Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

W sieci pragnień, Sergio - ebook

Data wydania:
29 stycznia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W sieci pragnień, Sergio - ebook

„W sieci pragnień. Sergio” to kontynuacja serii Bracia Rusto. Jo i Sergio są jak dwa zderzające się na niebie pioruny – łączą swoje pragnienia, a ich losy splatają się w świecie mafii w niepowtarzalnym tańcu. Jo, silna i niezłomna kobieta skrywająca tajemnicę, pragnie zrozumienia, miłości, a jednocześnie wolności. Jej dusza walczy między przeszłością a teraźniejszością w poszukiwaniu prawdy. Sergio, mężczyzna o mrocznej przeszłości i niebiańskim spojrzeniu, pragnie kontroli i szuka równowagi. Jo jest dla niego, jak zakazana melodia, której pragnie słuchać, ale się jej boi. Pragnienia prowadzą go przez labirynt, na końcu którego odkrywa miłość, ale zmaga się z oceną tego, co czuje. Jo i Sergio muszą zmierzyć się z własnymi demonami, aby przekonać się, dokąd ich to zaprowadzi. Zanim to jednak nastąpi, przez ich ciała i dusze przetoczy się tornado.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
Rozmiar pliku: 19 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wy­dawca: Mał­go­rzata Wi­śniew­ska

Ka­te­go­ria: Ro­mans ma­fijny

Ję­zyk: pol­ski

Rok wy­da­nia: 2024

Opis

„W sieci pra­gnień. Ser­gio” to kon­ty­nu­acja se­rii Bra­cia Ru­sto.

Jo i Ser­gio są jak dwa zde­rza­jące się na nie­bie pio­runy – łą­czą swoje pra­gnie­nia, a ich losy spla­tają się w świe­cie ma­fii w nie­po­wta­rzal­nym tańcu.

Jo, silna i nie­złomna ko­bieta skry­wa­jąca ta­jem­nicę, pra­gnie zro­zu­mie­nia, mi­ło­ści, a jed­no­cze­śnie wol­no­ści. Jej du­sza wal­czy mię­dzy prze­szło­ścią a te­raź­niej­szo­ścią w po­szu­ki­wa­niu prawdy.

Ser­gio, męż­czy­zna o mrocz­nej prze­szło­ści i nie­biań­skim spoj­rze­niu, pra­gnie kon­troli i szuka rów­no­wagi. Jo jest dla niego jak za­ka­zana me­lo­dia, któ­rej pra­gnie słu­chać, ale się jej boi. Pra­gnie­nia pro­wa­dzą go przez la­bi­rynt, na końcu któ­rego od­krywa mi­łość, ale zmaga się z oceną tego, co czuje.

Jo i Ser­gio mu­szą zmie­rzyć się z wła­snymi de­mo­nami, aby prze­ko­nać się, do­kąd ich to za­pro­wa­dzi. Za­nim to jed­nak na­stąpi, przez ich ciała i du­sze prze­to­czy się tor­nado.ROZ­DZIAŁ I

SER­GIO

Ta ko­bieta za­dzi­wia mnie co­raz bar­dziej i je­stem prze­ko­nany, że któ­re­goś dnia przy­prawi mnie o za­wał – tego je­stem nie­mal pewny. Dla­czego za­wsze przy­ciąga kło­poty?

Stoję w rogu sali w klu­bie „In­ferno” oparty o fi­lar, z drin­kiem w ręku i ob­ser­wuję, jak ja­kiś typ pró­buje zwró­cić na sie­bie uwagę Jo. Do­ra­bia u nas wie­czo­rami i no­cami jako bar­manka.

W dzień pra­cuje w na­szym banku. W su­mie mo­głem za­pro­te­sto­wać, ale An­gelo po­wie­dział, że le­piej bę­dzie mieć ją na oku dla jej wła­snego bez­pie­czeń­stwa i usza­no­wałby moje zda­nie, gdy­bym się sprze­ci­wił. Zresztą na samą myśl o tym, że inni będą się do niej śli­nić, do­sta­wa­łem szału, bo je­stem pie­przo­nym ego­istą i chcę mieć ją przy so­bie przez dwa­dzie­ścia cztery go­dziny na dobę, a w mo­jej sy­tu­acji nie ist­niała inna moż­li­wość. Na­dal nie chce mnie znać i nie do­pusz­cza do sie­bie.

Jest już późno, wła­ści­wie do­cho­dzi czwarta nad ra­nem. Noc była pra­co­wita, bo klub wy­peł­niono po brzegi. Za­uwa­żam, że gość przy ba­rze staje się zbyt na­chalny i mimo że jest ubrana w ko­szulkę, która nie ob­naża w ża­den spo­sób de­koltu, typ nie od­rywa od niej ob­le­śnego spoj­rze­nia. Już samo to, że w ogóle śmie na nią pa­trzeć, pod­nosi mi ci­śnie­nie. W mo­men­cie, gdy Jo sta­wia przed nim ko­lej­nego drinka, ten pró­buje chwy­cić jej dłoń. I na­wet mu się udaje, ale na szczę­ście Jo bły­ska­wicz­nie wy­szar­puje ją z wi­docz­nym obrzy­dze­niem na twa­rzy. Wnio­skuję, że wła­śnie ostrzega go przed ko­lejną próbą do­tknię­cia jej w ja­ki­kol­wiek spo­sób. Mam ochotę roz­je­bać mu łeb, ale wtedy Jo wy­ciąga broń i ce­luje mu mię­dzy oczy.

