością był intrygujący. Najpierw spotkanie na parkingu lotniska, potem w hotelu. Właściwie to cieszyłam się, że ponownie na siebie wpadliśmy – może w nie najlepszej sytuacji. Byłam ciekawa jego i tej niespodzianki.
Po chwili i ja poszłam w stronę swojego apartamentu. Kiedy weszłam do środka, zrozumiałam, dlaczego Hudson właśnie w nim się zatrzymywał. To było istne królestwo.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------