W skrócie - ebook
W skrócie - ebook
Co mówi Prawo Ziemkiewicza, dlaczego Książę Józef Poniatowski został bohaterem, czym najlepiej wyleczyć kaca, jaki jest sens życia, dlaczego Polacy znienawidzili PiS, które z przykazań Bożych jest najważniejsze, kim naprawdę jest Lech Wałęsa, jak żyć i jak umrzeć - a wszystko objaśnione zwięźle i z humorem.
Idealna lektura dla tych, którzy uwielbiają gospodarza telewizyjnego „Antysalonu”, jak i dla tych, których on diabelnie irytuje.
Krótko mówiąc: RAZ od A do Z.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7574-456-9 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Akcje – sensem urządzania akcji jest to, że z zasady nie mają one sensu, ale zawsze prowadzone są w słusznej sprawie: przeciwko przemocy, niesprawiedliwości, głodowi w Afryce, globalnemu ociepleniu i tak dalej. Akcja może polegać na wyłączeniu na minutę albo i godzinę prądu na całym kontynencie (co, jak wyjaśni każdy fachowiec, poprzez dodatkowe obciążenie sieci w sumie znakomicie zwiększa jego zużycie). Albo na wymalowaniu billboardów z informacją, że zupa była za słona, względnie że kij służy do grania, nie do zabijania. Albo na zagonieniu szkolnych dzieci do sprzątania śmieci zamiast tych, którym za to płacą, ale im się nie chce. Albo na wydojeniu budżetu na masowe robienie przypadkowym osobom badań, których normalnie przychodnia odmawia bez skierowania lekarskiego, jako że uchodzą za szkodliwe dla zdrowia. Najczęściej jednak akcja polega na tym, że dowartościowujące się udziałem w niej sławy występują publicznie z wyrazami poparcia dla akcji i są potem bardzo dumne, że wzięły udział w akcji, wykazując się poparciem dla słusznej sprawy.
Algorytm wyborczy III RP – jest prosty: do wyboru mamy zawsze złodziei, ale przynajmniej fachowców, oraz oszołomów, ale przynajmniej uczciwych. Jeśli wyborcy zdecydują się na złodziei, gdzieś w połowie kadencji orientują się, że moralność kandydatów ocenili właściwie, ale co do rzekomej fachowości dali się zwieść. Jeśli postawili tym razem na oszołomów, okazuje się, że ich oszołomstwo jest niewątpliwe, ale wiara w uczciwość, niestety, była złudna. Po czym w kolejnych wyborach głosy przerzucane są ze złodziei na oszołomów albo odwrotnie; i tak da capo. (Tak to wygląda od strony publicysty i prostego ludu. Od strony działaczy → Dylemat reformowania III RP).
Alkoholizm – uważam za znak przemiany, która się dokonała, znacznie wyraźniejszy niż różne statystyki, że alkoholizm przestał być tematem literackim. Uzależnienie od C2H5OH w różnych jego formach inspirowało swego czasu wielkie dzieła, od „Pod wulkanem” czy „Moskwa – Pietuszki” po „Pętlę”, i jeszcze pokolenie starsze od mojego o dziesięć lat widziało w chlaniu jakąś wzniosłość, metafizykę, a zaszczanego i obrzyganego pijaczka opiewało jako postać niezwykle skomplikowaną i fascynującą. Tymczasem dla pokolenia wychowanego już po transformacji ustrojowej picie jest tylko piciem i niczym więcej. Oczywiście, kto zbyt często rozładowuje stresy w ten sposób, może wpaść w alkoholizm, tak jak może się uzależnić ten, kto wciąga, złapać HIV-a ten, kto chodzi na dziwki, albo wtopić kasę ten, kto agresywnie inwestuje. Ale tematu literackiego, wzniosłości nie ma w tym żadnej i nie da się już z alkoholizmu wyżąć żadnej literatury.
Alpaga – łagodnie, ale skutecznie działający środek eutanazyjny, rozwiązujący w III RP problem tak zwany wykluczenia i nadmiaru nieproduktywnej ludności, nieprzydatnej w budowie kapitalizmu (→ Transformacja ustrojowa) z powodu braku wykształcenia i chęci do pracy. Dziesięć lat temu zażywany regularnie przez około trzy miliony rodaków, obecnie już tylko dwa.
Antyklerykalizm – inaczej zwany „barbaryzmem labudyzmem” od nazwiska najbardziej swego czasu znanej przedstawicielki nurtu oskarżającego Kościół o chęć „iranizacji” Polski, wprowadzenia państwa wyznaniowego i „wpieprzania się we wszystko”. Dziś już te emocje opadły, sama Barbara Labuda, otrzymawszy jakąś tam godność na dworze Aleksandra Kwaśniewskiego, gwałtownie zmieniła ton i dostosowując się do szefa, zaczęła nagle popierać konkordat z Watykanem; co było zresztą w jej wypadku swego rodzaju powrotem do młodości spędzonej w przyparafialnych salkach, gdzie podobni jej przedstawiciele liberalnej opozycji w peerelu liczyć mogli na jedyny azyl.