Moja ko­bieta – wy­po­wia­dam w my­ślach.

Już zdą­ży­łem za­po­mnieć, jaka jest ostra i do­bra w te klocki. Go­ściu wstaje i krzy­czy coś do niej. Wi­dzę, że sięga po swoją broń, więc ru­szam w ich stronę. Do­syć przed­sta­wie­nia. Pod­cho­dzę do niego i po­kle­puję po ra­mie­niu. Au­to­ma­tycz­nie ob­raca się w moją stronę, a w oczach ma wi­doczny obłęd, ale nie na długo, bo gdy zdaje so­bie sprawę, kto przed nim stoi, prze­łyka gło­śno ślinę. Gdyby mógł, za­padłby się pod zie­mię. Zer­kam na Jo. Nie jest wdzięczna za moją in­ter­wen­cję, wręcz prze­ciw­nie. Jej zie­lone oczy ci­skają bły­ska­wi­cami. Mam pew­ność, że chęt­nie od­strze­li­łaby mi łeb.

Pro­wa­dzimy niemą walkę na spoj­rze­nia, do­póki go­ściu nie otwiera swo­jej nie­wy­pa­rzo­nej gęby, czym spra­wia, że nie­chęt­nie od­ry­wam wzrok od Jo i prze­no­szę na tego ob­le­śnego typa. Ką­tem oka za­uwa­żam mo­ich lu­dzi w peł­nej go­to­wo­ści. Za­prze­czam ru­chem głowy, aby dać im do zro­zu­mie­nia, że jesz­cze nie te­raz. Z po­wro­tem sku­piam się na męż­czyź­nie, który już po­wi­nien gryźć piach i gdyby nie znaj­do­wało się tu tylu lu­dzi, nie za­wa­hał­bym się, ale nie mogę ry­zy­ko­wać… No do­bra – obie­ca­łem An­gelo, że nic nie od­je­bię, ale nie wspo­mniał nic o te­re­nie poza klu­bem, co daje mi pole do dzia­ła­nia.

Pa­trzę na typa. Chyba zbiera się, aby coś po­wie­dzieć, jed­nak nie in­te­re­suje mnie to. Po­wi­nien się cie­szyć, że jesz­cze po­zwa­lam mu od­dy­chać. Nikt nie bę­dzie tak trak­to­wał Mo­jej Ko­biety.

– Prze­proś tę pa­nią i wy­pier­da­laj! – grzmię pro­sto w jego gębę, która w znacz­nej czę­ści jest po­kryta szpet­nymi bli­znami.

Na moje słowa ściąga brwi, jakby się nad czymś za­sta­na­wiał, ale nie po­ru­sza się na­wet o mi­li­metr.

– Na co cze­kasz? Po­móc ci? – Ła­pię go za poły ma­ry­narki i przy­ci­skam do kon­tu­aru. Unosi ręce, da­jąc znać, że nie za­mie­rza się sta­wiać, więc pusz­czam go i co­fam się nie­znacz­nie, nie spusz­cza­jąc z niego wzroku. Nie tego się spo­dzie­wa­łem.

Ob­raca się w stronę baru.

– Ja­śnie pani wy­ba­czy mi moje ka­ry­godne za­cho­wa­nie – ce­dzi przez zęby, a spo­sób, w jaki wy­ma­wia te słowa, spra­wia, iż mam złe prze­czu­cia i pew­ność, że będą z nim kło­poty.

Jo nie za­szczyca go uwagą. W pełni igno­ruje typa. Cie­kawe, co on jej ta­kiego po­wie­dział, że się­gnęła od razu po broń. Ra­czej nie na­leży do nie­cier­pli­wych, nie tak jak ja. Póź­niej się do­wiem, a i tak za chwilę za­my­kamy.

Jo chowa broń za pa­sek spodni i znika za drzwiami, które pro­wa­dzą do kuchni. Wi­dać, że za­cho­wa­nie Jo nie spodo­bało się temu męż­czyź­nie – na­tych­miast za­ci­ska mocno pię­ści, aż bie­leją mu kostki.

– A te­raz wy­noś się stąd i nie waż mi się tu po­ka­zy­wać, bo w prze­ciw­nym ra­zie wy­niosą cię w worku! – ostrze­gam i przy­wo­łuję ru­chem głowy chło­pa­ków, któ­rzy ob­ser­wują zaj­ście i tylko cze­kają na znak. Wie­dzą, co mają ro­bić, gdy go wy­pro­wa­dzą. Nie mu­szę im tłu­ma­czyć.

Męż­czy­zna nie sta­wia oporu, ru­sza do wyj­ścia w asy­ście dwóch ochro­nia­rzy. Pora na roz­mó­wie­nie się z Jo.

– Ach! Za­po­mniał­bym – zwra­cam się do gostka, na co cała trójka się za­trzy­muje. – Jesz­cze raz na nią choćby spoj­rzysz, a wy­dłu­bię ci te gały. Ra­dzę za­pa­mię­tać – ostrze­gam i mie­rzę go su­ro­wym spoj­rze­niem, lecz za­nim zni­kam za drzwiami, za­uwa­żam jego szy­der­czy uśmiech. Nie re­aguję. Za chwilę chło­paki i tak zga­szą mu ten je­bany wy­raz twa­rzy…

W kuchni ni­g­dzie nie wi­dzę Jo, więc szu­kam na za­ple­czu. Prze­rywa mi dźwięk nad­cho­dzą­cego po­łą­cze­nia. Zer­kam na wy­świe­tlacz…

An­gelo.

– Stę­sk­ni­łeś się? – mó­wię do brata, wciąż kie­ru­jąc się w stronę za­ple­cza.

– Chciał­byś – opo­wiada z prze­ką­sem. – Rano przyjdź do biura. – Te­raz brzmi cał­kiem po­waż­nie, więc za­pewne to coś waż­nego.

– Jak tylko się wy­śpię – od­po­wia­dam i do­daję: – Do­piero za­my­kamy, a jest już pra­wie czwarta, więc sam ro­zu­miesz.

– Ja­sne, naj­póź­niej o ósmej. Wiesz, że dzi­siaj ważny dzień dla Margo i chciał­bym się sku­pić wy­łącz­nie na niej.

– Spoko, będę. – Roz­łą­czam się.

Ni­g­dzie nie ma Jo. Ude­rzam ręką w szafkę. Niech to szlag, pew­nie już wy­szła, aby unik­nąć kon­fron­ta­cji. Trzeba jej przy­po­mnieć za­sady obo­wią­zu­jące w tej ro­dzi­nie. Ale nie dziś, bo rano mu­szę mieć open mind; nie wiem, co pla­nuje dla mnie An­gelo.

Za­nim wy­cho­dzę, przy­dzie­lam za­da­nia pra­cow­ni­kom. Wsia­dam do auta i jadę do swo­jego apar­ta­mentu, w gło­wie ukła­da­jąc plan roz­mowy z Moją Ko­bietą.

***

Rano w biu­rze czeka na mnie An­gelo.

– Cześć, bra­cie! Co to za pilna sprawa, że nie może po­cze­kać do wie­czora? – do­py­tuję od progu.

– Cześć, Ser­gio. Sia­daj, za­raz się do­wiesz – ko­mu­ni­kuje An­gelo po­waż­nym to­nem, zaj­mu­jąc miej­sce po dru­giej stro­nie biurka.

Sia­dam, choć nie­chęt­nie. Wo­lał­bym się za­jąć moją py­skatą i wredną Jo. No cóż, to musi po­cze­kać.

– Za­tem za­czy­naj.

– Nie mamy za wiele czasu, nie­ba­wem za­czyna się ope­ra­cja Margo. – Wi­dzę, jak drży mu warga. Wcale się nie dzi­wię: to nie moja żona, a boję się o nią nie mniej niż on. W końcu to ro­dzina, bra­towa.

An­gelo wstaje i za­czyna cho­dzić ner­wowo w tę i z po­wro­tem. Kurde, szkoda mi go, ale nie mam po­ję­cia, jak po­móc.

– Wła­śnie dla­tego cię tu we­zwa­łem – mówi za­gad­kowo.

– Mo­żesz ja­śniej?

– A mo­żesz na chwilę za­milk­nąć i dać mi dojść do słowa? – pyta, choć ra­czej ewi­dent­nie stro­fuje.

Już się nie od­zy­wam. Wstaję, pod­cho­dzę do sto­lika, na któ­rym stoją różne al­ko­hole i roz­le­wam do dwóch szkla­nek whi­sky. Po­daję jedną An­gelo.

– Nie, dzięki – od­ma­wia sta­now­czo. – Sia­daj i skup się na tym, co mam do po­wie­dze­nia.

Ro­zu­miem po­wagę sy­tu­acji i wcale się nie dzi­wię, że nie ma ochoty ani na wy­so­ko­pro­cen­towe trunki, ani na żarty. Mar­twi się o Margo, po­trze­buje trzeź­wego umy­słu, bo co, je­śli… Na­wet nie chcę so­bie tego wy­obra­żać.

– Je­stem sku­piony. Na­wi­jaj, o co cho­dzi – mó­wię z pełną po­wagą i biorę łyk al­ko­holu.

– Mam prośbę – mówi rze­czowo. – Jak Margo wróci do domu po ope­ra­cji, nie waż się wspo­mi­nać o roz­wo­dzie. Ani ty, ani nikt inny. I masz tego do­pil­no­wać. – Biorę drugi łyk bursz­ty­no­wego płynu, a An­gelo wbija we mnie su­rowy wzrok, wy­cze­ku­jąc po­twier­dze­nia.

– Może nie bę­dzie po­trzeby mó­wie­nia, bo sama o tym wspo­mni? – su­ge­ruję śmiało.

– To już inna kwe­stia i rze­czy­wi­ście jest to moż­liwe, ale nikt ma o tym nie wspo­mi­nać, zro­zu­miano? – wścieka się An­gelo.

– Za­brzmiało jak roz­kaz, a nie prośba, ale okej. Nie wspo­mnę pod wa­run­kiem, że awan­su­jesz mnie na kie­row­nika banku.

Zdzi­wiona mina An­gelo – bez­cenna.