Czytając gazety sprzed 1995 roku (czyli sprzed ogłoszenia przez Kwaśniewskiego kursu „z Kościołem już nie walczymy”), aż trudno uwierzyć, jaką histerię był w stanie rozpętać wówczas Salon przeciwko „czarnym”, w jak dobrym tonie było mówić: „Ja też jestem katolikiem, ale jak widzę tych skurwysynów, to mnie po prostu szlag trafia”. (Zapisany przez publicystę „Wprost” głos anonimowego inteligenta na widok procesji Bożego Ciała w Warszawie; sam byłem świadkiem, jak na oko dostatnio odziany i raczej pochodzący z górnych warstw społecznych chłopak mówił, mijając kościół, z którego dochodziły śpiewy niedzielnej mszy: „Ale bym tym skurwysynom wpierdolił jakąś bombę”, na co jego dziewczyna popatrzyła na niego wzrokiem „my hero!”). „Gazeta Wyborcza” kibicowała wtedy grupie licealistów, która wystawiła w szkole własnego pomysłu sztukę zaangażowaną, gdzie w początkowej scenie pierwszy sekretarz odbierał przez telefon dyrektywy z Moskwy, a w ostatniej politycy współczesnej już Polski przez ten sam telefon z Watykanu, po drodze zaś był jeszcze Niesiołowski z Anastazją P.; oczywiście trybuna Salonu broniła twórców widowiska przed ciemnotą części rodziców, którym się społeczne zaangażowanie młodzieży nie podobało (Pamiętacie jeszcze film „Dreszcze”? „Dzieci, musicie rodzicom powiedzieć »nie«. Musicie być odważne. Odwagą cechowali się tacy wielcy Polacy, jak Tadeusz Kościuszko i Paweł Finder”). W ogóle zachęcam do studiowania owych czasów, bo najbardziej znaczące nie jest to, jak potężną, nikczemną energię zdołała wtedy w swych odbiorcach uruchomić wszechpotężna wówczas w mediach michnikowszczyzna (to da się od biedy wyjaśnić jakimiś socjologicznymi prawidłowościami i ogólnym zgłupieniem w czasach transformacji, wielkiego pomieszania, przestawiania znaków wartości i „zapaści semantycznej”) – ale to, jak łatwo potem tę histerię dosłownie z dnia na dzień wygaszono, gdy przestała być potrzebna. To była prawdziwa i budząca zgrozę prezentacja potęgi → Salonu.
Antysemityzm – popularne zwłaszcza w kręgach narodowo-katolickich powiedzenie mówi, że kiedyś antysemitą był ten, kto nie lubił Żydów, a dziś jest nim ten, kogo nie lubią Żydzi. To jednak nieprawda, czy też nie do końca prawda, choć trzeba się zgodzić, że antysemitą jest się dziś z medialnego mianowania i właściwie może nim zostać każdy; wystarczy jakakolwiek wyrwana z kontekstu wypowiedź albo niewinna nawet życiorysowa zaszłość (→ Gombrowicz Witold).
Jednak nie jest demaskowany jako antysemita ten, kto twierdzi, że Izrael jest najbardziej agresywnym państwem świata, największym zagrożeniem dla światowego pokoju, wykwitem amerykańskiego imperializmu lub też przebiegłą siłą, która intrygą, szantażem i przekupstwem sterując waszyngtońskim „beltwayem”, w swoim interesie narzuciła z natury pokojowemu, wręcz izolacjonistycznemu narodowi agresywną politykę międzynarodową, której koszty – w postaci bilionów dolarów, tysięcy zabitych żołnierzy i nienawiści – ponoszą prości Amerykanie i cały świat. Nikt poważny nie będzie chyba twierdził, że Żydzi lubią celebrytów i intelektualistów powtarzających, że „Żydzi robią Palestyńczykom to samo, co kiedyś Hitler robił Żydom”, albo media, które utożsamianie syjonizmu z nazizmem i Gazy z warszawskim gettem uczyniły wręcz modnym stereotypem. Nic jednak nie mogą już przeciwko temu poradzić. Te same ośrodki, zarządzające emocjami na skalę globalną (→ Media elektroniczne), potrafią jednocześnie gnoić domniemanych antysemitów, najchętniej wskazując ich w Kościele katolickim i kręgach konserwatywnych, przechodzić milcząco do porządku dziennego nad autentyczną nienawiścią do Żydów krzewioną przez islam (bo, jak pokazała historia z karykaturą Mahometa w duńskiej gazecie, z tymi to lepiej nie zadzierać) i zupełnie bezwstydnie głosić rasistowską nienawiść do Żydów, przedstawiając ją jako opór wobec machlojek „globalnej finansjery” i agresywności „izraelskiego imperializmu”.
Widać wyraźnie, że poręczna pałka do okładania przeciwników i wymuszania rozmaitych haraczy pod pozorem „odszkodowań” za holocaust, jaką było jeszcze kilkanaście lat temu oskarżenie o antysemityzm, nie spoczywa już w rękach międzynarodowych (de facto amerykańskich) organizacji żydowskich ani innych liderów diaspory, ale dysponuje nią dziś szeroko rozumiany lewicowy → Salon i poddane jego wpływom media. Co oznacza, że antysemita to już nie ten, kogo nie lubią Żydzi, ale ten, kogo nie lubi światowe lewactwo.
Apteki – to jeden z wielu przykładów, lecz bardzo charakterystyczny. W początkach lat dziewięćdziesiątych byliśmy jako UPR proszeni o wsparcie przez grupę farmaceutów, którzy walczyli wtedy o prawo otwierania prywatnych aptek – czego socjalistyczne państwo zabraniało w trosce o poziom i jakość świadczonych usług. Nasze poparcie pewnie nie było tu zbyt ważne, ale w każdym razie farmaceutom się udało, w szybkim czasie w polskich miastach powstały setki nowych aptek, dosłownie na każdym rogu. I kilka lat później dostałem, już jako dziennikarz, apel grupy farmaceutów lobbujących za kolejną nowelizacją prawa – tym razem taką, żeby zablokować możliwość zakładania nowych aptek, ograniczając ich liczbę urzędowo do jednej na iluś tam mieszkańców, w trosce o poziom i jakość świadczonych usług. Sięgnąłem do starych papierów, żeby sprawdzić, czy pod obydwoma apelami znajdę te same nazwiska. W większości tak.