An­gelo opiera się wy­god­nie w fo­telu i bacz­nie mi się przy­gląda. Za­pewne pró­buje od­czy­tać moje in­ten­cje. Za­wsze stro­ni­łem od branży fi­nan­so­wej, a wszy­scy wiemy, że naj­lep­szy w tej dzie­dzi­nie jest Fa­bio, który no­ta­bene znik­nął.

– Mó­wię po­waż­nie – po­twier­dzam swoje sta­no­wi­sko.

– A skąd ta na­gła zmiana? Czy nie cho­dzi tu o sza­loną i za­dziorną pannę Jo? – pyta An­gelo z prze­ką­sem i szy­der­czym uśmiesz­kiem.

Mam ochotę zga­sić ten jego głupi wy­raz twa­rzy.

– Po­nie­kąd – przy­znaję. – Fa­bio gdzieś prze­padł, a ktoś musi się za­jąć ban­kiem. Marco sam tego nie ogar­nie, a i ty masz inne rze­czy na gło­wie. – Ar­gu­men­tuję i idę do­lać so­bie whi­sky. Zo­sta­wiam brata na chwilę. Daję mu czas na prze­tra­wie­nie.

– Chyba za­po­mnia­łeś o tym, że dzwo­nił do Margo i po­wie­dział, że wraca. Fakt, nie spre­cy­zo­wał, kiedy do­kład­nie, ale wróci.

Sia­dam na fo­telu z pełną szklanką whi­sky

– Tak pa­mię­tam, ale na­dal go nie ma, a sprawy się pię­trzą. Trzeba się nimi za­jąć. Nie­zwłocz­nie. – Iry­tuje mnie, że mu­szę pro­sić, jakby to sta­no­wiło awans na capo.

– Niech bę­dzie, ale…

Wcho­dzę mu w słowo:

– Chcę jesz­cze do­dać, że jak Fa­bio wróci, może się za­jąć po­szu­ki­wa­niem pań­stwa Mi­neo i Ar­turo, czyż nie? Tę sprawę trzeba wy­ja­śnić dla bez­pie­czeń­stwa ro­dzin.

– W zu­peł­no­ści się z tobą zga­dzam i dla­tego, gdy­byś mi nie prze­rwał, do­wie­dział­byś się, że wy­ra­żam zgodę. Trzeba się uważ­nie przyj­rzeć dzia­ła­niom Jo, a miej­sce pracy bę­dzie do tego ide­alne. Wiesz, co masz ro­bić – spo­gląda na mnie, jakby chciał się upew­nić, że nie na­walę i kon­ty­nu­uje – ale w po­szu­ki­wa­niach i tak weź­miesz udział. Im wię­cej osób się za­an­ga­żuje, tym więk­sza szansa na od­na­le­zie­nie ich. Nie mo­gli za­paść się pod zie­mię. – W sło­wach brata sły­szę złość i de­ter­mi­na­cję.

– W ta­kim ra­zie: mamy ugodę. – Wstaję z fo­tela i wy­pi­jam za­war­tość szklanki. Już kie­ruję się do wyj­ścia… – Czy to wszystko, o czym chcia­łeś po­ga­dać? – py­tam, zmie­rza­jąc do drzwi.

– Jest jesz­cze kilka spraw, ale nie w tej chwili. – Rów­nież się pod­nosi i idzie w moją stronę. – Te­raz trzeba sku­pić się na mo­jej żo­nie. – Mówi to tak cie­pło, że aż trudno uwie­rzyć, że tak po­trafi.

– Wi­dzimy się w szpi­talu! – wo­łam do niego i idę do swo­jego apar­ta­mentu, który zaj­muję w re­zy­den­cji, a An­gelo do szpi­tala.ROZ­DZIAŁ II

SER­GIO

Po nie­ca­łej go­dzi­nie do­jeż­dżam do szpi­tala. Przy­znaję, je­stem tro­chę zde­ner­wo­wany. Przy­zwy­cza­iłem się do tej dziew­czyny i za­ak­cep­to­wa­łem jako ro­dzinę. Nie chcę jej te­raz stra­cić, w do­datku w pa­rze z Jo.

Jo to jest do­piero wredna małpa. Roz­ko­chała mnie w so­bie, gdy na­wet nie wie­dzia­łem, że je­stem zdolny do ta­kich uczuć. We­szła mi tak głę­boko pod skórę, a te­raz udaje, że mnie nie zna.

Już ja się jej przy­po­mnę, jak ra­zem nam się cho­ler­nie do­brze ukła­dało.

Z tym po­sta­no­wie­niem ru­szam na od­dział, gdzie Margo czeka na prze­szczep. Ale naj­pierw mu­szę się roz­mó­wić z Jo w spra­wie typa z wczo­raj. Po­tem przyj­dzie czas na przy­jem­no­ści.

Wci­skam gu­zik, aby przy­wo­łać windę, szczę­śliwy, że po­jadę nią sam. Nie­na­wi­dzę tłoku, zwłasz­cza w tak cia­snej, ma­łej prze­strzeni. Nim koń­czę myśl, wy­czu­wam czy­jąś obec­ność.

Cho­lera ja­sna, to się po­spie­szy­łem z tym en­tu­zja­zmem.

Od­wra­cam się i wła­snym oczom nie wie­rzę… Pie­lę­gniarka, ale nie byle jaka. Klara, Moja Klara.