Armia Krajowa – profesor Witold Kieżun, wybitny specjalista od administracji publicznej i żołnierz Powstania Warszawskiego, opowiadał, jak w latach siedemdziesiątych stracił prestiżową posadę na renomowanym brytyjskim uniwersytecie. Był zaproszony do objęcia katedry, wszystko zostało już uzgodnione, dopięte na ostatni guzik i dosłownie w ostatniej chwili, gdy brał walizkę w rękę, powiadomiono go, że zaproszenie jest anulowane, podając jakiś mocno naciągany, w oczywisty sposób wymyślony naprędce pretekst.
Jaka była rzeczywista przyczyna, dowiedział się dopiero po latach. Gdy rozniosła się wiadomość o jego nominacji, na posiedzeniu rady zarządzającej uczelnią wystąpił z gwałtownym oporem jeden z profesorów. „Owszem, to wybitny specjalista, ale w żadnym wypadku nie możemy kogoś takiego zatrudnić. On przecież nawet nie ukrywa, że w czasie wojny należał do polskiej Home Army (czyli właśnie Armii Krajowej)”. Na tę informację cała rada wydała okrzyk zgrozy, tylko jeden z jej członków przyznał się, że nie wie, co to była Home Army. Wytłumaczono mu więc, że była to polska nazistowska organizacja militarna, która wspólnie z hitlerowcami dokonywała mordów na Żydach. Po czym rada jednogłośnie uznała, że w takiej sytuacji zaproszenie dla Polaka trzeba wycofać.
Autorytety – u zarania III RP miały być podstawą sprawowania w niej władzy. Śmiech na sali, ale będąca wtedy u szczytu wpływów grupa byłych → „komandosów” i jej → Salon tak to sobie wyobrażały, że jak zgromadzą pod swoją komendą wszystkie możliwe Autorytety (dodawano jeszcze wtedy: „moralne”), pisarzy, naukowców, w ogóle wszelkiej maści artystów i profesorów, a niepokornych zgnoją, zdezawuują i wyrugują z medialnego dyskursu w całkowity niebyt, i jak te wszystkie jedynie pozostałe na placu Autorytety będą zgodnym chórem mówić narodowi, co ma myśleć, czego słuchać, z czego rechotać, a przed kim się korzyć, to lud naprawdę ich posłucha, no bo jakże mógłby nie słuchać, kiedy mówią mu to Autorytety?
Nic z tego oczywiście nie wyszło poza poważnymi szkodami w debacie publicznej, utrzymującymi się do dziś, no i poza zdezawuowaniem w oczach Polaka wszelkich autorytetów jako takich, w czambuł.
Autostrady – we wzorcowej gospodarce wolnorynkowej, jaką zbudowały USA, nikomu nigdy do głowy nie przyszło, że mógłby je budować ktokolwiek inny niż państwo. W Polsce państwo angażuje się w dziesiątki rzeczy, które normalny kraj pozostawia obywatelom, wiedząc, że prywatny przedsiębiorca zrobi je lepiej niż urzędnik. Ale wymyślono, że akurat autostrady zbudują firmy prywatne; z wiadomym skutkiem (→ Jadąc przez Polskę, → Niemożność).
Bajki antylustracyjne – wymieńmy kilka najczęściej powtarzanych:
1) „Konfidenci to byli ludzie złamani szantażem” – nieprawda, 99 proc. tajnej armii esbeckich kapusiów donosiło zupełnie dobrowolnie, dla ułatwień w karierze, pomocy w wyjeździe zagranicznym, awansu, dobrych recenzji, pieniędzy i prezentów. Bezpieka dobrze wiedziała, że „z niewolnika nie ma pracownika”, i jeśli stosowała takie metody, to raczej po to, by kogoś złamać, skompromitować w środowisku i posiać nieufność, niż żeby naprawdę korzystać z jego donosów.
2) „Walczyli z komunizmem i nawet jeśli ich złamano, to nie mają prawa ich krytykować ci, co nic nie robili” – nieprawda, najbardziej zinfiltrowana była wcale nie opozycja, ale środowiska artystyczne, naukowe i palestra. Generalnie bezpieka chciała być tym lepiej poinformowana, co się dzieje w danym środowisku, im bardziej było ono opiniotwórcze i im miało większe możliwości kontaktowania się ze światem.
3) „Archiwa zostały tak przetrzebione, że nie da się na ich podstawie orzec prawdy” – też nieprawda, jak to powiedział rosyjski historyk Jurij Lewada (parafrazując oczywiście Bułhakowa): „Archiwa tajnych policji nie płoną”. Obieg esbeckich archiwaliów był tak szeroki, tylokrotnie je rozmnażano i kopiowano, że któraś z kopii zawsze gdzieś się znajdzie. Przykładem najlepszym donosy „Bolka”, które pozostały mimo prowadzonej z wielkim rozmachem akcji poszukiwania i niszczenia wszelkich dokumentów związanych z przeszłością byłego prezydenta.
4) „SB masowo fałszowała dokumenty” – owszem, bywało, że robiła jakąś fałszywkę w rodzaju „lojalki” Kaczyńskiego (to zresztą działo się już po roku 1989), ale nigdy nie wkładała fałszywek do swoich archiwów, robiła je przecież po to, by dezinformować innych, a nie siebie samą.
Z tym wiąże się bajka kolejna: „Esbecy wymyślali fikcyjnych agentów i przypisywali im to, co wiedzieli z innych źródeł, żeby kasować premie i brać dla siebie pieniądze za rzekome wynagrodzenia konfidentów” – akurat, spróbowałby który. Po pierwsze, bezpieka stanowiła swego rodzaju zakon, połączony nie tylko poczuciem wyjątkowości, więzami rodzinnymi i uprzywilejowaniem materialnym, ale także silnym poczuciem wewnętrznej lojalności. Po drugie, miała, jak każda służba specjalna, sprawny system wewnętrznych kontroli, wzajemnego sprawdzania się i ubezpieczania operacji i coś opisanego powyżej, jeśli nawet incydentalnie by się gdzieś zdarzyło, byłoby bardzo szybko wykryte i surowo ukarane. W peerelu w coraz większej liczbie dziedzin życia publicznego panował narastający bardak, ale akurat bezpieka cywilna i wojskowa były do ostatniej chwili najsprawniejszym narzędziem, jakimi dysponowała władza (i wiele wskazuje, że pozostały takimi jeszcze długo po jej upadku i nawet po formalnym rozwiązaniu).
Bajek antylustracyjnych naprodukowano znacznie więcej, ale pozostałe są już tak bzdurne, że szkoda o nich wspominać.
Balcerowicz musi odejść – hasło kojarzone dziś z Lepperem, w mojej pamięci pozostaje, obok „Bolek do Moskwy”, jednym z symboli centroprawicowej kontestacji początku lat dziewięćdziesiątych. O Wałęsie i sprawie „Bolka” obszernie w innych hasłach, co zaś do Balcerowicza, weterani wspomnianej kontestacji do dziś nie rozumieją i nie chcą przyjąć do wiadomości, że grając pod publiczkę z głupią zajadłością przeciwko patronowi reformy finansów państwa i – w tym wypadku nie miało znaczenia, że bardziej postulowanego i otrąbianego niż faktycznie wprowadzanego – kapitalizmu, uwiarygodniali postkomunistów i mościli im drogę do władzy w stopniu nie mniejszym, niż robił to Michnik swoimi toastami i dialektyką „jeśli nie Kiszczak z Jaruzelskim, to faszystowska dyktatura”. Tylko w innych środowiskach; Michnik przyprowadził Kwaśniewskiemu i Millerowi inteligentów, a Macierewicz, Janowski i Wrzodak prostych robotników i chłopów. Z punktu widzenia prostego człowieka rzecz była oczywista – jeśli ci z „Solidarności” sami przyznają, że to ten ich Balcerowicz zniszczył Polskę, rozkradł i wyprzedał za bezcen nasz wspólny majątek i oddał nas jakimś zagranicznym bankierom, no to trzeba głosować na komucha. Bo za komucha Polska kwitła, były wczasy, dotacje i stołówki pracownicze, a „Solidarność” popsuła.
Bezkarność – 1) Jedna z fundamentalnych zasad ustrojowych III RP.
2) Jak dowiódł w klasycznym już dziś eseju Stanisław Koźmian, jeden z twórców krakowskiej szkoły historycznej (rzadkiego w polskich dziejach pomnika zdrowego rozsądku), najgorsza z trucizn, powodująca rozkład życia społecznego, moralności publicznej, ostatecznie prowadząca do upadku państwa. Z licznych podanych przez autora przykładów, czym skutkuje rozpanoszenie się w życiu publicznym bezkarności, najbardziej wymowny jest los przedrozbiorowej Rzeczpospolitej.
Bezpieczeństwo – według psychologów najsilniejsza psychiczna potrzeba przeciętnego człowieka. Niestety, gdy ludzie masowo jej ulegają i zapewnienie sobie poczucia bezpieczeństwa staje się główną wytyczną ich działania, skutki dla społeczeństwa są zgubne. I to na wszystkich polach. W gospodarce – bo tak zwane bezpieczeństwo socjalne wymaga rozrostu biurokracji, która szybko usamodzielnia się i jako kasta mandaryńska, wchodząc w symbiozę z kastami wielkich właścicieli i polityków, zaczyna dławić przedsiębiorczość i wszelką wolność oraz gnębić obywateli coraz bardziej rujnującymi i nieusprawiedliwionymi wspólnym dobrem podatkami. A także duchowe, bo człowiek opętany manią bezpieczeństwa zaczyna się bronić przed jego zaburzeniem nieprzyjmowaniem do wiadomości złych informacji, ucieka w niedojrzałość i niczym dziecko wypiera ze świadomości zagrożenia, przełączając kanały telewizyjne w poszukiwaniu tego, który da mu najbardziej ucukrowaną i beztroską wizję rzeczywistości. Oznaki takiego masowego zdziecinnienia nietrudno zauważyć dziś w zachodnich „państwach dobrobytu”, tych zwłaszcza, gdzie w dorosłe życie wchodzi niekiedy już trzecie pokolenie wychowane na zasiłkach (→ Wilhelm z Tyru).
Bezstronność – wrodzona i niezbywalna cecha sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Na mocy orzeczenia Trybunału sędzia taki pozostaje bezstronny nawet wtedy, gdy orzeka w sprawie swojej własnej bądź swoich najbliższych.