Po­zna­li­śmy się pięć lat temu w jed­nym z na­szych klu­bów, gdy z ko­le­żanką szu­kała etatu kel­nerki lub bar­manki. Nie­stety, je­dyne wa­katy mie­li­śmy dla strip­ti­ze­rek. Długo się na­my­ślały, ale osta­tecz­nie pod­jęły wy­zwa­nie.

Klara była na swój spo­sób piękna. Gę­ste czarne włosy, lekko krę­cone, spra­wiały, że wy­glą­dała nie­win­nie i słodko, a metr sześć­dzie­siąt osiem wzro­stu da­wał wra­że­nie, że jest bez­bronna i de­li­katna… I te nie­bie­skie wiel­kie oczy, pełne głębi i ta­kiej ja­kiejś fi­glar­no­ści, któ­rych nie spo­sób nie za­uwa­żyć, na­wet z końca sali. Na sce­nie ema­no­wała zmy­sło­wo­ścią i ma­gne­ty­zmem. Mu­sia­łem ją mieć, tak więc po paru ty­go­dniach udało mi się ją zdo­być. Spo­ty­ka­li­śmy się re­gu­lar­nie przez do­bre trzy lata, cho­ler­nie do­bre trzy lata.

Na samo wspo­mnie­nie na­szych go­rą­cych chwil – w su­mie nie tak od­le­głej prze­szło­ści – za­częło mnie uwie­rać w spodniach, kurwa. Ręką mi­mo­wol­nie się­gam do kro­cza i po­pra­wiam wa­riata.

Uśmie­cham się, gdy do niej pod­cho­dzę…

– Nie spo­dzie­wa­łem się cie­bie tu­taj, Kla­risss. – Tak się do niej zwra­ca­łem. Ca­łuję ją w po­li­czek, przy­wie­ra­jąc ustami dłu­żej, niż to ko­nieczne. Drży i aby ukryć re­ak­cję, od­suwa się, a moim war­gom na­gle robi się chłodno. – Do­brze wy­glą­dasz, skar­bie – do­daję, tak­su­jąc ją wzro­kiem.

W tym wdzianku wy­gląda obłęd­nie, wręcz sek­sow­nie.

– Cie­bie też miło wi­dzieć. – Jej zni­komy uśmiech jed­nak nie po­twier­dza szcze­ro­ści wy­po­wie­dzia­nych słów, a już na pewno nie sięga oczu.

Wcho­dzimy do windy. Ona pierw­sza. Zbli­żam się, ale chyba za bar­dzo w jej mnie­ma­niu, bo cofa się, przy­wie­ra­jąc ple­cami do ściany.

– Daj spo­kój… Chyba się mnie nie bo­isz po tym wszyst­kim, co ra­zem prze­ży­li­śmy? – Ręką gła­dzę jej ak­sa­mitny po­li­czek ubrany w de­li­katny ma­ki­jaż.

– Nie boję się. Po pro­stu nie mam ochoty na zbędną roz­mowę – od­po­wiada, tym ra­zem prze­ko­nu­jąco.

A to do­piero nie­spo­dzianka!

Przy­ci­skam ją swoim tor­sem. Jej od­dech znacz­nie przy­spie­sza.

– Je­śli tak, to może po­wtó­rzymy nasz nu­me­rek w win­dzie? Pa­mię­tasz, jak świet­nie się ba­wi­li­śmy, Kla­risss…? – Moja ręka z au­to­matu wsuwa się po jej udzie pod far­tu­szek. Wy­obraź­nia sza­leje. Czuję, jak jej mię­śnie się na­pi­nają.

O tak…

– Na­wet o tym nie myśl, zbo­czeńcu. – Od­py­cha mnie i mie­rzy wro­gim spoj­rze­niem. – Ni­gdy wię­cej, choć­byś pro­po­no­wał mi mi­liony.

Tego się nie spo­dzie­wa­łem.

– Wiesz do­brze, że mu­sia­łem odejść. Za­ko­cha­łaś się we mnie, a prze­cież usta­li­li­śmy za­sady. Sama je­steś so­bie winna. Tylko uchro­ni­łem cię przed cier­pie­niem.

W tym mo­men­cie windę wy­peł­nia śmiech Klary.

– Ty na­prawdę masz coś z głową, Ser­gio. Jak można nie od­róż­nić dzi­kiego, na­mięt­nego po­żą­da­nia od za­ko­cha­nia?

Oczy­wi­ście to py­ta­nie re­to­ryczne, a wy­po­wiada je z ta­kim prze­ko­na­niem, że przez chwilę się za­sta­na­wiam, czy rze­czy­wi­ście po­peł­ni­łem błąd w oce­nie.

– Za­pew­niam cię, że gdyby tak się stało i ja­kimś cu­dem za­ko­cha­ła­bym się
w to­bie, nie mia­ła­bym skru­pu­łów, aby ci o tym po­wie­dzieć, na­wet kosz­tem roz­sta­nia. Nie wiem, co so­bie uro­iłeś. – Pod­cho­dzi i dźga mnie pal­cem w skroń. – Ale je­stem prze­ko­nana, że to ty się cze­goś wy­stra­szy­łeś, a na­wet po­dej­rze­wam, że kon­kret­nie tego, iż było nam za do­brze, jak sam przed chwilą to okre­śli­łeś, albo po pro­stu się znu­dzi­łeś i stąd ten ab­sur­dalny wy­mysł. O za­ko­cha­niu się mowy nie było, ani na­wet o kro­pelce tego uczu­cia.

– Do­bra, wy­star­czy. – Uci­nam jej mo­no­log, bo, cho­lera, ma sporo ra­cji. Jak za­wsze szczera. – Skoro mamy wszystko wy­ja­śnione, to może małe go­rące co nieco na zgodę? – Po­ru­szam zna­cząco brwiami, a gdy za­mie­rzam do­tknąć jej ra­mie­nia, śmieje się i robi unik.

Co z tymi ko­bie­tami nie tak? Jo za­cho­wuje się po­dob­nie. To ja­kaś za­raza, czy ki chuj?

Winda za­trzy­muje się na pię­trze, które wy­brała Klara. Za­nim robi krok, rzu­cam się na jej usta. Drzwi windy się roz­su­wają, a tam… Jo, która pa­trzy z nie­sma­kiem.

Do­piero po kilku se­kun­dach wra­cam do Klary wzro­kiem i re­je­struję, że coś do mnie mówi:

– Le­piej ci? – Kpi so­bie z mo­ich po­czy­nań, fakt, de­spe­rac­kich, ale mu­sia­łem to zro­bić, aby spraw­dzić, czy wciąż na mnie działa.

A zde­cy­do­wa­nie NIE DZIAŁA tak, jak wtedy. Od­py­cha mnie od sie­bie i wy­cho­dzi, a ja zo­staję sam na sam z wście­kłą Jo, po­łą­cze­niem ko­biety i zie­ją­cej ogniem chi­mery.

Face to face.

Cho­lera!

– Jo, po­cze­kaj! – wo­łam za nią. Znie­chę­cona wi­do­kiem za­sta­nym w win­dzie idzie w stronę klatki scho­do­wej. – Po­cze­kaj, do ja­snej cho­lery!

W od­po­wie­dzi do­staję znak po­koju w for­mie fa­kasa.

Ser­gio, je­steś skoń­czo­nym idiotą – ga­nię się w my­ślach.

Z za­my­śle­nia wy­rywa mnie dźwięk te­le­fonu. Po­wstrzy­muje mnie przed bie­giem za Jo. Się­gam do kie­szeni spodni. Na ekra­nie wy­świe­tla się An­gelo…

– No co tam, bra­cie?

– Jak­byś mógł, weź z sy­pialni Margo ten nowy biały szla­frok, bo ja kom­plet­nie o tym za­po­mnia­łem – zwraca się prośbą.

– Tak się składa, że je­stem już w szpi­talu. – Na­stę­puje chwila ci­szy. – Ale mam po­mysł: wrócę za pięt­na­ście mi­nut – rzu­cam do te­le­fonu i wsia­dam z po­wro­tem do windy.

– Dzięki, Ser­gio.

– Nie ma sprawy, dla ro­dziny wszystko – roz­łą­czam się i zjeż­dżam z na­dzieją, że na­tknę się na małą, wredną, py­skatą mi­strzy­nię walk.

Wy­cho­dzę ze szpi­tala i kie­ruję się na par­king. Wsia­dam do auta, od­pa­lam sil­nik. Wy­cią­gam te­le­fon i dzwo­nię do Jo, ale małpa nie od­biera. Za trze­cim ra­zem od­rzuca po­łą­cze­nie.

Oj, to bę­dzie cię srogo kosz­to­wać, nie­po­słuszna dziew­czyno.

Gdy ru­szam, ką­tem oka wi­dzę Jo… jakby z kimś roz­ma­wiała, ale z tego miej­sca nie wi­dzę, z kim. Za­trzy­muję się i po­now­nie wy­bie­ram jej nu­mer… Spo­gląda na wy­świe­tlacz i znowu od­rzuca moje po­łą­cze­nie.

Do­syć tego!

Wy­sia­dam z auta. Chcę ją za­py­tać, czy po­je­dzie ze mną po szla­frok dla Margo i przy oka­zji spraw­dzić, do kogo się tak uśmie­cha. Po paru kro­kach wi­dzę, że ja­kiś ko­leś trzyma ją za rękę… Nie, nie trzyma – gła­dzi moją Jo pa­lu­chami, które mu za­raz po­ła­mię. Ru­szam z ta­kim im­pe­tem, że gdy Jo ła­pie mój wzrok, wy­rywa dłoń z uści­sku typa i od­ska­kuje jak po­pa­rzona.

– Do­brze! Bój się, mała – mam­ro­czę pod no­sem. – Co tu się dzieje? – Wcho­dzę mię­dzy nich. – I dla­czego ten typ cię do­tyka? – mó­wię wprost do Jo z su­rową miną, a ra­czej wkur­wem, bo cały się go­tuję.

Sły­szę za ple­cami, jak go­ściu coś mam­ro­cze pod no­sem, więc ob­ra­cam się w jego stronę – wi­dać, że jest prze­stra­szony, kny­pek je­den. Kny­pek, bo je­stem o dwie głowy wyż­szy i o co naj­mniej raz ma­syw­niej­szy.

– Mó­wi­łeś coś, czy już się mo­dlisz? A może prze­pra­szasz za to, że do­tkną­łeś mo­jej ko­biety? – mó­wię zni­żo­nym gło­sem, za­ci­ska­jąc szczękę.