Bolek – chyba najgłośniejszy Tajny Współpracownik SB. Fakt, że pod tym kryptonimem zarejestrowany był Lech Wałęsa, dla świata nie jest tajemnicą co najmniej od czasu wydania tak zwanego archiwum Mitrochina, to jest od roku 1998 – jest to zbiór tajnych dokumentów KGB wykradzionych przez pracującego na dwie strony sowieckiego archiwistę. Wystarczy zerknąć do indeksu, żeby przeczytać: „Bolek – see: Walesa, Lech, numer strony”. Oczywiście w wydaniu oryginalnym, polskie zostało w tym punkcie ocenzurowane. Teza, jakoby „Bolka” wymyśliła SB na użytek komitetu noblowskiego, w świetle ujawnionych przez Cenckiewicza i Gontarczyka dokumentów z początku lat siedemdziesiątych jest nie do obrony; ale teza, że SB dezinformowała także swoją macierzystą organizację w Moskwie, jest już kompletnym absurdem.
W Polsce ujawnienie wstydliwego (i szczerze mówiąc, nie sposób stwierdzić, czy na pewno definitywnie zakończonego wyrejestrowaniem w roku 1974) epizodu z biografii „bohatera narodowego” zaowocowało histerią i dziwnym frontem „obrony czci” Wałęsy, w którym kluczowe pozycje zajęli byli komuniści na czele z Kwaśniewskim, środowisko niegdyś eksponujących mocno indyferentny stosunek wobec tradycji solidarnościowej eks-liberalnych „pragmatyków” → Tuska oraz michnikowszczyzna, u zarania III RP histerycznie nienawistna wobec Wałęsy i atakująca go wtedy za skłonność do łamania praworządności i nadużywania służb specjalnych (które właśnie książka Cenckiewicza i Gontarczyka w kontekście zacierania śladów po „Bolku” dokumentuje) tudzież uporczywie wyszydzająca „solidarnościowe kombatanctwo” – wszyscy razem zwarci w bogoojczyźnianym froncie, skierowanym między innymi przeciwko autentycznym, ale odrzuconym przy → Okrągłym Stole bohaterom „Solidarności”.
Ta przedziwna wolta i histeria odbierają nam, w imię jakichś guzik wartych doraźnych interesików politycznych, prawdę o naszej historii – prawdę, która jest istotnie ciekawa, w przeciwieństwie do kombatanckich bajek z rocznicowych obchodów Wałęsowego Nobla. Wystarczy sobie tylko zadać pytanie: czy komuniści zdecydowaliby się na eksperyment porozumień sierpniowych i, przede wszystkim, czy dostaliby na to zgodę Moskwy, gdyby nie mogli wykazać się przed nią, że we wszystkich trzech głównych ośrodkach – w Gdańsku, Szczecinie i na Śląsku – na czele strajków, a potem „Solidarności” stają jej konfidenci? Czy gdyby Wałęsa nie prowadził swej do dziś nieprzedstawionej uczciwie gry z komunistami (→ Renesans), nie podzieliłby losu Tadeusza Szczepańskiego bądź Stanisława Pyjasa i nie został zastąpiony jakimś innym TW, który by w przeciwieństwie do niego nie „bryknął” w decydującym momencie? Mnie te pytania wydają się retorycznymi. Pan Bóg, jak wiadomo, potrafi pisać prosto po krzywych liniach.
Bomba atomowa – w czasach mojej młodości, i to nie tylko po tej stronie „żelaznej kurtyny”, jej istnienie przedstawiane było jako największe nieszczęście, jakie mogło spaść na świat, a wynalazcy tej broni jako niemalże zbrodniarze, wskutek szaleńczych zabaw których świat stanął na krawędzi zagłady. Prawda jest taka, że twórcom „projektu Manhattan” należą się pomniki i nieustająca wdzięczność świata, który gdyby nie oni, prawdopodobnie wkrótce po ostatecznym rozwiązaniu problemu Hitlera padłby ofiarą podboju „wyzwoleńczych” hord Stalina. Choć prawda ta jest bardzo niechętnie przyjmowana do wiadomości, liczne dokumenty dowodzą, iż szydercze słowa Chruszczowa o Stalinie dowodzącym „na globusie” mają inne zupełnie znaczenie, niż sądzono. Tak, generalissimus rzeczywiście nie zajmował się drobiazgami, jakimś Rżewem, Stalingradem czy Berlinem, on planował operacje na skalę całej Europy i Ameryki. I zapewne zrealizowałby te plany, gdyby wolny świat nie posiadł broni niwelującej miażdżącą przewagę Sowietów w czołgach, działach i piechocie. Jakby szykującemu się do skoku niedźwiedziowi włożono w pysk oścień. Rozpędzona machina wojenna musiała się zatrzymać w chwili, gdy władza nad światem była już w zasięgu ręki, czekać, aż sowieccy naukowcy z pomocą szpiegów zdołają skonstruować własną broń jądrową – a to był początek jej końca. Nic dziwnego, że amerykańska bomba atomowa była przez Sowietów i legiony ich „pożytecznych idiotów” darzona aż taką nienawiścią.
Bourbon – najbardziej amerykański trunek, obok oczywiście bardzo trudno dostępnej poza USA rye whiskey; oba uważam za alkohole najbardziej godne mężczyzny. Lubiłem też swego czasu szkocką whisky, ale po pierwsze, skutecznie obrzydził mi ją fakt, iż stała się ona w Polsce napitkiem żłopanym przez rozmaitych Kwaśniewskich, Rywinów i Wachowskich, po drugie, ustępuje bourbonowi walorami smakowymi, po trzecie wreszcie, występuje w tylu gatunkach i odmianach, że uzyskanie w nich przyzwoitej orientacji wymaga studiów bardzo kosztownych dla portfela i wątroby.
Ktoś spyta może, czy propagując ten trunek, nie naruszam aby ustawy o wychowaniu w trzeźwości i nie wciągam czytelników w matnię → alkoholizmu. Owoż z mojego doświadczenia wynika, że nie ma lepszego zabezpieczenia przed alkoholizmem niż kolekcjonerski stosunek do alkoholu. Skoro już zbierasz markowe alkohole, to byle czego pić nie będziesz, żeby sobie nie psuć tanim paskudztwem smaku. Z kolei picie tego, co dobre, to jednak wydatek. A nawet gdy możesz sobie na ten wydatek pozwolić – po prostu, cholera, psujesz sobie kolekcję. W ten sposób tak jakoś wychodzi, że im gust bardziej wyrobiony, tym degustacja rzadsza i bardziej naparstkowa.
Bufet – nie uogólniałbym własnych obserwacji, gdyby nie potwierdzał ich szereg innych osób z zupełnie różnych stron i punktów widzenia. Otóż na wszelkich eleganckich bankietach przy bufecie panuje u nas „żłopanina, parskanina, mlaskanina”, eleganckie towarzystwo tłoczy się i przepycha, a kto się już dopcha, ten nakłada porcje większe niż talerz i potem w cisnącym się do darmowego żarcia tłumie smaruje innych ściekającymi sosami. Przy czym im bardziej towarzystwo jest eleganckie i szmalowne, tym bardziej bezwzględnie się dopycha i głośniej siorbie. Obserwacja bufetu na jakimkolwiek oficjalnym raucie czy artystycznym „iwencie” powie obserwatorowi więcej o naszych elitach niż jakikolwiek obszerny esej; a w każdym razie powie wszystko, co trzeba o nich wiedzieć.
Chałtura – po rusińsku znaczyło dawniej tyle co „kartka”, od czego w Kościele unickim nazwano specjalne nabożeństwo za zmarłego (coś jak u nas wypominki), zapewne będące dla parocha dodatkowym źródłem dochodu. Pracę wykonaną byle jak, bez staranności, wyłącznie dla zarobku zaczęto w ten sposób określać w dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy to chałturami nazwano w środowisku teatralnym zarobkowe objazdy po prowincji. Warto zauważyć, że chałtura istnieje wyłącznie w socjalizmie. Artysta (by do tej sfery się ograniczyć) amerykański wie, że nawet gdy gra w reklamie sałatkę z pomidorów albo uświetnia otwarcie szkoły w pipidówie, musi dać z siebie wszystko; a nuż to ten właśnie moment, gdy zobaczy go ktoś ważny, od kogo zależy kariera, i raz na zawsze wyrobi sobie o nim zdanie. Artysta polski natomiast odwala robotę na aby-aby, bo czuje się stworzony do wyższych celów, i narzeka przez całe życie, że mu nie dano szansy pokazania, co naprawdę mógłby zrobić, gdyby tylko mu się chciało (→ Młode kabarety).
Chauvin, rekrut – postać z pewnej francuskiej komedii z drugiej połowy XIX wieku, uosabiająca przekonanie o wyższości własnego narodu i pogardę dla wszystkich innych. Komedię i jej autora dawno już zapomniano, a ukuty od nazwiska zmyślonego przez niego bohatera wyraz chauvinism, szowinizm, wszedł do wszystkich niemal języków. To największy sukces pisarza, jaki umiem sobie wyobrazić i o jakim można w tym zawodzie marzyć.
Chłopcy – „chłopcy malowani”, „hej, chłopcy, bagnet na broń”, „za mną, chłopcy” i tak dalej, wszystkie te wbite nam w pamięć skojarzenia i frazy nie są przypadkowe. W istocie historia Polski, wykolejonej z normalnych dziejów, była w wielkim stopniu historią chłopców, dla których powstania, insurekcje i inne katastrofy to wspaniała przygoda i sposób popisania się przed rówieśniczkami. A jeśli przy okazji spłonie ze szczętem i dorobkiem pokoleń cała stolica, diabli wezmą odzyskiwaną mozolnie państwowość, zaborca dostanie pretekst, „by uniwersytety znieść” i tak dalej, to katastrofa tym piękniejsza i tym piękniej się nią będzie można potem wzruszać.Jestem waszym psem łańcuchowym
Z wielu ról życiowych, jakie Pan pełnił i pełni – satyryk, polityk, felietonista, pisarz – w której czuje się Pan najlepiej?
Nie jest tych ról znowu aż tak wiele i wszystkie związane są z pisaniem lub z występowaniem w mediach elektronicznych. Tak naprawdę moim głównym pomysłem na życie zawsze była literatura, i to od bardzo dawna – bardzo to śmieszyło moją rodzinę, gdy już jako dziesięcioletni kajtek zapewniałem butnie, że będę pisarzem. Ale w roku 1989 okazało się, że trzeba sobie poukładać życie na nowo, bo ustrój się zmienił i nie sposób, jak to wcześniej sobie roiłem, wyżyć z pisania prozy, nawet tak poczytnej jak fantastyka. Musiałem wymyślić jakieś zajęcie zarobkowe i postawiłem na dziennikarstwo. Może nie najmądrzej, bo gdybym robił cokolwiek innego, łatwiej by mi było w weekendy czy wieczorami pisać prozę. Dzisiaj wygląda to tak, że siedzę przy klawiaturze od rana, pisząc dla zarobku artykuły do gazet, i bardzo trudno mi potem, kiedy już tę szychtę odwalę, przeciągnąć się i powiedzieć: no, to teraz dla odpoczynku na tej samej klawiaturze napiszę sobie powieść. Ale tak wybrałem i to się już nie zmieni, bo z czasem okazało się, że zostałem w znacznie większym stopniu zaakceptowany przez czytelników jako publicysta niż jako pisarz. Przyjmuję ten wyrok z pokorą. Choć boleję nad nim i mam nadzieję, że się zmieni.Książki będą zawsze
Jak się czujesz jako prorok?
Prorok?
W opowiadaniu „Żywa gotówka” opisałeś gigantyczny kryzys gospodarczy. Opowiadanie pochodzi z 2002 r. Już wtedy przewidziałeś to, z czym mamy do czynienia dzisiaj.
W opowiadaniu „Żywa gotówka” znalazło się sporo twardej rzeczywistości... Na przykład stwierdzenie, że jestem człowiekiem, którego pieniądze lubią. Nie żeby jakimś milionerem, ale mogę liczyć na to, że mnie pieniądze nie opuszczą, ponieważ odkryłem ich największą tajemnicę: że one są formą życia. I jak każde życie, chcą się mnożyć, a żeby się mnożyć, muszą być w ruchu. Więc nie lubią dusigroszów, którzy je trzymają w skarpecie, tylko ludzi, którzy szybko je wydają. Oczywiście pod warunkiem, że robią to w sposób sensowny: wydają, a nie wyrzucają.Skorowidz
A
Akcje
Algorytm wyborczy III RP — Zobacz także Dylemat reformowania III RP
Alkoholizm
Alpaga — Zobacz także Transformacja ustrojowa
Antyklerykalizm — Zobacz także Salon
Antysemityzm — Zobacz także Gombrowicz Witold; Media elektroniczne; Salon
Apteki
Armia Krajowa
Autorytety — Zobacz także Komandosi; Salon
Autostrady — Zobacz także Jadąc przez Polskę; Niemożność
B
Bajki antylustracyjne
Balcerowicz musi odejść
Bezkarność
Bezpieczeństwo — Zobacz także Wilhelm z Tyru
Bezstronność
Bolek — Zobacz także Tusk Donald; Okrągły Stół; Renesans
Bomba atomowa
Bourbon — Zobacz także Alkoholizm
Bufet
C
Chałtura — Zobacz także Młode kabarety
Chauvin, rekrut
Chłopcy
Ciągłość historyczna III Rzeczpospolitej
Ciekawość — Zobacz także Bolek; Wolność słowa
Cierpienie
CKM — Zobacz także Emancypacja kobiet
Co najmniej kilkanaście lat... — Zobacz także Komandosi
Cuda Tuska — Zobacz także Wałęsa Lech
Cwany niewolnik
Czarnobyl
Czerwińsk nad Wisłą
Człowiek
D
Dalajlama
Debata publiczna — Zobacz także Demaskacja
Demaskacja — Zobacz także Debata publiczna; Zagrożenie dla demokracji
Demokracja — Zobacz także Media elektroniczne
Dieta
Domniemanie uczciwości — Zobacz także Demaskacja
Dwór — Zobacz także Prawość
Dylemat reformowania III RP — Zobacz także Algorytm wyborczy III RP
Dyskurs wykluczania — Zobacz także Prawicowość; Pisowski; Radio Maryja; Eksterminacja
E
Eksterminacja — Zobacz także Zagrożenie dla demokracji; Zaborcy
Elita — Zobacz także Kolonialny sierżant
Emancypacja kobiet — Zobacz także Chłopcy; Ojciec; CKM
Endecy — Zobacz także Gross Jan Tomasz
Erotoman gawędziarz
Eutanazja
F
Fahrenheit 451° — Zobacz także Media elektroniczne
Festiwale
Filmy historyczne — Zobacz także Monte Cassino
Folwark Rzeczpospolitej — Zobacz także Kolonialny sierżant
Format
Fotoradar
G
Gender
Gierek Edward — Zobacz także Jaruzelski Wojciech
Globalne ocieplenie
Godność
Gombrowicz Witold — Zobacz także Salon; Dyskurs wykluczania
Gross Jan Tomasz — Zobacz także Kolonialny sierżant
H
Historia — Zobacz także Syndrom kolejarza
Homoseksualista
I
Idealne państwo
Idole młodości
Inkwizycja
IPN — Zobacz także Syndrom kolejarza; Historia
J
Jadąc przez Polskę
Jaruzelski Wojciech
Jurczyk Marian
K
Kac
Kaczyński Jarosław
Kaczyński Lech
Kapitalizm
Kilka godzin w tygodniu — Zobacz także Partie polityczne; Środki uświęcają cel
Kiszczak Czesław — Zobacz także Ciekawość; Salon
Klasa średnia — Zobacz także Demokracja
Klein Naomi — Zobacz także Neoliberalizm
Kłamstwo — Zobacz także Wałęsa Lech
Kolonialny sierżant
Komandosi — Zobacz także Polityka
Korupcja polityczna
Koszty reform — Zobacz także Autorytety
Kowalski Jaś
Koźmian Kajetan — Zobacz także Mickiewicz Adam
Kraj lat dziecinnych
KRUS — Zobacz także Przywilej; Salon; Wilhelm z Tyru
Książki
Kurwa
L
La Lumiere
Lefebryści
Legalizacja
Lewicowość — Zobacz także Prawicowość
Lex Michnik — Zobacz także Salon; Radio Maryja
Liberalizm — Zobacz także Neoliberalizm
Liberalna inteligencja
Lisowczycy
Listy Żydów — Zobacz także Żydofobia
L’Uomo Qualunge
Lustracja — Zobacz także Sitwa; Reglamentacja sukcesu
M
Małpy ze Wschodu
Małżeństwo
Mąż stanu
Media elektroniczne — Zobacz także CKM; Wolność słowa; Obrazek; Demokracja
Mein Kampf
Michnik Adam — Zobacz także Lex Michnik
Mickiewicz Adam — Zobacz także Koźmian Kajetan
Miłosz Czesław — Zobacz także Radio Maryja
Miłość
Mitologia III RP — Zobacz także Okrągły Stół; Ciągłość historyczna III Rzeczpospolitej
Młode gnoje
Młode kabarety — Zobacz także Chałtura
Młodość
Monte Cassino
Mój największy sukces
N
Najbardziej beznadziejna miłość w dziejach
Napoleon
Neoliberalizm — Zobacz także Liberalizm; Socjalizm; Demokracja; Wymiana nieekwiwalentna; Klein Naomi
NEP — Zobacz także Neoliberalizm; Transformacja ustrojowa
NFI
Niemcy — Zobacz także Kolonialny sierżant; Stauffenberg Claus Philipp Maria Schenk, graf von
Niemiecka polityka zagraniczna
Niemożność — Zobacz także Zaborcy
Niewolnictwo
O
Obciach — Zobacz także Pokusa zaprzyjaźnienia się z ludźmi, którzy dużo mogą
Obrazek
Obrazowanszczina — Zobacz także Salon
Off Air TV
Ojciec — Zobacz także Chłopcy
Okrągły Stół
ONZ
Opinia publiczna — Zobacz także Media elektroniczne; Demokracja
P
Pacyfizm
Państwo policyjne
Państwo spuchnięte — Zobacz także Liberalizm
Papież — Zobacz także Lefebryści
Partie polityczne
Pas cnoty
Patriotyzm
Patrz, kto mówi — Zobacz także Autorytety
Pawlak Waldemar — Zobacz także NFI; Wieś polska
Peerel
Peerelczyk — Zobacz także Cwany niewolnik
Penderecki Krzysztof
Pieredyszka, zwana też Odwilżą — Zobacz także Kłamstwo
Pies łańcuchowy
Pietrzak Jan
Piłsudski i Dmowski
Pisanie
Pisowski — Zobacz także Dyskurs wykluczania; Salon
Poezja
Pokusa zaprzyjaźnienia się z ludźmi, którzy dużo mogą
Polacy na Kremlu
Polak katolik
Polityczny
Polityka — Zobacz także Komandosi; Renesans; Format
Polityka transakcyjna — Zobacz także Państwo spuchnięte; Zarządzanie chaosem
Poniatowski Józef, książę
Prawa kobiet
Prawda
Prawicowi dziennikarze — Zobacz także Dyskurs wykluczania; Pisowski
Prawicowość — Zobacz także Lewicowość
Prawo
Prawość
Prawo Ziemkiewicza
Prezydent
Prywatyzacja — Zobacz także Telekomunikacja Polska SA
Przełomy historyczne
Przywilej — Zobacz także KRUS
R
Radio Maryja
Redystrybucja — Zobacz także Neoliberalizm
Reglamentacja sukcesu — Zobacz także Niemożność; Sitwa
Renesans — Zobacz także Wałęsa Lech
Renty inwalidzkie — Zobacz także Złodzieje, złodzieje!
Robiąc rachunek wstydu — Zobacz także Salon
Rosyjska polityka zagraniczna
RP, III
Ruscy
Rzezie Wołyńskie
S
Salon
Samoobrona
Sejm
Sens życia
Sierpień ’80 — Zobacz także Autorytety; Ciekawość
Sitwa — Zobacz także Reglamentacja sukcesu
Sławne cytaty
Słoma w butach
Smak — Zobacz także Salon
Smok
Socjalizm — Zobacz także Lewicowość; Sprawiedliwość społeczna; Neoliberalizm
Sowieccy gieroje
Sprawiedliwość społeczna
Stauffenberg Claus Philipp Maria Schenk, graf von
Syfilis
Syndrom kolejarza
Szantaż
Szmaciak, towarzysz
Ś
Śmierć
Śmierć kapitalizmu
Środki uświęcają cel
Świat wczorajszy
T
Telekomunikacja Polska SA
Teoria ewolucji
To wie się, co się ma
Tran
Transformacja ustrojowa
Trzech kumpli — Zobacz także Salon
300
Tusk Donald — Zobacz także Ojciec
U
Układ — Zobacz także Polityka transakcyjna
W
Wałęsa Lech — Zobacz także Bolek; Mickiewicz Adam; Renesans
Wieś polska — Zobacz także Bezpieczeństwo; KRUS; Renty inwalidzkie; Pawlak Waldemar
Wilhelm z Tyru
Wojna secesyjna — Zobacz także CKM; Folwark Rzeczpospolitej
Wojsko
Wokulski
Wolność słowa — Zobacz także Trzech kumpli; Lex Michnik; Ciekawość
Wolny rynek — Zobacz także Apteki; Wilhelm z Tyru
Wołodyjowski, Jerzy Michał — Zobacz także Prawda
Wymiana nieekwiwalentna
Z
Zaborcy — Zobacz także Niemożność
Zagrożenie dla demokracji — Zobacz także Debata publiczna
Zapomniane przykazanie
Zarządzanie chaosem — Zobacz także Kaczyński Jarosław; Wałęsa Lech; Lustracja; Bezstronność; Polityka transakcyjna
Zderzenie cywilizacji
Złodzieje, złodzieje! — Zobacz także Okrągły Stół; Salon
Zwierzęta
Ż
Żydofobia — Zobacz także Listy Żydów