Go­ściu unosi brwi w zdzi­wie­niu pra­wie po­nad li­nię wło­sów.

I co ja mam z nim zro­bić? Za­bić naj­le­piej.

– Co tu ro­bisz, Ser­gio? – Moje roz­my­śla­nia prze­rywa Jo.

– Szu­kam cie­bie – od­po­wia­dam, nie spusz­cza­jąc oczu z typka. – Mamy do po­ga­da­nia.

Do­piero te­raz wra­cam spoj­rze­niem do Jo. Jest zła. Bar­dzo zła, ale nie tak, jak ja. I jesz­cze ta czarna ob­ci­sła su­kienka… To dla niego się tak wy­stro­iła?

– Ko­lega – od­po­wiada, wzdy­cha­jąc.

– Tylko ko­lega? – do­py­tuję i le­piej dla niego, żeby po­twier­dziła.

– Tak!

Ani przez chwilę w to nie wie­rzę.

– Jo, czy ten męż­czy­zna ci się na­przy­krza? – od­zywa się na­gle mło­kos zza ple­ców.

– Wy­pie­przaj stąd, póki jesz­cze mo­żesz o wła­snych si­łach – mó­wię spo­koj­nym gło­sem, choć w środku cały ki­pię.

Już chce coś od­po­wie­dzieć, ale Jo chwyta go za rękę z niemą prośbą, aby za­prze­stał swo­jego, jak dla mnie i tak nie­udol­nego, bo­ha­ter­stwa, i pró­buje od­cią­gnąć go ode mnie na bez­pieczną od­le­głość, lecz ten ani my­śli się ru­szyć.

Cho­lera, jed­nak będę miał spo­sob­ność mu przy­wa­lić.

– Si­mon, daj spo­kój, wi­dzimy się ju­tro w pracy, a te­raz już jedź. Po­ra­dzę so­bie – za­pew­nia ner­wowo Jo.

No pro­szę, ko­lega z pracy… Czyli z banku. I już się cie­szę, bo długo nie za­bawi w fir­mie. Już ja się o to po­sta­ram.

Wi­dać, że ko­leś nie za bar­dzo chce odejść, więc z miłą chę­cią mu w tym po­mogę.

– Li­czę do trzech i ma cię tu nie być. Ja­sne? – Ro­bię krok w jego stronę i od­ru­chowo się­gam pod ma­ry­narkę. Ką­tem oka wi­dzę, jak Jo za­miera.

– Ser­gio, a w ja­kim celu mnie szu­ka­łeś? – Sły­szę za ple­cami. – Nie do­sta­łeś cze­goś od tam­tej blon­dyny z windy? – Jo pró­buje od­wró­cić moją uwagę, bo oczy­wi­ście, bez tej uszczy­pli­wo­ści nie by­łaby sobą. Pro­wo­kuje, jak za­wsze.

Zer­kam na nią i wi­dzę, jaka jest z sie­bie za­do­wo­lona, że jej się udało… Nic bar­dziej myl­nego, bo mam plan, który obej­muje prze­rzu­ce­nie jej przez ra­mię i wsa­dze­nia do mo­jego auta, ale to za chwilę.

– Margo po­trze­buje szla­froka, a ja nie wiem, ja­kiego i dla­tego po­je­dziesz
ze mną.

Pod­cho­dzę do niej bli­sko, wręcz na­ru­sza­jąc jej prze­strzeń oso­bi­stą. Lu­bię to ro­bić, bo wtedy mi­mo­wol­nie przy­gryza wargę i wy­gląda z tym gry­ma­sem obłęd­nie.

– Do­brze, po­jadę ku­pić szla­frok dla Margo, ale nie z tobą, tylko sama. I tak się nie przy­dasz. – Od­wraca się na pię­cie i ru­sza do swo­jego auta, a gdy chcę ją za­trzy­mać, do­daje: – I to nie pod­lega dys­ku­sji.

Mam ochotę ją udu­sić. Już chcę pod­biec i ją po­rwać, gdy od­zywa się jej ko­lega:

– Jo, za­po­mnia­łaś za­brać do­ku­menty, które ci przy­wio­złem – wy­krzy­kuje i pod­cho­dzi do niej z… teczką? Jo wy­daje się zmie­szana. Czy to z po­wodu tych do­ku­men­tów?

Na­gle na par­king wjeż­dża auto, które od razu przy­kuwa moją uwagę i wzywa do peł­nej go­to­wo­ści. Mam złe prze­czu­cia. Sa­mo­chód zwal­nia, gdy nas mija, ale kon­ty­nu­uje jazdę. Fur­go­netka par­kuje dwa rzędy da­lej, ale nikt z niej nie wy­siada. Pró­buję sku­pić się na Jo i tym ko­le­siu, ale, kurwa, nie mogę. Dzia­łam in­tu­icyj­nie.

– Idziemy stąd, te­raz! – mó­wię do Jo, kiedy pod­cho­dzę do niej i cią­gnę ją za rękę do swo­jego auta. Pró­buje się wy­rwać, ale mam to w du­pie. – To­bie też ra­dzę się stąd zmy­wać – rzu­cam na od­chodne do Si­mona.

Czego na­uczy­łem się przez te lata? Ufać bez­gra­nicz­nie swo­jej in­tu­icji.

Si­mon nie­stety nie ro­zu­mie po­wagi sy­tu­acji i pró­buje zgry­wać bo­ha­tera.

– Zo­staw ją! Nie wi­dzisz, że nie chce iść z tobą!? Puść ją! – wy­krzy­kuje i za­gra­dza nam drogę, pró­bu­jąc przy­brać groźną minę, ale wy­gląda jak chi­hu­ahua… Ko­micz­nie. Mi­jam go i już mam otwo­rzyć drzwi po stro­nie pa­sa­żera –pada strzał.

Si­mon upada na zie­mię. Ja­sna cho­lera! Jo od razu kuli się koło mnie, cho­wa­jąc przed na­past­ni­kiem i jed­no­cze­śnie za­cią­ga­jąc ko­legę za auto, żeby zdjąć go z pola wi­dze­nia.

– Kurwa mać! Spluwę mam w au­cie – wścieka się Jo i klnie jak szewc.

– Spo­koj­nie, mam dwie. – Wy­cią­gam i po­daję jej jedną. – On chyba nie żyje… –Wska­zuję le­żą­cego bez ru­chu knypka. Jo na­tych­miast spraw­dza funk­cje ży­ciowe ko­legi…

– Na szczę­ście jesz­cze od­dy­cha – in­for­muje Jo z ulgą.

Nie­spe­cjal­nie mnie to in­te­re­suje, więc wy­chy­lam się zza auta, aby zo­ba­czyć, gdzie są na­past­nicy.

Kurwa! Auto na­dal tam stoi. Ob­ser­wują nas. Nie wiem, czy ktoś wy­sia­dał i ilu ich tam jest. Nie, że nie lu­bię nie­wie­dzy. Uno­szę rękę i nią ma­cham – pada ko­lejny strzał. Nie tra­fia. Więc jed­nak czają się w au­cie.

– Za­wsze przy­no­sisz mi szczę­ście – pod­su­mo­wuję sar­ka­stycz­nie obec­ność Jo u mego boku. Ska­nuję ją wzro­kiem, a ona wy­ciąga te­le­fon i wy­biera nu­mer.

– Po kogo dzwo­nisz? – Nie od­po­wiada, więc za­bie­ram jej apa­rat i sam spraw­dzam.

– Od­daj go! – krzy­czy.

– Do An­gelo? To nie jest do­bry po­mysł. Nie w tej chwili, gdy Margo przy­go­to­wują do ope­ra­cji, Jo.

– A masz lep­szy po­mysł, cwa­niaku? Jest na miej­scu i przy­śle nam chło­pa­ków, któ­rych ma u boku.

– Strzały na pewno ich za­alar­mują. A my so­bie tu­taj po­ra­dzimy sami, prawda?

– I tak po­win­ni­śmy za­dzwo­nić do niego i ostrzec.

Ma ra­cję i już nie cze­ka­jąc na moją od­po­wiedź, wy­biera nu­mer do An­gelo.

– Daj mi to. – Biorę jej te­le­fon i cze­kam na po­łą­cze­nie.

– Hej, Jo, do­brze, że dzwo­nisz, bo Margo się o cie­bie py­tała. Gdzie je­steś? – Opa­no­wany i miły głos An­gelo do­pro­wa­dza mnie pra­wie do śmie­chu, ale się po­wstrzy­muję.

– To nie Jo – tłu­ma­czę na wstę­pie. – An­gelo, nie jest do­brze. Utknę­li­śmy z Jo na par­kingu i je­ste­śmy pod ostrza­łem. Nie mam po­ję­cia, kim są na­past­nicy. Czarne auto do­staw­cze, strzały od­da­wane przez okno od strony pa­sa­żera…

– Już do was idę z chło­pa­kami.

Za­pada głu­cha ci­sza.

– Pięk­nie. – Jo kręci głową z nie­do­wie­rza­niem i prze­ła­do­wuje broń, po czym przy­ciąga omdla­łego ko­legę bli­żej auta. – Ru­szamy! – Ma­cha ręką i wska­zuje, do­kąd bie­gniemy.

Nie pro­te­stuję. Trzeba dzia­łać.

Jo od­li­cza do trzech i przy akom­pa­nia­men­cie strza­łów ru­szamy do naj­bliż­szego auta, żeby się za nim scho­wać.

– Jo? Je­steś cała? – py­tam z tro­ską i wzro­kiem szu­kam ran na jej ciele. Na szczę­ście żad­nej nie za­uwa­żam.

– Tak, nic mi nie jest – po­twier­dza nie­zwłocz­nie.

– Słu­chaj, mu­simy się roz­dzie­lić i po­dejść jak naj­bli­żej tego sa­mo­chodu, wtedy za­ata­ku­jemy. Bie­gnij zyg­za­kiem. I pa­mię­taj: ra­zem. Cze­kasz na mój sy­gnał. Bie­gniemy jed­no­cze­śnie. Zro­zu­miano? – Po­ta­kuje i od razu ru­sza na prawo, nie oglą­da­jąc się za sie­bie.

A mó­wią, że to ja ten na­rwany… Chyba Jo jesz­cze nie po­znali.

Na­tych­miast ru­szam w prze­ciw­nym kie­runku. Strzały nie ustają ani na se­kundę. Gdy czuję się bez­pieczny, roz­glą­dam się za Jo, ale, cho­lera, ni­g­dzie jej nie wi­dzę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: